Skocz do zawartości

Alberich

Brony
  • Zawartość

    164
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez Alberich

  1. Och, Madeleine, dlaczego Twoje komentarze czyta się tak dobrze...? I tak Irwinowi mogę podziękować za bycie górnikiem roku i wręczyć mu honorową złotą łopatę, bo jego działanie przyniosło dla mnie wiele dobrego. A co do Twojego komentarza, pozwolę sobie rozwinąć swoją myśl: Pomysł miał zostać w przyszłości rozwinięty, miałem na ten świat więcej myśli, to było specyficzne preludium, drobny wycinek. Ciężko mówić o "fabule" w opowiadaniu, które ma ledwie niecałe 1500 słów, dlatego słowo "pomysł" jest tu bardziej wskazane. To jak mówię, był konkursowy obraz, krótka forma, która nie zmieściła się w nieludzkim limicie 800 słów (poważnie, miałem ochotę wypatroszyć człowieka, który ten limit wprowadził). Mieć potencjał chyba miał, ale jak to zwykle ze mną bywa, poniosły mnie inne pomysły, więc uniwersum Białej Pani leży zamrożone. Może kiedyś...? Niestety, nie zawsze jest u mnie tak kolorowo z postaciami (czasem jednak zdarzają mi się gorsze wyniki mojej pracy), ale z tych tutaj jestem jednak zadowolony. Sam fakt, że udało mi się nakreślić dwie zupełnie inne osoby na tak małej ilości stron już jest pewnym powodem do dumy. A czy Rarity jest postacią jednoznacznie negatywną? Nie wiadomo (tak, jestem bezczelny). Nie znamy jej myśli, wiemy tylko, jak bardzo musiała dostosować się do nowego świata. Zostawiam tutaj wolną interpretację czytelnikowi, ktoś może ocenić ją jako "zagubioną", ktoś inny jako "nikczemną". Jako że kontynuacja raczej nie pojawi się szybko, o ile się w ogóle pojawi, każda wizja może być prawdziwa. A Abyss to taki romantyk, żywcem wycięty z tamtej epoki, najbardziej pasował do opowiadania. Towarzysz Zwycięzca? Biorąc pod uwagę jak skończył, raczej Towarzysz Przegrany. A "Rok 1984" Orwella to jedna z moich ulubionych książek, o ile nie ulubiona. Kłaniam się i dziękuję za takie miłe nawiązanie. W ogóle nadzwyczaj lubuję się w antyutopiach, gdyż wyjątkowo dają mi do myślenia. A co do rzeczy średnich: Limit po prostu zabija opowiadanie. Mogłem postarać się bardziej i wymyślić inne zakończenie, ale... Ale jednak to wydaje mi się najbardziej prawdopodobne i kompletne, poza tym zostawiło niedomówienie, pytanie o to, jaka właściwie jest Rarity. A nuż czytelnicy będą się nad tym chociaż przez kilka chwil zastanawiać. Mimo wszystko dobrze, że podpis "Alberich" występuje też pod średnimi fikami, mam przynajmniej wiedzę, jak bardzo zmienia się mój styl, jak szeroki jest wachlarz moich możliwości, jak cały czas muszę nad sobą pracować. Doszedłem też do wniosku, że raczej daruję sobie konkursy z limitami, bo powodują u mnie duże nerwy. Pozdrawiam najcieplej jak potrafię! PS: Jeszcze na zakończenie pochwalę się, że mam coś dużego. Wpadłem na taki pomysł na opowiadanie, który mnie samego aż potrząsł. Już wkrótce można wypatrywać kolejnego, ciut dłuższego tekstu. O ile tylko uda mi się przelać na papier moją wizję, co samo w sobie łatwe nie będzie, może powstać coś niezwykłego. Już niebawem...
  2. Nowy rozdział Chwały ukazał się krócej niż rok po poprzednim - wielki sukces! Zapraszam do lektury!

    1. Niklas

      Niklas

      CHAŁWA!

      A już myślałem, że umrzyłeś :P

    2. Discordia

      Discordia

      CHAŁWA ZA CHWAŁĘ!

  3. Z niewielkim, znajdującym się w granicach błędu statystycznego poślizgiem czasowym, wrzucam nowy rozdział Chwały. Ostrzegam pokornie, że nie widział jeszcze korekty, dlatego mogło zostać w nim sporo błędów, które zostaną na bieżąco poprawione. W razie czego zostawiam włączone komentarze. Zapraszam wszystkich do czytania i dziękuję za stałe zainteresowanie! Rozdział VI Pozdrawiam swoich czytelników i kłaniam się nisko!
  4. Raz na wozie raz pod wozem! Tym razem bez trofeum, ale nic to, wyraźny znak, że trzeba trochę poćwiczyć i na przyszłość bardziej się przyłożyć. Tak czy inaczej muszę przyznać - poziom konkursu baaardzo wygórowany w tej edycji, dlatego tym bardziej gratuluję zwycięzcom. Pozdrawiam wszystkich i życzę powodzenia w następnych edycjach!
  5. Właśnie, bezczelnie podbiję fika, który mi się podobał, a co! Mogę, bo ktoś inny już komentował. Z czystym sumieniem oddaję pierwszy głos na [Epic]. Tekst trudny, tekst ciężki, styl męczący... ale jednak jestem zadowolony, że go przeczytałem, bo jest dobry. O tak, bardzo dobry! Wizja historii, specyficzny pojedynek idei, który toczył się przez tysiąclecia, ponadprzeciętne przeplatanie się wątków, wszystko to sprawia, że mimo ww. trudności, warto czytać Światło pośród mroku. Bo jest bardzo dobre. Ten fanfik mnie po prostu kupił, a jeśli komuś mało uzasadnienia, zapraszam do posta z moją głębszą recenzją. Pozdrawiam serdecznie autora!
  6. Knock, knock, hear the clock... W wyniku różnego rodzaju zaszłości zostałem jurorem Fanfikowych Oskarów. Tak się złożyło, że Wszystkie Drogi dostały bardzo wiele nominacji w różnych kategoriach. Doszła osobista ciekawość - czym jest ten fik, który dostał aż dwadzieścia jeden głosów na tag Legendary? Do tego wszystkiego wiele uzasadnień było bardzo rozsądnych, a niektóre argumenty mocne. Potem jednak pojawiła się wyraźna sprzeczność w postaci oceny Dolara. Czasem się z nim zgadzam, czasem nie, ale przyznaję - zainteresował mnie kompletnie odmienną opinią. Więc jeszcze bardziej podjudzony, ugryzłem ten wielorozdziałowiec jako pierwszy z listy. Co sądzę? Oj, mam wiele do powiedzenia! Ostrzegam, że komentarz może być chwilami gorzki. Mało tego, być może nawet okrutny. Zachowam tyle obiektywizmu, ile tylko będę w stanie, postaram się zauważyć jak najwięcej szczegółów, dobrych i złych stron fika. Nie da się jednak ukryć jednego, podstawowego faktu. Obiektywizm obiektywizmem... A subiektywnie fanfik zwyczajnie mi się nie podobał. Nie, że nie przypadł mi do gustu, nie że widziałem lepsze - nie podobał mi się. Dlaczego? Och, śpieszę wyjaśnić: Graj muzyko! Ten komentarz nie może mieć standardowej formy, bo i dzieło jest innego kalibru. To były dwadzieścia cztery rozdziały i długi epilog, więc naprawdę było co oceniać. Nie jakieś tam krótkie próbki, tylko kompletne, ukończone dzieło. Dlatego nie narzucam sobie jakiegoś schematu recenzowania, będę pisał różne przemyślenia, umownie powiedzmy - luzem. Trochę o tym, trochę o tamtym... Zacznę od czystej strony technicznej. Z tego co widziałem w komentach - Drogi miały za sobą korektę. Nie ma tutaj tragedii, tekst jest nawet czytelny, choć czcionkę można byłoby zmniejszyć. Błędów nie ma od zatrzęsienia, ale i tak jest ich za dużo. Normalnie wzruszyłbym ramionami na taki stan, a może nawet powiedział, że "ok", ale nie tu. Ten fanfik miał kilku korektorów, co więcej po ilości pozytywnych ocen, nominacji i głosów na specjalne tagi, można uznać, że fanfik pretenduje do tytułu dobrego. Dlatego korektę należy zrobić, by pojawiające się sporadycznie literówki nie raziły. Ot czasem brakuje polskich znaków albo liczba mnoga jest niepoprawna. Jednak nie ma sensu o tym rozmawiać, autor szuka korektorów, więc sprawa jest zamknięta. Sam zaznaczyłem kilka rzeczy w pierwszych rozdziałach, ale potem przeniosłem się na czytnikowe PDFy, więc nie miałem jak zaznaczać. Zresztą przyśpieszyłem czytanie, jak tylko mocno byłem w stanie, więc automatycznie dostrzegłem mniej. Druga sprawa z błędami mniej typowymi. Niektóre zdania brzmią nie po polsku, albo przez zły szyk, albo dziwne określenia. Jeśli ktoś oglądał jakiś TVNowski serial okołodokumentalny jak Detektywi, Sędzia Anna Maria Wesołowska, może dostrzec w niektórych wypowiedziach podobieństwo do słów postaci z tych seriali. Tylko tam była to celowa stylizacja, by ich słowa brzmiały "bliżej ludzi". Tutaj, w dziele literackim jest to niedopuszczalne i wymaga bezwzględnej poprawy. W dialogach czasem może przejść, ale nie w narracji i u postaci, które uważamy za inteligentny i obeznane z językiem. Ogólnie - przydałby się jeszcze jeden... bardziej edytor niż korektor, który wypunktowałby takie miejsca. Autor sam powinien nanieść tego typu poprawki, bo nawet w takim wypadku nie powinno się ingerować w jego tekst. Skoro temat błędów i technikaliów mam za sobą, mogę rzucić więcej niż kilka słów na temat stylu. Już pomijając fakt opisanych wyżej błędów, bardziej skupiając się na ogólnych wrażeniach. Styl wybitnie nie przypadł mi do gustu. Przyznaję, że da się do niego przyzwyczaić, przyznaję, poprawia się z czasem. Jest jednak po prostu... nawet nie o to chodzi, że spowalnia tempo czytania, bo i tak byłem w stanie czytać dość szybko. Bardziej o to, że nie jest ani trochę elegancki i zdecydowanie przedobrzony, przez co miejscami ocierający się o kicz. Przykłady? Usilne szukanie słów zastępczych dla kucyków z głównej szóstki. Ja wiem, że wielu też o to się mnie czepia i wiem, jakie autor mógł mieć motywy robiąc to. Rozumiem. Ale pisanie "pastereczka" o Applejack, bo słowa "pomarańczowa klacz", "kowbojka", "farmerka" i "AJ" już padły kawałek wyżej. Unikajmy przesady. Niektóre zdrowo wydumane kolory. Gdybym pił kolejkę za każdą dziwną nazwę koloru, nie przeżyłbym trzeźwy żadnego rozdziału, a poważnie nachlałbym się na niektórych akapitach. Kolejny raz - nie ma nic złego w ładnych i nietypowych nazwach koloru, ale trzeba znać umiar. Gdy każdy pojedynczy kucyk jest scharakteryzowany przez dwa dziwne kolory, kiedy dodaje się "morwowy" do kolory grzywy Rarity... To nie jest strona w którą chcemy iść. Kolorów jest zdecydowanie za dużo. Obco brzmiące zdania. Nie chodzi mi o ewidentne błędy, ale czasami wyraźnie czuć obcokrajowość. No i bolączka - niepasujące określenia. Głównie czepiam się paskudnych anglicyzmów, jak "mane six", "canterlock" czy "fangirl". O ile w przypadku zostawienia piosenki lub nazwy czarów ma to nawet odrobinę sensu, to w kilku przypadkach brzmi to nie tylko źle, ale nawet prostacko. Sam zastanawiam się, według czego zostało ocenione tłumaczyć - nie tłumaczyć. Inne złe określenia to mówienie o Maronie per "bohater" na samym początku tekstu, to słowo wybitnie psuje obraz przy takiej narracji. Opisy podchodzą pod styl, ale zasługują na trochę inny punkt widzenia. Styl mi nie pasował, a opisy, będące przecież jego pochodną... To naprawdę kolejny problem. Wielu chwaliło ten tekst właśnie za nie. Mówili, jak to w fanfikach opisów zupełnie nie ma. To prawda, wiele dzieł fandomowych można spokojnie przekonwertować do dramatów, tak się nie powinno pisać, by opisów nie było. Tu jednak opisów jest wyraźny nadmiar, nawet nie ze względu na ich liczbę, po prostu, może to zabrzmieć nietypowo, ale najczęściej nie mamy potrzeby ich znać. W większości to napisane ze zdecydowaną przesadą, drobiazgowe rozpiski otoczenia i widoków. Nie musimy tego wszystkiego znać, bo tylko spowalnia nas to w zaznajomieniu się z kreacją świata, fabułą i akcją. Co więcej, na tle długaśnych opisów "krajobrazowych", tym bardziej widać, jak mało jest opisania zachowań bohaterów, targających nimi emocji, jakichkolwiek przemyśleń na temat świata, czy w ogóle czegokolwiek, co warto wiedzieć. Tego jest po prostu niewystarczająco wiele. Właśnie, pojawia się tu smutny motyw wyjaśniania niemal wszystkich zawiłości świata w dialogach. Uważam, że to makabryczny mankament! Czasem niektóre stwierdzenia bohaterów, co robią, co czują, kim są, wypadają wręcz absurdalnie. Jak w niektórych anime, gdzie postacie mówią co robią na bieżąco. W paru miejscach wypadło to iście tragicznie, gdy Maron komentuje co robi. Narracja nie jest tylko miejscem na obraz i otoczenie! Jest gruntem, na którym budujemy kreację świata, pokazujemy odczucia bohaterów, przekazujemy informacje. Niektórzy przywołują taką zasadę "pokaż, nie wyjaśniaj". Tutaj ta zasada sprowadza się do opisów otoczenia i tylko tego. Jako, że większość fabuły i rzeczy ważnych dla tego fika pojawia się w dialogach, często podane w monologach, mamy ciągłe wrażenie wyjaśniania nam, ciągnięcia za rączkę. Prostym zabiegiem przeniesienia wielu rzeczy do narracji można byłoby wiele poprawić. Mimo wszystko, taka jest moja wizja stylu. Może komuś innemu opisy i całość przypadają do gustu? Opinii będzie tyle, ilu ludzi. Takie jest jednak moje zdanie, niezbyt pochlebne, mam też smutną obawę, że mimo wszystko znajdą się tacy, którzy się pod tym podpiszą. O humorze krótko: Miejscami uśmiechnąłem się w tekście, nigdy jednak nie miałem pewności, czy to przez faktyczny zamysł autora, czy przez dziwne imponderabilia tekstu. Zdecydowanie za dużo żartów o czwartej ścianie. Nie wszystkie wstawki bohatera o tym, co widział w serialu, a jak jest naprawdę, są dobrze zrobione, niestety. Powiedzmy, że zasługuje na tag [komedia] na tyle, by go mieć. Bohaterowie. Skrajność tego tekstu. Wędrówka od jego najlepszej strony do najgorszej. Wyjdę od tego, co tekst podarował nam najlepszego: Bohaterowie poboczni! Tak! Perełka i największa radość Dróg. Inspektor i jego asystentka! Zastępca dowódcy gwardii i jego podoficerowie! Marynarze! Night Wind (zebrogaz... do teraz mnie to boli)! Po prostu fajni! Praktycznie tylko epizodycznie występują, z małym wpływem na fabułę, ale jak miło się ich ogląda! Ich rozmowy, zachowania, bolączki... wszystko to znacznie bliżej mnie niż główni bohaterowie i fabuła! Polubiłem ich, naprawdę. Mieli w sobie iskrę, jakiś pierwiastek życia, coś... ujmującego. A Maron? Yhh... Głównym problemem Marona nie są jego olbrzymie talenty, powodzenie u płci przeciwnej, ponadprzeciętna wiedza, inteligencja czy zdolność do magii. To wszystko czyni bohatera sztucznym, ale jeszcze go nie zabija. Prawdziwą bolączką jest to, że zdaje się niespójny i nielogiczny. Zbyt skrajny w swoich cechach. Dosłownie, w jednym momencie zarozumiały, przechwalający się wiedzą zdobytą z serialu (poważnie, nikomu to nie wydało się nigdy niepokojące?), zgryźliwy i skłonny do gniewu, by zaraz potem unosić się godnością i honorem, błyszczeć przykładem, poświęcać się dla innych i stanowić wzór cnót. Dodać do kreacji jego odwagę, umiejętność stawiania czoła przeciwnościom, w kontraście z ogromnym narzekaniem na wszystko i pewnego rodzaju brakiem ogarnętosci... Brr... Raz skrajnie cny Maron, raz zwyczajny wredniak, z którym sam nie chciałbym mieć do czynienia, taki mądry, taki zdolny, tak chętny pokazać, jaki to on mądry i zdolny. Narracja potęguje to uczucie, niestety. Sam... co poradzić, mam kompletnie inną wizję bohatera, z którym mógłbym się utożsamiać. Takiego dobrego w sposób bardziej... "codzienny", a nie wyczynowy. Ale kolejny raz - moja opinia. Co jak co, ale jestem jednak pewien, że Maron może stać się ulubieńcem czytelników. A że moim się nie stał? Tak bywa. Antagoniści: Zwyczajnie kiepscy. Jeśli sztampa w ich zachowaniu miała być celowa - gratuluję! Jeśli nie... ups! Przede wszystkim zbyt często rzucają tekstami o własnym źle i nienawiści do bohatera. Po drugie, są po prostu tandetnie słabi. Kto się okazał najpotężniejszy? Zwykły truteń! Tak, jakiś pomocnik prawdziwego bossa zrobił więcej krzywdy, niż ta cała parada nierówności. No i zbytnia przesada z drugim, dobrym dnem. A jeśli tej przesady nie ma, to niczym Nergal, zepsuci do szpiku kości! Jeszcze do tego zbyt podatni na gniew. Szarzy łotrzy są fajni, jak są zrobieni dobrze. Serialowy Discord był świetny, bo do końca nie wiedzieliśmy, na ile on tę walkę traktuje poważnie, do końca istniały podejrzenia, że to zabawa, a on zwyczajnie dał się pokonać. Rozrabiał, ale z jakim urokiem! A szarość jest fajna, gdy autentycznie widzimy dylematy złego, jak powoli stacza się w mrok. A tu, przekonują, zapraszają do dobra, a ten nie bo nie i toczy pianę z pyska. Rodzina Alikornów spoko, bez rewelacji, ale spójnie i okejkowo. Kolejna z mocnych stron fika. Celestia i Luna - przesadnie łatwo je poruszyć i wywołać u nich emocje, mają za mało powagi, poza tym w porządku. Discord - w retrospekcji tragicznie zbyt zły, potem miejscami problematycznie przesadzony w chaosie i dowcipie, ale jak się ustabilizował, naprawdę dobry. Mimo wszystko mocny punkt. I zło numer jeden. Główna Szóstka! Ta kreacja jest po prostu tandetna. Nie mogę użyć innego słowa, które opisze moje odczucia. Bohaterki są po prostu oddane licho i źle. Czasami zdają się być nijakie, wręcz nie do rozróżnienia, a czasami tak boleśnie przerysowane... Hej, ten kucyk ciągle mówi o zabawie i przyjęciach, to przecież Pinkie Pie! Och, ten cały czas się jąka i boi, jak nic Fluttershy. Ten mówi z wyższością i wymuszoną elegancją - Rarity, tamten z wiejskimi wstawkami - AJ. Tylko niesmacznie przerysowany sposób wypowiedzi czyni je tymi postaciami. Kartonowe sobowtóry. I Twilight. Ała... ała... Moim zdaniem najgorsza kreacja. Ciągle wściekła, ciągle krzyczy, gdzieś podział się jej urok, zdolność do obiektywnego spojrzenia i to, że jednak jest klaczą mądrą i inteligentną. A wątek z "matkowaniem"? Koszmarny, do tego wszystkiego odegrał tak istotną rolę. Po przemyśleniu ucieszyłem się, że o tamtych postaciach było tak mało, bo gdy o Twilight było dużo, dostaliśmy taką abominację. Od znakomitych bohaterów pobocznych, przez znośnego Discorda i rodzinę alikornów, po łotrów, M6 i Twilight. Przepaść, po prostu przepaść. Fabuła. Istotny element fika. Czytałem o tych zwrotach akcji i twistach, niespodziewanych wydarzeniach i przemyślanych zabiegach na tychże... Przez cały fanfik kiwnąłem głową na dwóch zwrotach fabularnych. Pod sam koniec. Koniec końców ta fabuła istnieje. Mało tego, jest kompletna i rozpisana, niestety - w moim mniemaniu kiepska. Od początku wiedziałem, kto będzie bossem, od początku czułem, jak skończy się konkurs, szliśmy po nitce do kłębka, aż do końca opowiadania. Istotnych pytań "o co tu chodzi?" i ogólnych zagadek dla mnie za mało, a te co były zbyt proste. Niestety, tak wiele dało się przewidzieć... Tak mało miałem pola do spekulacji... Coś, co umownie nazwiemy "zawiązywaniem fabuły" miało jeden istotny mankament. Było robione zbyt szybko i bez pomysłu. By naprawdę dostać obuchem niespodzianki fabularnej, trzeba zasiać ziarno wcześnie. A tutaj niestety, wzmiankę o drugim dnie smoka poznajemy chwilę przed spotkaniem z nim i to w sposób tak nieprzekonujący... By rozdział potem poznać wyjaśnienie. Taka jest smutna prawda, że gdy chce się zebrać plony zaskoczenia, trzeba o nie dbać przez cały tekst, splatanie jest procesem, który należy zacząć od początku, by olśnić. Tu zostało to zrobione za późno. Do tego wszystkiego pojawiało się zbyt dużo rzeczy, nazwijmy to "wygodnych". A to zwój, a to ukąszenie Pierzastego Węża (przy nagłym pojawieniu się Shinninga w serialu fandom słusznie się denerwował), a to amulet... Wiele dałoby się naprawić, jakby o tym nieśmiało wtrącić wcześniej, jak z tym Wężem, ale niestety - nie uczyniono tego. Mimo wszystko fabuła konsekwentnie wędruje do końca, z takimi sobie zakrętami, ale jednak. Ostatecznie wszystko odbyło się tak, że da się to uznać, a nawet miejscami uznać za rozsądne. Pojawiały się sporadyczne paradoksiki i małe dziury fabularne. A to: jeśli dziedzice pierwszych alikornów mają ciągnący płeć przeciwną urok, to czemu tak mało zaakcentowano miłość ogierów do księżniczek? Jak alikorny zdołały przekazać zwój, skoro praktycznie nie były w stanie ingerować? Dlaczego było wspomniane, że Luna chroni sny, a nie uchroniła ich na początku fanfika? Ale to naprawdę nic, wszyscy jesteśmy ludźmi, każdy, nawet najlepszy fanfik i najlepsze dzieło, mają dziury. To normalne. Problemem jest to, że ogólny poziom pozwala mi je dostrzec, gdyby bohaterowie, akcja i wszystko inne było ciekawsze i bardziej przyciągało moją uwagę, nigdy nie skupiłbym się na takich szczegółach. Ostatnia rzecz - ogólne wrażenia i kreacja świata. Yhh... Przynajmniej nie było shippingu. Tak, to żaden argument, sam po prostu ich nie chciałbym go widzieć i go tu nie było, więc się ucieszyłem. Ostatecznie, ani sama fabuła, ani styl nie przeszkadzał mi tak bardzo jak to, na czym właściwie skupiał się ten fanfik. Jakby odrobinę inaczej naświetlić wydarzenia, nadać bohaterom więcej emocji. Tutaj emocje sprowadzają się do jednej, dwóch kwestii, by potem dać się porwać wydarzeniom. A to Fluttershy boi się smoków, manifestuje, jak to boi się iść, ale przekonują ją i idzie, koniec wątku. A to Maron tęskni za domem, potęsknił dwa akapity, koniec wątku. Odpowiednich scen, tego moim zdaniem potrzebują Drogi. Szkoda, że już na to za późno. I jeszcze krótko o rozkładzie scen. Początek... niezbyt... Potem do rozdziału około XI (konkurs) tekst miarowo i dość szybko się poprawiał, by potem na wysokości końca konkursu znów pikować w dół. Wielkie przygody nie przypadły ma do gustu tak bardzo, jak ta pewna namiastka normalności. Być może kwestia gustu, ale powiem, że całość wypadłaby lepiej, gdyby utrzymała klimat i poziom rozdziałów przygotowania do konkursu i jego początku. No i ostateczne podsumowanie: Jak mówiłem, fanfik mi się nie podobał. Moim zdaniem jest po prostu za lichy oferuje za mało, został napisany zbyt źle. W żadnym razie autor nie osiągnął poziomu godnego potępienia, wręcz przeciwnie, napisał jednak kompletny fanfik z perełkami. Warto byłoby jednak poprawić jego błędy, zastanowić się nad jego treścią, a na przyszłość wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Z tego co wiem, powoli następuje progres, tyle dobrego. Tak czy inaczej, ja nie wrócę do lektury, do ogólnego zachwytu też się nie przyłączam, wręcz przeciwnie, krzywię się z lekka. Podobnie jak Dolar, nawet po pełnych poprawkach nie oddałbym głosu na żaden z dwóch specjalnych tagów. To tyle, dziękuję. Pozdrawiam serdecznie autora i czytelników! PS: Mimo wszystko i tak czuję się za łagodny. Sądzę, że to dużo mówi.
  7. Po dość długim czasie od mojego ostatniego komentarza powracam, by z zadowoleniem stwierdzić - przeczytałem całe "Światło pośród mroku". Większość swoich przemyśleń i wskazówek przekazałem już bezpośrednio autorowi, a coś w rodzaju recenzji najpewniej jeszcze pojawi się w jakimś fandomowym magazynie. Dlatego też nie jestem przekonany, co dokładnie mam w tym komentarzu zawrzeć. Trudno, wpiszę wszystko co przyjdzie mi do głowy. Na samym wstępie - nie żałuję czasu poświęcone na to opowiadanie, a biorąc pod uwagę trudny styl, ogólne poziom treści, z którymi miałem do czynienia, było to sporo z mojej strony. Tak czy inaczej - naprawdę było warto. Światło... jest bowiem opowiadaniem bardzo dobrym, do tego wszystkiego dość innym od typowych dzieł naszego krajowego rynku literackiego w fandomie. Do dzieła! Błędy zdarzają się więcej niż często niestety. Wiem, że autor powoli kombinuje już nad gruntowną korektą - i bardzo dobrze. Sam pozaznaczałem trochę w niektórych częściach, ale ponieważ większość czytałem na dokumentach poza domem, zrobiłem tylko tyle, ile byłem w stanie, czyli niewiele. Mimo sporej ilości niedoróbek i różnego kalibru błędów, nie jest to aż takim problemem przy czytaniu. W żadnym razie nikogo nie rozgrzeszam, jak każdy tekst ten też byłby lepszy, gdyby był stuprocentowo poprawny, chcę tylko powiedzieć, że treść jest na tyle dająca do myślenia, że błędy były ostatnią rzeczą, na której miałem ochotę zatrzymywać uwagę. Gorzej ze stylem, bo tego nie da się obejść. Styl oscyluje między "ciężkim", "potwornie ciężkim" a "ciężkim ale jednak dobrym". Tak, jeśli ktoś nie czuje się na siłach w zabawie w tekstołamacz, niestety powinien chyba odpuścić sobie tego fika. Co ciekawe, same opowiadania mają różny stopień trudności czytania. Symfonia jest zdecydowanie za trudna do gryzienia jej narracji, do tego wszystkiego najmniej "zapycha" naszą uwagę, więc wypada najgorzej. Opus Magnum jest lepsze, znacznie lepsze, ale też bywa trudno. Ścieżka przez sny okazała się gorsza niż Opus, zwłaszcza w pierwszej połowie. Pojawiające się postacie były naprawdę fajne, ale przez naprawdę ciężki styl zżyłem się z nimi dużo później niż powinienem i o wiele za późno zrozumiałem, o co tam chodzi. Za to z radosną pewnością powiem, że na końcu tego opowiadania styl nie miał już znaczenia, bo tyle się działo. Fui Primus ma odpychająco trudny opis wstępny, ciężki, wręcz niebotycznie ciężki, do tego wszystkiego wcale nie tak bardzo satysfakcjonujący po lekturze, bardziej zostawiający "uff... nareszcie normalny tekst". Reszta tymczasem była dla mnie lżejsza do czytania niż Ścieżka i chyba nawet niż Opus. Może to jednak kwestia tego, że byłem już przyzwyczajony? No i Odrodzenie, wpisujące się dla mnie w poziom narracji Fui Primus. Ogólnie - styl, jak wspomniałem wyżej, bardzo ciężki. Sprawdza się jednak do kilku rzeczy. Mimo wszystko buduje pewną atmosferę i specyficzną głębię tekstu, co więcej robi to dość dobrze, im później tym lepiej. Po drugie, niektóre opisy są przekozackie, jak się w nie wczytać i spróbować sobie powyobrażać, zdecydowanie rządził opis Canterlot. Zanim ocenię całość fabuły i kreacji świata, po kolei powiem kilka słów o każdym opowiadaniu składowym. Niestety, są nierówne, ale to też może być kwestia gustu. Oto i one: Symfonia - mówi się, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym jak kończy. Miejmy nadzieję, że ta zasada jest prawdziwa, bo Symfonia to początek ani trochę nie przystający do poziomu utworu i zdecydowanie najsłabsza część całości. Będąc wydawcą zaśmiałbym się chciwie i kazał do dobrego opowiadania napisać dobry prolog, ale teraz, jako zwykły czytelnik mogę ubolewać, że to opowiadanie, pełne przemyśleń, ciekawych rozwiązań na świat i historię, z własną "teorią mroku", zaczyna się zwykłą sieczką w rytm muzyki. To niegodne. Po prostu było za słabo w stosunku do reszty. Opus magnum - na szczęście po słabym poprzednim następuje dobre Opus. Łatwiej nam na poważnie zacząć przygodę z tą wizją, gdy mamy dobry łącznik w postaci Mane six. Pisałem wyżej o ich niezwykłej kreacji, więc nie będę się powtarzał. Tekst sam w sobie już sprawiał dobre wrażenie, mimo epatowania brutalnością. Jeśli komuś Symfonia wydała się zbyt okrutna, powinien sobie darować następne. Co więcej, bardziej niż na cielesnych uderzeniach, autor skupił się na mentalnych, przez co tekst stał się dużo lepszy. Koniec końców zakończenie trochę... mierzwi moje zmysły (CMC?! poważnie?!), ale ogólna kreacja tego opowiadania, nawet bez późniejszego, skrupulatnego wyjaśniania drugiego dna w następnych, już uczyniłaby Opus dobrym fikiem, nie wybitnym, nawet nie bardzo dobrym, ale całkiem niezłym. Na szczęście, mamy następne dzieła. Ścieżka przez sny - po okrucieństwie, nagły zwrot. Tekst, o którym Madeleine napisała, że został stworzony w klimacie sekty. Tak, po tych wszystkich psychicznych torturach i fizycznym bólu, nagle dostajemy opowiadanko o grupie przyjaciół, którym pomógł pewien jednorożec, regularnie śniący o rzeczach, które nie do końca były dla niego zrozumiałe. Opowiadanie ciepłe, przyjemne, jednak przez pierwszą połowę dla mnie po prostu nudne. Madeleine powiedziała, że to jej ulubiona część. Moja nie, niestety. Przez pierwszą połowę prawie spałem, potem spodobało mi się parę opisów, potem dałem się wciągnąć... by zakończenie dosłownie mnie rozwaliło. Naprawdę, rzadko spotyka się opowiadanie z tak mizernym początkiem i tak doskonałym zakończeniem. Koniec końców Ścieżka jest świetna, właśnie przez to, co się stało. Co więcej uzupełnia Opus. Już po tych trzech opowiadaniach mielibyśmy zupełnie inną wizję tego co się stało, jednak z masą nierozwiązanych tajemnic. I wtedy dostajemy... Fui Primus, Sum Aethernus - wow! To jest moja ulubiona część, pomijając rzecz jasna wstępny opis, za trudny i za ciężki, zwłaszcza dla kogoś tak ceniącego klarowność jak ja. Jednak dalsza część, w której poznajemy szczegółowe uzupełnienie losów całej Equestrii... To naprawdę niesamowita wizja, bardzo spójna i interesująca. Nie zgadzam się też z tym, by był to fanfik o "problemach rodzicielskich" (śmiesznie to brzmi, lecz nie jest pozbawione sensu). Dla mnie był to pewien "pojedynek podejść", filozoficzne starcie tezy i antytezy, walka o zrozumienie samego siebie. Naprawdę, szacun za to, bo filozofia w opowiadaniach nigdy nie była łatwa. Dostrzegłem sporo Hegla, Schopenhauera, trochę Platona, ogólnie rozumianą dialektykę (bez typowego Marksa na szczęście). Autor zarzeka się, że ich nie zna, ale to niczego nie zmienia, są te wątki i są interesujące. Dla mnie, jako domorosłego filozofa - gratka. Jeden tylko duży mankament rzucił mi się w oczy - gdy w Opus czytałem o M6, było to bardzo dobre. Tutaj... czułem, że jest to treść zbędna, bo uzupełnienie ich zachowania z mojej perspektywy nie było ani bardzo potrzebne, ani bardzo udane. Szkoda, bo dla mnie taki detal leciutko popsuł kompozycję. Odrodzenie - jak pisałem wcześniej, poznaje się po tym jak kończy. A kończy dobrze, bardzo dobre, świetnie. Odrodzenie jest właśnie tym, jak powinno wyglądać zakończenie. W pewien sposób nawet leciutko mnie wzruszyło. Skojarzyło mi się z takim momentem w filmie, gdzie akcja została już rozwiązana, zaraz za punktem kulminacyjnym, gdzie wszyscy mogli wziąć oddech. Potem wprawdzie stało się jeszcze kilka ciekawych rzeczy, ale lecieliśmy już na zupełnie innych emocjach. No i tak, zostało to zrobione z pompą, w stylu zakończeń serialowych. Dobra, biorąc pow uwagę, że będę jeszcze pisał recenzję, a i może w tym temacie dodam później komenta, czas się zbliżyć do końca. Powiem jeszcze, że fabuła jest niesamowicie przemyślana, wizja inspirująca, a kilka rzeczy naprawdę mi się spodobało, zwłaszcza w jakiś sposób świeża kreacja zamiany Luny w Nightmare Moon. Do tego wszystkiego całość ma lekkie zadatki na bycie klasyczną epopeją, wielką myślą o tym, co to znaczy być bohaterem, jak się nim stać. No i kolejna myśl - bohater potrzebuje mroku, swojego wroga, dzięki walce z nim udowodni, że jest naprawdę godny tego miana. Do autora - gratuluję, po prostu gratuluję świetnego fika. Do czytelników, przyszłych i teraźniejszych - tak jak wspomniała Madeleine, nie jest to raczej fik, do którego kiedyś się wróci. Dodam jeszcze jednak, że bardzo mi się podobał, dał mi dużo do myślenia. Nie jest to raczej fik, do którego się wróci, ale nie jest to raczej fik, o którym całkiem się zapomni. Polecam trudną i ambitniejszą lekturę w postaci Światła... każdemu, kto ma ochotę poznać nową, dobrą wizję. Pozdrawiam i dziękuję za świetny fanfik!
  8. Tym razem to ja dam swoje opowiadanie jako pierwszy. Tak po prostu, ot miałem ochotę rozerwać się czymś lekkim. W ten sposób powstała ta komedyjka: Balls of Steel [Post Apo][Violence][Comedy] Krótki opis - Czy to możliwe, by ktoś cieszył się zrujnowanym wielką wojną ze złem światem? Jeśli tak, to jakim ewenementem musi być? Przedstawiam Wam krótką historię o tym, że gdy przemoc nie pomaga rozwiązać problemu, należy użyć więcej przemocy. Pozdrawiam serdecznie, zapraszam do lektury i życzę powodzenia innym uczestnikom!
  9. Jestem świeżo po lekturze tego one-shota. No! (tak, to chyba dobre słowo) Jeśli to debiut, to gratuluję, bo jest całkiem przyjemny, może nie na miarę literackiego nobla, ale naprawdę na poziomie. Nie żałuję tych kilkunastu minut na czytanie "Śniegu". Swoją drogą, jak minie rok, to będę w zupełnie innym kontekście mógł mówić "tyle co zeszłoroczny śnieg", bardziej jako "kiedyś ludzie próbowali pisać dobre oneshoty" Ale do rzeczy, kilka słów opinii: Strona techniczna jest w porządku, ale kilka rzeczy warto byłoby poprawić. Przede wszystkim zapis dialogów. Nie będę punkt po punkcie wszystkiego wymieniał, bo od tego są poradniki. Polecam do nich zajrzeć, by podbudować wiedzę o poprawności. By nie zostawić wątpliwości, chodzi mi o zostawianie kropek przed myślnikami i wielkich liter po myślnikach. Tak się nie robi, jest to niepoprawne formatowanie dialogów. Drugi mankament to pewne formy zdań. Wierzę cały czas, że to taka stylistyka i celowy zabieg, by były one tak krótkie i ucinane. Wiele z nich można spokojnie połączyć w zdania złożone, tekst nie tylko by na tym nie stracił, ale nawet i zyskał. Do przecinków nie mam za bardzo jak się przyczepić, by prawie ich nie było, przez te króciutkie zdania. Tyle o technikaliach. Styl: Powiem szczerze... Nieźle. Całkiem, całkiem. Styl jest jasny, dość wyrazisty, nie licząc tych za krótkich zdań bardzo dobry. Może nie zawsze przemawia do mnie czynienie wszystkiego "mięskim", to trochę tak jak golenie się piłą mechaniczną, kąpiele w piwie lub nacieranie się wódką i bekonem, lekko przesadne. Nie zmienia to jednak faktu, że narracja ma swój urok, co do spółki z fabułą daje przyjemny efekt. No właśnie, fabuła. Skromna, wręcz do bólu. Ale chcąc pokazać swój styl w pełni okazałości, czy można stworzyć coś dużego na ośmiu stronach? Dla mnie to taka przystawka, co z tego, że nie zaspokoi apetytu, jak cieszy podniebienie. Nie ma tu zwrotów akcji, tajemnic, zastanawiania się, co wyniknie... Ale i po co, skoro to historia o złamanym sercu? Właśnie ogólne odczucia nad klimatem. To rzadka w fandomie metoda pokazania miłości, jako czegoś tak... typowego. Samemu przypomniały mi się czasy gimnazjum, jak sam miałem złamane serce. Brr... W ogóle, przechodzenie emocji, tak... elegancie. Wszystkie możliwe sposoby pokazania uczucia, apatia, przygnębienie, niewiedza co dalej, pójście do knajpy, to lawirowanie między twardym światem ogierów, a próbą nierozpłakania się. Cały czas miałem wrażenie, że tekst próbuje być zbyt "przerealniony" na siłę, ale jak doszło do sceny rozmowy bohatera z przyjaciółką, zmieniłem zdanie. Brawo, kawał dobrej roboty. Ach, a za to, że zostawiłeś taką nierozwiązaną sprawę na końcu oneshota będziesz się smażył z Judaszem, Brutusem i Kasjuszem w ostatnim kręgu piekła. Miłej zabawy! W skrócie - dobry oneshot. Po tej próbce stwierdzam, że potrafisz pisać całkiem dobrze i powinieneś pisać dalej, bo może z tego wyjść coś godnego uwagi. Pozdrawiam i dziękuję za możliwość czytania porządnie napisanego, choć krótkiego fika!
  10. Dobra, za dawnych czasów długo zbierałem się, by tutaj przybyć i skomentować to opowiadanie. Teraz, jako że po długiej nieobecności "Anioł..." wrócił, mogę dorzucić swoje trzy grosze. Przeczytałem prolog i dwa rozdziały. Hmm... Mam bardzo dużo do powiedzenia, choć próbka tekstu nie jest jakaś niezwykle długa. To nie tylko kwestia samego tekstu. Wokół tego fika narosła już otoczka kontrowersji i wiecznego konfliktu. Gdyby takie coś istniało sobie gdzieś daleko, pewnie zrezygnowałbym z lektury, jednak w takiej a nie innej sytuacji czuję się zobowiązany powiedzieć kilka słów. Mówię to jaki pisarz, czytelnik, recenzent i ktoś, kto już wiele widział jednocześnie. To będzie więcej niż recenzja. Bardziej uniwersał bądź memorandum. Wyjaśnienie światopoglądowe i coś o ogarniętości. Graj muzyko! (Anielska?) Na początku faktycznie coś o tekście. Widać, że został poprawiony, ale jednak nie dość dokładnie. Błędy - pojawiają się. Interpunkcja miejscami pozostawia odrobinę do życzenia (odrobinę, nie ma tragedii), formatowanie dialogów leży. A najgorsze, absolutnie najgorsze są sporadycznie pojawiające się, bezsensowne, zbyt "mądre" określenia. "Hydrauliczny ruch", "robić coś ze stoicyzmem"... Poważnie? Nie, tak ta nie może być. Rozumiem, że łatwo czasem wpaść w pułapkę, ale na tle tekstu, który, spójrzmy prawdzie w oczy, nie należy do jakichś niesamowicie górnolotnych, wypada to bardzo źle. Czytając chciałem podejść na poważnie. Bardzo chciałem zachować pełen profesjonalizm. Niestety, gdzieś na przejściu z pierwszego do drugiego rozdziału mankamenty tak rzucały mi się w oczy, że zacząłem je na bieżąco komentować. O fabule jednak wspomnę. Ktoś może zarzucić, że fanfiki o ludziach i kucykach jednocześnie są z miejsca skazane na bycie badziewnymi, ale będzie to nieprawda. Wcale tak nie jest, z tego pomysłu można wycisnąć bardzo dużo. Trzeba tylko wiedzieć jak to robić, chcieć zrobić to odrobinę lepiej, mieć jakąś wprawę. Tutaj... Bóg zsyła anioła na ziemię, by tam "czynił dobro". Dostaje tak wielkie moce, jak nieśmiertelność, natychmiastowe uzdrawianie, anielski miecz, a i tak komentowane jest, że "tylko". No dobra... Wprowadzenie demonów jest subtelne jak uderzenie cepem, a to, że ledwo po przybyciu anioła nagle diabeł interesuje się Equestrią, jakby kucyki czyta Harry'ego Pottera, nie wróży dobrze fikowi. Do tego Shipping z Luną. Opowiadania o ludziach i kucykach często się do tego sprowadzają. No trudno, nawet to da się uratować. Ale kolejny raz, tu nikt nawet nie próbował. Po ledwie dwudziestu stronach bohaterowie całują się w policzki i śpią razem. Jak w filmie klasy B, po dziesiątej minucie filmu można już przewidzieć, kto z kim będzie parą. Miast deszczu płatków róż, spadające cegły, ała. Zrobienie dobrego shipa to kwestia przede wszystkim czasu i subtelności. Powolne przechodzenie przez kilka etapów, budowanie zaufania i więzi. Tylko, że przykro mi, tu tego nie ma, jest jej anioł stróżem, drugiego dnia nie może już bez niego żyć. To trochę smutne, pójść aż na taką łatwiznę. W ogóle przede wszystkim brakuje mi tutaj... Kolejny raz odnosząc się do filmów: są takie, gdzie wszystko zrobiono "szybko i łatwo". Gdyby tak ktoś spojrzał i powiedział "a może nakręcimy to jeszcze raz... lepiej?" To samo przydałoby się temu fikowi. Pewne rzeczy nie są z gruntu skazane na bycie słabymi, są jedynie nieudolnie wymyślone, wykreowane, napisane. Przede wszystkim, niemal każdą rzecz tu należałoby robić wolniej i bardziej stopniowo. Z jakimś planem. Nie wiem, niech obecność diabłów będzie na początku cieniem na ścianie, złą myślą, podszeptem, a nie "Sam Książę Ciemności ściągnął kołdrę z Celestii, złooo". Dlaczego anioł Mateusz tak szybko się ujawnia? Czemu nie pobawić się wątkami, delikatnie pokazywać, jak imponuje mocą, wykorzystuje ją najpierw do małych rzeczy, powoli wtajemnicza innych w sekret? Niestety, jest jak jest. A sam styl... Kuleje. Opisy są pisane w stylu "szkolno-tramwajowo-trudnosprawowym". Reszta to często dialogi przeplatana błyskawicznymi, suchymi myślami bohatera. Widziałem fragmenty Twojego poprzedniego fika, więc i tak widzę postępy, ale... Daleka droga, jeśli chcesz stworzyć cokolwiek lepszego. Mniej więcej omówiłem poziom opowiadanie, zanim skończę recenzyjkę odniosę się jeszcze do kontrowersyjnego tematu używania naszej religii: Można to lubić lub nie, ale sztukatorzy rozmaitej klasy, maści i profesji to robią. Filmy, seriale, komiksy, książki, mieszanie chrześcijańskich "kanonów" z dodanymi wątkami. Widziałem to zarówno w postaci profesjonalnej, jak i amatorskiej. Co więcej, często przechodzi to bez jakiegoś wielkiego echa niechęci. Dlaczego więc tutaj tak wiele osób poczuło się urażonych? Samo połączenie chrześcijaństwa z kucykami już jest drażliwe. Equestria to kolorowy świat, nieraz poważniejszy niż wydaje się na pierwszy rzut oka, ale jednak stworzony dla dzieci. Religia to wielka mieszanina, w większości jednak objęta sacrum i pewnego rodzaju tabu. Przełamanie go bywa... drażliwe. Nie znaczy, że nie da się tego zrobić, ale warto byłoby podejść do tego z wyczuciem. Po kolei: Bóg jest pewnego rodzaju ideą, więc można pozwolić sobie na więcej z przerabianiem jej (na przykład Bruce Wszechogący"). Gorzej z Jezusem. Nasza religia uważa go za jedną z Osób Boskich. Jezus miał charakter, konkretne poglądy, został solidnie opisany. Nie sama wiara, ale moja estetyka zaczyna boleć, gdy tak po prostu przenosi się go do takiego uniwersum. Do tego wszystko robione jest tak... laicko. Demony zdają się w tym fiku uważać, że to poważna sprawa i walka o władzę, a w Niebie? Mają to gdzieś, jest raj i radosna degrengolada. Samo skonstruowanie świata to coś wymyślonego na poczekaniu, przynajmniej z mojej perspektywy. No i główny bohater... Nie jest jakiś bardzo lotny, ale jaki waleczny, kochliwy i chętny do pomocy. Nie wiem, jak zrobił karierę, ale wiem, że ważnym elementem kreacji z użyciem religii są bohater i jakiś rozsądny łącznik. Tu nie ma ani tego, ani tego, to właśnie anioł Mateusz jest połączeniem kucyków z chrześcijaństwem i... Brzmi to strasznie naiwnie i niepoważnie. Małe podsumowanie - ludzie nie burzą się o obrazę uczuć religijnych dlatego, że użyłeś Boga, Jezusa i chrześcijaństwa w jednym opowiadaniu z kucykami. Mają żal o to, że zrobiono to prymitywnie. To takie "kapuściane" podejście do tematu religii, która dla niektórych jest faktycznie ważna w życiu. Nie wiem, może sam tego nie zauważyłeś. Z tego co mówiłeś jesteś chrześcijaninem, dlatego doradzam, bym się nad tym zastanowił. Jeśli nie masz jeszcze dość umiejętności i wyczucia, by w zgrabny sposób mówić o Bogu, nie łącz go z kucykami, bo czynisz więcej szkód niż pożytku. Dixi. Tym samym kończę recenzję. Pozwolę sobie tylko powiedzieć, że tekst jest po prostu słaby. Stwierdzenie, że to abominacja byłoby przesadą, ale po prostu mało co zostało zrobione dobrze. Emocje są papierowe, wykonanie mierne, przemyślenie wydarzeń praktycznie żadne, bohaterowie jak wycięci z kartonu. Żeby było bardziej gorzko, kilka pomysłów naprawdę mogło mieć potencjał, ale został on zaprzepaszczony. Przykro mi, Poret, ale taka jest prawda. Teraz porywam się z motyką na słońce. Chciałbym przemówić do wszystkich i zaapelować o odrobinę rozsądku. Nie napisałem tego z chęci promocji własnej osoby, nienawiści do kogoś lub na czyjeś polecenie. Przyszedłem tu, bo uważałem, że powinienem się tu wypowiedzieć. I to co mam do powiedzenia: Autorze: Chcąc nie chcąc, wystawiając tu swój tekst, reprezentujesz społeczność twórców fandomu. Pisać każdy może, ale nie każdy powinien. Nie znam Cię osobiście, nie mam z Tobą osobistych zatargów, mówię jak człowiek do człowieka, przez internet, bo nie mam możliwości powiedzieć Ci tego osobiście: przemyśl to wszystko. Ci wszyscy krytyczni, nieraz niemal nienawistni ludzie nie przyszli tu dlatego, że opętały ich piekielne siły albo z nienawiści do Ciebie. Oni po prostu są frustrowani. Napisanie fanfika to masa roboty, trzeba wszystko wymyślić, wykombinować jak najwięcej dobrych pomysłów, złożyć to w jedną całość, a wreszcie usiąść, przez masę czasu przelewając to na papier. Dochodzą poprawki, szlifowanie, ogólnie wszystko. W tym fandomie mamy dużo twórców, którzy dostają białej gorączki na widok tego, co dzieje się w tym temacie. Pracują, starają się, swoją krwawicą dochodzą do czegoś. A potem poruszenie pod "Aniołem..." przyciąga uwagę, przesłaniając ich własną twórczość. Z zaciekawieniem patrzą, o co chodzi, czytają tekst, który nie jest ani trochę górnolotny... Czy można im się dziwić, że są sfrustrowani? Rozumiem, że chcesz tworzyć. Rozumiem, że twórczość może być dla Ciebie ważna. Ale spójrzmy prawdzie w oczy - nie piszesz dobrze. Być może komuś Anioł z Ponyville się podoba, z tego co widziałem są i tacy. Jednak tak wielu czuje się rozczarowanych tym, że ich dopracowane opowiadania nie będą takie popularne jak Twoje. Broń Panie Boże nie uważam, że popularne (jak niektórzy mówią w pewnych branżach "popowe głosy") muszą być złe. Niestety, tutaj jest po prostu źle. Wielu czytelników idąc za głosem popularności przeczyta "Anioła..." i właśnie z nim będzie kojarzyć fanfikcję MLP, więc to nie tylko kwestia krzywdzonych autorów. Nie wiem, jaki przyświeca Ci cel, ale wiem, że jednak są tacy, którzy czekają na Twoje fanfiki. Niech będzie, są różne gusta. Może tworzysz dla nich, może dla własnej satysfakcji, może po trochu dla tego i tego, nie mam pewności. Możesz pisać, możesz w jakiś sposób dawać im swoje dzieła, ale proszę, rób to w jakiś inny sposób, bo teraz chcąc nie chcąc jesteś współodpowiedzialny za tutejszy impas. Do tego wszystkiego uważaj z wątkami religijnymi. Wiesz dlaczego? Bo teraz, patrząc na jakość Twojego opowiadania, ktoś mógłby pomyśleć, że wrzucając je przyświeca Ci tylko jeden cel - zrobić wokół siebie zamieszanie. Wytłumaczyłem Ci wyżej, dlaczego to jest złe. Wierzę, że nie to było Twoim powodem, ale nie mogę wykluczyć takiej przyczyny, prawda? Zastanów się nad moimi słowami. Ufam, że przeczytasz je i coś Ci z nich zostanie. Mówię do Ciebie jako do dojrzałego, odpowiedzialnego za swoje czyny człowieka. Mam szczerą nadzieję i mocną wiarę, że uznam po tym wszystkim moich przypuszczeń za bezpodstawne. Komentujący: Nie rzucajcie się sobie do gardeł, bo to nie ma sensu, jedynie staczamy się w czeluść tego problemu. Każdy komentarz tutaj nakręca popularność opowiadania, nie sądzę bowiem, by którykolwiek z fanów miał zaniechać czytania przez panujące tu konflikty. Nowoprzybyłych ostrzegam, że naprawdę nie ma tutaj nic do oglądania. Autorzy innych opowiadań: Nie ma sensu rwać sobie włosów z głowy, bo nasze nerwy tylko nadszarpią nasze i tak już skołatane zdrowie. Nam pozostaje tylko pisać, pisać dobrze, dużo i z sensem. Pokażmy czytelnikom i sobie nawzajem, że da się. Nade wszystko zostańmy spokojni, czytelnicy, którzy mają do nas trafić i tak do nas trafią. Potraktujmy "Anioła..." nie jako obiekt naszej niechęci, uczyńmy z niego motywację. Wszystko po to, by stać się odrobinę lepszym. Nie wchodzić na piedestał i patrzeć, tylko wspinać się po schodach jakości. Im wyżej zajdziemy, im więcej pojawi się dobrych fanfików, tym wyższy poziom osiągniemy nie tylko my, ale i nasi czytelnicy. Dlatego nie ma co toczyć pianę z ust, trzeba trenować i pisać dalej. Bo od tego jesteśmy. Krytycy i fani: Jedni i drudzy macie prawo, zarówno do krytyki, jak i do chwalenia. W obu grupach może zdarzyć się skrajność i przesada, dlatego myślcie co piszecie. Czytelnicy: Nikt nie zabrania Wam być fanami "Anioła..." nieważne, czy jest to opowiadane dobre czy złe. Jeśli chcecie czytać tego fika, czytajcie. Jak pisałem wyżej, to przede wszystkim kwestia gustu. Ja czepiam się go, ponieważ wiem, że są dzieła o wiele lepsze, pisane z sercem i znacznie bardziej na poważnie. Polecam Wam wszystkim, bez różnicy, czy będziecie przed lekturą, w trakcie, czy po, otworzyć forum i przeczytać coś innego. Cytując pewną piosenkę "It was you who took my hand, Come into the promised land". A nuż Wam się spodoba, przy okazji uszczęśliwicie tym wielu autorów. A jeśli będziecie woleli zostać przy "Aniele..."? Wasza wola! Może za dużo wymagam od internetów, ale sądzę, że rozwiążemy ten problem bez rżnięcia z karabinków i strzelania z dzid laserowych. Odrobina dobrej woli i zdrowego rozsądku. Pozdrawiam wszystkich, autora, którego proszę o zastanowienie się nad moim apelem, czytelników i każdego, kto doczytał ten komentarz!
  11. Premiera "The Pagan Manifesto" Elvenkinga już dzisiaj. Myślałem, że się nie doczekam.

  12. Wróciłem do świata żyjących, przesiąknięty czeskim piwem, zizkami z hranulkami i tuzemakiem. Nie ma to jak wakacje od czasu do czasu.

    1. Bafflord

      Bafflord

      Ten mi tu teraz o wakacjach będzie gadał...

    2. OttonandPooky
  13. Kupiłem sobie nową karciankę, którą niebawem będę ponyfikował. Więcej blefu, więcej kłamania, czysta radość.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [3 więcej]
    2. Alberich

      Alberich

      24.05 z tego co pamiętam.

    3. miskof

      miskof

      Może tym razem uda mi się z Alberichem w coś pograć... Oh wait - nie umiem przecież grać w takie gry. :P

    4. Neonowaty

      Neonowaty

      Spoko PSZEMEG, nauczymy Cie x]

  14. Ponieważ nazbierało mi się trochę komentarzy, postanowiłem odpowiedzieć hurtem. Na wstępie do wszystkich - dziękuję Wam i każdemu z osobna za zainteresowanie. Miałem strasznie mieszane uczucia z tym tekstem, sam czułem, że nie jest on tak dobry, jak mógł być, kilka razy wrzucałem materiał do archiwum, by przemyśleć go jeszcze raz, a tu proszę, jaki miły odbiór. Do teraz uważam, że Pinkie Pie jest najtrudniejszą osobą do napisania o niej fanfika z całej głównej szóstki, a ja porwałem się z motyką na słońce. Tym lepiej, że coś z tego wyszło. A teraz po kolei: Dolar: Dołożę starań, by opowiadanie pojawiło się szybciej. Forma mnie żre, więc powinno pójść dość lekko. A i pomysł już wymyślony. Halabarda zirytowania naprawdę działa cuda. Jeszcze raz dzięki. aTOM: Miło mi, że jesteś w gronie moich czytelników. Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało, zwłaszcza, że podobnie jak Dolar i reszta tłumaczy, masz znacznie lepsze obeznanie w dobrej literaturze fandomowej światowej. No i kolejny raz zapewniam, że postaram się utrzymać poziom. Scyfer: Poganiaj mnie, poganiaj, wiem że lubisz tego fika. Madeleine: Tu mam więcej treści, do której mogę się odnieść, to i się odniosę. Dziękuję za zainteresowanie i już wyjaśniam kilka rzeczy. Tego faktycznie nie da się nie spieprzyć, można jednak próbować spieprzyć mniej lub bardziej. Mimo wszystko chyba jestem bliżej "mniej", chwała Bogu. Powtarzam kolejny raz, że uważam ją za postać najtrudniejszą z całego M6, więc miałem z nią nielichą zagwozdkę. Są kucyki które lubię bardziej, są takie, które lubię mniej, ale postawiłem tutaj sobie za cel jedną rzecz, z każdej bohaterki coś wyciągnąć, a najlepiej coś pozytywnego. Każda ma swoich fanów, więc staram się najlepiej jak mogę oddać jej głębię i pokazać, że mimo chwil słabości są one dobrymi osobami. Choć każda jest inna. Rarity miała najwięcej możliwości typowej obyczajówki. Próbuję dostosować okoliczności i wydarzenia do kucyka, więc poprowadziło to akurat do takiej a nie innej sytuacji. U Rainbow prawdopodobnie ilość "okruchów życia" jeszcze zmaleje, za to u Fluttershy i Applejack może wzrosnąć. Co do choroby, dałem nazwę SZARŁATYNA (przez Ł nie przez L), na podstawie szkarlatyny, ot jakiaś kucykowa odmiana. Rozmowa faktycznie mogła się nie podobać. Już Scyfer mi to słusznie zarzucić, wszyscy zauważają, że w tym momencie coś się psuje. No cóż, mylić się jest rzeczą ludzką, a nuż następnym razem uniknę takich błędów. Kwestia unikania powtórzeń imion - staram się nie iść w skrajność, ale nie lubię ciągłego "Twilight to, Twilight tamto". O ile Rarity z miejsca zastępuję eleganckim "projektantka" o tyle ciężko znaleźć jedno słowo dla Pinkie. Sformułowania "Jednorożec zrobiła" się u mnie nie uświadczy, bo go nie toleruję. Kolory dobieram możliwie najbardziej podstawowe, bo prosty ze mnie człowiek (a na przykład nazywanie Fluttershy "maślanym kucykiem" (sic!) zakrawa dla mnie o profanację). Pozdrawiam i mam nadzieję, że spodobają się Wam następne teksty.
  15. Witam Was ponownie, drodzy poszukiwacze jabłek! Pierwsza kolejna minęła dość szybko, prawdę powiedziawszy pozytywnie zaskoczyliście nas swoją inicjatywą, od razu wykazując zainteresowanie naszą zabawą. By nie stać w miejscu, już teraz dam Wam kolejną zagadkę. Zanim jednak przejdę do rzeczy, najpierw nagrody: Trzem osobom udało się zgadnąć właściwy magazyn. Jak można się było domyślić z podpowiedzi, był to Stary Młyn. Gratuluję i przyznaję punktację. Do zdobycia tym razem było 10 jabłkowych punktów (w skrócie nazwijmy je jabłkami), które rozdzielę według Waszych zasług. Uszatka wprawdzie pomyliła się z lokalizacją, jednak podała wyjaśnienie, skąd wziął się jej głos, dlatego zasługuje na nagrodę pocieszenia w postaci jednego jabłka. Scyfer jako pierwszy odgadł magazyn, podając przy tym spójne i kompletne wyjaśnienie. Gratuluję, otrzymujesz aż cztery jabłka. Fistach8 odpowiedział wprawdzie po Scyferze, jednak jego pełna analiza zadania wraz z dokładną rozpiską robi wrażenie. Podobnie jak poprzednik, zasłużyłeś na cztery jabłka. Ścierwisław odpowiedział podając poprawną lokalizację, ale miał nad sobą dwa kompletne wyjaśnienia, do których się odwołał. Tym samym otrzymuje jedno jabłko. Ryma2001 przykro mi, ale nie trafiłaś. Twój tok rozumowania był ciekawy, choć poprowadził Cię do błędnego wniosku. Uszatka miała jeszcze przewagę pierwszego posta, więc dostała nagrodę pocieszenia, której Tobie niestety nie mogę przyznać. Tak czy inaczej zapraszam do wzięcia udziału w następnej kolejce. Wkrótce w ogłoszeniu powstanie ranking, który na bieżąco będziemy aktualizować. Zapraszam do dalszej zabawy! A przed Wami nowa zagadka. Lokacje pozostają te same, ale... ha! Żeby było trudniej, dochodzą nowe udziwnienia. Przede wszystkim po ostatnim sukcesie Flutterbat, rodzina Apple postanowiła zabezpieczyć się przed atakiem, dlatego w dwóch lokacja umieszczone zostały pułapki. Jeśli ktoś wytypuje miejsce z zasadzką, nie tylko nie dostanie soczystych przysmaków, ale jeszcze straci w ogólnej punktacji. Tym bardziej doradzam ostrożność. No i ta kolejka różni się od poprzedniej. Plotki są bardziej niejasne, a oprócz tego... Ale cii, to tajemnica. Ktoś źle życzy interesowi Applejack, najwyraźniej jakieś złe kucyki cieszą się, że jabłkowy wampir plądruje ich magazyny. Flutterbat dostała zaszyfrowany komunikat z absolutnie prawdziwą informacją. Szyfr nie należy do trudnych, to prościutki kryptogram (bez polskich znaków). Może ułatwić Wam poszukiwanie, jeśli rzecz jasna go rozwiążecie. Co więcej, zagadka robi się bardziej skomplikowana. Ktoś w sadach wpadł na pewien pomysł. Domyślili się, że okolica pełna jest szpiegów, zdecydowali się wiec umieścić ładunek w pięciu wielkich skrzyniach, czerwonej, pomarańczowej, zielonej, fioletowej i niebieskiej. Tylko w jednej z tych skrzyń zostały umieszczone godne zrabowania jabłka, a samą skrzynię ukryto w którymś miejscu. Niestety, nie wystarczy wskazać koloru skrzyni, nas interesuje tylko miejsce. Tak czy inaczej, nagradzamy tok rozumowania. Pula jabłek się poszerza, bo zagadka jest trudniejsza. Tym razem, łącznie do wygrania jest aż 20 jabłek! 1) Na początek paczka czterech absolutnie pewnych i prawdziwych informacji na temat skrzyń. Każda z nich jest prawdziwa, ale ich znaczenie nie jest jakieś wielkie: - Skrzynie w kolorze fioletowym i czerwonym są na pewno puste. - Zielona i fioletowa skrzynia zostały umieszczone w Twierdzy i Jabłonarium, jednak nie wiadomo, gdzie która. - W Starym Młynie umieszczono niebieską skrzynię. - W Pawilonie na pewno nie umieszczono czerwonej skrzyni. 2) Zebrane informacje. Tym razem jest dużo trudniej. Wśród czterech informacji, dwie są na pewno prawdziwe, a pozostałe... Nie wiadomo, mogą być albo prawdziwe, albo fałszywe. Jak zwykle, to do Was należy ich weryfikacja. - W trzech lokacjach, Piwnicy, Jabłonarium i Młynie, zamontowano dwie pułapki. - W Młynie i Pawilonie znajdują się pułapki. - Jabłek na pewno nie ma w Twierdzy. - Jabłek na pewno nie ma w Jabłonarium. 3) O czym mówi rodzina Apple. Wiadomo, że większość rzeczy rozpowiada po to, by zmylić przeciwnika, dlatego tutaj są dwie informacje na pewno fałszywe. Nie wiadomo jednak, jak wygląda sprawa pozostałych, które mogą być albo prawdziwe, albo fałszywe. - Jabłka umieszczono w Młynie, w końcu Flutterbat nie zaatakuje dwa razy tego samego miejsca. - W twierdzi znajduje się taka pułapka, że biada temu szkodnikowi, który tam wejdzie. - Jabłek na pewno nie ma ani w Piwnicy, ani w w Jabłonarium, ani w Pawilonie. - Jabłka są gdzieś blisko domu rodziny Apple, albo w Twierdzy, albo w Pawilonie. Na koniec jeszcze zagadka z kryptogramem: - Każdej literze alfabetu odpowiada inna. - Tekst został zapisany w sposób zaszyfrowany, skądinąd bardzo prostym sposobem. - Polskie znaki zostały pominięte. - Informacja jest pewna i prawdziwa. Oto jego treść: EBQMVAN NCCYR HXELYN WNOYXN NYOB J GJVREQML NYOB J CNJVYBAVR Tym samym zapraszam do rozwiązania naszej zagadki: No i ha... Rzućmy okiem też, co dzieje się na farmie, czyżby Applejack miała zamiar dać nauczkę złodziejce jabłek? Jeśli zagadka okaże się ponad Wasze możliwości, dodamy więcej podpowiedzi. Gwoli ścisłości kolor nie jest wymagany w odpowiedzi.
  16. Panie i panowie! Klacze i ogiery! Dzielne kucyki, oto przed Wami pierwsza część naszego wielkiego polowania na jabłka! Każdy z Was może na podstawie wskazówek dać Flutterbat namiar na jedną i tylko jedną lokację. Jeśli traficie – gratuluję, udało Wam się zgarnąć ogromną, słodką, soczystą nagrodę w postaci ładunku jabłek. Jeśli coś pójdzie nie tak, to znaczy, gdybyście jednak podali złą lokalizację… Przykro nam, ale będziecie musieli obejść się smakiem. Tak czy inaczej, warto próbować, czyż nie? Jeśli jednak nie czujecie się na siłach, by na podstawie stosunkowo małej ilości poszlak dać swoją ostateczną odpowiedź, możecie poczekać. Z czasem podpowiedzi pojawiać będzie się więcej, lecz wraz z nimi, zmniejsza się też pula możliwych do zdobycia jabłek. Coś za coś, moi drodzy! Tym razem na liście znajduje się pięć lokacji, podejrzanych o to, że w którymś z nich ukryty został cenny ładunek. Posegregowane zostały według odległości od Sweet Apple Acres, co może mieć znaczenie we wskazówkach. Oto one, wraz z opisami: Główny magazyn jabłek (kryptonim „Forteca”) Tuż przy samym domu rodziny Apple, znajduje się główny magazyn. Potężny budynek, od początku zaprojektowany do przetrzymywania w nim ton słodkich owoców. Już z daleka robi wrażenie, mocne, kamienne ściany, solidna brama, najtwardsza dachówka. Można by uznać, że to twierdza, a nie zwykły budynek. Jednak nawet miejsce takie jak to, może mieć swoje wady. Ponoć najciemniej jest pod latarnią, być może mieszkańcy farmy uznają, że nikt nie odważyłby się podnieść kopytka na teoretycznie niemożliwy do sforsowania magazyn. Gdyby tak dobrze rozejrzeć się za niedoskonałościami… Na pewno gdzieś istnieje niezabezpieczone wejście. Podziemny magazyn (kryptonim „Piwnica”) Niedaleko wejścia do sadów znajduje się ciężka, drewniana klapa, a pod nią przejście. Prowadzi on do drugiego magazynu, położonego w podziemiach. Ponoć, gdy rodzina Apple próbuje ukryć przed innymi kucykami nadmiar swoich jabłek, chowa je właśnie tam, z dala od wścibskich oczu. Teoretycznie klapa jest zamknięta na solidna kłódkę i nadzwyczaj dobrze ukryta. Ale… no właśnie: Zawiasy wyglądają na przyrdzewiałe, a wejście wcale nie jest tak tajne, jak mogłoby się wydawać. Flutterbat doskonale wie, jak się za to zabrać. Pytanie tylko, czy ciągle znajdują się tam jabłka i czy nikt nie zastawi na nią pułapki? problemem. Jabłonarium (kryptonim „Magia”) Nowo powstałe miejsce, początkowo bardziej jako atrakcja, niż faktyczny magazyn. Grupa jednorożców, do spółki z Twilight Sparkle, użyła swojej magii, by zamienić kilka rozłożystych jabłoni w specjalny, solidny budynek. Może niezbyt nadaje się on do zamieszkania, jednak jest na tyle mocny, że spokojnie można trzymać w nim jabłka. Do tego wszystkiego ładnie wygląda, gdyż jego dach tworzą splecione gałęzie, a ściany zrobione są z litych pni. Jeśli faktycznie postanowili ukryć tam jabłka, nie przewidzieli jednego. Flutterbat do perfekcji opanowała sztukę ukrywania się wśród konarów drzew, umie też znakomicie przekradać się między gałęziami. Dostanie się do środka składu nie będzie dla niej raczej specjalnym problemem. Gdyby faktycznie znajdował się tam ładunek… to byłaby dla niej wspaniała noc. Stary młyn (kryptonim „Młyn”) Czymże byłaby farma, bez stojącego na wzgórzu wiatraka? Inna sprawa, że z tego na Sweet Apple Acres nikt nie korzysta z niego już od wielu lat. Na szczęście ktoś zaradny wpadł na pomysł, by przerobić go na rezerwowy magazyn. Tam też ukrywają sporą część swoich zapasów jabłek, sądząc, że nic im tam nie zagrozi. Mają rację, prawda? W końcu kto szukałby jabłek w młynie? Tym kimś, może być Flutterbat. Jeśli jej się poszczęści, tym razem trafi na ładunek, znajdzie całą masę owoców i zaspokoi swój nieokiełznany apetyt. Gorzej, jeśli okaże się, że miejsce jest dużo bardziej „pancerne”, niż mogłaby przypuszczać. Tak czy inaczej, chyba warto to sprawdzić! Poza tym… wygląda upiornie, wampir w nocy, przy świetle księżyca wyglądałby wspaniale na tle takiego wiatraka. Pawilon handlowy (kryptonim „Pawilon”) Na skraju Sweet Apple Acres znajduje się budynek stworzony jako wsparcie hurtowej sprzedaży jabłek, tam właśnie w okresach szczytu trzymane są dziesiątki skrzyń najlepszych odmian owoców. Eleganckie, pomalowane na czerwono ściany, z rysunkami jabłek z daleka zachęcają kupujących do odwiedzenia sadu. Niewykluczone, że rodzina Apple właśnie tam postanowiła ukryć swoje zapasy, w pozornie bezpiecznym pawilonie. Być może jednak ostatni remont dachu nie został przeprowadzony tak skrupulatnie, jak wszyscy sądzą, a między krokwiami zachowała się jakaś, chociażby najmniejsza szczelina? Warto byłoby to sprawdzić, zwłaszcza, że dla kucyka wampira latanie nie jest specjalnym wyzwaniem. Dobrze, skoro mamy za sobą opisy, warto przejść do wskazówek. Nie myślcie sobie jednak, że będzie tak łatwo, o nie! Większość poszlak bazuje na plotkach, dlatego niczego nie można być pewnym. Flutterbat słyszała ich całkiem sporo, jednak sama nie jest pewna, które z nich są prawdziwe, a które wyssane z kopytka. Do Was należy ocenienie tego. Oto przed Wami początkowy pakiet informacji. Żeby nie było jednak za łatwo, nie możecie wierzyć we wszystkie. Posegregowałem je w kilku grupach, według ich potencjalnych wartości. Część pierwsza to najmocniej zweryfikowane informacje, tylko jedna z nich jest fałszywa, reszta to sama prawda. Drugi pakiet… Tu jest niezbyt miło, większość z tego to celowo rozpowszechniane, mylące wieści, ale kryje się tam jedna prawdziwa informacja. Ostatnia część to plotki, tutaj nic nie jest pewne, każda może być albo prawdziwa, albo fałszywa. Oto i one: Część I (Tutaj informacje są prawdziwe, z wyjątkiem jednej, która jest ewidentnie fałszywa.) - Według tego, co powiedział Big Macintosh (a ten nie mówi zbyt wiele), jabłka ukryte zostały albo w piwnicy, albo w starym młynie. - Co innego mówią jednak okoliczni farmerzy, którzy jak to na wsi, lubią sobie czasem podglądać. Ich zdaniem kryjówka znajduje się albo w piwnicy, albo w pawilonie, albo w jabłonarium. - Tymczasem według Cuty Mark Crusaders, nikt nie trzyma jabłek w jabłonarium. Tamto miejsce świetnie nadaje się do zabawy, a nie znalazły tam skrzyń. Część II (Tu jest trudniej. Tylko jedna informacja jest prawdziwa, reszta jest fałszywa.) - Jabłka znajdują się w głównym magazynie, z całą pewnością! (Nikt nie wie, kto to powiedział, ale może mieć rację) - Rodzina Apple na pewno trzyma jabłka albo tuż przy farmie, to jest w głównym magazynie, albo w pawilonie handlowym. Przecież nie ryzykowaliby innych, dziwnych miejsc. - Jakiś szemrany listonosz wspomniał coś o tym, że przypadkiem wpadł przez klapę do podziemnego magazynu. Mówił też, że nie ma tam jabłek. Czy ma rację? - Zarówno stary młyn jak i jabłonarium nie mają ukrytych żadnych jabłek. Z cyklu „O czym szumią jabłonie” Część III (Typowe plotki. Każda plotka jest niepewna, może być albo prawdziwa, albo fałszywa.) - Ktoś widział Applejack, układającą skrzynie z jabłkami w pawilonie handlowym. A może to był cydr? Nie… raczej jabłka… - Granny Smith pomagała przy układaniu jabłek, a przecież taka staruszka nie dojdzie dalej, niż do podziemnego magazynu. Jabłka są w głównym magazynie lub w piwnicy. - Ponoć w starym młynie świeciły się światła. Jabłka z całą pewnością ukryte są tam! - Podziemny magazyn kryje wiele, wiele sekretów. Ponoć istnieje tunel, łączący go z piwnicą domu rodziny Apple. W ten sposób mogliby zapełnić magazyn tak, by nikt o tym nie wiedział, co zapewne zrobili. Tam znajdują się jabłka. - Co jak co, ale w „fortecy” nikt nie magazynuje jabłek w taki upał. Wszystkie zgniłyby szybciej, niż ktokolwiek zdążyłby zawołać „Golden Delicious”. Z czasem pokaże się więcej poszlak, by ułatwić Wam szukanie. A teraz zapraszam do oddawania głosów!
  17. Po długim okresie suszy w końcu kolejna publikacja. Zapraszam wszystkich zainteresowanych do lektury "Poszukiwaczy Ścieżek"!

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. Alberich

      Alberich

      Nie piłem alkoholu o grudnia, szach-mat gimboateusze!

    3. WhiteWarrior

      WhiteWarrior

      Nie marnuj w czasu statusach tylko pisz w dalej "W poszukiwaniu..." :P

    4. Neonowaty

      Neonowaty

      Alb. To trza to będzie jakoś niedługo naprawić :D

  18. Witam wszystkich moich czytelników bardzo serdecznie! Po dłuuugim okresie czasu mogę z niemałą satysfakcją ogłosić, że drugie opowiadanie z serii Poszukiwacze Ścieżek, pt. "Duch Ponyville", traktujące (a jakżeby inaczej) o Pinkie Pie, zostało wreszcie ukończone. LINK! Dziękuję Wam wszystkim, a kilku osobom w szczególności: Dolarowi za (jeśli mogę pozwolić sobie na wulgaryzm) "zjebę edukacyjną" i ogólną pomoc. Jeśli ktoś tutaj przyczynił się do napisania tego opowiadania, to jest to przede wszystkim on, za co jeszcze raz bardzo mu dziękuję. Bafflingowi, który od początku bardzo kibicował powstaniu tego fika. Pomógł i zrozumieć kilka rzeczy i służył radą. Wiem, że tej wersji daleko do ideału, ale zrobiłem co w mojej mocy, między innymi właśnie dzięki niemu. Scyferowi, konstruktywnemu prereaderowi, który jednak daje też sobie radę z motywacją. Cieszę się, że jesteś fanem tej serii i zapewniam, że już niedługo następna część. Chciałem też powiedzieć, że... hm... Jestem zadowolony z tego opowiadania, choć miejscami nie jest idealne. Wiele rzeczy mogłem na pewno zrobić lepiej, efekt końcowy mógł być bardziej dopracowany... Ale stworzyłem to opowiadanie i wygląda na to, że da się je czytać, więc już jest dobrze. No i ostrzeżenie - nie widziało jeszcze korekty, więc błędów może być w cholerę i trochę. Postaram się na bieżąco je poprawić. Pozdrawiam i zapraszam do zapoznania się z fikiem!
  19. Komentarz pod Attkinsem był, teraz czas na moją opinię o Eternal Father. Nie będę się specjalnie rozpisywał, ale kilka słów przecież mogę napisać. Daruję też sobie stronę techniczną, jest ok, ja niczego nie zauważyłem. Tym razem zbiór luźnych przemyśleń. Jak pisałem w poprzednich komentarzach, bolączką Attkinsa była dla mnie kreacja M6, zostawiająca wiele do życzenia. Nie miałem nawet pretensji o to, że zostały przedstawione jako złe postacie, bo to może być całkiem ciekawy motyw, chodziło mi o to, że będąc złe i tak nie przypominały samych siebie... No ale nie o tym miałem mówić... Po prostu ucieszyłem się, że następny fik będzie miał samych OCków, skądinąd zwykle całkiem ciekawie pomyślanych. Razor Drill jest spoko, po prostu. Podoba mi się koncepcja żołnierza z zasadami, teraz jeszcze lekko przytłoczonego sławą, która na niego spadła po niesławnym incydencie w Ponyville. Bosman też był całkiem ok, podobnie jak inni... To jedna z zalet tego fanfika, że autor kreując ledwie garść bohaterów, zdołał pokazać relację między marynarką a piechotą, oficerami, wysokimi oficerami, podoficerami i zwykłymi żołdakami. Nie ma tutaj smutania, wielkich żalów i rozczarowań. Zamiast tego dostajemy solidną, wojskową dyscyplinę wysokiej próby. W połączeniu z szermierką słowną między "równymi sobie" wspaniale widać kontrast tych rozmów z relacjami wyżej-niżej. Po prostu dobra robota. Na początku dostaliśmy też przyjemny opis sytuacji międzynarodowej. Zwykle lubię czytać takie rzeczy, a i tym razem się nie zawiodłem. Masa krajów tego świata terkocze jak multum zębatek w rytm światowej polityki, tworząc sojusze, niepewne koalicje i układy. A po co? No jak to po co, dla władzy i pieniędzy! Przemawia do mnie ta wersja. Wiem, że Dolar inspiruje się oficjalną mapą, nie mam nic do tego, choć znając jego umiejętności w tworzeniu rzeczy "dużych" chciałbym zobaczyć państwa jego autorstwa. Pojawiła się też kwestia religii, z całkiem ciekawymi propozycjami. Sam rzecz jasna rozwiązałbym to inaczej, ale ta wizja bardzo do mnie przemawia, zwłaszcza pokazanie szacunku do tego, co dzieje się na morzu. Pośród fal i sztormów inni bogowie zostają gdzieś baaardzo daleko... No i nie zabija się albatrosów. Jak dla mnie opowiadanie jest dobre. Być może brakuje w nim czegoś dużego, jak w Attkinsie, ale i tak zdaje egzamin. Tamto miało bardziej wyraźne wady i bardziej wyraźne zalety, to jest zdecydowanie bardziej równe. Jest dobre, nie ma co narzekać. Jedyna rzecz, którą chciałem ujrzeć, a jaj nie dostałem, to wymienienie chociaż kilku rzeczy, które poświęcili żołnierze, pomogłoby mi to bardziej poczuć kaliber tej ofiary, bardziej uświadomić mi, jak wiele warte było życie tego jednego albatrosa. Ale nie ma tego... i też nie jest to jakimś wielkim problemem bo Eternal Father trzyma poziom. Będę czytał opowiadania o Razor Drillu, bo nawet mi się podobają. Nie jest to przygodowa lektura pełna akcji, ani odcinkowy SoL, to bardzie refleksja na temat wojska, świata... i panujących w świecie noszących broń zwyczajach. Jeśli ktoś interesuje się militariami w aspekcie bardziej, że tak powiem kulturowym, to bardzo polecam mu tego fika. Jeśli nie, też można go czytać, na pewno nie będzie to czas stracony. Pozdrawiam i przestrzega, by szanować zwyczaje marynarzy!
  20. Temat może odrobinkę czuć już zapachem naftaliny, ale mimo wszystko warto go odkopać. Dziękuję wszystkim, którzy podzielili się swoimi opiniami, najczęściej bardzo interesującymi. Postanowiłem dla rozruszania dyskusji trochę nakierować Waszą uwagę. Rzecz jasna każdy dalej może pisać o dowolnym odcinku, jeśli tylko chce... ale daję oficjalny temat: W sezonie drugim dostaliśmy dwa duże odcinki poświęcone przede wszystkim osobie Fluttershy. Były to "Putting your hooves down" i "Hurricane Fluttershy". W czasach moich początków w fandomie słyszałem różne opinie na temat tych dwóch odcinków, często były ze sobą porównywane. Teraz pytanie do Was - który podobał Wam się bardziej? W którym z nich kreacja Fluttershy była wierniejsza? Czy podobały Wam się pomysły twórców? Zapraszam do podzielenia się przemyśleniami!
  21. Alberich

    Rule34 - zło?

    Rzadko zdarza mi się wypowiadać w off-topach, ale skoro już tu jestem i mam chwilę, to rzucę kilka słów, bo i temat jest (przynajmniej według mnie) istotny. Do tego wszystkiego kilku znajomych powiedziało swoje zdanie, więc nie chcę pozostać z tyłu. Przy okazji - jestem przeciwny przenoszeniu dyskusji o R34 do MLS. Nie chcę w rozmowie "wymieniać się przykładami", tylko teoretyzować, dlatego jestem za tym, by temat pozostał tutaj. Ponadto do MLS zaglądają przede wszystkim osoby zainteresowane wyżej wymienionymi treściami, często więc bardziej im przychylne. Zależy mi na dyskusji możliwie jak najbardziej rzeczowej, w miarę możliwości bez konieczności zapoznawania się z tymi treściami. R34... Istnieje i będzie istnieć, tego nie zmienimy. Specyfika internetu, inwencja twórcza niektórych i niemal nieograniczony dostęp do pewnych treści tylko będą to napędzać. Dla celów dyskusji ograniczę się do R34 w naszym fandomie, bo tutaj sprawa jest ciekawsza. Nie lubię clopów, wręcz ich nie znoszę. W żadnej postaci, ani artów, ani fików, komiksów czy czegoś innego. Neguję je i mam swoje powody. Kucyki są dla mnie symbolem niewinności, obiektem tęsknoty za dzieciństwem i czymś tak absolutnie estetycznym, że dodanie do nich wątków seksualnych wydaje mi się nie na miejscu. Z tego typu treściami nie chcę mieć do czynienia. Rozumiem jednak, że komuś innemu nie będą przeszkadzać, mało tego, komuś nawet mogą się podobać. Proszę bardzo, żyjemy w wolnym świecie, a ja nie mam prawa niczego Wam zabronić, to Wasza wola. Nie będę nikogo próbował nawracać, bo kwestia zainteresowań "łóżkowych" każdego człowieka, jest jego sprawą osobistą, leżącą poza moją sferą tabu. Nie wyklnę ze swoich znajomych nikogo dlatego, że jest cloperem, ani nie będę go przez to sądził. Ale... tak to "ale" musi się tu znaleźć, nie akceptuję próby "nawracania" mnie na clopy. Tak samo jak Wam mają się one prawo podobać, tak mnie i masie innych ludzi kojarzą się one źle, zostawiają skazę na umyśle i nie chcemy mieć z nimi do czynienia. Zostawcie więc swoje arty, fiki i komiksy ze współżyciem cielesnym kucyków sobie, a nam dajcie święty spokój. W ten sposób utrzymamy cenny status quo, bez wojen, bez hejtu, którym straszą nas w niektórych komentarzach. Smutna prawda jest taka, że dużo łatwiej znajdować obrazki R34 niż ich nie znajdować. Nie wszystkie filtry są skuteczne, a nawet podróżując po pozornie bezpiecznych stronach można natrafić na treści z granicy clopów, które mają to do siebie, że czasem prześladują człowieka. No ale trudno, powiedzmy, że to pewnego rodzaju margines. Są jednak dwa typy ludzi, którzy budzą moją niechęć. Pierwsi, ci mniej szkodliwi, to uparci "obrońcy praw cloperów". Sam fakt istnienia takich osobników wydaje mi się śmieszny. Moi drodzy, do clopów macie ogromny dostęp, jeśli nikomu ich nie udostępniacie, nie zostaniecie przez nikogo zrugani, większość fandomu wie, że coś takiego istnieje i toleruje używanie clopów na prywatny użytek. W czym więc problem? Ano w tym, że ich zdaniem cloperów publicznie się wyszydza i obrzuca błotem. Zdarzają się takie przypadki, czasem nawet zdecydowanie przesadzone, jednak nadużycia ze strony innych praktycznie zawsze są odpowiedzią na nadużycie ze strony cloperów, przesadnie się afiszujących lub rozrzucających swoje arty. Jeśli ja nie mam zamiaru oglądać obrazków z kopulującymi kucykami, z całą pewnością negatywnie odniosę się do kogoś, kto rzuci mi je przed nos, prywatnie czy publicznie. A słowa typu "jestem cloperem i jestem z tego dumny" zawsze wydawały mi się odrobinę śmieszne. Drugi typ to ci, którzy rozrzucają arty gdzie się da i wszystkich zapraszają do swoich cloperskich rozrywek. Jeśli na zdecydowaną, negatywną odpowiedź dadzą sobie spokój, niech będzie, da się z nimi żyć. Gorzej jednak, jeśli w swojej nachalności przechodzą wszelkie granice dobrego smaku. Mało co tak świadczy o niedojrzałości niektórych, jak przesadna transparencja takich treści i afiszowanie się ze swoimi zainteresowaniami cloperskimi. Z przykrością stwierdzam, że wielu z nich nie dorosło, by żyć w cywilizowanych społecznościach. Jeszcze jedna kwestia tycząca się pewnego rozróżnienia. Wielu pisze, że clopy dzielą się na lepsze i gorze. Owszem, wiele z nich to obrazki mające na celu jedynie pokazać kucyki w niedwuznacznych pozach i podniecić odbiorcę, zdarzają się jednak prawdziwe "perełki", stworzone ze smakiem i rzekomo piękne. Tutaj wychodzimy już trochę poza fandom, bowiem istnieją dwa pojęcia: erotyki i pornografii. O ile erotyka skupiona jest na doznaniach estetycznych, związanych z odkrywaniem i pokazywaniem sfery intymnej, uczuciowej i miłosnej, o tyle pornografia ma na celu wywołanie podniecenia i zaspokojenie (lub jeszcze większe wywołanie) popędu. U nas w fandomie zdarzają się oba typy, problem w tym, że granica między nimi jest bardzo płynna. Powiedzmy jednak, że erotyka to ciągle gałąź sztuki, o tyle pornografia, zwłaszcza w fandomie, zawsze pozostanie pornografią. Sam nie jestem fanem wiązania erotyki z kucykami, jednak dopuszczam, że ktoś może tworzyć coś takiego i nawet osiągać pozytywne efekty, jeśli zrobi to z głową. Pornografia i MLP, czyli większość istniejących clopów, to natomiast rzecz, z którą mieć do czynienia nie mam zamiaru. Ktoś wspomniał też, że wielu uzdolnionych artystów tworzy clopy, miast zająć się innymi artami. Szkoda, bardzo szkoda, ale to strata dla mnie, a być może zysk dla tych, którzy jednak clopy lubią. Tak czy inaczej też będę nad tym faktem ubolewał. Jeszcze parę słów podsumowania. Ludzie są różni. Jedni lubią clopy, niech będzie. Inni, jak na przykład ja, szczerze ich nie cierpią i tak samo jak tamci, mają do tego prawo. Zainteresowania łóżkowe są indywidualną sprawą każdego człowieka, a transparencja tychże jest niegodna niezależnie od tego, czy sprawa tyczy się kucyków, czy też nie. Przyjęcie tego zamknęło by większość konfliktów. Problemem są jednak walczący o "prawa cloperów", ludzie natarczywie rozsyłający cloperskie treści, jak i "święci bojownicy", którzy na każdym kroku wyrażają swoją nienawiść i pogardę do każdego, kto ma jakikolwiek kontakt z clopami. Niestety, te grupy raczej nie znikną. Przynajmniej niech cała reszta pozostanie ogarnięta. Pozdrawiam wszystkich i życzę przyjemnej dyskusji na poziomie.
  22. Dziękuję wszystkim, którzy poświęcają swój czas, by zamieszczać tutaj arty! Dzięki temu galeria działowa staje się coraz lepsza. Ja sam pozwolę sobie rzucić kilkoma obrazkami:
  23. Ponieważ każdy z Was przytoczył treściwe posty, bogate w dobrą argumentacje i nieraz jeszcze lepsze pomysły (Fistach, komentarz o cydrze był cudowny) wszyscy dostaliście reputkę. To mało, a że niespecjalnie mam Wam co dać, mogę Was na razie tylko bardzo pochwalić i podziękować Wam z całego serca. Może w przyszłości wymyślę lepszy system motywacji. No ale dobrze, pierwszy temat, najbardziej ogólny, doczekał się ciekawych spekulacji. Teraz czas na uczynienie naszej rozmowy odrobinę bardziej szczegółową. W spoilerze obrazek, o czy będzie mowa. Twilight i Fluttershy. W pierwszym poście zrobiłem ledwie zaczątek tego tematu, pisząc, że chyba najmniej wiem na temat ich relacji. Są przyjaciółkami, nawet pasują do siebie charakterem, tak jak Twilight zamyka się czasem w swoim świecie nauki, książek i perfekcjonizmu, tak Fluttershy... po prostu jest nieśmiała i cicha. Teoretycznie swoim spokojem i nienachalnością powinny się do siebie przyciągnąć. Czy jednak tak jest? Zapraszam do wygłaszania teorii! (A ja swoją pełniejszą pozwolę sobie rzucić po wszystkim)
  24. Z całą pewnością będzie to jedyny fanfik, którego poczytność przekracza sto procent! A tak będąc bardziej poważnym, to za mało matmy. Ocena to jakieś ((99^(1/2)) + e*i)) Dałbym więcej Im(z), ale niestety, odejmuję za kebab wegetariański. Zapraszam i polecam. Piotr Fronczewski. I mały bonus:
  25. Usłyszałem od Dolara masę dobrych rzeczy na temat BP. Fisk starał się przekonać moją mamę, że Background Pony to najlepsza rzecz, jaka zdarzyła się fandomowej literaturze i absolutne dzieło sztuki, dochodzą komentarze, otoczka, wstępny opis. Powiem wprost - jarałem się na ten fanfik jak arab na kurs pilotażu. Chciałem na własne oczy zobaczyć, co to takiego. Czy jest tak wspaniałe, jak wielu mówi? Czy ta lektura odmieni moje życie? Czym prędzej więc załapałem się do sztabu pre-readerskiego i zaatakowałem tego fika. Co sądzę? Normalnie napisałbym tutaj recenzję, typowy komentarz, czy coś w tym stylu, ale... To nie na miejscu teraz, wolę po prostu Wam... poopowiadać. Zanim jednak zacznę stwierdzam, że tłumaczenie jest po prostu ładne i... dziękuję za możliwość jego czytania. Znam język angielski dość biegle, mówię nim i go rozumiem, ale czytanie "trudnego" fanfika ze słownikiem w ręku miast być przyjemnością, mogłoby stać się udręką. Tym bardziej serce rośnie, że Dolar to tłumaczy. No ale dobrze, o czym to jest możecie dowiedzieć się z opisu. Ja sam czytając pierwsze, dwie, trzy strony miałem jeszcze mieszane uczucia, ale potem, gdzieś tak koło piątej, do ósmej, wiedziałem, że ten fik jest dobry. Mało tego, już jest świetny. Na Miłość Boską, dlaczego ten komentarz jest taki trudny? Wiecie... powiedzieli mi, że im dalej, tym fanfik mocniej oddziałuje na czytelnika. Ja jego moc czuję już po pierwszym rozdziale. Tym samym zastanawiam się, czy powinienem czytać go dalej. To głupia dywagacja, bo wiem, że sobie tego nie odmówię, ale... Znając życie, mocno go przechoruję. Dlaczego jednak tak szybko? Czemu mówię po lekturze jednego rozdziału takiego słowa? Co takiego sprawiło, że czekam na BP, choć na dobrą sprawę nic jeszcze nie wiem? Styl i narracja są dobre, ale to nie to. Nie były to też ani fabuła, ani nadzwyczajna kreacja któregoś z bohaterów, ani jakiś pomysł, który rzucił mnie na kolana. Po prostu to opowiadanie, widzę to już teraz, ma Ducha. Ducha, który sprawia, że muszę myśleć nad tym, co przeczytałem. Do tego wszystkiego Duch ten nadaje tekstowi emocji, praktycznie rzecz biorąc czuję, że to, o czym czytam jest poważne i poruszające, nawet jeśli nie wydarzyło się nic dużego kalibru. Kurcze, jeśli to pójdzie dalej, a wierzę że pójdzie... Ten fik jest dla mnie szansą, że będę żył opowiadaniem... a dla takiej szansy warto mieć nadzieję. Nie będę wymyślał wad tekstu, choć może na jakieś bym wpadł. Po prostu czytajcie to i dajcie się ponieść Duchowi. Reszta jest milczeniem.
×
×
  • Utwórz nowe...