Skocz do zawartości

Mephisto The Undying

Brony
  • Zawartość

    10766
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Mephisto The Undying

  1. W momencie w którym przybiłeś mu żółwika, całe światło wróciło do pomieszczenia, tylko deszcz dalej stukał. Nie było jednak tego okrutnego poczucia niepokoju. Istota rozluźniła się i wygodnie oparła o oparcie fotela. - Cóż, zacznijmy po kolei. Masz do czynienia z pegazem, który to potrafi używać magii. Twoim najlepszym ruchem w tej sytuacji będzie kontakt ze specjalistą od magii. Oczywistym wyborem była by Twilight Sparkle, ale ona jest w obecnym momencie absolutnie pozbawiona sił - odezwał się po czym wstał i ruszył w kierunku drzwi. - Ale na pewno ma jakiś znajomych znających się na magii. Może ją o to zapytaj? - zerknął na swój nadgarstek. - Powinna się wkrótce obudzić. Na krótką chwilę, ale wciąż powinna. Przepytaj ją o to. A teraz powodzenia - zniknął. Bez żadnych błysków, ani dymu. Już go nie było, a ty zostałeś sam.
  2. Gassot rozglądał się po wnętrzu całkiem zainteresowany. Co prawda wciąż wolał Noxiański styl wystroju, ale wciąż, ten tutaj był czymś nowym a przez to ciekawym. Gdy dotarli do momentu w którym mieli się zatrzymać, Gassot raz jeszcze się ukłonił. W taki sam sposób jak przy spotkaniu z królem. Potem wyprostował się. - Wasza wysokość, na północ stąd wioska została zniszczona podczas ataku w którym to przewodził biały niedźwiedź w zbroi. Przewodził nieumarłym. Wśród nich była też wojowniczka z Pazurów Zimy, jeżdżąca na dziku, z kiścieniem z wielką bryłą lodu jako bronią. Kierowali się na południe - odezwał się gdy już mu kazała.
  3. - Nie dobijemy targu, do momentu w którym oficjalnie, głośno i wyraźnie nie wypowiesz tego, że się zgadzasz. Musi to być wykonane z własnej woli. A do tego musimy... cóż, przybić sobie żółwika, bo dłoni to ty nie masz - zaśmiał się, trochę złośliwie. - Takie jednak są zasady. Jeśli chcesz je przeczytać, pierwsza strona mojej książki. O tutaj - otworzył księgę oprawioną w skórę pokazując ci pierwszą stronę, gdzie faktycznie, mogłeś przeczytać dokładnie to co ci powiedział. Wyciągnął dłoń w twoją stronę. Tak abyś mógł mu ją przybić. - To jak? - zapytał.
  4. Wraz z momentem zadania pytania, poczułeś jakby twój umysł właśnie został wylany z twojej głowy wprost na stół, gdzie osobnik, który właśnie świdrował cię wzrokiem, całość mógł przeczytać, z pobłażliwym uśmiechem. - Nie jestem prostym demonem. Takie określenie jest wręcz dla mnie obraźliwe mój drogi - oznajmił spokojnie wpatrując się w ciebie, dalej mając ten sam pobłażliwy uśmieszek. - Ceną nie jest też twoja dusza, o nie. Po co mi twoja dusza? Nie jestem jakimś żałosnym Liszem, który swoją nieśmiertelność w nieżyciu utrzymuje kosztem dusz innych. Nie jestem alchemikiem pragnącym równowartości i baterii do swojego kryształu mogącego tkać świat, zdawało by się za darmo - ciągnął tak ten temat, a dźwięki otoczenia zdawały się stawać coraz głośniejsze. Co ciekawe, to głos istoty słyszałeś najdokładniej, a ten głośniejszy się nie stał. - Będziesz musiał wykonać dla mnie przysługę. W przyszłości. Niewielką, po prostu przyjdę, jeśli będę potrzebował twojej pomocy. A ty wykonasz moją prośbę bez gadania. Tylko tyle - oznajmił i uśmiechnął się. Teraz, wręcz zachęcająco.
  5. - Cóż... są dość sławne, trudno ich nie znać. One jednak nie znają mnie, ty też mnie nie znasz. Wiesz kto mnie zna? Wasze dwie władczynie. Ale nic ci o mnie nie powiedzą. Hehe - odsunął się od Rarity i przeszedł do Applejack. Powtórzył to samo badanie, na koniec została Rainbow Dash, gdzie raz jeszcze, zbadał ją. - Cóż, powoli mam coraz większe pojęcie - oznajmił i zniknął raz jeszcze. Znalazł się na korytarzu, poczułeś w pewnym momencie jak tracisz kontrolę nad ciałem i zaczynasz mechanicznie iść za nim. Zamknąłeś nawet za sobą drzwi. - Widzisz mój drogi Moonlightcie, nie mogę ci pomóc w wyjaśnieniu tej sprawy. Nie dam ci żądnej odpowiedzi, zwyczajnie nie mogę, nawet jakbym chciał, a nie chcę. Lubię patrzeć na wasze zachowania. Ale wiesz co mogę zrobić? Pomóc ci w odnalezieniu prawdy. Podsunąć poszlakę pod nos, podpowiedzieć w trudnej chwili, wspomóc dobrą radom i dobrym słowem - oznajmił ciągnąć cię za sobą na górę, na trzecie piętro, aż do salonu gdzie usiadł na fotelu. Na stoliku przed nim leżała gruba księga. Oprawiona w... skórę. Od razu wiedziałeś jaką, to była skóra kucyków. Jej kartki był stare, już od dawna pożółkły, ale jednak dalej były wypełnione. Usiadłeś naprzeciwko. - Powiedzmy, że to oferta. Pomogę ci rozwiązać tę sprawę, ale ty, będziesz musiał mi zapłacić - w tym momencie przetarł dłonie. Za deszczem padał deszcz, a powolny stukot kropel wody wybijał dziwaczny rytm w pokoju. Usłyszałeś kapiącą wodę... ale dalej byliście w tym samym pokoju. Blade światło, nie padało z żadnego normalnego źródła światła, blade, kolorowe ogniki krążyły nad wami, pogrążając pomieszczenie w półmroku, czułeś jakby każdy kąt żył, jakby coś właśnie tam czyhało, na ciebie, na księżniczkę, na Fluttershy. Jakby jedyną granicą pomiędzy bestiami z cieni a tobą i klaczami które miałeś bronić była istota siedząca przed tobą. Ujadanie psów, szelest kartek, dźwięk trzaskającego w ogniu drzewa. Krople... Krople... HUK Nagłe, błękitne światło pochodzące z błyskawicy oświetliło pokój, pokazując ci w pełni oblicze twojego rozmówcy. Bez wyrazu, z ostrymi rogami, ozdobionymi kolczykami. Czerwone ślepia, bez źrenic, bez białka, wgapiały się w ciebie, świdrując twoją duszę i męcząc twój umysł. Wyjący wiatr, zdawał się do ciebie mówić. Nawołując, krzycząc twoje imię. Nie czułeś jednak zimna, nie czułeś też ciepła. - Oferuję ci... układ - odezwał się po chwili milczenia. - Dość prosty, jak już mówiłem, pomogę ci w rozwiązaniu tejże sprawy. Nie musisz zapłacić mi teraz. To jak? - kolejny huk błyskawicy, raz jeszcze oświetlił twarz istoty, szczerzącej się w uśmiech, raz jeszcze pokazując swe ostre, drapieżne zęby.
  6. Jego kolejną badaną była Pinkie Pie, którą to przebadał dosłownie identycznie jak Twilight Sparkle, no może oprócz małego szczegółu. Przy niej zdawał się upewnić, czy na pewno zaraz nie wstanie. - Ta tutaj chyba wie więcej niż powinna - stwierdził idąc dalej. Do Fluttershy. - Widzisz mój drogi chłopcze, to co robię to badanie - oznajmił nasłuchując rytmu serca Żółtej Klaczy. - Albowiem widzisz, jestem całkiem zaciekawiony, cóż to się im przytrafiło. Śmieszna sprawa, ktokolwiek im to zrobił, użył magii której nie znam. Wyobrażasz to sobie? - wyprostował się nagle, spojrzał na ciebie, jakby podekscytowany i wskazał na siebie. - Ja tej magii nie znam. Wiesz co to oznacza? To wcale nie magia waszej ukochanej Władczyni, jej Siostry, ani nawet wasze Arcy-maga, Starswirla! To jest coś zupełnie nowego. Ale wiem, że nie stworzył tego samemu. To takie ekscytujące - ostatnie zdanie wypowiedział w sposób, który na myśl przywołał ci dziecko, które właśnie czeka na otwarcie świątecznego prezentu. Zaraz potem wrócił do kontynuowania badań, tym razem na Rarity.
  7. Gassot przyjrzał się uważnie broni króla. Cholera, to coś było gigantyczne. Zbyt grube i zbyt wielkie aby nazwać to mieczem. Bardziej przypominało to sztabę żelaza z ostrymi krawędziami. Jeśli król niósł to jedną ręką... "Mógłbyś, no wiesz, zniknąć na jakiś czas? Chyba trochę stresujesz każdego" Po prośbie skierowanej do poszedł za królem, nie kładąc już dłoni na mieczu, po prostu słuchając rozkazu. Zerknął jeszcze na Taliyah.
  8. Istota pochyliła się przed tobą po czym spojrzała na ciebie z pobłażliwym uśmieszkiem. Szybko też oceniłeś co było w jego spojrzeniu. Widział w tobie niewielkiego, szczekającego pieska, zupełnie jakby wiedział, że grozisz mu, ale tak naprawdę nie jesteś w stanie go skrzywdzić. Szydził z ciebie. Do tego świetnie się bawił. - Uuu, warczysz - wyszczerzył się, pokazując ci rząd zaostrzonych zębów. Nie były to też zęby kuca, raczej czegoś mięsożernego i bestialskiego. W tej samej chwili też zniknął. Bez absolutnie żadnego ostrzeżenia, bez efektów magicznych. Zacząłeś się rozglądać i znowu go zobaczyłeś, teraz jednak stał tuż nad twarzą Twilight Sparkle, trzymając swoje włosy tak aby te nie spadły na jej twarz, słuchając swoim szpiczastym uchem rytmu jej oddechu. Spoglądając na swój nadgarstek. Jakby przeprowadzał badanie. Odsunął nawet część jej kołdry i przyłożył ucho do klatki piersiowej, w okolice serca, nasłuchując, patrząc na jej twarz. Po kilku sekundach wyprostował się i znowu nakrył ją kołdrą. Podszedł do jej twarzy i otworzył jej oko, świecąc w nie fioletowym blaskiem pochodzącym z jego dłoni. Po chwili kiwając głową. Odsunął się od delikwentki i przeszedł dalej. Krążąc tak, ignorując ciebie, zupełnie jakby o tobie zapomniał.
  9. - Twilight też obiecała przyjść, więc nie musisz martwić się urlopem - powiedziała z uśmiechem. Fluttershy też odłożyła swoją filiżankę. - No, skoro już musisz iść, szkoda, ale wpadnij jeszcze kiedyś - powiedziała i uścisnęła cię, nie musiałeś aż tak długo czekać. Uścisk był dość długi, najwidoczniej bardzo za tobą tęskniła. Potem odprowadziła cię jeszcze do drzwi, - To pa, Mooni. Do zobaczenia - powiedziała gdy już wychodziłeś, chociaż widziałeś, że odprowadza cię wzrokiem. Cóż, teraz w zasadzie pozostało ci tylko powrócenie do zamku. ======= To był nudny tydzień. W tym mieście autentycznie nic się nie działo, więc w zasadzie przez większość czasu czytałeś, nie miałeś też zbyt wiele pogadać z Twilight bo ta większość czasu spędzała na jakiś badaniach. Udało ci się za to pogadać z Rainbow, chociaż była to krótka rozmowa, ot uścisk na przywitanie, trochę pytań i musiała spadać, dalej przygotowywać swój pokaz. Podobno przyleciała do ciebie w swojej dziesięciominutowej przerwie. Kto by się spodziewał, że będzie tak pracowita. No ale wreszcie nadszedł dzień pokazu, trzeba przyznać, zebrało się sporo kucy, całe Ponyville. Oczywiście poszedłeś tam razem z Twilight, ale i reszta elementów się tam zebrała, siedzieliście wszyscy w jednym miejscu, razem. Była to wczesna jesień, liście na drzewach i ziemi przybierały wszelakie ciepłe barwy, czerwień, pomarańcz, żółć, mieszanki tychże kolorów, do tego bezchmurne niebo i jasno świecące słońce zapewniało przyjemną atmosferę na piknik na przykład. - Ach... czy może być miasto piękniejsze od tego... Ponyville? - odezwał się jakiś biały kuc z blond grzywą, w krawacie, z bułką w dłoni. Tylko, znaczek miał jakiś dziwny... jakaś bomba z kolcami i czaszką na niej... dziwne. Wreszcie na niebie pojawili się Wonderbolts. Oczywiście, większość osób wiwatowała, ale jeszcze nie zobaczyłeś Rainbow Dash. W pewnym momencie, coś się zmieniło, błyskawica, która pojawiła się dosłownie znikąd, trafiła wszystkich Wonderboltsów i wysłała ich lecących ku ziemi. Jednak szybka reakcja Twilight pochwyciła ich wszystkich w powietrzu. - Oh, mogłem spodziewać się takiego refleksu ze strony Księżniczki - niewielkie załamanie na niebie, z którego to wyłoniła się peleryna, która to odkręcając się ujawniła ci postać śnieżnobiałego ogiera, pegaza. Z lekko falowaną grzywą, w pełnej srebrnej zbroi. No, oprócz hełmu. Nie znałeś go. Zauważyłeś jednak złotą aurę która tworzyła łańcuch ciągnący się jakieś kilka metrów za nim do którego przypięta była Rainbow Dash. A raczej złota obroża do której prowadził łańcuch - Ale obawiam się, że przedstawienie skończone. Potrzebuje czegoś co jest wasze... - oznajmił. Oczywiście, Elementy Harmonii chciały zareagować, zeskakując z waszych trybun. Próbowały zareagować, ale nim miały okazje, każda z nich miała podobną złotą obrożę. Ich próby reakcji skończyły się na niczym... - No już, już. Spokojnie drogie panie. Nie przemęczajcie się. Będę potrzebował waszej energii - oznajmił i pociągnął wszystkie łańcuchy, wyrywając coś z ciał całego Mane Six... te jednak pozostały w całości. Z tym, że wyglądały jakby na... przemęczone i wyblakłe. Nie dały rady nawet ustać na nogach. - Do zobaczenia - ogier zniknął. Nie wiedziałeś co robić, gonić cel który zniknął czy pomóc księżniczce, i reszcie. Pomoc była rozsądniejsza i ważniejsza obecnie. Podszedłeś do nich. - Moon... - głos Twilight był słaby, ale wiedziałeś, że cię woła. - Moon... m-mu-m-musisz... n-na-nas, za-zam-zam-za-zamek... - powiedziała i straciła przytomność. Było źle... Z pomocą tego wielkiego czerwonego Ogiera, jednego całego białego i groteskowo wręcz napakowanego i jeszcze jakiegoś udało się wam dostarczyć klacze do zamku. Usłyszałeś też instrukcje od Twilight co powinieneś zrobić, gdzie je zanieść. Do pokoju w podziemiu, o którym nie wiedziałeś, ale przypomniał trochę szpital, albo raczej skrzydło szpitalne. Stałeś teraz w progu, wszystkie klacze spały. - Straszne co nie? - usłyszałeś głos za sobą. Brzmiał trochę drwiąco i psotnie. Źródłem tego głosu była wysoka, fioletowa i rogata istota która stała za tobą. Ubrana w dziwne szaty, z talią kart w dłoni i masą złotych i srebrnych ozdób. - Pierwszy tydzień a tu taka tragedia. Tyle dobrze, że miała dość siły, żeby tobą pokierować co? Hehe. Do tego wyjaśniła ci podstawy jak podpiąć je do tych łóżek. Świetna sprawa. Ciekawe czemu woli je od szpitala... pewnie przez magię - wzruszył ramionami.
  10. Fluttershy zerknęła na kalendarz wiszący na ścianie. - To będzie w przyszłą sobotę. O około czternastej ma się zacząć. Czyli za pięć dni - oznajmiła i odwróciła się do ciebie z uśmiechem. - To przyjdziesz? - zapytała z nadzieją wyraźnie wypisaną na twarzy. W tym momencie mogłeś całkiem dosłownie mieć problemy z wybraniem tej bardziej onieśmielającej.
  11. Fluttershy spojrzała na siebie lekko zdziwiona, jakby nie wiedziała o co ci tak naprawdę chodzi. - Serio? Nawet nie zauważyłam - stwierdziła spoglądając na własny nos, prawdopodobnie próbując spojrzeć na usta, no ale nie udało jej się to. Po chwili wzruszyła ramionami - Pewnie to nic takiego - dodała, faktycznie mówiła jakby to nie była nic takiego, wzięła też łyk herbaty.
  12. Słysząc o tym, że poznałeś inne kucyki, Fluttershy wydawała się być całkiem zadowolona, ale zauważyłeś jakby kąciki jej ust delikatnie drgnęły na wspomnienie tego, że Rarity potrafi onieśmielić. A może tylko ci się zdawało, bo ostatecznie Fluttershy cały czas pozostawała uśmiechnięta. - Cóż... ciekawe że pytasz, przez pewien czas, ktoś ją chciał i nawet jej warczenie mu nie przeszkadzało ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Więc w pewnym sensie tak i nie - powiedziała i zachichotała cicho. - Nawet jej kilka razy radziłam, żeby spróbowała mniej ofensywnego podejścia, ale nie wyszło.
  13. - To świetnie - oznajmiła z uśmiechem. - Będzie to też trochę okazja do odświeżenia relacji - stwierdziła sama biorąc łyk herbaty. - Cóż, Zecora sprzedaje po prostu gotową mieszankę ziół na napar który przygotować dość łatwo. Nie jestem pewna kiedy będzie teraz znowu miała swój stragan, ale szczerze polecam - oznajmiła z uśmiechem. - A tak z ciekawości, oprócz Twilight, i Pinkie poznałeś już tu kogoś? - zapytała, jakby z nadzieją.
  14. Gassot zdjął dłoń z miecza. Spojrzał też na osobnika który właśnie wyszedł. Zareagował na jego stwierdzenie o byciu królem, wtedy też zauważył koronę. Jego pierwszą reakcją był ukłon. Typowy, dworski ukłon względem kogoś kto był na pozycji władzy. - Wasza wysokość - odezwał się dalej tkwiąc w ukłonie. Ale spoglądając na mężczyznę. - W zasadzie, chcę po prostu audiencje u kogoś kto zechce pomóc swoim ludziom w górach - powiedział gdy już skończył swój ukłon.
  15. - Och, schlebiasz mi. Herbatę zapewniła mi Zecora. Jest świetna i świetnie działa gdy musisz się odprężyć - odezwała się. - Cóż, Rainbow też mieszka w Ponyville. I fakt, została Wonderboltem, ostatnimi czasy jest bardzo zajęta, pamiętam jak mówiła, że planują coś większego - stwierdziła opierając kopytko o podbródek. - Ale mówiła, że nie może powiedzieć dokładnie co takiego. Ale zaprosiła mnie, no i resztę moich przyjaciółek na występ. Może też pójdziesz? - zaproponowała.
  16. Fluttershy spojrzała na twój bok z lekko ponurym spojrzeniem. - Dalej nic, co? - zapytała po chwili. - Miałam nadzieje, że chociaż tam znajdziesz swoje prawdziwe powołanie - stwierdziła i spojrzała ci w oczy. Wyglądało to jakby chciała jeszcze coś powiedzieć. Przerwał jej jednak odgłos czajnika który to właśnie zagwizdał, a klacz szybko zalała herbatę. - Może... spróbuj się zapytać o to Twilight? Ona zna się na magii, może ci pomoże? - zaproponowała po chwili, wskazując nosem na twój nieistniejący znaczek.
  17. - Jedyne czego chciałem, to porozmawiać z królową żeby móc ją ostrzec i załatwić pomoc dla znajdujących się w górach wiosek. Robicie z tego zdecydowanie większy problem niż powinniście - rzucił w kierunku strażników, teraz mając już poparcie Zallena. Położył dłoń na broni, ale jeszcze jej nie wyciągnął - Wciąż jednak możemy zrobić to pokojowo, nikt nie będzie musiał ginąć, ewentualnie żyć z poważnymi poparzeniami - dodał. Zabijanie ludzi którym chciało się pomóc nie należało do rzeczy które miał w swoim planie działania.
  18. Fluttershy odpowiedziała ci uśmiechem wysłuchując twoich słów i kierując cię do kuchni gdzie zajęła się przygotowaniem herbaty. Zachichotała też na wspomnienie "LTQ" i nazwanie Twilight Jaśnie Oświeconą. - Fakt, jestem przyjaciółką Twilight, poznałyśmy się gdy ta się tu przeprowadziła - oznajmiał. - Jestem pewna, że LTQ też się ucieszy gdy dowie się, że teraz mieszkasz w Ponyville - dodała z uśmiechem. - Nawet jeśli pewnie nie będzie tego pokazywać - dodała i znowu zachichotała. - A... jak ci się żyło w Canterlocie? Jako strażnik? - zapytała po chwili.
  19. - Prawię cię nie poznałam, przez te całą zbroję i w ogóle - mruknęła przy okazji spoglądając gdzieś w bok. Zaraz potem spojrzała na twoją szyję. - Ale dalej masz chustę - dodała i uśmiechnęła się. W tym samym czasie Pinkie przebiegł dreszcz i ta nagle rozejrzała się wokoło podejrzliwie. - Mam dziwne wrażenie, że jestem gdzieś potrzebna... - mruknęła. - No cóż, wybacz, że przedwcześnie kończymy wycieczkę po mieście, ale MUSZĘ LECIEĆ, PRZYJĘCIA MNIE POTRZEBUJĄ - i tak oto, Różowa Błyskawica zniknęła raz jeszcze. Zostałeś sam na sam z Fluttershy. - M...może wejdziesz? Napijemy się herbaty i powiem ci co u mnie i Dash, a ty powiesz co u ciebie? - zaproponowała spoglądając na ciebie z nadzieją.
  20. W tym momencie zauważyłeś jak klacz lekko wystawiła głowę zza drzwi spoglądając na ciebie uważnie. Przyglądała się tak tobie przez dobrych kilka sekund. Po chwili mogłeś zauważyć, że chyba cię wreszcie rozpoznała, poruszyła najpierw bezdźwięcznie wargami i... przytuliła cię. - O hej, wy się znacie? Super! Zawsze fajnie jest mieć kogoś znajomego w nowym mieście - oznajmiła zadowolona Pinkie. Minęło kilka dobrych chwil zanim Fluttershy cię puściła i spojrzała na ciebie z uśmiechem. - Cześć Moon. Dawno się nie widzieliśmy - odezwała się, trochę głośniej.
  21. - Wooaah - powiedziała klaczka wpatrując się w ciebie z podziwem. - Dobra, dobra. Kiedy indziej posłuchasz - Applejack odsunęła od ciebie klaczkę. - Dzięki za pomoc Moonlight. Mogę mówić po prostu Moonlight, prawda? - zapytała z przyjaznym uśmiechem. - Jakbyś jeszcze kiedyś miał ochotę odpocząć od bycia żołnierzem i popracować na farmie to wpadaj śmiało, zawsze jest co robić. A teraz, ja wracam do pracy. Trzymaj się - skinęła głową i biorąc kolejny kosz ruszyła do sadu. - My też się zbieramy, mamy jeszcze tyyyyyleeeeee do zobaczenia. Do widzenia! - zawołała Pinkie i wzięła cię razem ze sobą w drogę powrotną do miasta. Jednak zamiast do centrum, odbiliście w prawo i kroczyliście po obrzeżach. Wreszcie docierając do jakiejś chatki, obok której zauważyłeś kilka domków dla kur i innych zwierząt. Pinkie zapukała. Nastała cisza. Dopiero po chwili drzwi delikatnie się otworzyły i dałeś rady zobaczyć jedno oko. Dziwnie znajome Oko. - Hej Pinkie - drzwi otworzyły się szerzej. Teraz już poznałeś całą tę klacz. Fluttershy. Ona jednak nie poznała ciebie i prawie natychmiast ukryła się za ramą drzwi. - Cz-cześć... - wydukała cicho.
  22. - Twi dostała własną gwardię? - zagwizdała z podziwem. - W sumie, spodziewałam się, że kiedyś jakiś strażników tu przyślą - stwierdziła jednocześnie w porę stukając Pinkie w nos zanim ta ukradła jedno z jabłek na co różowa klacz cofnęła się o kilka kroków. - A skoro już proponujesz swoją pomoc, chętnie skorzystam - mówiąc to załadowała ci na plecy kosz z pełen jabłek który był ciężki. I to bardzo, mogłeś wręcz poczuć jak nogi się pod tobą uginają. Sama wzięła na swoje plecy drugi. Nie zauważyłeś jednak by miała z tym jakiś problem - Pomożesz mi to zanieść - dodała z nieco chytrym uśmiechem. Dodarliście do miejsca gdzie było kilka innych kucy. Jeden wielki i czerwony kuc ziemski, który spoglądał na ciebie z góry, młoda kremowa klaczka i stara, zielona klacz. - Cześć Big Mac, cześć Apple Bloom, dzień dobry Babciu Smith - zawołała radośnie Pinkie. - Och, a kogo to moje oczy widzą. Jakiś żołdak tu przyszedł? - zapytała staruszka. Podeszła też bliżej ciebie i uważnie ci się przyjrzała. - Kogoś mi przypominasz - stwierdziła mrużąc oczy. - Jest tu nowy, mówił, że przenieśli go z Canterlotu, żeby strzegł zamku Twilight - oznajmiła Applejack jednocześnie ściągając jabłka z twoich pleców. Poczułeś ulgę. - Ojaa, jesteś strażnikiem? Nigdy nie spotkałam strażnika, walczyłeś już z kimś? - teraz przed tobą stała klaczka, wpatrując się w ciebie pytająco.
  23. - Shining Armor? - zapytały obie klacze jednocześnie. - Masz na myśli brata Twilight? - doprecyzowała Rarity spoglądając na ciebie pytająco. - Nie wiedziałam, że jest nauczycielem - stwierdziła Pinkie. - A właśnie zwiedzanie! Już czas ruszać dalej, dzięki za chwilę twojego czasu Rarity - oznajmiła nagle Pinkie i wręcz zaczęła wypychać cię za drzwi. - Och, całą przyjemność po mojej stronie. Bawcie się dobrze - pomachała wam obu jeszcze kopytkiem, dalej się uśmiechając. W czasie gdy wy już znaleźliście się na zewnątrz. Wtedy też powtórzył się poprzedni scenariusz i Pinkie znowu coś mówiła podskakując, a ty podążałeś za nią. W pewnym momencie, o twoją głowę prawie rozbiła się jakaś szara klacz pegaza, przy okazji bardzo intensywnie cię przepraszając i nawet wręczając ci muffina w ramach przeprosin. Kolejnym przystankiem na waszej drodze była Farma. Chociaż nie wiedziałeś do końca dlaczego. Szybko jednak zostałeś poprowadzony dalej, gdzie tak oto spotkałeś kolejną powierniczkę elementu harmonii. Applejack, Element Szczerości. Sama Pinkie kicała na około niej. Gdy ta podążała za nią wzrokiem. - Cześć Applejack. - - Cześć Pinkie... Co tu robisz? - zapytała. - Przyprowadziłam ci gościa. Jest nowy w mieście - oznajmiła zatrzymując się i uważnie przyglądając jabłkom które to leżały w koszyku. - Och - wtedy Applejack spojrzała na ciebie i uśmiechnęła się przyjaźnie podając ci kopyto. Trochę ubrudzone od pracy. - Applejack, a ty? - zapytała.
  24. - Cała przyjemność po mojej stronie - oznajmiła, dalej obdarzając cię uśmiechem. Podała kopyto, a ty je ucałowałeś na co ta zachichotała w całkiem uroczy sposób. - Jaki wychowany - dodała. Zaraz potem spojrzała na ciebie raz jeszcze. - Nie słyszałam aby ktoś zwracał się do Twilight jako "Jaśnie Oświecona." Już teraz mogę ci powiedzieć, że pewnie będzie ją to irytować - stwierdziła. - Totalnie, Twi nie lubi nawet gdy ktoś zwraca się do niej wasza wysokość - dodała Pinkie. - No ale, muszę przyznać, to trochę ciekawe. Skąd decyzja na przypisanie Twilight gwardzistów? Dotychczas ich nie potrzebowała - oznajmiła kładąc delikatnie kopytko na podbródku, podkreślając to, że właśnie myśli.
  25. - Nie ma problemu - powiedziała uradowana i poruszając się wyłącznie skokami wyszła z Cukrowego Kącika, a ty za nią. - W zamku Twilight pewnie już byłeś, w końcu dla niej pracujesz więc jedziemy po kolei ale bez zamku! - oznajmiła entuzjastycznie i tak oto zaczęliście swoją wycieczkę. Mijając kucyki, Pinkie zdawała się witać z każdym, absolutnie każdym, jednocześnie nie przerywając swojego monologu który prowadziła do ciebie, mówiła teraz prawie dwa razy szybciej niż wcześniej więc niewiele rozumiałeś. Wyłapałeś za to coś o historii samego miasteczka, że założyły je ziemskie kucyki. Dowiedziałeś się też trochę o tutejszym ratuszu, kiedy go zbudowano i takie tam. Drugim przystankiem który był istotniejszy, był butik. Nad wejściem był szyld z eleganckim napisem "Carousel Boutique". Chociaż dla ciebie mogło bo być trochę dziwne, Pinkie radośnie wkicała do środka. No i ty za nią. - Rarity! Mam dla ciebie nowego klienta! - zawołała radośnie. Chociaż obecnie główne pomieszczenie było puste. Po chwili z jednego z pomieszczeń wyłoniła się biała klacz z fioletową grzywą, obecnie w czerwonych okularach na nosie. Standardową reakcją ogierów (i niektórych klaczy) na jej obecność było rozmarzone westchnięcie, bo była wręcz zjawiskowa. Była to też powierniczka Elementu Szczodrości, Rarity. Wkroczyła do pomieszczenia krokiem w którym była swoboda, duma i szyk jednocześnie. Spojrzała na ciebie i obdarzyła cię uśmiechem od którego miękły kolana. - Och? Witaj mój drogi. Wybacz bałagan, Pinkie mówiła coś o nowym kliencie, tak? Miała na myśli ciebie? - zapytała po czym oceniła twój ubiór. - Hm, w sumie przydało by ci się lepsze ubranie. Da zbroja, chociaż na pewno praktyczna, zupełnie na tobie nie leży. Kolorystyka powinna być inna - stwierdziła i okrążyła cię z uważnym wzrokiem. - Och, ale gdzie moje maniery, wybacz. Jestem Rarity, a ty słodziutki? - zapytała dalej uśmiechnięta.
×
×
  • Utwórz nowe...