Skocz do zawartości

Alberich

Brony
  • Zawartość

    164
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez Alberich

  1. Parę razy było nam nie po drodze, parę razy nie zgadzałem się ze Spidim na wiele elementarnych tematów, do teraz nie mogę zrozumieć, czemu inwestuje swój czas w niektórych autorów... Nie mogę jednak odmówić jednej rzeczy: Żelazny Księżyc to jeden z najlepszych oneshotów polskiego fandomu. Czytałem go parę miesięcy temu, jakoś strasznie zeszło mi z recenzją. Potem sprawdzałem go na wyrywki, co... hmm... jakby to ująć... trochę mu zaszkodziło, to zdecydowanie jedno z tych opowiadań, które najlepsze wrażenie pozostawia po pierwszym spotkaniu... ale kij z tym, wciąż jest bardzo dobre! Tym razem spokojnie mogę przejść do czegoś na kształt recenzji, bo jest sporo do opisania. Więc... dawnym zwyczajem: Graj, muzyko! Strona techniczna jest w porządku, były korekty, jest ok. Pamiętam, że jak czytałem, znalazłem kilka... nie stricte błędów, ale rzeczy, które bym poprawił... Nie mogłem ich zaznaczać... bo czytałem to w drodze, na czytniku. I teraz jedna rzecz, w której zwracam Ci honor, Spidi – mogę nie przepadać za Twoją PDFową manierą, ale jest to jednak pod pewnymi względami straszszszliwie wygodne, ściągam fanfika i już mam go na czytniku, bez konwersji i babrania się z dziwnymi programami. To się bardzo chwali, bo ułatwia życie. Tak czy inaczej dalej jestem zwolennikiem zostawienia komentarzy, zwłaszcza, jeśli regularnie się je moderuje. A alternatywny link w PDF to wyjątkowe udogodnienie. Istotna jest dla mnie kwestia stylu, tutaj rozszerzę sprawę nie tylko na "Żelazny Księżyc", ale Twoją twórczość jako taką. Problem, o którym chcę powiedzieć, tyczy się większości rzeczy Twojego autorstwa, które czytałem, zwłaszcza wierszy. Tak, czytałem Twoje wiersze ( ), zbytnio lubię poezję, by sobie odpuścić. Nie do końca wiem, gdzie ewentualnie mógłbym je skomentować, zresztą nie lubię komentowania poezji, bo jestem dla autorów zbyt okrutny, kwestia ogromnych wymagań. W każdym razie w wierszach pojawiał się ten sam problem, co z "Żelaznym Księżycu" (choć tu trochę mniej) i w Twoim opowiadaniu w antologii: Burzysz... zdania... nagłymi... dziwnymi... zwrotami... Na przykład słowo "przaśny". Pojawia się znikąd i kompletnie zaburza powagę i składnię zdania. Czasem, gdy pojawiają się takie wykwity zastanawiam się, czy aby na pewno czytasz swój tekst drugi raz przed publikacją. To zdecydowanie największy mankament stylu. Choć... nie samego stylu, ale przedstawiania wydarzeń, jest dla mnie drugi... mniejszy i to bardziej kwestia upodobań. Mam wrażenie, że niektóre sceny są strasznie, strasznie teatralne. To mnie jako autora nieraz oskarżano o łopatologie w opowiadaniach, tu problem jest podobny, choć nie identyczny. I znowu – nie każda scena, po prostu takie się zdarzają. Mam wrażenie, jakby sytuacje w pewnych momentach zapominały o realizmie i stawały się żywcem wycięte z jakiegoś przedstawienia lub co gorsza kreskówki dla dzieci z morałem, takim mrugnięciem okiem do widza. Tak jak sprawa ze Scootaloo i Discordem ("Z gazet..."), podobną nienaturalność odczułem w przypadku sceny z rozwaleniem pociągu, gdzie Scootaloo zwraca uwagę, że był on jednostką wojskową i została zakrzyczana. Dla mnie scena ta wydawała się tak... ekspozycyjna, że aż do przesady... Ale, jak wspominałem, to drobiazg. Po prostu zwracam Ci na to uwagę na przyszłość. Przesadziłbym nawet, nazywając to "wadą", bardziej pasuje słowo "mankament". Tyle w sprawie stylu. Teraz fabuła. Jest dobra, jak na krótkie opowiadanie taka jak być powinna. Przez długi czas nie dzieje się aż tak wiele, ale jednak postępujemy, poznajemy bohaterów, dowiadujemy się czegoś o świecie i zwyczajach w armii, trafiają do nas szczegóły o pozostałych klaczach z M6. Ładnie. No i wszystko przyśpiesza na zakończeniu, które jest naprawdę dobre. Jak dla mnie świetnie wykonana robota... z kilkoma mniejszymi fajerwerkami. Tutaj nie mogę zarzucić niczego. Idąc dalej zaletami, kolejna z nich – bohaterowie. Tak, tu jest świetnie, ale powiem, że o wiele lepiej wychodzą Ci "osoby dramatu" niż "statyści". I tak inni żołnierze, którym nie poświęcasz uwagi, wyglądają jak wycięte z kartonu makiety, które jednak spełniają swoją rolę. Za to ci ważni... tak, tu jest elegancko. Brave Wing – świetnie, Rainbow Dash – o dziwo wiarygodnie, Scootaloo – dobrze, blaknie na tle reszty, ale sprawdza się jako główna bohaterka. Dornier Flieger – chyba moja ulubiona postać, sepleniący dowódca jest niesamowity. To bohaterowie są dla mnie jedną z dwóch największych sił tekstu. A jaka jest druga? A raczej pierwsza, bo to, czym "Żelazny Księżyc" mnie zdobył, był fakt, że połączyłeś drugą wojnę światową z kucykami i zrobiłeś to skutecznie. Kurcze, to jest modelowy przykład udanego crossoveru, który może nie uniknął błędów i typowych pułapek, ale wypadł znakomicie. Nie zapomniałeś o naturze kucyków, tylko zgrabnie ją skontrastowałeś i dopasowałeś do realiów, wszystko ładnie się zazębia i tworzy nową, ciekawą wizję świata, którego przed przeczytaniem Twojego fanfika nie umiałem sobie wyobrazić. Serdecznie gratulacje, bo to jest osiągnięcie. Nie jestem jeszcze przekonany, czy pozwolę sobie znaleźć czas na czytanie "Kryształowego Oblężenia", ale nic nie może mnie do tego zachęcić bardziej, niż wysoka jakość "Żelaznego Księżyca". Co tu dużo mówić, opowiadanie jest bardzo dobre. Ma błędy, ma niedoróbki, wygląda miejscami sztucznie, ale na Miłość Boską, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a zalety tego opowiadania skutecznie przesłaniają jego wady. Głos na Epic byłbym skłonny oddać... na Legendary? Niestety nie, to jeszcze nie ta poprzeczka. Tak czy inaczej chylę czoła, zdejmuję z szacunkiem kapelusz i kolejny raz gratuluję bardzo dobrego dzieła. ...które o dziwno może okazać się perfidną pułapką, bo jak widzę, wszyscy porównują Twoje następne fanfiki właśnie do tego. Trochę szkoda... ale co poradzić, że tak wysoko podniosłeś sobie poprzeczkę. Pozdrawiam i życzę powodzenia!
  2. Moment, moment, moment... Five Hundred Little Murders w tłumaczeniu aTOMa ma tylko pięć komentarzy...? Jak? Dobra, koniecznie, absolutnie koniecznie trzeba to zmienić. Teraz będzie miało sześć. Wielu ludzi szuka wśród fanfików tych smutnych. Nie wiem, jak wielu odkryło "Pińćsetkę", ale powiem krótko (i ciut wulgarnie) – kurwa, jak warto! Zdarzało mi się płakać na fanfikach, zdarzało mi się być poruszonym, zdarzało mi się być smutnym, więc to nic specjalnie nowego... Ale to opowiadanie w kategorii smutków jest absolutną perłą w koronie. Być może w moim przypadku doszła autopsja (paskudna historia z weterynarzem konowałem, który bardzo skrzywdził mojego kota), ale w pewnych momentach łzy ciekły mi po twarzy. Fanfik z rodzaju tych posiadających zdania "sztyletowe", w sensie, że czytając jedną, jedyną wypowiedź, w pewnym miejscu, miałem wrażenie, jakby bardzo bezpośrednio mnie ona ugodziła. Paskudna sprawa, ale jakże mistrzowska! Poważnie, każdemu pisarzowi, który chce się czegoś nauczyć o "skakaniu w glanach" po emocjach ludzkich, z czystym sumieniem mogę polecić tego fanfika. W dodatku, z czego jestem bardzo, bardzo zadowolony, jest on smutny, poruszający, uderzający, miażdżący... ale nie był dla mnie obrzydliwy. Cholera, jak bardzo się z tego cieszę. Cały czas zachowywał stosowny poziom i podejście... hmm... dojrzałe. I owszem, były pewne kwestie ideologiczne i światopoglądowe, z którymi nie mogłem się zgodzić. Nie mam zamiaru ich tu jednak wymieniać, bo nikomu nie przyniosą pożytku. Opowiadanie jest znakomite i tego się trzymajmy, a szukanie jego wad, zwłaszcza na siłę, wydaje mi się nie na miejscu. Tu trzeba usiąść i zwyczajnie sobie popłakać, a nie liczyć punkty i formułować statystyki. No i nie lubię głównej bohaterki, cholernie nie lubię. Z natury jestem człowiekiem miłym i dobrym dla innych, dlatego niezmiernie mierzwi mnie racjonalizacja podejścia "zimnej suczy". Tym niemniej jest znakomite doświadczenie literackie, nawet jeśli na Flitter patrzę tak, jak ona na resztę świata – z pogardą. A tłumaczenie? Znakomite, takie, jak być powinno. aTOM regularnie pokazuje, że jest w panteonie fandomowych tłumaczy i ekspertem w swojej dziedzinie. Podczas całej lektury nie poczułem ani jednego zgrzytu, który sugerowałby mi, że opowiadanie zostało przełożone. Po prostu świetnie, zresztą jak zawsze. Autorce mogę pogratulować miażdżącego fika. Tłumaczowi genialnej roboty... A Tobie, czytelniku, najlepiej przyszły, powiedzieć, byś jak najszybciej znalazł sobie wolną chwilę i przeczytał to opowiadanie. Bo warto, cholera, ono jest wspaniałe w swojej tragedii. A dla miłośników smutów pozycja absolutnie obowiązkowa. Tylko, mała rada, znajdźcie sobie cichy kącik i trochę czasu... tak będzie dla Was lepiej. Pozdrawiam i dziękuję za tłumaczenie znakomitej literatury!
  3. Temat wędruje na zasłużony spoczynek do archiwum. Zostanie postawiony zupełnie od nowa, byśmy na nowo mogli wykorzystać Waszą aktywność. Za utrudnienia serdecznie przepraszamy.
  4. Ogłoszenie Witam serdecznie! Nadszedł najwyższy czas, by dział Fluttershy przestał tkwić w degrengoladzie i zaczął błyszczeć tak, jak na to zasługuje. By jednak cokolwiek z tego wyszło, potrzeba zdecydowanych działań. Tak oto zdecydowaliśmy, że wszystko przechodzi gruntowny reset i ciężkie, ciężkie sprzątanie. Tematy-grobowce i rzeczy nieobserwowane od naprawdę dawna powędrowały do archiwum. Przykro nam, jeśli ktoś miał któryś z nich na oku, by w nim odpowiedzieć, jednak to czyszczenie jest absolutnie niezbędne. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, byśmy przywrócili stare treści w nowych tematach. Sami możecie je zakładać (choć w dobrym tonie byłoby wspomnieć, że ktoś kiedyś już je założył) lub pisać do opiekunów działu w tej sprawie. W tej chwili dział odchudził się o jakąś połowę postów i całe mnóstwo tematów. Pod młotek poszła większość zabaw, głównie przydzielanek, dyskusje, w których nikt nie udzielał się od paru miesięcy, odnowiona i wyzerowana została zapytajka. Dalsze zmiany w trakcie. Do czego zmierzamy? Wkrótce pojawi się wiele nowych tematów, a kilka starych doczeka się zasłużonej, drugiej młodości. Nic z tego nie uda nam się jednak w pełni bez Waszej pomocy. W tej chwili przepraszam za kłopoty i apeluję o jeszcze odrobinę cierpliwości. Gdy tylko jednak pojawią się nowe treści, mam szczerą nadzieję, że Waszą aktywnością i mnóstwem postów zapełnicie je i uczynicie dział Fluttershy żywym i wspaniałym. Liczę na Was. Pozdrawiam ciepło!
  5. Łopata, miotła, łopata, miotła, powolne i gruntowne odgruzowanie działu w toku. Niedługo będzie odnowiony i znowu w pełni funkcjonalny.

    1. OttonandPooky
    2. BiP

      BiP

      Wszystkiego Najlepszego ^^

  6. Z wielką radością witamy Was w pierwszych oficjalnych odpowiedziach nowej edycji "Zapytaj Fluttershy". Brawa dla Fluttershy! – Uhm... czy to na pewno konieczne...? Czuję się odrobinę przytłoczona... Nie przepadam za byciem w centrum uwagi... – Och, Fluttershy, oni wszyscy przyszli tu specjalnie dla Ciebie. Rozumiem jednak, jak to jest... Tym razem mamy o tyle łatwiej, że odpowiadamy na stare pytania, jeszcze z poprzedniego tematu. Niestety, w wyniku ciężkich, ciężkich problemów technicznych, zmuszeni byliśmy skasować parę postów, za co serdecznie przepraszamy. Chcieliśmy je przenieś, ale nie do końca nam wyszło... – Tak, przepraszamy... Mimo to i tak na nie odpowiemy. – Czyli mała strata. Dobra, skoro wszyscy są gotowi, łącznie z samą Fluttershy, możemy zaczynać z odpowiedziami. Do dzieła! Uhm... Przede wszystkim chyba bardzo bym się zdziwiła... Ale przy odrobinie szczęścia znalazłabym dla Ciebie jakiś kamień. No i... wybacz, jeśli się ze mną nie zgadzasz, to tylko moje zdanie, ale... kurczaki chyba niezbyt nadają się do jazdy na nich... "Jak się czujesz będąc przyjaciółką Twilight Sparkle, która została księżniczką?"Wyjątkowo dobrze... Choć Twilight stała się nagle bardzo ważna, tak naprawdę ciągle pozostała tym samym kucykiem, którego znałam i lubiłam. Niestety, ma też dla nas znacznie mniej czasu... Staramy się jej pomóc, jak tylko możemy. To niezwykłe, móc mieć tak wspaniałego kucyka wśród swoich przyjaciół. "Chciałabyś zostać Alicornem?" Oj, chyba nie... Boję się, że mogłabym nie poradzić sobie z używaniem magii, już w lataniu nie jestem zbyt dobra... Poza tym alikorny zwykle pełnią ważne funkcje w Equestrii, a ja... chyba niezbyt się do tego nadaję. Nie, to nie dla mnie. "Co myślisz o Snowdrop, niewidomej klaczce?" Słyszałam o niej, to bardzo smutna historia... Sama nie wiem, jak radziłabym sobie, gdybym była niewidoma... Miałam też kilka zwierzątek, które miały problem ze wzrokiem. Choć takie krety jakoś sobie radzą... Grunt to czuć, że jest się w czymś dobrym i potrzebnym innym. "Która z Twoich 5 przyjaciółek jest Ci najbliższa? Dlaczego?" Oj, nie umiem na to odpowiedzieć... Każda jest dla mnie bardzo ważna i staram się dzielić między nie swój czas... "Co byś zrobiła, gdybyś obudziła z rogiem, a nie skrzydłami?" To byłoby przerażające. Najpierw na pewno umierałabym ze strachu, a potem... pewnie pobiegłabym po pomoc do Twilight, ona najlepiej zna się na magii. Jeśli nie miałabym innego wyjścia, to jest nie przywróciliby mi skrzydeł... musiałabym jakoś nauczyć się żyć z rogiem... Pewnie przy jego pomocy można zrobić wiele dobrego, a życie staje się odrobinę łatwiejsze. "BU! : D" Nie boję się Ciebie... prawie. W każdym razie – wszystkiego dobrego. Nie do końca rozumiem o co pytasz, przepraszam, jeśli przez to odpowiem nie tak, jak tego chciałeś... Jeśli miałabym poznać osobę, która jest moją idealną kopią pod względem charakteru, a jest człowiekiem... Nie, zbytnio bym się bała... A gdybym miała po prostu zobaczyć, jak wyglądałabym jako człowiek, to nie mam nic przeciwko. "Jakie jest Twoje największe marzenie?"Pokój na świecie... hih... A tak naprawdę, to nie jestem przekonana. Wbrew temu, że jestem dość strachliwą osobą, żyję sobie dość szczęśliwie, mam wszystko to, czego potrzebuję. Ale najbardziej chyba chciałabym być trochę odważniejsza, pewniejsza siebie i mniej nieśmiała... No i móc uleczyć każde ranne zwierze lub kucyka, wtedy mogłabym nieść pomoc każdemu. Niestety, to chyba dość nierealne... "Czy mówisz wszystko Twoim przyjaciółką?" Nie mam powodu, by wiele przed nimi ukrywać, ale jednak każdemu powinno zostać odrobinę prywatności. No i... to odrobinę przykra sprawa, ale nie mam zbytnio umiejętności zwracania innym uwagi na ich błędy... "Jakich zwierzęcych języków nie znasz?" Języka straszliwych kościstych smoków zagłady... O ile takie istnieją... mam nadzieję, że nie... Nie istnieją, prawda? Chyba nie... Całe szczęście... Nie mam pojęcia, mieszają bardzo daleko. Z tego co pamiętam nawet nie każda z moich przyjaciółek miała okazję ich poznać. Ale kto wie... może kiedyś? Uhm... w porządku, przyjdź, jak tylko się zdecydujesz, ja nikogo do niczego nie zmuszam... "Skąd się wziął Angel?"Dostałam go, kiedy jeszcze był malutkim, przesłodkim króliczkiem. Był taki milusi i wesoły... Nie spodziewałam się, że miał aż taki charakterek... Wychowywałam go od małego, ponieważ... jego króliczy rodzice mieli dość przykry wypadek... Smutna sprawa, dlatego przyniesiono go do mnie, inaczej sam by sobie nie poradził... Teraz patrząc z dystansu mam obawę, że byłam dla niego nieco za łagodna... Zdecydowanie za łagodna... Oj, źle go oceniasz. Angel to naprawdę wspaniały przyjaciel i przecudny króliczek. Niech Ci będzie... "Po tym jak spadłaś na ziemię i poznałaś tamtejsze życie wróciłaś do Ponyville?" Przepraszam, jeśli się mylę, ale chyba miałaś na myśli Cloudsdale... Tak, wróciłam jeszcze na trochę... Szybko jednak przenieśliśmy się na stałe na ziemię. Moja chatka w Ponyville to zdecydowanie najwspanialsze miejsce na świecie... W miarę możliwości chciałabym już zawsze żyć na powierzchni, a nie w chmurach... Choć powietrzne miasta też mają swój urok i swoje zalety... "Jak zazwyczaj spędzasz czas w towarzystwie Discorda?" Głównie staram się go przekonać do życzliwszego spojrzenia na przyjaźń. Nie idzie tak źle... Zabieram go na pikniki, spotkania, proszę o wykonywanie drobnych prac, daję mu prezenty... Jednak w miarę możliwości trzymam go z dala od takich obowiązków, w których mógłby dać upust swojej naturze... dowcipnisia... Rachunki ostatecznie trafiają do mojej skrzynki... "Lubisz czekoladę?" KAŻDY lubi czekoladę... tak sądzę... "Czujesz coś do Rainbow Dash?" O tak, szczerą, prawdziwą przyjaźń. To miałaś na myśli, prawda...? "A może do kogokolwiek?" Mam wielu przyjaciół, mnóstwo zwierzątek, którymi się opiekuję... Tak, jak najbardziej. "Gdybyś miała wybór to jaką rasą kucyka chciałabyś być?" Tak jak teraz – pegazem. Choć nie miałabym nic przeciwko żadnej innej... Może z wyjątkiem alikornów. Małe sprostowanie – pytań było siedem, ale były one zadane jeszcze za czasów starego regulaminu, więc nie ma problemu. Zresztą... gdyby były bardzo dobre, mogę przymknąć oko na limity... Ostrzegam, bardzo dobre! Więc starajcie się! Nie jesteśmy z Alberichem okrutni dla użytkowników... Chyba, że sobie zasłużą... Ale nie sądzę, by mieli, jak widze, trzymają poziom. "Gdybyś mogła, co byś chciała zmienić w Equestrii?"Tu jest bardzo miło i przytulnie, ale... Chciałabym, by niektóre kucyki były odrobinę milsze dla innych, zwłaszcza dla takich... mniej pewnych siebie... No i ucieszyłabym się niezmiernie, gdyby niektórzy (tylko niektórzy... nie mówię, że wszyscy) mieli odrobinę więcej odpowiedzialności w opiece nad ich małymi przyjaciółmi... "Jak wygląda język żółwi?" O tak: "Miałaś kiedyś do czynienia z Diabłem Tasmańskim ?" Niestety nie... ale czytałam o nich w książkach. Żyją na innym kontynencie... "Jaka potrawa Ci najbardziej wychodzi?" Uwielbiam makarony, sałatki i sosy warzywne... A moją najbardziej popisową potrawą pozostanie chyba właśnie zapiekany makaron z kawałkami warzyw i sosem serowym... Uwielbiam, tak samo jak moi przyjaciele. No to... dziękuję za pytania. Byliście bardzo mili i grzeczni, dziękuję Wam. Poruszyliście wiele interesujących tematów. Ja też dziękuję. To do następnych odpowiedzi za jakiś czas. Trzymajcie się! Pa Pa INFO – Od tej pory obowiązuje Was ogólny regulamin tematu... Po prostu zadawajcie pytania, na razie bez obawy, że Wam się powtórzą. Do następnego razu!
  7. Zapytaj Fluttershy Nowa edycja Razem z Fluttershy, jakby nie patrzeć patronką działu, reaktywujemy najprostszy a jednocześnie przynoszący mnóstwo radości temat, jakim jest klasyczna zapytajka. Wszystkie stare pytania wylądowały w ciepłym i przytulnym archiwum, zaczynamy od zera. Zanim jednak przejdziemy do samej zabawy, kilka reguł, by nie tworzyć osobnego tematu na regulamin. Regulamin "Zapytaj Fluttershy" I – W temacie obowiązuje nas regulamin forum i całego działu Fluttershy. II – Egzekwowaniem regulaminu zajmują się opiekuni działu i moderatorzy globalni. III – W szczególności zabrania się treści Gore i R34. IV – Limit pytań w jednym poście wynosi sześć. Rzecz jasna nie macie obowiązku zadawać ich aż tylu, dolna granica to jedno pytanie na post. V – Posty z perfidnie dublującymi się pytaniami będą usuwane, w ich miejsce wstawiać będziemy linki do powtórzonego pytania i odpowiedzi na nie, V a – Jeśli jednak ktoś coś przeoczy (na przykład powtórzone pytanie miało miejsce dziesięć stron wcześniej), ewentualnie doda do pytania nowy aspekt lub punkt widzenia, pytanie zostanie. VI – Ewentualne nieścisłości rozstrzygają opiekunowie działu. No i po regulaminie jeszcze mały apel. Prosiłbym Was o poczucie smaku w pytaniach. Rzecz jasna to tylko zabawa i nikt nie oczekuje po Was stuprocentowej powagi, jednak nie ograniczajmy się tylko do heheszek. Oprócz tego serdecznie prosiłbym o w miarę składne i językowo poprawne składanie pytań. To chyba wszystko... – Myślę, że mogą już zacząć zadawać swoje pytania... Mam nadzieję, że dam radę na nie odpowiedzieć tak, jak tego oczekują... – Na pewno! Ja natomiast chciałbym, by nie przesadzili... – Chyba wiem, co masz na myśli... Ale nie ma problemu, poradzimy z tym sobie. Jestem gotowa... chyba... INFO TECHNICZNE: W tej chwili przenoszę tu ostatnie posty z pytaniami, na które jeszcze nie udzielono odpowiedzi. Do tego momentu temat jest zamknięty. Jak tylko skończę robotę i razem z Fluttershy załatwimy odpowiedź, odblokuję temat. Wszystko powinno udać się jeszcze dzisiaj. Pozdrawiam i apeluję o cierpliwość!
  8. Uwaga, drodzy goście działu Fluttershy, oto przedstawiam istotny komunikat: Ponieważ odbywa się gruntowny i konsekwentny reset działu, którego zasadniczą pochodną jest przede wszystkim archiwizacja ponad połowy tutejszych treści. Ogólnie jedna z reguł mówiła, że pytania nie mogą się powtarzać, dlatego, by uwolnić jakieś zaangażowanie z Waszej strony, całkowicie restartujemy temat. By jednak kilka osób, które nie doczekały się odpowiedzi, nie miały do nikogo uzasadnionego żalu, ich posty zostaną przeniesione do nowego, budowanego od zera tematu z pytaniami. Gdy skończę pracę, stare pytanka pójdą do nekropol... do archiwum, gdzie będą spoczywać w pokoju do końca forum. Pozdrawiam i przepraszam za kłopoty!
  9. Bardzo aprobuję temat dyskusji i dziękuję, za tchnięcie odrobiny życia w dział! A teraz i moja opinia: Już bez kolorowej czcionki... ( ) Zanim przedstawię dokładnie, co myślę w tym temacie, zacznę od odpowiadania innym dyskutantom, gdyż padło tu mnóstwo ciekawych tez i argumentów: Kwestia dyskusyjna, aczkolwiek nie da się ukryć, że internet wiele zmienił w tym temacie. Trochę na lepsze, trochę na gorsze, na pewno był jednym z istotnych czynników, jednak nie jedynym. Czasy po prostu znacznie się zmieniły. Najpierw jednak, co z tym internetem? Przede wszystkim, tak jak zostało powiedziane, "nikt Cię nie zna". Anonimowość daje uczucie cennego bezpieczeństwa, przecież nic się nie stanie, zawsze można bezpiecznie się wycofać. No i sami też piszemy z zaciszu domowego, więc znacznie łatwiej się przełamać i poznać paru osób, wyznać im to, co leży nam na sercu. Potem jednak, gdy spotykamy kogoś twarzą w twarz, już nie jest tak łatwo. Internet wcale tak wiele nie zmienił w ilości osób nieśmiałych, po prostu zmodyfikował sposób, w jaki muszą się oni dostosowywać. Wcześniej chcąc mieć jakiekolwiek kontakty, musieli powoli poznawać ludzi ze swojego otoczenia, zdobywać się na odwagę, podejść, porozmawiać, co dla niektórych było trudne, ale jednak do zrobienia. Teraz, dzięki sieci, stało się to znacznie prostsze, by zapewnić sobie towarzystwo do rozmów lub nawet przyjaciół. Nie potrzebują więc spotykać się z innymi ludźmi, którzy są bliżej, bo już mają znajomych w internecie. Przez co nie pracują nad swoją nieśmiałością, a nawet wręcz się w niej pogrążają. Ale, ale! By nikt mi nie zarzucił, że generalizuję, to przypadek ogólny, a nie zawsze tak się to kończy. Ja bytowanie w internecie na dobre zacząłem dopiero razem z fandomem, to jest pod koniec liceum i od tego momentu ludzie zaczęli wątpić w moją introwertyczną naturę nie w internecie, tylko w życiu. Prawdę powiedziawszy nieraz czuję większą presję, gdy muszę napisać coś w sieci, niż odezwać się do kogoś na żywo. Kiedyś poznanie nowej osoby było dla mnie katorgą, teraz nie mam żadnych oporów, by po prostu podejść i porozmawiać na przykład z kolegą z roku, którego widzę pierwszy raz. Da się z tym walczyć, a internet zapewnia nie tylko nieśmiałym ludziom, ale też na przykład dotkniętym fobią społeczną, niezbędną motywację i wsparcie. No i sam postęp wiele zmienił. Kiedyś społeczeństwa były znacznie bardziej lokalne i rodzinne, jeździło się do wujków, cioci, dalekich kuzynów babci, a życie toczyło się bardziej z sąsiadami. Czasy się zmieniają, świat znacznie "pomniejszył się" pod względem możliwości poznawania ludzi z daleka, więc i z czasem zmienia się nasza mentalność. Kolejna godna uwagi... uwaga. Niechęć do nawiązywania nowych kontaktów jest bardzo silna, na nasze nieszczęście też złudna. Bo internet, co by tu nie mówić, nie jest jedynym społeczeństwem, w którym żyje człowiek. O wiele łatwiej żyje się, gdy choć trochę posocjalizujemy się w szkołach, pracach, środowisku sąsiedzkim, ponieważ przestajemy być wtedy dla niektórych jedną z wielu osób, a stajemy się przynajmniej ich znajomym. A to notatki jest od kogo dorwać, a to kwiatka do podlewania zanieść... No i im szersze spektrum znajomym, tym szerszy może stać się światopogląd człowieka, zwłaszcza, jeśli obraca się w wartościowych środowiskach. Czy jednak internetowe znajomości są złe? Oczywiście, że nie. Ale nie tylko takie są dobre. To jest samo w sobie interesujące, że niektórzy ludzie zatracają tę zdolność, do bezproblemowego i bezstresowego poznawania i obcowania z nowymi ludźmi. Internet w tym może mieć znaczenie, ale jak dla mnie, nie jest sednem problemu. Po prostu w pewnym wieku, w szkole mniej więcej między końcem podstawówki a środkiem gimnazjum, człowiek zaczyna się zmieniać, powiedziałbym, choć nie lubię tego słowa w cholerę "dojrzewać". Problem w tym, że w różny sposób. I tak niektórzy stają się bardziej ogarnięci i patrzą na świat inaczej, często lepiej analizując rzeczywistość i dochodząc do trafniejszych wniosków, podczas gdy u innych zmiana ogranicza się do burzy hormonalnej. I zium, lecą na siebie, tłuką się, tworzą się pary, robią tam jeszcze wiele innych rzeczy. U niektórych następują obie przemiany naraz... U innych w ogóle następują wolniej i słabiej, mentalnie wciąż pozostają dziećmi... I wielu nie może się w tym odnaleźć. Skończył się czas, że wszyscy myśleli mniej więcej tak samo. Wesołe dzieci przestały być dziećmi i stały się inaczej myślącymi nastolatkami, a co najgorsze – cholera, my też. Presja środowiska potrafi być wyjątkowo nieprzyjemna i niebezpieczna. Ważną rolę pełni też samoocena. Sam dobrze wiem, że im lepiej sądzę o samym sobie, tym łatwiej wyjść mi z inicjatywą. No i... wiem, że to cholernie pusta rada, ale polecam ukochać sobie aktywność ( ). Wszelaką, bo wartościowi ludzie i dobre szanse ciągną przede wszystkim do tych, którzy nie boją się zacząć działań i zmian. WilkU: (przepraszam, że bez cytatu, forum nagle zderpiło) Coś jest w tym co mówisz. Ponadto, wiele osób z przedziału wiekowego, który podałeś, woli znaleźć sobie kogoś starszego do rozmowy w internecie, bo po prostu mentalnie czują się rozsądniejsi niż na przykład koledzy z klasy. To bardzo dobre zjawisko, bo grupy rówieśnicze... powiedzmy, że czasem przynoszą więcej szkód niż pożytku... mariusz391: (jak wyżej, też przepraszam za brak cytatu) Świetnie to rozumiem, bo sam miałem bardzo podobnie. Od jakichś trzech lat jestem wreszcie na tyle społecznym człowiekiem, na ile chciałbym nim być. Internet, jak pisałem na początku posta, nie tylko przynosi straty na charakterze, ale i korzyści. Kwestia personalna. Pozostaje mi tylko pogratulować zmian na lepsze. Dobra, w temacie powiedziałem bardzo dużo, tylko odpowiadając na wasze posty. Możecie się mnie tu jeszcze spodziewać. Jeszcze raz dziękuję wszystkim dyskutantom. Pozdrawiam serdecznie!
  10. Przede wszystkim ważne wyjaśnienie – nie jest to kwestia stylu. Styl rzeczywiście jest dość podobny we wszystkich tych opowiadaniach, nie różni się od siebie w sposób, który mógłby coś z mojej perspektywy zmienić. Sęk w tym, że w innych opowiadaniach niezbyt przypadła mi do gustu treść, a nie mam w zwyczaju czytać czegoś tylko dla samego stylu. Jak dla mnie wiele Twoich opowiadań w mniejszym lub większym stopniu zbliża się do nieprzyjemnej granicy "przewaga formy nad treścią" lub co gorsza "sztuka dla sztuki". Tutaj styl po prostu pasował do wydarzeń, nie miałem wrażeń, że ktoś chce mnie wziąć podstępem, po prostu mi się podobało. Jak dla mnie właśnie w tę stronę powinieneś iść z twórczością – z emocjami sobie radzisz, dlatego warto popracować, by i reszta tak dobrze operowała twistami fabularnymi i problematyką, jak właśnie to opowiadanie. A to co z tym zrobisz to już Twoja sprawa. Polecam jednak aż tak nie martwić się moją opinią, gdyż bywa ona miejscami dość egzotyczna, Przede wszystkim Sombra w serialu ma dla mnie podstawowy problem – nie wiadomo o nim zbyt wiele. I znowu, ma to swoje zalety, gdyż pozostawia ogromne pole do spekulacji i uzupełnienia. Discord, a nawet Nightmare Moon byli zarysowani o wiele dokładniej, nawet Crysalis. Tym ciężej oddzielić, co jest oficjalną wersją Sombry, a co wizją fanów. No i nigdy nie był on moim ulubieńcem. A to, że był on, tu cytuję samego siebie "mrrroczny", to akurat nic złego. Nawet podoba mi się ta wizja, choć na tle reszty wypadł on zdecydowanie zbyt... jakby to ująć... "skutecznie". Widać, że to postać, którą naprawdę lubisz, ponieważ bardziej do niej się przykładasz i (być może mimowolnie) uczyniłeś go trochę poważniejszym i silniejszym od reszty. Teraz tylko czekać na to, co pokażesz w przyszłości, chętnie zobaczę komplet Twojej wizji. Właśnie to. Chodzi o to, że Luna w przeciwieństwie do Celestii, nigdy nie została solidnie zarysowana w serialu, wiadomo było tylko o niej, że ma problemy społeczne i wróciła po długim wygnaniu. Ludzie fandomu zaczęli wrzucać do jej kreacji bardzo duże cech, które lubili lub po prostu w niej widzieli, skąd jej popularność, stała się trochę, lekko nieprzyjemnie mówiąc "maskotką fandomu". I tutaj widziałem w niej więcej majestatu, władzy i ciężkiej traumy (prawdziwej, solidnej), niż zagubienia, chęći powrotu do społeczeństwa połączonej z lękiem, no i nie widziałem tutaj lekko drażniącego niezrozumienia. Prawdę mówiąc ta kreacja chyba bardziej przypadła mi do gustu niż typowa. Przepraszam, jeśli pewnych zagadnień nie wyjaśniłem dość dokładnie, być może jeszcze tu wrócę, jak tylko przemyślę je drugi raz. W razie czego zapraszam do kontaktu drogą prywatnych wiadomości, by nie zaspamiać tematu antologii. Pozdrawiam i życzę powodzenia!
  11. Podoba mi się idea antologii tematycznej. Dawno temu kupiłem sobie w księgarni taką smoczą antologię, której tytułu nie pamiętam, połączoną tematem, a jakże, smoków. Była dość nierówna, trochę średnich opowiadań, trochę dobrych, ale jedno dosłownie zmiotło mnie z nóg... Dlatego właśnie lubię takie zbiorki, są dobrą szansą na jakość. W naszej polskiej części fandomu nie mieliśmy jeszcze czegoś takiego... (chyba) I na wstępie: temat z Luną nie był "mój", temat ze snami był "mój" wybitnie. Czyli w sumie wychodzi na zero. Doradzę jednak jedną rzecz na przyszłość: Antologia była króciutka, a posłowia, przedsłowia i śródżyciorysy... Wypadły ogólnie odrobinę żenująco. Nie kwestionuję umiejętności ani talentu któregokolwiek z Was, jednak nazywanie kogoś "mistrzem" tuż nad jego opowiadaniem brzmi niesamowicie pretensjonalnie. W ogóle strasznie napompowaliście na początku oczekiwania, jakie to będzie niesamowite i lepsze od tego, co na co dzień widujemy w fandomie. Tekst o typowych fanfikach był po prostu przykry i na Waszym miejscu nie pisałbym czegoś takiego, bo wielu autorom, którzy naprawdę poważnie podchodzą do swojej twórczości, pozostaje słuszny niesmak. Oprócz tego rada techniczna – jak mówiłem, nie PDF. Widziałem mnóstwo literówek i drobiażdżków, których teraz byście nie mieli, gdybyście dali tylko mi możliwość zaznaczenia ich. O dziwo, zwłaszcza w opowiadaniu Spidiego, który jest na początku i który patronuje całej antologii. Zgrzytu-zgrzytu... Teraz zasadnicze pytania, dwa: Czy antologia daje to co obiecuje? Czy antologia jest dobra? Odpowiedzi znowu nie należą do najprzyjemniejszych. Na pierwsze pytanie odpowiadam – raczej nie, obiecywała stanowczo za dużo. Na drugie – niezła, choć nierówna. Z drugiej strony antologie to tego przyzwyczajają. Ale po kolei. Oto krótkie opinie o opowiadaniach: "Zmora" Spidiego Hmm... Nie, Spidi, to nie to. Czytałem z Twoich rzeczy tylko Żelazny Księżyc, trochę dlatego, że wszyscy go polecają, trochę dlatego, że w Oskarach musiałem. I wiesz co? Podobał mi się, naprawdę. Zdobył mnie tym, że kucyki i wojna światowa wypadły sensownie, a całość była nasycona treścią i emocjami oraz pozostałą przekonująca. Gdy potem czytałem drugi raz na wyrywki zauważyłem parę mankamentów, ale tekst pozostał bardzo dobry. A tu? Przeplatany uciekającymi od rozgoryczonej Pani Nocy kucykami, długi monolog o tym, jakim to snem jest życie. Nie podobało mi się to opowiadanie, bo było napisane bez polotu ani nuty czegokolwiek, co w jakikolwiek sposób by go wyróżniło. Znam filozofię Berkeleya, uczyłem się o niej... I z tego tematu dało się wycisnąć o wiele więcej, pokazując chociażby "Świat Zofii", który na tym motywie bazuje. Teraz odpieram ewentualny zarzut o długości i formie – to nie znaczy, że w kilkustronowe opowiadanie nie pozwoliło na zrobienie z tego czegoś lepszego. Co więcej, inni o tym wiedzieli i poradzili sobie z tym, jeśli miałbym wskazać kogoś, kto najbardziej poszedł na łatwiznę, to byłeś to właśnie Ty. I znowu – opowiadanie miało też dobre strony, dość SoLowe zakończenie było niezgorsze, a niektóre słowa z monologów nawet mi się podobały. Nie zmienia to jednak faktu, że gdy obiecuje mi się, cytuję: "Antologię lunarnych opowiadań, które podważają sens świata w którym żyjemy", to oczekuję czegoś więcej. Nie starczy postawić nazwiska filozofa i zacząć o nim mówić w jakimś kontekście, by nadać opowiadaniu głębię. To tak nie działa. Cóż rzecz, sam sobie zgotowałeś ten los wszystkimi wstępami. Jeśli tak ma wyglądać coś, co wyróżnia się na tle reszty naszej twórczości, to ja zdecydowanie dziękuję. Słabsza strona antologii. Przypomnę, że reszta to debiutanci "Wieża" Omegi Oj, Omega, Omega... I znowu się zawiodłem. Wiem, że nie jesteś debiutantem, rzucałem okiem na Twoje fiki (choć z żalem stwierdzam, że żadnego nie przeczytałem w całości), rozmawiałem z Tobą... Co jak co, ale po Tobie oczekuję czegoś więcej. Problemem opowiadania nie jest nawet treść, która na dobrą sprawę nie jest taka zła. Lękająca się innych Luna, która ukrywa się w wieży, która pragnie wyjść, a gdy wychodzi, pragnie wrócić do kryjówki... Pomysł jest przyjemnie prosty na tle innych, naprawdę, prosty, ale nie prostacki. Problemem jest jego wykonanie. Ciężko się przebić przez tę ścianę tekstu, a ten blok narracji był dla mnie ciężki i niezrozumiały. Napisałbym to od nowa na Twoim miejscu, bowiem, że jesteś to w stanie zrobić lepiej. Niestety, ta praca poszła w świat. Oł... no i zdarzały się literówki, które bym zaznaczył, ale... PDF, kochany PDF. "Blizny Wspomnień" Magnata 159 Lepiej, zdecydowanie lepiej. Jeśli to debiut publikacyjny, to pozostaje mi skłonić głowę. Nie jest wybitnie, ale całkiem dobrze. Choć zgrzytało mi w tym opowiadaniu parę rzeczy, podoba mi się to co zobaczyłem. Na początek co było dobre i co mnie zdobyło: – Wojenna historia tła, choć może przesadnie okrutna, stanowiąca dobry punkt odniesienia. Potrafisz ładnie oddać okrucieństwo i barbarzyństwo, to się ceni. – Zakończenie, motyw rozwiązania sprawy z Luną... Ładnie, podobało mi się. Motyw "pojedynku widzianych złych rzeczy" co najmniej udany. – Ogólna atmosfera i opisy, które się sprawdzają. Pod tym względem nie mogę Ci niczego zarzucić, wszystko wyglądało dość wiarygodnie. A co się nie udało lub wyszło średnio? – Moment z Twilight, biblioteką i łóżkiem. W kontraście z wojną... Cholera, do teraz nie mam pojęcia, co chciałeś tym osiągnąć, wyszło to śmiesznie i niepoważnie. – Scena w Everfree... Raz, że chyba nie do końca zrozumiałem, o co w niej chodzi, dwa, że była dla mnie przesadnie wulgarna, niemiła i okrutna. Jakoś nie pasowała mi do reszty wizji. – Teraz rzecz dyskusyjna, w swoim fiku mieszasz wizję "serialowej", słodkiej Equestrii z działaniami wojennymi. Przez długi czas szło to nawet dobrze, ale w niektórych momentach, zwłaszcza na samym epilogu, za nic nie wiedziałem, z czym mam do czynienia. Czy to SoL, czy może okrutne opowiadanie o ranach? No i cały czas pozostało mi wrażenie, jakby historia była dziurawa. Ogólnie – ucz się, bo nie jest źle, masz spory potencjał i już sporo umiesz. Potrenuj trochę, popisz, opublikuj tu jakieś opowiadania, bo jesteś już całkiem ok jako autor. Pomimo tych wszystkich niedoróbek stanowisz jaśniejszą stronę antologii. "Pragnienie Wolnośco" Flutterpony'ego Kolejne nierówne opowiadanko, choć jeśli to debiut, to nie takie złe. Jak dla mnie zdaje egzamin, choć nie przesadza z niesamowitością, nie jest dossskonałe, ale po prostu niezłe. Zaletą tego opowiadania jest jego strona emocjonalna i wiarygodność Luny. I chociaż nie wprowadziłeś ani do literatury ani do fandomu niczego zupełnie nowego, z tym co tworzyłeś poradziłeś sobie jak należy – Księżniczka jest wiarygodna, jej problemy prawdziwe i dość poważne. A sama scena z przedszkolem (jakim przedszkolem?) naprawdę udana. Jak dla mnie, to pod względem "architektury emocji" prezentujesz się ponad resztę antologii. Zakończenie takie jak powinno być, choć też takie, jakiego się spodziewałem. Ale żeby nie było za słodko – problemem jest niewiele świeżości, co akurat łatwo rozwiązać, na przyszłość po prostu zaskocz nas nowymi twistami i motywami, które pewnie dasz radę wymyślić. Nie mam się nawet czego czepiać, bo jestem prawie pewien, że następnym razem pokażesz nam się od jeszcze lepszej strony w dziedzinie kreacji świata i zagadnień. Drugi problem... Celestia. O ile Luna wychodzi ok (choć to jej baaardzo fandomowa wizja), to Celestia ma dla mnie zdecydowanie za mało majestatu. Wtedy z tym swoim wybuchem wyszła przez to ciut nienaturalnie. Polecam dokładnie się nad tym zastanowić i przemyśleć, a pewnie wyciągniesz wiele cennych wniosków. W skrócie – udany debiut, choć bez fajerwerków. "Śnienie" Malvagio Kolejny nie-debiutant. Czytałem kilka fików Malvagio... Zdecydowanie nie jestem członkiem docelowej grupy odbiorczej Twojej twórczości, wychodzę z założenia, by poezję zostawić tam, gdzie leży poezja, a prozę tam, gdzie proza, a łączenie jej... nie jest tym co specjalnie lubię. Z nutką ulgi i zadowolenia powiem, że to najlepsza według mnie rzecz, jaką od Ciebie przeczytałem i najjaśniejszy punkt antologii. To zdecydowanie najlepsze opowiadanie z zebranych tutaj, które jest naprawdę dobre. Kiwam z uznaniem głową. Przede wszystkim splatasz fabułę i dość dobrze Ci to wychodzi. Tekst ma problematykę, zaskakuje, w krótkim metrażu dziesięciu stron mieści sporo treści. I znowu – większość rzeczy dało się przewidzieć, choć przyznam, że końcówka z ostatnim wyborem Luny była naprawdę mocna, a samo zakończenie fanfika jest jego najlepszą częścią. A opisy specyfiki snów i "pyłu" dobrrre. No i kreacje łotrów dość mi się podobały, choć co nieco bawi mnie Twoja wizja Sombry. Rozumiem, że to upodobanie, ale jest taki Mrrroczny i tajemniczy... No ale w tym fiku nie wychodzi mu to na złe, więc ok. Jakbym miał sformułować jakiś zarzut... Luna. Nie wiem dlaczego, ale Twoi poprzednicy przedstawiali ją czasem bardziej przekonująco. Poszedłeś mniej w kierunku ogólnofandomowym, a bardziej w stronę majestatu i władzy. Choć nie jest źle, to ta kreacja pozostawia dla mnie odrobinę niedosytu, jakby była zbyt ogólnie zarysowana, jakby pod wizją ciągle kryła się spora, niezapisana część tabula rasa. Mimo wszystko to zarzut trochę na siłę, jest bardzo ok. No i to wszystko, co do samych opowiadań. Nie było tak źle, dwa udane debiuty, fik Malvagio, który wreszcie mogę w pełni zaakceptować... Tylko na przyszłość, to już rada do Spidiego, a nie do samych pisarzy, którzy spisali się naprawdę dobrze, nie obiecujcie więcej, niż jesteście w stanie dać. Polecam zrezygnować z pretensjonalnego tonu wyższości, dla własnego dobra. Ja nie mam powodu, by czuć się urażony, bo sam siebie zaliczam do lepszej strony tego fandomu, ale postępowanie w ten sposób nie jest rozsądne. Jest różnica miedzy znaniem własnej wartości, a bezsensownym wywyższaniem się i manifestowaniem, jak to wspaniałym się jest pisarzem. Tak czy inaczej pozdrawiam Was ciepło i pomimo całej otoczki, jaką zrobiliście dookoła siebie (na własne życzenie), życzę Wam powodzenia, a nowym gratuluję debiutu.
  12. Widzę, że pojawiła się tu ciekawa dyskusja na tematy fanfików, ich publikacji i rzeczy związanych z tworzeniem. To moje tematy, dlatego widząc, że z pewne tezy wydały mi się naprawdę dziwne, postanowiłem wtrącić swoją opinię. Przede wszystkim kwestia edycji i publikowania tekstu: Google Docs jest prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem pod względem publikacji. Daje wiele możliwości – korekty w czasie rzeczywistym, zaznaczania komentarzy, pracy w kilka osób (bezcenne nie tylko dla korektorów, ale i redaktorów). W dodatku jest stosunkowo prosty i intuicyjny. W żadnym razie nie neguję PDFów, wręcz przeciwnie, dawanie linka oprócz Docsów również w PDFie, jest bardzo dobrą praktyką, gdyż jest to format łatwiejszy do pobrania i wczytania. Jeśli jednak dostajemy do ręki tak potężne narzędzie do poprawiania błędów, dlaczego mamy z niego nie skorzystać i działać tylko w nie dających możliwości lekkiej poprawy PDFach? Nie mamy sztabu profesjonalnych edytorów, a znalezienie w fandomie korektora, który poprawi wszystkie błędy, graniczy z cudem (moim zdaniem tacy nawet nie istnieją). Komentowanie jest więc dobre dla autorów chcących podnieść stronę techniczną fanfika, a i pośrednio dla odbiorców, którzy będą go czytać. A edytor? Sam korzystam z Worda, jednak wiem, że niektórzy bardzo dobrze opanowali GDocsy i tworzą tam fanfiki równie dobrze i estetycznie. Spójrzmy prawdzie w oczy, nie tworzymy magazynu, który musi mieć dopasowany każdy szczegół, a do prawidłowego sformatowania opowiadania wystarczą najprostsze funkcje. W dodatku, jak pisałem wyżej, Docsy umożliwiają pracę wielu osobą naraz, przez co porównanie ich do Painta jest trochę nie na miejscu. Spełniają swoją rolę bardzo dobrze, mówię to, choć sam korzystam z moim zdaniem lepszego Worda. Oj, Spidi, Spidi. Zauważ, że "Władca Pierścieni" przeszedł już profesjonalną korektę (wielokrotną) i tłumaczenie. Fanfiki są pisane w takiej a nie innej specyfice i zwyczajnie bardziej tego potrzebują. Co więcej nikogo nie zmuszamy do zaznaczania błędów, jeśli ktoś nie chce, w żadnym razie nie musi. Gdybym jednak sam znalazł w drukowanej książce błąd (a zdarzało się) i mógł w jednej chwili poinformować o nim wydawcę (co pozwalają Docsy), to bym to bez wahania zrobił. To, czy ktoś utożsamia się z taką wizją epoki internetów czy nie, zostawiam czytającym komentarze. Choć internet niesie ze sobą wiele spłycenia i skrócenia treści, daje też masę ułatwień, udogodnień i naprawdę cennych możliwości, takich jak szybsze i sprawniejsze poprawianie tekstów. Demonizowanie go w ten sposób to przesada. No i tym razem doszliśmy do nieporozumienia w nazywaniu pewnych rzeczy. Fanfiki w formie, jaką znamy i jaką rozpowszechniamy w internecie nie są książkami. Są opowiadaniami, powieściami, literaturą, ale nie są książkami. Książka to pewien nośnik fizyczny, a jej formy większość fandomowych dzieł nie ma szans się doczekać. To też trzeba założyć przy pisaniu. Nie musi to jednak przynosić żadnych strat na jakości. Ja tworząc swoje fanfiki też robię to z myślą, by były jak najlepsze, a jednak wiem, że nie tworzę książki. Tu też poruszamy istotny temat "podejścia profesjonalnego". Bowiem musimy zrozumieć, że w wielu sytuacjach to, co w jednym miejscu nazywamy profesjonalizmem, w innym będzie robieniem ruchu o nic. Fandomowa specyfika nie oznacza, że nasi twórcy lub nasze dzieła są wiele gorsze od wydawniczego rynku literatury, oznacza, że sprawa wygląda inaczej. Nad dziełami nie czuwa profesjonalny sztab korektorów i doradców, nie musimy z nikim negocjować tantiemów i honorariów. Naszym zadaniem jest sprawić, by nasze dzieła były jak najlepsze i jak najlepiej nadawały się dla czytelników, a nie bić się o normy, które tutaj często się nie sprawdzają. Mogąc poprawić błędy komentarzami dajmy sobie szansę. Mamy też wolniejszą rękę w eksperymentowaniu, ponieważ nie grożą nam ekonomiczne straty. A stwierdzenie, że 99% twórczości fandomu jest słaba, to zdecydowane nadużycie. Tak jak pisali inni komentatorzy, nasz lokalny świat literacki trzyma się i tak nadzwyczaj solidnie. A to, że zakładam, że robię coś fandomowego nie znaczy, że równocześnie sam sobie mówię, że będzie to słabsze, jednak w pełni uwzględniam specyfikę tego co tworzę. A co do ostatnich zdań... wiele twierdzeń w Kawiarni Szkockiej, istotnych dla matematyki, udowadnianych było na obrusach. Czy forma naprawdę jest aż tak istotna? No i ostatni argument – większość z nas to debiutanci, niekiedy naprawdę znakomici, ale debiutanci. Nie mamy publikacji książkowych, ani grubej teczki z dokonaniami, więc musimy się uczyć. Fandomowa specyfika to uwzględnia i daje nam prawdopodobnie jedne z najlepszych narzędzi, by doskonalić warsztat i umiejętności. Więc po prostu ćwiczmy i doskonalmy się, by w przyszłości martwić się kompletnie niepasującymi do tutejszej rzeczywistości standardów. Bo ważne jest, by pisać dobrze (a żadne z zaproponowanych przez tutejszych komentatorów rozwiązań nie pogarszało niczyich zdolności) i stale się doskonalić, a dopiero potem myśleć (ewentualnie) o poważnych rynkach i wydaniach. To nie jest czas ani miejsce na to. Co – ponownie mówiąc – nie zmienia faktu, że niektóre fanfiki są naprawdę znakomite i poziomem przebijają literaturę drukowaną. Pozdrawiam wszystkich! PS: A do niektórych artykułów być może jeszcze się odniosę. EDIT: Post odbudowany po podziurawieniu. Istnieje niewielkie ryzyko, że zeżarło mi jakieś stwierdzenie, ale chyba wypisałem wszystko co chciałem. Za utrudnienia przepraszam.
  13. Zanim ocenię samego fanfika czas na małą dyskusję światopoglądową: Jak to nie jest oneshot, to ja kurcze nie wiem co nim jest. I fakt, że ma dwa rozdziały nie jest w stanie tego zmienić. To jest tylko siedem stron, kilkanaście minut czytania. Zasada, by uznawać za nieoneshota wszystko to, co jest w jakiś sposób podzielone wydaje mi się bezsensowna. To tylko tak na wstępie, bardziej w sprawach forumowo-tagowych. A sam fanfik? Jakoś tak nagle okazało się, że jednak nie czytałem pierwowzoru, więc od razu poszedłem go nadrobić. Całość jest smutna, to fakt, taka... może przesadziłbym ze słowem "bolesna", ale na pewno ciężka dla kogoś wrażliwego. Niestety nie zmienia to faktu, że ten fanfik mi się nie podoba. A żeby było jeszcze dziwniej, być może dlatego, że najpierw przeczytałem kontynuację, uważam ją za lepszą od pierwowzoru. Nadal najwyżej "dobrą", ale lepszą. Nie powinienem być zbyt gołosłowny, jednak zanim powiem, dlaczego właściwie nie jestem entuzjastą tego fanfika, kilka słów o tłumaczeniu: Jak zwykle – bardzo dobre. Tyle, to jest Dolar, on wie co robi. Akurat mimo tego, że niezbyt podobało mi się to opowiadanie, uważam, że dobrze dobrał obiekt tłumaczenia. Jest o czym dyskutować. Powrót do tematu: Rzeczy, które podobały mi się w tym fanfiku: (w obu częściach) – Jak wspomniałem wyżej, mimo wszystko jest on smutny. Wyrazu uznania dla autora, że udało mu się ten tekst takim uczynić. – Pewna atmosfera niejasności, zwłaszcza w pierwowzorze. Tam czytelnik dowiadywał się rzeczy ze słów Pinkie, tutaj mamy kulisy wszystkiego. To dobry mechanizm, by nie podać wszystkiego wprost, tylko pozwolić odbiorcy wywnioskować smutne, brutalne wręcz informację z niewinnej otoczki. A tutejsze wyjaśnienie, dlaczego stało się tak a nie inaczej... ładnie uzupełnia całość. Jak mówiłem, kontynuacja podoba mi się bardziej niż pierwsza część. – Kreacja Rainbow Dash. Pomijając już fakt, że ta rola niezbyt pasuje mi do akurat tej postaci... tutaj się sprawdziła. Osoba z jednej strony zdecydowana, by postąpić słusznie i dobrze, a z drugiej też delikatna i gotowa zachować minimum pozorów. A wszystko dla dobra przyjaciółki. W takim a nie innym fanfiku sprawdziło się to świetnie, choć przeniesienie tej wizji RD na inny grunt... nie, to nie byłby dobry pomysł. – Długość. Bardzo odpowiednia, zarówno jednej, jak i drugiej części. Idealne podanie sobie jednej, konkretnej dawki żalu. Teraz, co mi się nie podobało: – Pinkie Pie. Uwielbiam tę postać i choć sam miewam problemy z jej kreacją, lubię, by do jej oddawania w fanfikach podchodzić poważnie. Tutaj popełniono horrendalny nietakt – uznano poziom jej inteligencji i rozumienia świata za najwyżej dziecięcy. Problem w tym, że Pinkie łączy w sobie niewinność, chaotyczność, pewny brak zrozumienia rzeczy, które inny uznają za oczywiste z jednoczesnym posiadaniem wiedzy i poznania takiej strony sytuacji, której inni nigdy nie zobaczą. W skrócie – Pinkie nie widzi mnie, widzi inaczej. Mógłbym usłyszeć kontrargument, że to opowiadanie o wyparciu i niemożności zaakceptowania pewnych zbyt przykrych dla nas rzeczy, dlatego taka a nie inna wizja bohaterki jest bardzo potrzebna. Uważam jednak, że nie tylko można było to zrobić lepiej, ale nawet trzeba było. O ile przyjemniej oglądałoby się wyparcie dojrzałej Pinkie, która zdaje sobie sprawę z pewnych rzeczy, ale zwyczajnie nie chcę tego zrozumieć i zaakceptować, mniej dziecinnej, bardziej dojrzałej w chaotyczny sposób. A jak ktoś chciał zachować taką a nie inną formę, mógł faktycznie napisać opowiadanie o jakimś małym źrebaku. – Wszystkie pozostałe postacie w fanfiku z wyjątkiem Rainbow Dash. Zwłaszcza Twilight i pani Cake. Och, naprawdę, jeśli kucyki wiedzą, jaka jest Pinkie (a tutaj ciągle mam wrażenie, jakby one znały właśnie tę serialową, nie wizję autora), to powinny coś z tym zrobić, najdelikatniej, jak tylko są w stanie. Czy w tym fiku tylko i wyłącznie Rainbow Dash ma i dobrą wolę i pomysł na działanie jednocześnie? Jak dla mnie ktoś tu mocno się pogubił w tym, co chce przedstawiać. No i nie mogę pozbyć się wrażenia, że ktoś tu chciał osiągnąć tragedię kosztem kreacji, zamiast postarać się wymyślić coś lepszego. – Ostatnia rzecz to stwierdzenie faktu, być może nawet nie wada. Tekst używa najprostszej, najbardziej typowej sztuczki jaką tylko może, by osiągnąć nasze łzy – mówi o utracie kogoś bliskiego dla nas, do tego znowu najbardziej typowo, naszego zwierzaka, w najbardziej typowy sposób, bo umarł. Jak mówię, to doskonały i zawsze skuteczny sposób, bo sama tego typu sytuacja jest bardzo smutna i przykra dla każdego z nas, więc łatwo osiągnąć konkretne emocje. I by ktoś nie zrozumiał mnie źle – nie mam nic przeciwko temu, że ktoś pisze teksty na tę modłę i korzystające z tego schematu, wręcz przeciwnie, skoro są skuteczne, czemu tego nie robić? Problem w tym, że tutaj, przy typowym podejściu, wykonanie jest najwyżej porządne, w otoczeniu kilku poważnych dla mnie mankamentów, których w żaden sposób nie rozwiązano. Sam fakt, że po lekturze zamiast po prostu dać się ponieść emocjom, ja zastanawiam się, dlaczego pewnych rzeczy zrobiono za słabo, jest dla mnie znakiem, że coś tu jest nie tak. I ponownie, nie ma tekstów idealnych, ani idealnych kreacji, ani stuprocentowej idealności. Tylko w tym jednym przypadku walory tekstu nie są w stanie zasłonić mi jego niedoróbek. Przykro mi, jednak tak uważam. Cieszę się, że przeczytałem tego fanfika i jego pierwowzór. To nie był stracony czas, nawet jeśli oceniam go jak oceniam. Tak samo cieszę się, że oba zostały przetłumaczone. Polski fandom potrzebuje dobrych [sad]ów. Polecam rzucić okiem na tego fanfika, choć jak wspomniałem, sam nie jestem jego entuzjastą. A gwoli ścisłości nie mam serca z kamienia, też zdarza mi się ronić łzy na smutach. Tutaj... no niestety... Pozdrawiam serdecznie tłumacza, przyszłych i przeszłych czytelników!
  14. Zoameldar: No to Ty też masz obiecane piwo ode mnie, a jak mówi podstawowe prawo stawiania: "Jeśli Ty wisisz komuś piwo i on Tobie pamiętaj – to się nigdy nie zeruje!" Więc na następnym MLK lub kiedyś na ponymeecie warto byłoby udać się gdzieś razem, wypić i ponarzekać na tych mistrzów zorganizowania. Dziękuję serdecznie i życzę powodzenia! No i jeszcze garść uwag: Razem z kilkoma osobami zorganizowaliśmy sobie prowizoryczny sleep room na ostatnim półpiętrze. Wygodniejszy, mniej zatłoczony, odosobniony, najlepszy możliwy. Niestety, chyba nie było już innych takich fajnych miejscówek... A tłok był ogromny, sami VIPowie mówili, że ich pokoje były zatłoczone. Nie mogłem zostać niestety do końca, gdyż zmęczenie tak dało mi się we znaki, że musiałem pognać do domu przespać parę godzin. Szkoda, ale całą noc harcowałem a i poprzednią nie spałem... ludzki organizm ma granicę. I mimo wszystko bawiłem się świetnie. Spotkałem zarówno starych, kozackich znajomych, jak Plothorse, Tomek, Neon, Chemik, Irwin, Dolar, Baffling, Ottonand, Flyghting, Vertigo... Jeśli kogoś pominąłem, bardzo przepraszam, dużo Was. No i paru nowych, jak Imesh czy Psoras. Plus pozdrawiam sympatycznych dyskutantów z prelekcji! Szacun, warto było przyjść dla Was wszystkich. Ach i jedna rzecz. Zastanawia mnie, czy był head-organizator? A nawet jeśli, to czemu nikt nie wie kim on jest? A powinien być, jeden, konkretny człowiek, bo odpowiedzialność musi mieć imię i nazwisko. Wtedy on czuwałby nad resztą i stanowiłby ostatnią egzekutywę. Jak dla mnie przy takich imprezach to niemal konieczne, bo przy równości pionu decyzyjnego może powstać straszliwy chaos. No i oznaczenia wszystkich... przydałoby się coś wyraźniejszego. A planach na drzwiach już mówiłem. No nic... tak czy inaczej było fajnie. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za miłe wrażenia!
  15. Dobra, jako że sytuacja z prelekcjami była odrobinę kłopotliwa, nadszedł czas, bym wyjaśnił parę rzeczy, które może jeszcze nie są jasne. Zoameldar: Pod żadnym pozorem nie winię Cię za to co działo się pod drzwiami, bo i nie mam za co, nie było to Twoją winą, że organizatorzy rozwalili plan, obaj staliśmy się ofiarami ich niekompetencji. Nikt, a już na pewno nie ja, nie ma do Ciebie pretensji o to, że broniłeś swojej prelekcji. Ja byłem miejscami cholernie wkurzony, nawet nie ze względu na mnie, tylko sporej grupy ludzi, którzy przyleźli zgodnie z drukowanym planem posłuchać co mam do powiedzenia, a nie mogli tego zrobić ze względu na pomyłkę z harmonogramem. Po naszym pierwszym szturmie poszedłem na poszukiwanie organizatora, który dopiero wtedy wyjaśnił mi w czym problem. Czemu nie zrobił tego wcześniej? Bo jak to ujął „nie wiedział gdzie jestem ani nie miał do mnie numeru”. No super, choć brzmiało to tak, jakby w ogóle nie próbował czegokolwiek. I jak powiedział Irwin, wystarczyło napisać na drzwiach kartę albo wywiesić plan i to na nim wprowadzić erratę. Czemu tak się nie stało? No cóż… organizacja, a raczej antyorganizacja. Nie powierzyłbym im po tym wszystkim kiosku Ruchu na godzinę, a co dopiero konwentu. Uznałem jego rację i wycofałem się. Z tym, że koleś wyraźnie powiedział nam, że prelekcja oficjalnie zaczyna się o godzinie 18! Tak powiedział! Zebrałem więc tłum po raz drugi i czekaliśmy. Gdy nadszedł czas znowu dokonaliśmy szturmu, po którym (ło… płonęła pode mną podłoga wtedy z gniewu) poszliśmy po organizatorów. Jak mówiłem – nie mieliśmy do Ciebie pretensji o to, że siedzisz tam za długo, tylko o to, że ktoś obiecał nam salę o konkretnej godzinie, a potem puff! Ni ma! A i przyznaję, posypuję głowę popiołem, mogłem pójść do nich od razu, jak tylko znalazłem błąd w planie. Nie zrobiłem tego, bo sądziłem, że ten drukowany jest ważniejszy niż ten w Internecie i widocznie tak ma być. No i obaj się przez to srogo na tym przejechaliśmy No i proszę też, byś postarał się nas zrozumieć. „Koleś stukający teatralnie w zegarek” faktycznie mógł być irytujący (sam miałem zresztą raz taką sytuację, więc wiem, jak to potrafi wkurzyć). Zważ proszę jednak na to, że (zwłaszcza za drugim razem) myśleliśmy, że sala nam się należy ze względu na niedopatrzenie organizatorów. Zdarzały się też przypadki konwentowe (znowu wracam do wspomnień, kiedy to ja stałem się ofiarą), że po prostu następni włazili i przerywali. Nie „stukali teatralnie w zegarek” jak ja, tylko stwierdzali, że mają do tego prawo i po prostu blokowali. Dodam też, że wielu problemów nie byłoby, gdybyś podszedł na chwilę do nas i spróbował nam wytłumaczyć o co chodzi, chociaż w trzech zdaniach. Ja coś próbowałem mówić, Ty próbowałeś, ale przez tę salę nic nie było słychać, a dyszało mi w kark mnóstwo moich przyszłych słuchaczy. I znowu, rozsądna strefa buforowa rozwiązałaby ten problem, tak 10-15 minut przerw między prelekcjami. Ale nie, bo po co, kochani organizatorzy. Więc w ramach krótkiego podsumowania – organizacja dała wiadomo czego i tylko ją należy za to winić. Ja, jak mówiłem, nie widzę tu winy ani swojej, ani Twojej, ani nikogo innego, poza grupą nieodpowiedzialnych panów u góry. Cud, że przy czymś takim konwent się w ogóle udał. Dziękuję i składam przepełnione ironią gratulacje organizatorom!
  16. Zacznę w sposób dość pomocny... Oto link do poradnika na FGE, gdzie cierpliwie wyjaśniono wszystkie zawiłości wstawiania prac na google docs. Przyda Ci się, bo widzę, że próbujesz, a niezbyt sobie z tym radzisz. Proszę bardzo: LINK A teraz o samym fanfiku: Mam mieszane uczucia z przewagą niestety tych negatywnych. Nie spodobał mi się ten fanfik, choć z ulgą stwierdzam, że widziałem już dużo gorsze. Może nie jest to wymarzony debiut, jednak mimo wszystko widzę, że kombinujesz i próbujesz... Prosiłeś o konstruktywną krytykę... No to zium: Strona techniczna boli. Prawie nic nie zostało wykonane dobrze. Jeśli chcesz, by ludzie poważnie odebrali tekst, musisz zadbać o jego wizualność i poprawność. Tutaj wygląda to horrendalnie. Nie dość, że format nie jest typowy i nie pozwala mi zaznaczać błędów, to jeszcze dałeś dziwną czcionkę i nie znasz zasad zapisu dialogów. Trudno, znajdź sobie na forum w głównym dziale poradnik i rzuć okiem. Z samych błędów z góry pomijam interpunkcyjne. Są w ilości dużej, ale przesłaniają je poważne problemy. Bym nie był gołosłowny: – Zapisywanie imion z błędem. "Twilght", "Pinky", "Apple Jack". Udało Ci się zapisać KAŻDE imię w tekście chociaż z jednym błędem. – Drobne literówki i dziwny szyk. Może zaznaczyłbym niektóre, gdyby dało się komentować w tekście. – Brak justowania i jeden wielki chaos. Dlatego pierwsze co powinieneś zrobić, to zdanie po zdaniu, poprawić swój tekst. A potem wstawić go w sposób poprawny, zgodny z poradnikiem. Wtedy to będzie inna para kaloszy. Nie wypowiem się jednak tylko o błędach, skomentuję też fabułę i sposób w jaki piszesz: Na początku myślałem, że będzie to klon "Silent Ponyville" (jeśli nie czytałeś, polecam, przykład na to, że da się pisać świetnego grimdarka), jednak okazało się, że niezupełnie. Sam pomysł na to, by wypuścić z głowy Pinkie masę koszmarów, które siedziały w jej chaotycznym umyśle, nie jest taki zły, jeśli tylko zabierze się za to z sensem i smakiem. Prawdziwą grozę buduje się nie przez masę tortur i krwi, tylko działając na wyobraźnię czytelnika, wymyślnymi opisami, zarówno strasznych, nienaturalnych czynów, jak i tego, co postacie wtedy czuły i myślały. No i warto zmienić rozwiązanie. Nie zostawiaj niczego na "tak po prostu". Twilight postanowiła wypróbować nowy czar i zaprasza Pinkie... Nie jest to aż takie złe, ale inny wstęp bardziej podziałałby na czytelnika, niż "chodź i może coś z tego wyjdzie". Kolejna istotna kwestia – najpotężniejszą bronią w Twoich rękach jest zaskoczenie i niewiedza... Więc dawkuj je zdrowo. Musisz jeszcze wiele ćwiczyć, ale sam pomysł na opowiadanie może wyjść. Przede wszystkim, oprócz strony wizualnej popraw jeszcze ogólną konstrukcję. Nie "krótki opis – wielki blok dialogów – krótki opis – kolejny blok dialogów", staraj się pokazywać wszystko na bieżąco. Nie piszesz sztuki teatralnej, że interesuje nas samo gadanie, tylko opowiadania. Działaj. Jak na razie nie jestem entuzjastą tego opowiadania, jednak gdybyś wziął sobie parę rad do serca, może z tego wyjść coś... znośnego. Doradzam zastanowić się nad tekstem i trochę poprawić. Pomysł może nie jakiś bardzo oryginalny, ale z dużym potencjałem, więc chociażby za ten mogę Cię trochę pochwalić. Pozdrawiam i zachęcam do ciężkich prac nad tekstem!
  17. Opowieść o Szklanej Kuli opublikowana. Zapraszam serdecznie!

  18. Witam wszystkich! Z wielką przyjemnością i nieskrywaną satysfakcją prezentuję Wam mój nowy fanfik: Opowieść o Szklanej Kuli Tym razem publikuję całe opowiadanie, napisane od początku do końca. Jestem dość zadowolony z tego tekstu i, wydaje mi się, dumny. Jednak ostateczne werdykt będzie należał do Was. Całość ma około 50 000 słów i 100 stron. Kilka wyjaśnień tagów: [Adventure] – ponieważ pojawiają się wątki typowej, serialowej przygody... [slice of Life] – ...ale jednak większość fika skupia się na życiu Equestrii i przemyśleniach. [sad] – gdyż dzieje się wiele... niezbyt przyjemnych rzeczy. Nie jestem entuzjastą tego tagu, z mojego punktu widzenia tekst będzie bardziej skłaniał do myślenia, niż wyciskał łzy... jak zawsze jednak to Wy zdecydujecie, czy przyznałem [sad] zasłużenie. [Mystery] – za to ten uwielbiam. Pewne rzeczy będą się stopniowo wyjaśniać, przez większość fika będzie Wam jednak towarzyszyć niewiedza i niewiadoma. No i jeszcze raz dziękuję Bafflingowi za prereading i wszelką pomoc! I Ottonand za wyśmienitą okładkę! Grunt to wsparcie. Krótki opis: Po dość nieprzyjemnym wydarzeniu, Fluttershy dostaje w prezencie szklaną kulę z zatopioną w środku miniaturą Ponyville. Gdy losy jej przyjaciół zdają się toczyć starym torem, żółta klacz szuka odpowiedzi na dręczące ją wątpliwości... Tylko, czy taka odpowiedź w ogóle istnieje? A jeśli tak, jakie straszliwe prawdy musi kryć za sobą. Nadszedł czas, by zmierzyć się ze światem i samą sobą. Wszystko się zmieni... albo właśnie pozostanie takim samym. A szklane kule dziwnym trafem mają w sobie coś urzekającego. Zapraszam: Prolog Część I Część II Część III Część IV Część V Część VI – Epilog Pozdrawiam, zapraszam i z góry dziękuję za uwagę! Epic:10/10 Legendary: 12/50
  19. Dzisiaj rzucę na forum mój nowy fanfik. Za kilka godzin "Opowieść o Szklanej Kuli" powinna być już dostępna, jak tylko skończę z poprawkami. Serdecznie Zapraszam!

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [2 więcej]
    2. OttonandPooky

      OttonandPooky

      Już całość jest napisana? :o

    3. Niklas

      Niklas

      Czy ten fic jest tl;dr?

    4. Alberich

      Alberich

      Już całość... i jest TL DR :D ciut ponad 50 000 słów, 100 stron.

  20. Czekałem i czekałem, jakoś tak nie komentując tego fanfika. Ale to już ten moment, kiedy trzeba! Oto Baffling ukończył swoje pierwsze opowiadanie (choć przy 100 000 słów lepsze byłoby już słowo "powieść"). To niesamowity moment w życiu pisarza, który zasługuje na celebrację. Dlatego i ja dołączę się i powiem kilka słów. Jestem... a raczej byłem prereaderem "Reliktu". Od początku śledziłem zmiany i postęp historii, nie znając jednak wszystkich ukrytych niuansów i pułapek. Powoli przyglądałem się, w którą stronę zmierzały wydarzenia. Raz akceptowałem ten kierunek bardziej, innym razem mniej, jednak ogólnie aprobowałem to, co działo się w tym opowiadaniu. Jako, że jestem z nim związany nie będę się bawił w recenzję, w której i tak nie umiałbym zachować ani grama obiektywizmu, po prostu wypiszę wszystkie plusy i ciepną zasłużonym głosem na EPIC, tak będzie najsłuszniej. W takim razie: dlaczego Relikt jest naprawdę dobrym fanfikiem? Przede wszystkim napędzają go dwie wyjątkowo udane kreacje bohaterów. Pinkie Pie w wykonaniu Bafflinga to mistrzostwo, zachowanie jej pełnej skuteczności w połączeniu z masą znanego z serialu randomu. Ta wizja różowej klaczy perfekcyjnie łączy absurdalne momenty z ciągłym podążaniem trasą fabuły, nie tylko nie niszcząc jej, co samo w sobie już jest bardzo trudne, ale nawet popychając. Jeśli ktoś lubi tę postać, w tym fiku nie poczuje się zawiedziony. Druga Twilight, która jest tu najbardziej dynamiczną i głęboką postacią, wyraźnie widać, że to przede wszystkim jej historia. Ze swoim sceptycznym podejściem i ciągłymi wątpliwościami wyraźnie kontrastuje z chaotyczną Pinkie. Choć występują tu wszystkie kucyki z głównej szóstki, to właśnie ta dwójka naprawdę pokazuje nam, czym jest udana kreacja. Twi pokazuje nam też ciężki problem – jak trudnym momentem jest ten czas, gdy ktoś, kto jest dla nas autorytetem, blaknie na naszych oczach i pogrąża się. Jak wiele da się usprawiedliwić...? I jak wiele da się rzucić oskarżeń...? Kolejna rzecz to fabuła, która jest naprawdę solidnie przemyślana i zbudowana w przyjemny dla odbiorcy sposób. Pewne rzeczy da się łatwo przewidzieć, przez co ma się jakieś pojęcie, w którą stronę zmierza fanfik, inne są trudne, ale też możliwe do odgadnięcia, przez co mamy cenną satysfakcję, a ostatnie zaskakują mimo wszystko. Jak dla mnie swoją pełną moc to opowiadanie pokazało w trzech ostatnich rozdziałach, gdy dopiero odkryto karty. Oprócz tego konstrukcja sprzyja zadawaniu pytań, które autor delikatnie nam sugeruje. To cenna rzecz w tekście, gdy patrzymy na niego i próbujemy odgadnąć, w którą stronę idzie. Jednym z powodów, dla którego jest to w ogóle możliwe, jest fakt, że jednak choć trochę zależy nam na bohaterach. A zakończenie... udane i takie, jakie powinno być. Tekst pod lekką, przygodową formą, nie popadając w żadne skrajności, przesyła też trochę problemów i treści, nad którymi warto się namyślić nie ze względu na fabułę, ale... po prostu. Jak to ująłem wczoraj z Bafflingiem, daleko mu do "neutralności światopoglądowej". Nie ma się jednak obaw, że próbuje nas moralizować lub nawracać na siłę, zostało to zrobione wyjątkowo nienachalnie. Wracając znów do fabuły, najdoskonalszy był chyba twist... Nie będę spoilował, ale ostatnie rzeczy z ostatniego rozdziału idealnie dopełniły obrazu. Nie bez powodu ten fik nazywa się "Relikt". Teraz już nie o samym opowiadaniu, tylko o tym, co uważam za najlepsze. To jest debiut, pierwszy długi tekst Bafflinga. Naprawdę fajnie zacznie się teraz, gdy wzbogacony o doświadczenie i nowe umiejętności, będzie tworzył dalej. Jestem przekonany, że dopiero zobaczymy, co naprawdę potrafi i to już niebawem. Mam nadzieję, że to wystarczy jako uzasadnienie. Myk, myk, myk, myk, Epic, alegancja Francja, Dawidy Bankowe. Zachęcam wszystkich do czytania i składam serdeczne gratulacje autorowi. Pozdrawiam serdecznie każdego w temacie!
  21. Dobra, ja też wtrącę parę słów od siebie. Przeczytałem "Klacz w czerwonym kapeluszu" i dawno nie miałem tak sprzecznych uczuć. Nagromadziło się tego w cholerę i trochę, dlatego postaram się to zgrabnie wypisać: To opowiadanie jest dobre, naprawdę. To opowiadanie mi się nie podoba. Nie lubię komentować opowiadań, które uważam za dobre, a które mi się nie podobają, bo to trudne. W dodatku to jeszcze Madeleine jest autorką... nosz... Skoro ogólnikową część mamy za sobą, mogę przejść do właściwej treści komentarza, czyli opowiedzieć co myślę o utworze... No cóż... Tylko pobieżnie rzuciłem okiem na komentarze u góry, ale z tego co widziałem wszyscy słusznie chwalą Cię za styl. Yup, jest za co, bowiem napisane jest to świetnym piórem (beznadziejna przenośnia, coś jak gotowanie wspaniałych obiadów drogimi garnkami). W sumie jest dobre właśnie dlatego i dlatego warto je było czytać, bo dobór słów, opisów i ogólnie wszystkiego jest... bardzo ładny. Czapki z głów, od dawna uważam, że jeden z bardziej miarodajnych wyznaczników umiejętności autora jest jego styl, więc... Wyznacznik Twoich umiejętności jest... gdybym powiedział "wysoki", to tak jakbym stwierdził, że spirytus to troszkę mocniejszy alkohol (a nie jestem Rosjaninem!) Naprawdę, wyrazy szacunku z mojej strony. Ale... hyh... No właśnie. Jeden mankament, ale to znowu prawdopodobnie kwestia gustów. Nie jestem wielbicielem narracji drugoosobowej. To trochę tak, jakby tekst miał sugerować mi, że to mogłem być ja. Rozumiem – spotęgowanie emocji. Rozumiem – zwiększenie zaskoczenie puentą. Rozumiem – że dodaje to pewnej tragedii, poczucia wewnętrznego głosu. Wszystko to rozumiem. Przy tym jednak tekst skakał tym, do kogo się zwraca drugoosobową narracją, przez co czułem się miejscami skonfundowany. Nie lubię tej narracji – to tylko gusta (wolę uprzedzić)... No i trzecia rzecz... Problem w tym, że ta narracja traktuję mnie, odbiorcę tego opowiadania w takim sposób, bym bardziej umiał wyobrazić sobie tę sytuację. Ja, jako ja, czułbym większą tragedię, gdybym widział to z perspektywy osoby trzeciej. Leżącą na ziemi, zbrukaną klacz o ciężkich wewnętrznych dylematach, obraz nędzy i rozpaczy. Tekst jednak sugeruje, że to ja mam się tak poczuć. No właśnie, problem w tym, że ja nie jestem w stanie poczuć się jak czująca rozterki miłosne, nieskończenie poniżona kobieta (to określenie nawet bardziej mi pasuje niż klacz). Nie chodzi tu nawet o brak empatii, gdyż tej, stety lub niestety, mi nie brakuje. Po prostu nie umiem tak sobie ustalić myślenia, zmienić paradygmatu, by poczuć tę tragedię jako osobistą, poczuć niespełnioną miłość do kogoś, kto wydaje się wrakiem, zrozumieć, jak to jest przeżyć coś tak potwornego. Choćbym się starał, to raczej nie do obejścia... Szkoda... chyba... Pod żadnym pozorem nie jest to nic dyskwalifikującego opowiadanie, jak napisałem wyżej, rozumiem ten zabieg i nawet trochę podziwiam... Ale wybitnie pode mnie nie trafił. Zastanawiam się, jak wielu potencjalnych odbiorców zareagowało tak samo... Na nieszczęście uważam, że różnice między pisanymi przez kobiety i przez mężczyzn opowiadaniami są... Mało tego, nawet je widać. Broń Panie Boże Królu Wieczysty na Wysokości nie mówię, że któraś strona piszę lepiej lub gorzej... na pewno inaczej. Fabuła... Skromna i skupiona przede wszystkim na emocjach, jednak z puentą i solidnym zaskoczeniem. Nie mam się do czego przyczepić, jak na "króciznę" sześciostronną, to znakomity wynik. Nie uważam, że opowiadanie powinno być dłuższe, jak dla mnie taki stan ilościowy dodaje mu gwałtowności... Niezręczne słowo... ojć... Solidna robota. To jeszcze pozwolę sobie ponarzekać w dwóch sprawach: Raz: znowu subiektywizm, że sedno niegodziwości tego opowiadania zostało przedstawione tak mocno, dosadnie i skutecznie, że udało mu się mnie poruszyć, niestety akurat od tej strony, od której nie lubię być poruszany. Na moje nieszczęście mam mimowolne, paskudnie purytańskie podejście, przez co nie lubię czytać o niektórych rzeczach. Tak, zrobiłaś tutaj coś tak dobrze, że udało Ci się uderzyć bezpośrednio w moją najmniej opancerzoną stronę. Nie sposób tego nie szanować, dlatego uważam to akurat za dobre zagranie, po to są takie wątki, by ich w opowiadaniach umiejętnie używać. A że Alberichy nie lubią, no to trudno. Dwa... to bardziej drobiazg, ale tekst dla mnie zyskałby, gdyby opowiadał o ludziach, a nie kucykach. Owszem, straciłby, bo nie mielibyśmy gotowych postaci (spoiler), no i nie znalazłoby się na tym forum, co też byłoby smutne. Jednak suknie, wyjątkowo "ludzka" zła strona, alkohol... Postaci i pewien kontrast między słodyczą świata kucyków wydają mi się jedynym przeciwwskazaniem, by tego tekstu kompletnie nie zhumanizować. Takie jest moje zdanie. Teraz pewnie wszyscy już rozumieją, dlaczego czułem mieszane uczucia. Opowiadanie jest dobre, napisane bajecznym wręcz stylem, ale przy tym do bólu wręcz niealberichowe i zawierające parę mankamentów. Tak czy inaczej – wyrazy podziwu za kolejny dobry tekst, który napisałaś. I do zobaczenia pod następnym, gdy być może szczęście dopisze nam obojgu bardziej, a samo opowiadanie będzie bardziej wcelowane we mnie jako docelowego odbiorcę. Bo powiem – gdybym w literackiej kolekcji Twojego autorstwa znalazł coś takiego, moglibyście kupować chryzantemy złociste na mój pogrzeb, bo oto Alb umiera ze szczęścia, miejmy nadzieję, że po lekturze. Pozdrawiam, dziękuję za wspaniałą lekturę i przepraszam za gderliwość! PS: (EDIT) Włączył mi się niestety tryb autopromocji. Daję linka o podobnej tematyce, jest tam coś mojego, dla odmiany pisanego liryką. Ciach
  22. Akurat ja swój głos dałem kiedyś na FGE, dlatego nie mam za bardzo ochoty się powtarzać. Powiem tylko, że to opowiadanie jest naprawdę bardzo dobre, wręcz świetne. Rzecz jasna ma swoje słabsze momenty, takie jak zakończenie, którego chyba sam autor nie rozumie, odrobinę przynudzająca część na tej ekspedycji i parę innych naprawdę dobrych rzeczy... ale to jest, cholera, nic, bo opowiadanie i tak jest świetne. Mogłem się dzień przed finałem filozoficznej uczyć albo czytać Ostatnią rzecz... Wybrałem Ostatnią rzecz. Ale muszę jednak odrobinę się naprodukować, bo i głos na EPIC trzeba oddać! Oto moje uzasadnienie: – Nie jestem fanem Biur Adaptacyjnych, a to opowiadanie mi się podobało. Jeśli wszystkie Biura wyglądałyby jak to, to klękajcie narody. Tak się właśnie pisze teksty z dojrzałą problematyką i zaawansowaną kreacją. – Wykreowani od podstaw bohaterowie, którzy są dość wiarygodni. Może zgrzytali miejscami, ale co tam, przez resztę tekstu byli w porządku. Autor ani razu nie szedł na łatwiznę, za co należy się mu szacunek. – Chyba najważniejsza cecha, to opowiadanie mnie zainteresowało. Wciągnęło mnie tak, że przeczytałem je jednym tchem, a to już jest niesamowicie rzadkie. Dla mnie tylko ten punkt byłby uzasadnieniem... – Ogólny sposób pisania jest bardzo przyjemny dla oka i nie męczy. Minęło sporo czasu odkąd to czytałem, ale pamiętam, że naprawdę podobał mi się styl. Kolejny powód, by nagrodzić tego fika epikiem. No, tyle, powinno wystarczyć. Pozdrawiam autora, a czytelników zapraszam do nadrobienia zaległości!
  23. Historia uczy nas tylko tego, że historia nas nie uczy... Dzieją się tu rzeczy dziwne... Kolejny fanfik Poreta, tym razem zapowiedziany wcześniej... Prawdę powiedziawszy nie miałem specjalnych wymagań, więc i nie mogłem się rozczarować. Zdecydowałem się rzucić okiem raczej po to, by móc potem to stosownie skomentować. Być może moje działania to walka z wiatrakami, ale w tym wirze nieracjonalności towarzyszącemu fikowi, to chyba bez znaczenia. A co do samego tekstu: Jak wiele musi się zmienić, by wszystko pozostało takie samo... Trochę ponad osiem stron opowiadania. O dziwo chyba pierwszy raz w historii ładnego wizualnie. Widać wyraźnie wsparcie techniczne i masę włożonej w to pracy, na nieszczęście może nie samego pisarza, ale ekipy pomocniczej. Nicki które widzimy w spisie są solidne, choć niektórych nie rozumiem, dlaczego poświęcają swój talent i umiejętności. To jest właśnie wielki problem tego wsparcia. Masa pisarzy, czy to początkujących, czy zaawansowanych może się nigdy takowego nie doczekać, nawet jeśli umiejętnościami przewyższają autora. Rzecz jasna nie jest to wina Poreta, ani prawdopodobnie nikogo konkretnego, ale jednak daje do myślenia. Ja rozumiem, że każdy może zasługiwać na pomoc, doceniam wkład każdego i nie minimalizuję go, ale pragnę zauważyć, że jest masa dobrych twórców z potencjałem, którzy takiego składu "polepszaczy" nigdy się nie doczekają. A szkoda, bo powinni. Teraz mała opinia o samym fiku, zanim przejdę do dalszych przemyśleń na temat natury naszego pisarskiego świata. Na początek tejże niewielki wykładzik. Temat – metafizyka Arystotelesa, a raczej jedna jej rzecz. Samemu autorowi wspomnę, że przez Świętego Tomasza stała się ona pośrednio jedną z doktryn teologii chrześcijańskiej, wiec warto rzucić okiem. Według Arystotelesa sens rzeczy zawiera się w niej samej, a każda "istota" ma zasadnicze dwie cechy składowe: materię i formę. Materia jest stała i niezmienna, może jedynie być przemieszczana, forma zaś może być w każdej chwili nadana, odebrana lub zmieniona. W ten właśnie sposób każda istota definiuje samą siebie: z materii, z której jest zrobiona oraz z posiadanej formy. No dobra, to mogło być zbędne, dodałem ten fragment tylko dla efektu... Do czego zmierzam... Widzisz, Poret, forma fika zmienia się na lepsze. Jest sformatowany, poprawiony, coraz schludniejszy i odrobinę składniej napisany. Teraz rzut spojrzenia na wygląd dowolnego fragmentu nie pozwoliłby mi stwierdzić, że to ten sam autor co dwóch poprzednich fików, Najpiękniejszej i Anioła. Uznanie dla Ciebie i Twojej ekipy, że tak to poukładaliście. A co boli? To że materia tego fika wcale się nie zmieniła. To na dobrą sprawę niemal identyczna opowieść, o człowieku-kucyku, niechęci do naszego świata i tęsknoty do kucyków. Ciągle powielasz te same schematy, swoją drogą dość kiepskie. Co więcej, niektóre są już tak wyświechtane i takie częste, że po prostu powtórzenie ich w tej formie mija się z celem. Dostajemy treść przewidywalną, nudną i denerwującą. Fakt, zmieniłeś formę, co poprawiło odbiór wizualny, ale nie uratowałeś tekstu. Nie uratujesz go, bo ciągle piszesz to samo, tylko inaczej. Przykro mi, ale taka jest bolesna prawda. Naprawdę Twoich fanfików trzeba zacząć nie od poprawiania ich, tylko od wymyślenia od podstaw czegoś świeżego i dobrego. Dalej – usłyszałem kiedyś bardzo cenną opinię na temat twórczości literackiej jako takiej. Według tej opinii, autor kończy się wtedy, gdy popada a w rutynę i wtórność, to jest zaczyna sam siebie powielać. Lepiej gorzej, zmieniając statystów i dekoracje... ale to to samo, cały czas. Materia nie uległa zmianie. Byłoby lepiej dla Ciebie i wszystkich innych, byś zaczął od nowa nie tylko poprzez stworzenie nowego dokumentu, ale napisanie opowiadania innego, łącznie z innym pomysłem i innymi realiami.. Cały czas powielasz jedną ideę, skądinąd słabą. Wierz mi, że opowiadanie na przykład bez ludzi, wymyślone inaczej i w inny sposób prowadzone nie powodowałoby ataków na Ciebie. Sam sobie szkodzisz w ten sposób, bo ludzie widzą, że usiłujesz im sprzedać to samo. A większość nie chce tego kupić. A sam tekst... cóż... Jest lepszy od Anioła i Najpiękniejszej, tu nie ma wątpliwości. Ten prolog to nic wielkiego, ale da się go przeboleć. Nawet jednak w tak małej ilości tekstu nie uniknąłeś podstawowych błędów i niedociągnięć, nawet nie takich jak "za mało opisów" czy "kolejny smutny brony". Spróbuję podać trochę konkretów: – Rozpoczęcie opowiadania od pokazania nienawiści do bohatera. By ktokolwiek odczuwał do niego współczucie, musiałby go chociaż trochę znać i polubić. Teraz jakaś osoba "roni łzy" bo jest wyśmiewana i wyszydzana, ale to ciągle przypadkowa osoba, której jeszcze nie znam. Nie wspominam już nawet o infantylności tego, szkolne okrucieństwo często jest źródłem sztampy. – "Powiedziałem z uśmiechem". Ja wiem, że uśmiech jest emocją uniwersalną i sam nawet czasami potrafię przedawkować używanie tego sformułowania. Ale tutaj to nie przedawkowanie, to zalanie naparstka miodu wiadrem dziegciu. Oni nie wyrażają innych emocji w rozmowie, tylko się uśmiechają. Do tego ciągle tym samym wyrażeniem "z uśmiechem". Kolejny raz patrzę na to krzywiąc się. Z uśmiechem politowania. – Łobuzy, dresy, chuligani. Ała... Oni nie mają żadnych motywów? Szydzą dla samego szyderstwa? To jak skopiowanie najtandetniejszych filmów amerykańskich. Ja rozumiem, że to szkoła i ona się wymyka naszemu rozumowanie, sam miałem do czynienia z elementami niegodnymi społeczeństwa, ale takich cudów... I nawet jeśli tak faktycznie jest, w literaturze wygląda to fatalnie. Dresy nie mają polotu, humory, są tylko paczką wredności i słownego okrucieństwa. Tak nie powinno być. – Pojawienie się ulubionego kucyka i przyjęcie jego obecności na wiarę jest takie... takie... nawet nie mam siły tego komentować... – Nie dość, że pojawienie się Cadence było zbyt nagłe, zbyt szybkie i bez żadnego przygotowania, to jeszcze jej wyjaśnienia i reakcją są nie do końca naturalne, a zbyt wiele rzeczy jest przyjmowanych na wiarę. Dla fanfika dobrze jest, by czytelnik chociaż trochę w niego uwierzył, ale w tym przypadku nie sposób. – Spotkanie z łotrem... Trudno się dziwić, że jej plan się powiódł, jak po wyjawieniu swojej niechęci i tak została dopuszczona do źrebaka. Cadence może sobie mówić, że gdyby wiedziała... I tak by ją dopuściła. – Plan przekazania źrebaka do świata ludzi. Jeszcze wciśnięcie tam kucyków jako ingerencji tamtego świata. Bardzo lubię jakieś "magiczne" genezy MLP, ale pomysłowe, a nie na hop-siup. Ani razu nie zobaczyliśmy nuty finezji, czegoś, co nadałoby całości autentyczności i pokazałoby nam, że autor ma pomysł. Jakiegokolwiek drobiazgu lub słodyczy... Brak, jakby wszystko pisane było podług schematu, kropka w kropkę. – Wrzucenie tam R34... Ała, podglądany... Jego matka, której nie widział osiemnaście lat i na którą na dobrą sprawę mógłby być nawet wściekły, po prostu rzuca dowcipy o "oglądaniu klaczy". Nie, nie akceptuję tego, dlaczego już na wstępie musisz pisać o tak kontrowersyjnym temacie? Opowiadanie, przyznam, nie jest już tak jadące po badzie jak anioł, ale zapewniam Cię, że wątek cloperstwa mogłeś z korzyścią dla tekstu przesunąć w czasie lub usunąć na amen. Może to jednak subiektywizm i moja osobista niechęć do tej części "kucykowania"? – I zarzut czołowy, którym zamknę tę wyliczankę: Pojawianie się problemów, które faktycznie mogą być poważne i ożywić fika, a potem lekką ręką deptanie ich. Tak, to jest złe, to jest chyba najgorsza rzecz. Myk, zastanawia się, kim będzie i zauważa, że nie chciałby raczej być źrebakiem. Jak to się rozwiąże, kim Mateusz stanie się jako kucyk? Czy to będzie naszym problemem? Gdzie tam! Przecież "jakoś to będzie". Zaraz potem zastanawia się czy jego rodzice ze świata ludzi nie zauważą jego zniknięcia. Ojć... Pechowa sprawa, pewnie będzie miał wyrzuty, świat ludzi będzie go szukał, prasę obiegną artykuły o jego znik... NOOOPE! Po co? Lepiej powiedzieć, że świat zostanie dostosowany (atak astmy od alergii na ten motyw... ała) a on wymazany z pamięci ludzi. Czy pomyślał choć przez chwilę o swoim koledze, któremu moc urządzi pranie mózgu, o tym sympatycznym panu Tomku? Nie pomyślał. Nikt o tym nie wspomniał, kolejny problem i potencjalny motyw zabity. Nikt tu nie rozwiązuje problemów, one znikają same! Tym samym kończę rozważania o "Księciu". Forma jest lepsza o niebiosa niż poprzednie teksty, ale to ciągle ten sam poziom całej reszty. Ulepiłeś nowość, ale z tego samego tworzywa co na początku. Przykro mi, ale ja tego fanfika fanem nie zostanę. I naprawdę dziwię się Poretowi, że ciągle wchodzi do tej samej rzeki. Ja już nawet nie mówię, że masz nie pisać, bo każdy może być autorem opowiadań (choć nie każdy powinien, oj nie każdy). Tylko obiecałeś nam, że tym razem będzie dobrze, a masa zainwestowanego w Ciebie czasu i zaangażowania doprowadziła tylko do tego, że Książę ma ładniejszą otoczkę, opowiadanie i formę. To nie forma jednak stanowi tu problem, tylko beznadziejny pomysł, którego w ten sposób nie jesteś w stanie uratować, mało tego, nie próbujesz. Dlatego ja doradzam zacząć jeszcze raz i nie tylko napisać fanfika od nowa, ale też go wymyślić. Mam wrażenie, że próbujesz coś poprawiać, inni Ci w tym pomagają, działasz, idziesz do przodu. To dobrze. Ale to mało, niestety, jeśli nie robisz tego z głową, zaprzepaścisz to, co już widać po komentarzach. Ludzie ciągle się krzywią, bo widzą, że zmienia się nie to co powinno. W każdym razie ja dalej Księcia czytał nie będę, chyba że ktoś da mi dobry powód. Gratuluję poprawek, wyrażam niezadowolenie, że dało to mniej niż powinno, trochę przykro mi, że wielu lepszych pisarzy nie doczeka się nigdy takiego wsparcia. Tak czy inaczej, ten fanfik mojej aprobaty nie zdobył. Pozdrawiam i dziękuję za poprawki, jakiekolwiek by nie były.
  24. Mnie też się podobało. Może nie tak, bym umarł z zachwytu, może nie tak, bym jakość specjalnie zapamiętał ten tekst, ale jednak jestem zadowolony z lektury. A skoro już tu jestem... poświęcę chwilę, by rozpisać swoje wrażenia. Strona techniczna... Ok, poza tymi dwoma czy trzema komentarzami. Czasami zdarzały się powtórzenia, ale nie w takiej ilości, by utrudnić mi lekturę, tak czy inaczej polecam przeczytać tekst jeszcze raz i trochę ich wyłapać. Druga sprawa - interpunkcja. Jak dla mnie, przecinków jest za dużo, nie jestem pod tym względem ekspertem (więc i nie zaznaczałem tego w tekście), ale część przecinków postawiona jest zdecydowanie na wyrost, co w pewien sposób spowalnia tekst. Dobrze byłoby zająć się tym, tak samo jak kilkoma powtórzeniami. Styl... Wydaje mi się być dobry i wyćwiczony, co jak co, ale wiem, że to nie jest Twój debiut. Nie będę go oceniał, bo po prostu chyba nie był dopasowany do mnie, a i to nie całkiem... Po prostu w pewnych momentach tekst szedł leciutko, w innych jakoś mozolnie i nie do końca jasno. Nie mam pojęcia czym byłoby to spowodowane i od razu mówię – nie przejmuj się tym, to chyba po prostu kwestia mnie jako czytelnika, że niektóre rzeczy gorzej idą mi w lekturze. Fabularnie porządnie, mimo małej ilości stron udało się coś zarysować, przykuć uwagę czytelnika i przedstawić jakąś wizję, nawet całkiem ujmującą. Ostatnia strona i zakończenie jest moim zdaniem najmocniejszą stroną tekstu. Kipi emocjami i pewnego rodzaju niewymuszoną grozą, naprawdę, wielki szacunek. To był ten moment tekstu, kiedy z uznaniem pokiwałem głową – świetna robota! W ogóle podobała mi się jakaś taka lekkość przekazania ciężkich odczuć. No i nie byłbym sobą, gdybym nie podzielił się czymś, co dla mnie było mankamentem. Chyba nie do końca zrozumiałem o co chodzi z Minstrelami Śmierci, może gdybym przeczytał całość drugi raz bardziej wnikliwie, byłbym w stanie... a teraz z jakiegoś powodu wydaje mi się to nielogiczne i niekompletne. Nie jest to jednak nic takiego, co zabiłoby ten tekst, po prostu lubię w pełni rozumieć, z czym mam do czynienia, a tu... nie umiem tego do końca rozgryźć. Tak czy inaczej – dobry short. Polecam i dziękuję za dobrą lekturę. Pozdrawiam ciepło i strzeż się podmieńców! PS: A i ja poczyniłem tłumaczenie piosenki. Gdy Dolar skupiał się na rytmice, ja spróbowałem połączyć zachowanie rytmu z rymami. Wyszło co wyszło:
  25. aTOM: Dziękuję za kolejną opinię. Kto by przypuszczał, że odrobina archeologii da tyle komentarzy... I tak - limity są złe. A z tym bywa problematycznie. Zaciąłem się gdzieś na 10 stronie opowiadania o Rainbow Dash, chyba minie trochę czasu, zanim to przezwyciężę. Do tego wszystkiego mam trochę innych rzeczy do pisania, a to oddałem rozdział Chwały, a to tworzę sobie jeszcze inne opowiadania (kiedyś one wszystkie wyjdą). Zapewniam natomiast, że to za co zabieram się teraz, w moim mniemaniu jest na tyle dobre, że wynagrodzi Wam wszelkie niedogodności. Tak czy inaczej serdecznie dziękuję za zainteresowanie i masę osób czekających opowiadań i rozdziałów. Serce rośnie. Pozdrawiam wesoło! (już mi się kończą pozdrowienia)
×
×
  • Utwórz nowe...