-
Zawartość
10766 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
5
Wszystko napisane przez Mephisto The Undying
-
Kamienna mina centuriona została obecnie przyozdobiona uśmiechem który był w pewnym sensie odwzajemnieniem uśmiechu który zaserwowała im rozmarzona klacz. Chociaż nie roztapiał serc, był to wciąż uśmiech bardzo przyjazny, wręcz nie pasujący na pyszczek Aeliusa. Chociaż zdawał się nie podzielać zakłopotania Foresta, lub potrafił to ukrywać zdecydowanie lepiej. Przeanalizował jednak treść samego zlecenia. Nie był hieną cmentarną, ale nie był do końca pewny czy powinien mieć takie odczucia. Jednak, jeśli nie został z owym instrumentem pogrzebany, nie było by to w końcu okradanie grobu, a jedyne pozyskiwanie czegoś z miejsca nie posiadającego właściciela. Trudno nawet określić czy to kradzież. Zadanie w zasadzie mało "epickie", chociaż obecnie nie interesowała go epickość, a zwykła chęć pomocy klaczy u której tylko głupiec nie zauważył by jak bardzo jej na tym zależało, to w pewnym sensie zachęcało go bardziej od potencjalnej nagrody. Chociaż wciąż miał kilka pytań. - Ta wioska, dała by pani radę albo zaznaczyć ją na mapie, albo wskazać nam kogoś kto zdołałby to zrobić? Nie da się ukryć, że nie jestem stąd i okolicy nie znam. Nie wiem jak z nimi, ale wciąż, mapa była by niezwykle pomocna. Nawet jeśli niedokładna - poprosił grzecznie, o wiele grzeczniej niż zdarzyło mu się odezwać do dwójki "kompanów".
-
- Nie mówię o powrocie do wioski, mówię o potrzebie lepszej pozycji - powiedział do Tarica rozglądając się uważnie po okolicy, szukając jakichkolwiek miejsc o znaczeniu strategicznym. Szanse pokonania armii samą siłą było by praktycznie niemożliwe, trupów było zbyt wiele. I chociaż Taric zdawał się być niespotykanie wręcz potężny, Gassot wciąż był śmiertelnikiem. Nawet z mocami Darkina. Wsłuchał się w słowa Zallena i zaraz po nich się odwrócił. Chciał coś dopowiedzieć, ale ujrzał sylwetkę. A raczej sam zarys, czegokolwiek to było. Ważne jednak było to, że górowało nad armią trupów. Spodziewał się, że to jeden z nich ale nie widział oczu świecących błękitem. "Ta sylwetka... widzisz ją? To może być jeden z tych gigantów?" zapytał Darkina dalej patrząc na sylwetkę. Potem zerknął na Tarica, żeby sprawdzić czy on też zauważył ową sylwetkę.
-
((Twoja postać za siódmy zmysł Forest? Albo wykrywacz Oficerów Wojskowych? : ^) )) Już po wejściu do karczmy i szybkim rzuceniu okiem na zawartość ogłoszenia, zdołał zauważyć, że ktoś już go ubiegł w rozmowie z klaczą. Niestety, był to Forest i ta klacz która to chciała być nazywana "Mroczną". Do teraz wywoływało to w Aeliusie rozbawienie. Jednak nie śmiał się, nie okazywał emocji, nie pokazywał po sobie nic. Tylko kamienna twarz i stoicki spokój. Typowa twarz dla żołnierza, ta której każdy się zawsze spodziewał. Westchnął obojętnie i ruszył do stolika. Powoli, ale na tyle dynamicznie aby zbroja wydała z siebie odgłos zderzania się fragmentów. Zignorował towarzyszy, po raz kolejny. Spojrzał na Klacz i skłonił się, uprzejmie i grzecznie. Położył ogłoszenie na stole. - Witam, znalazłem ogłoszenie które wierzę, że pochodzi od pani, tak? - zapytał tonem jednolitym, pustym. Ograniczając mimikę do minimum. Dopiero po chwili zerknął na swoich towarzyszy, ale tylko kątem oka. Szybko wracając wzrokiem do klaczy.
-
Na pyszczku Aeliusa pojawił się niewielki uśmiech gdy zobaczył plakat nakłaniający aby wstąpienia do Legionu. Zabawne by było pokazanie się tam, jako centurion. Przyglądał się tablicy uważnie przez kilka minut, szukając czegoś ciekawego, ale zadania często znikały zanim się zdecydował. Nu trudno, ignorował to. Po prostu kontynuował czytanie. Wreszcie, jakieś zadanie przykuło jego uwagę. Nie było epicką przygodą na całe lata. Było zwykłą pomocą. Była to rzecz dziwna, skoro Aelius sprawiał wrażenie kogoś dla kogo duma była najważniejsza. Po prostu zabrał kartkę z zadaniem. Nie z powodu nagrody a z chęci pomocy. W czymś tak błahym jak zwykłe znalezienie instrumentu nie potrzeba było najmować Centuriona. Zabijaki, czy nawet bohatera. Nie potrzeba było trójki kucy. - Tawerna na skrzyżowaniu na głównej drodze... - wymamrotał rozglądając się. Gdy tylko namierzył swój kierunek ruszył w wyznaczone miejsce. * * * * * Aelius Decimus, poszukiwacz zaginionych instrumentów. Było to dalekie od tego co zwykł robić, ale nie przejmował się tym. Może w głębi duszy to tego potrzebował? Prostego odpoczynku? Robienia błahych rzeczy? Pomagania innym? Może wcale nie chciał przygód. Może bycie żołnierzem go zmęczyło? Nie myślał o tym, nie przejmował się tym, nie wiedział tego. A może wiedział i tylko samemu się oszukiwał? Może dlatego szedł teraz wolniej, wsłuchując się w stukot kopyt i brzęk pancerza. Może po prostu zbroja. broń i tarcza zaczęły mu ciążyć? A może to zwykłe zmęczenie? Kto wie... Jednak, nawet tak ślamazarne tempo wystarczyło na dotarcie pod tawernę. Zdjął hełm, zatrząsł trochę głową poprawiając przy okazji grzywę i ruszył do środka.
-
Szybka kalkulacja, rozejrzenie się, objęcie wzrokiem i skojarzenie miejsca. Aelius nie ruszył głową bardziej niż na kilka centymetrów na boki, ruszał oczami. Wolał to całe miejsce zapamiętać, dokładnie, szukając punktów zaczepienia do orientacji w terenie, jeśli układ ulic był tu standardowy, z poruszanie się w terenie nie będzie miał problemów. A wiedząc gdzie był, o wiele łatwiej było znaleźć jakiś cel. Poruszył głową na boki a jego kręgi szyjne strzeliły. Wydawał się z tego powodu całkiem zadowolony. Zignorował swoich towarzyszy. Nie... to nie byli jego towarzysze, to była jakaś dwójka kucy, sprowadzona tu przez Discorda, z którą był zmuszony pracować. Z powodu chorej zachcianki Reinkarnacji Chaosu. To nie była Centuria, to nie były to kuce z którymi żył, jadł, trenował, walczył w ramie w ramię. I tego właśnie nienawidził. Bycie częścią układu który wymaga od niego pracy z dwójką nieznanych mu osób, nie znał ich. Co więcej, nie chciał znać, nie zamierzał też walczyć dla chwały kogoś innego poza sobą. Nie spojrzał na Foresta gdy ten zadał pytanie. - Nie jestem głodny. - To były jedyne słowa jakie do niego skierował. Potem zignorował oboje. Skierował się do tablicy, to ona przykuła jego uwagę. Kłębiący się obok niej tłum oznaczał, że było tam coś ciekawego. Ciekawszego od jedzenia z dwójką nieznanych osób. Zresztą i tak nie był głodny. Nie chciał być głodny, nie musiał być głodny.
-
- To zajmie trochę czasu, ale pewnie - miał pełną racje... Z gildii wyszedłeś prawie siedem godzin później mając jakieś sto imion do zapamiętania. Nie zapamiętałeś nawet połowy. W zasadzie poza tym, że byli tam bliźniacy Fullubaster a barmanka nazywała się Asui. Zdecydowanie było tam zbyt wiele osób. No ale trudno, teraz wracałeś do wynajętego pokoju. Przypomniało ci się, że Preston radził ci znaleźć sobie jakieś mieszkanie na stałe. Wyjdzie cię znacznie taniej. * * * * * Kolejny poranek, sen ze wczoraj się powtórzył. Chociaż... teraz udało ci się przebiec znacznie mniejszy dystans przed upadkiem w otchłań. Czy to znak? Nie wiedziałeś. Wiedziałeś jednak, że musiałeś się śpieszyć. Poranna rutyna zdała się być jakaś taka... ciekawsza, bo twój umysł nie był zaprzątany tym co się działo teraz, a tym co dopiero wydarzyć się miało. Mianowicie, twoja pierwsza misja. Dzięki tej myśli wszystko poszło ci o wiele szybciej i zgrabniej. Dotarłeś pod drzwi gildii o godzinie szóstej trzydzieści. Czekała już tam ta kobieta, która wczoraj zaoferowała swoją pomoc. Spojrzała na ciebie obojętnie. Zauważyłeś, że obok jej nóg stał plecak, prawdopodobnie z ekwipunkiem. Ale Prestona widać nie było. Nie pojawił się też w ciągu następnych trzydziestu minut. Widziałeś, że kobieta była już gotowa odejść i najpewniej ruszyć sama, aż wreszcie zobaczyłeś jak, z czegoś w rodzaju wiry wylatują karty. Zwykłe karty do gry, ułożyły na ziemi krąg z którego to po chwili wyskoczył Kowboj. - Ah. Przepraszam za spóźnienie. - wystawił ręce przed siebie po czym z podobnego wiru, ale tym razem w powietrzu, wypadł z niego plecak który złapał. Karty po chwili zniknęły w niewielkich ognikach. - Wszyscy są gotowi? - zapytał. - Czekamy na ciebie od pół godziny. Jak sądzisz? - zapytała kobieta. Wyraźnie zdenerwowana. - Sądzę, że możemy ruszać zatem - oznajmił zadowolony i założył plecak. - Na stacje kolejową! - oznajmił donośnie po czym dziarskim krokiem ruszył w kierunku stacji. Jego zadowolenie wywołało westchnięcie irytacji w kobiecie która to ruszyła za nim. * * * * * Cztery godziny później, wasza trójka stała na stacji kolejowej w zupełnie innym mieście, a raczej malutkim miasteczku, posiadłość waszego zleceniodawcy znajdowała się na wzgórzu, ale wedle słów Prestona, mieliście zjawić się tam dopiero jutro. Teraz mieliście chwilę na albo dokupienie dodatkowego ekwipunku, albo na pożywienie się i wyspanie przed zaczęciem jutro. - Doobraaaa. Co robimy? - zapytał szuler, dalej dziarsko.
- 11 odpowiedzi
-
- niestety nie deadlandsy
- ani lochy i smoki
-
(i 9 więcej)
Tagi:
- niestety nie deadlandsy
- ani lochy i smoki
- ani nawet szukacz ścieżek
- albo savage
- no ogólnie to żaden fajny system
- te słabe anime co ma fajny świat
- ale jest słabe bo fanserwis
- bo gdy nie umiesz w fabułe
- umieść gołe japoneczki into the manga makin mashine
- działa w 100% przypadków
- w 33% przypadków gdy działa to działa w 100% przypadków
-
Jedyne co był w stanie z siebie teraz wydać Gassot to przedłużone, zirytowane westchnięcie. Teraz nie tylko musiał znosić ciągłe gadanie Zallena, ale jeszcze nie będzie miał z tego żadnych bonusów? Zerknął na Tarica. - Musimy znaleźć sposób jak się przez nie przedrzeć bez walczenia z całą armią - odezwał się do Tarica. - Znasz może jakąś alternatywną drogę? - zapytał.
-
Powrót do kontroli był dziwaczny. - Wow... to było specyficzne... - rzucił Gassot patrząc na miecz. Potem zerknął na Tarica. - Powinniśmy się wycofać na inną pozycję. Taką w której łatwiej się bronić przed hordą trupów! - zawołał do tarczy Valoranu po czym zaczął cofać się na drugą stronę mostu. "Dało by się sprawić, żebym wiesz... miał kontrolę i te ciało?" było to pytanie dziwaczne, ale chciał wiedzieć czy będzie musiał zawsze oddawać kontrolę, żeby robić fajne rzeczy.
-
"Uważaj na to ciało. To wciąż moje ciało! Jak zginę od ran znowu będziesz leżał w śniegu." Gassot postarał przyjrzeć się armii trupów. Nie rozumiał jakim cudem Taric dał radę być radosny. To była armia do której dołączą gdy polegną. "Dobra... Musimy ich załatwić. Dasz radę?"
-
- Skończ się popisywać i do roboty. - To było dziwaczne uczucie, takie wyrwanie z kontroli nad ciałem, jakby był teraz tylko obserwatorem. - Powiedz mu, żeby na razie się tym nie martwił. - dodał zaraz potem. - Dobra, kolej na nią. - postarał się wymusić na Darkinie aby ruszył na nieumarłą i uderzył.
-
Noxianin zastanowił się przez kilka sekund. Cóż, w obecnym stanie walka będzie trudna. A z pomocą... Cholera to będzie głupie. "Pokonamy ją. I tylko ją. Zaraz potem, oddajesz mi prowadzenie. Rozumiesz? Inaczej, znajdę sposób żeby wrzucić cię do tej przeklętej otchłani! Chociażby razem ze sobą" Zaczął biec. Tak szybko jak tylko mógł. Tak szybko na ile pozwalała mu noga i zmęczenie. "A teraz... pokaż co umiesz!" Krzyczenie na kogoś przy użyciu myśli było specyficzne, ale rozmowa przy użyciu myśli w ogóle nie była normalna.
-
"Nie zaprezentowałeś się jako ktoś komu oddałbym kontrolę nad moim ciałem od tak." Gassot starał się obecnie dogonić biegnącego i wrzeszczącego Tarica. "Skąd mogę wiedzieć czy nie zabijesz i mnie i Tarica?" Noxianin po raz kolejny zaczął zastanawiać się czy nie popełnił błędu podnosząc miecz. Z drugiej jednak strony, bez niego pewnie polegnie. "Jaki jest haczyk?"
-
Gassot poruszył tak aby spojrzeć na Zallena. Pozwolić dzikowi zabić Tarica? O nie. Oparł spód ostrza o stope i podrzucił je, wciąż trzymając je w dłoni, tak aby móc oprzeć je o bark. Ruszył przed siebie. "Owszem, chce coś zrobić, przetestować cię." Przyśpieszył, chciał biec ale noga mu na to nie pozwalała. "Potrafisz strzelać ogniem? Płoniesz?" zapytał chwytając głowice miecza drugą ręką i starając się iść szybciej.
-
- Sądzisz, że da się ją pokonać zwykłymi metodami? - zapytał przypatrując się kobiecie, potem zwrócił wzrok na dzika, na sam koniec na miecz. Może ucięcie głowy dzikowi wystarczy aby go zatrzymać. Zresztą, może też uda się tak pokonać ujeżdżającą dzika kobietę. Jeśli nie, będzie problem. Najgorsze było też to, że nie poruszali się, było to strasznie niepokojące. Temu też Gassot skierował wzrok na Tarica, mając nadzieje, że ten jakoś zareaguje.
-
"Jak kiedyś będziesz rozważał zmianę zawodu, polecam bankowość. Będziesz się nadawał." odpowiedział rozglądając się uważnie. "A co do zamykania w przedmiotach, no normalne to nie jest, w zasadzie nie wiem jaki jest tego cel. To jest aż proszenie się o zemstę." stwierdził. Gassot próbował utrzymać tempo podobne do tego od Tarica, ale noga zdecydowanie mu przeszkadzała. Do tego zmęczenie. Nie zapowiadało się dobrze. Stracić całą siłę w takim momencie było równoznaczne ze śmiercią. Dlatego znowu zaczął używać swojej broni, tym razem zupełnie nowej, jako pomocy w chodzeniu. Mężczyzna skupił wzrok na kształcie, z początku zdziwienie, potem niepokój. Zallen mówił coś o wskrzeszaniu pokonanych. Jeśli to był ktoś taki mogło być ciężko. Noxianin nigdy nie walczył z nieumarłymi. - Ja bym uważał... te świecące oczy mnie martwią. Coś jest nie tak - rzucił do Tarica, chociaż i tak czuł, że ten zignoruje ostrzeżenie.
-
"Och, świetnie. Demoniczny miecz próbujący opanować użytkownika i wysysa z niego życie. Nie byłeś może przypadkiem bankierem? Wiesz, nie podajesz ważnych detali umowy przed zachęceniem kogoś do podpisania i takie tam." pomyślał Gassot obserwując dziwaczny lot sowy. Z zamyślenia wyrwało go pytanie Tarica, które gdy padło, zebrało uwagę Noxianina na rycerzu. - Nie tylko musimy znaleźć dogodne miejsce, ale i zrobić to szybko. Czuje, że wiedźma wie już więcej niż chcielibyśmy aby wiedziała. - oznajmił ruszając za Tariciem szybkim krokiem.
-
"Nie lubi cię bo byłeś dla niej zbyt gorący?" zapytał Gassot dalej patrząc na sowę. Potem zerknął na Tarica. - Taric, a co jeśli ona ma jakiś szpiegów? A teraz oni nas obserwują a ona szykuje zasadzkę? - odezwał się do rycerza. "Czemu twój poprzedni właściciel, się ciebie wyrzekł?" zapytał ducha ruszając za Tariciem.
-
Gassot zaczął się zastanawiać czy Taric nie miał o sobie zbyt dużego mniemania. A potem przypomniał sobie jak silny był. Nie zdążył jednak długo pomyśleć, bo Gigant zaczął wściekle się drzeć. Noxianin wykrzywił się w połączeniu bólu i gniewu. Cholerny miecz. Mógłby go wyrzucić, ale jak miałby wtedy walczyć z Wiedźmą? "Zamknij się na moment!" pomyślał, tak głośno jak umiał, nie wiedząc czy to ma jakikolwiek sens. Rzucił kątem oka na sowę, starając się zignorować krzyki i myśleć. Ta sowa była dziwaczna. "Wiesz coś o tej wiedźmie?!" postarał się jeszcze zapytać, nie wiedząc czy to ma sens w obecnym stanie giganta. Rozumiał gniew, ale takie zachowanie mu nie pomoże. Więc po co próbował?
-
Aelius parsknął cicho słysząc prośbę o nazywanie klaczy "Mroczna". W jego mniemaniu brzmiało to co najmniej durnie. On na tytuł "Centuriona" zapracował. To był jego stopień wojskowy, a nie jakiś durny tytuł który samemu się sobie nadało. Kto by pomyślał, że ten drugi kuc okazał się być kimś zupełnie zwyczajnym i normalnym przy tej tu. Przez myśl kuca przemknęło tylko "A ja głupi myślałem, że to niemożliwe". Zerknął obojętnie na Foresta gdy ten zadał mu pytanie. - Sądzę, że jeśli nie zaczniemy teraz, to pojawi się to ktoś kto sprawi, że osoba prosząca o nazywanie się "Mroczną" przestanie mnie bawić. A jedynie wprowadzać w żal - rzucił od niechcenia, po czym strzelił kręgami w karku.
-
- Może wie kim jesteś i planuje zrobić coś innego? - odezwał się Gassot opierając łokieć o broń. "Znalazł mnie kiedy prawie zamarzłem na śmierć. A tak, to jest tarczą Valoranu. Podobno raz zatrzymał bitwę pomiędzy Noxus i Demacią, samodzielnie pokonując setki wojowników, bo gdzieś na polu rósł kwiatek." pomyślał. Zatrzymał się na moment patrząc ze swego rodzaju respektem, połączonym ze strachem, na zjawę która zmaterializowała. Strach jednak zniknął gdy zobaczył nieudaną próbę kopnięcia Tarica, nawet parsknął cicho, aby zaraz potem zakaszlnąć dla zamaskowania odgłosu. "Chyba jednak nie masz ciała. Ale mniejsza, wiesz coś o tej wiedźmie?"
-
"Sprawdzę jak wyjdzie nam ta współpraca. Ale fakt, wyglądasz potężnie." pomyślał patrząc na miecz. Było to conajmniej dziwne, mieć kogoś w głowie. Pewnie szybko będzie miał dość. Znowu zerknął na Tarica. - Jeśli naprawdę jest ognisty, może być błogosławieństwem. A teraz, mówiłeś, że musimy przejść na drugą stronę?
-
Gassot rozluźnił się trochę. Czyli jednak lodowej wiedźmy tu nie było. Odetchnął z ulgą i spojrzał na miecz raz jeszcze. - Cóż, myślałem, że na moście była lodowa wiedźma, a to mi wyglądało na magiczny miecz. Jakoś tak poczułem, że przyda mi się bardziej niż mój oręż w starciu z kimś kto rzekomo opóźnia przyjście wiosny. - stwierdził opierając miecz o podłożę. Trzymając go teraz tylko jedną ręką. Potem wsłuchał się w głos. Domyślił się, że nie skłamał. "Zatem Zallenie. Nici z porad miłosnych? A jak z potęgą?"
-
Zauważył tylko kątem oka, że postać zareagowała, ale nie przejął się tym. Jeśli miał walczyć z lodową wiedźmą, musiał mieć magiczną broń. Postać która wyłoniła się z cienia otrzymała znacznie więcej uwagi niż biała postać, głównie dlatego, że była tuż przed nim. Nie dał rady oderwać wzroku, ani nawet się obronić, po prostu dał się złapać. Czuł, że popełnił błąd. Spodziewał się innego ocknięcia. Rozejrzał się szybko i spojrzał na miecz. Zaraz potem na Tarica. - Ta postać co była na moście, gdzie jest? - zapytał od razu.
-
Gassot rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Atmosfera nie należała do najprzyjemniejszych, ale to było akurat normalne w całej okolicy. "No dobra, gdzie się schowałeś?" pomyślał, ale po chwili rozglądania się znalazł swój cel. Miecz, zerknął na trupa który po niego. No, nie była to wizja przyjemna. Gassot zrobił krok w stronę broni, a potem zerknął na Tarica. Posłuchał jego słów o wiedźmie. - Co? Widzisz coś? - zapytał, ale nie potrzebował już odpowiedzi, bo od razu poczuł zmianę temperatury. Dostrzegł też szron i ludzką postać. Wtedy wiedział, że potrzebuje tego miecza, bo to co miał mogło nie wystarczyć. Pobiegł do rogu i chwycił za rękojeść, próbując wyrwać go z kamiennej podłogi.
-
Gassot przyjrzał się całemu mostowi z podziwem. Tak wielka formacja, w takim przerażającym miejscu. Fakt, że żyli tu ludzie napełniał go zachwytem, do tego istnienie takich mostów. Wytrzymałość tych ludzi nie znała granic. Ale teraz, zaczął się rozglądać się za mieczem. "No i gdzie ty niby jesteś?" pomyślał rozglądając się uważnie.