Twardy z niego suczysyn co się zwowie. Trudno, muszę widać porzucić na moement topór i przejść do walki bezpośredniej.
Zostawiłem z lekkim smutkiem oręż, i nadal unikając ataków topornika przeszedłem do walki wręcz. Mam swoje kastety na kopytach, a mało kto przeżywa uderzenie nimi jak użyję całej siły!
- HAHAHAAH! Jak chciałeś na tońce iść to trza było iść do remizy jakiej! - szydziłem z przeciwnika bezlitośnie. - To może wtedy byś nawet klocz poderwoł i na sianko zaprowadził... a przeproszom, ty i tak byś jej nie zadowolił swoją kuśką rozmiarów ziarna bobu! HAHAHA!
Ale nie mogłem tracić czujności. On choć ranny, był nadal uzbrojony i miał przewagę w postaci toporka. Starałem się unikać jego kolejnych cięć, wyczekując gogodnej chwili aby zaatakować go potężnym, gruchoczącym kości podbródkowym uderzeniem. A jak to się uda, to dalej powinno pójść już łatwiej.
Próbuję wytrącić mu broń celnym ciosem i połamać parę kości.
- ZA KLAN BONECRUSHERÓW! - ryknąłem niczym smok w celu zastraszenia wroga, i pokazania że choć jestem niski to wcale się nie boję tego walikonia!