Próbowałam uwolnić się z uścisku kreatury, która mnie trzymała, a w dodatku szykowała się aby mnie zjeść. W końcu przestałam się rzucać aby zebrać myśli. Miałam plan, który mógł się powieść. Po dłuższym zmaganiu uwolniłam rękę, ale wąż powoli zaczął mnie dusić. Nie minęła chwila, jak usłyszałam trzask jednego z żeber.
Skupiłam się, myśląc nad zaklęciem. Nazywało się Kowadło Prometeusza. Po dłuzszej chwili, moja ręka była czerwona, jak rozjarzona stal. Przyłożyłam ją do ogona wodnego węża. Można było usłyszeć syk wody, zamieniającej się w parę.
Wąż podrzucił mnie do góry, abym spadła i w końcu przestała się ruszać. Poddałam się grawitacji, ale ziemia była ze mną. Wbiłam się w ziemię, a dwa bloki skał dosłownie zmiażdżyły węża, posyłając resztki wody na widownię i mojego przeciwnika.
Wyszłam z małego krateru, gdy bloki opadły. Przeklinałam wczesniejszego węża, łapiąc się za żebra. Użyłam czaru znieczulającego abym nie odczuła bólu podczas walki.
- Ugh... od razu lepiej - uśmiechnęłam się.
Od razu przeszłam do ofensywy. Posłałam zaklęcię, które powodowało unieruchomienie przeciwnika, jakby został wtopiony w żelazo. Gdy skończyłam, posłałam dwie wiązki energi. Wirowały one po całej arenie, mijając się kilka milimetrów od siebie. Zbliżały się one do przeciwnika, aby gdy dostatecznie się nakierują, zderzają się w nim.
Wiedząc iż mój przeciwnik coś wymyśli, przyszykowałam swój łuk. Wystarczyło, tupnąc nogą, a z ziemi wyłonił się łuk. Grzbiet wykonany z piaskowca, a cięciwa z połączonych ziarenek piasku. Budził on przeważnie mieszane uczucia, bo jak piaskowiec może być giętki, a ziarenka piasku nie rozsypać się. Jedyne wytłumaczenie, znają magowie ziemi, którzy widzą większą uniwersalność skał.