Skocz do zawartości

Alberich

Brony
  • Zawartość

    164
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    6

Wszystko napisane przez Alberich

  1. Serdecznie witamy Was wszystkich w niespodziewanie szybkich odpowiedziach Fluttershy... czyli mnie. Kondycja użytkowników jak widzę jest naprawdę dobra, gorzej z nowoczesną technologią forum, bo z jakiegoś powodu niektóre cytaty nie chciały się przenieść. Trudno. Oto Zapytaj Fluttershy! Nie ma co czekać, przejdźmy do samej treści. Zanim jednak Wam odpowiem, chciałam bardzo Wam podziękować, moi drodzy, za szybkie odpowiedzi. Postanowiliśmy z Alberichem, że jeśli dalej będziecie tutaj tak aktywni, to i my nie będziemy zwlekać po prawie pół roku. Jesteście wspaniali, dziękuję. Jak wyżej. Więc... do dzieła! Widzisz, Fluttershy? Wystarczył jeden precedens, że ktoś mnie przywitał, a teraz taaaka sława! Niedługo, niczym właśnie Marcin Prokop, o którym była mowa, nie będziesz potrzebował zaproszenia do żadnego miejsca, bo i tak wszędzie będziesz mile widziany. No właśnie, Fluttershy, no właśnie. Ave Cezar, sława i chwała. Wiesz... może zamiast latać po Krakowie lub Będzinie naszym pudełkowym batponymobilem, powinniśmy założyć telewizję śniadaniową? Oł, to jest pomysł! Na pewno jeszcze do tego wrócimy. 1. Czy wiecie o tym, że betonowe bloki mieszkalne są zbudowane z betonu? Widziałam tutaj niektóre z tych betonowych bloków, przyjrzałam im się i faktycznie – są zrobione z betonu... tak myślę, bo nie jestem specjalistką... Jednak wszystkie te stare bloki wyglądają tak... smutnie identycznie, zupełnie, jakby budowały je kucyki ze znakami równości na boku. U nas to się nazywa socjalizm. 2. Polskie elektrownie zużywają bardzo dużo prądu, w związku z czym planuje się je wyłączyć (źródło). Co wy o tym sądzicie? U nas w Equestrii też mieliśmy podobny problem. W sąsiedniej wiosce zbudowano elektrownie na tęczę... Ała... cóż za okrucieństwo! Nie, nie taką... znaczy... wiem o czym mówisz, bo słyszałam o "Rainbow Factory" i zapewniam cię, że nie robi się jej z kucyków, ten kto to wymyślił miał po prostu bujną wyobraźnię. Ale wracając – postawili tam elektrownie, kupili kilkanaście kilometrów zwiniętej tęczy jako paliwo i ruszyli. Niestety... długo nie podziałała... Co się stało? Mieszkańcy stwierdzili, że prąd nie jest specjalnie potrzebny tam, gdzie prawie do niczego się go nie używa, a większość rzeczy można załatwić przy pomocy magii. Nie bez znaczenia był fakt, że tęcza jest wyjątkowo smaczna, gdy dobrze się ją przyrządzi. Wyciągnęli więc belę tęczy z magazynu i urządzili wielki festyn kolorowych przysmaków. Byłam na nim i muszę powiedzieć, że to chyba jednak był dobry pomysł, mieli naprawdę przepyszne przekąski. U nas tęcza nie jest jadalna... ale podobno na jej końcu czeka garnek złota. A mój komentarz, co do elektrowni – jeśli ktoś ma rower z dynamo, lepiej niech trzyma go blisko domu, bo już niedługo może mu się bardzo przydać. 3. Czy dziura grozy wchłonie wszechświat za mojego życia? Czy przeniesie się do Equestrii? Czy zwierzęta pod opieką Fluttershy już panikują? (link) Ojej... Co się dzieje? Widziałeś tę okładkę? Ta "dziura grozy" powstała w Sosnowcu. To bardzo blisko od twojego domu. Myślisz, że nic ci nie będzie? Myślałem, że ona zawsze tam była... Całe to miasto to jedna wielka dziura grozy... Obyś miał rację... A co do pytania – moje zwierzęta nie panikują, ale ja tak... Czy oprócz zwierząt hodujesz również rośliny? Jak wspominałam w poprzednich odpowiedziach, mam nawet własny ogródek. Łatwiej jest wykarmić tyle zwierząt, gdy nie trzeba wszystkiego kupować. A rośliny to też ważny fragment natury, więc bardzo je lubię. Yhm... yhm... LINK Co myślisz o ludziach i kucach, którzy zabijają zwierzęta, żeby mieć trofeum? ( Chodzi mi o ludzi takich jak amerykański dentysta, który zabił lwa Cecila ). Bardzo mi się to nie podoba. Rozumiem, że ludzie w przeciwieństwie do kucyków jedzą mięso, ale... to nie było po to, by zapewnić sobie pożywienie, to był bestialski akt rozrywki. Nie rozumiem, co kogoś może bawić w polowaniu, tak samo jak nie podobają mi się trofea myśliwskie. To... niewłaściwe. Jakie rady dałabyś ludziom i kucom, którzy kupili zwierzęta? Po pierwsze – bądź odpowiedzialny. Zwierzę to nie rzecz i trzeba o nie dbać. Po drugie – nie bój się uczyć, im więcej będziesz wiedział o swoim przyjacielu, tym lepszą będziesz mógł mu zapewnić opiekę. Po trzecie – jeśli wiesz, że sobie nie poradzisz, nie podejmuj się wyzwania, tak będzie lepiej i dla Ciebie i dla zwierzęcia. To chyba najważniejsze punkty. Wasi mali przyjaciele odwdzięczą się przywiązaniem i miłością. Och... koszmarnie... Lubisz chodzić po górach? Tak, lubię. To dobre dla zdrowia, można podziwiać ładne krajobrazy, trochę sobie pochodzić... No i góry to dom dla wielu niezwykłych zwierząt, jak na przykład świstaki i kozice. Jakie masz zdanie na temat prywatyzacji Lasu Everfree Lasów Państwowych? Las Everfree należy do Lasu Everfree... Tak wiem, że nie do końca o to jest to pytanie, więc przepraszam, że zabieram czas... ale sądzę, że warto to wyjaśnić. Nikt nie uważa się za właściciela tej nieprzebytej kniei. Applejack opowiadała mi kiedyś legendę o jednym baronie, który postanowił zagarnąć sobie ten teren na własność... a potem las się po prostu o niego upomniał... To nieco upiorne, ale z tego co widziałam, jestem nawet w stanie w to uwierzyć. A Lasy Państwowe to dyskusyjna kwestia. Ja na przykład z jednej strony jestem wielkim miłośnikiem własności prywatnej, również ziemskiej. Problem leży jednak w tym, na jakiej zasadzie miałoby się to odbyć. A że większość majątku narodowego już przehulano, zostały im tylko lasy na łatanie swoich długów, więc na takich zasadach... to chyba nie jest najlepszy pomysł. Czy popierasz odstrzał dzików w miastach? W ogóle nie podoba mi się przemoc wobec zwierząt. Rozumiem, że dzik, zwłaszcza locha z warchlakami, może być zagrożeniem dla człowieka, a miasto jest typowo ludzkim miejscem... bardziej jednak zastanowiłabym się, skąd te dziki się tam wzięły i spróbowała temu zaradzić. Na razie... raczej pozwolę sobie odmówić odpowiedzi. To trudny temat. Czy w liceum powinno być więcej biologii? Uhm... Ile biologii jest w liceum? Nie wiem teraz, za moich czasów w neutralnej klasie mieliśmy łącznie cztery godziny. Dwie w pierwszej i dwie w drugiej klasie. Sądzę, że raczej trzeba pozwolić kucykom... znaczy ludziom... decydować o tym, czego chcą się uczyć. Jeśli ktoś interesuje się biologią, powinien mieć możliwość uczenia się jej po kilka godzin w tygodniu, a jeśli nie, znacznie mniej. Dlaczego w "Putting your hoof down" nie przeleciałaś nad dwoma kucykami na moście? Och... na początku chciałam przeprosić wszystkich za to, co wtedy się działo... Ja... troszeczkę mnie wtedy poniosło i dałam się nieco zbyt mocno ponieść mojej nowej... asertywności, a nawet szałowi... Nie chodziło jednak o to, bym mogła nad nimi przelecieć... Po prostu tamte dwie klacze potraktowały mnie wyjątkowo nieprzyjemnie i... nie podobało mi się to... Choć ja byłam potem jeszcze gorsza... Co myślisz o Lyrze? Nie znam jej zbyt dobrze, ale wydaje się sympatyczna... W dodatku naprawdę ładnie gra na lirze. Hmm... to chyba nie przypadek, że ma na imię Lyra... W kim się kochasz? Uhm... Ja chyba... chyba nie przepadam za tym pytaniem... Więc w ramach zadośćuczynienia za wymowne milczenie Fluttershy rzucę sucharkiem. Czy jest miłość? Światłem życia. A czym jest małżeństwo? Rachunkiem za światło! To było... bardzo, ale to bardzo... no... nie wiem co powiedzieć. I tego się trzymajmy. Jakich użytkowników lubisz? Najbardziej chyba Albericha, bo to razem z nim prowadzę tę zapytajkę... Och, dziękuję. Nie ma za co. W dodatku na czas naszych pytań przyjmuje mnie u siebie w domu, za co też jestem mu wdzięczna, nawet jeśli ma troszeczkę... nieposprzątane w pokoju. "Posprzątane mieszkanie jest niekwestionowaną oznaką zmarnowanego życia" nieznany myśliciel. Oprócz tego lubię Chemika, mojego avatara... i kilku innych, ale nie mogę ich wymienić, bo jest ich za dużo, a nie chcę, by ktoś poczuł się źle, że o nim zapomniałam. No i... w ogóle to ja lubię prawie wszystkich, tak długo, jak nie są dla mnie niemili. Co oglądasz/czytasz? Z rzeczy oglądanych, to przede wszystkim kreskówki, razem z Alberichem. Obejrzeliśmy prawie wszystkie odcinki "Gravity Falls" i wszystkie "Stevena Universe", oprócz tego jeszcze wspaniałe filmy: "Song of the Sea" i "The Secret of Kells". A książki też czytam, ale w tej chwili nie wymienię żadnego konkretnego tytułu. Chociaż całkiem spodobały mi się kryminały, zwłaszcza te klasyczne, spod znaku poważnej dedukcji. Lubisz żużel? Chyba nie do końca go rozumiem... ale na pewno jest bardzo interesujący, gdy się go lepiej pozna. Jadłaś Toruńskie pierniki? Jeszcze nie... Ale podobno warto spróbować... Powinniśmy otworzyć oficjalną skrzynkę pocztową zapytajki. Ludzie wysyłali by nam prezenty, jak na przykład pierniki. Myślisz, że ktokolwiek cokolwiek by wysłał...? A nuż... Taka serdeczna prośba – na przyszłość proszę o maks sześć pytań. Choć jak tak dalej pójdzie, to zniosę te limity w cholerę. Witaj Fluttershy! Tylko nie uciekaj, nie jestem straszny, nic Ci nie zrobię Oki... chociaż masz... osobliwego pieska na awatarze... 1.Czy kochasz dosłownie każdy gatunek zwierzęcia, nawet kleszcze i najbardziej wredne, jadowite insekty? Przyznaję, że przerażają mnie np. skorpiony. Powiedzmy, że moja cierpliwość kończy się na komarach, kleszczach, tasiemcach i pchłach... Jednak każde, nawet najmniejsze stworzenie ma swoje miejsce w przyrodzie. Nie boję się pająków, skorpionów, ani nawet węży. Grunt to wiedzieć, które są niebezpieczne i jak z nimi postępować. 2.Czy byłabyś w stanie poświęcić nawet życie, by ocalić najmniejszą mszycę? Raczej nie... Nawet gdybym była kotem i miała ich dziewięć, nie uratowałabym ich zbyt wiele... 3.Czy słyszałaś o czymś takim, jak człowiek? Hmm... (Macha przyjaźnie) Tak, słyszałam. 4.Czy gniewałabyś się na kogoś, kto zabiłby zwierzę wyłącznie w swojej obronie lub też np. usunął gniazdo szerszeni w swoim domu, by pozbyć się niebezpieczeństwa? Są takie sytuacje, że nie da się postąpić inaczej. Nie miałabym do nikogo pretensji, że pozbył się gniazda szerszeni, albo że wyciągnął kleszcza swojemu kotu. Tak samo są sytuacje, że kucyk lub człowiek musi się bronić przed zagrożeniem. Nie podoba mi się tylko, gdy ktoś robi z krzywdzenia zwierząt rozrywkę... 5.Gdzie właściwie Discord przebywa, bo u Ciebie w domu coś go nie widać? Strach pytać... On potrafi sobie znaleźć zajęcie na długo, problem zaczyna się wtedy, gdy mu się nudzi. Wtedy czasami przychodzi do mnie i sprawia kłopoty. Nawet nie próbuję go już oduczyć sprowadzania różnego rodzaju problemów na siebie i innych, bo to chyba niemożliwe. Oprócz tego od czasu do czasu jeździ do Canterlot na spotkania z Celestią i Luną. Nie wiem ile prawdy jest w jego opowieściach, ale sądzę, że niezbyt tam za nim przepadają, zwłaszcza od momentu, gdy skwitował kąśliwą uwagą przesadne zamiłowanie Celestii do ciasta w połączeniu z jej sylwetką... 6.Czy nie przeszkadza Ci może fakt, że jesteś pegazem? Och, oczywiście, że nie. Pomimo tego, że nie jestem mistrzynią latania, to bardzo wygodne mieć skrzydła. Można się dostać w wiele miejsc sprawnie i szybko, w dodatku zimą jest znacznie cieplej, gdy można się przykryć własnym pierzem. Raczej nie chciałabym się zamienić na rasę. 7.Uważam, że koty to najfajniejsze zwierzęta, jakie mogą być. Czy podzielasz moje zdanie? Nie chcę stawiać jednych zwierząt na piedestale, bo uwielbiam je wszystkie, ale... kotki są po prostu kochane. 8.Twoja nieśmiałość jest taka urocza Uhm... dziękuję... 9.Przytulisz mnie? Chyba tak... Proszę: 10.Jak podobasz się sobie z głosem Małgorzaty Szymańskiej? Z moich uszu nie wydobywa się krew, więc raczej... dobrze... No i... to chyba koniec. Nawet szybko poszło. Jesteśmy po prostu doświadczeni, Fluttershy. Tak czy inaczej, mamy to już za sobą. Mam szczerą nadzieję, że ludziom spodobają się odpowiedzi. Ja też mam taką nadzieję... Więc... do zobaczenia następnym razem. Pa pa.
  2. Witamy wszystkich serdecznie w kolejnej serii zapytaj Fluttershy! Niesamowita seria, w której posty pojawiają się raz na kilka miesięcy. Musicie nam wybaczyć, jesteśmy zajęci łataniem dziury ozonowej. Tak naprawdę... ale ciii... Stwierdziliśmy, że ten świat nas potrzebuje i zaczęliśmy pod osłoną nocy walkę z bezprawiem. Batpony i Robin. Heeej! Nie chcę być Robinem! No i cały misterny plan... Yhh... Trudno, czas porzucić marzenia o wielkości i zająć się forumową zapytajką, prawda? Na marzenia zawsze jest czas, Fluttershy. W każdym razie, jedziem z tym śledziem: Czasami, zwłaszcza gdy patrzę na szczęśliwych rodziców z ich źrebakami, przychodzi ochota, by założyć rodzinę, zbudować szczęśliwy i ciepły dom... Ale chyba jestem na to za młoda. W dodatku nie mam chwilowo na oko żadnego kandydata na męża. 1. Jaki jest twój ulubiony kolor? Zieleń, czy to ciemna, czy jasna, im bardziej żywa, tym lepiej. Kojarzy mi się z naturą i życiem. Jeśli ktoś jednak lubi inny kolor, to nic złego, ja nie mam nic do żadnego. Choć chyba niezbyt mi do twarzy w czarnym... 2. Lubisz pograć w LoL'a? Cyka. Uhm... Chyba pomyliłaś LoLa z CSem GO... Ach... Zresztą... co to znaczy "Cyka"? A bo ja wiem? Aż strach sprawdzić. Wracając do LoLa... Troszkę stresują mnie gry multiplayer, to ogromna presja... Wolę raczej spokojniejsze gry, na przykład przygodówki point & click. Nie wiedziałem, że jesteś takim koneserem. Dlatego, że jestem kucykiem, czy dlatego, że jestem dziewczyną? Uhm... Dobra, przejdźmy dalej... 3. Czy pamiętasz dzień, w którym dostałaś swój znaczek? Tego się nie zapomina. To wielka chwila w życiu każdego kucyka, coś jak pierwszy dzień w szkole lub pierwszy pocałunek. Albo jak się znajdzie pięć dych na ulicy. 4. Czy gdy byłaś mała chowałaś się przed gośćmi do szafy? Do szafy, pod łóżko, do wanny w łazience, za schodami na strych, za sofą w dużym pokoju... ogólnie gdzie popadnie. Raz przyjechała do nas pewna starsza klacz, a ja z braku kryjówki schowałam się między poduszkami na fotelu. Nie zauważyła mnie i bardzo się przestraszyła, gdy na mnie usiadła... Chyba nawet bardziej niż ja jej... Widzisz, każdy ma jakieś przygody. Ja na przykład jako dziecko zatrzasnąłem się w bagażniku z kuzynką. Długo pukaliśmy w szybę, aż ktoś nas otworzył. 1. Czy kiedykolwiek ugryzło cię jakieś zwierzę? Jeśli tak to czemu? Czasami, gdy były przestraszone lub nie wiedziały co się dzieje. Kiedyś też użarł mnie Gummy, ten od Pinkie Pie, ale to żaden problem, bo on nie ma zębów. Najgorzej było, jak pewnego razu tygrys ugryzł mnie przednią nogę. Moment... co? Jak to się stało? Coś mu się zrobiło na dziąśle, więc musiałam to sprawdzić, gdy jednak próbowałam jakoś mu pomóc, zabolało go i zacisnął zęby... Ałć... Bolało? Trochę... Zresztą jemu było chyba naprawdę głupio. Nie ma jednak tego złego, bo koniec końców i tak go wyleczyłam. A sama chodziłam przez parę tygodni w bandażu. 2. Czy ktoś cię kiedyś zranił? (Mam na myśli urazy fizyczne) Poza tą sprawą z tygrysem nie było chyba nic... No... raz w szkole podstawowej kilka starszych kucyków pchnęło mnie do strumienia po kamienistym zboczu... Trochę się poobijałam i zdarłam skórę... W kontekście pytania 2a... Język dresów lepiej niż język ludzi oddaje, na co oni zasługują. To było dawno... zresztą... Szkoła... Nie można usprawiedliwiać prześladowców, Fluttershy. Ale... nie będziemy do tego wracać, widzę, że to dla ciebie przykre. 3. Co byś zrobiła jakby jakiś kucyk do ciebie podszedł i powiedział że jesteś śliszna? Uwaga: duża prawdopodobność że to się stanie! Och... Ja... nie wiem... Chyba spaliłabym się na twarzy i zaniemówiła z wrażenia... A potem uciekła... Niepotrzebnie, moja droga. Miałby rację, bo jakby nie patrzeć, jesteś śliczna... Hej, dlaczego nie uciekasz? Ty nie jesteś kucykiem... ale dziękuję, to... miłe... Choć... nadal nie wiem, jak na to zareagować... 4. Co sądzisz o drapieżnikach takich jak tygrysy, lwy lub wilki? To też zwierzęta, zasługują na godne traktowanie i na to, by pozwolić im żyć ich naturalnym rytmem. A przygodę z tygrysem już opowiadałam. 5. Miałaś dobre oceny w szkole? O dziwo tak... Choć bardzo stresowało mnie, jak nauczyciele mnie pytali... Tablica jest... straszna. Przeraźliwie potworna. 1. Jak często zostajesz sama ze swoimi zwierzątkami ? Bardzo często, w końcu mieszkam w Ponyville sama... w sensie tylko z nimi, bez kucyków. Umiem sobie jednak z nimi dobrze radzić, więc nie mam z tym większego problemu. 2. Lubisz gry planszowe ? Uwielbiam. Choć nie mam nic przeciwko klasycznym, jak szachy, warcaby, czy mankala, to zdecydowanie wolę te nowsze, zwłaszcza kolorowe i ładnie ilustrowane, a już najbardziej kooperacyjne. Nie jestem fanką rywalizacji i rzadko zdarza mi się wygrywać, ale zabawa i tak jest znakomita. No i... mam spory sentyment do Scrabble'ów. 3. Jak dużo masz odwagi ? Uhm... chyba niezbyt wiele... Sprzeciw! Spójrz tylko na mój odwagometr! (Nie, to nie jest woltomierz. To jest w pełni sprawny odwagometr przyłożony do Fluttershy. W dodatku produkt Polski, bo my się na odwadze znamy.) Chwileczkę... co takiego? Skąd masz to urządzenie? Tajemnica zawodowa. Tak czy inaczej, wyniki są nadzwyczajne! 4. Lubisz czołgi ? Lubię Tanka... to też się liczy? 5. Czym karmisz gatunki które jedzą tylko mięso ? Oczywiście, przecież nie mogę ich głodzić. To odrobinę smutne, że jedne zwierzęta zjadają drugie, ale takie jest prawo natury i ja nie mogę w nie ingerować. Kucyki dość mocno brzydzą się mięsa, ale ja jakoś sobie z tym radzę. Choć sama nie wyobrażam sobie, bym miała je jeść. 1. Pijesz ? Wodę, kompot, lemoniadę, soki, sporadycznie bezalkoholowy cydr. Jednak, czasami, tak zupełnie od święta, lubię wypić lampkę wina. Włoskie monteverdi z południowego stoku, rocznik 2005, zachwyca orzeźwiającą mineralnością, aromatem garbinków, dębu i przypraw korzennych, oraz słodkawym, owocowym kontrapunktem na języku. Ja lubię to białe... słodkie... Grunt to się znać. Gratuluję, znasz się! Yay. 2. Palisz ? Zimą bywa dość chłodno... A co do prawdziwego sensu tego pytania, to nie wiem, gdzie można dostać odrobinę sianka, już mówiłam. 3. Narkotyki ? Nie... 4. A może Daring Do ? Hmm... to się w ogóle jakoś da zażywać...? To pewnie jakiś, teraz uważaj, nowy dopalacz! Hihihihih 5. Myślisz, że uniwersalia istnieją jako istota konkretnych rzeczy, czy są tylko wytworem czyjegoś umysłu? Tak. 6 Czy myślisz, że połączenie pół cięcie z sinisterm na trzecią kwartę połączonę z młyńcem Müller'owsim jest dobre przeciw postawie Ochs i Mitteli wykonywanej na drugą kwartę.? Zawsze warto spróbować... -Wolisz być jak inni? Czy wolisz wyróżniać się z tłumu? Być sobą, ale nie rzucać się tym w oczy. To nie takie trudne, a całkiem ułatwiające życie. -Lubisz słodycze? Lubię. Są przepyszne. Teraz już wiem, jak ładujesz zapasy swojej słodkości. -Jak wysoko może wzlecieć pegaz? Czy może wzlecieć do kosmosu? : D Lepiej tego nie próbuj, tam nie ma czym oddychać... A jeśli już naprawdę chcesz, to... bądź ostrożny, po prostu. O to trzeba spytać Rainbow Dash, ja nigdy nie latałam ani zbyt szybko, ani zbyt wysoko. Pozadrawiam~~ ✿ Ja również. Do miłego. -Ile zabiłaś protoplastów? Uhm... Żadnego? To trochę jak zapytać Chińczyka, ile zrobił pompek. Wszystkie. Tak czy inaczej to było... dziwne pytanie. Dobra witam serdecznie Ciebie droga Fluttershy i również Ciebie Alberichu (widzisz ? Nikt nigdy Cię nie wita ale ja jestem dobrze wychowany ; p ) Nie wierzę, że dożyłem tego momentu... Ach, dziękuję, dziękuję, to naprawdę miłe. Marcina Prokopa w TVN też traktowali jak tło, a przecież bez niego telewizja śniadaniowa nie byłaby tym samym. Myślę, że spokojnie możemy się podzielić chałwą... to znaczy chwałą. Jasne. Teraz do roboty: 1 Czy umiesz grać na jakimś instrumencie ? Coś tam popiskuję na harmonijce us... Yhym... Yhym... Ach... przepraszam, chyba się zapędziłem. Proszę, twoja kolej. Dziękuję... Myślę, że ciągle jeszcze potrafię trochę grać na flecie. Chyba też poradziłabym sobie z pianinem, ale dawno nie trenowałam... Jednak z muzyki chyba najbardziej lubię śpiewać. 2 Czy jeździłaś kiedyś na deskorolce ? Gdzieś kiedyś słyszałem że tak ale nie jestem pewien.. bo ja od 3 lat jeżdżę i to jest moja pasja Nie... ale cieszę się, że masz taką pasję. Mam nadzieję, że to nie jest niebezpieczne? 3 Lubisz czasem obejrzeć jakiś horror ? Zdaję sobie sprawę że pewnie nie ale powiem Ci że ja kocham horrory bo dają pewien dreszczyk w moim nudnym życiu i w pewnym sensie uczą odwagi Ponieważ prawdziwa odwaga polega na pokonywaniu strachu ; ) Bardzo, bardzo, bardzo się ich boję, więc... raczej unikam... Jak wiesz, nie jestem specjalnie odważnym kucykiem... Ale odwagometr... Proszę... Ja... chyba nie chcę tego testować. Skoro tak uważasz, przecież nie będę cię męczył. Możemy później obejrzeć jakąś animację. Tak, to o wiele lepszy pomysł. 4 Nie przeraża Cię czasem "twórczość" fanów Twoich i twoich przyjaciółek ? W sensie np. Opowiadań jest wiele pięknych opowiadań nawet jest z Tobą w roli głównej i jest niesamowity "Koma" Jest też sławny i piękny "My little Dashie" to o RD ale są takie które lekko mówiąc raczej by Ci się nie spodobały nie wiem czy o tym wiesz jeśli nie to spytaj Albericha może ci powie D:Szczególnie znany jest jeden o Pinkie Pie ... Powstało wiele wspaniałych fanfików, jak i wiele... zdecydowanie nie wspaniałych. Ponieważ Alberich siedzi w branży, to ja prowadząc z nim dział, dowiedziałam się tego i owego... Podziwiam tych, którzy tworzą piękną, fandomową literaturę... I nieco... smucą mnie ci, którzy w swoich opowiadaniach krzywdzą kucyki lub opisują ich... ekscesy... Żegnam się z wami i wysyłam Ci Fluttershy wielkiego , przyjacielskiego i soczystego buziaka ;* Och, ja... dzięki... Do miłego... O I tak przy okazji Alberichu bardzo mi się spodobał twój dowcip który odpowiedziałeś już jakiś czas temu ten o Cegiełce xD Dawno się tak nie uśmiałem Pozdrawiam i polecam się na przyszłość! 1. Jak często czeszesz swoją grzywę? Codziennie. Inaczej trochę by się skołtuniła, a to nie byłoby przyjemne. W dodatku dochodzi jeszcze ogon... Tak to jest u kucyków, jeśli chce się mieć piękną grzywę, trzeba o nią dbać. 2. Masz ukochanego pluszaka? Kiedyś miałam pluszowego królika w pluszowej zbroi, Sir Rabbitona, ale gdzieś się zapodział. O tak, z całą pewnością nie widziałem go pod twoją poduszką. ... 3. Masz swoją ulubioną książkę? Chyba nie wymienię jednej, choć mam duży sentyment do baśni z dzieciństwa. Tutaj też trochę poczytałam, głównie fantastyki i atlasów o zwierzętach... Jednak, przepraszam, chyba nie dam rady powiedzieć o konkretnym tytule. 4. Myślałaś o tym by zacząć uprawiać kwiaty? Mam już swój ogródek, systematycznie go powiększam. Rosną tam już lilie, dalie, krzewy róż, jestem też bardzo zadowolona z mojego ogrodu skalnego. Oprócz tego uwielbiam uprawiać owoce, zwłaszcza agrest. Ohohoho, proszę proszę, amatorka ogródków działkowych! Potrzebujesz jeszcze tylko radyjka turystycznego pamiętającego PRL i Lata z Radiem. Co to jest Lato z Radiem? Lepiej nie pytaj... w każdym razie nuta zapowiadająca ten program boleśnie kojarzy mi się z ogródkami działkowymi. 5. Przyjaźnisz się z niedźwiedziem. Mogłabyś go zapytać jak często wcina miód? Zapytam, ale z tego co wiem, tylko czasami. Głównie żywi się korzonkami, leśnymi owocami i tym, co sobie upoluje, najczęściej rybami. 1. Jak to jest być pegazem? Dobrze... można latać... I ogrzewać się skrzydłami zimą... Ogólnie... nie mam porównania, więc nie jestem pewna, czy najlepiej... ale na pewno bardzo miło. 2. Czy twoim zdaniem Rainbow Dash zachowuje się trochę jak ogier? Niektóre klacze, jak Rarity, pasjonują się raczej bardziej... żeńskimi problemami, inne, jak właśnie Rainbow Dash, mają swoje, bardziej... "twarde" zainteresowania. To chyba normalne i tak już jest... Choć masz trochę racji. Mnie na przykład mówią, że zachowuję się trochę jak mały źrebak. 3. Jaki Discord jest naprawdę? Czy do końca wyrzekł się zła? To żmudny proces. Nie wystarczy wrzucić go do wody święconej, trzeba z nim powoli pracować i pokazywać, jak wiele dobrego może zyskać mając przyjaciół i porzucając czynienie nachalnego chaosu. Z czasem będzie coraz lepiej. Jaki jest twój ulubiony gatunek muzyki? Prawdopodobnie typowo instrumentalna... Choć niemal z każdego gatunku znajdę coś miłego dla ucha. Są ładne ballady, przyjemne utwory poezji śpiewanej, a nawet rockowe lub elektroniczne. Czy piszesz teksty piosenek, lub po prostu wiersze? A może w wolnym czasie tworzysz melodie? Jestem raczej bierną odbiorczynią, nie tworzę swoich treści... Ale może kiedyś zacznę? Poezja... miło się ją czyta, ale chyba nie czuję się na siłach, by sama zacząć ją pisać. Rozsądne, choć ciut smutne podejście. Gdyby wszyscy tak myśleli, stracilibyśmy wielu, wspaniałych poetów... Dlatego nie mówię nie... może kiedyś... No i... dotarliśmy do końca. Szybko dzisiaj nam poszło. Anu... Gratuluję, Fluttershy, spisałaś się znakomicie. Żegnamy wszystkich, do następnego razu, kiedyś! A teraz lecimy ratować świat! Do zobaczenia! (...myślałam, że nie chcesz być Robinem...)
  3. Właśnie dotarło do mnie, że ten temat nie jest w odpowiednim dziale. Od tego powstało subforum "Dyskusje", by tam na spokojnie dyskutować. Oczywiście nikt na tym nie ucierpiał ani nikomu się nie stała krzywda, więc nikogo nie będę bił. Po prostu przenoszę temat. Tyle. EDIT: Będzie przeniesiony, jak się dowiem, jak się na tym nowym silniku przenosi tematy. Ewentualnie jakiś miłosierny admin mi w tym pomoże.
  4. To tylko pokazuje, że metoda wyboru jest równie istotna, co preferencje ludzi. Jeśli zrobilibyśmy sondę, w której kazalibyśmy ludziom wskazać ich ulubionego kucyka, a potem w drugą, w której kazalibyśmy im dać w skali ich sympatii do postaci pierwsze, drugie i trzecie miejsce, a każda pozycja byłaby odpowiednio punktowana, wyniki wyszłyby o wiele inne. Takie kruczki są szczególnie istotne przy opracowywaniu systemów wyborczych, co staje się ciekawe w dobie debaty o JOWach. Nie ważne kto głosuje, ważne kto liczy głosy. Dodałbym jeszcze od siebie, że równie ważne jest jak je liczy.
  5. Padło już widzę trochę ciekawych argumentów w tej dyskusji, to dobrze. Zastanawiam się, czy to ja się robię za stary, czy po prostu nigdy nie byłem wystarczająco fanatycznym flutterfagiem (przy całym moim boleśnie skrajnym zamiłowaniu do Fluttershy wciąż mogę stwierdzić, że ma trochę wkurzających fanów). Wielu zwraca uwagę na nieśmiałość, utożsamianie się z postacią i kalkowanie pewnych zachowań społecznych, dość celnie. Nie jest to jednak jedyny aspekt, przy tej postaci równie mocno sprawdza się też inny, ciekawy mechanizm. Obserwowałem wielu ludzi w naszym fandomie i rozmawiałem z niejedną osobą, w starych dobrych czasach, gdzie jeszcze pytało się innych o ulubionego kucyka (szlag by to, jaki się ze mnie emeryt zrobił). Odkryłem też ciekawą tendencję w sprawie dość wybiórczego znajdowania podobieństw w charakterach ulubionych kucyków. Bowiem wielu skrajnych fanów Rainbow Dash znajduje się zatrważająco daleko od tego, co nazywamy "czadowością", ich lojalność pozostawia wiele do życzenia, podobnie jak na przykład ich sprawność sportowa, a jednak walczą o cześć błękitnej klaczy z niewarygodnym uwielbieniem. Tak samo znaleźć można pozbawionych elegancji i wdzięku fanów Rarity lub cichych i introwertycznych miłośników Pinkie Pie. Jeśli też mowa o pozytywnej naturze Fluttershy, to zdarzało mi się widzieć niejednego człowieka, który utożsamiał się z żółtą klaczą i uwielbiał ją, jednocześnie niebezpiecznie przypominając z zachowania męski narząd rozrodczy (lub frędzle u pasa Gerwazego). Ludziom jednak jeśli chodzi o ich ulubione kucyki często zdarza się traktować je tak, jak sami chcieliby, by ich traktowano. Poszukują też u nich zachowań, których z jakichś powodów nie mogą znaleźć u innych. Lubią RD nie dlatego, że sami są specjalnie fajni lub lojalni, ale chcieliby mieć fajnych i wiernych im przyjaciół. Wielu fanów Luny czuję się społecznie ukaranych i czemuś winnych, więc bardzo pragną wybaczenia i wyciągnięcia do nich ręki. Tak samo wielu ludzi czuje, że nie ma w tym świecie ciepła i wsparcia i bardziej niż opiekować się i być dobrym pragnie tego, by to ktoś zaopiekował się nimi. Znajdują więc we Fluttershy perfekcyjną kandydatkę do bycia dobrą dla nich i stają się jej wielkimi fanami. A że jest przy tym bardzo urocza i sama potrzebuje pomocy w wielu sprawach, tym lepiej, zawsze to nadzieja na symbiozę a nie jednostronne branie. A introwertyzm to w ogóle ciekawa sprawa. Na szczęście coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że introwertyk =/= osoba z problemami społecznymi. Sądzę, że to jest już ten moment, że Fluttershy wzbudza coraz bardziej negatywne uczucia. Coraz częściej pojawiają się osoby krytykujące tę postać, do czego mają święte prawo. My, skrajni fani i tak swoje wiemy. Każdy niech sobie lubi kogo tylko sobie chce... a niektórzy będą to analizować i w ciszy oceniać. Pozdrawiam ciepło i życzę powodzenia w dalszej dyskusji!
  6. Standardowo wysokiej klasy tłumaczenie wysokiej klasy opowiadania, do czego przyzwyczaił nas aTOM. W tym momencie mógłbym skończyć komentarz, zaraz po meritum. Jednak chętnie dodam parę słów na temat samego opowiadania, bo jest warte, by coś o nim powiedzieć. Zgadzam się w całej rozciągłości z Dolarem, że da się tu wyczuć solidną nutę Wilhelma i Jakuba Grimmów. Być może stąd właśnie tag dark? Prawdę mówiąc oprócz tego klimatu nic tutaj nie sugeruje konieczności użycia takiego a nie innego tagu. Opowiadanie jest nie tylko dobrym, przemyślanym i nietrywialnym SoLem (uwielbiam!), ale też ma baśniowe naleciałości, doskonale dopełniające resztę i nadające opowiadaniu stosowną atmosferę. Staram się przypomnieć sobie, czy w temacie takich właśnie baśni i kucyków jednocześnie, czytałem kiedyś coś równie dobrego. Chyba nie... o ile w ogóle trafiłem na opowiadanie, które znajdowałoby się w tej niszy. Samo opowiadanie nie należy do tych zaskakujących, jednak z całą pewnością możemy nazwać je przemyślanym i w pewien sposób tragicznym. W dodatku porusza naprawdę ciekawe wątki, przede wszystkim temat pasji w rzemiośle, twórcy i jego dzieła, zbliżaniu się do doskonałości, to jest dla mnie prawdziwym tematem utworu, bardziej niż miłość i wyzwania. Zdecydowanie najbardziej przypadły mi do gustu właśnie fragmenty o pogrążającym się w twórczej pracy Szkłomistrzu, jego przemyśleniu o naturze sztuki i rzemiosła. Z drugiej jednak strony nazwanie tego opowiadanie arcydziełem byłoby zdecydowaną przesadą. Jest piękne, dobrze wykonane i zdecydowanie spełnia swoją funkcję, nie mam mu nic do zarzucenia. Tym bardziej nie będę tutaj narzekał na brak "iskry" czy "czegoś więcej", bo fanfik wcale tego nie potrzebuje. Nie jest arcydziełem, co nie znaczy, że nie leży na jednej z najwyższej półek z napisem "prawdziwa perła". Jak dla mnie wystarczająco nobilitujące. Pozdrawiam serdecznie i gratuluję gustu!
  7. Mój post tutaj, poza zasadniczym wstępem, składał się będzie z dwóch części. Krótszej, gdzie odnoszę się do tych kilku wypowiedzi, gdzie wspomnino o mnie i moim artykule (lub "Sekretach...", choć to przeszłość) oraz dłuższą, w której dołączę do krucjaty polemicznej "Świat vs Spidi", jako, a jakże, reprezentant świata. Przepraszam też wszystkich biedaków, którzy włożyli masę zaangażowania w swoje artykuły i recenzje. Nie będę nawet ukrywał, że nie czytam w ET wszystkiego (mało tego, traktuję to czasopismo wyjątkowo wybiórczo), a nawet jeśli, to rzadko zdobywam się na komentarz. Z radością jednak ogólnie podsumuję Waszą pracę, że ten numer w moich oczach naprawdę się udał. Z niemałą nutą dumy dodam też, że sam miałem w tym swój udział. No, skoro wstępik mamy za sobą, sprawa pierwsza: Dziękuję serdecznie wszystkim, którzy znaleźli chwilę na przeczytanie felietonu "Starość nie radość". Cieszy mnie jego pozotywny odbiór, a jeszcze bardziej fakt, że ktoś może wziąć sobie do serca kilka moich rad. Jak mówiłem, jakoś tak smutno mi spisać fandom na straty... Najwyraźniej jednak jest jeszcze nadzieja. Doskonale! Mały drobiazg... ALBERICH, nie ALBRECHT Dziękuję. Macter, akurat do Twojego komentarza muszę się w kilku miejscach odnieść. Szczerze dziękuję Ci za napisanie tego wszystkiego, cieszy mnie, że nie nie była to dla Ciebie tylko bierna lektura, jeszcze większą radość sprawiłeś mi krytyką kilku tez i uzupełnieniem innych. Jak pisałem, praktycznie nie było możliwości, bym napisał tak trudny artykuł bez pomyłki, tym lepiej więc, że mogę tutaj rozjaśnić parę spraw. Choć, co ciekawe, nie z każdą uwagą się zgadzam. Od tego właśnie zacznę: To niby tylko spór o porównanie, ale moim zdaniem istotny. O ile jestem gotów zgodzić się, że nazwanie obecnego stanu "starością" to przesada, o tyle jednak starzenie jako proces odcisnęło na nas już swoje piętno. Człowiek w wieku 20-30 lat ciągle się rozwija, owszem, zderza się z codziennością, zakłada rodzinę, ale choć rozwija się mniej dynamicznie niż dawniej, prawdopodobne ciągle nie osiągnął jeszcze szczytu swoich możliwości. Ja sam zdefiniował bym obecny moment gdzieś po czterdziestce, najdalej przed pięćdziesiątką. Złote czasy minęły, aktywność spadła, człowiek staje się zmęczony i zaczyna tęsknić za dawnymi czasami, choć na dobrą sprawę praktycznie drugie tyle życia przed nim. Jak jednak pisałem wyżej, to tylko spór o porównanie. Za to uzupełnienie szczerze dziękuję, bo jest niezwykle potrzebne. Mnie samemu nawet to mignęło, ale z jakiegoś powodu, czy to przeoczenia, czy braku umiejętności obrania to w zgrabne słowa, pominąłem ten niesamowicie istotny powód. Tym bardziej dziękuję, że powiedziałeś to za mnie. Tu akurat sam nie jestem pewien, co stricte chciałeś powiedzieć, więc spróbuję to jakoś ogarnąć. Fakt, tej tendencji nie opisałem, a jest ważna, jednak... Brakiem tego działania nie jest niedobór grupy "stada/mody", tylko właśnie brak przykładu. Dawny "beton aktywności" (cholera, jak to głupio i bezsensownie brzmi) robił cały czas bardzo dużo. A jak każdy pisał, każdy rysował, to jakoś szło. Teraz nie ma z kogo brać przykładu, bo sami zastali bywalcy nie są już tak aktywni jak dawniej. Autorytet w dziedzinie aktywności to teraz ktoś, kto jeszcze coś tworzy lub organizuje, aktualizuje dzieła i jakoś o nie dba. Takich jest, niestety, za mało. Akurat z tym jest lepiej, niż mogłem się kiedyś spodziewać. Poziom urósł, ale twórcy i komentatorzy wciąż pozostają wyrozumiali dla nowych. Gorzej z popychaniem i aktywnym komentowaniem ich dzieł... To tyle. Jeszcze raz dziękuję wszystkim! A zaraz po linii odzielające druga część, właściwie prawie osobny post. ******************************************************************************** Oj, Spidi, Spidi... Jeszcze nigdy tak wielu, nie polemizowało tak wiele, z tak niewieloma... Powiem Wam, że Spidi to jeden z największych oryginałów tego fandomu – nikt z takim zaangażowaniem, pomysłowością, ciężką pracą i ogromnym nakładem własnych sił i czasu, z tak nieopisaną pasją, nie podejmuje tak wielu bezsensownych, a nieraz nawet głupich inicjatyw. Z miejsca stanowczo odcinam się od krytyki całego Spidiego jako osoby, jest miły, grzeczny, pomocny, a pomimo tego, co napisałem wyżej, robi dla fandomu więcej dobrego niż niejeden. Tym bardziej boli fakt, z jak głupich założeń czasem wychodzi. Krytykowany tu wielokrotnie artykuł o hiperanalizie serialu jest jedną z takich rzeczy. W ogóle analiza w proponowanym przez Ciebie kształcie mija się z celem innym niż zabawa. Jeśli kogoś to bawi – proszę bardzo, choć zastanawiam się, po co komuś w takim razie poradnik. Niektórzy podejdą pewnie do tego z większym dystansem, poczuciem humoru i ironią – ich wola. Bowiem z której by strony nie podchodzić, nie da się uczynić badania świata i fabuły MLP nauką. Moi przedmówcy powiedzieli już mnóstwo rzeczy na ten temat i szczerze wątpię, bym dodał tu coś naprawdę nowego. Mało tego, sądzę, że nie uda mi się Ciebie przekonać. Z góry uprzedzam też, że nie czuję się w tym miejscu naukowcem, a temat na forum nie jest miejscem do "dyskusji akademickich", występuję z perspektywy publicysty-polemisty. Dzięki temu mogę pozwolić sobie na więcej. Nie ukrywam od począktu, że analizę na Twój sposób, Spidi, traktuję jako niepoważną. Popper zaproponował kiedyś bardzo dobre kryterium falsyfikacji nauki, które tutaj w całości przytaczam: „Jeśli jakaś hipoteza nie może zostać poddana procedurze stwierdzającej fałszywość twierdzeń, nie powinna być uznawana za naukę." Lewis Wolpert, na podstawie którego "Nienaturalnej natury nauki" pisałem kiedyś esej (dawne dzieje) analizował Poppera, rozszerzając jego antydefinicję o swoją definicję nauki: „zjawiska, których dotyczy, powinni potwierdzić niezależni obserwatorzy; stosowane w niej pojęcia muszą być spójne, a wyjaśnienia, które podaje, łączyć się z innymi gałęziami nauki. Do wytłumaczenia złożonych zjawisk powinna wystarczać niewielka liczba praw i mechanizmów; byłoby ideałem, gdyby nauka miała charakter „ilościowy", a jej teorie dały się wyrazić matematycznie.” Nadal nie dotyka ona niestety samej istoty nauki, bo czym jest owa "rzecz" to dyskusja raczej dla filozofów. Problem w tym, że jak pisali inni, profili przychologiczne, elementy świata lub wydarzenia w MLP są czasem ze sobą jawnie sprzeczne. W dodatku nie można ich jednoznacznie zweryfikować, bo fakt, że coś raz pojawiło się w serialu wcale nie oznacza, że następne odcinki tego nie zmienią. Nie ma też co ukrywać, że pracuje nad tym zespół, gdzie każdy ciągnie prace w swoją stronę, a przy tylu ludziach nie istnieje fizyczna możliwość stworzenia świata doskonale spójnego, zwłaszcza, gdy docelowo był on projektowany dla dzieci. Można analizować na przykład baśnie, bo po częsci po to one są, by wyłapać spod skorupy dosłowności ich ukryte walory, ale nie ma co udawać, że to praca naukowa. Chyba, że pójdziemy o krok dalej i wraz z analizą kanonu będziemy jeszcze badać życiorysy twórców, mechanizmy ich pracy oraz historię samych odniesień... To jednak zakrawa już o paranoję. Powtórzę: nie mam nic przeciwko analizie, bo ta jest znakomitą rozrywką, jak do niej odpowiednio podejść. Nie podoba mi się jednak lansowanie "naukowego podejścia". Zresztą... na dobrą sprawę zastanówmy się, co to zmieni, że udowodniliśmy, że w kanonie coś jest dokładnie takie? Dostaniemy za to profesutę, doktorat albo chociaż licencjata? E tam, możemy mieć z tego jedynie własną satysfakcję. Ponadto, gdy używamy kanonu na przykład do fanfików, z miejsca wprowadzamy nasze interpretacje, a tu nie ma już żadnego znaczenia, czy są one zgodne z kanonem czy nie, mało tego, te wyjątkowo sprzeczne mogą być nieraz najbardziej interesujące. Sam bawiłem się, w jak to ująłeś "teorie spiskowe" w swoich fikach. Nie wierzę w nie ani trochę (o ile w ogóle można mówić tu o wierze), jednak gdyby lekko się na pocić, dałoby się je sensownie obronić. Pytanie tylko po co, skoro jako twórca mam władzę nad kształtem swojego dzieła. Jeśli tylko będzie wystarczająco sensowne dla czytelników, wszystko jest ok. Teraz kilka uwag co do samej treści: I zrobili to, problem w tym, że nie uniknęli sprzeczności. Zresztą słowo "logicznym" uważam za błędne, powiedziałbym raczej "rozsądnym" lub "sensownym". Tak długo jak odbiorcom podoba się produkt i nadążają za jego zasadami, tak długo twórcy spełniają swoją rolę. Nikt nie wymaga od nich takich rzeczy jak pełna poprawność biologiczna lub konstruowanie własnej chemii i zasad magii. Problem w tym, że zdrowy rozsądek zbyt często rozmija się z nauką. Aż do Newtona poglądem zdroworozsądkowym było uznanie, że każdy ruch wymuszony jest przez siłę, łącznie z ruchem jednostajnym. Rozumiem jednak to odwołanie, ponieważ nie posiadamy odpowiednich kryteriów ani możliwości "jednoznacznego wykluczenia", więc odwołujemy się do rozsądku. W tym momencie jednak opuszczamy uniwersytet i idziemy do kółka dyskusyjnego, gdyż jak mówiłem, rozsądek nie jest argumentem naukowym. "Co czyni satyrę? Cytata, nie komentarz" Dlatego w ramach małego podsumowania doradzam Spidiemu, by oddzielił badanie kanonu od nauki, a wszystko będzie w porządku. Możesz mieć takie hobby, proszę bardzo, jest ono naprawdę inspirujące i interesujące, ale gloryfikacja go na poziom nauki i przywoływanie tu zasad dyskursu akademickiego, to gargantuiczna przesada. Dixi Tak czy inaczej dziękuję za możliwość polemiki! Pozdrawiam serdecznie!
  8. Alberich

    Gazety i czasopisma

    Sporo wiedzy można teraz zdobyć w internecie, pole do dyskusji dają fora internetowe i internet jako taki, więc i świat czasopism i gazet musiał się zmienić. W dodatku kiedyś regularne nakłady i równy czas wydania wymuszała ekonomia i logistyka, w czasach gdy wszystko trzeba było dostarczyć do odbiorcy w miarę "ciepłe". A nowoczesność przyśpieszając pozwala wyjść poza tradycyjne, magazynowe ramy, czy może żartobliwie mówiąc "łamy". Ma to swoje zalety i wady. Dobre strony są takie, że twórcom, publicystom i innym łatwiej dojść do odbiorców bez redakcji, cenzorów i innych takich. W dodatku sami mogą dozować swój produkt konkurując nim na internetowym rynku. Wadą, chyba największą, jest spłycenie i skrócenie komunikatu. Cholera, dzisiaj nazywa się Twittera najbardziej opiniotwórczym medium świata! Portal, który daje tylko 140 znaków ma być obecnie największym wyznacznikiem opinii?! Postępu, niestety, nie sposób zatrzymać. Czasopisma i gazety będą się jednak jakiś czas bronić. Przede wszystkim papier niesie znaczenie psychologiczne, uwzniośla i czyni treść poważniejszą, nawet jeśli faktycznie taka nie jest, przez co naturalnie pewna grupa uważa to, co piszą w gazetach i magazynach, za opiniotwórcze. O dziwo mało kto czyta tygodniki polityczne elektronicznie, sami wydawcy mówią, że tacy odbiorcy to zjawisko marginalne. Powodem jest prawdopodobnie właśnie to, co napisałem wyżej. Ja czytam regularnie "Do Rzeczy", jako spadkobiercę dawniej naprawdę świetnego "Uważam Rze", również "Do Rzeczy Historia", bo przychodzi w prenumeracie, rzadziej "Najwyższy Czas!". Mam też kolekcję starych "Magii i Mieczów", którą odziedziczyłem po kuzynie, ponoć mieli wznowić to jako kwartalnik, jednak jakoś nie miałem okazji go dopaść. Tak czy inaczej polecam od czasu do czasu sięgnąć do prasy, bo warto.
  9. Musiałem osobiście zmierzyć się z tym tekstem, od czasu do czasu porównując go z oryginałem. Kilka opinii i fragmentów na chybił trafił pomogły mi tylko ogólnie wyrobić sobie nastawienie... To było raczej neutralne, nie spodziewałem się ani arcydzieła, ani czegoś wyjątkowo słabego. Co dostałem? Sam nie wiem. Po kolei: Graj muzyko! Zacznę od tłumaczenia, co ogólnie sądzę na temat Twojej pracy. Widać, że jesteś młody i niedoświadczony, test epatuje brakiem wprawy w przekładaniu. Nie jest jednak tragicznie, sam oryginał w końcu nie powala stylem, a Twoje tłumaczenie da się czytać. Błędy nie rzuciły mi się w oczy, formatowanie jest trochę dziwne (choć zgodne z oryginałem), jedyne, co zaznaczyłem już na początku, to sugestia zamiany dywiz na półpauzy. Reszta to kwestia niezbyt płynnego przechodzenia znaczeń. Niektóre wyrażenia, które brzmią normalnie i całkowicie naturalnie w języku hamburgerożerców, po polsku zdają się... koślawe. Nie jestem jednak autorytetem w tej dziedzinie, by punktować konkrety. Co radzę? Czytać tłumaczenia i porównywać z oryginałem. No i ćwiczyć, ale to akurat robisz. Sądzę, że to przede wszystkim kwestia wprawy i przyzwyczajenia, potem przekład wejdzie Ci w nawyk. Standardowe przeprosiny dla większości tłumaczy – nie znam się zbytnio na tej działce, więc tylko szczątkowo komentuję Waszą ciężką i nieraz niewdzięczną pracę. Zamiast tego wolę skupić się na samym tekście, o którym mogę powiedzieć znacznie więcej. A "Waking Up..." jest po prostu interesujące, jako dzieło, więc chętnie sobie trochę pogadam na jego temat. Przez "jako dzieło" rozumiem, że sam fakt istnienia i wykonania tego opowiadania ciekawi mnie bardziej niż jego treść. Do rzeczy: Styl, jak już wspomniałem, nie powala. Nie jest jakiś bardzo zły, ani bardzo "głupi", ale daleko mu do ideału. To kwestia wykonania opowiadania, nie tłumaczenia, choć po polsku pewne rzeczy naturalnie brzmią jeszcze gorzej, niestety. Chaotyczność, której nie lubię, trochę się tu wdarła, ale nie w jakimś naprawdę przeszkadzającym stopniu. Pod tym względem styl zdaje egzamin. (W przeciwieństwie do treści, ale o tym niżej) Jak scharakteryzowałbym tę narrację, najkrócej jak mogę? "Typowy brony, jakich wielu". Ani więcej, ani mniej. Sam autor na każdym kroku podkreśla, że jest początkującym. W sumie, to chyba lepiej, bo przynajmniej mamy dowody, że zdaje sobie z tego sprawę. Niestety, widać po nim brak umiejętności, prawdę powiedziawszy ciekaw jestem, czy dalej mu się wyrabiają. Tekst ma jeden, kardynalny, paskudnie bolący problem. Skróty, wszechobecne skróty. Cholera, właśnie ktoś stał się kucykiem! Mało tego, klaczą! Mało tego, bohaterką z bajki dla dzieci! Na Miłość Boską, to jest powód, by wszystko wywróciło się do góry nogami, całe życie jakie znał skończyło się, musi budować swoją tożsamość od nowa, pewnie przeżyje kryzys, czy przyjaciele się od niego odwrócą? Zobaczymy to w opowiadaniu? Ja nie zobaczyłem. Zamiast tego bohater idzie szukać jedzenia! Tak, ma ochotę na jabłko, a potem je pizze! Rozumiem, że jest głodny, to normalne, ale w takiej szczególnej sytuacji raczej nie myśli się o żarciu. Gdybym ja obudził się teraz jako na przykład Celestia, myślałbym o tysiącu rzeczy na raz, o jedzeniu dopiero na końcu. Dobra, może to tylko wypadek przy pracy, zaakcentowanie czegoś, specyfika... Gdzie tam! Potem po prostu siada do komputera i gra w Minecrafta z kolegą! Poważnie! A takich sytuacji jest więcej... Co w tym złego? Skoro autor nie potrafi pokazać, że sytuacja jest poważna, nam, czytelnikom, trudno będzie ją za taką uznać. Miałoby to nawet jakiś sens, mogłoby być całkiem przyjemnym wstępem do wesołej komedyjki, porcją lekkostrawnego absurdu. No i elementy tego są... ale to elementy. Okruchy dziwactw w czymś, co pozoruje względną normalność. W ten sposób dostajemy chimerę, która ani nie jest opowiadaniem o życiu, ani randomową komedią. Jest... czymś. A jak coś jest wszystkim po trocho, często nie jest niczym. To smutne, moim zdaniem to największy grzech tego opowiadania. Bohater jest taki jak styl fanfika – typowy, przeciętny brony. Ktoś powinien, kurcze, zrobić magisterkę z tematu "Archetyp brony'ego w literaturze fandomowej", byłoby co czytać. Bohater gada z własną głową(!), mieszają mu się w głowie charaktery jego własny i Rarity (to akurat świetny pomysł, choć boję się, że ponad możliwości warsztatowe autora), żyje sobie gdzieś w stanach z rodziną. Nie jest jakiś bardzo zły lub denerwujący, aczkolwiek wciąż ciężko mi się z nim utożsamić. Nie jest to chyba wina samej kreacji, a raczej skrótów, o których pisałem wyżej. Kolejnym problemem tekstu jest sporadyczny bezsens i chaos. Nie na etapie stylu, lecz właśnie treści. Do teraz nie wiem, czemu Tony (i Rarity w jednej osobie, jak tu go nazywać?) nie mógł pojechać z ojczymem do Nowego Jorku. Nie mam pojęcia, czemu postanowił biec na drugi koniec Stanów. Prawdopodobnie autor zdawał sobie sprawę z tego, dlaczego i w jakim celu to robi... Ja jednak nie mam pojęcia i obawiam się, że nigdy nie będzie mi dane się dowiedzieć. Doleję jeszcze trupiego jadu, kwasu lub po prostu gorzkich łez nad losem tego fika, do beczki-opinii. Cały pomysł jest interesujący. Kilku ludzi zmienia się w kucyki. Co z tego wyniknie? Co stanie się ze światem? Jak znajdą się w nowym życiu? A że, o czym wiele razy już pisałem, opowiadania ludzie-kucyki mają w sobie jakiś wewnętrzny magnes, aż się prosi, by poczytać na ten temat więcej. Tylko, przy obecnym poziomie wykonania, projekt został praktycznie zabity. Nie wiem jak poszło innym autorom, ale tu... jest po prostu słabo. Uważam jednak, że autor się stara i doceniam to. Opowiadanie o człowieku, który nagle stał się Rarity może być fajne... i, choć chyba w głębi duszy się tego wstydzę, ciekawią mnie jego dalsze losy. Nie przekreślam tego opowiadania, bo... choć daleko mu do bycia naprawdę dobrym, nie jest szczególnie kłującą po oczach abominacją. Ponadto, skoro to początkujący twórca, może warto dać mu kredyt zaufania. Jak znajdę chwilę w przyszłości, wrócę tu i zobaczę, co się z tego urodzi. Nie przekonało mnie niestety na tyle, bym miał czytać oryginał. Tym bardziej dziękuję tłumaczowi, że poświęca swój cenny czas na przekład. W skrócie – brak doświadczenia, boleśnie niszczące jakość skróty i brak logiki w niektórych fragmentach. Jak dla mnie jednak da się to uratować i ja gotów jestem "Waking Up..." czytać dalej. Jednak coś w sobie ma, choć sam nie wiem co. Pozdrawiam tłumacza i autora, choć on pewnie moich pozdrowień nie widzi!
  10. Serdecznie witamy Was, drodzy odwiedzający, pod kolejnymi odpowiedziami Fluttershy! Tym razem pytań jest naprawdę dużo, więc mamy na co odpowiadać, prawda Fluttershy? Oj tak... Chociaż... nie chcę krytykować Twojego zaangażowania, jednak... mam wrażenie, że powinniśmy odpowiadać nieco częściej, nie sądzisz? Sama dobrze wiesz, jak to jest... najpierw nie ma pytań, potem jak są, to jakoś się to odwleka... Yhh... No nic, postaramy się poprawić, a tymczasem przed Wami seria odpowiedzi: Bardzo dużo, choć... Bardzo doceniam jego zaangażowanie, jednak ostatnio trochę przesadza. Najpierw zapchał mi skrzynkę przed domem kopertami z napisem "SPAM", potem wrzucał tam wiadomości typu "Przedłuż sobie ogon już teraz", ale gdy wcisnął mi przez komin całą stertę listów z zaproszeniem do Szkoły Magii i Czarodziejstwa... No... to już trochę za dużo, nawet jak dla mnie. Nie jestem przekonana, rodzice jakoś nie chcieli mi powiedzieć... Być może już zaraz po urodzeniu uznali mnie za kogoś cichego i nieśmiałego? Pewnie tak... Z czego się śmiejesz? – Słyszałaś kiedyś ten kawał o mamie i trójce dzieci z dziwnymi imionami? – Hmm... chyba nie... Mam się bać? – Oj tam... Przychodzi pierwsza córeczka do mamy, mama pyta: "Tak Różyczko?" "Skąd wzięło się moje imię mamo?" "Bo widzisz, gdy z tatą prowadziliśmy cię do domu, spadł ci na główkę płatek róży, więc nazwaliśmy cię Różyczka." Zaraz potem przyszła następna dziewczynka. "Tak Kropelko?" zapytała mama. " Mamo... skąd wzięło się moje imię?" "Widzisz, córeczko, gdy zabierałam cię ze szpitala, spadła ci na główkę kropla wody, dostałaś więc na imię Kropelka." Zaraz potem przyszła trzecia dziewczynka, na co mama pyta "Tak Cegiełko?" – Ałć... okrutne... – A Cegiełka na to "Yuaunuagghram?" – ... – No dobra, może ciut przesadziłem... ale powiedz, podobał Ci się żarcik? – ... "1. Byłaś kiedyś z kimś?" Czy byłam z kimś... gdzie? – Fluttershy... chyba mają na myśli... bliższe relacje... takie mocniejsze niż przyjaźń. – Ach tak... No to... właściwie to trochę tak i trochę nie... ale nie bardzo chcę o tym mówić... – Coś przykrego...? – Nawet nie, po prostu... można powiedzieć, że byłam wtedy jeszcze źrebakiem, więc to się chyba nie liczy... – Nie przejmuj się, jesteś młoda i piękna, na pewno sobie kogoś znajdziesz! – Dziękuję... "2. Masz kogoś na oko, w sensie pod względem zauroczenia." Teraz akurat nie, ale dziękuję za troskę. Poza tym... od zauroczenia do czegoś więcej bardzo daleka droga... "3. Co uważasz o królu sombrze?" Nie powinno się zniewalać kucyków, to nie jest dobre. Skoro jednak Discord mógł się poprawić, to i dla niego jest nadzieja. 4. Jakie uczucie ci towarzyszyło przy przemianie w potwora, jak byłaś superkucykiem? Na szczęście ta akurat część nie było do końca prawdziwa... wolałabym jakąś mniej... "bojową" supermoc niż zmienianie się w wielką, wściekłą bestię... Może niewidzialność? Albo błyskawiczna ucieczka. 5. Do you speak english? Yes, i do. -Dlaczego jesteś nieśmiała? Z tego co pamiętam od zawsze byłam... Nie wiem, jaka jest tego przyczyna, że nigdy nie lubiłam nikomu się narażać ani wchodzić w konflikty. Wielu tak po prostu ma, ja chyba też... Na szczęście próbuję nad sobą pracować i nawet mi to wychodzi. Jest coraz lepiej. -Czy jako pegaz możesz chodzić po tęczy? Jest kilka rodzajów tęczy. Po tej płynnej nie jestem w stanie, ale eksperci od pogody umieją zbudować tęczowy most, po którym pegazy spokojnie mogą chodzić. Od razu uprzedzając ewentualne pytanie – na końcu nie ma garnka za złotem... Przepraszam, jeśli Cię rozczarowałam... – Garnka nie ma, ale może jest Walhalla. – Co takiego? – Wielki pałac bogów... ale jeśli chcesz dowiedzieć się więcej, musisz poszukać informacji na własne kopytko. To "Zapytaj Fluttershy", a nie "Zapytaj Albericha". – Masz rację... Chyba jednak poszukam... zaciekawiłeś mnie. -Twoja ulubiona potrawa? Makaronowa zapiekanka z serem, dużą ilością warzyw, zieleniny i ziół. To moje popisowe danie i sądzę, że naprawdę dobrze mi wychodzi, przynajmniej moim przyjaciółkom zawsze smakuje... Lubię też kanapki i ogólnie wszystko, co ma w sobie makaron. -Jakim rodzajem drzewa chciałabyś być? Najchętniej jakimś o rozłożystych gałęziach, by mogło w nich mieszkać wiele zwierząt... Może dębem albo lipą... albo bukiem? Za to brzoza ma białą korę, to też kuszące... Tymczasem moje przyjaciółki mówią, że bardziej pasuję im na wierzbę płaczącą... -Dlaczego nie ma jedzenia dla kotów o smaku myszy? Ależ jest: Tylko spójrz, jaki ten kot jest szczęśliwy. Cieszy się na samą myśl, że będzie jadł taką pyszną karmę. -czy Angel Cie czasem nie denerwuje ( wszyscy wiedzą,że to kawał sku@!ysyna) Ależ nie, to bardzo miły i przyjazny króliczek, tulaśny i miluśny. No, może czasami trochę trudny, ale nie bardziej niż inne zwierzęta. – Ośmielę się nie zgodzić... Zresztą znasz moje zdanie... -czy nie wydaje ci się,że było by lepiej,gdyby Twilight nie była alicornem? Ma dla nas teraz trochę mniej czasu... jednak ona cieszy się ze swojej nowej roli, więc my cieszymy się razem z nią. Naszym obowiązkiem jest ją wspierać, a wtedy wszystko będzie prawie tak jak dawniej. -Jakie jest Twoje ulubione zwierze? To trudne pytanie, nie wiem, jest ich tak wiele... Uwielbiam wszystkie... no, może prawię wszystkie, jeśli na przykład do zwierząt zaliczamy tasiemce lub smoki... – Problematyczne... trzeba spytać jakiegoś eksperta od tasiemców i smoków... -myślałaś nad tym,żeby się przefarbować na inny kolor? O tak, kiedyś bardzo chciałam mieć zielone włosy, jeszcze jako dziecko. Niestety, rodzice mi nie pozwolili... Teraz trochę się boję zmiany koloru, nie chcę zniszczyć swojej grzywy. Ciekawe, jak bym wyglądała... – Może coś w tym rodzaju: – Hmm... nie tak źle... Chyba jednak wciąż zbytnio się boję... 1. Czy zdarza ci się ćwiczyć swoją asertywność w zaciszu domowym? Oczywiście. Czytam książki motywacyjne, trenuję przed lustrem, próbuję sama siebie przekonać, bym była odrobinkę odważniejsza... Raz się udaje, raz nie... Jednak najlepsze lekcje to te poza domem z przyjaciółmi. 2. Istnieje zwierzę, którego nigdy nie widziałaś na oczy, a bardzo chciałabyś zobaczyć? O tak, wiele zwierząt... Słyszałam i czytałam sporo o wielorybach, niestety, nigdy żadnego nie widziałam, mieszkam za daleko od morza... Chciałabym też spotkać niedźwiedzia polarnego, są bardzo urocze... przynajmniej z daleka. W sumie... sporo jest takich zwierząt, których jeszcze nie poznałam... – Na przykład gibony... – Najpierw Poranny Kapitan Scyfer, a teraz Ty... o co chodzi z tymi gibonami...? – Wyjaśnię Ci potem. Ma to sporo wspólnego z trawką, siankiem i Babilonem... i Holandią. – Dobrze... Jednak z tego co mówisz domyślam się, że nie chodzi o zwierzęta... 3. Czy twoi zwierzęcy pupile sprawiają ci czasem kłopoty? Tak, sporo. Tylko, że to jest ten najprzyjemniejszy rodzaj kłopotów, bez którego nie wyobrażam sobie życia. Wiele kucyków mówiło mi, że zwariowaliby w parę dni, gdyby musieli radzić sobie z taką hordą. Ja jednak lubię to i jestem już jak mało kto zaprawiona w boju. 4. Odwiedzasz od czasu do czasu Cloudsdale? Tak, ale niezbyt często. Głównie w towarzystwie Rainbow Dash, sama rzadko mam potrzebę tam latać. Kiedyś na pewno... rodzina to coś naprawdę ważnego... Sama jednak nie wiem kiedy... Boję się, że jeszcze nie jestem na to gotowa... Hmm... Słyszałam kiedyś o entach, czyli ożywionych, mówiących drzewach. To chyba byłoby najlepsze, łączy zalety wszystkiego, o czym pisałeś. Byłabym bliżej natury niż kiedykolwiek. -Czy chciałabyś mieć demonicznego lokaja? Nigdy o tym nie myślałam... ale chyba nie... Sama sobie dobrze radzę z domem. A co do demoniczności... nie, raczej nie. -Sprzedałabyś swoją duszę demonowi w zamian za wieczne życie? Mam obawy, że on mógłby nie chcieć jej kupić... – Głowa do góry, Fluttershy! Więcej pewności siebie! Spójrz na siebie trochę łaskawiej i cieplej. A co do demona, to jestem przekonany, że sporo byłby gotów Ci zapłacić za Twoją niewinną duszyczkę. – Chyba wolę zostawić ją sobie... – I tego się trzymajmy. -Czy masz swoje życiowe motto? Nie mam... nigdy się nad żadnym nie zastanawiałam... masz jakiś pomysł? – "Kto gorszy w dżudo, ten krwawi dużo" to moje. – Obawiam się, że troszkę do mnie nie pasuje... Jestem otwarta na dalsze propozycje... jednak już nie od Ciebie, Alberich, przepraszam. Twoje motta dziwnym trafem biorą się zawsze z jakichś dziwnych... rzeczy. – "Kto zadziera z Wiesławem Paleta, tego wieczorem odwiezie laweta" – Och... może spróbujesz wymyślić coś dla mnie... tylko bez dżudo, krwawienia i lawet... – Co powiesz na "Kto z Fluttershy zadziera, tego strzeli cholera?" – No dobrze, nie było pytania... Pozostaje mi żyć bez motta... -Ulubiony cytat? Nic... nie... mów... Oczywiście, jeśli nie masz nic przeciwko... Proszę, sam powiedziałeś, że to "zapytaj Fluttershy" a nie "zapytaj Albericha". Chyba, że jest inaczej, wtedy przepraszam... – Masz rację... w porządku... Więc... jaki jest Twój ulubiony cytat? – Ten mi się bardzo podoba: -Czy chciałabyś aby nazywano Cię Lady Fluttershy? Nie, raczej nie, nie mam tytułu szlacheckiego. Wolę po prostu "Fluttershy". -Zakochałaś się kiedyś? To było bardzo dawno temu... do dzisiaj nie jestem pewna, czy to naprawdę było zakochanie... ale... na pewno co najmniej zauroczenie... ... ... ... ... – Rozumiem, że nie powiesz nic więcej...? – ... – W porządku, nawet Cię rozumiem, nikt tego od Ciebie nie wymaga. – Wygląda na to, że to już koniec na dzisiaj. Postarali się, prawda, Fluttershy? – Oj tak, pytania były naprawdę wspaniałe i trzymające poziom. Dziękuję... i do następnego razu.
  11. Witajcie! Oto przed Wami po niebotycznie długiej na warunki forumowe przerwie wracają do łask pamiętniki Fluttershy. Ale żeby było jeszcze weselej... Od razu startujemy z edycją specjalną: "Krok w stronę Harmonii" Ładny obrazek, by przykuć oko... Jest to zaplanowany, składający się z krótkich wpisów pamiętnik. Piszemy go razem z Bafflingiem, z dwóch różnych perspektyw, w dwóch różnych działach. Całość złoży się w jedną, spójną całość. Krótki opis: "Fluttershy namówiona przez Twilight zaczyna pisać pamiętnik. Tylko, czy gdy jest się cichym, bardzo nieśmiałym i troszeczkę stroniącym od wielkich przygód pegazem, ma się o czym opowiedzieć? Żółtej klaczy przyjdzie się przekonać, jak wiele będzie miała do przekazania w ciągu kilku najbliższych dni." Tutaj w tym spoilerze będziemy wrzucać linki dla tych, którzy wolą czytać w google docs: Bliźniaczy temat: *** Wpis I Drogi pamiętniku Właściwie… to jak zaczyna się pamiętnik? Nie wiem, ostatni raz pisałam coś takiego w dzieciństwie i to chyba nie było całkiem na poważnie… Więc jeśli ktoś inny niż ja będzie to czytał, to przepraszam, chyba nie wyszedł mi do końca tak jak powinien. Tak naprawdę to nie był mój pomysł. Gdy widziałam się dzisiaj z przyjaciółkami, Twilight zasugerowała mi pisanie pamiętnika. Powiedziała, że będzie to dla mnie „dobra terapia” do walki z moimi… trudnościami codziennymi. Dodała też, że na dniach może zdarzyć się wiele rzeczy, o których warto pisać, choć nie do końca wiem, co chciała przez to powiedzieć. To Twilight, czasami po prostu za nią nie nadążam. Teraz, jak się nad tym zastanawiam nie jestem przekonana, czy akurat moje życie jest dobre, by opisywać je w pamiętniku. Świat małej, cichej Fluttershy… nie dzieje się w nim zbyt wiele, chyba, że ktoś inny też interesuje się zwierzętami i przyrodą, ale mało jest takich kucyków. Jestem przekonana, że przeżycia takiej na przykład Rainbow Dash byłyby znacznie bardziej zajmujące, może też Rarity, gdyby tak połączyła swój dziennik z jakimiś poradami dla klaczy na poziomie, jakby nie patrzeć zna się na tym dobrze. Ups… chyba trochę się zapędziłam, powinnam, opisać, co ostatnio się działo. Miałam dobry i spokojny dzień, jakich wiele. Byłam na zakupach, tym razem udało mi się kupić wszystko czego potrzebowałam niemal od razu, głównie dzięki Applejack (dziękuję), zawsze jest trochę łatwiej, gdy ktoś wyciągnie do Ciebie pomocne kopytko. To pewnie jej pewność siebie sprawiła, że tamta klacz od ziaren dała mi zniżkę. Wróciłam do domu i przygotowałam jedzenie dla moich małych przyjaciół, jak zwykle pochłonęli wszystko niemal od razu. Co więcej wszystko wskazuje, że zlatuje do mnie coraz więcej różnorakich ptaków szukających sobie miejsca na wychowanie piskląt. Jestem taka szczęśliwa, że wybrały akurat moją skromną chatkę, ich radosne odgłosy zawsze poprawiają mi humor. Ach… przepraszam, nie powinnam pisać tylko o zwierzętach… Choć… co poradzę, że są one takie fascynujące. Kucyki mogłyby się sporo nauczyć, wystarczy zobaczyć, z jaką nieopisaną troską i dobrocią ptasi rodzice traktują swoje potomstwo, jak budują dla niego schronienie i znoszą najlepsze smakołyki. Ale dość o nich… jak pisałam wyżej, większość kucyków nie podziela moich zainteresowań. Byłam dzisiaj na spotkaniu w bibliotece, które zorganizowała dla nas Twilight. Chwaliła się, że razem z Księzniczką Celestią pracują nad czymś bardzo ważnym i bardzo „niesamowitym”. Wyglądała na naprawdę szczęśliwą i pełną entuzjazmu, więc chyba to faktycznie coś obiecującego. Nie mam powodu, by nie cieszyć się radością przyjaciół, więc… cieszę się, po prostu. Rarity pochwaliła mnie, że jej zdaniem staję się coraz pewniejsza siebie i bardziej zaradna. Nawet nie umiem opisać, w jak wielką satysfakcję wprawiły mnie jej słowa. Obiecuję starać się bardziej i dalej dążyć ku poprawie, aż wreszcie osiągnę całkowitą, własną harmonię. Wiem, że cokolwiek się nie stanie, moje przyjaciółki będą ze mną, co znacznie ułatwia moje zmagania. Zresztą, co takiego może wydarzyć się w Ponyville? Do zobaczenia następnym razem, pamiętniku.
  12. Witajcie moi drodzy! Oto podrzucam Wam nowy temat do dyskusji: O pracowaniu nad sobą czyli skoro Fluttershy się zmienia, to my też możemy Dobrze, ale nadszedł czas na krótkie wyjaśnienie dla tych, którzy nie do końca mogą wiedzieć, o czym ten temat będzie: Minęły cztery sezony My Little Pony, zbliża się piąty... Pewne rzeczy się zmieniają, a inne pozostają takie jakimi były. Czy Fluttershy idzie z duchem czasu? Nie da się ukryć, że pewność siebie żółtej klaczy wiele razy została wystawiona na próbę, podobnie jak jej odwaga i zdolności społeczne. Jednak, gdy się dokładnie przyjrzeć można zauważyć, że zmienia się nie tylko od próby do próby, ale ogólnie pracuje nad sobą. A może to tylko moja wizja... Choć nasza osobowość jest istotną częścią nas, nie jesteśmy skazani na całkowitą niezmienność charakteru, mało tego, dla własnego dobra powinniśmy pracować nad sobą. Fluttershy, jak widać w serialu, ma wiele problemów, głównie ze swoją nieśmiałością, wycofaniem i brakiem odwagi, a jednak cały czas próbuje z tym walczyć, w zależności od sytuacji albo metodą małych (często aż za małych) kroków, albo poprzez przełamanie się w ważnych dla niej wydarzeniach. Tak czy inaczej szuka swojego rozwiązania. Teraz dwa zasadnicze pytania, wokół których toczy się dyskusja: Czy Fluttershy się zmieniła, a jeśli tak, to czy wystarczająco i na lepsze? Jak oceniacie jej pracę nad sobą i drogę, którą przebywa, by okiełznać swoje problematyczne, ciche i spokojne podejście. Co sądzicie o pracowaniu nad sobą i swoim charakterem? Czy sami walczycie z własnymi przywarami i mankamentami, a jeśli tak, to czy odnosicie sukcesy? To jest też temat, w którym możecie się nimi pochwalić. Zapraszam wszystkich serdecznie do wymiany poglądów!
  13. Warto było rzucić to niezbyt skuteczne bojowo zaklęcie tylko i wyłącznie dla odpowiedzi przeciwnika. Alberich patrzył z nieopisanym podziwem na jego umiejętności. Połączenie kręgu natury z cofnięciem czasu substancji. Tak oto Advilion przeszedł drogę od papieru, przez drewno aż do życia. Zdumiewające i piękne. Nie można się było zdziwić, że oponent na chwilę zapomniał o całym świecie, oddając się pasji tworzenia. Duch, którego tchnął w te stworzonka nadał im niespotykaną formę, w jednej chwili coś, co kiedyś było garstką kartek, stało się prawdziwym dziełem mistrza przyrody. Czarodziej zaśmiał się w duchu na wspomnienie pojedynku z Fiskiem, któremu zdarzało się patrzeć z zachwytem na to, co działo się na arenie. Teraz ani trochę się mu nie dziwił. To wszystko było takie wspaniałe... Dopiero ukłucie nadzwyczaj ostrego liście przywołało go do porządku. Podziwiać mógł sobie przy okazji, najważniejsze było toczenie walki, kreatywnej i skutecznej. Jako, że przeciwnik dobrze zagrał, nie można mu było pozostać dłużnym. Poza tym... co jak co, ale Alberich – mag w zielonych i żółtych kolorach, szczerze lubił naturę. Wcześniej mogło mu nie starczyć mocy i siły przebicia, by dostosować okolicę, teraz jednak, gdy wszystko ożyło materią papieru i duchem tkniętym przez Adviliona, dało się zrobić znacznie więcej. Mag zatoczył krąg swoją różdżką, na chwilę odsuwając od siebie wszystkie stworki z wyjątkiem jednego, tego najbardziej przypominającego roślinę. Następnie bezpośrednio dotknął go magicznym przedmiotem przywołując proste zaklęcie zbadania i pobrania esencji. Wszystko poszło tak jak powinno, pozostało tylko nakierować energię wszystkiego co w tym żyło w odpowiednią stronę. Dotknął różdżką podłoża. W jednej chwili zaczęło się ono zmieniać, z ubitej, twardej ziemi w porośniętą gęstą, soczyście zieloną trawą łąkę. Na początku rośliny objęły we władanie tylko teren kilka metrów wokół maga, systematycznie jednak powiększając granice swojego trawiastego królestwa, aż ostatecznie zajęły całą arenę, sięgając do nasączonych zaklęciami obronnymi trybun. "Od razu lepiej" pomyślał Alberich wzdychając. Szybkim ruchem ściągnął swoje buty i usunął je mocą swojej magii. Tak piękny trawnik wymagał tego, by chodzić po nim zupełnie boso. Możecie zapytać, jaka była przydatność bojowa tego czaru. Odpowiadam – żadna. Jednak cóż poradzić, że Alberich zwyczajnie lubił dostosowywać wygląd terenu do swoich upodobań. Problem w tym, że żywe istoty stworzone przed Adviliona ciągle stanowiły zagrożenie. Trzeba było koniecznie coś z nimi zrobić. Rzecz jasna mógł po prostu przywołać odrobinę płomienia i zwyczajnie pozbyć się niebezpieczeństwa. Jednak nawet przez myśl nie przeszła mu taka alternatywa, zrobienie takich zniszczeń prawdziwie żywym istotom w imię pojedynkowania się i ratowania własnej skóry nie było nawet barbarzyństwem, a najprawdziwszą zbrodnią. Należało to rozegrać inaczej. Nawet już wiedział jak. Uśmiechnął się zataczając kolejny krąg różdżką. Z wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza wyciągnął niewielkie, lekko świecące nasionko. Nie pamiętał już skąd je zdobył, stanowiło jednak jego mały skarb, mogło z niego wyrosnąć Drzewo Magii, roślina z mitów innych światów, mająca naturalną moc splatania sił magicznych dookoła siebie, tym samym czynnie zmieniając rzeczywistość. Normalnie coś takiego nie wyrosłoby tak po prostu, jednak w okolicy nasączonej czystym duchem i esencją życia nie stanowiło to większego problemu. Wystarczyło tylko odrobinę przyśpieszyć proces. Nie przerywał rysowania różdżką kół. W ten sposób stopniowo zasysał płynącą w istotach Adviliona moc, by zebrać ją w jednym miejscu. Następnie, gdy kawałek podłoża pod nim dosłownie kipiał tajemniczą mocą, Alberich najzwyczajniej w świecie wetknął tam nasiono. Momentalnie ziemia zaczęła miarowo wibrować i dudnić. Rodziło się coś wielkiego. Nadszedł czas na inkantację: Przybądź na me wezwanie Wielkie Magiczne Drzewo Niechaj otworzy się niebo Weź duchy w swoje władanie! – Wiele nordyckich ludów w swojej mitologii umiejscawiało drzewo świata, takie jak Yggdrasil – powiedział po zakończeniu czarów. Nie mógł powstrzymać się od tego, by rzucić kilka słów. – Myślę, że może to wzbogacić naszą arenę. No i na pewno mi się przyda, gdy będę je miał po swojej stronie. Zrobił krok do przodu dokładnie w momencie, w którym z ziemi zaczęło wyrastać drzewo. Złapał za niewielką gałązkę, śmiejąc się pod nosem. Musiało to wyglądać trochę głupio, przynajmniej przez chwilę. Bo po kilku sekundach drzewo nie było już sadzonką. Korzystając z otoczenia, które stworzył Advilion, rosło bardzo szybko. Wkrótce bose stopy Albericha oderwały się od ziemi, mag wspiął się na coś, co chwile wcześniej było niewielką gałęzią, a teraz stało się konarem. Usadowił się wygodnie w koronie, pośród pachnących, rozwijających się liści. Sam sobie musiał przyznać, że to były piękne czary. Podziękował w duchu rywalowi, że swoimi zaklęciami mu na to pozwolił. Gdy drzewo stało się naprawdę duże, czarodziej lekko trącił je różdżką dodając: – Zbudź się. Gdzieś na środku pnia, na twardej, chropowatej korze, zabłysnęły na niebiesko-zielono dwa punkty. Dzięki magii Adviliona rośliny były czymś znacznie więcej, co umożliwiło Alberichowi przywołanie sobie czegoś w rodzaju enta. Niestety, ku jego rozczarowaniu okazało się, że ten nie był zbyt rozmowny. Czarodziej wzruszył ramionami. Kilka razy splótł magię, by zobaczyć, czy jest w stanie jakoś nakierować ruchy tej istoty. Szczęśliwie był. No cóż... nadszedł czas, by trochę rozruszać rywala. – Oto ożywione Drzewo Magii – powiedział Alberich dając entowi znak, by zbliżył się do drugiego maga. – Wielkie, nasączone mocą i bardzo silne. Na następny gest czarodzieja ożywione drzewo podniosło kilka swoich wielkich konarów, gotowe opuścić je na drugiego maga. "Ciekawe jak poradzi sobie z tym" zastanawiał się Alberich jednocześnie dając entowi sygnał do ataku. Wielkie konary z impetem poleciały w dół.
  14. Tak oto właśnie zaczęły się pierwsze rundy magicznych pojedynków. Tak oto Alberich znowu się spóźnił... Młody, brodaty, długowłosy mag w zielono-żółto-studenckich szatach wbiegł na arenę w wielkim pośpiechu. Po drodze zatrzymał się, by pozbierać notatki, które wypadły mu z torby. Na wszelki wypadek wziął ich dość sporo, ponieważ nie wiedział o swoim przeciwniku i jego technikach zbyt wiele, musiał być gotowy na wszystko. Czarodziej przypomniał sobie swoją pierwszą walkę i uśmiechnął się w duchu. Zastanawiał się, jakie tym razem będzie stężenie przemocy w przemocy, ale podejrzewał, że trochę większe. Stanął na ubitej ziemi, zdjął kapelusz i elegancko się kłaniając (przy okazji z kieszeni wypadło mu kilka jesiennych liści i mała buteleczka rumu, składniki magicznych rytuałów), po czym zwrócił się do swojego oponenta, uśmiechając się serdecznie: – Jestem przekonany, że to będzie dobra walka. Życzę powodzenia – podszedł i podał przeciwnikowi rękę w myśl starej zasady "rywale, nie wrogowie". Po wymianie uprzejmości pomachał do publiczności, a następnie znowu zajął pozycję. Trochę się stresował... kogo ja próbuję oszukać? Więcej niż trochę. Ten pojedynek mógł skończyć się dosłownie wszystkim. Co gorsza jego własne czary mogły być momentami równie niebezpieczne dla niego samego, co skomplikowane zaklęcia jego wroga. Trudno, kto nie ryzykuje, ten nie je. (Choć wynikało by z tego, że studenci nigdy nie ryzykują. Otóż, moi mili, ryzykują. Tylko dziwnym trafem w grze o życie częściej wygrywają piwo niż posiłek.) – Uhm... jest taki problem... – jęknął wyciągając stosy kartek. – Długo zastanawiałem się, co powinienem zrobić na początek, a jakoś teraz nie mogę się zdecydować... Jakie by tu przywołać zaklęcie...? Przekartkował swoje notatki. Miał ich zdecydowanie za dużo, co gorsza ze swoim paskudnym pismem i tak nie umiał odczytać większości. Jedyną rzeczą, która miała jakąś wartość merytoryczną w jego torbie był podręcznik i kilka wydruków. Reszta nadawała się na przemiał. Olśnienie przyszło nagle. Zielony czarodziej zaśmiał się krótko ciskając w górę większość kartek. – Na cholerę mi one? Znaczy... może jednak się do czegoś przydadzą. Czas rozpocząć magię! Ach... od czasu do czasu pozwolę sobie rzucić coś rymem, to dobrze wpływa na czary. Wyciągnął swoją promieniującą wielką mocą różdżkę, drewnianą, całą oplecioną wiecznie zielonymi liśćmi i żółtymi piórkami. Machnął nią nad głową, gdzie ciągle jeszcze opadały kartki papieru, po czym rozpoczął inkantację: Może popełniam błąd, może nie mam racji Lecz postanawiam przebudzić, machinę biurokaracji! Wtenczas wielka siła, która najmocniejszych gnie Sprawia, że papier żywy, wszystkich kąsa i tnie! Nie pamiętał, gdzie pierwszy raz usłyszał o tym zaklęciu, jednak wbrew temu co wielu mówiło, było ono całkiem niebezpieczne. Często stosowało się go do obrony urzędów, bibliotek i szkół. Kto by przypuszczał, że tak powszechny materiał jak papier mógł stać się bronią, gdy zmusiła go do tego konieczność. W jednej chwili wszystkie notatki zaczęły się składać, niczym origami. Dziesiątki kartek, które rzucił w górę przybrały kształty małych pajączków, ptaków, lub po prostu dziwnych, ostrych i nadzwyczaj ruchliwych tworów. Do tego wszystkiego nasycony mocą papier stał się nagle o wiele wytrzymalszy... i ostrzejszy. Dookoła Albericha zaczął pełzać rój niewielkich istot. Wyglądały raczej sympatycznie, a nawet do pewnego stopnia uroczo, z całą pewnością jednak w takiej liczebności potrafiły zrobić krzywdę. – Naprzód, moje drogie, papierowe stwory! – zawołał mag wskazując swoją różdżką przeciwnika. Chmara ożywionych kartek, obecnie w najróżniejszych kształtach origami: pająków, ptaków, skorpionów, różnorakich insektów lub szczurów, ruszyły na drugiego czarodzieja. Chyba nie miały przyjaznych zamiarów. – Powodzenia raz jeszcze! – dodał Alberich zastanawiając się nad kolejnym czarem. "To będzie lekko stresujące, ale też na pewno bardzo interesujące" podsumował zaczynającą się walkę w myślach.
  15. Doczytałem sobie rozdział tego opowiadania, skłoniło mnie to do zmiany strategii. Wcześniej po prostu przyszedłem, stwierdziłem, że jest ciut koślawo i zasugerowałem ogólny kierunek, którym powinieneś podążać. To był błąd z mojej strony, ponieważ zdecydowanie zbyt mało skupiłem się na konkretach i szczegółach. Teraz mam zamiar dać parę znacznie praktyczniejszych rad, wskazówek i spostrzeżeń. Robię to z dwóch powodów: Po pierwsze, jesteś debiutantem i poprosiłeś o pomoc. Lubię, jak ludzie się rozwijają, a jeszcze większą radość sprawia mi, jeśli jest to rozwój z moją pomocą. Po drugie... nie będę ukrywał, że barierą konstruktywności mam zamiar odeprzeć ewentualny zarzut chęci zmieszania z błotem autora. Nie jest to moim celem, choć opowiadanie w swoim obecnym kształcie ma dla mnie minimalną wartość. No to do dzieła! Hej, hej, grej muzyczko grej! Problem I – charakter głównego bohatera. Ktoś już chyba o tym wspomniał, ja jednak trochę rozpiszę się na ten temat. Mamy tekst pisany w pierwszej osobie, a narrator jest do bólu przeciętny. Poważnie, na razie wszystko co można o nim powiedzieć, to że jest z tych bronies, którzy nade wszystko pragną dostać się do Equestrii. Nie ma żadnych specjalnie indywidualnych reakcji, przemyśleń, ani wizji na świat. To zupełnie tak, jakby światowy zjazd Partii Rozczarowanych Światem Ludzkim wybrał najbardziej typowego, szarego członka i wysłał go do innego świata. Taki stan rzeczy jest niewłaściwy, już tłumaczę dlaczego. Istnieją dwie podstawowe skrajności – albo bohater tak pełen nietypowych i egzotycznych cech, że nikt nie może go zrozumieć i w jakikolwiek sposób się z nim zżyć, po drugiej stronie obraz przeciwny, "człowiek uniwersalny". Tutaj mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem. Problem w tym, że uniwersalny bohater jest tak samo kiepski jak przesadnie udziwniony, bo zżycie się z kimś, kto ma spłaszczone cechy jest naprawdę trudne. Nikt z nas nie jest uśrednieniem, każdy ma coś, co jest dla niego charakterystyczne. Jedni są bliżej statystycznego bronego, inni dalej... jednak nikt nie jest bezpośrednio nim. Teraz kwestia rozwiązania: Zamanifestuj jego mniej lub bardziej nietypowe cechy, czasami delikatnie, a czasami do bólu dosadnie. Tak naprawdę wiele człowieka (lub kucyka, tak, kucyka zapewne też) czynią szczegóły, a to, że lubimy truskawki, a nie lubimy kalafiora, że cieszą nas kolor żółty i zielony, że nie umiemy usiedzieć w miejscu i musimy chodzić lub mamy tendencję do zamieniania swoich wypowiedzi w wykład. Każdy jest trochę inny, wystarczy to zaakcentować. Jeśli nie potrafisz zrobić tego instynktownie, spróbuj to sobie rozpisać, na przykład idąc od drobiazgów do rzeczy dużych (od tego, że boi się pająków po to, że gdy coś go zachwyci, traci kontakt ze światem) lub odwrotnie. A potem od czasu do czasu poruszaj te cechy niczym struny wiolonczeli. Jeśli uda Ci się dobrać dobrą paletę osobowościową (a wierzę w to), opowiadanie sporo zyska. Bez tego... ciężko je będzie uratować. Problem II – brak konkretyzacji Szczególnie rzuciło mi się to w oczy, gdy czytałem rozdział II. W tym opowiadaniu bardzo mało jest konkretnych wydarzeń, które można z "imienia i nazwiska" wymienić. Łączy się to pośrednio z poprzednim problemem, ale to znacznie szersza sprawa. By bohater miał pole do popisu, w opowiadaniu musi się coś dziać, z czymś trzeba go konfrontować, im więcej, mocniej, skuteczniej, intensywniej i częściej, tym lepiej. Dla ułatwienia tej porady powiem, że postać poznaje się najlepiej w sytuacjach trudnych (doświadczenie z RPGów), gdy ta musi się zmierzyć z czymś nietypowym lub wymagającym, a jeszcze lepiej podjąć jakąś decyzję. Nie zmuszam Cię jednak do wprowadzania jej w świat przygód i wielkich starć na szczycie, to nie jest konieczne. Życie, nawet to kucykowe, bywa wystarczająco trudne. Oto kilka przykładowych problemów: Gdzieś w głowie bohatera pozostała oddalona tęsknota do mięsa, nie wie jednak, czy jako kucyk w ogóle może coś takiego jeść i czy nie złamie tym jakiegoś tabu. Co z tym zrobi? (Wszystko to pierwsze z brzegu sugestie, jakie mogą się nasunąć na myśl, nic zobowiązującego) Któryś z kucyków okazał się znacząco inny niż w serialu i teraz bohater sam nie wie, czy tego kucyka lubi. Jednak to przyjaciel jego przyjaciół i musi spędzać z nim dużo czasu. Sporo zależy od tego co uczyni. Ktoś zaczepia go w jakiejś prostej sprawie, która jest oczywista dla rodowitego Equestriańczyka, ale nie musi być taka dla kogoś z Ziemi. Ups... co teraz? Jak tu się nie wydać? Pewnego razu bohatera bierze ciężka tęsknota za domem... Niby w jego ojczyźnie nie było zbyt wspaniale, a tu jest dobrze... ale jednak dom to dom. No właśnie, nie wszystkie problemy tyczą się świata i przygód. Większość z nich generujemy sobie sami naszymi wątpliwościami. Tylko, w miarę możliwości dobrze, by było to wątpliwości realne i konsekwentne. Inaczej to co może nam pomóc zmieni się w nieprzyjemne smęcenie. Problem III – samopodobieństwo To częsty mankament twórczości debiutantów, całość tekstu jest do siebie strasznie podobna i nieprzyjemnie nijaka. Brakuje niezwykłości w miejscach, bohaterach, zachowaniach, wydarzeniach... ogólnie mniej lub bardziej we wszystkim. Tutaj występuje to kilka razy: – Przede wszystkim M6... A raczej rozmowy z nimi. Brzmią strasznie... niekonkretnie. Zupełnie, jakby wszystkie były bardzo jednakowe i rozmawiały o tym samym, a jedynym wyróżnikiem były wtrącane co jakiś czas wstawki, jak u Pinkie Pie. Tutaj nawet nie uważam, by było naprawdę źle, bo dobre oddanie postaci kanonicznych wymaga kunsztu. – Miejsca... poza sypialnią w zamku wszystko wydało mi się mało... wyraźne. Nie mówię, że masz opisywać każdy drobiazg, ale pakiet niezwykłości i rzeczy nietypowych bardzo by się przydał. – Sam bohater, jego perypetie i przemyślenia... ale o tym pisałem wyżej. Tutaj o wiele trudniej jest mi dać konkretną radę. To trochę "kolorowanie" opowiadania, po prostu rzecz nie dla każdego intuicyjna. Doradzam po prostu próbować uczynić wszystko możliwie najbardziej konkretnym i mocnym. Największy problem ciągle pozostaje ten sam co był – schemat. Kto wie, czy będziesz nim szedł, może tak, może nie. Czas pokaże. Samo zastosowanie się do poprzednich punktów już byłoby dla tekstu znaczącą poprawą. No i ogólnie... działaj i szukaj. Pozdrawiam ciepło!
  16. Jakoś tematyka fików z tagiem [human] przycichła ostatnimi czasy... Nie wiem, czy to przez wypalenie części ludzi z fandomu, przez zmiany kadrowe, czy jakąkolwiek inną rzecz, która się działa w krainie fandomowych opowiadań. Czasem jednak i takie dzieła się pojawiają... No cóż... Powiem tak: nie było aż tak źle... ale dobrze też nie... I, o dziwo, choć w opowiadaniu takim jak to zwykle czepiam się o problemy ze stylem, multum błędów, skąpe opisy czy wieczne chodzenie na skróty, to nie jest tutejszą bolączką numer jeden. Jednakże... krok po kroku – sukcesywnie: Strona techniczna nie zachwyca, ale i nie wywołuje szczękościsku. Brakuje iluś znaków interpunkcyjnych, głównie przecinków, dialogi mogłyby być lepiej formatowane (zamiłowanie do półpauz, są gdzieś na forum stosowne poradniki), z poważnych byków znalazłem tylko jedno "puki" (ała), ale ogólnie... da się żyć. Nie jest to opowiadanie z rodzaju tych, do lektury których muszę założyć gumofilce, by przejść przez bajoro błędów. Styl o dziwo... też się broni. Owszem, daleko mu do doskonałości, być może nie jest to dzieło na miarę mistrzów literatury, ale da się to czytać. Jest klarownie, ciut ubogo w opisach, ale dla mnie wystarczająco, nie ma wrażenia dramatu spowodowanego ciągłymi dialogami, proporcje zostały zachowane. Styl wyraźnie pokazuje brak doświadczenia i obycia, ale to nic takiego, czego nie można nabyć. Jak dla mnie mógłby to być początek bytności w świecie fanfików, z którego coś mogłoby wyjść. Choć, tu muszę powiedzieć, by nie rozminąć się z faktami, sporadycznie zdarzały się prawdziwe potwory wśród zdań. Dla przykładu. Gdyby jednak poprawić te sporadyczne chimery, poziom byłby utrzymany jako taki. No, ale czasami logika narracji kuleje, ot przykład: No, żywa roślina to z całą pewnością ewenement świata przyrody. A tak na poważnie, to warto przemyśleć sobie czasem niektóre skróty myślowe i sformułowania, by tekst stał się lepszy. Póki pamiętam – skąd wzięło się to dziwne "ó", o takie: "ò" Znak nie jest poprawny, radzę go jak najszybciej przeprawić. Właśnie sam fakt, że od strony stylu piszesz całkiem znośnie, nieprzyjemnie kontrastuje z największym, kardynalnym problemem Twojego opowiadania: To wszystko już było tyle razy... I teraz mówię to stuprocentowo poważnie: jesteś jeszcze debiutantem, może z ambicjami, w to nie wątpię, nawet posiadasz już trochę umiejętności... W tej chwili, świadomie lub nie, powielasz schemat, który ma kilka podstawowych problemów. Przede wszystkim w swojej typowej formie, a to opowiadanie praktycznie od niego nie odeszło, powtarzany był przez autorów fanfików do znudzenia. Widzieliśmy już tyle razy to samo: człowiek trafia do Equestrii, ląduje w Lesie Everfree, spotyka Pinkie Pie, która urządza dla niego przyjęcie, zakochuje się w klaczy z M6, ma jakąś niezwykła moc, spędza z nimi sporo czasu. Nie jest tak, że z tego nie da się wyciągnąć nic twórczego, wręcz przeciwnie, da się. Problem w tym, że wymaga to niestandardowego podejścia, zaryzykowałbym nawet, że kunsztu, by opisać prawdziwe emocje, wymyślić nową problematykę i ich rozwiązania. Studia "humanów" nie wyschła i nie wyschnie prędko, ale lina zamocowana do wiadra jest zdecydowanie za krótka. Dlatego z całego serca zalecam – wybierz sobie inną tematykę, bo może z tego wyjść coś dobrego. A jeśli koniecznie chcesz zachować właśnie tę, to poszukaj jakiegoś wyjścia ze schematu, czegoś niestandardowego, okrucha świeżej wizji. Opowiadanie bardzo tego potrzebuje, by nie zostać (przepraszam za, być może bezzasadne, okrucieństwo) kolejnym klonem tego samego. Warto też popracować trochę nad kreacją bohaterów, zarówno kanonicznych, jak i Twoich własnych. Swojemu OCkowi możesz dodać trochę cech, by stał się kimś więcej, niż kartonem. A bohaterki z M6 to coś więcej, niż tylko kilka typowych odzywek, to jednak powinno przyjść z czasem. Obserwuj i wyciągaj wnioski, to zawsze punktuje. A na zakończeni pytanie – czy ten świat jest naprawdę tak zły? Tu cytat: Aż tak źle chyba nie jest. Odrobina wyobraźni, dobrego podejścia i pozytywnego myślenia, a da się żyć... A czy Equestria aż tak bardzo różni się od naszego świata? Polecam też poszukać kawału o sałacie i Nowym Targu, jakoś bardzo mi się z tym cytatem skojarzył. Tak czy inaczej dołączam się do wyrazów uznania – piszesz, to już coś. Jak zmienisz tematykę, masz spore szanse na zrobienie czegoś naprawdę dobrego. Jeśli nie... sporo ryzykujesz i wysoko stawiasz sobie poprzeczkę. Pozdrawiam serdecznie! PS: Chciałbym być bardziej pomocny, ale na razie na tylko tyle się zdobyłem. Może jeszcze kiedyś tu wrócę. Jakby co, to skontaktować możesz się ze mną przez forum lub gg. Ja też przechodziłem przez ten etap.
  17. Dodam sobie do osiągnięć życiowych bycie posłańcem uciśnionego fandomu. Ach ten Alberich, ruszył walczyć z wiatrakami... Fragmenty Poulsena na temat loży są nadzwyczaj zabawne, przyznaję. By jednak post choć trochę korespondował z rzeczywistością jestem Wam winien krótkie wyjaśnienie – nikt mnie tak naprawdę nie wysyłał. Gdybym sam nie wierzył w to co piszę i nie uważał tego za potrzebne i realne, nigdy bym tego posta nie stworzył. A że mnóstwo ludzi daje reputki lub pozytywnie odnosi się do mojej wypowiedzi? Cóż... być może przemknęło się przez nią trochę sensu i coś wspólnego on jednak z rzeczywistością ma. Nie oczekiwałem od Ciebie wyjaśnień, ponieważ w gruncie rzeczy dobrze rozumiem to co robisz, od czasu do czasu jedynie wplatając w to moje własne teorie. Chciałem przede wszystkim tego, byś wiedział, że ktoś może uważać Twoje podejście za nieodpowiednie. A jako że sam powiedziałeś, że ludzie nie wchodzą z krytykami w polemikę, pora by ktoś ich wyręczył. Swoją drogą, dobrze, że fandom "posłał" akurat mnie, bo nieskromnie przyznam, że mam największe szanse coś tutaj ugrać. Po kolei, sukcesywnie: No właśnie, udowodnił Tobie, nie wszystkim. Mnie się "Pielgrzym i Pani" nie podoba wyjątkowo, "Księżniczki" uważam za średniaka. Nie zgadzanie się z recenzentami jest typowe, gdy ma się specyficzne podejście i miejscami egzotyczny gust jak ja, więc i to nie byłoby problemem. Nie w tym sęk – po prostu nagle miłujący "wiarygodność recenzencką" i będący "ścisłowcem" Mordecz spuszcza z tonu i zaczyna recenzować pozytywnie po masie typowych dla siebie, surowych komentarzy. Mówisz, że "zasłużył sobie na odrobinę pochlebstw", ale czy komentowani przez Ciebie na forum autorzy nie zasłużyli? Nawet jeśli recenzja ma służyć do zachęcenia czytelnika, w przypadku wielu Twoich komentarzy można dojść do wniosku, że mają one na celu zniechęcenie autora. Jako, że w swoim poście jedynie wspomniałem o "Czwartej Trzydzieści" Bestera i "Pszczołach" Madeleine, pozwolę sobie zbiorczo odpowiedzieć na Twoją opinię o ich dziełach. Nie było moim celem polemizowanie z Tobą na temat ich twórczości, teraz najwyraźniej to Ty "nie pojąłeś", co miałem na myśli w poście. Chciałem najzwyczajniej w świecie zwrócić Ci uwagę na to, że ktoś może nie być w stanie traktować Twoich postów i pisanych w specyficzny sposób opinii poważnie, nie próbowałem bronić tych autorów i ich dzieł, to zostawię raczej samym pisarzom i ich opowiadaniom. Sam uważam "Pszczoły" za naprawdę dobre, jednak nie pozbawione wad i zdecydowanie niewybitne, zresztą o mojej opinii autorka dobrze wie. Rozumiem, że w opowiadaniu napisanym bardzo dobrze (nie tylko technicznie), trzeba inaczej zabrać się za ocenę. Dawno temu, gdy pisałem komentarz pod "Ostatnią rzeczą jaką zrobi" Thara, był to chyba mój najbardziej czepliwy i przepełniony listą różnej wielkości mankamentów post. Wszystko dlatego, że opowiadanie naprawdę mnie urzekło i zasłużyło na to, by ktoś potraktował je poważnie. Z autorem na tym poziomie mogłem porozmawiać sobie o szczegółach i zarzucić mu drobiazgi, na które inni nawet nie zwróciliby uwagi, bo wiedziałem, że mówię z kimś, kto też będzie to widział i spokojnie rozezna się w moich racjach. Nie musiałem też pisać sprostowań na temat mojej opinii i zarzucać innym, że "nie pojęli" moich wypowiedzi, bo wszyscy, łącznie z Tharem, przyjęli ją pozytywnie. Skoro tak wnikliwie przeanalizowałem Twoją wypowiedź, a wierz mi, przeanalizowałem ją bardzo wnikliwie, musiałem jednak zauważyć, że coś jest z Twoimi komentarzami nie tak. Ty tymczasem pojawiasz się, wyskakujesz jak Filip z konopi tekstem, że "Na wyobraźnię działają, nie przeczę, acz nie z takimi historiami dane mi było się spotykać, będąc kilkulatkiem." Oczywiście, a jakże, bez konkretów i tytułów. Stwierdzasz potem, że ciężko Ci opisywać opowiadania bez przemiany głównej bohaterki (albo nieźle zawężasz sobie pole widzenia literackiego, albo znowu popadasz w przykrą niekonsekwencję), mówisz, że lektura niczego nie uświadamia i nie uczy, a potem jeszcze dodajesz, że fik ma takie same mankamenty jak "Księżniczki", które parę dni później wychwalasz w recenzji. Pozostawiam Wam, czytelnicy ocenę, na ile to był poważny komentarz. Opowiadanie Bestera nie było wybitne, ale mimo wszystko mi się podobało. I znowu, miałem sporą listę rzeczy, którą mógłbym temu opowiadaniu zarzucić (i zrobię to, wrócę tam za parę dni je skomentować), jednak dziwnym trafem nie pokrywała się ona z wypisanymi przez Ciebie bolączkami tekstu. Zresztą, tu znowu kolejny interesujący fakt, mały cytat z Twojego posta pod opowiadaniem: Po takim komentarzu na pewno autor będzie chciał ze wspaniałym krytykiem i analizatorem merytoryczną dyskusję podjąć, nawet, jeśli nie osiągnął jeszcze jej poziomu. Co jak co, ale Bester nie jest nowicjuszem i spokojnie podjąłby polemikę, więc mówienie w ten sposób o autorze niebezpiecznie blisko zbliża się do linii potwarzy. A reszta posta? Stwierdziłeś, że to smęcenie, że znałeś resztę treści po połowie pierwszej strony, że autor musi nauczyć się poruszać ciężkie tematy, że cechą opowiadań z narracją pierwszoosobową jest główny bohater o inteligencji ciut ponad przeciętnej (sic!). Na końcu próbowałeś jeszcze coś pocieszyć, ale w moich oczach nie miało to większego sensu, mało tego, zakrawało o kopanie leżącego. Ja mam jeszcze tę przewagę nad niektórymi, zwłaszcza początkującymi pisarzami, że ja Twoich opinii bazujących na przedziwnych, biorących się najbardziej niezbadanej otchłani pomysłowości zasadach, nie potrafię brać na poważnie. Nie mają dla mnie niemal żadnego przełożenia na rzeczywistość, nie mogę po nich ocenić, czy opowiadanie będzie dobrze napisane. Zdarza Ci się jednak w swoich postach pisać z perspektywy znawcy farmazony, które ktoś może wziąć na poważnie i sobie zaszkodzić. A teraz przechodzę do najciekawszego: Też bym chciał, by pisarze odpowiadali na krytyczne komentarze, byłbym też niezwykle rad, gdyby robili to na poziomie. Jest tylko jeden problem w tej diagnozie... wielu faktycznie to robi! Odpowiadają na komentarze, dziękują za krytykę, mało tego, często się do niej stosują. Przyczyną opieszałości niektórych raczej nie jest to, że im się nie chce. "Bo to nic nie da, bo to tylko potrafiący narzekać na wszystko ponurak, bo po co psuć sobie resztę dnia na dialogu z kimś, kto tylko mówi od rzeczy." – sam nie sformułowałbym tego lepiej. Cudowna autodiagnoza. Fandom, a zwłaszcza jego literacką część, dławi wiele przywar i paskudnych przypadłości. Jednak w przypadku sceny fanfikowej brak przyjmowania krytyki i nie polemizowanie z nią jest zjawiskiem nieznacznym, choć istniejącym. Tam gdzie występuje nie pomoże jednak "brak pozytywów", bo albo są to autorzy zapatrzeni w siebie i własne umiejętności, którzy krytyki przyjąć nie umieją, albo tacy, którzy mają tak niskie mniemanie o sobie i swojej twórczości, że po prostu uciekną z płaczem. W jednej i drugiej sytuacji nic się w sposób jaki działasz nie uzyska. To jest bowiem prawdziwy problem, Mordecz. Przychodzenie do twórców, ocenianie (najczęściej bardzo brutalne i negatywne) ich opowiadań według pokrętnych prawideł i zasad, w sposób sugerujący kompletny brak empatii i niezdolność do komunikacji na poziomie równy z równym. Mało komu z takim podejściem pomożesz, a jeśli, odnosząc się do Twoich słów, lubisz, by mieli Cię za takiego jakiego Cię mają, życzę powodzenia w dalszym uskutecznianiu praktyk śmiertelnie ponurego kota w buldożerze. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie narobisz w ten sposób szkód, bo pożytku z tego za wiele raczej mieć nie będziemy. A autorzy nie chcą jedynie, by klepać ich po główkach, pisząc tak pokazujesz, jak naprawdę wygląda Twoja wizja tutejszych twórców. Oni potrzebują rzeczowej krytyki, ale jak pisałem, porządnej, a nie ponuraka. Jeśli faktycznie chcesz komuś pomóc, spraw przynajmniej pozory, że działasz dla ich dobra. Pozwolę sobie przytoczyć pewien przykład. Był sobie na forum użytkownik, którego nie będę wymieniał z nicka, udzielał się czasem w tym dziale. Miał cyniczne i niezwykle szydercze posty, jednak nie można mu było odmówić spostrzegawczości. Strasznie przykra okazała się niestety jego tendencja do narzekania na opowiadania zbyt popularnie i publicznie uznane za znakomite. W ten sposób przesadził i zrównał z ziemią swoją reputację jako komentatora i oceniającego. I wiesz co stało się później? Pojawiło się kilka sytuacji, gdy ów osobnik był bardzo potrzebny w jakimś temacie lub nawet się w nim pojawił i napisał co trzeba... Nikt jednak nie wziął jego słów (często prawdziwych) na poważnie, ponieważ na własne życzenie stworzył sobie łatkę szydercy i opluwacza. Smutne, bardzo smutne. No i końcowy fragment, który pozwolił mi ostatecznie zacementować moją opinię, że działam słusznie, tylko za słabo. Przytaczam cały akapit: Nie traktuję tych postów jako nagrodę od społeczeństwa. Tak jednak traktuję fakt, że ludzie bardziej przychylają się jednak do moich racji niż Twoich. Z wielką przyjemnością wpoiłbym Ci moje zasady, jednak obawiam się, że to bezcelowe. Walka z wiatrakami, tylko tyle. Nie kryję się z tym, że zaogniam konflikt, bo o to mi właśnie chodzi, większa szansa, że ktoś naszą polemikę zauważy i przeczyta. Fragment o konsekwencji przy kilku poprzednich zdaniach jest niesamowicie zabawny, zwłaszcza w kontekście tego, że w moim poście napisałem kilka razy, że chcę jedynie, byś się nad tym zastanowił, a sam zrobisz co będziesz uważał. Nie ma co, jestem najbardziej okrutnym forumowym despotą, który narzucanie innym swojej opinii sprowadza do wypisywania argumentów, dyskusji i apelu o zastanowienie się. Gestapo nie powstydziłoby się moich metod, Święta Inkwizycja chyba też. "Lecz prowadzona dysputa nie wprowadziłaby nic godnego wspominania." Ponieważ najwyraźniej już istnieje ścisłe prawo fanfików, które jedna osoba zna, a druga nie. Ja niestety jestem po przegranej stronie barykady, ale cóż poradzić? Swoją droga kolejny raz polecam spojrzeć na poprzedni akapit o nie odpowiadających na krytykę twórcach. I na dobre zakończenie jeszcze kilka słów do czytelników tej dysputy – faktycznie, polemizujcie z krytykami Waszych dzieł, jednak nie uznawajcie ich opinii za Prawdę Objawioną, bo takiej po prostu nie ma. "Po owocach ich poznacie", jak mówi Pismo. Pozdrawiam i dziękuję za piękną dyskusję!
  18. Po prawie roku przyszło mi powrócić do tego posta, by znowu wyrazić swoje zdanie. Nie chodzi już tylko o "Buldożerem...", której to serii entuzjastą nie jestem i niestety nigdy nie byłem. Mordecz... mimo wszystko moja opinia o Twojej działalności komentatorskiej, publicystycznej i recenzenckiej zmieniała się i kształtowała wraz z każdą rzeczą spod Twojego pióra, którą przeczytałem. Teraz dotarłem do tego przykrego momentu, gdy nie wystarczy powiedzieć, że nie jestem entuzjastą tego co robisz, ale wyraźnie mi się to nie podoba. Mam nadzieję, że wybacz mi, a wraz z Tobą moderacja, że w temacie poświęconym jedynie recenzjom powiem kilka słów nie tylko o tym, co pisałeś tutaj, ale też o Twoich komentarzach na tym forum. A wierz mi, jest o czym mówić. Nie kieruję się żadnym prywatnym interesem ani niechęcią personalną, spotkałem Cię dwa razy na meetach, byłem na Twoich prelekcjach, zamieniłem z Tobą kilka słów. Fakt, że najczęściej się z Tobą nie zgadzałem, ale naprawdę, osobiście nic do Ciebie nie mam. Wspomniałem o tym, byś nie odebrał tego jako ataku na siebie. Do rzeczy. Może mi się nie podobać styl, w jakim piszesz swoje recenzję, mogę nie lubić systemu oceniania, mogę nie zgadzać się z postawionym werdyktem, język, który stosujesz może wydawać mi się czasem przeintelektualizowany... To nic, jest to typowa różnica gustów i podejścia. Jednak w ostatniej recenzji i kilku postach pokazałeś przykład zachowania moim zdaniem nieodpowiedniego, nieprzyjemnego, które wyjątkowo mi się nie spodobało. Do tego stopnia, że postanowiłem wyjść i publicznie o tym napisać. Przeczytasz co mam do powiedzenia, mam nadzieję, że się nad tym zastanowisz... a potem oczywiście zrobisz z tym co będziesz uważał za słuszne. Sprawa jest wieloaspektowa i trudna, postaram się jednak ugryźć ją możliwie najlepiej... ach... ostrzegam przed wielką ilością cytatów, nie chcę być gołosłowny. Zaczęło się od następujących sytuacji: Ciężko mi stwierdzić, co to miało być i w jakim celu przyjąłeś taką a nie inną linię. Można sądzić, że to jakiś rodzaj recenzenckiego żartu (zdecydowanie przesadzonego). Sam pisałeś w przedmowie do "Buldożerem...", że chciałeś w fandomie zacząć od inteligentnego trollingu, jednak potem przestawiłeś się na porządniejszą pomoc początkującym twórcom. Teraz są dwie możliwości, co jedna to gorsza: albo "Śmiertelnie ponury kot" dalej trolluje w najlepsze, albo po prostu nie zdaje sobie sprawy z tego, jak nieprzyjazna, wręcz wredna jest jego praktyka. Wariant z trollingiem odłóżmy na bok, bo jednak po Twojej prelekcji Cię o to nie podejrzewam. Dlaczego takie działania są niewłaściwe? Z prostej przyczyny – wszyscy z wyjątkiem wąskiej grupy fetyszystów ciężkiej krytyki lubią słuchać pochlebnych rzeczy o swojej twórczości. Fakt, cenimy sobie rzeczowość, niektórzy nawet bardzo, ale jednak miło jest usłyszeć o swoim opowiadaniu trochę pozytywów. Pisząc w taki sposób automatycznie doprowadzasz do sytuacji, gdy wielu ludzi będzie krzywić się na widok Twoich postów, zresztą nie tylko sami autorzy, ale też entuzjaści ich twórczości. Poza tym, jak wspomniałem wyżej, wielu, w szczególności tych, którzy swoją pisaninę traktują ciut poważniej, bardzo ceni sobie rzeczowość i rzetelność. Krytykę owszem, ale konstruktywną. Tak się jednak składa, że recenzja nie będzie kompletna bez pozytywów, ponieważ na własnych sukcesach można się uczyć, nie tylko na porażkach, jak niektórzy myślą. Autorzy tak samo potrzebują wiedzy o tym, co robią dobrze i co jest ich atutem, jak informacji o ich mankamentach. W dodatku, tu znowu Cię zacytuję: Tak, na pewno wiarygodny recenzent nie będzie pozytywów wymieniał wcale... Dobrze, może pozwalam sobie na nadużycie, Twoje cytaty nie pochodziły z recenzji, tylko z komentarzy... jednak swoją formą znacznie bliżej im do recenzji niż opinii (do czego jeszcze wrócę). Bardzo brutalnej, bo ostatnio zbyt często skupionej wyłącznie na tym co złe. Problem w tym, że rzeczywistość to nie tylko ewidentne błędy. Pamiętam na Twojej prelekcji sławetny fragment "Cechy i wady opowiadań". Twoja wizja jest iście specyficzna... i owszem, działa na Twoją niekorzyść. Ja na przykład, pomimo Twoich starań, nie mogę traktować Cię jako wiarygodnego recenzenta i komentatora. Przykro mi, ale po tym wszystkim nie umiem, choćbym nie wiem jak próbował. No dobrze, pierwszą sprawę mamy za sobą... Trudno, nie podobało mi się Twoje podejście (swoją drogą sądzę, że takich ludzi jak ja jest więcej), ale i tak się zdarza. Potem jednak pojawia się recenzja twórczości Malvagio. I nagle kompletnie zmienia się linia, znika gdzieś zimno i niechęć, brak pozytywów, skupianie się wyłącznie na błędach. Nie ma "cech i wad", pojawia się co innego, znowu cytaty: Może zaczynam uskuteczniać prywatę, bowiem nie jestem miłośnikiem wcześniejszych opowiadań Malvagio (teraz to się na szczęście zmienia, jego nowe teksty naprawdę mi się podobają), jednak nie o to tu chodzi. W tej chwili brakuje Ci konsekwencji, z surowego pana, którym straszy się młodych pisarzy, stajesz się słodzikiem. Mogły Ci się podobać opowiadania Malvagio, w to nie wątpię, ma on bardzo szerokie grono odbiorców. Interesujący jest jednak Twój dobór lektur, gdyż na przykład opowiadanie Madeleine (pisałeś komentarz pod Pszczołami) krytykowałeś mocno, "Czwartą Trzydzieści" Bestera (wiem, teraz Draques, nie mogłem się powstrzymać) oceniłeś w komentarzu naprawdę surowo i do bólu krytycznie. Być może gusta... tylko, znowu cytując Twoją recenzję: Styl Malvagio raz podoba mi się bardziej, raz mniej, ale naprawdę dobrze się rozwija. Jednak Ty byłeś gotowy przyjąć na siebie fakt, że to Twoja wyobraźnia szwankuje, a nie jego sposób przedstawiania wydarzeń. Wziąłeś ten mankament na siebie jako czytelnika. Dziwne, biorąc pod uwagę Twój dotychczasowy wizerunek i dość niekonsekwentne. Przesada z negatywami i niekonsekwencja odhaczone... Teraz kolejny problem, moim zdaniem Twój największy. Jako wstęp do niego kolejnych kilka cytatów: Dla literata czy kogoś zajmującego się komentowaniem i recenzowaniem przyjęcie takiego "ścisłego" punktu widzenia jest po prostu niepoprawne i niemądre. Przede wszystkim twórczość, literatura, w ogóle słowo pisane nie jest i nigdy nauką ścisłą nie będzie. Owszem, są pewne reguły i prawidła, na przykład dotyczące stawiania przecinków, zbyt wiele jednak opiera się na gustach, subiektywizmie i rzeczach do bólu nieuchwytnych. Kartezjusz wysnuł kilkaset lat temu teorię dualizmu na świat materialny i... hmm... "umysłowy". Ten drugi miał różnić się od pierwszego tym, że jest "niemierzalny i nieskończony". Bardzo dobrze pasuje to do tego, co chcę powiedzieć. Myśl, w tym myśl pisana, jest rzeczą tak absolutnie nieuchwytną, że nie da się jej w żaden sposób sprowadzić do reguł nauki ścisłej. By coś być "ścisłe", musi dać się przedstawić w spójnym systemie, być prawdziwe i skuteczne niezależnie od odbiorcy i obserwatora. Nawet około-naukowe dziedziny jak socjologia czy psychologia nie osiągnęły jeszcze wszystkich cech nauk ścisłych w pełni, ciągle jest w nich zbyt wiele miejsca na opinie i spekulacje. Nie ma nic złego w byciu ścisłowcem. Ba! Nie ma nic złego w byciu ścisłowcem literatem! (sam w końcu studiuję matematykę) Jednak masowe sprowadzanie świata pisanego do zasad nauk ścisłych jest niemożliwe i skazane na porażkę, zasada "zmierz co niemierzalne" nie ma tutaj po prostu racji bytu. I nie jest tylko tak, że jedynie piszesz "ścisłowiec". Uskuteczniasz tę myśl w swoich recenzjach i komentarzach nader często. Kolejne cytaty: Nie mam nic przeciwko generalizowaniu w granicach rozsądku, kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień. Sam pisałem w swoich komentarzach "tak się nie robi", co wyraźnie brzmi jak zasada... Jednak tutaj zdarza Ci się mówić rzeczy co najmniej wątpliwe, ten sam problem miałeś na swojej prelekcji. Stworzyłeś lub poznałeś zasady, być może dobre z Twojej perspektywy, które jednak często (jak każde zasady w dziedzinie humanistycznej) mają wady i dziury. To nic, że starasz się na nich wzorować, jednak wyraźnie sugerujesz, że te zasady są ścisłe i ponadczasowe, a wierz mi – nie są. Przede wszystkim właśnie nad tym radzę Ci się zastanowić. To tyle. Jeszcze raz przepraszam, że tak mało było o samym "Buldożerem...", a tak wiele o Twoich komentarzach. Jak mówiłem, nie masz we mnie wroga, jednak wszystko wskazuje na to, że oponenta już tak. Istnieje tyle podejść do literatury co czytelników i twórców, czyli multum. Ja mam swoją, Ty masz swoją, a dyskusja i wzajemna weryfikacja jest dla myśli czystej dobra, zwłaszcza ścisłej (choć ta taka nie jest... no nic, nie zaszkodzi jej to). Nie podoba mi się co robisz, jednak mimo wszystko doceniam, że w ogóle próbujesz. Mam nadzieję, że przemyślisz sobie moje słowa. Dixi. Pozdrawiam i życzę powodzenia!
  19. Witamy Was ciepło, goście i przyjaciele Fluttershy! Dzisiaj nasza żółta opiekunka wszelakich stworzeń żywych odpowie na kolejny sort Waszych pytań! Regulaminy i reguły już znacie, dlatego bez zbędnego przedłużania oddaję głos bohaterce wieczoru. Fluttershy: Uhm... Witam Was ciepło... Do dzieła! Fluttershy, oto przedstawiam Ci pytania, a ty na nie odpowiesz, oki? W porządku... nie mam się czego obawiać, prawda...? Wydaje mi się, że nie. Do dzieła! Chyba inna odpowiedź... Dmuchanie nosem wydaje się dość rozsądne, na pewno bardziej niż proszenie... Wiem, że trzeba być miłym i wyrozumiałym dla zwierząt, ale zapewniam Cię, że nosy kucyków nie są dla nich najlepszym miejscem... Najzwyczajniej w świecie spróbowałabym jakoś go usunąć... To i ja pozwolę sobie dodać drugi aspekt problemu... Fluttershy, chodzą plotki, jakobyś w swojej dobroci posunęła się tak daleko, że... wybacz, bo to bardzo uwłaczające, ale niektórzy złośliwcy zwykli uważać, że tolerujesz pchły do tego stopnia, że pozwalasz im na sobie mieszkać... Och... naprawdę tak mówią...? Ja... wcale tak nie jest... lubię zwierzęta, nawet owady (miałam kilka koników polnych i patyczaków), ale... to już drobna przesada... Nie mam pcheł, wszy, ani... żadnych pasożytów... Fluttershy, nie przejmuj się gadaniem złośliwców. Nie, nie przejmuję się, tylko... niektórzy chyba nie widzą różnicy między miłością do natury a przesadą... Sporo tego... Teoretycznie aż nazbyt sporo, postawiłem limit sześciu pytań, ale że te są względnie ogarnięte, odpowiemy na wszystkie. A co, polityka przyjazna użytkownikom! 1. Czy Discord często cię odwiedza? Dość często... na moje nieszczęście zwykle za nim ciągnie się tłum kucyków z rachunkami, zażaleniami i masą pretensji. Pół problemu z finansami, bo Jej Wysokość Celestia w swojej dobroci zgodziła się pokryć koszty szkód, jednak... muszę sporo tłumaczyć się za niego i przekonywać tych wszystkich przybyłych, że Discord tak naprawdę nie jest taki zły... To... kłopotliwe, co najmniej. Jednak czasem trzeba okazać komuś odrobinę dobroci i wyrozumiałości. 2. Jakie zwierze najbardziej lubisz? Praktycznie wszystkie. Choć... normalne jest, że jakoś bardziej namacalnym uczuciem darzy się wielkie, puchate stworzonka, niż malutkie, ledwie widzialne robaczki... No i... lubię też rośliny, nie chcę, by poczuły się gorzej... 3. Kiedy zauważyłaś że twoje spojrzenie poskramia zwierzęta? To było dawno temu, gdzieś na wsi u mojej rodziny. Byłam sporo młodsza niż teraz, wracałam właśnie do domu, gdy wielki, nie trzymany na smyczy pies zaczął biec w stronę jakiegoś biedaka głośno szczekając. Musiałam coś zrobić, wyglądał na naprawdę wściekłego... Psy to naprawdę przyjazne i dobre stworzenia, trzeba tylko mieć do nich kopytko. Wtedy właśnie okazało się, że wystarczyło jedno spojrzenie, by przywołać go do porządku... Bailif, bo tak miał na imię ten pies, okazał się prawdziwym pieszczochem... Ten kucyk był pewnie bardzo wdzięczny...? Yhh... okazało się, że to był właściciel tego psa. Po raz pierwszy od ponad roku wrócił do domu trzeźwy i jego pies go nie poznał... Wtedy byłam jeszcze za mała by to zrozumieć... Cyrk, istny cyrk. 4. Czy kiedyś spotkałaś zwierze które nie reagowało na twoje spojrzenie? Jeszcze nigdy... Nie miałam okazji się przekonać, bo robię wszystko, by nie nadużywać moich zdolności. Wielka moc, to wielka odpowiedzialność... 5. Co myślisz o gryfach? Są... sympatyczne, z wyjątkiem paru bardziej złośliwych... niestety, tych drugich nie pamiętam z imienia... (*tu Fluttershy spuszcza wzrok i kręci kopytkiem kółka po ziemi*) 6. Co myślisz o podmieńcach? To przerażające, że ktoś przybiera postać innej osoby tylko po to, by żerować na uczuciach... Jeśli pragną miłości, powinny dać się zaakceptować takie, jakie naprawdę są... Tak byłoby lepiej i dla nich, i dla nas... 7. Czego się najbardziej obawiasz? Uhm... Nie będzie nietaktem, jeśli zostawię swoje najgłębsze lęki dla siebie...? Jeśli nie chcesz mówić, nie musisz. Dobrze... przepraszam, ale to... wolę przemilczeć... 1. Jest jakiś powód dla którego jesteś taka nieśmiała? Niektóre kucyki są otwarte i społeczne, inne ciche i spokojne... Ja akurat należę do tej drugiej grupy... Nie znam przyczyny, z tego co pamiętam miałam tak od zawsze... 2. Jak wyglądają twoi rodzice? Gdyby zobaczysz nasze zdjęcia rodzinne okazałoby się, że jesteśmy całkiem podobni... Tata ma tak samo żółty odcień jak ja, tylko czerwoną grzywę, jest przy tym dość kościsty jak na ogiera... no a mama jest jasnozielonym kucykiem z grzywą w takim samym kolorze i kształcie jak moja, tylko jeszcze gęstszej. Oboje są pegazami. 3. Chciałabyś mieć siostrę? Teraz jak na to patrzę, to chyba tak... Rodzeństwo, jeśli tylko żyje się z nim w zgodzie, jest wielkim skarbem. Mam tylko nadzieję, że nie miałaby nic przeciwko mojej... osobowości... To jedno z dziwniejszych pytań... ale... odpowiem na nie. Powinieneś pójść do zoo i spytać o możliwości adopcji. Jeśli masz dobre referencje i udowodnisz im, że potrafisz odpowiedzialnie zając się tak wymagającym stworzeniem jak gibon, z pewnością dadzą Ci jednego do przygarnięcia... Dziwi mnie tylko określenie "zaopatrzyć się"... Uhm... Fluttershy... Poranny Kapitan Scyfer powiedział tak, bo nie chodziło mu o małpę... Miał raczej na myśli... Nie mogę powiedzieć wprost, bo Babilon się dowie. Chyba nie wiem o czym mówisz... Scyfer chciał zdobyć trochę trawki... Ach... "Gibon" to nieco dziwna nazwa na trawę... Polecam udać się na jakąś ładną łąkę, najlepiej nasłonecznioną. Potem dobrze jest ususzyć zebrane plony, choć wtedy to się nazywa siano... Mam nadzieję, że byłam pomocna... Spoko, nikt nas o nic nie oskarży... miejmy nadzieję... 1. Co mogłoby doprowadzić Cię do szaleństwa? Nie mam pojęcia... Jest mnóstwo możliwości... A to jakby ktoś zrobił krzywdę moim zwierzątkom, opętał mnie a potem moimi kopytkami skrzywdził moich przyjaciół... lub gdyby nagle okazało się, że cała Equestria jest tylko jednym, wielkim zwidem, a prawda jest przed nami ukrywana... 2. Największa życiowa wpadka? Każdy kucyk na sam koniec swojej szkoły ma coś w rodzaju balu... Przychodzi się tam w sukniach i garniturach, tańczy się i rozmawia... Strasznie nie chciałam iść, ale rodzice i moi szkolni znajomi bardzo nalegali. "Idź na bal, taka okazja zdarza się raz w życiu" mówili... No i zgodziłam się... Miałem podobnie... Co było dalej? Było zdecydowanie zbyt oficjalnie, zbyt nudno i zbyt... plotkarsko jak dla mnie... A że bałam się wyjść na parkiet, szukałam tam miejsca dla siebie... Ostatecznie zakwaterowałam się w pobliżu czekoladowej fontanny, przynajmniej mogłam uleczyć gorycz czymś słodkim... Tylko, że wtedy... Co się stało? Jakiś kucyk nie widział mnie i popchnął mnie na stół... to nie była całkiem jego wina, ale... fontanna czekoladowa przewróciła się na mnie i poplamiła moją piękną, zieloną suknie... Nagle stała się kompletnie brązowa... wszyscy zaczęli się głośno śmiać... Oj... Wtedy zrobiło mi się strasznie głupio, ale teraz też się z tego śmieję... Szkoda tylko, że tej sukni już nigdy nie udało się doprać... Ładna była... Taki urok posiadania zwierząt... Angel jest dość cywilizowany jak na królika, ale nawet jemu się zdarza. Naszym obowiązkiem jako właścicieli jest sprzątać po naszych zwierzętach. To niezbyt przyjemne... ale konieczne... Tak czy inaczej życzę dużo zapału i powodzenia w opiekowaniu się królikiem. No i to wszystko na dziś. Dziękujemy Wam i oczekujemy następnych pytań! Do zobaczenia następnym razem.
  20. Malvagio, Malvagio... Zanim przejdę do sedna sprawy, czyli oceny opowiadania, muszę zadać (w sposób dość brutalny) zasadnicze pytanie: Na cholerę taki tytuł? I owszem, dałoby się go usprawiedliwić treścią opowiadania (jak dla mnie zbyt luźno, nawet biorąc pod uwagę kilka aspektów), ale brzmi to niestety dość pretensjonalnie. Co jak co, ale Ty nie musisz się grzać w blasku niczyjej chwały, a nazwanie utworu "Pszczoła" z taką tematyką i takim opisem wstępnym zdecydowanie wychodzi poza dystyngowaną aluzję i puszczenie oka do widowni. Wątpię też, by było przyjacielskim gestem, choć byłbym bardzo rad, gdyby ktoś wyprowadził mnie z błędu. Tak czy inaczej tytuł jest największym problemem opowiadania. Reszta jest znacznie lepsza. Jak wspominałem kiedyś, nie jestem specjalnym... nawet nie że entuzjastą, ale raczej "miłośnikiem" Twojej twórczości. Z każdym opowiadaniem zaczynam jednak zmieniać "jestem" na "byłem", ponieważ moim zdaniem Twoje dzieła ewoluują w dobrym kierunku, stają się coraz lepsze i coraz ciekawsze. "Śnienie" może podobało mi się trochę bardziej pod względem tematyki, jednak "Pszczoła" stanowi ogromny krok do przodu jeśli chodzi o atmosferę i styl. Styl, jak dla mnie, w połączeniu z tym, co i jak opisujesz, stał się naprawdę... znowu brakuje mi słów... hmm... "właściwy" pasuje najlepiej. Bo teraz oddaje opowiadanie dokładnie tak jak powinien. Nie jest przesadnie pompatyczny lub przepoetyzowany, jest ładny, zgrabny, nawet pokuszę się o nazwanie go kunsztownym. Wszystko w nim widać, dobrze się go czyta, ma w sobie sporo elegancji, czego chcieć więcej? A klimat i tematyka też niczego sobie. Jako, że ostatnio przeżywam wielki powrót do Warhammera (moja pierwsza roleplayowa miłość), mam ogromną fazę na drugie dno i organizacje skrycie wykonujące swoje cele z podziemi. Tutaj zostało to zarysowane ładnie zarówno od strony emocjonalnej, ideologicznej, jak i opisowej. Po prostu opowiadanie wie o czym mówi i mówi to dobrze. Tak jak powinno. Jest odpowiedniej długości do problematyki i pobudza wyobraźnie. To sukces. Ale... no właśnie, zawsze musi być jakieś ale. Tutaj jest, poważne. To, które sprawiło, że "Śnienie" jednak podobało mi się bardziej. Brakuje mi oryginalności, przebłysku, czegoś nowego. Od strony wykonania musiałbym się czepiać bardzo na siłę, jednak pomysł... Kończąc myśl wewnątrz spoilera: jeśli miałby to być początek serii, to jestem bardzo dobrej myśli. Biorąc pod uwagę, jak łatwo idzie mi przekonywanie się do Twojego sposobu pisania z każdym opowiadaniem stwierdzam, że mam na co czekać. Zwłaszcza, że problem numer jeden opowiadania dałoby się łatwo zatuszować następnymi, błyskotliwymi pomysłami. Tak czy inaczej mogę polecić "Pszczołę" do przeczytania. Z więcej niż jedną Pszczołą porównywać samotnej Pszczoły nie będę, bo to dwa zupełnie inne opowiadania i zupełnie innymi opowiadaniami powinny pozostać na zawsze... A ten tytuł niepotrzebnie wskazuje na coś innego. Tak czy inaczej jest dobrze i będzie jeszcze lepiej niż jest. Pozdrawiam i czekam na rozwój tematu!
  21. Oto i jest, aktualizacja tematu. Wpisałem Wasze propozycje. Razem z Fluttershy bardzo, bardzo dziękujemy Wam za pomoc. Tak, dziękujemy. Wiele Waszych pomysłów było wspaniałych, sama pewnie nie dałabym rady wymyślić czegoś takiego... Jeszcze raz dziękuję... To wiele dla mnie znaczy. Pogratulować! W każdym razie pozwolimy sobie jeszcze pokomentować niektóre propozycje, prawda? O tak. Niektóre prezenty proszą się o to, by coś o nich powiedzieć. No to jedziem z tym śledziem: Sam pomysł oryginalny i dobry, ale prezent jest... jak dla mnie trochę za skromny. To naprawdę pomysłowe... ale jednak jako dodatek do paczki, na pewno warty zapamiętania. O tym właśnie mówiłem, gdy było o oryginalności. Świetna idea, godna pochwalenia. Mam tylko nadzieję, że sobie poradzę... Podobno prezenty zrobione własnymi kopytkami są najbardziej wartościowe... Dam z siebie wszystko. Świetne! I wcale nie takie trudne, jest wiele sklepów z meblami do domów w chmurach, w razie czego mogę poprosić Twilight o trochę prostych czarów. O to między innymi chodzi w naszych świętach. Nie tylko o rzeczy, ale i o bliskich i nasze uczucia. Rozumiesz ideę świąt znacznie lepiej niż niejeden kucyk, to... piękne. Opiekowanie się nad źrebakami... trudna sprawa, ale to faktycznie może pomóc... Choć z drugiej strony Sweetie Belle może sprawiłaby, że Rarity nie przesiedzi zbyt wiele czasu w warsztacie, niestety, ona ma straszne tendencje do zapracowywania się na śmierć... W każdym razie warto się nad tym zastanowić. Uhm... Fluttershy ma na myśli, że to nie jest do końca prezent. Owszem, to świetny pomysł i ogólnie znakomita myśl, wręcz doskonała, by pozwolić Twilight zaznać trochę zabawy i Fluttershy na pewno pójdzie tym torem... Chodziło nam jednak o prezenty. Zapraszam do dalszych prób! To dobry pomysł, poproszę Twilight... Warto byłoby jednak dodać coś takiego... całkiem ode mnie... nie chciałabym poczuć się... jakbym nic nie zrobiła... Dziękujemy za pomoc! Oczywiście dalej jesteśmy otwarci na następne pomysły... jednak... mamy też mały bonusik... Wiecie... Wszyscy są ostatnio bardzo zajęci... więc postanowili poprosić mnie, bym w tym roku to ja wymyśliła prezent dla Księżniczki Celestii i Księżniczki Luny... od całej naszej szóstki... Problem w tym, że nie mam zielonego pojęcia, co można podarować komuś tak ważnemu... Od czego mamy internet, Fluttershy? Raz dali radę, to dadzą i drugi. Jestem pewna, że sobie poradzą... a przynajmniej mam nadzieję... Więc, moi drodzy, czekam na pomysły. Co można podarować Celesii i Lunie? Obowiązują nas te same zasady co zawsze. No i ciągle możecie rzucać pomysły dla M6. Zbierzmy tego jak najwięcej! Powodzenia i dziękujemy!
  22. Witajcie serdecznie w nowej zabawie! Jako że u nas wielkimi krokami zbliżają się święta Bożego Narodzenia, a kucyki już szykują się do swojego Hearth's Warming Eve, nadeszła pora na pierwsze świąteczne zabawy działowe! Wspaniale. Uwielbiam świąteczny czas, wszędzie są te piękne dekoracje, na dworze pada śnieg, jest tak miło i spokojnie... Yup, w sumie się z Tobą zgadzam, Fluttershy. Tym niemniej jest pewien piękny, świąteczny zwyczaj, który jednak sprawia masę problemów wielu osobom. Zbyt wiele... Chodzi mi mianowicie o dawanie prezentów. To wyjątkowo sympatyczny zwyczaj... To dobra okazja, by zrobić coś dla innego kucyka i choć przez chwilę wywołać uśmiech na jego twarzy. No i tu zaczynają się schody. Jeśli wierzyć różnym mądrością, dawanie innym podarków pokazuje, jak mało wiemy o danej osobie. Co jak co, ale dobranie odpowiedniego prezentu do człowieka lub kucyka to zadanie co najmniej trudne. Yhh... Jakby nie patrzeć masz rację... Kiedyś dostałam pod choinkę gorzką czekoladę... Poważnie?! Kto był tak okrutny? Oj, nie, to było bardzo hojne ze strony tego kogoś... Nie mogłam zrobić mu przykrości i powiedzieć, że nie lubię gorzkiej czekolady... Tu dochodzimy do sedna problemu – czekoladę gorzką dajemy tylko wielbicielom czekolady gorzkiej. Teraz nadszedł czas, by Fluttershy podarowała prezenty swoim przyjaciółkom. Problem w tym, że ona sama chyba nie do końca wie, co takiego może im dać, by jak najbardziej je uszczęśliwić. Chciałabym, by to nie był taki sobie zwykł prezent... tylko coś niezwykłego... I tutaj wchodzicie WY, drodzy użytkownicy. Doradźcie Fluttershy, co takiego może podarować każdej ze swoich pięciu przyjaciółek. Oto kilka sugestii, jak to powinno wyglądać: – Przede wszystkim im bardziej prezent spodoba się danej klaczy, tym lepiej. Najważniejszym kryterium jest tutaj właśnie trafność. Tak więc nie podarujecie raczej koronkowej, najmodniejszej sukienki Applejack, a Rarity raczej nie ucieszy się z zestawy hantli. A może właśnie wręcz przeciwnie? Argumentujcie swoje propozycje! – Oryginalność jest w cenie. Najfajniejsze i najbardziej zapamiętywane są nie tylko trafne prezenty, ale też w jakiś sposób niezwykłe. Kombinujcie, a może wpadniecie na coś naprawdę świetnego. – Prezenty powinny być w dobrym tonie. I tak raczej nie byłoby zbyt miłe podarować Twilight "Poradnik Odchudzania" lub "Słownik mowy equestriańskiej dla opornych" Applejack. Postarajmy się ucieszyć, a nie sprawić przykrość. – Choć nasz niesamowicie bogaty dział forumowy dopłaca Fluttershy jako naszej współpracowniczce, miejmy jednak na uwadze, że jej budżet ma ograniczone możliwości. Obawiam się, że nawet z naszą pomocą nie będzie jej stać na statuę Rainbow Dash wykonaną w całości ze szczerego złota... No i nikt z nas nie chce, by Fluttershy musiała potem przez kilka miesięcy jeść zupki chińskie lub uciekać przed przedstawicielemai Prodewentu. (Macie tam zupki chińskie, Fluttershy? Mamy studentów, to i zupki są... Oki, dobrze wiedzieć.) – Obowiązują nas też regulaminy działowe i ogólne. – Oczekujemy długich i bogatych postów. Tak czy inaczej w jednym poście może pojawić się tyle prezentów, ile wymyślicie. Dolna granica to co najmniej jedna propozycja dla którejś klaczy, chyba że akurat spieracie się z kimś na temat któregoś prezentu. Wtedy traktuję to jako pełnowartościowy wpis. To wszystko, teraz czekam na Was. Proponujcie, argumentujcie, rozmawiajcie, spierajcie się. Tolerancja tej zabawy jest naprawdę ogromna, ważne, by wykombinować jak najlepsze prezenty. Z góry dziękuję Wam za pomoc. Jak i ja. Powodzenia! No i lista, którą od czasu do czasu będę aktualizował. Napiszę w niej propozycje, które już padły, by uniknąć chaosu: Rainbow Dash: Ciepła czapka i szalik Okładki lub osłonki na książki Regał lub skrzynia (koniecznie sprawdzić, czy nie przenika przez chmury) Zbudować dla niej tor do ćwiczeń Pinkie Pie: Brokat Spotkanie z rodziną Wielka wspólna impreza zorganizowana do spółki z Cheese Sadwichem Applejack: Gra planszowa Sprowadzić kogoś z rodziny Apple na święta Pomóc w pracy, na przykład odmalować stodołę Nowy kapelusz (pomysł słusznie krytykowany) Twilight Sparkle: Torba podróżna Bilet, by mogła obejrzeć muzeum Star Swirla Kulig, ognisko, zabawa poza miastem Rarity: Uszyć suknię w zimowych kolorach Zaopiekować się Sweetie Belle Namówić Twilight, by wyczarowała jej motyle skrzydła
  23. Opowiadanie iście niezwykłe swoją... zwykłością. aTOM w formie, jak zwykle. Przyznam z żalem, że jakoś nigdy nie zebrałem w sobie dość inicjatywy, by przeczytać The Big Butterfly Brouhaha, a nie udało się... No to teraz mogę absolutnie na świeżo ocenić Going Up! Hmm... niezwykłe opowiadanie. W pewien sposób do bólu wymykające się zamknięciu go w jakichś ramach. Nie jest to wielki fanfik, o którym będę godzinami gadał z przyjaciółmi, przygoda godna nagrody, ani coś, co wywołało łzy lub zmiany w moim życiu. Ale w kategorii prostej zwykłości z przyjemnymi emocjami i nawet jakimś śladem czegoś więcej, Going Up! po prostu wymiata. Trzeba poświęcić na nie kilkanaście minut, a tego akurat jest warte, właśnie przez swoją... lekkość... Choć przyznam, styl autora jest mierzwiący. I wiem, wiem, uprzedzając cokolwiek, że bez tego to nie byłoby to samo, że czasem wywołuje uśmiech, że jest przyjemnie ciepły, przyjemnie... przyjemny... Ale mierzwi. Mimo wszystko i dosadnie. Tak czy inaczej to drobiazg tego rzędu, że niczego nie zmienia na gorsze. A jak się nad tym zastanowić, to... to jest coś... Hitchcock powiedział, że film to życie z wyciętymi nudnymi kawałkami. I tu mamy życie kucyków z baaardzo wyraźnie wyciętymi kawałkami... A ono jest wspaniałe, magiczne, codzienne i takie zwyczajnie ciepłe. Mógłbym regularnie czytać takie opowiastki, nawet jeśli są o Derpy i Carrot Top, które są dla mnie maksymalnie neutralnymi postaciami. Cóż więc mogę rzec... Fajny fanfik, doskonałe tłumaczenie i coś, co mogę polecić w wolnej chwili. Nic wielkiego, ale w tej swojej "nicwielkości" wielkie. Pozdrawiam ciepło, prawie tak ciepło, jak to opowiadanie!
  24. "Minęło wiele czasu, odkąd byłem tu ostatni raz" pomyślał Alberich stojąc pod drzwiami z wywieszonymi na nim niczym nagrobek tablicą "Sekretariat Instytutu Magii Pojedynkowej". Co jak co, ale Alberich nienawidził sekretariatów z całego serca. Tym razem jednak nagroda była tego warta... Wielki puchar mistrza magii, nagroda pozwalająca na lepsze pożywienie niż makaron bez niczego, zupki chińskie karma mikrofalowa dla studentów, kto wie, może będzie go nawet stać na jakieś dobre piwo do trzech złotych od czasu do czasu... Nie, żeby teraz nie było, wszyscy wiedzą, że studentom prędzej będzie szkoda pieniędzy na czynsz, niż na alkohol. Nie to jednak było najważniejsze, przede wszystkim zwycięstwo w turnieju pozwalało na kolejne zaliczenie warunkowe, którego mag bardziej niż kiedykolwiek potrzebował. "Dobra, nie ma co tego odwlekać, czas się zapisać" powiedział do siebie otwierając drzwi. Tak oto paniom Halinkom ukazał się młodzieniec z typową aparycją maga-studenta. Miał gęstą, długo nieobcinaną formację brody zwaną przez niektórych "krzakiem jałowca", długie, jasne włosy, żydowski nos, o którym krążyły legendy, że wyczuwa najlepsze promocje. Ubrany był w długi, zielony płaszcz przeplatany gdzieniegdzie żółtymi akcentami, bowiem musicie wiedzieć, że Alberich uważał, że to dwa najlepsze istniejące kolory, jeden Pan Bóg raczy wiedzieć dlaczego. Zdjął z głowy swój zielony kapelusz z piórkiem (nowy, jeszcze mało upaćkany), odłożył na bok swój kostur, w międzyczasie jeszcze schował butelkę Łomży Export głębiej do kieszeni, by nie wzbudzać niechęci pań Halinek. Niestety, chyba mu się tu nie udało. – Po co przyszedł? – zapytała zgorzkniała pani Halinka I. – Dzień dobry, ja z podaniem w sprawie zapisów na magiczny turniej... – Tu zostawi i nie zawraca głowy – powiedziała stosunkowo ciepłym głosem pani zza biurka, nawet nie racząc przybyłego spojrzeniem. – Ach... dziękuję serdecznie... i do widzenia! – powiedział przezornie opuszczając jamę bestii. Stało się. Był kandydatem do turnieju. Teraz pozostało tylko czekać na swojego przeciwnika, by potem pobić go w widowiskowy sposób i zapewnić sobie przetrwanie na uczelni. Możecie pamiętać lub nie, ale ostatnim razem Alberich brał udział w turnieju, wtedy był jednak kompletnie nieprzygotowanym do niego leszczem, z wypożyczonym na szybko podręcznikiem do magii. A teraz, ha! No... w sumie teraz też jest leszczem, ale z nieco większym doświadczeniem. A co jak co, pomysłowości i drygu do ratowania swojej rozpaczliwej sytuacji nigdy mu nie brakowało. Udał się do swojej peryferyjnej siedziby, by przejrzeć zapasy. Nowy turniej wymagał nadzwyczajnych przygotowań. – Zielony eliksir – powiedział kładąc na stół kolejną butelkę Łomży, kij z tym, że w środku była piwnej barwy, liczyła się butelka. – Czerwony eliksir – na stole znalazła się beczka porzeczkowa, przednie tanie wino, które jak wiadomo jest dobre i tanie. – Piracki eliksir – podarunkowy rum... Alberich z żalem stwierdził w duchu, że brakuje mu niebieskich eliksirów, ale nie mógł zniżyć się do tego, by pić denaturat, a na bogolskie alkohole nie było go stać. Trudno, musiał przetrwać bez tego. Pozbierał do torby kilka książek i plików notatek na temat czarów bojowych... pozostało tylko wziąć najważniejszą rzecz – przedmiot mocy. Dawniej używał do tego skrzypiec, jednak było to głupie rozwiązanie, zważywszy, że nie umiał na nich grać. Teraz jednak zmajstrował sobie niesamowitą różdżkę, całą oplecioną wiecznie zielonymi liśćmi i żółtymi piórkami, przedmiot kopiący magią jak spirytus rektyfikowany umysły. Uśmiechnął się do siebie. – Co może pójść nie tak...? Poza tym, że wszystko? – zapytał optymistycznie gotując się do turnieju.
  25. Dobra, wyjaśniam parę kwestii: Czytałem właśnie Twoje wiersze niefandomowe, jeden czy dwa na DA i kilkanascie na poeto.pl. Tak, zadałem sobie tyle trudu, by je znaleźć. Ciekawe... i mówi nam to ktoś, kto bardzo przekonuje nas, jak bardzo traktuje swoje fanfiki jak książki... Ale w sumie jestem w stanie to zrozumieć, poezja rządzi się swoimi prawami. Choć sam niezbyt potrafię zdefiniować typowo fandomowy wiersz... Liryka to dla mnie coś zbyt nieuchwytnego, by zamykać ją w takich a nie innych ramach. Być może niezbyt skutecznie wyjaśniłem, co mam na myśli mówiąc "teatralność". Chodzi mi o to, że w pewnych momentach tekstu miałem jedno z dwóch wrażeń: – Dana scena została zrobiona dokładnie tak, jakby właśnie dokładnie przed nią postawiono przed nią liczną, zgromadzoną na swoich miejscach publiczność i zwracano się bezpośrednio do niej. To właśnie nazwałem "puszczeniem oczka". – Druga sprawa to rzeczy, które wyglądały zbyt ekspozycyjnie, gdzie na chwilę naginałeś logikę sytuacji, by przedstawić jakiś problem. I nie uważam tego za złe, ma to swoje dobre strony, ale przy tonie, w jakim napisana była reszta tekstu, wydało mi się to odrobinę koślawe i mimo wszystko całość lepiej wypadłaby bez tego. Tak uważam. Te nagłe zwroty to Twój wróg publiczny numer jeden, one potrafią zburzyć wszystko, co budowałeś poprzednimi zdaniami, bo czytelnik, zamiast czuć tekst, zaczyna zastanawiać się, jak coś mogło go tak ukłuć w oczy. Przydałby Ci się prereader, który zwracałby na takie rzeczy uwagę. Warto byłoby nad tym popracować. A opinie pisarza na temat jego własnych tekstów i opinie ludu lubią się nie zgadzać... Baaardzo nie zgadzać. Ja dalej upieram się przy swoim... choć, to fakt, nie czytałem wszystkich Twoich opowiadań. Pozdrawiam raz jeszcze!
×
×
  • Utwórz nowe...