Skocz do zawartości

Alberich

Brony
  • Zawartość

    164
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez Alberich

  1. Pewnie zastanawiacie się, jakie jest najbardziej niespodziewane wydarzenie tego roku. Niespodziewane kłopoty wielu Polaków na igrzyskach? Może nagłe zwycięstwo szczypiornistów? A może to, że na Światowych Dniach Młodzieży i Euro 2016 nic spektakularnie nie wybuchło? Otóż moi drodzy, mam coś większego kalibru – ktoś odpisuje na zapytajki! Wygląda na to, że jesteśmy jak święta Bożego Narodzenia. Może i raz do roku, ale... są. No i jest miło. Spółka Alberich&Fluttershy działa sprawnie nawet wtedy, gdy do jej bram buciorem puka komornik. Nie martwcie się, moi drodzy. Dopóki nie wyniosą nam komputera, warto mieć nadzieję, że jakieś odpowiedzi kiedyś będą. Dlatego kolejny raz chciałabym serdecznie podziękować Wam za cierpliwość i zaangażowanie. Niesamowicie cieszy mnie, że tak bardzo interesujecie się tym skromnym tematem, więc... no... chyba czas odpowiedzi. Yup. Do dzieła! 1 Był taki dzień kiedy nienawidziłaś Rainbow? Nienawiść to bardzo mocne słowo... Zdarzało się, że miałam do niej o coś żal, czasem nawet, że byłam na nią prawie wściekła, ale... Nie, aż tak to nie. Przyjaźń jest mocniejsza niż jakieś drobne niesnaski. Nawet jeśli Rainbow bywa nieznośna? Nie jest nieznośna. Fakt, momentami bywa... trudnawa w kontaktach, zwłaszcza, gdy zbytnio da się ponieść swojej pasji. To jednak nic takiego... 2 Lubisz pociągi? Hmm... chyba tak. Może nie w taki sposób, bym miała dołączyć do Sekretnego Bractwa Skrytych Miłośników Kolei, ale wystarczająco bardzo, by nie przeszkadzało mi poruszanie się nimi po Equestrii. Czasem to lepsze od latania, mniej męczy. 3 Chciałabyś mieć siostrę albo brata? To nie jest tak, że nie mam, więc... Pytanie uznam ze lekko przeterminowane. Oj, to jest trudna sytuacja. Minęło sporo czasu i pewnie ciężko wrócić do czegoś takiego, zwłaszcza, że to pytanie było bardziej... poważne. Powiem, że śmierć zwierząt nigdy nie jest łatwa, gdy się jest z nimi związanym. Też często dopadał mnie straszny dół, gdy... gdy to się stawało. Potem jednak trzeba iść do przodu. I po tak długim czasie na pewno już pogodziłeś się jakoś z tym wydarzeniem, choć na pewno nie zapomniałeś. Trzeba żyć... Tak czy inaczej dziękuję i ciepło pozdrawiam. Przepraszam, że tak późno... 1. Co myślisz na temat zazdrości Discorda? Zazdrość w przyjaźni jest o tyle trudna, że do pewnego stopnia uzasadniona... Wiecie, jeśli się z kimś przyjaźni, to naturalnie nam na kimś zależy, tym samym chcemy uwagi, czasu i życzliwości tej osoby. Gdy czujemy, że dostajemy jej mniej od kogoś innego, mamy prawo poczuć się odrobinkę źle... No, tylko... we wszystkim trzeba znać umiar i pamiętać, że prawdziwy przyjaciel ot tak nie zostawia. Ja Discorda nie miałam zamiaru porzucić i on o tym wiedział, także... Lepiej niech przemyśli swoje zachowanie, ja do niego już żalu nie mam, wyjaśniliśmy to sobie. 2. Czy często bywasz głosem rozsądku wyżej wymienionego? Za często, zupełnie, jakby brakowało mu własnego... 3. Czy Angel często sprawia Ci kłopoty? Angel? Nie, to bardzo kochany i miły królik, który pomimo swojej kapryśności, raczej jest... nieszkodliwym zwierzątkiem. Kolejny raz ośmielę się mieć inne zdanie. Wcale nie ma z nim więcej pracy niż z każdym innym królikiem... Nigdy nie próbowałam... Jakoś tak... chyba mi to nie pasuje. Rozumiem o czym mówisz, takie urocze kucyki mało pasują do metalu. Z drugiej strony taki interesujący fakt – wiedziałaś, że jest zespół, który za swojego wokalistę ma papugę? Nazywa się Hatebeak i owa papuga skrzeczy w tle. Pomysłowo... Widzisz, mogłabyś kiedyś wystąpić z nią w duecie! ... Dobra, nie było tematu. Są wielkie, potrafią ziać ogniem, mają potworne, ogromne szczęki, które jednym chapnięciem mogą zdekapitować kucyka... Ja bym raczej spytała co mnie w nich nie przeraża... Małe smoki są urocze. 1. Chciałabyś być alicornem, ale takim... eh... który nie zgrywa dużej roli w Equestrii? Ma to swoje zalety, magia jest bardzo użyteczna. Ale... nie, nie mam takiej potrzeby, zdecydowanie wolę pozostać prostym pegazem. Wielka moc, to wielka odpowiedzialność. 2. Jak tam Angel? Dziękuję, znakomicie. Zdrowie mu dopisuje, nastrój... nawet też, więc czego chcieć więcej. 3. Czy patrzysz na jakiegoś kucyka z WIĘKSZYM zainteresowaniem? Nie mówię tu o przyjaźni... Kucyka z większym zainteresowaniem? Masz na myśli życiową pasję albo wielkie, wielkie hobby? W sumie, to Rainbow się kwalifikuje, Rarity i Twilight trochę też. Jak się zastanowię, to Pinkie Pie i Applejack też zmieszczą się w tej definicji. Tylko o co chodzi, że przyjaźń nie. Przyjaźń może średnio nadaje się na pasję, ale... dziwne. Wiesz... chyba opacznie zrozumiałaś to pytanie. Jemu chodziło o twoje większe zainteresowanie... kimś... Moment... ach... czyli... Oł... No to, na razie nie... Mam wrażenie, że to pytanie jakoś próbują przemycić wszyscy... Trochę jak na pudelku czy innym plotkarskim portalu. Niby spoko, że kariera i wszystko, ale jakoś tak życie uczuciowe wszystkich interesuje najbardziej. Widzisz Fluttershy – jesteś celebrytką forum! Zaczynam się zastanawiać nad sobą i swoim losem... 4. Chciałabyś aby Cheese Sandwich i Pinkie Pie byli razem? Hmmm... chyba życie Pinkie Pie i Cheese'a zostawię im... Jak będą chcieli, to ja im nie będę w stanie (ani nie będę chciała) przeszkadzać. Jeśli nic z tego, to i tak nic nie zmienię... 5. Poznałaś może rodziców Scootaloo? Nigdy osobiście, ale z tego co wiem wcale nie jest sierotą. Musiałabym jednak popytać, najlepiej Rarity, bo jej siostra się przyjaźni ze Scootaloo. Serdecznie pozdrawiam Fluttershy i Albericha... Trzymaj się ciepło, gdziekolwiek jesteś. Też Cię pozdrawiamy! Jak w 5-10-15! Ale jestem stary i sentymentalny... Czy kiedykolwiek kogoś onieśmieliłaś? (Mam na myśli, że ty onieśmieliłaś kogoś, nie odwrotnie) Zdarzyło się, w taki dość... pocieszny sposób. Jakiś kucyk był kiedyś tak zdziwiony moją nieśmiałością, że chyba sam się tym... onieśmielił. Zarumienił się i mamrocząc coś niezrozumiałego wycofał. Och Celestio, jak mi było potem głupio... Jadłaś kiedyś kotlety sojowe? Tak, jadłam, nie wiem dlaczego tak wielu ludzi i kucyków ich nie lubi... Mnie smakowały. Hmmm... Coś nie w porządku, Fluttershy...? Jakoś tak boję się tego pytania... Zaraz ktoś wyskoczy i oskarży mnie o wegański terroryzm czy coś w tym rodzaju... Nie martw się, Fluttershy, nie u nas. Zresztą nawet nie jesteś weganką, po prostu nie jesz mięsa jak to kucyki. No tak, ale... dużo by tłumaczyć... Dlatego powiedzmy, że kwestie jedzenie omawiamy z daleka od ideologii. Z ciekawością, ale bez pochodni pod stołem... Yup. Przechodzimy do czwartego, bo trzecie to wariacja tego. Czytałaś "Harry`ego Pottera"? Nie, ale Alberich mi sporo opowiadał. No i widziałam filmy. Pewnie gdybym dorastała z serią miałabym do niej większy sentyment, a tak... chyba nie rozumiem wszystkich aspektów tego świata. Chciałabyś mieć inną płeć? Och... raczej nie. Nieśmiałą klacz jeszcze traktuje się... jakoś, bo rzekomo urok i te sprawy... a bycie nieśmiałym ogierem musi być koszmarne. Nie, żeby bycie ogierem było złe jako takie... lepiej po prostu zostawmy temat płci. Jakie zwierzę chciałabyś mieć? Pingwina, kangura, Arę... sporo ich, dużo by wymieniać. Obawiam się jednak, że nie zapewniłabym im odpowiednich warunków. Szkoda... Z kultury się pożegnam i nie z kultury daję huga. Dziękujemy serdecznie! Masz tu wirtualnego przytulasa zwrotnego: W kim się podkochujesz? To pytanie wraca do mnie jak bumerang... Albo jak niezapłacony weksel... Co sądzisz o człowiekach? Ludzie... są w porządku, fakt, popełniają błędy i jako osoby i jako cała rasa, ale kucyki wcale nie są lepsze. Znam paru wspaniałych ludzi, więc wydają mi się raczej dobrzy niż źli... Jakie książki ostatnio omawiałaś ze swoimi zwierzętami? Kiedyś czytałam specjalny poradnik dobrania szamponu dla zwierząt futerkowych. Czytałam go im, by dobrze wiedziały, czym się będę kierować podczas zakupów. Chyba nawet im się podobało, bo potem mniej niż zwykle unikały kąpieli... Zdarzało mi się słuchać SDM. Bardzo lekkie i przyjemne brzmienie, choć jakieś takie... smutne w swojej nostalgii. Tak czy inaczej dziękuję za polecenie. Ja dodam od siebie, że wielkim sukcesem Starego Dobrego Małżeństwa jest sprawienie, że poezja Stachury traci tę swoją pretensjonalną nutkę... A rock... lubię czasem posłuchać, ale boję się, że nigdy nie uda mi się nadrobić całej ludzkiej muzyki. Poproszę kiedyś Albericha, by mi to puścił. Z tych tu kojarzę tylko "November Rain" Gunsów i kilka piosenek AC/DC. Dobrze, że nie "Smells like ony Nirvana song you know". Ale fakt, trzeba sporo nadrobić, Fluttershy. Nie tylko ty musisz. 1. Co sądzisz o zergach? Są trochę zbyt... zachłanni jako rasa. W dodatku ich potrzeba przejęcia Protossów może być destrukcyjna dla całego kosmosu. Najlepiej byłoby, gdyby znaleźli sobie swoje miejsce we wszechświecie i tam si urządzili, nie przeszkadzając nikomu. Nie wzywam do eksterminacji Zergów, ale... inne rasy mają prawo się przed nimi bronić. 2. Jak zdobyć prawdziwego przyjaciela? Przydała by mi się ta wiedza a ty masz ich pięcioro. Przede wszystkim trzeba z nimi rozmawiać, dam im się poznać i samemu ich poznać. Potrzebna jest inicjatywa, żeby nie siedzieć tylko w domu... No i pamiętać, że nawet w czymś takim jak przyjaźń potknięcia się zdarzają. Nie mówię, że trzeba dawać sobie wbijać sztylety w plecy, ale... Nie być obrażonym na cały świat dlatego, że raz nie w pełni się udało. 3. Skąd bierzesz mięso dla mięsorzernych zwierząt? Mam swoich sprawdzonych dostawców, na przykład gryfy. Tyle czasu już zajmuję się moim zwierzyńcem, że mięso praktycznie nie wywołuje u mnie żadnych przykrych emocji, ale bawić się w rzeźnika... to za dużo dla mnie. Tak czy inaczej, zwierzęta muszą jeść... 4. 01010101 01101101 01101001 01100101 01110011 01111010 00100000 01101101 11000011 10110011 01110111 01101001 11000100 10000111 00100000 01110000 01101111 00100000 01100010 01101001 01101110 01100001 01110010 01101110 01100101 01101101 01110101 00111111 Hmm... "Zapasy w naszym magazynie konwerterów ascii kurczą się, panie". Spokojnie, damy se radę. Więc odpowiadam – rozumiem... ale mój konwerter jest na węgiel, więc w binarce odpowiedzi nie będzie... Przepraszam, jeśli na taką liczyłeś... 1. Czy przyjęłabyś propozycję zostania Księżniczką Natury? Och... to ogromna odpowiedzialność i wielki obowiązek, nie wiem, czy bym się nadawała... Wspaniale byłoby móc chwalić się takim ważnym tytułem... W dodatku, pewnie mogłabym poznać mnóstwo zwierząt i zwiedzić wiele pięknych miejsc... No ale niestety, obawiam się, że to dla mnie za dużo... 2. Co czułaś, gdy byłaś Flutterbat? Niewiele pamiętam, ale to raczej przykre doświadczenie... Dobrze, że przynajmniej nie krzywdziłam kucyków... A po tym wszystkim jakoś tak został mi apetyt na jabłka... 3. Czy mogę Cię shipować z Sombrą? ^^ Jeśli chcesz... Nie powiem, bym była jakąś wielką miłośniczką shippingów z moim udziałem, ale przecież nikomu nie będę zabraniać... Tylko proszę, rób to... ze smakiem... Ach, te tematy miłosne... Fluttershy, może nie powinnaś zostać Księżniczką Natury, tylko Księżniczką Miłości? Chyba nie... chyba na pewno nie... 4. Czy masz wrażenie, że Discord czuje do Ciebie coś więcej niż przyjaźń? Nie mam. Znaczy, wiem, że jest mi bardzo wdzięczny, że jako jedna z niewielu nie traktuję go jako bezgranicznego zła i chodzącego wulkanu zagłady... Ale to trudna sytuacja dla nas obojga. Licznik miłosnych pytań kręci się jak TVN24 po Światowych Dniach Młodzieży. 5. Chciałabyś, żeby Angel był samicą i miał małe króliczki? XD Może przecież zostać ojcem... Jakieś królicze samiczki mam... Małe króliki są bardzo słodkie, ale... nie jestem pewna, czym dam się radę wszystkimi zaopiekować... - Pomiędzy naszym wielo-osobowym towarzystwem zakradł się taki obraz... oczerniający twoją osobowość ... powiedzmy nie za miły. I moje pytanie - czy potrafiłabyś zabić z zimną krwią? Jestem prawie pewna, że nie dałabym rady... Naprawdę nie lubię krzywdzić innych, ani zwierząt, ani kucyków, ani pewnie ludzi... Chyba nie starczyłoby mi sił psychicznych, by skrzywdzić kogoś w obronie własnej, a co dopiero by kogoś po prostu zabić. -Jak sądzisz - Ile lat ma Celestia? Nie wiadomo dokładnie, choć na pewno sporo ponad tysiąc. Jakoś tak trzymają tę datę w tajemnicy... Może Celestia jest Reptilianinem? Wiesz, Discord mi kiedyś mówił, że alikorny przyleciały do Equestrii na komecie jako pasożyty kucykowej rasy. Raz na pięćset lat zwożą całe złoto na wielki statek-kometę, by wywieźć je w daleki kosmos. Popytaj go o jakieś inne. Sądzę, że pod tym względem jest ekspertem. Mówił mi też, że Celestia naprawdę nazywa się Hryallrbgr, czy jakoś tak... -Czy da się dogadać z podmieńcami i ich królową? Pewnie się da, gdyby tylko ktoś spróbował. Podmieńce myślą w kategorii inwazji, my o całkowitej obronie... Na wojnie nie ma czasu na rozmowy... A szkoda, bo wcale nie są aż tak niszczycielskie... Skoro Discord mógł się zmienić, to i z nimi można zawrzeć jakiś pokój. -Jakie jest twoje zdanie na temat lasu everfree (tak to się pisze?). W sensie jakie są plusy a jakie minusy? Minusem jest tylko to, że bywa tam niebezpiecznie. A plusy... prawie wszystko. To dom dla dziesiątek zwierząt, skarbnica natury, piękne miejsce... Raczej nie należy tam wędrować samemu, ale i tak cieszę się, że mamy w okolicach Ponyville taki wspaniały zakątek. (Mam nadzieję że nie uznają tego za gore, bo jeśli tak to przepraszam) Ale czy tęczę robi się z kucyków? Ty na pewno wiesz lepiej od applejack. Kto postuje gore, ten posprząta oborę, jak mawia stara maksyma. Jak dla mnie to nie było gore... Dlatego obora zostanie nieposprzątana. Kontynuujmy! Nie, to tylko propaganda "Rainbow Factory". Tęcza to produkt naturalny i nie trzeba do jej tworzenia zabijać żadnych kucyków. W dodatku, jak pisałam w innych odpowiedziach, ma wiele przydatnych zastosowań. Kosmetyki, kulinaria, energetyka, doping sportowców, maszyny ciężkie, hutnictwo... Zaraz, moment... doping? Legalny. Tęczą znacznie zwiększa szybkość i siłę. Wiele rzeczy się wyjaśniło w ten sposób. -Jak wy kuce umiecie tak z biegu śpiewać?????? Może mamy muzykę we krwi? Nie jestem pewna... To nie muzyka, tylko miusikalian sodu, straszliwy związek, którym zatruwają waszą populację. Niszczy on komórki nerwowe, zastępując zdrowy, rozsądny umysł piosenkami. Uhm... To niebezpieczne...? Nie wiem... mam obawy, że nie jest do końca prawdziwe... warto jednak to zbadać... Popytam... Nie umarła, żyje i ma się dobrze. To dobre kucyki, może trochę za łagodne momentami... ale ja też taka jestem. Mam dobre wspomnienia z rodzinnego domu. 1 Jak ci się żyje wiedząc że twój domek jest wypchany kamerami ? A jest...? 2 Lubisz rock/metal ? Nie jest to może mój ulubiony gatunek muzyki, ale... niektóre piosenki bywają świetne. Gdyby nie to, że jestem tutaj średnio raz do roku, moglibyśmy pogadać o muzyce w jakimś innym temacie... Widzę, że macie sporo do zaoferowania. 3 Znasz zespół Tenacious D ? Jeśli nie to przesłuchaj sobie utwór "Classico" ^^ O, ten akurat znam. Widziałam ten film... Może był dla mnie momentami zbyt... wulgarny, ale niektóre żarty były zabawne... A Classico jest świetne. "Check this riff it's fucking tasty!" 4 Masz ładny ogonek Przedłużasz go sobie ? Brrr... Nie, nigdy tego nie robiłam. Ktoś rozpowszechniał głupie plotki i teraz... teraz wszyscy myślą, że koloryzuję swoją urodę... Nie martw się, Fluttershy. To tylko jak sama stwierdziłaś głupie plotki. Zresztą rozpowszechniane nie bez powodu – może po prostu wiele kucyków ci zazdrości? Dziękuję... Tak czy inaczej nigdy nie przedłużałam sobie ogona. 5 Nie wiesz może jak się dostać do Equestrii ? Bo chciałem zjeść jabłko od Applejack. Przejście jest tylko dla kucyków, przykro mi... Ale popytaj Applejack pocztą, może zgodzi się wysłać Ci parę jabłek. Bardzo polecam, są naprawdę przepyszne. Zwłaszcza że jak sama mówiłaś, jakoś został ci apetyt na jabłka. Te od Applejack smakują najlepiej. 6 Nie wiedziałem że macie w Equestrii komputery.. chyba że jakoś inaczej się z nami porozumiewasz. Jeśli tak to jak ? Raz na jakiś czas jestem u Was, w Waszym świecie, wtedy dogaduję się z Alberichem i on publikuje moje odpowiedzi. Equestria ogólnie ma dość... chaotyczną technologię. Mało z tych rzeczy naprawdę potrzebujemy, więc są one traktowane raczej jako ciekawostki i gadżety niż niezbędne wyposażenie. 7 Szukam miłości .. przytulisz mnie ? Powodzenia w poszukiwaniach. A co do przytulenia, nie ma problemu: oto Twój wirtualny hug: Trzymaj się ciepło. No i... to na tyle... Jakoś tak... dziwnie... Czas leci, forum się zmienia, a odpowiedzi Fluttershy... są... czasami... Lepiej późno niż wcale... prawda? Tak, prawda... Tak czy inaczej – nie gwarantuję nigdy terminów odpowiedzi, nie obiecuję, że cokolwiek się uda. Ale, jakby co, zawsze jest jeszcze iskierka nadziei, że Fluttershy Wam odpowie, prawda Fluttershy? Tak długo, jak ktoś pyta... Dlatego pozdrawiamy Was najserdeczniej i zapraszamy następnym razem! Do miłego.
  2. Alberich

    Odcinek 11: Flutter Brutter

    Ja tam należę do tych zgorzkniałych starofanów, co to narzekają jak to kiedyś było lepiej i w ogóle. Siedzi się z przyzwyczajenia, bo maszyna fandomowa nie jest tak łatwa do zatrzymania, a fanfików i dyskusji się trochę poczyniło, więc szkoda odchodzić. Serialu nie oglądam od połowy sezonu trzeciego, czyli w sumie więcej odcinków nie znam niż znam. Kiedyś po prostu stwierdziłem, może racjonalnie, może nie, że nie mam ochoty zmieniać sobie obrazu kucyków, jaki mi został. Od czasu do czasu rzucałem tylko okiem na wyrywki lub odcinki związane z Fluttershy (chociażby do działu). Teraz, jako siwy, cierpiący niczym Stara Werterowa emeryt, wyruszyłem obejrzeć Flutter Brutter. Cóż... popełniłem błąd. Odcinek wybitnie mi się nie podobał, nie wiem, na ile jest przekrojem obecnego stanu serialu, na ile ja sam jestem zrażony, po prostu mi się nie podobało. Wyobraźmy sobie teraz, że jesteśmy w filmie o kung-fu. Zamiast po ludzku powiedzieć, odejdziemy w dygresję i anegdoty, by potem sprać komuś ryj w imię dziejowej sprawiedliwości. Otóż zastanawiałem się nieraz, co właściwie było fenomenem tego serialu, który zapoczątkował cały fandom. Były to urocze, miłe postacie, które zwyczajnie przyjemnie się oglądało. Przerysowane co nieco charaktery pomagały, a nie przeszkadzały, wszystko to było jednak dopełnione lekkością i niekwestionowaną zaletą serialu – dojrzałymi problemami. Pisałem o tym kiedyś z Irwinem, zamiast szukać rozwiązań egzotycznych trudnych spraw (nomen omen), pokazywano, że przyjaźń w swojej prostocie rozwiąże większość trudności. Że trzeba być ze sobą szczerym, pogadać, dać se czasem siana, pomóc komuś, innym razem odpuścić i pozwolić mu żyć po swojemu... Elegancja Francja. Daleki jestem od idealizowania serialu, nie był anielskim dziełem, które w swoim miłosierdziu dały nam niebiosa, tylko solidną kreskówką dla dzieci, nadającą się i dla starszych. W dodatku zostawało mnóstwo miejsca na fanowskie prace, fanfiki, komiksy, arty, wolne rozwijanie świata. Wszystko działało i dało nam piękny, solidny fandom. Na nieszczęście twórcy najwyraźniej nie zrozumieli, skąd wziął się ich sukces. Gdzieś na wysokości trzeciego sezonu punkt ciężkości targetu niebezpiecznie przesunął się w stronę bronies. Według mnie ewolucja serialu była potrzebna, sam jednak nie byłem pewien, w jakim powinna iść kierunku. Dopiero obejrzenie "Avatara", który jako serial animowany jest znakomity, uświadomiło mi, która droga byłaby najwłaściwsza. Oczekiwałem stopniowego wprowadzania coraz trudniejszych i dojrzalszych problemów, spraw ciężkich i nietuzinkowych, które jednak nie są nierozwiązalne. Zobaczyć, jak kucyki toczą nierówną walkę z chandrami, które terroryzują niejednego człowieka, ale dzięki sile charakteru i swojej przyjaźni wychodzą z nich zwycięsko. Jakby jeszcze dodać do tego większą ciągłość fabularną, trochę retrospekcji i wewnętrznego dramatu, efekt mógłby być niewiarygodny. Niestety, poszli raczej w stronę zaspokajania fanów. Nie zawsze tragicznie, szło to raz lepiej raz gorzej, ale pojawił się problem – jak uniknąć robienia cały czas tego samego? Przecież postacie muszą chociaż trochę się zmieniać, uczyć się czegoś po kilotonach lekcji u Celestii. Może ktoś o tym nie pomyślał wcześniej? Nie wiem, jednak zaczęto to za późno, a Fluttershy stała się ofiarą tego zjawiska. Dobra, przydługi wstęp mam za sobą. Odcinek niestety niesie ze sobą bagaż błędów i wypaczeń, jak mówiłem, jeśli tak ma wyglądać cały sezon, to ja spasuję. Do rzeczy: – Fluttershy. Zmieniła się. Jak cholera. Znaczy, tak po prawdzie, to te pierwsze trzy sezony, które widziałem, już to pokazały. Z aspołecznej cichej myszki, którą była na początku, stała się dobrą, choć cichą i pozbawioną pewności siebie przyjaciółką, by powoli wyrabiać w sobie stanowczość, asertywność i przebojowość. Morały szły ogólnie takie, że w życiu trzeba napierdalać, ale nie trzeba być złym, że małe kroki też się liczą, że wyładowanie na kimś swojego gniewu to nie asertywność a agresja, a odwaga i tak przyjdzie w trudnych chwilach. I to, nawet pomimo takich potknięć jak out of character w "Putting Your Hooves Down" działało. Problem w tym, że Fluttershy w tym odcinku nie jest po prostu asertywna i pewna siebie, jest zwyczajnie wredna. Czochrana przez brata wygląda jak nabzdyczona osa, która ma ochotę zrobić małżonkowi aferę o dwa piwa z kumplami. Ostro i dobitnie pokazała swojemu nieporadnemu społecznie bratu, że ma się ogarnąć. Za ostro i za dobitnie, bo on sobie z tym nie radził. Gdy pod koniec mówiła mu, jaki to jest utalentowany i jak go będzie wspierać, wyglądało to raczej żenująco i nienaturalnie. Nie mogła od tego zacząć? Nie, musiała pokazać mu, kto tu rządzi, odciążyć swoich jeszcze bardziej nieogarniętych rodziców. Ogólnie – gruzy charakteru, z uroczej i dającej nadzieje dla nieśmiałych ludzi, zmieniła się w jędzę, która najpierw rani, a potem próbuje kogoś ogarnąć, po przecież nie siebie. – Rodzina Fluttershy. Jej rodzice są całkiem spoko (z wyjątkiem wyglądu, personalnie do gustu mi nie przypadł), niestety głównie z powodu ubogości charakteru. Zephyr natomiast... był po prostu wkurwiająco niefajny. Taki przekonany o własnej wspaniałości, żerujący na innych dupek. Znowu – rozumiem, że to mogło mieć związek z morałem, ale dało się to zrobić inaczej, moim zdaniem lepiej. Na dobrą sprawę nie wiem, komu tu kibicować, bo Fluttershy jest wredna, a jej brat drażniący. Już chyba najlepiej wyszła ta nieszkodliwa Dash w tle. – Konstrukcja odcinka i morał, który dobił odcinek. Pomysł był cholernie trudny i dojrzały, właśnie czegoś w tym rodzaju oczekiwałem po odcinkach (jak wyżej). Trochę nie dla dzieci, dla których jest zbyt odległy, ale trudno. Tak po prawdzie wielu ludzi naprawdę nie umie rozwiązać tego węzła gordyjskiego, bo przecież krewnemu przypał powiedzieć, że pasożytuje, zwłaszcza, jeśli jest taki bezradny. Z jego perspektywy wygląda to nawet gorzej, przecież niejeden z nas nieraz sądził, że nie radzi sobie z życiem, że nie znajdzie sobie miejsca i nie nadaje się do dorosłości. Nawet niekoniecznie dlatego, że jest się egocentrycznym kutaczem, życie po prostu bywa ciężkie i ma przykrą tendencję rzucania nas na głębokie wody... Dlatego można było tyle wycisnąć... Niestety, kolejny raz poszli... nawet nie na łatwiznę, tylko zwyczajnie dziwną i głupią drogą. Historia jest o tym, że nie należy się poddawać, doprowadzać rzeczy do końca, postarać się. Ok, ale dlaczego w taki sposób? To samo co na końcu, można było osiągnąć na początku. Gdyby Fluttershy rzuciła do niego "Słuchaj Zephyr, ja wiem, że jest ciężko dorosnąć i nauczyć się żyć na swoim, ale przecież dasz sobie radę, nie dość, że większość sobie z tym radzi, to ty jesteś utalentowany. Myślisz że ja miałam łatwo? Życie terroryzowało mnie jak kalifat Equestrię, ale dałam sobie radę, bo mam przyjaciół. Przecież nie zostawimy cię na lodzie, ogarnij się, a my ci w tym pomożemy. A teraz chodź, znajdziemy ci jakieś zajęcie, a w tle będziesz się uczył tego co lubisz." Odcinek wcale nie musiałby się tu skończyć, przecież nie jest aż tak łatwo. On by próbował, nie wychodziło by mu, dostawałby wsparcie. Jeśli tak bardzo chcieli asertywnej Fluttershy, to i na nią znalazłoby się miejsce, gdyby Zephyrem trzeba potrząsnąć albo faktycznie kazać poszukać sobie miejsca gdzie indziej. Wszystko jednak ze wsparciem, a nie wrednym "do roboty patafianie!" Spójrzcie, jak ze zmianą postaci i ogólnej konstrukcji zmienia się wydźwięk odcinka. Zamiast wyganiania nieudacznika i podśmiewania się z frajerów, mamy pomoc, starcie z grozą życia, lekcję o wytrwałości, nawet o stanowczości i asertywności by się znalazło. No i przyjaźń od początku do końca, a nie "Ale frajer, ale frajer", który nagle zmienia się "kochamy cię!". Tyle by wystarczyło. A jakby jeszcze rozszerzyć całość na parę odcinków, że Zephyr powoli zdobywa zaradność i umiejętności w zawodzie... "Ale cóż nam marzyć o tem". – Piosenka... jakaś taka zbędna. Nie mogę powiedzieć, czy dobrze zrealizowana czy nie, zwyczajnie mi tam nie pasowała. Rozwiązywanie spraw muzyką jest jakimś takim regresem... Czas na smutne pytanie – czy to mnie tak praktycznie pozafandomowa starość chłoszcze, czy zwyczajnie nie ma dokąd wracać? Wiecie, tak po prawdzie, to mam co czytać, w co grać, co oglądać... Ale jednak człowiek przesiedział z kucami w cholerę i trochę czasu... Jakoś tak tęskno. Starzejemy się, Panie i Panowie. Ja się starzeję. Może nie powinienem porównywać odcinka z tym, jaki moim zdaniem powinien być, może powinienem dać se siana z kreacją Fluttershy, jaką pamiętam z dawnych sezonów. Chyba jednak więcej nie będę już oglądał. Szkoda. Tak czy inaczej, odcinek mi się nie widział. Pozdrawiam wszystkich ciepło!
  3. Ja pisałem (że się starzeje, nie umiera, ale mniej więcej wychodzi na to samo), a i owszem. Problem w tym, że i mnie ta przykra przypadłość dopadła, straciłem zapał i wcale nie jestem lepszy od reszty koła emerytów. A mówiąc "za późno" miałem raczej na myśli odgrzewanie naprawdę starych kotletów. Coś jakby na forum komputerowców odpowiedzieć komuś po dwóch latach, trochę przypał. Jednak, jak tak teraz mówisz, może i szkoda... Jak wrócę na weekend do domu to zobaczę, co się da zrobić.
  4. @StyxD Tak nieco od końca: To: Może "determinacja w sercu" nie była nawiązaniem świadomym, a moją nadinterpretacją. Sam tak bym tego nie odbierał, głównie za sprawą kontekstu, chociaż analogia jest zabawna i niepozbawiona trafności. Jest różnica między wolnością rozumianą jako obraną ścieżką życia, a jako próbą wydostania się ze szponów zorganizowanego systemu. Trochę kwestia skali, trochę okoliczności. Zresztą "morał" "Szklanej Kuli" ma w moich oczach coś z szukania mniejszego zła, więc daleki jestem stawiania tego wyboru jako jednoznacznie pozytywnego. Przy okazji – zwlekałem z odpowiedzią na Twój dawny komentarz pod moim fikiem, trochę na zasadzie tradycyjnego "jutro się zrobi", trochę dlatego, że dobrze byłoby odpowiedzieć innym. A teraz minęło tyle czasu, że cytując pewną piosenkę: "Jest mi tak, jakby już było za późno". W sumie szkoda, bo materiał zarówno do polemiki, jak i podziękowań (parę uwag było kąśliwych, ale boleśnie celnych), miałem nadzwyczajny.
  5. Spóźnione świętami i życiem recenzje: OCENY Ogólnie gratuluję wszystkim uczestnikom, poziom konkursu był bardzo przyzwoity. Postarałem się jak najwięcej powiedzieć w swoich mini recenzyjkach i jak najlepiej opisać, co mi się podobało (a co nie) w Waszych opowiadaniach. Przepraszam Was serdecznie, że publikuję to tak późno. Pozdrawiam ciepło uczestników i obserwatorów konkursu!
  6. – Panie Admirale (wulgaryzmy wyciąłem), co pan sobie myśli, że ja nie mam życia prywatnego? – Alberich, ja wiem, że ty nie masz życia prywatnego. – Ale może chciałbym mieć! A tak poważnie, to mamy jedenastu uczestników, każdy dał trzy opowiadania, do razem daje trzydzieści trzy prace. Nawet jakbym pisał komcie tylko do samych uczestników, to byłoby to ciągle jedenaście elaboratów. Obawiam się, że będziecie musieli zadowolić się czymś drobniejszym... Nie martwcie się jednak, jakieś recenzyjki będą, zrobię tak, by nikt nie był zawiedziony.
  7. Zdobywam się na jeszcze jednego posta, w którym rozpaczliwie będę wołał o opamiętanie się. Nietrudno zauważyć, w jaką stronę podąża temat, samo opowiadanie też jest jakie jest, a że nie mam ani prawa, ani możliwości interweniować, mogę tylko apelować. TalkativeCloud: Przeczytałem drugi rozdział (czy tam drugą stronę) Twojego opowiadania. Wiele więcej niż ostatnio do powiedzenia nie mam, rady są nadal aktualne, wciąż życzę powodzenia i zdobywania doświadczenia. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że komentarze są wyłączone, a jak byk rzuca się w oczy błąd, pisze się "ósmy lutego" nie "ósmy luty". Pierwsza forma jest poprawna w języku polskim, druga sugeruje, że mamy do czynienia z jakimś ósmym z kolei lutym, a nie o to przecież chodzi. Ważniejsza sprawa – spójrz na to, co się tutaj dzieje. Dam Ci radę niezwiązaną z samym opowiadaniem, ale może nawet ważniejszą niż to co pisałem tam – lepiej dyskretnie się wycofać. Nie mówię, że masz przestać pisać, bo to już Twoja sprawa, ale ten temat wybitnie Ci nie służy. Owszem, dostałeś parę rad, owszem, ktoś czyta Twoje opowiadanie, tylko czy to jest tego warte? Opinie są skrajnie negatywne, nawet nie dlatego, że ludziom tak śpieszno do hejtu, po prostu Twoje opowiadanie jest, spójrzmy prawdzie w oczy, słabe. Wielu (bardzo wielu) przesadza tutaj z ostrością i szyderstwem swoich komentarzy, co może nie przynosi im specjalnie chwały, ale jestem w stanie ich zrozumieć. Stwierdzenie, że chcesz się wycofać, poćwiczyć w spokoju, trochę się podszkolić i następnym razem wypaść lepiej nie będzie oznaką słabości czy poddania się, wręcz przeciwnie, sugerowałoby, że nie tylko jesteś zdeterminowany do stworzenia czegoś, lecz również uczysz się na błędach i jesteś gotów się poprawić. Teraz tylko diabelski młyn niechęci i wzajemnych oskarżeń kręci się w najlepsze, zarówno Ty jak ludziska tracą niepotrzebnie czas i nerwy na starcia w komentarzach. A jeśli podoba Ci się popularność jaką zdobyłeś w ten sposób... Wtedy chyba nie mamy o czym rozmawiać. Applejuice: Podpisuję się pod Twoimi słowami i dziękuję za wymienienie mnie w merytorycznej grupie. Nawet jeśli (zresztą podobnie jak ja) zbyt łagodnie oceniasz TalkativeClouda, to przynajmniej słusznie podchodzisz do tematu. Pan Pisak: Jestem pod wielkim wrażeniem zapału, z jakim udzielasz się w tym temacie. Doświadczenie nauczyło mnie jednak, że niechęć i agresja automatu zabijają spór w internecie. Nie jestem przekonany, czy przyszedłeś tutaj cisnąć bekę z nieogarniętego początkującego, czy przedstawić się jako bezkompromisowego wroga chały, bo wątpię, byś kierował się troską o kogokolwiek. Podobnie jak nie mam prawa zabronić autorowi publikowania jego niezbyt górnolotnych tekstów, tak Tobie nie mogę zakazać krytykować. Mam jednak pełne prawo powiedzieć, że sposób w jaki to robisz jest co najmniej wątpliwy, w dodatku jadowity i niemiły. Twórcy do niczego w ten sposób ani nie przekonasz, ani nie zmotywujesz, a sobie wyrobisz jedynie etykietę krytykanta, malkontenta i nienawistnika. Wszyscy: Standardowy problem naszej fanfikowej sceny, który od czasu do czasu wraca – tyle czasu, uwagi i zaangażowania poświęcamy słabym fikom. Nadszedł czas, by się rozejść, co autor miał usłyszeć usłyszał, teraz pozostaje tylko czekać, że wyciągnie jakieś wnioski i spróbuje się poprawić. Zawsze będą pojawiać się ludzie z mniejszymi predyspozycjami, mniej doświadczeni, którym daleko do kunsztu, o ile jednak dobre rady mogą im się przydać, to nasza uwaga i aktywność w takiej a nie innej formie nie przyniesie im raczej pożytku, nam zresztą też nie, napsujemy sobie jedynie niepotrzebnie nerwów. Życzę wszystkim powodzenia i spokoju!
  8. Przyszedłem tu przede wszystkim po to, by ponarzekać na niefortunny tytuł. Fik o tytule "The End of Ponies" już był, w dodatku dość poczytny i napisany przez Shortskirtsa, który karierę jako pisarz w fandomie zrobił nie małą. LINK Swego czasu ktoś bardzo mi zachwalał tamto opowiadanie, więc pamiętam. Prawdę mówiąc nie podejrzewam Cię o plagiat, po prostu niefortunnie trafiłeś z tytułem, co zwyczajnie czasami się zdarza. Niegrzecznie byłoby jednak komentować sam pechowy tytuł, gdy jest jeszcze fanfik. Nie ma go dużo, więc i ja nie będę miał dużo do powiedzenia. Za dobrze to nie wygląda, a jeśli chcesz, by Twoje następne opowiadania były trochę bardziej zdatne do czytania, musisz jeszcze sporo nad nimi popracować. Nie odmawiam Ci pomysłowości ani wyobraźni, bo nawet po takiej próbce sądzę, że masz na czym pracować, musisz jednak nauczyć się podstaw rzemiosła i nieco bardziej zadbać o poprawność tekstu. Sporo się tutaj nie udało, bardzo wiele z tego już wypunktował Sun. Byłoby raczej stratą czasu powtarzanie się z nim, dlatego ja rzucę po prostu kilka porad, które mogą Ci się przydać w przyszłości: – Klient kupuje oczami, stara marketingowa prawda. Profesjonalni czytelnicy redakcyjni, do których należy szukanie talentów w tekstach, najczęściej w ogóle rezygnują z czytania źle wykonanych tekstów, bo spodziewają się, że jeśli twórca nie zadał sobie trudu dopracowania formy wizualnej, to pewnie też nie postarał się zbytnio z jakością tekstu. Tutaj formatowanie nie jest jeszcze najgorsze, choć odstępy między wierszami nieco rażą. Pamiętaj jednak, by ewidentne błędy poprawiać jak najszybciej, gdy tylko masz okazję. – Dopada Cię jeden z częstszych problemów bardzo początkujących i młodych twórców – pisanie sprawozdawcze. Zauważ, że na półtorej strony zmieściłeś mnóstwo informacji: jak zginęła matka bohatera, brat/ojciec, jak doszło do końca świata, na jakich zasadach działa ta dziwna bomba, jak ciężko żyje się w tym świecie. Czasami to cenna umiejętność podać jak najwięcej informacji jak najszybciej, ale zadaniem opowiadania nie jest tylko dawanie konkretów, ale też przekazywanie ich w zdatnej formie. Dlatego dobrze radzę, za każdym razem, kiedy zobaczysz, że istotną informację przekazujesz tylko w kilku suchych zdaniach, zastanów się, jak należałoby ją rozpisać. – Wyciskaj ile się da z każdego pomysłu. Światu zostało tylko 18 lat życia, z tego można wyciągnąć tak wiele, jak bardzo zmienia się mentalność, gdy śmierć jest tuż za drzwiami, jak niektórzy oddają się w hedonizm, inni w ślepą wiarę, jeszcze inni próbują ratować świat. Przypadkowy napastnik wchodzi do domu? To mnóstwo nerwów, krzyków, strachu, a potem krótkie starcie, które ostatecznie przekreśla rodzinę. Między innymi ta zdolność wyciągania treści z prostych pomysłów, budowania dramatu i świata na krótkich wydarzeniach, jest jedną z umiejętności pisarza. Polecam pograć w coś dobrego, poczytać, pooglądać coś, ale dokładnie, z wnikliwym analizowaniem, co i jak tam robią, być może podłapiesz ciekawe rozwiązania. – Pokaż zamiast streszczać i ważne informacje zostaw na później. Jeśli wszystko dostaniemy teraz na tacy, nie będzie nas to specjalnie obchodziło. Najczęściej też większą siłę oddziaływania ma coś, co "zobaczymy" sami, a nie dowiemy się tego po prostu z krótkiego opisu. – Oglądaj pojedyncze zdania i akapity, zastanawiaj się, które można napisać lepiej i poprawiaj je w miarę możliwości. Czasami pewne przekazywane czytelnikowi rzeczy są zbędne, inne nie są rozpisane właściwie, a jeszcze innych brakuje. Poprawki po napisaniu są normalne i często konieczne, nawet u zawodowców. To chyba te najważniejsze rzeczy. Na multiku starego Starcrafta niektórzy wyjadacze, po pokonaniu słabszego od siebie gracza żegnali się z nim miłym: "Pozdro&Poćwicz". Cóż więc mogę dodać, po przeczytaniu tego fanfika i zostawieniu komentarza: Pozdro&Poćwicz. Powodzenia!
  9. Powiem, że byłbym tego bardzo ciekaw. Wątpię, by na razie Hasbro miało planować coś takiego, ale jeśli miałoby dojść do podobnego przedsięwzięcia, to widzę trzy podstawowe scenariusze: Albo będą chcieli zrobić to samo tylko bardziej (w takim razie po co jednak zaczynać od nowa, czyżby formuła serialu do reszty się wyczerpała), w końcu wszystkim się podobało, więc wystarczy ponowić schemat. Sądzę jednak, że to może udać się tylko, jeśli minie naprawdę dużo czasu, bo najlepiej żeruje się na nostalgii. Więc... raczej mało prawdopodobne, będą doić dalej czwartą generację. Jest też możliwość, że po latach wrócą do swojego podstawowego targetu, czyli do pewniejszych i łatwiejszych w obsłudze dzieci. Prosta forma, ugrzeczniona i ładna, mało skomplikowana, taka, by spodobała się dziewczynkom. Część bronies pewnie na to poleci, ale że jeden do jednego mało co się powtarza, to i będzie to nieporównywalnie mniejsza fala. Trzeci wariant to bardziej myślenie życzeniowe, niż faktyczny wniosek – a nuż dojdą wreszcie do wniosku, że jeśli udało im się zrobić kokosy banany narodzie kochany na dobrej kreskówce, to trzeba pójść jeszcze dalej i zrobić lepszą. Taką dojrzalszą, z lepszymi morałami, podobnym poziomem postaci, ale jakąś historią tła, a wszystko ze spójniejszą i ciekawszą fabułą, wciąż niby pod dzieci, a jednak na tyle dorośle, by świadomy odbiorca mógł bić brawo. Byłbym nieziemsko rad, gdyby tak się to potoczyło, jednak za bardzo w to nie wierzę. A czy oglądałbym nowe kucyki? Raczej tak, skoro i tak oglądam sporo kreskówek, to dałbym szansę i tej, zwłaszcza przez sentyment. Jeśli jednak zobaczyłbym, że to droga donikąd, to raczej dałbym sobie spokój, tak jak z nowymi sezonami, które oglądam tylko na wyrywki. Przy okazji – uważam, że obecnie poziom spadł w stosunku do pierwszych sezonów (a że jeszcze dochodzi zmęczenie i przetrawienie starych emocji, to już w ogóle kicha), co więcej, nie wierzę, by miał się jeszcze podnieść. Możecie sądzić, że narzekam lub wieszczę złe, ale w moim mniemaniu lepiej krytykować Hasbro, że głupio robi, niż bezkrytycznie pożerać wszystko co zapodają, jak to co poniektórzy robią. To wszystko tylko gdybanie. Czas pokaże.
  10. Hoł, hoł, hoł, k***a Twoja w tę i nazad, obiecałem skomentować tego fika, to i jestem. Nie, wcale się nie spóźniłem o rok. Zresztą szczęśliwi czasu nie liczą. Do dzieła! Hmmm... Co by nie mówić, aprobuję tego fika jako całość. Pewnie, że jedne rzeczy podobają mi się bardziej, inne mniej, jeszcze inne wcale, ale cóż poradzić? Jak do końca na poważnie ocenić fika o tytule "Plasterek Życia", z tytułem dokumentu "eat shit and die", opowiadającego o przygodach kompletnie nieprzystającej do kanonu Octavii? Dlatego porozbijam go na części składowe i ocenię sobie elementy. Nie wiem na ile na miejscu jest dawanie Ci rad, Poulsen, bo jak dla mnie, to większość z tego, co chciałbym Ci powiedzieć i tak wiesz. Jak łamać reguły, to świadomie, a jak! Strona techniczna ok, nie rzucały mi się w oczy błędy, zresztą, przy takiej treści ciężko było się na nich skupić. Ale styl to Ty masz bogaty. Potrafisz kreślić eleganckie opisy, pełne ironii, ciętego humoru, prymitywnego, jednak niezwykle śmiesznego dowcipu, a wszystko w taki sposób, by sklecić ten zbiór różnorakich pierdół do kupy i utrzymać go w ryzach. Szacun! Tak naprawdę chyba dlatego Plasterek w ogóle się broni, bo jest zabawny i napisany z polotem. Sądzę, że potrafiłbyś nawet opisać wrzucanie węgla do piwnicy w taki sposób, by było kąśliwe, nieludzko zabawne i nieprzyzwoite. Czapki z głów! Tak naprawdę to przede wszystkim za to mogę chwalić, bo rzadko kiedy widzę kogoś, kto tak nadawałby się do "House'owania" jak Ty. Zanim przejdę do fabuły... hmmm... świat przedstawiony. Nie powiem, żeby była to jakaś bardzo niesamowita lub innowacyjna wizja, ot tak, kucyki zachowują się najczęściej dość serialowo, przy jednoczesnym dodaniu im wredności, ironii i różnorakich sfer, których nie powinny mieć. Mało tego tekstu, nie za bardzo mam co oceniać Twoją rzeczywistość, jednak zdaje ona egzamin. Wydaje mi się, że to raczej kwestia tego, że dobre opisanie broni tej wizji, a nie dobra wizja daje powód, by ją ładnie opisać. Bohaterki, tu jest, jakby to ująć, nietypowo. Octavia nie ma nic wspólnego z fanowską wizją eleganckiej klaczy, jest gnuśna, obleśna, cyniczna, hedonistyczna, wredna, po prostu zatruwa świat swoją obecnością. Jednak da się ją mimo wszystko lubić, głównie za sprawą jej humoru i ciętych uwag. Jeśli ktoś jest wielkim fanem Octavii, to raczej mu się Twoja wizja nie spodoba, ponieważ jednak ja traktuję ją neutralnie, to wydaje mi się raczej zabawnym pomysłem, niż bezduszną profanacją. Vinyl też uderzył trochę kontrast, fajnie było zobaczyć ją jako dziecko muzycznej rodziny, utalentowane i wykształcone, które po prostu poszło inną drogą. Zresztą pod względem zachowania w mieszkaniu przypomina mi (tylko odrobinę) jedną znaną mi osobę. Ale z tymi bateriami to przesadziłeś. Zresztą, jak Octavia mogła nie zauważyć kolejki elektrycznej w pokoju swojej lokatorki? Lyra, Bon Bon, Celestia i inne postacie tła wypadły ok, choć do teraz nie wiem, czym jest ten wątek z podmieńcowymi płomieniami. To właśnie kolejna rzecz, której nie rozumiem, i którą akurat będę krytykował. Teoretycznie te fragmenty z Lyrą wskazują na istnienie jakiejś poważniejszej fabuły, zastanawiam się jednak, czy ma ona tu sens. W tych czterech rozdzialikach nie tylko jej jeszcze nie ma, ale chyba nie czuję potrzeby, by w ogóle jej szukać. Drobne przygody Octavii, Vinyl i sporadycznie innych kucyków spokojnie wystarczają. Jakbym miał podsumować co sądzę, to zamiast "Plasterek Życia" powiedziałbym "Plasterki Życia". Ot krótkie opowiastki, nie do końca komediowe, nie do końca dramatyczne, wcale nie przygodowe, tzw. "Okruchy Życia" kucyków. Lekkostrawne, szybkie i zajmujące, przyjemnie się je czyta, głównie dla dowcipu i stylu. Nie widzę (i prawdę mówiąc nie wierzę, że to w ogóle istnieje) drogi, w którą zmierza fik, prawdę mówiąc jednak nie obchodzi mnie to specjalnie. Fajna rzecz i tyle. A że chędożą się na potęgę, rzucają niewybredne żarty i ogólnie są dość rozwiązłe te Twoje kuce? Nie moje klimaty kompletnie, ale z drugiej strony, przy takiej dawce dystansu i absurdu, traktuję je raczej jako szyderę z tych wszystkich fików, gdzie przedstawia się je tak na poważnie. Nie ukrywam, że gdyby to wrażenie obśmiania miało ulecieć (a czasem fik zbliżał się do tej granicy), to wiele by na tym stracił. Nawet polecam, bo solidnie. A Ty Poulsen powinieneś rozwijać swoje zdolności stylistyczne, bo już jesteś na niesamowitym poziomie, a ja chciałbym zobaczyć pełnię Twojej mocy. Pozdrawiam serdecznie! Drink piss and live!
  11. Minęło sporo czasu, dwa miesiące, a ja mając wiele na głowie trochę zapomniałem szczegółów tego fanfika. Czytając nowy rozdział miałem wrażenie, że wiem w jaką stronę on zmierza, nadążam za nim, ale ulatują mi pewne niuanse. Bywa i tak, niestety, a nie miałem ani czasu, ani sił, by czytać wszystko od początku. Komentarz nie będzie tak długi jak poprzedni, zwyczajnie musiałbym powtarzać sam siebie. Dodam jednak parę nowości, może uda mi się naprowadzić Cię na coś konkretnego. A i jeszcze jedno – pokornie ostrzegam, będę bezczelnie krytykował. Jak się nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że rozdział I podobał mi się bardziej niż ten. Tam miałem wrażenie, że może i nie jest idealnie, ale wszystko zmierza w dobrą stronę, że mamy do czynienia z porządną historią, przemyślaną fabułą, nieco zgrzytającym momentami, ale jednak niezłym stylem. Teraz.... teraz to już sam nie wiem co myśleć. Dlatego po prostu rzucę parę luźnych uwag: – Jak poprzednim razem narzekałem na "udziwniane" opisy, tak tym razem będę miotał klątwy na coś zupełnie przeciwnego. Z jednej strony to mnie posądzano czasem o łopatologię, więc niby nie mam co wytykać jej innym, ale... No kurcze, nie robię tego po to, by Cię poniżać, tylko chcę zwrócić uwagę na pewne sprawy. Zaznaczyłem jedno zdanie, które jest sztandarowym tego przykładem: "Lazurowa klacz aż się wzruszyła." Poważnie? Cholera, naprawdę? Po ciężkiej scenie, gdzie po raz pierwszy od początku opowiadania ktoś ze szczerego serca pomógł Trixie w czymkolwiek, jednocześnie jej nie poniżając lub obgadując, na pewno jest to wspaniałe podsumowanie. Nawet nie chodzi mi o to, że masz nie podsumowywać takich scen, nie, moim zdaniem spokojnie można to robić, a czasem nawet należy, ale nie takim banałem! Dalej było też podobne: "Jej obietnica nie była tylko pustymi słowami. Naprawdę chciała porozmawiać z Trixie i z całego serca życzyła jej szybkiego powrotu do zdrowia." To nie bolało aż tak jak wcześniej, ale tez wypadło blado. Naprawdę czytelnik może się tego domyślić, a jeśli chcesz to podsumować, zrób to z elegancją. Wiem, że potrafisz, bo sporadycznie trafiały się celne przemyślenia i kozackie fragmenty. Niestety, te słabsze bardziej zapadają w pamięć. – Jeszcze bardziej boli mnie ta znieczulica kucyków. We wcześniejszym rozdziale sądziłem, że tylko Trixie ma jakieś pozytywne intencje, teraz niby doszły Fluttershy i nieszkodliwa Pinkie, ale dostaliśmy jeszcze więcej niechęci. Twilight nie ma, Applejack zachowuje się boleśnie podejrzliwie (z jednej strony to zgodne z jej naturą, z drugiej jednak jest elementem szczerości, może zauważyłaby, że Trixie nie udaja. A może udaje?), służba jeszcze gorzej niż wcześniej. Ja rozumiem, co mogłeś chcieć tym pokazać i jaki efekt chciałeś wywrzeć na czytelnikach, tylko że obraz przestaje się domykać. Chciałem powiedzieć, że aż tak złych ludzi (lub kuców) nie ma, ale niestety, chyba są... Tak czy inaczej wolałbym, byś poszedł inną drogą. Chłodną obojętnością, najgorszym rodzajem współczucia, odrazą, a nie ciągłą manifestacją pogardy i nienawiści. – Mało z tego rozdziału wynikało. Fluttershy pomogła Trixie, były sceny z przeszłości, Trixie wylądowała w szpitalu, Trixie została zwyzywana przez służbę i poniżona przez inne kucyki, a wszystko na dwudziestu paru stronach. Nawet nie chodzi mi o to, że akcja wolno biegnie, bo idzie szybko, ale jak mało nowości się dowiadujemy. Pewnie będę czytał następne rozdziały, ale z rosnącym niepokojem o całokształt. Co bym nie mówił, jednak moją ciekawość zdobyłeś. Pozdrawiam ciepławo!
  12. Uff... Cieszę się, że załatwiliśmy to jak dżentelmeni. Twoja odpowiedź sprawia mi ogromną radość, nie tylko dlatego, że przyjąłeś do wiadomości moją krytykę, ucieszyło mnie też, że podjąłeś z nią polemikę. Słusznie, słusznie, takim samym przegięciem jest przyjmowanie do wiadomości każdej krytyki, jak i żadnej. Ktokolwiek by nie był krytykującym. Zresztą... jeśli argumenty są sensowne, to traci na znaczeniu, czy recenzentem był uznany twórca, czy ktoś z ulicy. Cieszę się, że w tej sprawie mamy o czym rozmawiać. By pięknie i elegancko zamknąć sprawę odpowiem na krytykę mojej krytyki, nie mam prawdę mówiąc ani sił, ani motywacji do polemiki. Dlatego o każdą z wymienionych przez Ciebie rzeczy nie będę się kłócił, a raczej dokładnie wyjaśniał, co ja miałem na myśli. Już teraz widzę, że otworzy nam to prawdziwą kopalnię tematów, dlatego z góry zastrzegam, że jeden Pan Bóg wie, ile to wszystko zajmie miejsca. Do dzieła: Przede wszystkim, przy całym szacunku dla twórczości Żeromskiego i moim zdaniem całkiem niezłego, choć klasycznie przegadanego "Przedwiośnia", nieraz spotkałem się z negatywnym porównaniem "bohater jak Cezary Baryka". Tak, teoretycznie chodzi tu raczej o bagaż denerwujących cech, niż o niewiarygodną kreację, ale postać wiele razy były krytykowana. Nie mam rzecz jasna zamiaru podważać Twojego argumentu atakiem na kanon lektur. Warto jednak mieć na uwadze, że takie zarzuty stawia się największym tuzom literatury światowej, raz słusznie, a raz nie. A niestety, kreacje psychologiczne, są najczęściej kwestią imponderabiliów, takich ulotnych szczegółów i zachowań, że ciężko je zebrać. Ostatnio znajomy w odpowiedzi na mój zarzut o "wydmuszki" spytał mnie, jak ma z tym walczyć, a ja nie byłem mu w stanie dać konkretnych rad. Choć, co by nie było, jego problem jest trudniejszy, łatwiej naprawić wadliwą kreację, niż zbudować dobrą od podstaw. Frost jednak miał charakter, a że moim zdaniem wyszło to niewiarygodnie... Kolejna, przykra sprawa jest taka, że w literaturze nie ma opcji oddania pełni zawiłości ludzkiej psychiki. Mamy tylko ograniczoną ilość słów i jakoś trzeba sobie radzić. W dodatku różni ludzie podchodzą różnie do problemu – jak bardzo można poświęcać detale motywacji i intencji dla dobra całej konstrukcji i dramatyzmu. Moim zdaniem tak daleko, aż nielogiczności i nieścisłości nie zaczną zatruwać obrazu. Gdzie jednak jest ta granica? Cholera wie, każdy ją definiuje po swojemu. Wątpię więc, byśmy do czegoś doszli w rozmowie, uznaję jednak, że zrobiłeś co zrobiłeś świadomie, co już jest pozytywnym efektem. O wiele wartościowszy w pracy twórczej jest błąd popełniony z własnej intencji, niż przypadkiem. Ok, przyjmuję do wiadomości, choć nie ukrywam, że tak wizja średnio mi pasuje. Bohater może nie był zbyt lotny, ale dzieci potrafią niczym papierek lakmusowy reagować na sytuację w domu. Brak lotności brakiem lotności, wolność wolnością, ale brak matki tak długo i dziwne zachowanie ojca wyraźnie ma szansę podkopać stabilny świat, nawet nie od razu z teorią, że ktoś umiera, ale na przykład, że rodzice się ze sobą nie dogadują. Znowu wchodzimy w niuanse, jednak co poradzić, że na nich właśnie buduj się solidność i kunszt. Pewnie moglibyśmy się sprzeczać więcej i mocniej, gdyby opowiadanie było dłuższe, ale na sześciu stronach mamy ledwie jakiś zarys, wątpię więc, byśmy do czegoś konkretnego doszli. Tak czy inaczej – rozumiem, co masz na myśli. Łohoho, to jest dopiero problem wielkiego kalibru. Tak naprawdę pisarz musi działać jak, przechodząc na chwilę do języka informatyki, emulator. Nie mamy możliwości przeżyć wszystkie, zobrazować i przetestować każdych emocji, jesteśmy ograniczeni wyłącznie bagażem naszych doświadczeń. Ja na przykład sądzę, że większość mojego życia to straszne nudy, jak więc ulepić na podstawie tego jakąś pasjonującą historię? Nie tylko chodzi o doświadczenie życiowe, ale stałą pracę nad rozumem, empatią i wyobraźnią, by z małych życiowych obserwacji i doświadczeń umieć zbudować wielką konstrukcję. Tak naprawdę mało mamy możliwości, by zweryfikować zachowanie w takich sytuacjach kryzysowych. Często to kwestia znakomitego wykonania, przedstawienie nowej palety emocji z nieziemską finezją, może sprawić, że uwierzymy w coś, co w życiu nie miałoby miejsca. Tak naprawdę wiara ma ogromne znaczenie, tak długo, jak jesteśmy w stanie uwierzyć, że coś działa, tak długo możemy to kupić. A potrzebnych umiejętności i doświadczenia, jak pisałem, nabierzesz spokojnie. Myślę, że szybko doszedłem do takich a nie innych wniosków, jak sam mówisz prawdziwych, bo sam przez to przeszedłem. Był taki czas, że po robieniu "sam do końca nie wiem co i jak" chciałem pójść dalej, napisać coś poruszającego, dającego do myślenia, z przesłaniem, coś, co spokojnie można nazwać "poważnym". Przyjaciele jednak (i bezkompromisowe życie, którego nie da się oszukać) pokazali mi, że pewnych progów nie da się przeskoczyć. Owszem, trzeba trenować, owszem, trzeba się doskonalić, tak samo jak konieczne jest celowanie coraz wyżej i stawianie sobie jakichś wymagań. Jednak to wszystko wymaga, czasu, pracy, dorośnięcia do pewnych spraw, pokory i cierpliwości. Sam jestem na siebie czasem wściekły, że nie potrafię pisać tak, jak nieraz bym chciał, że nie dorastam do poziomu, na którym siebie widzę. Cóż jednak poradzić, nie ma windy do jakości, są tylko oblodzone schody bez poręczy. Tym niemniej życzę Ci serdecznie, byś kiedyś swoje wymagania spełnił. Niezwykle się cieszę, że miałem okazję porozmawiać na takim poziomie. Jeszcze raz to samo – ćwicz dalej, rób co do Ciebie należy, aż będziesz miał z czego być dumny. Wtedy pewnie przyjdę jeszcze raz, tym razem nie po to, by ostrzegać i krytykować, ale w celu złożenia gratulacji. Pozdrawiam raz jeszcze! EDIT: Do wszystkich, którzy wieszczą o mojej niedawnej śmierci – nie wierzcie plotkom. Płotkom na wszelki wypadek też nie. No i przy pierwszej okazji donieście mi, który mądrala rozpowszechnia takie rewelacje.
  13. Ten komentarz, do którego zbieram się od dwóch dni, nie jest dla mnie łatwy. Pomijam już merytoryczne zbieranie danych, dwukrotne przeczytanie całości i zastanowienie się, co właściwie przeczytałem, nie o to w trudnościach chodzi. By przybliżyć sprawę, pozwolę sobie na większą niż małą preambułę: Nie za bardzo znam Kinga, bo nawet jeśli miałem dwa razy okazję go spotkać, to nie zamieniłem z nim więcej niż dwóch słów. Wiem jednak mniej więcej co tłumaczy, co robi w fandomie i jak mu to wychodzi, no i, bo to tego wniosku wszystko zmierza, doceniam go. Nic do Ciebie, Kingu, nie mam, wręcz przeciwnie, jeszcze jak doliczyć fakt, że czytałeś moje fiki, to w ogóle bogato. Tym smutniejsze jest dla mnie, że to ja będę tym, który przyjdzie, przeczyta opowiadanie i powie, że cesarz jest nagi. Możesz wierzyć lub nie, ale nie ma we mnie teraz ani złośliwości, ani zawiści, bo i nie mam powodu takich mieć. Dlatego nie chcę, byś potraktował mojego, według mnie okrutnego komentarza, jako ataku, bo i ja go w ten sposób nie traktuję. No... chyba wyjaśniłem, co miałem wyjaśnić. Strony technicznej właściwie nie oceniam, znacznie więcej do powiedzenia jest w kwestii stylu i niektórych, dziwnie brzmiących zdań. O ile całe opowiadanie nie jest specjalnie błędodajne, to zdarza się wiele godnych przeprawienia zdań, czasem na skraju błędu, a czasem ewidentnie pokracznych. Sam coś zaznaczyłem przy drugiej lekturze, ale niewiele. Nie będę jednak zastanawiał się nad kwestiami postawionych poprawnie przecinków i sporadycznych literówek, bo raz, że inni się lepiej na tym znają, a dwa, że jest masa innych spraw do poruszenia. Przede wszystkim, pierwszym, co rzuca mi się w oczy przy pierwszym czytaniu, jest ambicja. Według mnie widać jak na dłoni, że chciałeś wstrzelić się w górną półkę, stworzyć coś dobrego, głębokiego i przemyślanego. Nawet trudno mi się dziwić, popracowałeś długo jako niezły tłumacz, przeczytałeś pewnie niejedno, to i wymagania wzrosły, nie tylko względem twórczości innych, ale i swojej. A znaków wspomnianej wyżej ambicji jest od groma – skupiona na życiowych mądrościach i refleksji narracja, tematyka choroby, próba wywołania mocnych emocji, dużo tego. Problem w tym, że dla mnie, niestety, produkt końcowy nie jest znakomitą literaturą, w którą celował, ale jej lichą imitacją. Nie chodzi już nawet (na szczęście!) o to, że pod pozorem głębi i obcowania z tuzinami znanych i nieznanych muz, tworzy się "Dzieło", które na dobrą sprawę niczego nie pokazuje, ale aspiruje do sztuki wysokiej. Nie, o to Cię nie podejrzewam, zresztą nie muszę, bo widzę, że nie w tym rzecz. Jak dla mnie bardzo próbowałeś, ale zwyczajnie nie dałeś sobie rady. Poszedłeś drogą, która byłaby słuszna i dobra, gdyby starczyło Ci umiejętności i finezji, a tej, nie tyle że nie masz, ale zwyczajnie potrzebujesz więcej. Jestem przekonany, że jak potrenujesz, to je zdobędziesz, dlatego nie ma się czym przejmować. Nawet kilka nadzwyczaj udanych fragmentów na to wskazuje. Dobra, ale rzucam kule ognia niezadowolenia i dziwne diagnozy, zanim czymkolwiek je poparłem. Już tłumaczę, jakie są według mnie problemy tego opowiadania. Przede wszystkim wspomniana już wyżej narracja, sugerująca, że dostaniemy tu jakieś celne przemyślenia nad naturą rzeczy, życiowe rady, jakaś literacką wizję świata. Ok, tak naprawdę tego typu zabiegi potrafią bardzo wywyższyć tekst, jeśli, no właśnie, rzucana treść zdaje egzamin. W którymś eseju o pisarstwie sprzed kilkudziesięciu lat przeczytałem, że żadne warsztaty, zabiegi oraz ozdoby nie zastąpią najważniejszej rzeczy – mieć coś do powiedzenia. Gwoli ścisłości nie podejrzewam Cię o to, że nie masz nic do powiedzenia, nawet to opowiadanie zdradza, że jest inaczej. Po prostu, według mnie, sam do końca nie wiesz, co chcesz powiedzieć, ewentualnie nie do końca przemyślałeś sobie, co takiego mówisz. A może jedno i drugie? Większość przemyśleń bowiem ma jeden z dwóch problemów. Albo nie są specjalni odkrywcze, albo są zbyt zagmatwane i niejasne, tak bardzo, że ciężko właściwie dojść, do czego z nimi zmierzasz. Na zmianę oba wrażenia odczułem przy pierwszych dwóch akapitach. Pierwszy niósł jakieś przesłanie, ale dziwnie i chaotycznie przedstawione, a drugi był zbiorem mało odkrywczych oczywistości. Tak najczęściej kończyły takie fragmenty. Choć, zwracam honor, nie zawsze. Krótki opis prokrastynacji Frost Ringa wypadł przekonująco i pozytywnie nastroił do "próżniaka", którego mieliśmy poznać. a fragment z dalszej części, który pozwolę sobie zacytować w całości, wypadł naprawdę świetnie: Niby nic, niby taki prosty wniosek, ale już daje do myślenia i rusza jakieś emocje. Przyjść po lekarstwo, którego nie ma, przykra sprawa, jedno z większych rozczarowań, jakie można przeżyć, a przecież takie sytuacje zdarzają się notorycznie. Gdyby tekst był naszpikowany takimi fragmentami jak ten, to kiwałbym z podziwem głową, zamiast Cię bić. A swoją drogą zamknięcie klamrą całkiem pomysłowe. Gdyby tylko ten pierwszy akapit wypadł lepiej... Jak mówiłem, chyba za bardzo chciałeś. Problem z narracją, jej stylizacją i przesłaniem jest jednak powszechny, nawet wśród zawodowców. Wszystko wskazuje na to, że do większości ten tekst dotarł, więc być może czepiam się na wyrost. Dlatego jako drugi zarzut rzucę najcięższe co mam, bo o ile tamto to niedoświadczenie, to tutaj mogłeś postarać się znacznie bardziej. Sytuacja jest niewiarygodna psychologicznie. W ogóle cała wizja mocno kuleje. Przede wszystkim głównym bohater – cholera, on ma tylko osiem lat. To już całkiem spore dziecko, fakt, ale wciąż dziecko. Tak długie ignorowanie obecności matki jest absolutnie nierealne, nie da si go usprawiedliwić największą prokrastynacją. Nawet jeśli matka była surowa i wymagająca, to ośmioletni chłopiec (czy tam źrebak, uważam, że to izomorfizm) bardzo dotkliwie odczuje jej brak, nawet jeśli gdzieś tam ucieszy się, że ma teraz wolność, to tęsknota nie pojawi się później, jako jakieś powoli rodzące się uczucie, tylko jego świat niemal od razu zadrży w posadach. Wszystko to rujnuje cokolwiek, bo pierwsze "jutro" opowiadania traci wydźwięk. W ten sposób ciężko też dojść do motywacji ojca, który zachowuje się nie zmianę, jakby chciał zostawić sytuację taką, jaką ją zastał, a innym razem wyciągnąć syna do matki. A potem, gdy dochodzi do konfrontacji, pęka i zgadza się zaprowadzić syna. Z jednej strony współgra to z listem, który otrzymał, ale kompletnie nie z całym wcześniejszym zachowaniem. A motyw, że Frost dopiero zaczyna coś robić po przeczytaniu smutnego listu... wypadł źle. Co więcej fragment "pobudziła uśpione dotąd komórki ciekawości." ... Yhh...Kurcze, gdy komuś wali się rodzina, ciekawość jest jedną z jego ostatnich motywacji. Wyszedł taki teatrzyk, gdzie każdemu pomieszały się role. Matka wypadła stosunkowo najlepiej, była chora, kochała swojego syna, więc wolała zostać przez niego zapamiętana jako silna, stanowcza klacz, niż chodzący szkielet. Sensowne, logiczne, możliwe do wytłumaczenia. Fakt, jej przemiana trochę zgrzytała i dokonała się za szybko, moim zdaniem albo powinna czekać tam na niego ze łzami w oczach i w ogóle nie pamiętać o dalszych planach, albo powoli się przełamywać. Jednak to krótkie opowiadanie, więc nie ma się znowu o co pieklić. Jak wspomniałem – styl to może i kwestia gustu, więc drobniejsza sprawa. Tutaj jednak uważam kreacje postaci za co najmniej wypadek przy pracy i zachęcam do większego przyłożenia się następnym razem. Ostatnia rzecz dotyczy ogólnej konstrukcji. Zaletą tego opowiadania jest to, że nie ma jednego, sztywnego, najczęściej przerabianego po wielokroć tematu. Jest trochę śmiertelnej choroby, trochę wstydu o własne umieranie, trochę rodzinnych problemów w obliczy tragedii, trochę odkładania wszystkiego na później i ignorowania własnych problemów (tytuł sugeruje, że to wątek główny). Niestety, wielka zaleta jest i wielką wadą, bo przy niewiarygodności motywów, "dźwięki" tematów nie współgrają ze sobą. Obrazowo porównałbym to do nienastrojonego pianina, gdzie miast eleganckiego akordu, bo naciśnięciu odpowiednich klawiszy słuchać drażniącą wibrację. Ewentualnie pasuje też obraz machiny złożonej z potężnych systemów, rur i drutów, a wszystko sklecone silwertejpem jak popadnie. Bo prokrastynacja miałaby sens, gdyby nie dotyczyła dziecka i szła w parze wyrzutami sumienia. Rodzinna tragedia dopełniłaby obrazu, gdyby wyglądała realistycznie i naturalnie, a nie była koncertem niejasnych motywacji. Śmiertelna choroba broni się, ale nie jest to jakiś trudny lub specjalnie szlachetny wątek. Co więcej sądzę, że kwestia przemyśleń i stylu zawodzi właśnie ze względu na ten dobór i pozbawione podpory zachowania. Tu właśnie leży problem, na tej kwestii powinieneś się o wiele mocniej skupić następnym razem. Naprodukowałem się, napisałem wiele cierpkich słów na temat tego, co się w opowiadaniu nie udało. Mógłbym teraz Cię pocieszać, że jednak wypadło całkiem nieźle, że ma swoje walory, jak widać nieźle się podoba, ale zastosuję inną metodę. Według mnie znacznie bardziej niż poklepania po plecach potrzebujesz paru wskazówek, na co w przyszłości zwracać uwagę. – Myśl co piszesz na poziomie akapitów i zdań, bo jak widać kilka dobrych wypowiedzi wywyższało ten fik, a niejedna zła znacznie osłabiła. – Nie mówię, że musisz konsultować wszystko z "Wielką Księgą Psychologii, Motywacji i Poprawności Intencji", bo raz, że takie podręczniki są jakie są, a dwa, że do wszystkiego można dojść samemu. Po prostu dokładnie się zastanów, na ile wiarygodnie i logicznie układają się zachowania i myśli bohaterów. Jeśli z tym sobie poradzisz, z miejsca staniesz się o parę klas lepszy. – Przemyśl też konstrukcje całości, bardziej świadomie podchodź do wątków, które wybierasz, staraj się je jakoś złożyć. W tym fiku wybrałeś dobry zestaw, ale już z jego realizacją wyszło gorzej. Sądzę jednak, że tego nauczysz się z czasem. – Rzecz jasna standardowa porada dla każdego – świadomie czytaj, oglądaj, poznawaj różne treści, możliwie jak najmocniej je analizując. Nie ważne, czy to książki, filmy, gry komputerowe, seriale, przedstawienia teatralne, wykłady, artykuły w gazetach, wszystko może być materiałem do nauki. A uczyć się, stety-niestety, trzeba. Tak oto doszedłem do końca tego komentarza. Prawdę mówiąc, czuję się lepiej niż przed jego pisaniem, miałem wrażenie, że wyjdzie to bardziej, jakbym się nad Tobą złośliwie znęcał. Naprawdę jednak sądzę, że jeśli tylko masz motywację, to umiejętności nawet nie tyle zdobędziesz, co uzupełnisz. Lepiej dla Ciebie, by teraz, na początku ktoś powiedział Ci, że jeszcze nie jesteś gotowy do pewnych rzeczy, niż byśmy wszyscy mieli adorować Twoją twórczość. Tak czy inaczej nie przejmuj się, bo według mnie jeszcze zobaczymy pełen zestaw Twoich możliwości. Pozdrawiam najcieplej! PS: Ach... i czytałem kiedyś początek Twoich starych tekstów, jeszcze na tym innym, zapomnianym forum. Tym bardziej zdziwiło mnie, jak napisałeś o debiucie. Dobrze, że już to wyjaśniłeś. PPS: Łatwo się też domyślić, że to ja jestem "komentatorem niespodzianką". Tak dodaję, by nie było wątpliwości.
  14. Krótkie, całkiem niezłe. Korekta jednak zawiodła, ja sam rzucając tylko pobieżnie okiem wyłapałem brak kilku przecinków i drobne błędy językowe, jak niewłaściwe "nie" z czasownikami lub dziwne odmiany słów. Ogólnie jednak formatowanie jest poprawne, dialogi zapisane właściwie (może z wyjątkiem półpauz, których nie na początku), strona wizualna prezentuje się okejkowo. Można rzecz jasna popracować nad interpunkcją, w sumie to nawet powinno się, ale i bez tego da się przeżyć. Stylistycznie nie było najgorzej, jak dla mnie powinieneś ćwiczyć, bo jakoś sobie radzisz. Nie da się zdobyć wprawy nie pisząc, więc zachęcam do produkowania jak największej ilości tekstów. Z czasem przyjdą potrzebne umiejętności, wraz z treningiem. Sama treść tego opowiadania... no wiele tego nie ma, niestety. Trzy strony to ledwie malutka nowelka, o której ciężko powiedzieć coś więcej. Pomysł pokazania tych złych jako dobrych jest stary jak świat i niespecjalnie odkrywczy, więc wszystko zależy od wykonania. A że podmieńcy zawsze byli dość nośni w fandomie, do specjalnie oryginalnych ten tekst niestety nie należy. Przy całkiem niezłym wykonaniu nie ma to jednak aż takiego znaczenia, jak dla mnie potrafisz opisać jakiś pomysł, teraz trzeba tylko wybrać się na poszukiwanie nowych. Podoba mi się też, że ktoś początkujący stara się tak mocno skupiać na odczuciach postaci, trafiających do nich obrazach i emocjach. W tym krótkim fiku nie miałem wrażenia zbędnych informacji, co dla mnie jest sporą zaletą. Sądzę, że powinieneś próbować dalej. Telegraficzny skrót – znośne, mało oryginalne, ale masz potencjał. Trenuj. Pozdrawiam ciepło! PS: Jedno z najsłynniejszych opowiadań polskiego fandomu ma podobny tytuł, bodajże "Trzy Strony Medalu". Niczego nie sugeruję, ale ciekaw jestem, czy będą z tego powodu nieporozumienia.
  15. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  16. Jesteś początkujący? Spoko, każdy kiedyś zaczynał. Tym niemniej zachęcam, byś napisał wcześniej tego trochę więcej, o fanfik na pół strony wywoła w najlepszym razie atak śmiechu i czytelnika. Szczerze doradzam potrenować trochę na gruncie prywatnym, a gdy zbierzesz tego parę stron, dokładnie sprawdzić i dopiero podzielić się ze światem. A jeśli nie możesz się doczekać, by ktoś to zobaczył, to znajdź prereadera.
  17. Po pierwsze – tagi powinny znaleźć się w tytule tematu, nie tylko w forumowej opcji tagowania. Po drugie – dodaj tag [NZ], bo jak rozumiem, to masz zamiar napisać tego więcej. Po trzecie – trochę tego boleśnie mało. Ciężko się nawet wypowiedzieć z sensem o fanfiku, który ma ledwie pół strony. Tak czy inaczej pozdrawiam i powodzenia!
  18. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  19. Ciekawy fanfik, o którym nie można powiedzieć, że rozbija czwartą ścianę, bo i żadnej czwartej ściany tutaj nie ma. Jeszcze to użycie nicków znanych mi osób... Wesoła sprawa, niezłe i całkiem sympatyczne dzieło, moim zdaniem naprawdę udane, a i to przegadanie jest jego urokiem. Nie komentuję poprawności, bo i po co, było na konkurs, błędów nie widziałem, półpauzy są. Tyle. Styl... Tu jest interesująco, naprawdę. Czytałem Twoją "Butelkę Cydru", czytałem też teraz "Opowieść Literacką"... Jest ok, naprawdę. Ładnie składasz zdania, mało co okazuje się naprawdę niepotrzebnie jest sensownie i jasno, ale nie łopatologicznie, jak dla mnie stoisz już ponad większością znanych mi amatorów. I fakt, zdarzają się zdania, które brzmią zbyt pompatycznie lub mrocznie, do tego stopnia, że burzą klimat, zamiast go budować, jednak cytując Bogusława Łęcinę "Może nie robimy najlepiej, ale kto robi dobrze?" Jak dla mnie masz być z czego dumna w tym akurat aspekcie. Bawią mnie wszechobecne odniesienia do matury z polskiego. W ogóle do polskiego w liceum. Nieskromnie przyznam, że skończyłem ten zepsuty współczesnym programem przedmiot z oceną celującą, będąc w mat-fizie. Ujęła mnie atmosfera analizy literackiej szkoły średniej, choć i cytaty mi się podobały. Byłem, potwierdzam, wszyscy mają głęboko w dupie zdanie uczniów na dane tematy, są klucze, są wielcy literaci, są tworzący klucze i filtrujący wielkich literatów, a wam szczyle nic do tego! Wiele razy zastanawiałem się, czy to jakiś spisek, czy po prostu wypadkowa głupoty wielu ludzi u góry, co jedno to gorsze. Bo kształtowanie erudycji młodego człowieka to nie wlewanie masy do formy, tylko wręcz przeciwnie, rozwijanie wyobraźni na świat, pozwalanie mu na inspiracje, wskazywanie, co powinien czytać, a nie jak powinien to rozumieć. A tak w liceum nie ma czasu na zwykłe gadanie, co się komu podoba, bo trzeba zapieprzać z programem. Mądre. Swoją drogą, po lekturze można dojść do wniosku, że Twoja dusza jest czarna jak spód patelni w mieszkaniu Scyfera. Miło się słucha uników, dobrze skonstruowanych dialogów o woli i literaturze, tylko kurcze, ten wszechobecny pesymizm... To bardzo osobisty zarzut, bo ja zwyczajnie nie lubię tego ciągłego zepsucia i ciągłego zmartwienia, więc możesz go puścić mimo uszu, jeśli chcesz. Tak, ten fik jest przegadany. Tak, taki miał być. Tak, to jest jego urok. A mnie się całkiem podobał. Zasłużona nagroda. Pozdrawiam najcieplej! PS: Ta część będzie dłuższa od reszty, bo jest kierowana bezpośrednio do Ciebie, Ylthin. Nie powiem "weź Ty się ogarnij", bo równie dobrze mógłbym rzucić inny banał jak "inni mają gorzej" lub "spokojnie, przecież wszystko się ułoży". Mimo wszystko ciężko jest wymyślić jakiś krótki, twórczy przekaz do kogoś, by jednocześnie nie popaść w kicz. Ja jednak wierzę w swoje możliwości i spróbuję. Przede wszystkim – pilnuj stawianych sobie wymagań. Nie mówię, że nie masz ich sobie stawiać wcale, bo masz i to spore, gdyż jesteś je w stanie zrealizować. Jednak w przesadę też nie można popadać. Ziemkiewicz porównał kiedyś pisanie do gry na skrzypcach, trawestując jeden cytat: "Czy można się nauczyć gry na skrzypcach? Nie można, trzeba!" Tak samo pisanie trzeba wytrenować, styl, budowanie fabuły, kreacje bohaterów, wszystko to wymaga nakładów nie tylko pracy, ale i namysłu i czasu. Nie poniżaj się też sama, bo po prostu szkoda. Wiem, że lubisz konstruktywną krytykę, jednak Twoja postawa dawno wymknęła się rozsądkowi. Zupełnie jakbyś oczekiwała ciągłej kary od innych, reprymendy, napomnienia, kąśliwej uwagi. A jeśli takich nie ma, to sama sobie takie rzucasz. Tak samo wartościową cechą twórcy, jak przyjmowanie krytyki, jest szacunek dla samego siebie i pogodzenie się z samym sobą. Owszem, trzeba być swoim krytykiem, ale nie swoim katem. Smutne, że "Ylthinienie" (tak, powstał taki neologizm) kojarzy się z ciągłym narzekaniem i sypaniem głowy popiołem, gdy powinno się raczej kojarzyć z bronieniem dobrej i jednocześnie coraz lepszej literatury. Choć wiele razy było mi nie po drodze z Twoimi komentarzami lub opiniami, to jednak nie chcę, bym z naszej dwójki był jedyną szanującą Cię osobą. Trzymaj się i pisz!
  20. Jak dotąd nie miałem zbytniego doświadczenia z fikami Hoffmana, a że akurat trafiła się cudowna okazja, by nadrobić braki, bez wahania ją wykorzystałem. Slice of Life – uwielbiam! Sad – ryzykowny tag, ale zawsze z potencjałem. Trixie... Meh... że to musi akurat być ona, ale trudno, widać nie można mieć wszystkiego. Nie jestem fanem czarodziejki z przerośniętym ego, dla mnie to lekko drażniąca postać epizodyczna, jakich wiele, jednak nawet z czegoś takiego można wycisnąć coś nadzwyczajnego. A przy takich tagach... Przeczytałem to co dałeś, nawet dobrze się bawiąc, zwłaszcza w środku pierwszego rozdziału. Jest jednak o czym mówić, zarówno o dobrych rzeczach, jak i tych mniej udanych. Dlatego postaram się teraz wypisać co przychodzi mi do głowy. Hej, hej, grej muzyczko grej! Poprawność była w porządku od strony typowo technicznej. Nie rzucała mi się w oczy interpunkcja, tekst wygląda niezwykle estetycznie, nawet są odstępy, poprawnie formatowane dialogi, słowem – znakomicie. Jednak strona samych użytych w opisie słów wypada gorzej. To przede wszystkim kwestia uważnej lektury w niektórych momentach, aż sam się dziwię, że przy takiej ilości prereaderów nikt nie wyłapał pewnych rzeczy, zwłaszcza "przysłowiowego światła w tunelu" lub "nich" zamiast "ich". Zaznaczyłem parę takich rzeczy, na przykład problem niekonsekwencji w "ametystooka", zapisanej raz jako "ametystowooka". Sądzę, że dokładne przeczytanie od nowa fika powinno wyeliminować większość takich baboli, na czym tekst znacznie zyska. Styl to inna para kaloszy, bo z jednej strony jest bardzo dobry, z innej już nie. Jak dla mnie był wystarczająco jasny, momentami nadzwyczaj klimatyczny i nieźle wpisujący się w smutnego SoLa. Narracja wystarczająca, całkiem skutecznie pokazująca, co się dzieje, nie spowalniała mnie ani nie powodowała bólu zębów, więc to akurat wypadło bardzo nieźle. Problem leży gdzie indziej. Według mnie skrzętnie budowany klimat burzony jest zbyt udziwnionymi określeniami. Rozumiem, że poetyka życia, rozumiem, że ładny opis, ale pociąg po prostu przyśpieszał, a nie "zdawał się przyśpieszać". Od czasu do czasu właśnie przesadnie liryczne opisy nie wychodzą tak jak powinny i przez dziwną, nieraz niosącą jakieś nie do końca zamierzone znaczenia konstrukcję, rujnuje cały skrzętnie budowany klimat. Może to i subiektywny zarzut, bo sam wolę prostotę opisów, ale coś bym z tym zrobił. Ogólnie spisują się one całkiem nieźle, aż do takich, niestety zbyt licznych zgrzytów. Fabuła... ciężko o takiej mówić, bo przy powolnym prowadzeniu akcji jeszcze niewiele się stało. Jak dla mnie jednak atmosfera utrzymuje się całkiem niezła, nawet przy zgrzytającym stylu, co już samo w sobie jest sukcesem. Fik idzie do przodu, jakieś rzeczy kryją się w przeszłości, co zawsze uatrakcyjnia historię, w dodatku mam wrażenie, że jest świadomie prowadzony – świetnie! I choć opowieść na razie wydaje się dość schematyczną historyjką o następnej szansie, braku zaufania, z dwoma róźnymi perspektywami i jakimiś kruczkami w przeszłości, całość spisuje się naprawdę nieźle. Zaryzykuję, że obecnie obok ładnej strony wizualnej to najlepsza część fika. Bardzo blisko jednak znajduje się paskudna część – bohaterowie. Nie wiem, co tu się dzieje, ale nie podoba mi się to. Trixie tak nisko już upadła, że mało przypomina swój pierwowzór, jako jedyna jednak jest w stanie dotąd wycisnąć ze mnie chociaż odrobinę ciepłych uczuć. Męczy się z presją, z dawnymi czasami, z własną słabością, jest wrakiem kucyka... ok, to całkiem niezła kreacja, miejmy nadzieję, że przetrwa rozwinięcie. Jednak cała reszta, czyli Twilight, Celestia, Spike i służba, wypadli moim zdaniem bardzo nieprzekonująco. Albo panuje tu jakaś jedna, potworna zmowa milczenia, albo wszyscy zapomnieli, że grają w jednej drużynie, są do ciężkiej cholery przyjaciółmi, mentorami, opiekunami, podopiecznymi, uczennicami... a żrą się, tylko się żrą! Mam nadzieję, że wytłumaczyć przekonująco, dlaczego tak a nie inaczej to wygląda, bo "Ohohoho, ja ją potraktowałam jak ona mnie kiedyś" to trochę dla mnie za mało. Twilight jest zimna i wredna, czy to dla służby, czy dla Spike'a, czy dla Celestii, o spotkaniu z Trixie nie wspominając, a to ona ma uczyć przyjaźni! Celestia, jakby cokolwiek w tę stronę robiła przez grzeczność, a rady dawała tylko dlatego, że tak trzeba, a tak naprawdę jej uczennica to wkurzający parch, którego trzeba spławić. A Spike? Nigas, po prostu nigas. Tu nawet nie chodzi o to, że ci bohaterowie nie mają kreacji, bo mają. Tylko dlaczego wszyscy są tacy zimni i niemili? Nikt ze służby nie miał na tyle dobrej woli, by przynajmniej wstrzymać się z demonstracyjnym okazywaniem pogardy przybyłej? To świat kucyków, tu się wynosi przyjaźń na piedestał, a jak przychodzi co do czego, to widać, gdzie to wszyscy mają. Szkoda, bardzo szkoda. Ucieszyłbym się, gdyby tekst zdołał naprawić bolączki pierwszego rozdziału, przekonująco je wytłumaczyć, odsłonić coś z przeszłości. Naprawdę, to patologiczna sytuacja, gdy Trixie jest najsympatyczniejszą postacią w fanfiku. Ufam jednak, że dalej będzie tylko lepiej. Ostatecznie sam fanfik zdaje egzamin. W wielkim skrócie – poprawny fanfik, z ładnym, choć zgrzytającym stylem, nadzieją na naprawdę niezłą i pomysłową (choć mało oryginalną) historię, w którym zawodzą przede wszystkim bohaterowie, przynajmniej jak dotąd. Jestem jednak dobrej myśli. Pozdrawiam serdecznie!
  21. Doceniam wyczerpującą odpowiedź i aprobuję bardzo dobrą autorską postawę. Wiesz, ludzie popadają czasem w dwie skrajności, albo nie przyjmują krytyki do wiadomości, albo wręcz przeciwnie, pławią się w niej i sypią głowę taczkami popiołu, tłumacząc jednocześnie, jak to oni nic nie potrafią i jak to im pisanie nie wychodzi. Cieszę się, że ktoś potrafi znaleźć rozsądny umiar w jednym i drugim. Prawdę mówiąc miałem już takie wrażenie wcześniej, że to jest przede wszystkim opowiadanie dla dzieci i na Twoim miejscu bym to zaznaczył, bo kompletnie inaczej się ocenia takie teksty. Wtedy faktycznie mniej można się przyczepić do fabuły, mniej do emocji i motywacji, bo i te siłą rzeczy muszą być, jak sam powiedziałeś, uproszczone. Moim zdaniem efekt końcowy dla takiej a nie innej grupy odbiorców jest naprawdę dobry, a Twoje obserwacje tylko to potwierdzają, więc... ok. Trzeba się cieszyć. Każdy kiedyś zaczynał pisanie, niektórzy już wtedy mieli predyspozycje, inni wręcz przeciwnie, ale grunt, by cały czas się szkolić. Jeśli nie chcesz pisać, trudno, choć nie ukrywam, że trochę szkoda. Zresztą, opowiadania nie muszą mieć po prawie sto stron, można stworzyć dla dzieci całkiem ciekawą i uczącą książeczkę, która byłaby znacznie krótsza, na przykład małe, kilkustronowe, maks kilkunastostronowe opowiadanka. Sam miałem kiedyś epizod z pisaniem dla dzieci, ale krótki i ostatecznie niesfinalizowany. A szkoda bo uważam, że i dziecięca literatura jest potrzebna, bo często jest zaniedbywana. Dzieci też chcą się dobrze bawić na tekście, też chcą być zaskakiwane, też chcą przeżywać emocje i utożsamiać się z postaciami. Rolą pisarzy, nawet amatorskich jest wyjść im na przeciw. I miło, że ktoś to jednak robi. W ogóle, jakby coś, kiedyś, w dalekiej przyszłości, to znaczy, jakbyś jednak nabrał chęci na stworzenie czegoś krótkiego, na przykład małej serii opowiadanek z kucykami dla dzieci, to daj znać, a ja chętnie pomogę, to przyjemność móc dołożyć się do czegoś takiego. Tak czy inaczej pozdrawiam i jednak cały czas zachęcam do dalszej pracy literackiej.
  22. No, zgodnie z obietnicą doczytałem do końca. Sporo już powiedziałem w pierwszym komentarzu, więc pewnie ten nie będzie aż tak długi jak na początku sądziłem. Parę godnych wypisania rzeczy jednak znalazłem. Przede wszystkim, zanim zabiorę się do właściwego pisania posta, chcę zadać zasadnicze pytanie: masz zamiar jeszcze coś pisać? Nie mówię tylko o tym fandomie, ale ogólnie. Być może to nadużycie z mojej strony, ale pozwalam sobie pisać do Ciebie, jakbyś na moje pytanie odpowiedział twierdząco. Do rzeczy: Graj, muzyko! To zabawne, bo najczęstsze błędy na jakie się natykałem, to źle napisane imiona bohaterek. Nie ma się jednak czym przejmować, jak ja debiutowałem, też waliłem literówki na prawo i lewo, zresztą do dzisiaj się z tego nie wyleczyłem. Polecam tez zamienić wszystkie dywizy w tekście na estetyczniejsze i poprawne półpauzy. ("–" zamiast "-") Nawet na forum powinien gdzieś być poradnik, jak to zrobić. Ogólnie niespecjalnie skupiałem się na poprawności, bo i nie jest to moja specjalizacja. Jak dla mnie pod tym akurat względem tekst zdaje egzamin. Odchodząc już od tematu poprawności, muszę powiedzieć, że od dawna niczyje pisarstwo w tym fandomie mnie tak nie skonfundowało jak Twoje. Już tłumaczę o co mi chodzi – od czasu do czasu zdarza mi się spotykać ludzi, którzy mają świetne pomysły, dryg do poprowadzenia opowiadania, niezłą żyłkę do tworzenia bohaterów, ale przy tym za Chiny Ludowe nie potrafią ładnie pisać lub konstruować dialogów, miewają też problemy z poprawnością. Nie jest to częsty przypadek, ale tak się zdarza, zresztą zawsze mi szkoda takich autorów, bo nigdy w pełni nie wykorzystają swojego potencjału. A tu... a tu jest jakby trochę odwrotny problem. Z jednej strony widzę, że masz kilka świetnych pomysłów na poprowadzenie tekstu, piszesz ładnym, czytelnym stylem, narracja jest skonstruowana sensownie i właściwie, a zamiast tego mankamenty przejawiają się w stronie... ogólnego przedstawienia, czy to bohaterów, czy to fabuły, czy ogólnej konstrukcji świata. Nie przyszedłem tu, by urządzać nad Tobą sądy, o i po co? To spokojnie można wyrobić, tylko trzeba ćwiczyć, ćwiczyć. Nawet niekoniecznie samo pisanie, niekoniecznie samo czytanie, ale przede wszystkim świadomą konstrukcję. Niektórzy mają do tego dryg, inni muszą go dopiero sobie wyrobić, a ja sądzę, że spokojnie byś sobie z tym poradził. Ponieważ widzę taką szansę w Tobie i Twoim warsztacie, pozwól, że wybiorę okrutną metodę. Przepraszam za nią z góry, ale sądzę, że będzie najbardziej edukacyjna. Otóż mam zamiar wypisać kilka rzucających mi się w oczy wad i wyjaśnić, dlaczego tak bardzo mi się nie podobało to co zrobiłeś. – Fabuła. Pomysł ogólny, o spadającej gwieździe, cieniu, próbach, wyzwaniach i "powrotu na niebo" jest przedni. Czysta esencja przygodowości. Niestety, z paru powodów wykonanie siadło, trochę właśnie na przesadnym przywiązaniu do "odcinkowości". Brakowało mi zwrotów akcji, brakowało mi jakiegoś zaplatania fabuły, brakowało mi zaskoczenia, nade wszystko jednak, najbardziej, odczuwałem brak zagrożenia. Opowiadanie toczyło się w taki sposób, że po prostu nie do pomyślenia było, by bohaterkom miało się nie udać. Tak być nie może, bo przez to trudniej zdobyć zaangażowanie czytelnika. Rozumiem, że to trudne, ale można nikogo nie krzywdzić, nikogo nie zabić, a jednak nie uczynić całej wyprawy niemalże ciągłym pasmem sukcesów. O wiele trudniej jest mi związać się emocjonalnie z bohaterkami w przygodzie, w której nic im nie grozi, przecież nie muszę się o nie bać, gdy ze wszystkim sobie poradzą. – Częsty problem dużej ilości postaci w krótkim czasie. Ponieważ nie miałeś aż tyle miejsca, by opisać każdą z bohaterek, musiałeś je siłą rzeczy spłycić, robiąc z nich wydmuszki. Przykre, choć powszechne wśród twórców. Nie było aż tak najgorzej, jednak mogły zostać odwzorowane lepiej. Rozumiem, jakie to wyzwanie na tak małej ilości stron, dlatego tak ciężko jest tworzyć fiki typu "całe mane 6". Tak samo w zwykłym, mającym półtorej godziny filmie – tam też nie można wprowadzić zbyt wielu bohaterów, bo zwyczajnie nie starczy na nich czasu i staną się płascy. Na przyszłość doradzam jednak trochę zmniejszyć ich ilość. A z innych... Zecora elegancko, Deimhal chyba najlepiej, "dobry" Discord całkiem nieźle, choć nieco denerwująco, Starlight niestety słabo. Nie umiem powiedzieć, jaki właściwie ma charakter, poza tym, że jest cichy i nieśmiały... No i tyle. Jako główny obiekt do chronienia niestety wypadł strasznie blado. – Dziwna mieszanka nielogicznych motywacji. Podstawową sprawą, tą najlogiczniejszą i najsensowniejszą, było uratowanie Equestrii przed zalewem emocji i czymś złym. Ok, wróg był na tyle niezwykły, że to się mogło sprawdzić. Potem jednak bohaterki zachowują się, jakby zapomniały o Equestrii, swoją motywację przelewając na Starlighta, którego, na Miłość Boską, znają od kilku godzin! W dodatku jest tak mało komunikatywny, że siłą rzeczy nie miały jak się z nim zżyć. Emocje, nie emocje, moce, nie moce, ale kurcze... Ciężko po tak krótkim czasie wyruszyć na wyprawę broniąc kogoś niemal obcego. Jeszcze bym to zrozumiał, gdyby właśnie było coś powiedziane o chronieniu Equestrii dalej... ale nie było! – Subiektywny zarzut – zbyt duże wzorowanie się na kanonie. Wielu uzna, że to nic złego, jednak jak dla mnie spokojnie ze swoimi pomysłami mógłbyś wykminić dużo doskonałej, oryginalnej treści. No i może jakoś za mało prawdziwych emocji w opowiadaniu z "emocjami" w tytule... Ale, nie no, jakieś były. Szkoda, że tego gorszego elementu zebrało się tak wiele, bo opowiadanie naprawdę miało potencjał. W niektórych momentach został on nawet wykorzystany, a to wyzwania dla bohaterek były całkiem ciekawe, odcinkowy klimat został zachowany, miejsca i twory tego świata były pomysłowe i interesujące, co więcej, opowiadanie jest w jakiś sposób edukacyjne i przyjazne dzieciom. Gdybym miał dzieci w wieku późnoprzedszkolnym lub wczesnoszkolnym, to nie miałbym im oporów przeczytać takiego tekstu. A jak doliczyć fakt, że jest gładko napisany i całkiem poprawny... Jak dla mnie nie masz się zdecydowanie czego wstydzić, choć jak pisałem wyżej, potrenowałbym na Twoim miejscu i spróbował podbić poprzeczkę następnymi opowiadaniami. Moje ostatnie zalecenie było dość krótkie, po lekturze całości mógłbym je raczej powtórzyć... Dodam jeszcze, że warto eksperymentować z fabułą, dialogami i charakterami postaci, bo w paru miejscach brak Ci jeszcze doświadczenia. Wszystko jednak do nabycia, jeśli tylko będziesz świadomie tworzył i trenował. Pozdrawiam i dziękuję za lekturę!
  23. Przeczytałem na razie pierwszy dokument, ten z czterema rozdziałami. Jutro spróbuję nadrobić resztę, ale nie wiadomo, jak to u mnie będzie z czasem, więc może będziesz musiał na to poczekać. Co sądzę o fanfiku? Trudno powiedzieć. Na pewno nie jest to fanfik zły, bo zdarzało mi się już widzieć bezsensowne potworki poprawnościowo i fabularnie leżące i kwiczące, a to opowiadanie się do nich nie zalicza. Jednak widzę tu spory miszmasz, mieszankę zarówno dobrze zrealizowanych pomysłów, ciekawych konceptów na poprowadzenie fabuły, jak i tej gorszej strony. Dłuższy komentarz wysmażę, jak przeczytam całość, teraz rzucę raczej tylko parę uwag. Po pierwsze – doradzam włączyć komentarze. Ortów jako takich nie widziałem, błędy też nie rzuciły mi się w oczy, ale niektóre zdania lub sformułowania dobrze byłoby przeprawić na lepsze. Ogólnie czytelnicy są u nas dość pomocni, więc włączenie komentarzy (gdzieś w "udostępnij" jest ta opcja) na pewno Ci nie zaszkodzi, a może nawet pomoże. No i sprawa niezwykle istotna – FLUTTERSHY, nie "Flattershy". Jak dołączyłem do fandomu też mi się to myliło. Nie chodzi już nawet o takie umiłowanie poprawności, ale przede wszystkim taki błąd może odepchnąć od tekstu czytelników, bo skoro autor nawet nie potrafił poprawnie napisać imienia... Nie ma się co przejmować, tyko hurtem to zmienić, milić się jest rzeczą ludzką. Tekst jakby nie patrzeć ma kilka zalet. Przede wszystkim sam koncept astronomiczno-emocjonalny jest znakomity, jak dla mnie wystarczająco dobry, by obronić tekst przy dobrym jego użyciu. Po wielu zawładnięciach światem, odległych misjach i dziwacznych intrygach, pomysł na katastrofę, która polega na nieokiełznanych emocjach z powodu braku strażnika – spadającej gwiazdy, zdaje się tak cudownie świeży. Oprócz tego budujesz atmosferę, nakreślasz misję, dość jasno pokazujesz, czego można się spodziewać po tym fanfiku, jednocześnie zostawiając sobie pole do jakiegoś zaskoczenia... Okejka! Problemy od strony wykonania też są, niestety. Przede wszystkim całość wydaje mi się troszkę przegadana, to znaczy, że opisy zaczynają nieraz stać na drodze, a nie wyjaśniać. Jedne rzeczy dzieją się bardzo szybko, inne bardzo wolno, dysonans tempa bywa kłopotliwy. W dodatku efekt przedstawienia niektórych wydarzeń wyszedł ciut "ciapciato", jakby emocje były takie bardzo jak z bajki dla dzieci. Rozumiem, że MLP było w domyśle serialem dla najmłodszych, ale jego niekwestionowaną zaletą jest dojrzałość problemów i całkiem sensowne pokazanie charakterów, gdzie nie wszystko rozwiązuje się cukrem. Oczywiście, potem może się to zmienić, nie mam też całkiem prawa winić Cię za to, że jest mnóstwo emocji w opowiadaniu o emocjach... nie zmienia to jednak faktu, że mogłyby być bardziej prawdziwe, a mniej jak polanie kartofli melasą. Ogólnie jestem ciekaw, co dalej, dlatego przy najbliższej okazji wrócę i nadrobię braki. Miło, że od czasu do czasu ktoś jeszcze wrzuca swój gotowy fanfik. A dla Ciebie, drogi autorze, kilka rad: Czytaj jak najwięcej, pisz jak najwięcej, zastanawiaj się i nad tym co poznajesz, jak i nad tym co tworzysz, co czyni to dobrym, a co nie. No i szukaj prawdy i rzeczywistych emocji, bo to zawsze jest w cenie. Masz potencjał i szkoda byłoby go nie wykorzystać. Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia niebawem, gdy doczytam resztę!
  24. Niezły SoL, dobrze i gładko przetłumaczony. Miałem trochę obawy, że będzie jednym z tych bezcelowych, ale na szczęście nie. Opowiadanie jest zgrabne, ładne, ma nawet przesłanie i całkiem fajną puentę. Jakbym miał powiedzieć, o czym jest ten fanfik, to stwierdziłbym, że przewijają się w nim dwa tematy – wspomnienia i rytuał. Te pierwsze to oczywista rzecz, choć przepięknie podana, że jak ktoś żyje długo, to wiele widział, ma wiele do powiedzenia i że tęsknimy za ludźmi, którzy byli dla nas ważni, a w dodatku zdarzają się tacy, których miło słucha się choćby gadali o kompletnych głupotach. Fanfik oddał to na tyle dobrze, by wystarczyło to do jego obrony, ale na poprawę jest jeszcze rytuał. Bo jakoś tak to jest z pewnymi rzeczami, zwłaszcza z gastronomią, że rytuały czynią je lepszymi. Powinni o tym wiedzieć przede wszystkim fani sushi, zarówno jego jedzenia, jak i wykonania. Oprócz znakomitego smaku jednym z większych uroków tej potrawy jest cała wspaniała etykieta przygotowania i spożycia. Japonia swoją drogą sporo tego wprowadziła do kultury, ogólnie wschód wyjątkowo "duchowo" podchodzi do tematu herbaty. Sam pod tym akurat względem jestem dla nich barbarzyńcą, który do swojego naparu leje gargantuiczne ilości miodu i plaster cytryny. A osiemdziesiąt stopni kojarzy mi się bardziej z Yerbą niż samą herbatą. Tak czy inaczej, dobrze przetłumaczony, dobry fanfik. Może nie arcydzieło sztuki kulinarnej, ale sympatyczna i zdrowa przekąska. PS: Żyję.
  25. Alberich

    Steven Universe

    Wróciłem wczoraj z Krakowskiej Animachiny, gdzie odbyło się kameralne spotkanie fanów Stevena, na czymś w rodzaju mini panelu. Było nas tam łącznie z tego co pamiętam dziewięć osób, ale lepsze to niż nic. Chociaż liczebność nie była powalająca, to sama dyskusja, która się zawiązała, okazała się najprzedniejsza, a ludzie wspaniali. Bawi mnie to, że występowałem tam trochę jako ambasador kucyków na krainę animacji i Stevena. Tak czy inaczej rzuciłem ideę stworzenia forum fanów Stevena Universe. Sam nie mam konta na Mordowoluminie i raczej prędko nie będę miał, więc praktycznie nie mam dostępu do żadnej szerszej społeczności internetowej miłośników tej znakomitej kreskówki. Niby jest polska wiki, ale nie jest to ani odpowiednie miejsce, ani warunki. Potrzebujemy forum. Niestety, na takowe się raczej nie zanosi, bo ziomeczkom, z którymi rozmawiałem, wystarcza Facebook. Oczywiście chętnie widzieliby coś takiego i uczestniczyli, ale samemu zrobić... Życie, samo życie. Dlatego ogłaszam wstępnie, że jak przez najbliższych parę tygodni nie znajdzie się jakiś zbawiciel, który gotów byłby takie forum postawić, to ja poruszę moja kontakty i sam to zrobię. Bo cholera, tak nie może być, by takiej jakości animacja, jak Steven Universe, nie doczekała się sensownego miejsca dla polskich fanów. Nie wiem, jaka jest wasza opinia w tej sprawie, ale mnie takiej "placówki" bardzo brakuje. A co do samego serialu... Jest nieziemsko dobry. Postacie – doskonale nakreślone z jeszcze lepiej pomyślaną historią. Fabuła – rozbudowana, przemyślana i poważniejsza, niż się na pierwszy rzut oka może wydawać. A do tego świat, tak bardzo spójny i pełen elementów, które dostrzega się dopiero po czasie. Kurcze, można się rozpłynąć z zachwytu. Sam stwierdzam, że w kategorii seriali animowanych Steven przebojem wbija się do samej czołówki rzeczy, które dotąd widziałem, o ile w ogóle nie na pierwsze miejsce. Mnie się podoba bardziej niż Gravity Falls, bardziej niż Friendship is Magic, bardziej niż niejedna rzecz, którą widziałem. Jedynie serce mnie boli, jak ciężko z robieniem czegoś twórczego w tamtym fandomie... Tutaj pisanie fików jest naprawdę proste, a w Stevenie... Za mało wiemy, postacie są dużo trudniejsze do oddania, ciężej o spójność i ciekawą tematykę, nie mówiąc już o tym, jak wybitnie trudno jest rozsądnie ustosunkować się do kanonu. W dodatku wszystko wypada tak blado przy samym serialu... Stevena polecam każdemu, kto lubi dobrą kreskówkę, dobrą fabułę i ogólnie dobry serial. Warto, osz, jak warto! PS: Słyszałem, że podobno w obu obozach pojawiają się wichrzyciele, którzy jakoś naturalnie lubią konkurencje fandomów i napędzanie konfliktów. Trochę tego nie rozumiem, bo to jest aż taki problem, by na przykład być w dwóch fandomach, ewentualnie po prostu oglądać dwa świetne seriale? Sam byłem (i nadal dość mocno jestem) wyjątkowo przywiązany do kucyków, ale tłuc się w ich imieniu, to trochę przesada.
×
×
  • Utwórz nowe...