Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Ares Prime

  1. - A tak w zasadzie...jak długo leżałem nie przytomny jak mnie zabrano z Everfree? - spytałem. - I przy okazji... dziękuję za opiekę. Nie pamiętam by ktokolwiek wogóle kiedyś mną się tak zajmował.
  2. - Ja otworzyłem. Była tu jakaś sowa pocztowa z liścikiem. - odparłem. - Od Sparkle, łaskawie teraz wspomniała o efektach ubocznych eliksiru. Niebawem tu ma przyjść.
  3. Aha... dobrze wiedzieć. Z prychnięciem zmiąłem kartkę i cisnąłem ją w kąt. Jako że nie miałem przy sobie żadnych akcesoriów pisarskich nie miałem jak odpowiedzieć Sparkle co myślę o jej dobrych radach po szkodzie. Jak sama przyjdzie to jej powiem. - Coś jeszcze sowo? Jak nie to wypad. - wskazałem wzrokiem na okno.
  4. Sowa pocztowa... no nie. Bez ceregieli chwyciłem sowę i zdjąłem liścik. Puśicłem ptaka i zacząłem czytać wiadomość, ciekawe od kogo to?
  5. - EEe... co? - spytałem ptaka uczenie. - Ja nie kumam po ptasiemu... cholera, jeszcze z patkiem nigdy nie gadałem. - pokręciłem głową. - Słuchaj latająca poduszko, jak chcesz pogadać z kimś to leć do Fluttershy, jest na dole. Ja cię nie rozumiem.
  6. - A to ptaszydło co tu robi? - zdziwiłem się. Zebrałem siły i wstałem aby otworzyć okno. Ciekawe... sowy nie latają w dzień, a szczególnie unikają miast i głośnych siedzib. Czemu zatem ta lata w dzień i dodatkowo chce tutaj wejść?
  7. - Hm? Co tam widzisz? - zaciekawiłem się i ostrożnie spojrzałem na okno chcąc dowiedzieć się na co ten futrzak patrzy
  8. Woda... mój żywioł. Oh jakbym teraz chętnie się wykąpał w chłodnej wodzie, nawilżył skórę i łuski, obmył skrzela. Ale nie! Najpierw pokonam tego zajaca. - Masz całkiem sympatyczną panią zającu. - odparłem do sierściucha.
  9. - Nie to nie. - odparłem kładąc się na łóżku. A ten zając siedział tuż obok. Czyli chcesz toczyć wojnę na wzrok? Dobra sierściuchu, jak sobie chcesz. Podniosłem się nieco i sam zacząłem patrzeć mu w oczy. Długo, bez mróżenia. Ja na pewno nie odpuszczę.
  10. - Cześć futrzaku. - odparłem mróząc oczy na gryzonia. - Widzę że twarda z ciebie bestyjka że nie boisz się do mnie podejść. - i spróbowałem go pogłaskać.
  11. Pierwszy raz widzę tą klacz... bardzo ładniutka, choć widać że nie specjalnie przejmuje się własnym wyglądem. Pomyślmy - prosta długa fryzura, wyraźne wory pod oczami, nieco przeblakła sierść... i głowę daję że jak mnie minęła poczułem lekki zapach atramentu i ozonu. Wnioskuję zatem że może pracować lub dużo czasu przebywać w bibliotece. Postanowiłem jednak się nie wdawać na razie w rozmowę z nią, bo sam miałem ważniejsze sprawy na głowie. - Do widzenia pani Twi. - odparłem na odchodne, po czym jednym machnęciem skrzydeł wbiłem się w górę i poleciałem do komendy.
  12. - To twój zwierzak? - spojrzałem na zająca. - Mnie tam on nie przeszkadza. Wygląda jak mała przekąska po obiedzie. - uśmiechnąłem się upiornie. - Heheheh, spoko żartuję. Nie jem innego mięsa niż rybie. Bardziej mi smakuje.
  13. A ja zabrałem się za jedzenie zupy - i myliłem się twierdząc że nie ma dla mnie lepszego dania niż surowa ryba. Było coś lepszego - zupa rybna przepisu Fluttershy. No miód cud, orzeszki. Pycha i poezja smaku w czystej postaci. MNIAM! Pałaszowałem zupę z wdziecznością nie pozwalając ani jednej kropli się zmarnować. Wyjadłem wszysto co było w misce, i wylizałem ją do czysta. A jak już to zrobiłem to poczekałem aż pegazica wróci.
  14. Zapach... był boski. Naprawdę prze boski. Od dawna nie czułem nic tak dobrego. Zapach domowego jadła nie towarzyszły mi od lat. Nawet nie pamiętam smaku większości ciepłych posiłków. A tu trafia mi się takie coś. - Pachnie bosko. - i czułem aż mi ślinka cieknie.- D...dziękuję. Od dawna nikt nic mi nie ugotował.
  15. - Znaczy... może być już ta zupa jakby co! - zawołałem za nią nim wyszła, po czym ległem na łoże i zacząłem gapić się w sufit. Nie cierpię siedzeć bezczynnie, a ponoć czekało mnie 2 dni takiego leżenia. Eh... a mogłem pójść za niedźwiedziem.
  16. - Skąd miałem wiedzieć.... - burknąłem patrząc na swoje kopyta. - Cóż... przynajmniej było miło choć na te kilka godzin pozbyć się ciężaru zbroi. Więcej poprostu nie będę brał tego eliksiru. Eh... zdaje się że wspominałaś coś o obiedzie? Jest szansa... na świeżą rybę?
  17. Po tych słowach niemal natychmiast odrzuciłem butelkę z Eliksirem. - CO!? Nie mogła mi tego wcześniej powiedzieć!? - zawołałem teraz przeklinając się w duchu że poprosiłem ją o przyrządzenie tego wywaru. - Moje zmysły... nie mogę ich stracić. Bez nich nie zdołam wytropić tego potwora..
  18. - Całkiem stracić czucie? Hy, to przydatne. Przynajmniej nie będę czuł bólu jak następnym razem jakaś bestia spróbuje mnie wypatroszyć. - powiedziałem to tonem dobrego dowicipu.
  19. - Mała kropelka nie wystarczyłaby do Tego. - odparłem biorąc od niej eliksir i wypiłem taką samą porcję co wcześniej. AAahh... znów to uczucie, a właściwie nie czucie. BO niebawem nie cułem nic a nic. Miałem na sobie zbroję cały czas, a teraz pora ją zdjąć. Po znieczuleniu nie czułem bólu, choć nie wiem czy widok zdzieranej niemal ze skórą zbroi nie wystraszy pegazicy. Nieważne, ściagnąłem z siebie koralowy pancerze i poukładałem części tuż obok łóżka, równo i w karnym porządku. - Oohh... o wiele lżej.
  20. - Dobrze... -westchnąłem cieżko, kładąc się na łóżku. - Em... czy mógłbym... mieć do ciebie jedną... a właściwie to dwie prośby? Jeśli będziesz mogła - przynieś mi z mojej kwatery w lesie fiolkę z eliksirem przeciwbólowym, i mój trójcąb co go upuściłem. To dla mnie cenna rzecz... prosze.
  21. - Obrywałem już gorzej w życiu. I zawsze zdołałem się wylizać z ran, to nic... - i jak mnie nagle nie zakuło pod sercem, tak wypuściłem trójząb z kopyt a on spadł na dół. Ja zaś padłem tuż pod kopyta klaczy. No i wszelkie argumenty poszły w długą. - Co za upokorzenie.... - westchnąłem zły, próbując wstać. - Hnnng... pomóż... mi wstać...
  22. - Nic. Mi. Nie. Jest. - odparłem stawiajac się klaczy. - Nie potrzeba mi opieki, potrzeba mi ruchu. Jeśli nie będę trenował.. - i wtedy spojrzałem na nią i ten jej błagalny wzrok. Em...cholera, zatrzymałem się tuż przy niej. - To było tylko skaleczenie, trzeba więcej by mnie zabić....
  23. Zacisnąłem zęby i próbowałem schodziłem dalej. Nie mam zamiaru leżeć 2 dni w łóżku, nie mogę pozwolić aby zastały mi się mięśnie.
  24. Pani Burmistrz co? Osobiście wali mnie to że farbuje sobie grzywę... tylko po kiego wafla ten typ podesłał mi włos z jej grzywy. Pasowałoby się rozmówić z Burmistrzynią, jako że ona jest oficjalie moją przełożoną w tym mieście. Jednak z drugiej strony wyczuwam tu coś więcej niż smród amoniaku. Czyżby ten pegaz usiłował mnie umyślnie wplątać i wprowadzić w jakąś kabanę? Niezbyt mi się to podoba, ale muszę tak czy siak porozmawiać z panią Burmistrz choćby tylko dla wybadania sytuacji. Ale nie teraz, i chyba nawet nie dziś. Takie intensywne węszenie pierwszego dnia nie wróży za dobrze w zamkniętej społeczności jaką jest Ponyville. Schowałem włos i kartkę z powrotem do koperty. - Dziękuję Rarity, dziękuję Pinkie. - odparłem uprzejmnie. - Pomogłyście mi bardzo i jestem waszym dłużnikiem. Jakbyście miały z czymś kłopoty do wystarczy powiedzieć. A tymczasem wybaczcie, obowiązki służbowe wzywają.
  25. - No... dobra. - westchnąłem i wyciągnąłem włos z koperty. - To dał mi pewien podejrzany typ, na pewno nie był to żaden miejscowy. Czerwonooki pegaz, szara sierść, i morda za którą należałoby się z 5 lat bez wyroku. - pokazałem też im tą kartkę. - Pytam was obie jako miejscowe... wiecie może do kogo mógłby należeć ten włos pachnący amoniakiem? Albo czy poznajecie ten charakter pisma?
×
×
  • Utwórz nowe...