Skocz do zawartości

Ares Prime

Brony
  • Zawartość

    1999
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Ares Prime

  1. - Toś ty taka? - spytałem podnosząc się, i od razu przeszedłem do agresywnego natarcia ale nie ciąłem w ślepej furii. Wykonywałem szybkie cięcia, co kilka uderzeń wprowadzałem pchnięcia starajac się skupić jej uwagę na parowaniu ciosów. To magiczna replika broni, ciężko będzie ją złamać czy uszkodzić. Zatem spróbuję w dogodnym momencie podciąć nogi ksieżniczki, zbijając ją z nóg tępą cześcią trójzęba i powalić ją na ziemię.
  2. - Trójszturmowe Pchnięcie. - zefiniowałem ruch który właśnie wykonała. - Jeden z bardziej zaawansowanych ruchów bojowych. Eh... czuję się trochę głupio, że mam walczyć z Tobą. W żadnym razie dlatego że jesteś klaczą, ale... tyle już dla mnie zrobiłaś... a ja w czasie walki cóż, nie daję forów. Nikomu.
  3. - Z moją włócznią wszystko w porządku. Działa jak należy i nie jedna klacz kiedyś... Ah, chodziło ci trójząb. Celowo tak powiedziałem chcąc z jednej strony zobaczyć reakcję straży, a z drugiej jej. - Taki głupi żart. - dodałem przepraszjąco, i teartalnie z wielką wprawą wywinąłem zabójczy piruet z trójzębem któy mógłby rozciać zwykłęgo kuca na pół. - Takiej broni już się nie robi. Stworzono ją specjalnie dla Strazników Otchłani, a to jest zapewne jedyny istniejący egzemplarz tej broni. Ale wiesz jak to mówią Księżniczko - siła wojownika nie płynie z jego oręża, ale z walcznego ducha.
  4. - Witaj Pani. - powiedziałem salutując bronią, a potem przeszedłem do normalnego luzackiego zachowania.- Miałem poprostu dobrą opiekę i silną wolę do wyzdrowienia. Jestem już ponownie w dobrej formie jak przed... wypadkiem. Poczyniłem też pewne... przygotowania odnośnie przyszłego polowania na Prototyp X.
  5. - Nie ma sprawy Sparkle. - odparłem wstając i zabierając broń. - Dzięki za opiekę i wogóle. Jestem twoim dłużnikiem. Po czym udałem się do swojego domu, znaczy nie wszedłem do budynku ale zamiast tego przy lecie zacząłem trenować walkę trójzębem. Tak na rozgrzewkę, i dla zabicia czasu.
  6. Hm... ktoś mnie obserwuje. Czuję to. Ale nie jestem w stanie teraz szukać tego szpiega i konfidenta. Muszę zachowywać się czujnie i ostrożnie, większość miasta może być przeciwko mnie. Kilkoro tych kucy wydaje się być w porządku ale czujności nigdy za wiele. A to że komenda od zewnątrz nie wyglądała na dotkniętą aktem wandalizmu, nie znaczy że w środku nic nie będzie. Ale kto byłby na tyle zuchwały lub głupi żeby demolować komendę? Nikt chyba. Poza tym ja mam jedyne klucze do tego budynku, choć w ratuszu na pewno mają kopię zapasową. Ratusz... musze tam zajrzeć później. Otworzyłem drzwi komendy i wszedłem ostrożnie do środka. Teraz czeka mnie czytanie akt i dokumentów które wziąłem od Cheerego.
  7. Cóż, dobrze że się wylizałem. Teraz w tej chwili pozostaje mi tylko czekać na przybycie księżniczki Luny. Ale walka z nią nie uśmiechała mi się. No bo jak to tak walczyć z księżniczką... w dodatku tą która była dla mnie tak dobra. Z taką myślą właśnie siedziałem pod jednym z drzew nad jeziorem. Już niebawem wyruszymy na polowanie na Prototyp X. Nareszcie dokona się moja zemsta, i wymierzę sprawiedliwość.
  8. Wypiłem mały łyczek, tak na oko o zawartości łyżeczki. Smak... taki sobie, ale chyba pomoże mi odzyskać siły jak mówiły. Odstawiłem flakonik na szafkę nocną i ległem w pieleszach. - Powinnaś może rozważyć karierę lekarską lub weterynaryjną. - odparłem do pegazicy. - Z pewnością zdobyłabyś uznanie i wielką sławę.
  9. - Więc zacznij od razu. Będę potrzebował tego. Ah... i dziękuję wam obojgu. - poparzyłem na klacze. - Od dawna... nikt nie wykazywał o mnie takiej troski. Naprawdę dziękuję.
  10. - Co? Nie, nie przeciw ksieżniczce. Przeciwko czemuś znacznie groźniejszemu niż Luna i Celestia. Kwas jak wiesz jest niezwykle żrący, więc przyda się do walki przeciw temu na co będę polował. Niewielka ilość kwasu w oku... heh.. to bedzie go bolało. A poza tym, przyda się jeszcze do czegoś. I wtedy w mojej głowie zaświtał pewien pomysł.
  11. - Będę miał do ciebie prośbę Twilight. Nim tu przybędzie Luna, będzie mi potrzebne jeszcze kilka eliksirów. Ale takich które szkodzą. Kwas, mocny środek nasenny, płyn paraliżujący układ nerwowy, coś żrącego... mam pewien pomysł. - uśmiechnąlem się złowieszczo.
  12. - Musisz być dobra z alchemii że umiesz przyrządzać takie specyfiki. - zastanowiłem się nad tym. - Hm... jak mam dawkować tą miksturę?
  13. - W Canterlocie wybiłem zgraję wilków drzewnych, i rozgromiłem cały oddział straży pałacowej. Spieprzali przede mną w podskokach aż miło było patrzeć. Więc nie sądzę że straciłem dużo ze swojej sprawności. - dodałem poważnie, z nieco urażoną dumą. - Dobra... widzę jednak że samymi zdolnościami walki ciężko będzie zabić Prototyp X. Będę musiał się do tego inaczej przygotować.
  14. - Powinienem teraz ścigać i tropić Prototyp X. Powinienem szukać tej bestii bez wytchnienia i zmęczenia. A ja co? Pozwoliłem się dziabnąć mantykorze, i jestem załatwiony na kilka dni. - westchnąłem gorzko, wstając i powoli podszedłem do łóżka. - Co ze mnie za Strażnik i łowca... dać się w taki głupi sposób unieszkodliwić. - burknąłem kładąc się na łóżko.
  15. - Szkoda jedynie tak pysznej zupki... - westchnąłem przerwracając się na bok i próbując wstać. - Czuję się jakbym własnie zwyżygał wszytskie flaki. Czemu wszechświat mnie tak nienawidzi... ooooh... czemu poprostu nie zginąłem wtedy w Otchłani. Teraz nie musiałbym się tak męczyć...
  16. - Cooo... ja nieeee dam raaady.... uprrrp... I jak z procy wystrzeliłem solidnego pawia prosto do wiaderka. Żygałem krótko choć solidnie, i pożegnałem zupkę rybną Fluttershy. Otarłem usta z wymiocin i klapnąłem padnięty na podłogę. - Błeeeh... niecierpię... teleportacjii... o matko...
  17. - Co? Jaki... - i dowiedziałem sie jaki to był pomysł teleportacja. Nie cierpiałem szczerze takiego sposobu podróży, bo zawsze mnie po nim mdliło. I tak było i tym razem. Zatoczyłem się, żołądek podjechał mi do gardła. - UUUhhh... - oparłem się o ścianę w poszukiwaniu oparcia. - Nnnniieee dddoooobrzem.... urp... mii....
  18. - Właściwie to tego mi było trzeba... trochę pływania i wody. - odparłem.- Możemy wracać do domu... Po czym zacząłem kuśtykać z powrotem w kierunku chałupy.
  19. - Mam opowiedzieć barwnie, czy w krótkich żołnierskich słowa? - parsknąłem. - Tracę czucie co? Widok Sparkle nie specjalnie mnie ucieszył. - Poszedłem popływać, i taj jakoś wyszło.
  20. - Spoko. Boli mnie, znaczy że jeszcze żyję. - odparłem wstając na równe nogi. Mogę iść... jakoś ale ujdę sam. Chyba,
  21. - Kurrr.... i kto powiedział że od tego eliksiru stracę czucie... - jeknąłem padając na brzeg. - Ała...
  22. Poderwałem się i machnąłem ogonem w wodzie kilka razy wynurzając się gwałtownie w miejscu gdzie wcześniej zanurkowałem, robiąc przy tym dużo plusku i ochlapując wszytsko wodą. - Ooh... i włśnei po to są skrzela. - westchnąłem rozciagajac się aż mi kości zaczęły strzelać. - O wiele lepiej.
  23. Oh... jak dobrze, jak cudownie... Pozwoliłem sobie unosić się na wodzie, a potem zanurkowałem na kilka metrów głębokości. Woda obmywała moją skórę i łuski, nawilżała wprost cudownie. Czułem jak poziom płynów wraca do normy. Czas płynął... a ja pływałem zrelaksowany, odprężony czyjąc się z każdą sekundą coraz lepiej. Nie jest to może woda morska, ale też jest boska. Wreszcie opadłem na dno na jakiś kamień, leząc na nim jak na leżaku. Mrr... dobrze.
  24. - Woda! Woda... - starałem się przyspieszyć kroku, wierząc iż samo dotkniecie cieczy życia mnie wyleczy z ran i bólu. - Jeszcze tylko trochę... jeszcze kawałek.
  25. - Zawsze tu macie taką ładną pogodę? - spytałem kuśtykając do jeziora. - Jeszcze nie spotkałem miasta z tak czystym niebem...
×
×
  • Utwórz nowe...