Skocz do zawartości

Mephisto The Undying

Brony
  • Zawartość

    10766
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Mephisto The Undying

  1. Gassota zdziwiła siła z jaką Taric go przeniósł. Zdecydowanie był zbyt silny. Ale całe szczęście, że był po jego stronie. "Dżin w mieczu. Brzmi ciekawie. Poszukam cię, ale wpierw muszę tam dotrzeć" pomyślał. - Taric... słyszysz te... trzaski? - zapytał wsłuchując się w dźwięki i spoglądając na swojego kompana.
  2. "Zaklęty miecz znający się na kobietach? Nigdy o niczym takim nie słyszałem." Zaraz potem wysłuchał słów Tarica. Rozmowa z dwoma osobami naraz była problematyczna. Ale nie było aż tak źle. - To by wyjaśniało czemu o niej nie słyszałem. Przybyłem tu niedawno - stwierdził, gdy wszedł na schody zaczął iść znacznie uważniej, używając miecza do stabilizacji siebie znacznie intensywniej. Nie chciał tam spaść.
  3. Mephisto The Undying

    [Gra]Kampania EqW

    Świetnie, więcej osób z którymi Aelius był zmuszony współpracować. Niezbyt mu się to podobało. W zasadzie, jeśli ta osoba będzie inna od tego drugiego kuca z którym miał się "zaprzyjaźnić", to będzie nawet dobrze. Ale jeśli nie będzie to ktoś mniej irytujący, to w zasadzie nie będzie mu to przeszkadzało. - Czyli teraz mamy jeszcze więcej osób z którymi mamy się zaprzyjaźnić? - zapytał podnosząc brew i westchnął. - No dobra. Mam nadzieje, że to chociaż ktoś przydatny - stwierdził.
  4. "I niby dasz radę mi to wszystko dać? Jednak... Moc mi wystarczy. Poszukam tego miecza." odpowiedział głosowi w myślach. Ciekawiło go czy miecz naprawdę może mu wszystkie obiecane rzeczy. Zerknął na Tarica i postarał się z nim zrównać krok. - Ta twoja lodowa wiedźma, skąd się o niej dowiedziałeś? - zapytał po chwili. Chcąc myśleć o czymś innym niż o niebezpieczeństwach które się tu czaiły.
  5. Mephisto The Undying

    [Gra]Kampania EqW

    Aelius zerknął na nowo przybyłego kuca. Miał zbroje, czyli był wojownikiem, albo takiego udawał. Spotkał już kilku takich którzy próbowali wyglądać na odważnych, w czasie gdy byli tylko żałosnymi tchórzami. Bardziej zastanawiał go ten mały projekt Discorda... czyli miał brać udział w zakładzie kogoś innego? Nie była to zbyt przyjemna perspektywa. Ale z drugiej strony Władca Chaosu miał zapewnić im sporo przydatnych rzeczy. - Jego pomoc może być... przydatna. Dlatego ja osobiście zainteresowany jestem. Co prawda niezbyt interesuje mnie współpraca z kimś innym, zwłaszcza z kimś, kto nie odpowiada oficerowi wojskowemu - rzucił nie spoglądając nawet na Foresta.
  6. - Serio nic nie słyszysz? - zapytał rozglądając się dalej. Zaraz potem znowu usłyszał głos. Obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni. - To nie może być wiatr... - powiedział pod nosem. To nie był wiatr, na pewno, wiatr nie mówi, że może dać ci coś co pomoże w walce. Zerknął na swój miecz. Skoro głos był w jego głowie, pewnie umiał czytać w jego myślach. "Co niby możesz mi dać?" pomyślał, a raczej zapytał głosu w myślach. Może powinien ruszyć dalej? Odejść stąd, pójść za Tariciem, może to po prostu szaleństwo?
  7. Gassot starał się trzymać jak najbliżej Tarica, nie chcąc za bardzo się oddalić. Zwłaszcza, że uczucie jego samopoczucie się pogarszało. Nie wiedział czy to przez atmosferę, czy przez to, że prawie zginął, a teraz dostrzegł trupa przebitego na wylot. W co on się wpakował? Ten niezwykły spokój Tarica był trochę kojący, ale wciąż nie czuł się lepiej. Jednak teraz jeszcze słyszał głosy. Rozejrzał się gwałtownie. To nie był głos Tarczy Valoranu i to go martwiło. - Słyszałeś to? - odezwał się do Tarica dalej rozglądając się wokół siebie.
  8. Gassot i teraz wykorzystywał swój miecz jako swego rodzaju laskę do chodzenia. W ten sposób było znacznie łatwiej opierać się sile wiatru, której Taric opierał się najwyraźniej zwykłą siłą mięśni, było to nie tylko imponujące ale też trochę niepokojące. Czym on był? Chociaż może Noxianin nie powinien narzekać? To dzięki niemu przetrwał? Nie zdołał wysłuchać sporej części słów Tarica, ale usłyszał o tym, że muszą dotrzeć do mostu Nad Howling Abyss. W zasadzie to chciał zobaczyć to miejsce, trochę go intrygowało. Odpowiedział krótkim "Ok" dodając do tego kiwnięcie głową po czym skierował wzrok w tym samym kierunku co Tarcza Valoranu. - Dość wysoko. - stwierdził. Potem spojrzał na swojego towarzysza pytająco, miał nadzieje, że ten znał jakoś drogę która nie była by wspinaczką.
  9. Mężczyzna uścisnął twoją rękę a drugą zdjął nieco kapelusz i lekko się skłonił - Preston Jankins. Ponury Sługa Śmierci - wyszczerzył się przyjaźnie, ukazując brakującą górną dwójkę. - Nie mam niestety nikogo na oku jeśli chodzi o to zadanie, ale lepiej je weźmy zanim i to ktoś sprzątnie nam sprzed nosa - rzucił delikatnie odpinając pinezki i biorąc kartkę. W przeciwieństwie do reszty zadań gdzie po prostu zerwano je z tablicy. - Ale nie martw się, ktoś się na pewno zaraz znajdzie. A teraz patrz. - wyjął z rękawa kartę i oparł się o barierkę a potem cisnął kartę w głąb sali. Ta wybuchła w pokazie kolorowych iskier. Zdecydowana większość osób skierowała wzrok na niego, reszta, na kartę. - Howdy - przechylił kapelusz w powitaniu. - Potrzebuje jedną osobę do misji, bierzemy też świeżaka - tu wskazał na ciebie. - Ktoś się piszę? - Usłyszałeś dyskusje wśród kilku osób, do tego ktoś upomniał Prestona żeby nie rzucał wybuchowymi kartami w pomieszczeniu za co przeprosił. - Potrzebujesz jednej osoby powiadasz? - usłyszałeś głos mniej więcej za swoimi plecami, śliski, jadowity i w pewnym sensie ponętny. Za tobą stała kobieta, średniego wzrostu, o kruczoczarnych włosach, spiętych w kok trzymany dwoma igłami i czymś w rodzaju spinki z płomiennym symbolem. Miała na sobie coś w stylu pancerza, obejmujący tors, barki i przedramiona, pancerz wykonany z płyt, czarny ze złotymi wykończeniami. Jej wąskie, brązowe i przenikliwe oczy wpatrywały się w Prestona, który to obrócił się i oparł o barierkę, kręcąc w palcach kartą. Kobieta patrzyła na niego z jadowitym uśmiechem. - Mhm, oferujesz swoją pomoc? - zapytał wciąż przyjaźnie, z tym samym przyjaznym uśmiechem. - Zależy? Ile będę z tego mieć? - Preston zerknął na ciebie. - Pięćset tysięcy, może też jakieś bonusy wlecą. Piszesz się? - zapytał. Kobieta zrobiła kilka kroków w stronę Prestona i przybliżyła się do niego, wciąż uśmiechając się jadowicie, wyrwała kartę z jego dłoni. - Piszę się. Nie zawiedź mnie, Ponury Sługo Śmierci - odeszła od niego, zerkając jeszcze na ciebie i kierując się gdzie indziej. - Jutro rano, pod gildią. Przygotuj się dobrze, Świeżaku - rzuciła na odchodnym i odeszła, zerkając na kartę. - No, to mamy zadanie - nawet nie zauważyłeś kiedy Preston podszedł do ciebie. - Nie przejmuj się nią, ona zawsze taka jest - oznajmił wyciągając z rękawa kolejną kartę którą podał tobie. Zero, Głupiec. Dziwne było to, że miałeś wrażenie, że postać na karcie jest łudząco podobna do ciebie, z twoim plecakiem na lasce i z różą w dłoni, patrzący w niebo, kierujący się na północny zachód. Dziwaczne... - To, masz jakieś plany? Może przedstawię cię reszcie? - zapytał znowu się uśmiechając.
  10. Powoli do gildii wtaczało się coraz więcej osób, różnych ludzi, magów. Jednak nikogo nie kojarzyłeś z twarzy. Jednak zignorowałeś ich, poszedłeś do tablicy z misjami. Dołączyło tam też kilka innych osób, zerkając na ciebie, ale i szybko biorąc misję i biegnąc do baru. Twoje wybory kurczyły się szybko. W pewnym momencie chciałeś nawet po coś sięgnąć ale jakaś wysoka blondynka o wrednym wyrazie twarzy zabrała ci ją sprzed nosa, rzuciła ci tylko pogardliwe spojrzenie i też odeszła. Została jedna kartka, Stała też obok ciebie jedna osoba. Mężczyzna w długim płaszczu i w kowbojskim kapeluszu, zauważyłeś rewolwer przy jego pasie, w kaburze. Opierał brodę o rękę. Zdawał się czytać co pisało na zadaniu. "Zadanie dla Odważnych Hrabia Coyle von Peiiasander szuka trójki śmiałków gotowych wykonać dla niego istotne zadanie, Celem zadania przedstawionego przez hrabiego jest przeszukanie podziemnej części jego posiadłości, Odkrytej niedawno w czasie jednej z prac remontowych, posiadłość posiada co najmniej dwanaście dodatkowych piwnic. Dla śmiałków przewidziano nagrodę pieniężną w wysokości Miliona Pięciuset tysięcy Klejnotów. Oraz ewentualne skarby odnalezione w podziemiu. NAGRODA 1,500,000 Podpisano, Hrabia Coyle von Peiiasander" Mężczyzna odchrząknął i zerknął na ciebie. - Jesteś tu nowy co nie? Bierzesz to zadanie? Bo potrzeba trójki ludzi. - zapytał i zerknął na ciebie.
  11. N: Kurka wodna, no Perverted Captain. Czy takie było założenie, nie wiem, ale to jest główna rzecz która mi się z tym kojarzy. A: No to zdecydowanie jest ktoś z krwawiącym okiem. Szaro i ponuro trochę, ale przynajmniej ma świąteczną czapkę. S: "Take a sip of this my little cuphead, one verse and I already made a pun." Nie no, King Dice to kozaczek, a i gif w sumie fajny, taki hipnotyzujący. U: To jest tak, kojarzę ale nigdy nie rozmawiałem. No ale nie zna Klubu Doki Doki dla Piszących Poematy żeby zdobyć serce Najlepszej Dziołchy (Jeno Monika) :/
  12. Mistrzyni gildii podniosła rękę powstrzymując cię przed kontynuowaniem mówienia. - Sprawdzanie twoich umiejętności poprzez walkę, nie brzmi jak coś co w Fairy Tail się robi. Jeśli chcesz zostać przyjęty, przychodzisz i o to pytasz. Nie ma testów na wejście - oznajmiła i zerknęła na barmankę po czym pokazała jej zaplecze ruchem głowy. - Pewnie są jakieś gildie gdzie jest taki system, ale nie ta. Może najpierw usiądźmy - wskazała na jedną z ław gdzie sama się udała i usiadła naprzeciwko stołu. Wkrótce barmanka wyszła z zaplecza i przyniosła jakąś teczkę i trzy pieczątki. Kątem oka zauważyłeś też, że drzwi gildii otwarły się i powoli zaczęli schodzić się inni magowie. Ale nikt nie przykuł twojego wzroku. Cana wzięła kartkę z teczki i coś tam wpisała. - Imię, nazwisko, data urodzenia... twoja magia... - zaczęła wyliczać, powoli wpisując informacje na kartę. Oprócz tych pytań, było jeszcze nazwisko panieńskie matki i kilka innych pytań. Całość zajęła jakieś dwadzieścia minut. Potem podpis. Pieczątka i wtedy Mistrzyni chwyciła drugą pieczątkę. - A teraz, pieczęć gildii. Jakbyś mógł pokazać swoje lewe przedramię. - tam też pojawił się twój znak Fairy Tail, po przyłożeniu tam pieczątki. Szary, tuż pod łokciem na dole ramienia. - W porządku - uścisnęła twoją dłoń. - Witaj w Fairy Tail. Oficjalnie jesteś członkiem gildii i możesz przyjmować zadania - oznajmiła, po czym przeprosiła cię, zabrała dokumenty i poszła na zaplecze.
  13. Mephisto The Undying

    [Gra]Kampania EqW

    ((Ajj, tu nie ma ekscytacji, tylko duma)) Czyli mieli mieć zapewnione wszystko co potrzebne na jakimś dziwnym ściernisku? Brzmiało to co najmniej dziwnie. Ale to mimo wszystko był Discord, ten stwór umiał zdecydowanie zbyt dużo. Był groźny. Ale, zdawał się chcieć pomóc Aeliusowi. I temu drugiemu kucowi którego imię Centurion już dawno zapomniał. W zasadzie to nawet go nie zapamiętał. No ale fakt, że Discord dalej nie zdradził im zadania. A pytał. Na razie wolał nie atakować władcy chaosu. Rozejrzał się po okolicy a potem znowu na Discorda. Dalej czekał aż ten odpowie mu jakie jest zadanie.
  14. Wesołego szampana, czy coś. 

    Albo mniejszego kaca

  15. "Jeszcze trochę... I będziesz płakać w pustce między wymiarami..." Echo tysięcy bezkresnych korytarzy labiryntu zbudowanego z tysięcy, nie... setek... nie... milionów półek wypełnionych tysiącami tomów, zwojów i papirusów każda. Labirynt wiedzy tak wielki, że całe milenia zajęło by chociażby przeczytanie samych tytułów. Podłoga z szarych cegieł różnych rozmiarów, ozdobione symbolami, runami tworzącymi nieznane ci słowa, wszytko to zatopione w bezkresnej czerni, w której to tylko gdzieniegdzie dostrzegałeś rzeczy przypominające kolorowe gwiazdy i mgławice, którą mogłeś dostrzec pomiędzy półkami, nad swoją głową i w tych krótkich momentach gdy przekraczałeś te dziwaczne mosty, na których półek nie było. Przechodzące przez całe rzeki płynących w dziwny sposób suchych i pożółkłych kartek z ksiąg. Dotarłeś do czegoś w rodzaju centrum, gdzie w komnacie mającej kształt koła, podłoga tworzyła gigantyczny krąg magiczny, nieznanego ci zaklęcia. Otoczony jeszcze większą liczbą ksiąg, teraz zauważyłeś, blade litery i runy lecące przez powietrze do centrum kręgu, gdzie na niewielkim ołtarzu była otwarta księga. Pokrywała się słowami, ale litery były tak drobne, że wyglądało to tylko jak czarny szlaczek na białych kartach. Niewielkie strumyki czarnego atramentu wypełniały żłobienia w kamiennym kręgu, wypełniając symbole, słowa, znaki, wzory. - Widziałeś kiedyś historię ukazaną jako starego człowieka? - stary, słabygłos dobiegał zza twoich pleców, odwróciłeś się tylko by dostrzec starego człowieka, odzianego w proste szaty, prawie łysego, z siwymi brwiami i brodą, zgarbionego i podtrzymującego się na lasce. - Z mądrością wypisaną na twarzy, ledwo bijącym sercem? Zgarbionego pod ciężarem przeżyć, podbierającego się sensem? - zrobił kilka kroków w twoją serce. - Historia taka nie jest - z drugiego korytarza dobiegł drugi głos, kobiecy, młody, silny, szybko dostrzegłeś też jego właścicielkę. Młoda, ale wyglądająca na doświadczoną przez życie kobieta - Taki jej geniusz. Jest wiecznie kwitnącą siłą, pełną ognia, gorejącym sercem i dziką duszą. Jak człowiek niedoskonała, jak człowiek piękna - zrobiła kilka kroków w twoją stronę. - Chciałeś wiedzy. Jest przed tobą. A jednak nie zdołasz jej pojąć, pozostaje szlochać, między wymiarami - głos dobiegł bezpośrednio zza twoich pleców i poczułeś jak chude palce oplatają twój kark, jak ciernie wbijają się w twoje ręce, pnącza idą w górę, ku głowię. - Zdechniesz... - Lub przetrwasz. - znowu odezwał się mężczyzna a uścisk osłabł. - Będziesz walczył. - odezwała się kobieta. - Lecz polegniesz - głos który był bezpośrednio za tobą znowu zacisnął palce na twojej szyi. - Uwolnij się - staruszek. - I udowodnij żeś wart - kobieta. - Poddaj się... - głos. - Albo dołącz do mej kolekcji, cała twoja wiedza i umysł kolejną kartą w historii - czwarty głos. Młody, męski i pewny siebie. - Co wybierzesz? Czy zdołasz? Zobaczymy - zaśmiał się a kamienna posadzka zaczęła pękać pod twoimi stopami. Rzuciłeś się do ucieczki, biegłeś, ale spadające w bezkresną otchłań kamienie, księgi i niszczejąca za tobą podłoga ścigały cię jak szalone. Była szybsza, coraz szybsza. Aż wreszcie w otchłań wpadłeś i ty. Słysząc tylko echo paskudnego śmiechu w swojej głowie. * * * * * Nazwanie tego przyjemną pobudką było by paskudnym kłamstwem. Byłeś zlany potem, zmęczony i obolały. Najgorsze jest to, że czułeś jak coś zaciska ci palce na gardle, ale gdy próbowałeś się ich pozbyć, nie było ich tam. Słońce powoli zaczęło wdzierać się do środka przez zabrudzone szyby motelu w którym się zatrzymałeś. Łóżko nie było najwygodniejsze, ale wciąż lepsze od ziemi. Było ciepło i sucho. No, gdybyś nie był spocony było by bardziej sucho, ale tak też było okej. Zwlekłeś się z łóżka z wyraźną niechęcią. Ale jak tak pomyśleć, dotarłeś do Magnolii, miasta w którym jest jedna z najbardziej rozpoznawalnych gildii magów na świecie. Fairy Tail. Chociaż miała w swojej przeszłości kilka... dziwnych problemów (w tym bycie zdelegalizowaną), i tak była marzeniem dla wielu magów. Może tutaj by ci pomogli. Ale wpierw, musiałeś się przebrać. Wypadało by też coś zjeść. Podstawowymi rzeczami zająłeś się najpierw. Potem śniadanie, motel był bardziej czymś w rodzaju karczmy, bo na dole dało się zwyczajnie zjeść. To nie był absolutnie żaden problem. Po tych wszystkich, nic nie znaczących rzeczach, zabrałeś swój ekwipunek i ruszyłeś ulicami w kierunku budynku gildii. Poranne słońce zdążyło już wstać, ale wciąż było przed ósmą rano, ulice były stosunkowo puste, ale powoli z domów wychodzili ludzie, czy to w drodze do pracy, czy to do szkoły w przypadku tych młodszych. Wreszcie stanąłeś przed wielkimi drewnianymi drzwiami budynku gildii. Chociaż nazwanie ich drzwiami nie oddawało tej wielkości. To było bardziej jak brama zamku, wielkie drewniane wrota. Popchnąłeś je i przed twoimi oczami ukazało się główne pomieszczenie, wypełnione stołami, na przeciwległym końcu stał barn. W zasadzie całość wyglądała jak trochę większa tawerna. Z tym, że wnętrze było stosunkowo puste. Kilka osób przy tablicy ogłoszeń, jedna barmanka. Nie była to co prawda Mirajane Strauss (która teraz była już kobietą po czterdziestce), chociaż dziewczyna stojąca była do niej łudząco podobna. Zwróciła na ciebie swój wzrok ale się nie odezwała. Była oczywiście najlepszym źródłem informacji. Temu podszedłeś i zapytałeś o mistrza gildii. Kazała ci tylko poczekać i poszła gdzieś na zaplecze. Wróciła prawię po drugiej kobiety. Też była około czterdziestki, albo trochę starsza, brązowe włosy, z lekkim siwiejącym paskiem z boku, brązowe oczy. Ubrana elegancko. Przyjrzała się tobie uważnie. Dopiero po chwili rozpoznałeś w niej Cane Alberone. Mistrzynię Gildii. - Ty coś ode mnie chciałeś? - zapytała.
  16. Mephisto The Undying

    [Gra]Kampania EqW

    Cwaniacki wyszczerz wpełznął na twarz ogiera gdy słuchał oferty władcy Chaosu. Właśnie po to tu przybył, by odnaleźć przygody, bogactwo i sławę. No, może nie tyle bogactwo co dowód na bycie najsilniejszym na świecie. Potęga i sława. Należała się mu, była mu pisana, przeznaczona od dnia narodzin. Był Aeliusem Decimusem. Geniuszem, mistrzem walki, charyzmatycznym liderem i przebiegłym taktykiem. Dla przyjaciół miał gościnę, radość i pomoc. Dla wrogów ból, żal i śmierć. Chwała była dla niego, ale oczywiście, chwała nie była darmowa, trzeba było na nią zapracować. Ale on miał środki i siłę by chwałę zdobyć. Zasługiwał na to. Spojrzał na Discorda zupełnie ignorując drugiego kuca. - Przygody i niebezpieczeństwa mówisz? Hah! To dokładnie to czego szukam. Po to przybyłem do tej krainy - oznajmił dumnie. - Jestem zainteresowany - uśmiech przestał być cwaniacki, stał się tym typowym dla kucy z wyższych sfer uśmiechem życzliwości, nieraz zupełnie sztucznej i kłamliwej. - Zdradź zatem, jaka to oferta? - zapytał.
  17. Enrique Mężczyzna wiedział o większości rzeczy które to przekazała mu właśnie pani Doktor Anne, Hel, Jowigsson. Sporą część z tego przekazała mu jego patronka. - Nie, nie mam żadnym pytań. Ale dziękuje, - oznajmił podnosząc się powoli. - Teraz nie pozostaje mi w zasadzie nic innego jak się pożegnać - odsunął krzesło Anahity, podał dłoń Hel. Poczekał na Anahite. - Zatem, życzę miłego dnia i proszę nie martwić się kroplami wody po Anahicie. Nie są... jak zwykłe kroplę, nie pozostawiają śladów. A teraz, na mnie już czas. Do zobaczenia jutro - uśmiechnął się grzecznie i ruszył wraz ze swoją patronką do drzwi, przepuszczając ją w nich i pozostawiając Doktor Jowigsson samą.
  18. Gassot miał wrażenie, że gospodarza niezbyt radowało goszczenie Tarczy Valoranu, pewnie głównie przez jego... wyniosłość. Nawet sam Noxianin, jako ktoś kto nie raz widział bohaterów, czuł się przy nim nieswojo. Odprowadził gospodarza wzrokiem po czym usiadł na ławie wskazanej przez Tarica. - To w sumie dziwne, ale czuje się naprawdę dobrze. Byłem chory, potem miałem dziwaczny sen o jakiejś dziewczynie strzelającej brokatem na lewo i prawo, która kazała mi opowiedzieć jej zabawną historię, albo nie zamknie okna, a potem obudziłem się zdrowy - wzruszył ramionami. - Można też powiedzieć, że jestem całkiem gotowy na przygodę - uśmiechnął się blado.
  19. Mephisto The Undying

    [Gra]Kampania EqW

    Głupi, lub odważny, lub szalony. Ewentualnie kombinacja tych trzech. Tak całkiem szczerze, trudno odróżnić głupotę od odwagi. Bohaterstwo od gniewu a nieustępliwość od szaleństwa. Centurion już był gotowy przedstawić kucowi dlaczego to on tutaj jest tym silniejszy. Doskonalszy. Zrobił nawet krok ale wybuch dymu skutecznie go zatrzymał. Do tego Draconeequus. No to zagadka rozwiązana. To on był źródłem głosu. Kątem oka spojrzał na drugiego kuca. Z niechęcią. Mruknął tylko pod nosem jakieś przekleństwo po Aserrońsku. Przynajmniej przeciwnik się poddał i przedstawił. Chociaż słowo żołnierzu dość go uraziło. - Centurionie. - Wycedził krótko, poprawiając "Forest Winda" ale powstrzymał się, i to cudem, przed większą ilością obelg. - Centurion, Aelius, z rodu Decimus. Dowódca Czwartej Centurii trzeciego Legionu. - oznajmił unosząc dumnie głowie i chowając swój gladius, po czym podniósł swój scutum. Spojrzał na Discorda, ignorując kuca. - Gdzie i czemu tu jesteśmy? - zapytał stanowczo.
  20. Mephisto The Undying

    [Gra]Kampania EqW

    Centurion powoli skierował wzrok na kuca, najpierw prychnął, potem odczekał chwilę i zaśmiał się, pogardliwym, złośliwym śmiechem. Śmiał się tak przez kilka sekund, stawiając siebie stopień wyżej niż "rozmówcę". - Nie mam obowiązku odpowiadać cywilowi. Ale ty masz obowiązek odpowiedzieć Centurionowi szaraczku. - powiedział pogardliwie, na twarzy dalej miał złośliwy wyszczerz. Złośliwy, z nutą pogardy i dumy. Znowu się zaśmiał, ale tym razem znacznie krócej. - Dam ci drugą szansę, jako dowód mojej łaski i dobrej woli. Zidentyfikuj się. - tym razem nie brzmiało to tylko jak pogarda, czy złośliwość. Brzmiało to jak groźba. Groźba ze strony kogoś ubranego w pełen pancerz. Kolosa w zbroi, z mieczem i tarczą.
  21. Mephisto The Undying

    [Gra]Kampania EqW

    To nie była normalna sytuacja, nie był tutaj, nie tutaj uznał zamierzał spędzić noc. Nie tutaj powinien też się obudzić. A jednak. Znalazł się tu, w towarzystwie tego przedziwnego głosu i jakiegoś innego kuca. Zerwał się prawie, że natychmiast. Nie był dziki, ale był ostrożny, więc szybko chwycił za swój gladius, pozostawił jednak tarczę obok siebie. Rozejrzał się szybko, starając się jak najdokładniej określić swoje dokładne położenie, a przy okazji położenie samego głosu, wątpił żeby głos był w jego głowie, nigdy nie miał problemów z szaleństwem. Nie był nim chyba kuc, który prawdopodobnie był równie zaskoczony co sam Centurion, a przynajmniej tak mu się zdawało. Prawdę mówiąc nie przyjrzał mu się dokładnie. Niestety, rozglądanie się niewiele mu dało, pozostało więc zadawanie pytań. A był w tym naprawdę dobry. - Ktoś ty?! Zidentyfikuj się! - zawołał groźnie, chociaż nie tyle gniewnie co nakazująco. Rozkaz był skierowany zarówno do Kuca jak i do głosu.
  22. To miało być to? Kilka stworzeń? Jakaś statuetka? Kilka stworzeń? Zawiodłem się. Jak strasznie się zawiodłem. Chociaż faktycznie, czułem lekkie braki w energii, co za szczęście, że potrafię zabierać też magię z zewnętrznych wymiarów. Nie muszę używać tylko swojej. Ale zobaczmy, kilka typów stworzeń, wilki, słonie, ptak? Chyba skończyły mu się wszelakie pomysły. No serio, to miało być to? Pokręciłem tylko głową z żałością. - Upadający, poczuj smoczy blask! - klasnąłem w dłonie. - Wielki płomień, z mocą wulkanu, fatalny cios - podrzuciłem płomienną lancę w powietrze a ta spadła na ptaka wbijając go w ziemię, przy okazji zamieniając się teraz w obsydian. - Nawet mnie nie tkniesz - uderzyłem w ziemię, podłoże popękało a ze szczelin wydobyła się gęsta lawa, która to szybko skamieniała zatrzymując wszystkie stworzenia w miejscu. Za moimi plecami zaczęły pojawiać się czerwone kręgi magiczne. Po jednym na każde stworzenie. Po chwili wystrzeliły z nich zielone promienie spopielając wszystkie przywołane istoty. Za łatwo... - Twoja kolej! Osąd Przybywa - wskazałem na Lucjana. - Twój świat spłonie, wspomnienia twe spopielę! Nie jesteś niczym więcej jak na ognikiem na bezkresnym wietrze! Stoisz na mej ścieżce, a boisz się płynąć by żyć! Nietykalny wiecznie płonący! Niepowstrzymany, jak człowiek na misji! Powstrzymam twe plany! Walcz tak jak chcesz! I tak armię twe zniszczę! Na arenie, moc decyduje kto padnie a kto będzie stać! - Pod moimi nogami pojawił się filar z obsydianu wciąż pnący się w górę. Przywołałem w dłoniach gigantyczny pocisk z ognia. Nie mniej niż dwadzieścia metrów średnicy. Z cwanym uśmieszkiem cisnąłem nim w Lucjana, ale wiedziałem, że się nie przebije. O nie... to nie taki był cel. Korzystając z wybuchu i dymu jak z zasłony, moja powłoka... zamieniła się w popiół. Pozostała tylko forma stworzona z duszy i magii. A przebicie się w tej formie na drugą stronę bariery było łatwe. Jak nie przez nią, to przez inne wymiary. Nim dym upadł, ja zdołałem już zacząć zatrzymywać proces pochłaniania magii który wykonywała statua. Nie żeby to było trudne, ot, zwykłe manipulowanie biegunami magicznymi i zamykanie portali. Dziecinada dla Archiwisty. Nie przestała pochłaniać powietrza, żeby nie zauważył od razu. Ale to wciąż nie był cały mój plan. Powoli, statua zaczęła się poruszać, łamać i giąć, ale wciąż trzymać, przy użyciu magii, zachowywała się teraz jak zwykły magiczny konstrukt pokroju golema. Z gniewnym i potężnym uderzeniem przedniej kończyny statuy wymierzonym w Lucjana, powłoka statuy zaczęła wydawać z siebie odgłos przypominającej uderzanie kamienia o kamień, mający na celu imitować śmiech. "Infirmus... Infirmus..." odbiło się echem w czaszce Lucjana. Kolejne uderzenie wielkiej pięści. Jak nie Mahomet do góry, to góra pobije Mahometa! Drugie ramię chwyciło Lucjana i podrzuciło go w górę tylko po to by zaraz został uderzony z wielką siłą przez tę które uderzyło go wcześniej. "Infirmus!" Kolejne potężne uderzenie. Nie odgrodzisz się ode mnie tak łatwo. Lucjanie.
  23. Like a Bloody Storm! 熱く Like a Bloody Stone, 血脈に刻まれた因縁に, 浮き上がる消えない誇りの絆, 握りしめて Mój drugi ulubiony oppening z JoJo (zaraz po End of The World i na równi z Sono Chi No Sadame). Tu naprawdę nie mam co powiedzieć, to jest JoJo do cholery! 10/10! Nie będę jednak kontynuował oppeningów z JoJo. Może później. Teraz, coś iście epickiego, z anime które ma już swoje lata... Ok, 3...2...1... Let's Jam! Tank!
  24. Wreszcie spotkał swojego prześladowcę... a raczej prześladowczynię. Co prawda, nie tego się spodziewał, nagłe wpadnięcie na Togrutankę go zaskoczyło, ale też nieco cieszyło. Wreszcie zobaczył twarz swojej oponentki. Na to tylko czekał. Teraz już nie była tajemnicza, straciła też szansę na atak z ukrycia. Spojrzał jak oparła się o ścianę. W przeciwieństwie do niej, swoje zaskoczenie ukrył jadowitym uśmieszkiem. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wciąż się na nią patrząc. - A co? Chcesz mnie zabrać na osobiste przesłuchanie? Nie mogłaś mi najpierw drinka postawić? - zapytał podnosząc dumnie głowę w geście poczucia dominacji.
×
×
  • Utwórz nowe...