Skocz do zawartości

Mephisto The Undying

Brony
  • Zawartość

    10766
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Mephisto The Undying

  1. - Oh... Oh! Ooooh! Dobra, już rozumiem nowatorskie - powiedziała gapiąc się na portal, jakby analizując samą magię. - Nie widzę run, ani kręgu, nie wiem jakim cudem ktoś to tutaj zamontował. A do tego... tunel idzie w dół chociaż... po blasku ogni pochodni w tunelu wnioskuje, że nie jest to spadek w dół a zwykła droga, po prostu przejście jest... dziwne - oznajmiła zaciekawiona. - Dobra, wchodzimy - rzuciła i wskoczyła do portalu. Lądując zgrabnie na ziemi. Podążyłeś za nią i wkrótce oboje weszliście do pomieszczenia biblioteki. Ta prawie natychmiast gdy dostrzegła jedną z gablot podeszła do niej. - Twój "przyjaciel" posiada niezwykłą kolekcje - oznajmiła. - Dziękuję - odezwał się głos za twoimi plecami. - Starlight Glimmer jak się domyślam? Starlight obróciła się, żeby spojrzeć na ogiera. - Tak. Jakim cudem masz portal do pałacu Twilight? Kiedy go zamontowałeś? - zapytała. - Nigdy. Portal był tam jeszcze za czasów biblioteki. Po prostu w podziemiach, które teraz już nie istnieją. Ale portal jakimś cudem został. Czego chcecie? Ty już wyczerpałeś limit wypożyczonych naraz książek - wskazał na ciebie. - Ty też jakieś chcesz? - zapytał. - To za chwile... wiesz coś o tym, co niedawno wydarzyło się w Ponyville? - zapytała. - Biały Pegaz zaatakował elementy Harmonii magią. Zgadza się? - zapytał. - Tak. Skąd to wiesz? - zapytała poważnie. - Odczytałem z lotu ptaków - oznajmił zawadiacko i minął waszą dwójkę idąc w głąb biblioteki. Starlight podążyła zanim. - Gdzie znajduje się ta biblioteka? - zapytała. - Na bardzo dalekiej północy. Ale portale znajdują się w wielu miejscach - odpowiedział. - Ale zanim poczytasz, ja sam pochodzę z Equestrii. Pracowałem kiedyś w Królewskiej Bibliotece Canterlotu. Jestem też niewiele starszy od was. Domyślam się, że skoro już mnie przepytujesz o to też zapytasz - rzucił. - Okej... co wiesz jeszcze o tym pegazie? - zapytała. - Zaklęcie którego użył pochodzi ze Strefy Entropii. To będzie alejka tysiąc czterysta. - Znasz się na takiej magii? - zapytała. - Trochę. Chociaż osobiście preferuję Czas i Zgodności - odpowiedział. - Będę musiała jeszcze kiedyś cię przepytać - ogier zatrzymał się, odwrócił do was i uśmiechnął tajemniczo. Potem przysunął się do Starlight. - Och, zapraszam. Bardzo tu samotnie, miło czasem z kimś porozmawiać. Zwłaszcza z kimś tak uroczym - powiedział, przygryzł dolną wargę, zupełnie jakby flirtował i odszedł od was, znikając w jednej z alejek. Starlight tylko patrzyła na niego zdziwiona. - Czy on właśnie... dobra, nieważne. Moonlight, chodź. Musimy znaleźć tą alejkę - powiedziała trzęsąc głową.
  2. Starlight spojrzała na ciebie, jakby doskonale wiedziała, że wcale nie mówisz prawdy ale ostatecznie, nie naciskała bardziej. - W porządku. Chodźmy tam - oznajmiła podnosząc talerz magią i odkładając go do zlewu. - W Ponyville jest jedna biblioteka, która teraz jest zamkiem Twilight, ta biblioteka jest gdzieś poza miastem? I co masz na myśli mówiąc, że sposób wejścia tam jest nowatorski? - zapytała przyglądając ci się uważnie.
  3. Starlight uśmiechnęła się, ale szybko jej wyraz twarzy powrócił do poważnego. - Miałeś całkiem pechowy przydział. Ale w sumie dobrze, że chociaż tu byłeś. I sądzę, że możesz się przydać... - stwierdziła. - Ale po kolei, książka faktycznie była pomocna, ale nie na tyle na ile bym chciała. Poznałam kilka artefaktów które faktycznie mogą sprawić, że nawet osoba absolutnie niemagiczna mogła by stać się magiem. Znacznie więcej dowiedziałam się jednak, z faktu, że dziewczyny się obudziły. Co prawda, większość z nich dalej jest wycieńczona, ale dzięki temu dowiedziałam się co tak naprawdę im zrobił - oznajmiła tajemniczo. - W pewnym sensie, ukradł ich połączenie z fizycznymi elementami harmonii. Kradnąc większość magii samych elementów. Nie wiem jak i dlaczego. Ale w obecnie, nie są już elementami harmonii. Dlatego, trzeba te magię odzyskać. I dlatego się przydasz. Ale po kolei. Wpierw... - spojrzała na ciebie w sposób który zmroził ci krew w żyłach. - Twój znajomy ma bardzo wartościowe księgi. Gdzie mieszka? Będę mogła potrzebować jeszcze kilku jeśli mamy znaleźć sposób pokonania tego pegaza - zapytała. - Ach, no i jakbyś był tak dobry. Wyjaśnij mi to? - zapytała i pokazała ci kartę głupca z twoim wizerunkiem. Tą samą którą zdobyłeś od tego fioletowego kolesia.
  4. Wkraczając do kuchni nie zobaczyłeś nikogo. No, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Zobaczyłeś za to co było źródłem zapachu. Nie było to nic specjalnego, ot zwykłe kanapki. Zauważyłeś jednak, że osobą która je zrobiła był ktoś inny. Mianowicie Starlight. Ona też cię zauważyła. - O, cześć - odezwała się i kiwnęła ci głową. - Dobrze, że wstałeś. Bo przydasz mi się dzisiaj. Chociaż dobrze, że też się przespałeś - dodała siadając na krześle przy stole. - Jak chcesz to się częstuj. Domyśliłam się, że wczoraj tu zasnąłeś. Męczący dzień, prawda? - zapytała sama biorąc jedną z kanapek.
  5. Vasco pokazał jeszcze dziewczynie poprawną metodę trzymania pałeczek dalej słuchając jej pytań. - Cóż, jeśli chodzi o potencjał magiczny, to tak, zdecydowanie lepiej sobie z nim radzimy. W pewnym sensie, jesteśmy w stanie kontrolować czystą i dziką magię. Co zauważyłem, że dla ludzi jest raczej problematyczne i jakoś na nich wpływa. Chociaż co prawda, potrzebujemy nieco praktyki, no i nie każdy wybiera ścieżkę maga. Ale... nie wiem w zasadzie jak to jest z ludźmi, ale ja czuję magię w podobny sposób jak czuję powietrze na skórze, czuje jak się porusza, jak stoi, gdy jest gorejąca a gdy zimna. Wściekłość, dzikość i spokój - stwierdził. - A co do tego wielkiego białego lwa. Cóż, to kolejny przykład jak bardzo się od siebie różnimy. Chociaż tak naprawdę wszyscy pochodziły z jednego źródła. Po prostu coś sprawiło, że ostatecznie wszystkie te plemiona wyglądają inaczej - oznajmił.
  6. Oddanie się w obłoki Luny było zdecydowanie przyjemne. No i pomimo tego, czego nauczył cię kapitan, gdzieś z tyłu głowy miałeś myśl, że w takim stanie strażnik byłby z ciebie marny. Najwyżej mięso armatnie. Będąc zbyt zmęczonym by myśleć. Twoje sny... były specyficzne. Pierwszym co zobaczyłeś było ciemne pomieszczenie, które rozciągało się na wiele kilometrów. Ty jednak stałeś przed wielką bramą zbudowaną z kamienia. Miała wysokość co najmniej dwudziestu metrów. Przez całą bramę rozciągała się płaskorzeźba przedstawiająca drzewo. Brama zdawała się powoli otwierać ujawniając ci najpierw oślepiające światło, a potem bezkresną biel. W pierwszej chwili mogłeś pomyśleć, że nic tam nie ma, ale dopiero chwile później zauważyłeś, że wszystko to było śniegiem. Bezkresne połacie śniegu. Robiąc krok przez bramę, zauważyłeś, że byłeś w gigantycznej wieży z białego materiału przypominającego kości. Nim jednak zdążyłeś kontynuować swoją drogę, coś wciągnęło cię do środka a brama zamknęła się przed twoim nosem. Zobaczyłeś tylko ciemną mackę wyglądającą jakby była stworzona z cienia, która to oplatała się wokół twojej nogi a potem wielkie czerwone oko wpatrujące się w ciebie. Macki zgrabnym ruchem pozbawiły cię prawej przedniej nogi, potem lewego oka, potem wbiły się w twoje ciało zabierając jedno z płuc. Ból był niewyobrażalny. Czerwona posoka sączyła się z ran, nie tylko miałeś problemy z oddychaniem, ale i brakujące oko rozlewało krew na twoją twarz. W zasadzie, noga była tutaj najmniejszym problemem. Po chwili poczułeś jak twoje drugie płuco napełnia się krwią, sprawiając, że dosłownie w niej tonąłeś. Topiąc się, we własnej krwi. Nie mogąc nic powiedzieć. Na łasce tego czegoś co na ciebie patrzało. Gdy twoje nerwy powoli przestały działać, a tlen w mózgu się kończył, ostatnim co zobaczyłeś była sylwetka białego pegaza, pochylającego się nad tobą z rozbawionym uśmiechem. Potem tylko ciemność. ================== Otwierając oczy zobaczyłeś światło. Moment, żyłeś? Widziałeś? Mogłeś oddychać? Noga wciąż tu była. Oko i płuca też. Więc o co chodziło? Czułeś jednak ból. Mniejszy, ale jednak. Byłeś w domu Fluttershy. Za oknem było jasno, znacznie jaśniej niż gdy się kładłeś... słońce padało bezpośrednio na ciebie. Zerknąłeś na zegarek i zobaczyłeś, że była siódma rano. Przespałeś całą noc. Poczułeś też zapach jedzenia z kuchni. Dziwne...
  7. Para i deszcz były naturalnym środowiskiem dla Jun, która to mogła w spokoju przyjąć na siebie fale uderzeniową wywołaną upadkiem robota, z racji, że mogła po prostu stać się wodą która była w jej otoczeniu. Spokojnie mogąc wylądować na dole, równo w momencie zakończenia testu. Pierwszą reakcją Jun było złowieszcze zaśmianie się. - Jestem najlepsza na świe... - w tym momencie urwała żeby zwymiotować, głównie wodą, na ziemię przed sobą. W zasadzie, wyglądało to jakby po prostu pluła wodą. Sporą ilością wody. - cie... - dokończyła już niemrawo wycierając usta i chwytając się za brzuch żeby potem udać się do wyjścia.
  8. Było to naprawdę trudne, nie tylko dotarcie do domku Fluttershy ale i znalezienie wszystkiego było trudniejsze, niż myślałeś. Do tego zawistne spojrzenie białego królika imieniem Angel było bardzo nieprzyjemne. Całe szczęście, w pewnym sensie ci pomógł i wyszło nawet przyzwoicie. Mogłeś dać niektórym zwierzakom trochę więcej niż miałeś. Ale w ostateczności, każdy był nakarmiony. A ty bardzo zmęczony. Była godzina piętnasta dwadzieścia. Miałeś wrażenie, że czas mijaj dziwacznie.
  9. Vasco spokojnie podszedł do całego posiłku, najpierw napawając się zapachem, zanim chwycił pałeczki. - No to smacznego - oznajmił z uśmiechem, a zaraz potem wysłuchał pytań dziewczyny i zastanowił się. - No cóż, w zasadzie to nie wiem. Moi ludzie lubią mówić na siebie "Oni", ale zdaje mi się, że jest to w sumie inna kwestia. Nie chodzi tu tyle o nasz wygląd, a na to, że jesteśmy tak jakby magiczni. W sensie, nasze ciała są znacznie bardziej magiczne niż ludzkie - wzruszył ramionami. - A tak przy okazji, jak wyglądała ta dwójka? - zapytał zaciekawiony.
  10. - Moon... cz...czekaj... k...ktoś musi... zają...zająć się mo...imi zwierzę... zwierzętami - burknęła zanim odszedłeś zrobić obchód. Jak tak teraz się zastanowić, nie spałeś od wczoraj, i chociaż wszystko było bardzo emocjonujące, podtrzymując twoją energię, to zacząłeś czuć zmęczenie, przypominając ci o tym, że cało zdarzenie było wczoraj. Przy okazji swojego obchodu, oprócz nagłego zrozumienia, że musisz się przespać, zauważyłeś, że klacze trochę jakby nabrały kolorów. Ale większość dalej spała.
  11. Vasco podrapał się po podbródku. - Cóż, różnie to jest, niektórzy z naszych mają... dziwne podejście do ludzi. Moje plemię ma zupełnie inne część z nich. Cenimy sobie obecność innych, ale cenimy też sobie prywatność - stwierdził akurat gdy przyszedł gospodarz. Tu uśmiechnął się. - Cóż, oprócz złota, mam jeszcze nieco monet zarówno Demacjańskich, Noxiańskich, Ioańskich. Pierścionki i naszyjniki. W zasadzie co wolisz dobry człowieku - oznajmił cwaniacko pokazując swoje ozdoby. Wyjął też z kieszeni monety - Do wyboru, do koloru
  12. Fluttershy w pierwszej chwili wyglądała jakby starała się zasłonić oczy kopytkiem, ale nie dała rady się ruszyć, więc jedyne co zrobiła to je zmrużyła, starając się powoli przyzwyczaić do sztucznego światła pomieszczenia. - Z... zmęszona... - burknęła tylko. - Co... się... ształo? - zapytała starając się raz jeszcze przyzwyczaić oczy do światła, chociaż nie wyglądało to jakby jej wychodziło.
  13. - Ach, to świetnie, cudownie wręcz - oznajmił zadowolony grzebiąc w jednej z wewnętrznych kieszeni w poszukiwaniu pieniędzy. Pewnie miał dość pieniędzy, jak nie, po prostu zapłaci złotem. Albo którymś ze swoich złotych bibelotów. Wciągnął zadowolony powietrze, wciągając zapach potraw. Zaraz potem zerknął na Taliyie gdy ta zadała pytanie. Uśmiechnął się i wzruszył ramionami. - Ano, to racja, jestem członkiem Vastajańskiego plemienia - oznajmił. - A co?
  14. Jun absolutnie zignorowała to, że ktoś się do niej odezwał. Zerknęła na osobę przywaloną gruzami. W zasadzie, to nie miała nawet ochoty się wtrącać. A krople i tak trafiały zeropuntkowego, więc po co się wysilać? Skoro i tak robienie tego wszystkiego było bardzo męczące, to nie planowała wysilać się bardziej niż musiała, tylko czasem zmieniając skupienie z robienia nalotów, na skakanie po kroplach deszczu na bardziej dogodne pozycje. W końcu nie widziała każdego robota na mapie, temu szukanie nowych wyzwań było jej najlepszym planem.
  15. - Nie lekceważ rymowanek. Niektóre są naprawdę potężne - zaśmiał się tajemniczo. - Jeśli się obudzą, pytaj o to czy czują, żeby czegoś im brakowało. Może ustalisz co się im stało, a wraz z tym dowiesz się czegoś o twoim przeciwniku. No i wybierz sobie jakiś artefakt do zdobycia. Może się przydać. Chyba, że chcesz podnieść stawkę paktu i wręczyć mi coś jeszcze w zamian za moce magiczne - zachichotał złowieszczo i oparł się o ścianę. - Ach, kucyki są takie uroczę, nawet gdy śpią - stwierdził. Potem, zniknął. Byłeś sam. Chociaż po chwili usłyszałeś ruch przy jednym z łóżek. Westchnięcie i sapnięcie. - G...gszie jesztm? - słaby głosik mógł należeć tylko do jednej klaczy. Fluttershy.
  16. Każda kolejna kropla deszczu pozwalała na coraz więcej. Odbijanie się od kropel które spadały z nieba było łatwiejsze, amunicji miała już coraz więcej, a do tego każda kropla wymierzona w robota miała teraz znacznie większą siłę. Zdobywając punkty, kropla za kroplą. Nawet wielkość kropel nie była problemem. Z racji, że te przybierały na prędkości. Wreszcie, gdy wody w okolicy było już dość dużo Jun stanęła na jednym z budynków i zaczęła się śmiać, złośliwie, wrednie, złowieszczo. Krople zawisły w powietrzu, uniemożliwiając zarówno ludziom jak i maszynom poruszanie się. Tylko dla niej nie był to problem. Podniosła obie ręce do góry. - Te punkty są moje - wycedziła i wszystkie zatrzymane krople zaczęły spadać, te nad robotami, znacznie mocniej i szybciej, przebijając się przez pancerze. Wbijając się nawet w podłoże i budynki, tworząc dziury w cemencie. Pierwsze miejsce będzie jej.
  17. Starlight zerknęła na ciebie podejrzliwie, jakby dała radę zauważyć, że nie mówisz prawdy, a zaraz potem kiwnęła głową. - Przeczytam tą książkę, może się czegoś dowiem. Możesz iść do reszty. A, i będziesz musiał przedstawić mnie temu swojemu "znajomemu" - stwierdziła i poszła do stolika z krzesłem. Pozwalając ci w spokoju udać się na dół. Schodząc do pomieszczenia z elementami nie zauważyłeś w zasadzie żadnych zmian od ostatniego pojawienia się tutaj. Wszystkie nadal spały. - Kiepski z ciebie kłamca - usłyszałeś znajomy głos za sobą. Głos twojego humanoidalnego znajomego. - Ale nie ważne. Jak na razie przydają się moje wskazówki? Zrozumiałeś może już z czym masz do czynienia? - zapytał cwaniacko.
  18. Starlight z początku nie zwróciła uwagi na książkę i tylko chwyciła ją magią, ale od razu gdy na nią zerknęła to aż podskoczyła. - Na litość Celestii skąd ty tę księgę masz?! Przecież ona ma co najmniej kilkaset lat. A do tego jest w tak dobrym stanie - zaczęła uważnie się jej przyglądać. Wyglądała jakby była to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie zobaczyła w życiu. - Do tego ten styl pisania. I ta okładka. Przecież to... "Azaghański Poradnik dla Podróżników z Wybrzeża Srebrnych Węży". Ta księga jest... Skąd ty ją masz? Nie wierze, żeby nawet Twilight miała coś takiego w swojej bibliotece. Ba, nawet Canterlocie tego nie ma! To biały kruk... - powiedziała z podziwem. Zaczęła przeglądać strony. Faktycznie, oprócz artefaktów było tam o wiele więcej rzeczy. Bestie, zaklęcia. W zasadzie, książka miała setki więcej stron niż na to wyglądała. A jednak, wyraźnie zobaczyłeś liczby stron rosnące powyżej tysiąca.
  19. Na wspomnienie o książce uszy klaczy podniosły się. - Książkę? - zapytała nagle Starlight. - Jakąś szczególną? Autor? Okładka? Styl pisania? Jakieś ilustracje? - doprecyzowała. - No i czy mogę ją zobaczyć? Nie obraź się, ale wydaje mi się, że mogę znać się na magii lepiej od ciebie, może coś z tego wywnioskuję. Chociaż na razie, musimy poczekać aż reszta się obudzi. Dobra. Wiesz co, ja poszukam jeszcze tutaj, ty idź mi ją przynieś - powiedziała odwracając się do ciebie i zaczynając chodzić po bibliotece, szukając czegoś na półkach.
  20. Z kroplami wody na butach, poruszanie się nie było problemem. No a przynajmniej nie dla niej, bo pewnie niektórych odbijanie się im od głowy mogło być nieprzyjemne. Rzucając tylko "z drogi" każdemu na kogo nadepnęła. Nie interesowali ją jacyś frajerzy. Odbijając się od ludzi, zaraz potem zaczynając odbijać się od powietrza, zerknęła w górę. Chmury były dobrym znakiem. Wspaniałym wręcz, przez co nie mogła powstrzymać się od wyszczerzenia. Krocząc po własnych kroplach wyjęła butelkę z kieszeni i oblała jedną z dłoni wodą. Tak oto miała już swoją broń. Jeszcze tylko żeby zaczęło padać. Jej sposób niszczenia robotów był prostszy. I mniej niszczycielski. Ot tworzyła z kropel wody niewielkie pociski które wbijały się w roboty. No a woda działała cuda na sprzęt elektryczny. Była w dobrej sytuacji. Idealnej wręcz. Chcą tego czy nie, będzie miała najwyższy wynik.
  21. Już tydzień przed całym egzaminem Jun była gotowa. W zasadzie, to była gotowa znacznie dłużej. Chociaż najistotniejszym fragmentem tego całego dnia było sprawdzenie prognozy pogody. Tak na wszelki wypadek. W końcu, była szansa, że się jej poszczęści. Jeszcze dzień przed samym egzaminem miała dość długą pogadankę z Johnnym. Chłopak był starszy od niej o rok i pochodził z Wielkiej Brytanii. Był jednak członkiem U.A. do którego to dostał się dzięki stypendium, no i rekomendacji. No i był jej najlepszym kumplem. Siedzenie na murku niedaleko swojego domu mogło nie być najlepszym sposobem na spędzenie wieczoru tuż przed bardzo ważnym dniem, ale i tak nie miała nic innego do roboty. - Co prawda, nie musiałem przechodzić testów na przyjęcie, wiesz, stypendium i te sprawy. Ale z tego co kojarzę, będziecie tłuc roboty - odezwał się chłopak biorąc łyk ze swojej puszki mrożonej kawy. Uśmiechnął się zawadiacko i spojrzał na Okazaki. - Masz więc świetną sytuacje. Tylko skąd wytrzaśniesz broń? - zapytal. - Proste, można mieć ze sobą jedną, półlitrową butelkę. Więcej nie potrzebuje - uśmiechnęła się złośliwie pokazując przerwę między górnymi jedynkami. - Obyś się nie przeliczyła Goblinie. No, na mnie już czas. Powodzenia - poklepał dziewczynę po plecach i odszedł. W dzień testu, Jun dotarła na miejsce trochę przed czasem, Głównie po to, żeby dorwać dobre miejsce. Bo co będzie siadać w jakimś fatalnym prawda? Nie ona. Była w zaskakująco dobrym humorze, nawet odpowiedziała Present Micowi. Co prawda raczej nie tak głośno aby usłyszał, ale powiedziała "Pewnie" na jego pytanie o gotowość. Bo w końcu była gotowa. Wysłuchała do jakiego sektora miała się udać, spróbowała też skojarzyć osoby z listy, ale o żadnym nie miała pojęcia. - Phi, same anony - rzuciła zadowolona i poszła do szatni. Chociaż jak się okazało, ktoś dotarł tam przed nią. Z racji, że Okazaki była kurduplem, dziewczyna która była tu pierwsza nie tylko była wyższa. Rzucając jej tylko jedno, zawistne spojrzenie udała się jak najdalej od niej, żeby zamienić swoją obecną bluzę i spodnie na starsze, których nie bała się zniszczyć. Z racji, że jej nowa, biała bluza bez kaptura, zakładana przez głowę była dość droga. A i dopasowane jeansy z przetartymi kolanami należały do jej ulubionych, założyła po prostu starą rozpinaną bluzę z kapturem i stare, przetarte jeansy. Tylko buty zostały te same. Ot zwykłe trampki. Wrzucając wszystko co jej do szafki, biorąc butelkę pełną wody i zamykając ową szafkę na klucz, rzuciła jeszcze jedno zawistne spojrzenie dziewczynie i wyszła. Miała jeszcze trochę czasu na dotarcie do sektora czwartego i przygotowanie się. Gdy już dotarła na miejsce, otwarła butelkę z wodą, i w delikatny sposób rozlała niewielką ilość wody na podeszwy swoich butów. Te prawie natychmiast uformowały krople, po osiem na każdego buta. Reszta wody, przyczepiona do jej dłoni wróciła do butelki. Była gotowa, ruszyła pod bramę wejściową z cwanym wyrazem twarzy.
  22. - Pegaz z magicznymi zdolnościami? - zapytała zdziwiona klacz drapiąc się po podbródku. - Słyszałam kiedyś o czymś takim... ale sposoby zdobycia mocy zawsze były tajemnicą. Nikt ich nigdy nie podawał. Chociaż artefakt... to by miało sens. Co do bóstw nie jestem pewna. Słyszałam co prawda o kilku ale... nawiązanie z nimi kontaktu chyba jest trudne, zwłaszcza, że z tego co czytałam są to bardzo złośliwe istoty. A przynajmniej niektórzy - stwierdziła, ale brzmiało to jakby mówiła do siebie. - Dowiedziałeś się jeszcze czegoś? Jakieś szczegóły?
  23. Otwierając drzwi prawie natychmiast zauważyłeś Spike'a rozmawiającego z jakąś klaczą której to nie kojarzyłeś. Była jednorożcem, jej maść była fioletowa, chociaż jaśniejsza niż ta Twilight. Grzywa zresztą też była fioletowa, tym razem ciemno fioletowa, z jednym, błękitnym pasemkiem. Była jednak znacznie bardziej falowana i ułożona. Chociaż klacz wyglądała na zmartwioną. - Och? Moonlight. Akurat miałem ci przedstawić Starlight Glimmer. To ją kazała wezwać Twilight - odezwał się Spike. - Tak. Więc, witaj - odezwała się kiwając ci głową. - Wybacz, że tak sucho, ale dowiedziałeś się już czegoś? To co się wydarzyło to poważna sprawa - stwierdziła.
  24. Vasco odpowiedział barmanowi uśmiechem. - Długa podróż z miejsca gdzie wszystko jest zimne. Ciepły posiłek byłby naprawdę mile widziany - odpowiedział kierując się za karczmarzem. - Uu, dawno nie jadłem węgorzy. Potrafisz coś z nich przyrządzić dobry człowieku? - zapytał drapiąc się po podbródku przyglądając się wszystkiemu na straganie jakby był specjalistą.
  25. Kilka rzeczy na liście pozwalało by zdobyć ziemnemu kucowi moce magiczne, chociaż nie przypominałeś sobie aby którakolwiek z nich była posiadana przez Pegaza gdy ten się pojawił. Cóż, przynajmniej teraz miałeś poszlaki odnośnie tego jak większość z tych artefaktów zdobyć. Chociaż miałeś i tak wrażenie, że nie miałeś informacji na temat wszystkich takich artefaktów. Może archiwa były niekompletne. Po chwili usłyszałeś jakieś kroki na korytarzu. Jedne kopyt, drugie chyba Spike'a.
×
×
  • Utwórz nowe...