Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Ares Prime

  1. - Latanie... no niech będzie. - odparłem, po czym zaczekałem aż klacze załadują się do powozu. Ja zaś wejdę na końcu, bo z tym całym moim osprzętem bojowym to lepiej uwarzać. Trucizny, kwasy, kusza, trójząb, zbroja, i całkiem śliczne towarzyszki. Heh, uznałbym to za idyliczną podróż gdyby nie to że ruszamy polować na najgorsze i najniebezpieczniejsze monstrum jakie chodziło po Equestrii.
  2. - O Arabii Siodłowej? Hm... no leży dość daleko od Equestri, na południowy zachód. To wiele tygodni podróżowania w jedną stronę. Sam kraj natomiast jest duży i bardzo rozległy. Nieżyczliwi mówią że na jej bogactwo składają się jedynie piach i palące słońce, co oczywiście jest bujdą. - odparłem z dumą. - Z mojego kraju pochodzą słynni astronomowie, naukowcy, alchemicy oraz oczywiście podróżnicy... tacy jak ja. Że nie wspomnę o bogatych złożach złota. Tak.. Arabia Siodłowa to wspaniały kraj, który z dumą mogę nazywać domem. Cóż, o ile lubię opowiadać o swoim kraju tak też lepiej wiedzieć więcej o tej mojej rozmówczyni. - A Ty Grey Isana... skąd pochodzisz? Z jakiego rejonu Equestrii tu przyjechałaś? I dlaczego?
  3. Hm... dostała w papę i jeszcze była zadowolona. - Muszę przyznać... masz dużą szybkość i zwinność w zadawaniu ciosów. Celności też ci nie brakuje. - oceniłem styl walki Rainbow Dash. - Ale na twoim miejscu popracowałbym bardziej nad utrzymaniem gardy i zwiększeniem siły uderzenia. To ci mówi glina który latami tłukł po pyskach bandziorów. A tak poza tym.. to dzięki za sparing Rainbow Dash. I owszem, chętnie umówię się z tobą na kolejną walkę. Przybiłem z Rainbow kopyto tak jakbym przybijał je z ogierem. - Jeszcze raz dzięki za sparing. Ja jeszcze trochę tu potrenuję. Na razie. - odparłem z uśmiechem po czym zabrałem się do walenia w worek. Długo, mocno, bezlitośnie i ostro. Tak... aż mi się przypominają stare dobre czasy za służby w pierwszy posterunku w jednej z najgorszych dzielnic miasta - w Rotten. Jak tam przez jeden dzień nie dostałeś w mordę, to miałeś dzień udany. A ja cóż... uwielbiałem się bić.
  4. - Całkiem nieźle. - odparłem wprowadzając kilka szybszych choć nie tak mocnych uderzeń jak zwykle. Na razie skupiłem się na walce i na swojej przeciwniczce, starajac się nie zwracać uwagi na jej plot. Może nie wyglądała super-kobieco, ale cóż... umiała się zaprezentować. - Można by się tu nawet na stałe zadomowić... - rzekłem wprowadzając podbródkowy i następnie lewy sierpowy.
  5. - Mnie już pani zna. - rzekłem łagodniej. - Jestem Saladin Scimitar Al-Kurdi, z Siodłowej Arabii. I przeprosiny przyjęte. Nic złego się nie stało.
  6. - Cóż... heh, jeszcze żadna klacz nie nazwała mnie ''pięknym''. Dzieki za komplement, pani też również jest bardzo urodziwa.- odparłem nieco zmieszany, kiedy szedłem obok niej. Sama klacz była całkiem urodziwa na pierwszy rzut oka, ale to co po chwili powiedziała niezbyt mi się spodobało. - Słucham?! Czy pani sądzi że za zwyczajną pomoc bliźniemu w potrzebie zgodzę się na TAKĄ propozycję? - powiedziałem zniesmaczony i oburzony. - Droga pani, to godzi w mój etos i kodeks honorowy.
  7. - Zaprowadzę panią w takim razie do hotelu. Jest tu taki jeden, nie drogi acz z przyzwoitymi warunkami. O pieniądze niech się pani nie martwi. - odparłem pogodnie. Głupotą byłoby ufać jej do końca, zwłaszcza po tym co widziałem. - Proszę za mną, poprowadzę. Po czym zacząłem ją prowadzić w kierunku hotelu.
  8. - Hm... w sumie... czemu nie. - odparłem uśmiechając się do niej zawadiacko. - Ale uprzedzam, nie daję forów podczas sparingu. Odparłem cofając się kawałek i przyjując postawę do walki. - Zapraszam panią do tańca. - ponagliłem ją kopytem.
  9. Czyżby jakaś kolejna sztuczka? Hm... ostrożności nigdy za wiele. Chociaż w sumie nie wiadomo kim jest ta klacz.... młodziutka bardzo i wydaje się zagubiona. Lepiej będzie się z nią prowadzać jasnymi uliczkami. - Wie pani co... dobrze. - zdecydowałem się. - Niech będzie. Ma pani gdzie nocować?
  10. Cóż, dobre i to. Przynajmniej jest worek to będzie w co powalić. Boks zawsze pomagał mi się odstresować, nie ważne czy był to worek czy też twarz jakiegoś bandziorka. Tu przynajmniej... o proszę! Nasza pogodynka we własnej tęczowej osobie. - Cześć Rainbow Dash. - przywitałem się w miarę pogodnie. - Przyszedłem właśnie potrenować trochę walenie w worek, ale widzę że będę musiał poczekać. Mam straszną ochotę w coś przywalić... tak rozładowuję stres.
  11. Dobrze... straż powiadomiona. Więc co teraz? Hm... Ewidentnie mogę być celem którejś z tych klaczy. Możliwe że najprędzej Bright Hoof, o ile to jest jej prawdziwe imię. Zostanę tutaj to któraś z nich może tu przyjsć i ucierpią niewinni. Udałem się szybko do swojej komnaty i założyłem strój podróżny, któy był bardziej przystosowany do walki. Zajęło mi to może 10 minut, następnie zaś wyszedłem z pałacu aby poszukać tej całej Bright Hoof. Wiem że to diabelnie ryzykowne, ale nie będę siedział w pałacu jak tchórz.
  12. Podatki obniżone o 30 %?! W Manehattanie w życiu by coś takiego nie przeszło. Moja pensja ma wynosić minimalną średnią krajową?! Tyle pewnie żeby nie zdechnąć z głodu. Zecora również ma podlegać mojej ochronie i jurysdykcji? No nie, nawet nie trzeba kawy aby skutecznie podnieść mi ciśnienie. Twilight Spakle. To ta blada jednorożka z którą się minąłem wtedy nad jeziorem. Dlaczego niby ma takie względy, i to zwykła bibliotekarka? Ki diabeł... AARRRGHH! Piznąłem papierzyska z normami prawnymi na bok i chwilę się zastanowiłem. Nienawidziłem papierkowej roboty i takich wieści gorzej niż mojego brata. Ale przynajmniej dowiedziałem się o kolejnej ważnej osobie w tej wiosze - Twilight Sparkle. Twi. Zdaje się że to liderka lokalnej społeczności, a takich najpierw przerabia się na sojuszników albo pakuje do więzienia, lub w przypadku gangów - likwiduje. Hm... muszę z nią porozmawiać ale nie teraz. Teraz mnie nosi straszliwie a patrząc na rozpiski świąt państwowych to mnie krew zalewa. Nie. Muszę się wyżyć i rozładować. Wstałem z biurka, posprzątałem papiery, dopiłem kawę i ponownie wyszedłem z komendy zamykając ją na klucz. Widziałem że we wsi jest chyba jakaś sala sportowa. I lepiej żeby tam mieli worek bokserski. Bo mam szczerą ochotę komuś przypierdzielić w pysk.
  13. - Zatem ruszajmy. Tylko... błagam, nie teleportacją. Nie mam ochoty żeby śniadanie wyłaziło mi tą stroną co nie trzeba.
  14. - Nie wypada iść w gości bez prezentu... - odparłem ukazując kuszę. - Wlekę się jak ślimak? Ośmielę się nie zgodzić, w pływaniu nie mam sobie równych. Żadna ryba, ani ssak morski nie zdołał mnie jeszcze prześcignąć czy uciec przedemną.
  15. - Dzięki Twilight. - pieczołowicie odebrałem od niej torbę z truciznami. - Dobrze... mam to czego potrzebowałem. Możemy ruszać do tej wioski, ale uprzedzam cię - nie spodziewaj się tam różowych widoków. Złozyłem kuszę i przerzuciłem torbę przez głowę. Byłem gotów do drogi.
  16. W pierwszym momencie byłem zaskoczony... ale zaraz się pozbierałem. Dwie klacze, wyglądajace na takie którym przemoc nie jest obca. Bright Hoof, wobec której miałem pewne podejrzenia, oraz ta druga nieznajoma. Widziałem jak Bright wydostaje się z jakiegoś magicznego więzienia które na bank mogło być sprawą tej czarodziejki. A wiedziałem że nikt od tak nie zamyka w podobnych więzieniach innych kucyków. Raz że to jest nielegalne i niezgodne z prawem, a dwa to to że ta nieznajoma może być jeszcze bardziej niebezpieczna niż Bright. Przypomniałem sobie wtedy słowa ojca na jednej z wielu nauk ojca.... Cofnąłem się o krok od tych podejrzanych klaczy. W sumie mogłem teraz z nimi walczyć, ale mój status dyplomaty na to nie pozwalał. Chronił mnie immunitet dyplomatyczny, ale żaden przepis prawny nie chroni przed ciosem miecza, czy bojowym czarem. Nie, tu muszę się wycofać i powiadomić straże o tych dwóch. - Jeżeli miałbym wybierać pomiędzy złem a złem, wolę nie wybierać wcale. - odparłem ale nie sięgnąłem po broń. - Nie wiem czy obie jesteście w zmowie czy nie, ale mało mnie to obchodzi. Na takie sztuczki możecie próbować nabierać źrebaki, nie mnie drogie panie. Źle wam z oczy patrzy. Au'er voire madame... - odparłem i uskoczyłem do tyłu jednocześnie aktywując swój Amulet Zaćmienia. Bardzo przydatny artefakt który dawał mi całkowitą niewidzialność na kilka minut. Muszę się wycofać i powiadomić straże o tym incydencie.
  17. Świetnie. Przeładowałem następny bełt, i wymierzyłem w kolejny owoc. Albo nie... zaczekam aż Twilight przyniesie resztę mikstur. Taki kwas czy inny szkodzący środek chemiczny w bełcie będzie dużo lepszy w strzelaniu niż zwykły bełt. Toteż czekałem cierpliwie aż się pojawi pani magiczka.
  18. - Eee.... - przywitałem się uczenie. No czegoś takiego to się nie spodziewałem. Obce kuce wyprawiły mi.. przyjęcie? O rany. Ostatnio to coś podobnego miałem jak zdobyłem swój uroczy znaczek, albo prawie 2 lata temu na urodzinach Boreasha. No zdębiałem. Poprostu zdębiałem. - No.. ja.. ten... - podrapałem się po głowie. - No podróżowałem po wielu krainach... byłem w Camelu, Zerbice, Imperium Gryfów, na Ziemiach Bizonów... ale jeszcze nikt, nigdzie nie wyprawił mi takiego przyjęcia. Naprawdę, jestem po raz pierwszy w Equestrii ale takiej gościnności jak tutaj jeszcze nigdzie nie zaznałem. Wziąłem kubeczek od kucyka który mi go podał. Wzniosłem go do góry i ogłosiłem toast. - Wasze zdrowie... przyjaciele! - po czym jednym haustem opróżniłem naczynie.
  19. Przeładowałem kolejny bełt, wsyrzymałeo oddech dla lepszej celności, przyłożyłem broń bliżej oka, wycelowałem... i strzeliłem! Musi się udać, trzeba strącić ten owoc.
  20. Udałem się prosto do ogrodu aby szukać stosownej rzeźby... albo nie. Nie rzeźby. Lepszy będzie żywy cel - wilk drzewny. Ale cholera, czas nagli a tu nie ma bardzo jak możliwości iść do lasu na łowy. Trudno, zadowolę się strzelaniem do drzewa. O, jest! Idealne, duże i spore. Dobre do ćwiczenia celnosci. Stanąłem w odpowiedniej odległości, załadowałem bełty do kuszy, wymierzyłem i strzelałem do drzewa celując w grube konary, pień i owoce.
  21. - Idź. - poleciłem jej. - Ja pójdę do ogrodu z rzeźbami. Poszukam jakiś posągów Celestii aby poćwiczyć na nich celoność. Hehgehehe... - zaśmiałem się upiornie.
  22. - Dzięki. - kiwnąłem głową i załoyłem kuszę na prawe przednie kopyto. Tak... pasowała nawet na moją zbroję. Idealna. Nie za ciężka, nie za wolna. Dobra do przebijania pancerza i zabijania jednym strzałem w głowę. Świetna broń dla łowcy. - Pasowałoby ją przetestować. Widzę że ma też specjalistyczne bełty... A właśnie. Przygotowałaś flaszkę kwasu jak cię prosiłem?
  23. Nie mogłem tak siedzieć i stać spokojnie. Tam się coś działo na mieście. Ojciec wpajał mi żebym nikogo nigdy nie zostawiał w potrzebie. Nie... nie mogłem tak stać bezczynnie. Założyłem swój pas z saberrami, i narzuciłem na to płaszcz. Następnie wybiegłem z pałacu kierując się w stronę gdzie mógł pochodzić ten krzyk.
  24. - Sześciostrzałowa kusza specjalistyczna, z opcją zamontowania jej na przednim kopytcie. Za moich czasów to była nielegalna broń w użyciu, i bardzo zabójcza. Na bank tu taka powinna być.
  25. - No... jeśli tak wygląda Raj, to chcę tam szybko trafić. - mruknąłem z zadowoleniem oglądając broń. Ale ja wiedziałem czego szukać - kuszy z możliwością założenia na przednie kopyto. Sześciostrzałową. Z metalowymi bełtami. Takiej oto broni szukałem w zbrojowni.
×
×
  • Utwórz nowe...