Idzie sobie w stronę canterlotu. Podziwia wspaniałe widoki, to jakieś drzewa, to jakieś krzaki, to jakaś wiewiórka przebiegnie sobie gdzieś tam. Idzie tak i rozmyśla sobie właściwie o niczym, a to na przykład jak to można przypalić ciasto, przecierz jest to trywialne zadanie. Nawet źrebak dałby rady. Idzie i idzie. A zrobił sobie krótki postój na popas i dalej idzie. A tu znalał sobie taką fajną zwykłą szyszkę i dalej idzie. Znowu podziwia widoki i się nie wobrażalnie nudzi. Może pora zacząć z kimś podrużować, ale zazwyczaj sam to robi. A szedł tak do wieczora, potem poszedł spać, spał do rana, a rano znowu wyruszył.