-
Zawartość
541 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Dżuma
-
Dzięki takiemu gestowi zrobiło jej się troszkę lżej, ale tylko trochę. Założyła plecak i chwyciła swój kij. Teraz jedynie trzeba było znaleźć swoją matkę. Nie mogła przyjąć do wiadomości, ze może jej tam nie być. Duża grupa ludzi, nie wykluczone jest, ze to właśnie jej matka może się tam znaleźć . Zdeterminowanym krokiem, ruszyła w stronę jeziorka, była zmęczona całym tym zamartwianiem się o matkę.
-
Odpowiedzią na jego pytanie była lekko pobladła twarz Sophie. Nie była na tyle słaba aby załamał ją pierwszy lepszy widok chodzącej śmierci, ale jednak przez ostatnie dwa dni nie spała zbyt dobrze. Jej wewnętrzna siła wraz z ograniczeniem snu, również spadła, więc pobladnięcie jej twarzy nie było czymś nadzwyczajnym. Zastygła przez dobrą chwilę spoglądając na resztki jakie zostały z kobiety jej dziecka. - Matko... - dodała pod nosem, odwracając głowę w stronę bramy. Przerzuciła plecak oraz kij na drugą stronę po czym zaczęła się wspinać. Bez nich pójdzie jej to o wiele sprawniej i szybciej.
-
Skinęła głową słysząc słowa mężczyzny. Złapała kij tak aby w czasie biegu nie wypadł jej z dłoni, czyli w połowie długości. Lekko się krzywiąc na sam zapach jaki ją uderzył gdy tylko zostały otworzone drzwi. Nie miała zbyt wiele, jak pobiec, spojrzała jeszcze raz na James'a aby upewnić się czy wszystko w porządku po czym zaczęła biec w stronę parku.
-
Sophie jedynie przyglądała się poczekalni, w czasie gdy James obserwował co się aktualnie dzieje za szybą. Gdy tylko znikną w czeluściach swojego gabinetu, dziewczyna sama skorzystała aby sama spojrzeć na ulicę. Wzięła łyk wody, szukając po ścianach zegarka. zastanawiała sie co aktualnie z jej matką. W takiej sytuacji przejście do parku mogło być niemożliwe. Jeśli jednak została w domu, to co? Nie zostawi jej przecież. Westchnęła ciężko widząc wychodzącego z gabinetu James'a . - W takiej sytuacji, trudno bym tego nie potrafiła.
-
Sophie przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, chcąc jakby sprawdzić czy czasem nie znała tego mężczyzny. Prawdopodobnie nie, nawet jeśli jest lekarzem . Na początku chciała go spytać czy nie idzie czasem na miejsce ewakuacji, ale wypadałoby najpierw podziękować. - To dziękuję, że mnie z wyciągnąłeś tego bagna... - powiedziała, rozluźniając dłoń na kiju. Nie była osobą, która miała talent do zakładania kontaktów między ludzkich. - Nazywam się Sophie, Sophie Evans. - powiedziała, rozglądając się po pomieszczeniu, jednak jej wzrok spoczął ostatecznie na mężczyźnie. - Problemem, może być teraz wyjście... o siedemnastej w parku wylądują helikoptery aby ewakuować ludność. - dodała.
-
Dziewczyna zamarła z przerażenia. Jej ciało było przygotowane na tyle aby móc się obronić. Gdyby nie to, ze była przerażona, pewnie dawno uruchomiłby się jej czynnik samoobrony, zamieniło się to właściwie w mocniejszy uścisk na kiju. Była również zła jak i wdzięczna za to, że w pewnym sensie ją zabrano z tamtego miejsca. Po kilku chwilach kiwnęła głową, nieco ją obracając by rozpoznać źródło głosu .
-
To rodzinne szczęście do pecha. Nawet jeśli ma nadejść pomoc to tylko w taki sposób aby na początku zaszkodzić tak jak teraz. Ucieczka w głąb miasta nie była dobrym pomysłem. Z tyłu miała zaś zombie, które targały swoje cielska w stronę czegoś co jest poza ich zasięgiem. Jak psy, które chcąc złapać piłkę, ale nie potrafią zauważyć tego, ze ich właściciel jest wyższy, tylko one chcą jednej jedynej piłki, a zombie zaś mięsa, niezależnie gdziekolwiek ono by się znajdowało. Drogą ucieczki mogło być pobiegnięcia w którąś stronę, mając świętą nadzieje, że helikopter jest czymś godniejszym uwagi. Pozostanie tu, licząc, ze będzie się niezauważonym, było równe 0 .
-
Znieruchomiała gdy tylko jej ciałem zawładnął strach. Jedynym pocieszeniem było to, że jednak jest to odpowiedni park . - Biedna kobieta... - mruknęła pod nosem, odrywając wzrok od zebranej . Musiała przeżyć, do tego było potrzebne opanowanie. Można to potraktować jak ćwiczenia próbne w policji. Prosty tor przeszkód, jednak za złe wykonanie czegoś dostawałeś kwitek z metaforyczną kulką w łeb. Wahała się czy wykorzystać aktualny stan rzeczy i sama wspiąć się na ogrodzenie. Jednak, mogła skończyć jak tamta kobieta , wciągnięta przez zimne ręce prosto na chodnik i zjedzona. Chwila nieuwagi , zaczepienie się kurtki o ogrodzenie, cokolwiek przychodziło do głowy, mogło spowodować śmierć. Pozostanie tu jest dobrym i jednocześnie złym pomysłem. Musiałaby znaleźć kawałek przestrzeni i poczekać na pomoc, która podobno ma zjawić się w parku, wtedy można liczyć na to, że jakoś udrożnią drogę dla innych .... - Cholera o czym ty myślisz? Może jeszcze dla każdego przyniosą ciepłe kakao na rozgrzanie atmosfery? Dziewczyno, dobrze wiesz jak działają władze. Ma być szybko i sprawnie. Komunikat mówił o parku, więc każdy kto chce zostać uratowany ma być o 17 właśnie tam. - skarciła samą siebie w myślach, poprawiając plecak . Jeśli znajdzie wystarczająco puste miejsce przy ogrodzeniu, podbiegnie do niego, przerzuci plecak wraz z kijem sama od razu się wspinając. Prawa, a później lewa noga, jak na ćwiczeniach. Gdyby jednak nie było by racjonalnie wyglądającego prześwitu pozostało jedynie czekać na mocno hałasująca gwiazdkę z nieba.
-
Wzdrygnęła się na sam widok oddalającego się trupa. Będzie musiała uważać aby nie narobić zbytniego hałasu. Nie chciała konfrontacji, walka była jak najmniej wskazana. Nie chcąc się pośliznąć stąpała ostrożnie, po stopniach schodów, co jakiś czas spoglądając czy nawet zwykłe skrzypnięcie jej butów nie przyciągnęło jednego z zombie. Będąc przy wyjściu szybko znalazła wcześniej widziany samochód. Jeśli podąży szybkim krokiem w stronę parku, powinna się tam zjawić w dojść przystępnym czasie. Mogłoby to pozwolić na szukanie matki w tłumie, jeśli takowy będzie.
-
- Zachciało mi się odseparowania od rodziny... bycia samodzielną... - mruknęła do siebie, chcąc jakkolwiek przerwać ciszę dobiegająca ze słuchawki telefonu, nienawidziła jej i najchętniej roztrzaskałaby to urządzenie o ścianę - Mogłam siedzieć u niej aż 30, mogłybyśmy od razu wybrnąć z tego bagna . - dodała ostatni raz z przekąsem, wzdychając ciężko . Rozejrzała się po raz setny po mieszkaniu. Ściana, kolejna ściana, oberwana tapeta i tak dalej. Mieszkanie nie było czymś wyjątkowym. Byleby pomieściło jedną, leniwą i niespełnioną młodą dorosłą, narzekającą od pewnego czasu na swoją pracę i wszystko co było dookoła niej. O, kolejna ściana jak miło, a na niej zegarek. Wystarczająco głośny aby doprowadzić do obłędu. Nieubłaganie wyznaczał godziny, zmuszając Sophie to podjęcia decyzji, Dziewczyna jednym ruchem powstała ze swojego łóżka, biorąc swój wymęczony żywotem obszerny plecak. Zabrała wszystko co było potrzebne, przynajmniej to co się takie wydawało. Po prawej stronie plecaka owinięty materiałem nóż, po lewej - w kieszonce butelka wody. Wszystko jak na wyciągnięcie ręki. Pożywienie miało jej starczyć na 5 kolejnych dni, przy normalnym trybie życia, więc nie musiała się martwić, chyba. Z żalem zdjęła znad łóżka kij, oglądając zabezpieczony lakierem podpis jednego z jej ulubionych zawodników. Planem było dostanie się na miejsce ewakuacji , miała nadzieję na to , ze jej matka też tam się zjawi, jeśli jednak nie.... . Nawet nie dopuszczała do siebie takiej myśli, ona tam będzie jest tego pewna. Sophie jak najciszej otworzyła okno, które było wyjściem na schody przeciw pożarowe. Czas w końcu się ruszyć.
-
TWD 1. Imię: Sophie Evans 2. Płeć: kobieta 3. Wiek : 23 lata 4. Wygląd : niska dziewczyna o ciemno brązowych kręcących włosach spiętych w luźnego kucyka, zadarty nos i pełne policzki , naszyjnik z bursztynem 5. Charakter : naiwna; lekkoduch co zarazem idzie melancholijna, potrafi często sie zamyślić; nie przepada za samotnością; szybko podłapuje nowe umiejętności w mniejszy lub większy sposób; nie potrafi rozpoznać sarkazmu; potrafi spanikować; prostolinijna 6. Umiejętności: percepcja, pierwsza pomoc, strzelanie z broni krótkiej; samoobrona; potrafi pływać 7. Życiorys : Urodziła się w stanie Wisconsin w mieście Appleton. Tam spokojnie dorastała wraz z matką . Ojciec pracował w Kanadzie i dość rzadko odwiedzał rodzinę. Wychowała się w spokojnej atmosferze bez większych przeszkód.Sophie nie starała się nader być dobrą we wszystkim i przy tym zdobywac stopnie. Robiła to co lubiła i rzadko kiedy robiła coś przeciw sobie. Lubiła tematykę taką jak astronomia czy ratownictwo, więc inne nauki czy tematy nie mogły zdobyć jej zainteresowania. W wieku 16 lat, można powiedzieć, że wymyśliła coś takiego jak wstąpienie do policji oraz zostanie śledczą. Nie było to coś co mogłoby podciągnąć do marzeń każdej dziewczyny w tym wieku, ale Sophie tego chciała. Chciała stać się tą niosącą "sprawiedliwość" co w jej wieku wyglądało na coś wielkiego. Gdy tylko udało jej się poprawić wyniki oraz dostać się na wymarzone studia w Saint Cloud, wyprowadziła się od matki. Jej mieszkanie na pewno nie było jednym z wymarzonych, ale to dziewczynie wystarczyło. Równie nie znużona tym , że zamiast młodzieńczych wizji przyszłości wylądowała w komisariacie, tam zmagając się z papierkową robotą. Interesowała się również baseball'em gdzie po pewnym czasie nad jej łóżkiem wylądował kij z podpisem jednego z graczy. Dnia w którym usłyszano o martwych , a zarazem żywych ludziach, posiadających niezaspokojony głód ludzkiego mięsa Sophie była na tyle racjonalną albo obojętną na mass media osobą, że po prostu puściła tą informacje mimowolnie w swoim umyśle. Tego dnia gdy była zmuszona ożywić informacje o zombie, wracała z pracy późnym popołudniem. Ze słuchawkami w uszach przedzierała się pomiędzy ostatnimi przechodniami, oddalona od mieszkania kilka przecznic. Na początku jak każdy zajęty czymś innym człowiek nie zauważyła wychodzącej fali zombie zza zaułka. Ocknęła się słysząc rozdzierający krzyk jednego z przechodniów, co od razu zakończyło sie bulgotem. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy kolejny z przechodniów został zaatakowany, a ona stała , patrząc z niedowierzaniem. Gdy tylko zauważyła jak to coś, czego nie mogła już nazwać człowiekiem zaczęło się zbliżać wraz kilkoma następnymi, rzuciła się do ucieczki, w stronę mieszkania, co jej mózg uważał za dom. Nie zważając na to jak ślizgała się w swoich trampkach gdy tylko wchodziła na schody przeciw pożarowe, dotarła do swojego okna, panicznie próbując je otworzyć. Po kilku minutach szarpania sie z prostym zamkiem wpadała do domu , od razu barykadując drzwi. Chwytając za telefon, ciężko dyszała rozładowując z siebie adrenalinę. Wiedziała, że musi sie spakować i czekać na ewentualną ewakuację miasta, ale pierwsze co trzeba było zrobić to zadzwonić do swojej matki czy wszystko jest w porządku i w razie wypadku ostrzec ją. 9. Ekwipunek: kij baseballowy z autografem; leki przeciwbólowe, bandaże i woda utleniona, 2 butelki wody, kilka konserw, płatki, nóż kuchenny, plecak i kilka ubrań, MP3 10. Towarzysz: Brak 11. Cel: przeżycie; odnalezienie matki
-
Sophie Przeklęłam w duchu samą siebie oraz tych piratów, widząc co się dzieje na pokładzie. Zmuszając swoje nogi do szybkiego kroku, ruszyłam za kapitanem pirackiego statku. Nie wiedząc czemu byłam zła, co skutecznie rujnowało moje próby skupienia się. To powodowała irytację. Przed wejściem pod pokład nabrałam powietrza do płuc, co trochę mnie odstresowało.
- 107 odpowiedzi
-
- [Shipping]
- [Violence]
- (i 4 więcej)
-
Sophie Zaczęło się. Jak zwykle wolałam obejrzeć z kim mamy do czynienia, zamiast głupio rzucić się na pierwszego lepszego przeciwnika. Na początku nie spodobało mi się to wszystko. Kto z załogi mógł przewidzieć atak taki jak ugryzienie w szyje czy od posągu . Gdy tylko ujrzałam kapitana tego pirackiego statku - Morgana, wiedziałam, że jakiekolwiek szanse na wygraną na nikłe. Kto się poddaje w czasie walki, w dodatku dalej pełniłam swoje zadanie- przewiezienie tej szkatułki. Coś jednak mnie trzymało blisko przy pokładzie, nie dając jakkolwiek ruszyć za Morganem . Miałam dwie opcje pójść za nim albo pomóc towarzyszom, tutaj na pokładzie.
- 107 odpowiedzi
-
- [Shipping]
- [Violence]
- (i 4 więcej)
-
Dżuma / Screw : Witaj, miło cię widzieć Ryś Raindrops: Ulubiony kamień szlachetny? Screw: Akwamaryn. Ma naprawdę śliczny kolor, zawsze marzyła mi się spinka do włosów własnie z tym kamieniem. RR: Widziałaś kiedyś księżniczkę? S: Wydaję mi się, że już odpowiadałam na takie pytanie.... Przy ostatnim Nightmare Night widziałam Lunę RR : Znasz osobiście jakiegoś gryfa? S: Nie, niestety nie. RR: A smoka? S: Nie.
-
Sophie Widząc czaszkę na kuli armatniej, nie musiałam trudzić się z domysłami, byłam wręcz pewna kto nas mógł atakować. Zacisnęłam zęby na tyle, aby usłyszeć ich zgrzytnięcie, była to reakcja na szykującą sie walkę. Musiałam sie skupić, pilnować otoczenia oraz samej siebie . W potyczce nie ma czasu na poprawianie swoich błędów, jedynie ich nadrabianie mogło sie na to zdać, ale najlepszym wyjściem było nie popełnianie błędów . Odruchowo chwyciłam pistolet, nabijając go, jeśli to piraci, trzeba będzie się zebrać w sobie i uważać na ich zagrywki, nie raz się przekonałam co do ich walki.
- 107 odpowiedzi
-
- [Shipping]
- [Violence]
- (i 4 więcej)
-
Sophie Oglądając w zastanowieniu szkatułkę, przejechałam dłonią po owych znakach, które były na niej. Próbowałam cokolwiek z tego odczytać, ale coś mi w tym przeszkodziło. Nagły odgłos armat, wywołał u mnie dreszcze. Nienawidziłam a zarazem kochałam odgłos, ale wtedy gdy wiedziałam czym był wywołany. Teraz gdy przerwał on spokojny czas na statku, pozostało mi jedynie wrócić i przygotować się. Odłożyłam szkatułkę w bezpieczne miejsce, truchtem ruszając na pokład. Sprawdziłam równie szybko czy mam moje uzbrojenie w postaci szabli, sztyletu oraz pistoletu.
- 107 odpowiedzi
-
- [Shipping]
- [Violence]
- (i 4 więcej)
-
http://fav.me/d7md03u Powiadają, że człowiek inteligentny robi na ostatnią chwilę...
-
Sophie Siedząc tak bezczynnie, próbowałam znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie. Wszystko było wręcz zrobione. Spokojna atmosfera wręcz sprzyjała aby móc zrobić to co danego członka należy. Przynajmniej tak to podsumowała, słysząc rozśpiewaną załogę. Gdy tak robili, to był znak, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a ona nie musiałam zbytnio przekomarzać się z każdym z nich. Spoglądając na drzwi od kajuty, przypomniałam sobie o przedmiocie, o którym tak naprawdę niewiele wiedziałam. Jedynie to, że musimy go dostarczyć do Kingston. Jestem wystarczająco ciekawska albo rządna wiedzy, że przerwanie swojej bierności dla tego przedmiotu było czymś normalnym. Podniosłam się ciężko, wygładzając ubranie i szybko sprawdzając czy wszystko mam na miejscu, szczególnie medalik na szyi, on był niezastąpiony. Nie miał wartości sentymentalnych, może był trochę wart, ale uważałam go za coś ładnego, na tyle aby było nieodłączną częścią mnie. poprawiając ubranie, ruszyła ku wyjściu z kajuty, kierując się do miejsca gdzie spoczywał ów tajemniczy przedmiot. (Czasami niektóre zdania mają pozjadane literki m, świadczące o 1 osobie
- 107 odpowiedzi
-
- [Shipping]
- [Violence]
- (i 4 więcej)
-
Sophie Sophie wsparła się na przemienieniach, odchylając głowę do tyłu. Przez chwilę patrzyła się w niewidoczny punkt, wzdychając ciężko. Przez ostatni czas było spokojnie, zwyczajna rutyna. Spanie, praca jedzenie i odpoczynek. Czasami nie było nawet pracy, tempo z jakim płynął statek nadawało wszystkiemu sielankowy nastrój. Nic nie mogło się zdarzyć, a zmartwienia mogły zrobić sobie przerwę od ciągłego kotłowania się w głowie. Nie w tym przypadku. Dziewczyna wróciła do normalnej pozycji, obserwowała, chcąc znaleźć jakiekolwiek zajęcie. Rutyna wywołała lenistwo, co Sophie się nie podobało.
- 107 odpowiedzi
-
- [Shipping]
- [Violence]
- (i 4 więcej)