Skocz do zawartości

[ZAPISY][GRA] Igrzyska Śmierci IV Edycja


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Szłam korytarzem prowadzona przez jakiegoś strażnika. Był tylko jeden, więc można by z powodzeniem spiep**yć. Nasze kroki odbijały się echem dając tej krótkiej tuaczce naprawdę ponury nastrój. Wreszcie przeszliśmy do pomieszczenia z tubą. Strażnik wyszedł zostawiając mnie samą.

Nagle zaczęło się odliczanie, które zmąciło ciszę. Razem z jego początkiem z krzesła pod ścianą podniósł się jakiś człowiek. Nic dziwnego, że go nie zauważyłam. Jego ubranie było równie białe jak ściany dookła. Mężczyzna spojrzał na mnie i wskazał ręką na tubę. Skinęłam głową i weszłam niespiesznie do środka. Drzwi zaczęły się zamykać, a facet gdzieś zniknął pozostawiając mnie samą. Pewnie wyszedł.

Nagle winda ruszyła. Zrobiło się ciemno i dało się słyszeć przytłumione odliczanie. Dopiero teraz zrozumiałam w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znajduję. Panika złapała mnie nie dając oddychać spojnie. Myślałam, że jadę całą wieczność, choć w rzeczywistości minęło kilka sekund.

Śluza nademną zaczęła się powoli otwierać, wpuszczając trochę światła. Z każdą chwilą było go coraz więcej, aż w końcu musiałam przymknąć oczy. Platforma na której stałam zatrzymała się. Powiał chłodny wiatr a ja zrozumiałam, że znajduję się już na podeście.

Otworzyłam oczy i rozejżałam się. Inni trybuci również byli już na platformach, które okazały się być otoczone wodą. Złapałam spojrzenie swojego współtrybuta i kiwnęłam mu głową.

Przygotowałam się do skoku i czekałam na sygnał pozwalający zacząć rzeź. Odliczanie odbijało się głośnym echem w mojej głowie. 3..2...1....

Skoczyłam do wody, która była chłodniejsza niż przypuszczałam. Otrzeźwiła mnie na tyle, że przestałam panikować. Zaczęła płynąć do rogu obfitości.Po paru minutach znalazłam się w środku. Sięgłam po pierwszy lepszy plecak i rzuciłam się spowrotem do wody, mając nadzieję, że nie zwróciłam niczyjej uwagi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lot poduszkowcem szybko mi minął. Nie chciałem końca tej podróży. Niestety, gdy zbliża się twój wyrok czas pędzi zbyt szybko. Byłem prowadzony przez jednego z tych przeklętych strażników. Czas najcięższej próby zbliżał się niemiłosiernie. Rozglądałem się za możliwościami ucieczki idąc naprzód. Niestety żadnych nie dostrzegłem. Nie było odwrotu. Jedyną moją szansą było wygrać igrzyska. Tak łatwo powiedzieć jednak trudniej już zrobić. Powoli wszedłem do tuby słuchając odliczania, które miało mnie przybliżyć coraz bardziej do tego koszmaru. Nagle te dobiegło końca. Czas już nadszedł. Nim się spostrzegłem byłem w zupełnie innym miejscu niż do tej pory. Musiałem działać zgodnie z wcześniejszym planem. Spostrzegłem Katarinę wśród trybutów. Dobrze na razie przyjmę z nią sojusz. Jednak nie miałem zamiaru do końca jej ufać. Jednak póki, co lepiej działać w grupie.

- Nosy squirrel! - krzyknąłem w jej stronę. To powinno wystarczyć. Tak jak się umawialiśmy. Hasło, które miało wyrażać moją chęć chwilowego sojuszu. Jednak nie czekałem na jej reakcje. Na to przyjdzie czas, gdy wszyscy oddalimy się od rogu. Na razie musiałem jak najszybciej wydostać się z tego pola rzezi, którym był w tej chwili róg obfitości. Spojrzałem na wodę lekko mrużąc oczy. Świetnie woda a ja nie bardzo lubię pływać. Dobra nie czas na narzekanie. Wskoczyłem do wody i zacząłem płynąć do rogu. Gdy dopłynąłem szybko zabrałem torbę i zacząłem się oddalać od niego. Nie miałem ochoty uczestniczyć w pierwszej rzezi przy nim. Na zabijanie przyjdzie jeszcze czas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Katarina Lore]//Dzieki Eliza za płytką wodę...

Za chipowali nas jak zwierzęta... Musieli mieć nad nami pełną kontrole, byśmy przypadkiem nie uciekli z tego co chcieli nam zgotować. Zresztą nawet nie zamierzałam... Westchnęłam jeszcze siedząc odchylając głowę do tyłu gotowa do drzemki w poduszkowcu... Wcale nie miałam ochoty na oglądanie przyszłych ofiar. Nie było mi to w niczym potrzebne. Informacji miałam dość z treningu. Moje oczy pochłonęły więcej niźli powinny... I dobrze się stało... Musiałam się okazać mocno ekspansywna na początku, by wykorzystać zjawisko snowballu własne postaci... Gdybym wykończyła zbędne elementy w tamtej chwili, nie miałabym z nimi problemu później... Nie musiałam nawet myśleć o tym. Mogłam się odprężyć przed wszystkim. Nerwy stały się zupełnie zbędne dla mnie. Nie mogłam dawać działać adrenalinie, tylko uspokoić rytm serca. Adrenalina jeden z najgorszych powolnych zabójców. Daje siłę, by później zawieść w najmniej odpowiednim momencie.

 

Ja ofiara, okrucieństwa,
Precz wygnana niczym śmieć, 
Klucz mi wskażę do zwycięstwa
I nauczy śmierć nieść! 
Muszę silna być i zręczna,
Groźna i bezwzględna też!
Mówi mi mój ryk wewnętrzny
Że ja bestia, a nie zwierz!
Nadchodzi kres, niech każdy drży!
Na nic błagania, na nic łzy! 
O słodka krew, w to mi graj!
 
Zanuciłam pod nosem  zanim zdążyłam odpłynąć na ten moment... Czuwając. Później mogłam już nie mieć na to potrzebnego czasu. Każdy sen, nawet ten krótki był cenny...
 
***
 
Otaczała mnie prawdziwa nijakość, po tym jak znaleźliśmy się w budynku po opuszczeniu poduszkowca... Każde śnieżnobiałe pomieszczenie gotowe było doprowadzić do szaleństwa raniąc oczy... Wreszcie zamknięta w tubie kończyło się wszystko. Wolność do odzyskania, poczucie własnej osoby... Inne dobra zamknięte w głowie... W tamtej chwili zaczął się liczyć dla mnie tylko róg obfitości... Przejąć go i spalić... Jak ja nie mogę mieć... To nikt tego niedostanie... Zanim nie wezmę tego co potrzebne... Zaczynała się pora na wszystko... Na walkę i krew...
 
Krew popłynie strugą wartką,
Dla mnie bomba choćby dziś! 
Strach, ból i zemsta wiodą prym! 
Symfonia śmierci, gniewu hymn,
To dla mych uszu istny raj,
Luli-luli-laj!
 
W uszach brzmiały mi dźwięki gitary przy ognisku, a z moich recytowane były pojedyncze słowa zagłuszające chłodne odliczanie... Gdy przez powieki przebił się świat... Już wiedziałam że otacza mnie woda, która dla Ronona stanowiła niestety swego rodzaju problem. Nie wiedziałam co zrobi... Szybko zmierzyłam wzrokiem głębokość wody... Nie musiałam przepłynąć całego dystansu. Płycizna zaczynała się dość szybko, by móc zacząć biec...
 
- 4... 3... 2... 1... - Kończyło się odliczanie... Na koniec, którego ruszyłam nie szczędząc własnych mięśni. Nie miały prawa zawieść, chyba że przez ten zastrzyk, który jeszcze czułam pod skórą. Zacisnęłam usta oddalając od siebie ból. Zapomniałam o nim. Przestał istnieć.
 
- Nosy squirrel! - usłyszałam jeszcze hasło... Czyli miałam jednego pionka w grze więcej. To było już coś... Myślałam siebie płynąc kraulem do połowy zanim zaczęłam sprintować łącząc odbijanie się od dna i ruchy pływackie... Gdy dotarłam do wyspy chwyciłam plecak otwierając go... Moje oczy spojrzały dookoła patrząc kto gdzie jest, zanim spojrzałam do wnętrza. Potrzebowałam czegokolwiek co zwiększyłby moje szanse na powodzenie planu.
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Laily stał spokojny i wyczekiwał chwili gdy będzie m.ógł wskoczyć do wody. Nie czuł już strachu, nie zawarł z nikim sojuszu. Chciał zapomnieć, że jest człowiekiem. Chciał zapomień że był kucem.

Jestem zwierzęciem. Jedyne co się liczy to przetrwanie.

Starał się wyłączyć sumienie i móżg, by przeżyć. Po części mu się udało. Jego wola przetrwanie była dostatecznie silna by zabić, nawet jego dawnych braci.

3...2...1...

Błyskawicznie w skoczył do lodowatej wody i popłynął w stronę rogu obwitości. Gdy się tam znalazł, nie patrzył na nikogo, jedynie złapał najbliższy plecak i pobiegł w stronę lasu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamknięty w przezroczystej tubie z białym krzesłem czekałem aż zacznie się walka o życie. Po chwili ogarnęła mnie ciemność, miałem wątpliwości czy warto walczyć. Nawet jeśli uda mi się przetrwać nie będę taki jak dawniej, wyrzuty sumienia mnie raczej nie ominą. Nie wiem czy byłbym w stanie potem żyć w spokoju, bez koszmarów w nocy jak zabijam ludzi którzy niczym mi nie zawinili. Następnie oślepił mnie blask światła... Czy warto walczyć?

 

Na pewno miałem szansę wygrać, każdy miał. Nawet osoba która nie umie się posługiwać żadną bronią i jest załamana tym co właśnie ją spotkało w jej życiu. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się na tyle by cokolwiek zobaczyć zdałem sobie sprawę że otacza mnie woda, czegoś bardziej de motywującego dla mnie nie mogli wymyślić. Od zawsze jej nie lubiłem, gdy pewnego razu prawie się utopiłem to uczucie tylko zostało spotęgowane. Zeskoczyłem z platformy i zanurzyłem się w chłodnej wodzie, zacząłem nieskoordynowanie machać wszystkimi kończynami. Niestety to nie pomogło tylko pogorszyło sprawę.

 

Po co? Dlaczego mam zabijać? Brakowało mi powodu by walczyć, przecież prościej jest utonąć i mieć już to za sobą. Pamiętałem jak przyrzekłem sobie że łatwo się nie poddam, że będę walczyć tylko jaki ma być tego cel? Pomyślałem o rodzicach, zawsze chcieli dla mnie jak najlepiej i nie mogłem ich zawieść ponosząc śmierć w ten całkiem nieciekawy sposób. Nawet jeśli ja się z nimi nie zgadzałem że igrzyska to najlepszy wybór, oni mnie na nie nie wysłali dlatego nie miałem powodu by ich za to nienawidzić.

 

Miałem nadzieje że życie po śmierci istnieje i będą ze mnie dumni. Poza tym musiałem komuś pomóc, dałem moje słowo i wypadało by go dotrzymać. Odbiłem się nogami od dna i wypłynąłem na powierzchnie łapczywie łapiąc powietrze. Zobaczyłem Katarinę, wyprzedziła mnie i była bliżej rogu obfitości niż ja.

 

Nic dziwnego skoro ja przez moment wolałem utonąć. Zacząłem płynąć przez siebie, nie zajęło mi to długo zanim zorientowałem się że dotykam nogami gruntu. Postanowiłem zacząć biec, woda stawiała opór jednak było jej coraz mniej i przyśpieszałem. Niektórzy trybuci wzięli już swoje plecaki i zaczęli uciekać w stronę lasu. Dobiegłem do plecaków, dwa pierwsze odrzuciłem na bok i sięgnąłem w stronę tego co znajdował się głębiej. Otwierając go w biegu miałem nadzieje że będę miał jakieś lepsze łupy od innych. Szybko rzuciłem okiem dookoła mnie czy ktoś mi zagrażał jednak na ten moment żadna osoba co brała udział w igrzyskach nie spełniała tego kryterium.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Informacje i wiadomości fabularne dostaniecie po odpisie Pado, ale myślę, że odnośnie plecaków nie będę was dłużej trzymać w napięciu :) (możecie sobie pisać o swoich plecaczkach i początkach wędrówki. W końcu informacje o rzezi i innych trybutach nie napływały od razu)

______

 

Plecaki:

 

Plecak, który wziął Dante był bardzo wysoki. Co nie jest ani trochę dziwne, biorąc pod uwagę, że po otwarciu od razu w oczy rzucił się łuk i pięć strzał. Po wyjęciu broni na dnie plecaka była jeszcze puszka z okropną, brejowatą zupą i średniej wielkości butelka z wodą. Cóż. Można powiedzieć, że mini zestaw przetrwania. Ale na jak długo to starczy?

+Łuk i 5 strzał

+Woda w średniej butelce

+Zupa w puszce

 

Tak samo duży był plecak Karoliny, ponieważ w nim również był wysoki łuk i pięć strzał. Po oględzinach dziewczyna odkryła też sztylet w bocznej kieszeni, oraz... maskę ochronną? Tylko brak wody i pożywienia...

+Łuk i 5 strzał

+Sztylet

+Maska ochronna

 

Co mógł znaleźć John? Puszkę z okropną zupą, maść na rany i zwój miedzianego drutu. Żadnej broni, to niezbyt dobrze.

+Zupa w puszce

+Maść na rany

+Zwój miedzianego drutu

 

Adamowi również zabrakło szczęścia, jeśli chodzi o broń. W swoim małym plecaku znalazł tylko dwie puszki z zupą, pustą butelkę i zwój grubej liny.

+Zwój grubej liny

+2 zupy w puszce

+Pusta butelka

 

Katarina po zajrzeniu do plecaka od razu musiała zauważyć błysk bagnetu. Po wyjęciu go mogła też znaleźć małe opakowanie z pięcioma tabletkami przeciwbólowymi oraz pustą butelkę.

+Bagnet

+Tabletki przeciwbólowe

+Pusta butelka

 

Laily znalazł w plecaku łuk i pięć strzał. Oprócz tego na dnie leżały dwie puszki z zupą oraz zwój miedzianego drutu. Być może do czegoś się przyda.

+Łuk i 5 strzał

+2 puszki z zupą

+Zwój miedzianego drutu

 

Czy był to szczęśliwy plecak? Ronon sam oceni. Był on mały, bo była tam tylko średnia butelka z wodą, pięć tabletek przeciwbólowych i zwój miedzianego drutu.

+Średnia butelka z wodą

+Tabletki przeciwbólowe

+Zwój miedzianego drutu

 

Zadanie poboczne:

Na zadania poboczne możecie natknąć się w różnych częściach areny. Nagrodą za nie jest dodatkowy przedmiot. Zadania dodatkowe działają na zasadzie pierwszy-lepszy. Jeśli dwie osoby napiszą w tym samym momencie, druga może usunąć post, ale nie musi.

 

Najmłodsza uczestniczka Igrzysk, Dayla, chwyciła jeden z plecaków i miecz, a potem wskoczyła do wody. Jednak stres chyba bardzo ją otumanił, bo nie pomyślała, że długa broń jest naprawdę ciężka. Ale nie tylko ona, bo, jak się okazało, plecak też nie był lekki. Ostatecznie dziewczynka słusznie stwierdziła, że czegoś musi się pozbyć by w ogóle wypłynąć, więc upuściła miecz w głębszej części zbiornika wodnego i z lekką trudnością, ale dopłynęła do brzegu.

(Możliwość zdobycia miecza)

____

 

Broń i inne przedmioty można oczywiście zdobyć też poza Rogiem Obfitości.

(okradnięcie podsuniętego randoma, zrobienie sobie broni z surowców naturalnych, zadania poboczne bądź zwykłe szczęście)

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy oddaliłem się od rogu na bezpieczną odległość zajrzałem do plecak. Natychmiast skrzywiłem usta na zawartość mojego plecaka. Zero broni. Tylko rzeczy, które mogą jakoś pomóc mi przetrwać. Nie zabije nikogo zupą. Jedynie drut może być mi tu użyteczny. Miałem kilka pomysłów jak go wykorzystać. Ale najpierw potrzebna mi broń. Wciąż nie widziałem Katariny. Chyba jeszcze tam nie zginęła. Dobra teraz muszę zająć się sobą. Nawet jak ją spotkam to obecnie na niewiele jej się przydam. Na szczęście wszystko, co mi potrzebne leżało wokół. Zanim zacząłem rozejrzałem się czy nikogo niema by mi nie przeszkadzał, gdy byłem pewny zacząłem. Podniosłem jeden z kamieni. Był dość ostry. Było ich tu całkiem sporo. To one będą moją bronią.

 

Odciąłem ostrą skałą kilka kawałków drutu. Odcięte kawałki drutów podniosłem i zacząłem nimi przywiązywać kamienie do kawałków drewna, które leżały w okolicy. W ten sposób udało mi się stworzyć 3 prymitywne noże. Na początek powinny wystarczyć. Jednak na tym nie poprzestałem. Urwałem kilka grubszych gałęzi z okolicznych drzew i przywiązałem do nich kolejne kamienienie. Tym razem te były jednak większe i cięższe niż poprzednie. Udało mi się stworzyć dzięki temu 4 tomahawki. Tak właśnie sobie kiedyś radzono. Więc czemu by tego nie używać teraz do walki? Była to całkiem skuteczna broń. Przynajmniej na razie. Drut idealnie przytrzymywał skały na rękojeści. Teraz przyszedł czas na kolejną część planu. Urwałem kilka gałęzi okolicznych drzew i zacząłem ostrzyć ich koniec kamiennym nożem. Zaraz będę miał spory komplet broni. Jeszcze kilka pułapek i będzie w sam raz. Siedziałem wśród drzew, co zapewniało mi kamuflaż. Jednak wciąż byłem czujny. Nie chciałem zginąć przez brak czujności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po paru minutach znalazłam się na brzegu lasu. Jako że ruszyłam jako jedna z pierwszych, nie musiałam się narazie stresować towarzystwem innych trybutów. Mimo to i tak puściłam się biegiem przez zarośla. Było oczywistym, że nie powinno się zostawać w okolicach rogu dłużej niż pięć minut, jeśli nie chce się przedwcześnie stracić głowy.

Nie dało się biec długo. Każdy, kto był kiedyś w lesie deszczowym, wie jak duszno i gorąco tam jest. Człowiek mógł się bardzo szybko odwodnić. Padłam na kolana zziajana i sięgłam do plecaka, by przejrzeć jego zawartość.

Otworzyłam największą przegrodę. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy był sporych rozmiarów łuk bloczkowy i pięć strzał. Uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, że fanty tego typu trafiają się bardzo rzadko. Zamknęłam przegrodę i zajęłam się mniejszymi. Z niemałym zaskoczeniem wyjęłam maskę ochronną, ale równie szybko ją schowałam. Chyba będą chcieli nas zagazować...

Kontynuowałam przeszukiwanie i znalazłam sztylet, który chyba najbardziej mnie ucieszył. Schowałam go szybko do kieszeni spodni, by mieć go zawsze pod ręką.

Przejrzałam swój plecak ponownie, nie natrafiając na nic więcej. Nie było żadnego jedzenia. Nawet pustej butelki. Skrzywiłam się lekko, choć wiedziałam, że nie ma co narzekać.

Podniosłam się powoli, nasłuchując. Strasznie chciało mi się pić, a w okolicy nawet rzeki. Westchnęłam. Postanowiłam poczekać na deszcz. (Las deszczowy, nazwa obowiązuje :P).

Ruszyła spacerem, poszukując jakiegoś porządnego miejsca na schronienie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dante gdy wszyscy znikneli lekko podczołgał się do wody. Nikogo nie widział prócz jednego gościa który się skitrał po drógiej strony jeziora. Mężczyzna postanowił, że spawdzi wodę w jeziorze czy ktoś czegoś nie upuścił, a co może mu się przydać. Plecak schował tak by nikt go nie widział a następnie wpłynął do wody. Gdy znalazł się w miejscu gdzie mógł go zobaczyć tamten chłopak, Dante zanurkował i natknął się na... miecz. Uszczęśliwiony tą zdobyczą zawrócił do swojej kryjówki. Wyszedł na ląd, zakradł się na swoje miejsce, wziął plecak i wszedł trochę głębiej w las.- Ale fart.- mruknął siadając. Zaczął przeglądać plecak. Woda, zupa, łuk z 5 strzałami i miecz. Lepiej być chyba nie może.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bell biegł ile miał siły w nogach. Kiedy jeszcze chodził do szkoły był najszybszy z klasy. Wiedział, że ta zdolność mu się kiedyś przyda. Kiedy Laily znalazł się w bezpeicznej odległóści, zwolnił. Odruchowo odwrócił się, by sprawdzić, czy nikt za nim nie biegnie. Na szczęście nikogo nie było. 

Chłopak zdjął plecak i zaczął przeszukiwać jego zawartość. Najbardziej ucieszył go łuk i 5 strzał. Był niezły w strzelaniu, więc poszczęściło mu się. Zupa również na pewo się przyda. Za pomocą drutu będzie mógł zrobić własną broń. Szybko schował wszyskie przedmioty do plecaka z wyjąkiem łuku, który przewiesił sobie przez ramię i strzał, bo je zaczepił o plecak, tak by szybko mógł po nie sięgnąć.

 

Laily zaczął się dokładnie rozglądać i nasłuchiwać. Obok wilekiego drzewa rósła mlutka roślinka. Bell uśmiechnął się. Dobrze znał tę roślinę. To kulczyba - niezwykle trująca jeśli dostanie się do krwioobiegu. Chłopak przyklęknął i podniósł cebulę kulczyby. Za pomocą drutu, przedzielił ją na pół, uważając by jej nie dotknąć. Potem sokiem z wnętrza cebuli wytarł o groty strzał. Dzięki temu, miał zatrute strzały, działające prawie od razu. Schował strzały w bezpieczne miejce, tak by nie dotytać ich grotów.

- Teraz nawet nie muszę celować w głowę. - Chłopak uśmiechnął się i poszedł dalej. -  Wystarczy, że grot przebije skórę przeciwnika, a trucizna prawie od razu sparaliżuje jego mięśnie, a potem serce i umrze.

Edytowano przez Branthos
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety nie dostałem żadnej broni, postanowiłem opuścić róg obfitości chociaż ja bym go tak nie nazwał. Praktycznie nic tutaj nie dostałem, nawet zwykłego noża, widziałem jak jakiś inny trybut wyciąga miecz z wody. Przydałby mi się taki jednak postanowiłem odpuścić, po prostu nie miałem czym z nim walczyć. Poszedłem w stronę drzew cały czas się rozglądając, nie za pułapkami a za innymi ludźmi. Jakiś niefajnych niespodzianek nie zdążyli by jeszcze zrobić... Chyba. Po paru minutach kogoś zauważyłem, po bliższym przyjrzeniu się potencjalnemu wrogowi zdałem sobie sprawę że chyba jednak nie będę musiał z nim walczyć a raczej uciekać, nadal nie miałem broni. Zatrzymałem się w dość dużej odległości i odezwałem się, niezbyt głośno by nie zwabić tutaj wszystkich w okolicy tylko na tyle by mnie usłyszał

- To ty jesteś tym co ma sojusz z Katariną?  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Katarina Lore]

Z plecaka, co chwilę później znalazł się na moich plecach, wyciągnęłam nóż, którego pochwę przerobiłam na procę z pomocą kształtu jego obudowy i wewnętrznego wyposażenia w postaci gumy... Z ziemi podniosłam parę kamieni, które władowałam do kieszeni, a to co zostało przypięłam sobie do pasa... Mogłam ruszać do ataku...

 

Rozejrzałam się dobrze. Ktoś wyłowił miecz tej małej. Trza będzie go wyeliminować, gdy poczuje się że wszystko gra. Zapamiętałam kierunek w którym się udał względem szczytu wulkanu i rogu obfitości. W pamięci wyszukałam to co wiem na jego temat. Nie powinnam mieć z nim większego problemu jeśli jest taki jak wszyscy w jego dystrykcie...

 

Moje oczy nie spoczywały... Wiedziałam, w którym kierunku udał się Ronon, w tym samym co mój mały John. Spokojnie mogła założyć że on w sprawie tych kruchych mostów między nami... Ale nie to miałam w głowie, bo wokół mnie wciąż znajdowały się plecaki. Trwała walka o nie... Wystarczało przeczekać aż się powybijają sami... Nic więcej nie trzeba mi było... Po tym mogłabym je szabrować do woli. Inni już zdążyliby je porzucić salwując się ucieczką lub też martwi... Mogłam na tym skorzystać jak nikt inny.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Informacje:

Padocholik najprawdopodobniej jest na wakacjach, więc jak wróci będzie grał tak jakby cały czas był na arenie :). Przydzieliłam mu już plecak. Mam nadzieję, że do czasu jego powrotu nie przesadzimy z pójściem do przodu :)

_____

 

Informacje dotyczące rozgrywki:

1. Walki między graczami

2. Gracz a NPC

3. Mapa

4. Rany i leczenie

5. Zdobywanie przedmiotów

 

1.

a) Walki między graczami są już ustalone. Wszystkie. Tak jak w poprzednich Igrzyskach dwójka graczy zostanie skonfrontowana z konkretną sytuacją i w jednym poście będzie musiała pokazać jak z niej wybrnie. Następnego dnia(bądź tego samego dnia - w zależności od aktywności graczy i mojego czasu) pojawią się wyniki. Oceniam długość tekstu, styl pisania, poprawność językową i (co najważniejsze) pomysł. Można otrzymać dodatkowy punkt jeśli post naprawdę mnie zadziwi.

b) Odbywa się jedna walka w tygodniu, a dokładniej w poniedziałek. Walki nie będą zapowiadane, gracze staną do walki z nieznanym, nie będą też wiedzieli, kiedy nadejdzie ich kolej.

 

2.

a) Nie można samemu spotkać NPC, ale napiszę, jeśli któryś z nich pojawił się w pobliżu któregoś z graczy.

b) Gracz ma wolną wolę odnośnie NPC, może go okraść, zaatakować, zignorować albo po prostu z nim porozmawiać. W sprawie ataku lub kradzieży zaznaczam, że nie zawsze może się to udać.

c) NPC nie może zabić gracza, chyba, że podczas cotygodniowej walki, kiedy wybiorę kto lepiej się przed nim obronił. Gracz może zabić NPC tylko jeśli uznam jego post za dostatecznie dopracowany i realistyczny by mógł to zrobić. Emeralda Stannet jest na razie objęta ochroną, ale wszystko w swoim czasie. Ochrona obejmuje tylko śmierć, nie kradzież czy okaleczenie.

d) NPC może w niektórych sytuacjach okraść lub zranić gracza, ale wszystko zależy od gracza i jego zachowania.

 

3.

a) Gracz może dostać się w każdą część areny. W przypadku przebywania na plaży, bądź na terenie lasu ważne jest określenie swojej lokalizacji w którymś z postów (np. byłem na południowej części plaży; widziałem, że wulkan jest na północ ode mnie). Można uznać wulkan za wielki obiekt orientacyjny.

b) Na zaznaczonych na mapie terenach(plaża, jaskinia, rzeczka, wulkan, wypalona część lasu, Róg Obfitości) jest większa szansa na znalezienie czegoś lub kogoś.

c) Las nie jest pusty. Możecie wpaść na coś, co nie jest zaznaczone na mapie, więc nie zdziwcie się, gdy Eliza napisze wam, że natrafiliście na małe gruzowisko bądź mały zbiornik wodny.

d) Oczywiście na arenie żyją zwierzęta.

 

4.

a) Zadawanie ran nie jest obłożone zasadami jak zabijanie. Każdy może każdego zranić(nie przesadzając, brak realizmu w tej kwestii nie jest brany pod uwagę), drugi gracz musi to po prostu zaakceptować. To nie bajka, to Igrzyska.

b) Trzy specjalnie przedmioty leczące: Tabletki przeciwbólowe, maść na rany, maść na oparzenia. Zdecydowanie lepsze są maści, bo całkowicie leczą te konkretne obrażenia do jakich zostały stworzone. Tabletki pozwalają tylko na czasowe zatrzymanie objawów (do czterech postów). Dlaczego to takie ważne?

c) Im więcej postać ma ran, tym więcej punktów gracz może stracić podczas cotygodniowej walki. Kolejno:

- 1 punkt za więcej niż dwie rany, 0,5 punktu, jeśli jest na tabletkach

- 2 punkty za więcej niż cztery rany, 1 punkt, jeśli jest na tabletkach

- 3 punkty za więcej niż osiem ran, 2 punkty, jeśli jest na tabletkach

Raną nazywam poważniejsze obrażenia. Złamania, zwichnięcia, głębokie rany cięte lub kłute, mocne stłuczenia itp. A nie zwykłe zadrapanie czy draśnięcie.

d) Maska ochronna może okazać się ratunkiem w razie wybuchu wulkanu i wyrzucenia pyłów do atmosfery, oraz przy miejscowym skażeniu powietrza. Gdy gracz wdychał takie powietrze bez maski przez więcej niż dwa posty, jest osłabiony i też traci punkt w walce.

 

5.

a) Przedmioty można zdobywać w zadaniach dodatkowych, można je też kraść, oraz znajdować w różnych rejonach mapy(oczywiście o tym, że coś znaleźliście zostaniecie poinformowani moim postem). Co trzy walki pojawiają się trzy przedmioty przy Rogu Obfitości(tak zwana "uczta"). Tutaj również kto pierwszy ten lepszy.

b) Po wygraniu walki z innym graczem zwycięzca przejmuje jego wyposażenie.

 

***

 

Mimo, że większość trybutów szybko zwiała z Rogu Obfitości, to i tak po wodzie i kamykach polała się krew. Na razie królowała Emeralda, która zaraz po złapaniu plecaka i łuku zaczęła strzelać z jakąś dziką schizą na twarzy. Pierwszy dostał chłopak z piątki, Nick Mason. Czternastolatek popełnił błąd, zostając dłużej przy plecakach i przeszukując je w nadziei na znalezienie sztyletów. Ledwo podniósł głowę, a strzała trafiła go pomiędzy oczy. Upadł do tyłu na piasek i kamienie, a kawałek drewna wystawał pod kątem prostym z jego twarzy.

 

Monica Leave schowała się w środku Rogu Obfitości, ale nic jej to nie pomogło, bo szybko została odkryta. Nie wyglądała już na wystraszoną, raczej na pogodzoną z losem. Umarła z wyrazem tępego zdziwienia i bólu na twarzy, kiedy strzała przebiła jej serce.

 

Igrzyska skończyły się też bardzo szybko dla dziewczyny z jedenastki. Próbowała zaatakować Emeraldę od tyłu, ale wtedy została zabita przez Juliana Prestina, który chciał rzucić sztylet w trybutkę z jedynki, która się uchyliła. Emeralda spojrzała obojętnie na wykrwawiającą się Beth, a potem strzeliła strzałą w trybuta z czwórki, ale ten wskoczył do wody, a potem szybko wypłynął i uciekł. Wszystko działo się bardzo szybko, przy Rogu Obfitości już po niecałej minucie została tylko Emeralda i Katarina. Tak przynajmniej można było pomyśleć, ale na drugim końcu Rogu po cichu płynęła Dayla Yanger. Dziewczynka nie umiała zbyt dobrze pływać, a ciężki plecak jej ciążył, więc miała trudności.

 

Emeralda patrzyła na dwunastolatkę z politowaniem na twarzy, a potem mrugnęła do Katariny i zaczęła zbierać swoje strzały. Ewidentnie nie zamierzała atakować drugiego zawodowca, ale mimo wszystko czujnie ją obserwowała. Widziała co zrobiła z bagnetem i w myślach pochwalała jej pomysłowość. Jej neutralność można było nazwać pewnym rodzajem testu, chciała sprawdzić, co dziewczyna zrobi z małą i czy warto zawierać z nią sojusz, czy choćby jakiś mały, czasowy rozejm. Choć oczywiście blondynka pozostawała w gotowości do nagłego uniku, na arenie nigdy nic nie wiadomo.

 

A co z resztą?

Aria w ogóle nie płynęła do plecaków i broni, tylko uciekła w las i skryła się między drzewami czekając na Juliana. Chłopak obiecał jej na razie ją chronić.

Lonnie porwała plecak i ruszyła samotnie w stronę wulkanu. Była zdecydowana przeżyć jak najdłużej.

Suzann z siódemki zawarła sojusz z Leonem i Adrinem. Beth też miała być z nimi, ale zginęła, o czym grupa jeszcze nie wie. Czekają na nią niedaleko Rogu Obfitości, ale powoli zaczynają powątpiewać w jej przybycie i ruszać głębiej w las.

Olaf zdobył topór i jakieś jedzenie, teraz przechadza się szukając Karoliny ze swojego dystryktu.

Wystraszona Nima trochę spanikowała i nie popłynęła do plecaków. Teraz znalazła Pattie i namówiła ją by na razie trzymały się razem. Dziewczyna nie ma nic przeciwko. Jej plecak z maścią na rany, wodą i jedzeniem też.

 

 

W Kapitolu trwała jedna wielka impreza. Ludzie spotykali się by wspólnie oglądać Igrzyska, pili drogie szampany i rozmawiali o trybutach siedząc na miękkich kanapach, a komentarze Flickermana odnośnie gry mile urozmaicały im tę rozrywkę.

Alicia była tak żywa i energiczna jak nigdy, przechadzała się pomiędzy pracownikami technicznymi obserwując ich prace. Nie mogła się doczekać pierwszych atrakcji dla trybutów... Ale spokojnie. Na wszystko przyjdzie czas

 

 

___

Nastąpiła edycja w liście graczy.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostrzyłem właśnie drugi kij, gdy nagle coś usłyszałem. Cholera nie jest dobrze. Ktoś jest w mojej okolicy a ja nie jestem jeszcze gotowy. Wstałem i wziąłem w dłoń naostrzony kij i zacząłem się nerwowo rozglądać. Jeśli mam szczęście jest to ktoś słaby. Spróbuje go wybawić rzucając w niego kijem. Gdy pomyśli, że jestem bezbronny szybko poderżnę mu gardło nożem. Powinno się udać. Gorzej, jeśli jest to ktoś, kto zna się na rzeczy. Nagle usłyszałem czyjś głos i pytanie. Moje oczy powędrowały do źródła dźwięku. To był ten gość z dystryktu Katariny. Czyli jest najwyraźniej w sojuszu. To ten zdrajca, który się wyparł swojej prawdziwej natury i tego, kim się urodził. Jednak na razie był mi konieczny. Potem i tak się będziemy musieli wszyscy pozabijać, ale teraz wsparcie mi się przyda. Ciężko westchnąłem i odłożyłem naostrzony kij, po czym usiadłem. Jednak na wszelki wypadek byłem gotów gdyby chciał mnie oszukać.

- Cholera nie strasz mnie tak - powiedziałem lekko zdenerwowany. - Tak to ja. Możesz podejść skoro mamy sojusz nic ci nie zrobię i liczę, że ty zachowasz się tak samo - na chwilę złapałem powietrze i kontynuowałem. - Gdzie jest Katarina? Przyszliście tu razem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wybacz nie chciałem, po prostu nie miałem innego pomysłu jak zagadać - powiedziałem i po chwili przerwy odpowiedziałem na jego pytanie - Nie, została na rogu. Dostała nóż a ja nie miałem żadnej broni dlatego wolałem nie ryzykować walki ale powinna sobie poradzić, jest dobra. Jak chcesz możesz do niej zajrzeć, ja muszę się ogarnąć - Powiedziałem siadając na kamieniu i pożyczając jeden nóż, po chwili wstałem i uciąłem cztery cienkie pędy nieopodal rosnącego bambusa. Postanowiłem zrobić z nich dwie pary oszczepów do rzucania, nie miałem żadnej porządnej broni więc to musiało mi na razie wystarczyć. Następnie znalazłem cztery, dość małe podłużne kamienie. To będą moje groty tylko trzeba je naostrzyć i trochę przystosować by dało je się przyczepić do reszty oszczepu. Ta czynność jest najbardziej pracochłonna dlatego za nią wziąłem się najpierw. Gdy to zostało zrobione przymocowałem kamienie do jednego z końców bambusowego kija za pomocą miedzianego drutu, przy odrobinie szczęścia wytrzyma kilkanaście rzutów. Następnie resztą miedzianego drutu zużyłem na to by wyważyć oszczepy tak by środek ciężkości przypadał na 1/3 jego długości. Teraz przyszła pora na Atlatl by zwiększyć zasięg rzutu, po chwili zacząłem rozglądać się za odpowiednim kawałkiem drewna. 

Edytowano przez Shatter
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Została przy rogu? Chce udowodnić, że jest tu najgroźniejsza czy co? Wychodzi, że ja i mój sojusznik musimy się bronić własnym dziełami. Pójście do rogu byłoby w tej chwili bardzo niebezpieczne. Jednak, jeśli teraz tam zginie to chwilowo stracimy cennego sprzymierzeńca. Jak na razie była potrzebna. Spojrzałem na sojusznika.

- Mi też nie dali żadnej broni. Najwyraźniej, więc jesteśmy w podobnej sytuacji - na chwilę zamilkłem i wyjąłem z torby tomahawki stworzone przeze mnie. - Jeśli chcesz to mogę ci 1 dać. To trochę problematyczne, że została na masakrze przy rogu. Jednak, jeśli mamy jej pomóc to musimy iść tam we dwóch. Sam sobie tam nie poradzę. Szkoda by tak szybko zginęła. Jak już się przygotujesz to powiedz. Potem powinniśmy się za nią rozejrzeć lub za innymi trybutami. Jednak musimy na nich uważać. Nie wiadomo, kto dostał jakąś dobrą broń. W każdym razie lepiej nie zostawać w miejscu, bo w końcu nas znajdą - powiedziałem i zacząłem ostrzyć kij. - Przy okazji jestem Lost Star. Jeśli jednak wolisz to możesz mnie nazywać John, czyli jak te wszystkie bęcwały w Kapitolu

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Laily spacerował spokojnie przez las i nasłuchiwał przeciwników. Przed chwilą natknął się na maniok - roślinę, której liście są jadalne. Nie miał zamiaru teraz ich jeść, ale wiedział, że 2 puszki zupy to nie jest wcale tak dużo i wziął maniok ze sobą. Cały czas szedł w tym samym kierunku, jako że nie wiedział gdzie dokładnie pobiegł, chciał ustalić swoje położenie.

Po parunastu minutach marszu usłyszał ciche pluskanie. Mogło to świadczyć o jednym, trafił do rzeki! Szybko podbiegł w stronę miejsca, skąd słyszał odgłosy wody. Teraz przynajmniej wiedział, mniej więcej, gdzie się znajduje. Skoro w miarę szybko dotarł do rzeki, to musiał wyruszyć do niej najkrótszą drogą z Rogu Obfitości.

 

Wziął parę łyków z lodowatego strumienia, a potem zaczął się zastanawiać w czym mógłby nabrać sobie trochę wody na przyszłość. Szybko zrezygnował z tego pomysłu. Przecież byli w lesie równikowym, a tam deszcz pada codziennie. 

Za pomocą liany Bell przedostał się na drugą stronę rzeki. Nie był pewien czy powinien iść wzdłuż niej, czy pognać w głąb lasu. Z jednej strony nie chciał się na nikogo natknąć, ale z drugiej widział, że im bliżej wulkanu, tym więcej ciekawych rzeczy można znaleźć. Ostatecznie postanowił, że będzie iść wzdłuż rzeki, w stronę jej źródła, parę metrów od niej w głąb lasu, tak by nikt go nie zauważył. Jeśli jednak by się tak stało, był gotowy zastrzelić przeciwnika za pomocą łuku. Starał się iść dość szybko, ale jednocześnie cicho.

Edytowano przez Branthos
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Edit poprzedniego... Nie jestem wstanie wyprowadzić nowego posta bez tych drobnych zmian...

Z:

 nie spoczywały... Wiedziałam, w którym kierunku udał się Ronon, w tym samym co mój mały John. Spokojnie mogła założyć że on w sprawie tych kruchych mostów między nami... Ale nie to miałam w głowie, bo wokół mnie wciąż znajdowały się plecaki. Nikogo w koło. Mogłam je szabrować do woli. Inni już zdążyli je porzucić. Mogłam na tym skorzystać jak nikt inny.

 

Na:

 nie spoczywały... Wiedziałam, w którym kierunku udał się Ronon, w tym samym co mój mały John. Spokojnie mogła założyć że on w sprawie tych kruchych mostów między nami... Ale nie to miałam w głowie, bo wokół mnie wciąż znajdowały się plecaki. Trwała walka o nie... Wystarczało przeczekać aż się powybijają sami... Nic więcej nie trzeba mi było... Po tym mogłabym je szabrować do woli. Inni już zdążyliby je porzucić salwując się ucieczką lub też martwi... Mogłam na tym skorzystać jak nikt inny.

[Katarina Lore]//Nie lubię Cię Eliza... Zablokowałaś najlepszą opcje... :bemused: Emeralda Stannet jest na razie objęta ochroną, ale wszystko w swoim czasie.

Każdy trybut powinien świadom był potęgi łuku do zabijania innych... Nie trzeba było nawet podchodzić, by zadać ten śmiertelny cios... Wystarczyło trafić, a to ze wzrostem odległości i w różnych warunkach coraz ciężej przychodziło... Nieważne z czego się strzelało. Improwizowany, klejony, bloczkowy. Każdy robił to podobnie... Klatka piersiowa i głowa... Dlatego mogłam wypracować sobie znane metody, tylko po to żeby nie stanowił dla mnie wyzwania... Problem stanowiła wiedza... Musiałam wiedzieć coś by zareagować. Świst strzał mógł być już zwodniczy... To tylko setne, gdy potrzebne są całe sekundy.

 

W tamtej chwili wiedziałam wszystko... Złapanie strzały w locie nie stanowiło wyjątkowego zadania, gdy powtarzałam ten manewr tysiące razy w kamizelce i tępych grotach, by móc złapać kiedyś prawdziwą w kluczowym momencie i oddać ją do źródła... Oswoić się z niebezpieczeństwem i zrobić to co trzeba, gdy tylko będzie to potrzebne... Księżniczka Krwawego Początku ~ Emeralda... Zwróciła moją uwagę, ale dwa lisy to za dużo w jednym kurniku zwanym drużyną, więc trzymanie jej na odległość w tym wypadku wchodziło tylko w grę. Mieć ją w drużynie to nie było rzeczywistością w którą chciałabym zainwestować. Za cwana się wydawała... To mi wystarczyło w mojej opinii.

 

W moich oczach doskonale można by zobaczyć, jakby ktoś podszedł na tyle blisko by w nie spojrzeć i dostać śmiertelny cios tym co pod ręką, że chciałabym by ten łuk służył mi... Naciągnęłam procę, mając w granicach wzroku rejony niebezpieczne... Dziewczyna płynęła... Pierwszy kamień poleciał na ukos... Dawno tego nie robiłam. Rzadko kto postrzegał procę za narzędzie mordu, a ta w pewnych wypadkach była nawet lepsza. Drugi poleciał już prosto, po paraboli, na przewidywany tor ruchu tej małej... Celem była głowa żeby tylko ogłuszyć... Sama później się utopiła... Wystarczyłby jeden łyk... Plecak załatwiłby resztę ciągnąć bezlitośnie na dno za chciwe postrzeganie świata, którego nie sposób udźwignąć przy wielce wątłych siłach dziecka. Widziałam przyszłość walki o oddech... To stanowiło tylko kwestię czasu i trafienia...

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie dzięki, mam swoje prehistoryczne i prymitywne dzidy. Jednej osobie się poszczęściło bo wyłowiła miecz z wody, ja niestety nie mogłem tego zrobić bo niezbyt dobrze pływam - powiedziałem a potem uciąłem grubszy kawałek bambusa, będę go używał do walki w zwarciu dopóki nie zrobię lub nie znajdę normalnej broni. - Jestem gotowy, mniej niżbym chciał ale czas też jest kluczowy w tej sytuacji - Zrobiłem chwilę przerwy i powoli ruszyłem w stronę rogu obfitości - Ja jestem Javelin, przynajmniej z mojego kucykowego imienia. Będę nazywał cie tak jak ci pasuje, jak na razie nawet się dogadujemy więc nie chce tego psuć. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmrużyłem lekko oczy i zacząłem chować broń, którą stworzyłem. To dosyć dziwne. Według tego, co powiedziała mi Katarina osoba z jej dystryktu miała zapomnieć, że była kiedyś kucykiem i bardziej zbliżyć się do obecnej formy, którą przyjął. Tym czasem zdradził mi swoje prawdziwe kucykowe imię i zgodził się nazywać mnie po moim prawdziwym imieniu wiedząc, że Kapitol obserwuje każdy nasz ruch. To jest dosyć dziwne. Może też próbuje w ten sposób zdobyć moje zaufanie? Istnieje taka możliwość. Czas pokaże, która teoria ma racje. Niestety jak by nie był tylko jeden los może nas czekać na igrzyskach. Innej drogi niema. Powoli wstałem i ruszyłem za Javelinem.

 

- Więc miło mi cię poznać Javelin. Skoro nie robi ci to różnicy to mów mi Lost - powiedziałem idąc spokojnie za nim. - Posłuchaj musimy uważać przy rogu. Najpewniej są tam, trybuci którzy zdobyli groźną broń. Zanim wybiegniemy tam na rzeź proponuje ocenić sytuacje. Sprawdzimy, kto dokładnie tam jest i z czym i czy Katarina jeszcze tam jest. Być może już odeszła, więc natychmiastowy atak bez oceny sytuacji może być kompletną głupotą - powiedziałem próbując przemyśleć całą sytuacje i opracować jakiś plan. Jednak nie zatrzymując się i dotrzymując kroku Javelinowi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Emeralda spojrzała kątem oka jak dziewczynka dostaje w głowę kamieniem i z okrzykiem zaskoczenia wpada pod wodę. Przez szok i nagły ból z tyłu głowy nabrała w usta mnóstwo wody i zaczęła się krztusić, ale nie mogła wypłynąć. Zdecydowanie winny był ciężki plecak, no i jej gwałtowne ruchy. Woda lekko zabarwiła się na czerwono z powodu rany, ale Dayla nie zwracała już na to uwagi, teraz chciała tylko odzyskać oddech, ale nie mogła wyplątać się z szelek plecaka. Po niecałej minucie dziewczynka przestała się ruszać i opadła na dno. Katarina mogłaby teraz wyłowić jej plecak, bo Emeralda, która już się obłowiła, nie wyglądała jakby miała na to ochotę. ...

[Kontyunacja sceny na końcu posta]

 

Laily idąc koło rzeki doszedł do momentu w którym mógł zauważyć... drewniany mostek? Drewno wyglądało na dość solidne. W pobliżu nikogo nie było.

 

Technicy Igrzysk przez kamery obserwowali wszystkich trybutów. Właśnie przed chwilą na arenie dało usłyszeć się czwarty wystrzał oznaczający śmierć kolejnej osoby. Teraz Alicia zadecydowała, że pora na przegonienie tych, którzy zostali przy Rogu Obfitości. Na polecenie prowadzącej już wiele tygodni przed Igrzyskami pracowano nad zmutowanym gatunkiem jaguara. Jak informował właśnie widzów pan Flickerman, w jego kłach znajdował się toksyczny jad, który momentalnie zatruwał układ nerwowy powodując paraliż, a w dużych ilościach - śmierć. Poza tym taki potwór był około dwa razy większy od zwykłego jaguara, co zdecydowanie dawało niesamowity efekt. Jeden z nich został wypuszczony na Róg Obfitości. Kolejny latał teraz swobodnie po arenie.

 

Zacznijmy od czegoś prostego i banalnego. Pierwsza walka to dzikie zwierzę. Pokażcie mi w jednym poście jak sobie poradzicie. Oczywiście możecie sterować postacią jaguara, liczę, że pokażecie mi w realistyczny i spektakularny sposób w jaki sposób sobie z nim poradzicie. Wyniki wtedy, kiedy obydwoje walczący dadzą swoje posty.

 

Hoffner vs Clear

 

Kiedy Olaf nadal szukał Karoliny ze swojego dystryktu, ta mogła usłyszeć niskie warczenie dobiegające z ciemności lasu. Dziewczyna zauważyła wpatrujące się w nią lśniące ślepia, a już po chwili rozwścieczone i głodne monstrum rzuciło się w jej stronę. Do tego nad całą areną zebrały się deszczowe chmury i już po chwili lunęło jak z cebra.

 

[Kontynuacja sceny z Rogu Obfitości]

... Jednak jak się okazało, trybutka z dwójki nie miała na to jak na razie szansy.

Emeralda pierwsza wyłowiła wzrokiem coś, co poruszało się w gęstwinie lasu. Szybko zabrała co jej i nie zwracając uwagi na drugą dziewczynę rzuciła się do ucieczki(akurat wtedy gdy zaczęło lać). Ledwo wypłynęła po drugiej stronie Rogu, gdy coś wyglądającego jak jaguar wybiegł dziko w stronę wody. W ciągu zaledwie paru sekund stworzenie do niej wskoczyło. Blondynce rozszerzyły się oczy, bo nie wiedziała jak to możliwe, że taki zwierz może tak szybko płynąć. Katarina będąca w centrum Rogu nie miała szans by nagle uciec, tym bardziej, że zauważyła, że coś się dzieje później niż Emeralda. 

Trybutka z jedynki wycofała się już w las, kiedy zwierz rzucił się na rudą dziewczynę. 

 

____

 

Zaaktualizowałam listę graczy

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 
Niewiele mogłam już zrobić, gdy to zwierze wyszło mi na spotkanie delikatnym kołem zza skarpy, bo nie bardzo miał się gdzie ukryć na tej piaskowej wyspie, a uciekałby tylko ten kto zwałby się po prostu samobójcą. Prawdą jest to że drapieżnik chce by jego ofiara uciekała. Sama to czułam we krwi, bo gnająca przed siebie zdobycz, nie ma jak się bronić inaczej niż zwiększając nieustannie odległość... Zresztą sama nie miałam jak tego zrobić. W pełni bezpieczna droga została odcięta, pozostała tylko walka, a by jeszcze było troszeczkę milej zaczął lać deszcz, rozbijając się o ziarna piasku wchodzące dosłownie wszędzie i przemaczając zupełnie ubranie dość szybko. To się nie liczyło, a walka nigdy nie przychodziła gdy stał ktoś gotowy ~ taka niepisana zasada, którą bez trudu można przeskoczyć zakładając najgorsze, ale tego akurat się nie spodziewałam, ani trochę.
 
Moją, niby prostą trasę po łup z tej małej, przeciął nie wiadomo skąd czarny kot... Duży kot, więc już na wstępie mogłam założyć że miał coś nie tak z genami dość mocno, a wiedziałam także że cokolwiek ze zwierząt nam rzucą, to nie będzie to te wytworzone podczas procesu swobodnego wybijania i przedłużania gatunku dla jego większego dobra. Zwyciężą najsilniejsi ~ mówili, ale genetyków to nie dotyczyło. Oni od zawsze wdawali się w bogów nie wiadomo jakiego tworzenia... Co mu zrobili? Jak go ulepszyli według swojego widzimisię? Nie interesowało mnie... To on chciał mnie zabić i tylko to leżało w moim interesie, by tego nie zrobił. Przynajmniej za łatwo.
 
Gdzie był schowany podczas masakry, nie miałam czasu nawet dobrze pomyśleć, gdy nóż znalazł się w mojej ręce całkiem odruchowo... Bardzo powoli spojrzałam w ślepia bestii, tak jak on w moje, gdzie to ja byłam dla niego jakąś sarenką, która w normalnych okolicznościach już dawno czmychnęłaby gdziekolwiek byle przed siebie. Ja stałam i patrzyłam jak ten słup soli na niego... Miałam błahą nadzieje że odpuści ale tylko pokazał białe kły z typowym pomrukiem i zaczął podchodzić coraz bliżej i bliżej przechodząc w trucht, by się gwałtownie przy skręcie zatrzymać. Tylko prowokował, by dać mu więcej zabawy z samej pogoni. Gdybym odwróciła się do niego tyłem, już dawno by zaatakował. Bawił się mną jak kociaki swą pierwszą ofiarą, bo wiedział że jestem praktycznie martwa. Co mogłam mu zrobić?
 
Walka z każdą następną sekundą stawała się coraz bardziej nie do uniknięcia, bo mogłam się tylko cofać, utrzymując kontakt wzrokowy, a deszcz w międzyczasie wygrywał swe niezrozumiane symfonie w rytm porywów wiatru z nad szerokiej wody targającego moimi spiętymi włosami.
 
Lewa ręka próbująca go poskromić... Że się go nie bałam, ani trochę... W prawej nóż... Kolejny jego doskok mógł być moim ostatnim. Wszystko zależało od refleksu i decydującego ciosu. Jego pazury bez trudu przecięłyby moje mięśnie, a szczęki zmiażdżyły kości jak liche wykałaczki, z których językiem niczym jakąś tarką zdarłby każdy kawałek mięsa, po czy wylizałby ze smakiem szpik.
 
Metalowe ostrze za to miało możliwość przebicia jego tętnic... Interesowały mnie tak naprawdę dwie. Szyjna i podobojczykowa... Jedna z tych dwóch sprawnie przebita dawała mi szansę na wygraną, przygnieciona jego cielskiem ale przynajmniej żywa. Ten los wydawał się ciekawszy z jednego powodu. Dłużej bym po prostu pożyła, a nie skończyła jako pierwsza w kolejce po najsłabszych ogniwach wybitych przez tą przeklętą Emeraldę, której po prostu udało się uciec z swym łukiem... I miałam racje nie podchodząc nawet do niej. Zostawiłaby mnie przy okazji, możliwości mojego zgonu, a reszcie powiedziałby że niestety mi się nie udało. Uwierzyliby... Nigdy nie zamierzałam zginąć za łatwo!
 
Palce zaczęły mi się delikatnie ślizgać na gumowej nakładce noża, a same opuszki zdążyły zdrętwieć dość nieznośnie, gdy ciągle zaciskałam zęby będąc gotowa na ten ostatni skok, który nie chciał nadejść. Ciągle był odkładany jak ten dzień ostatniej próby, co zawsze następuje... Nie wiem ile to trwało... 20 sekund? 30 sekund? Minutę? Nie miałam pojęcia słysząc w uszach morderczy rytm mojego serca, bijącego po prostu do ucieczki. Nie drgnęłam by to zrobić... Nie mogłam...
 
Nastąpił skok... Dobre dwieście kilo cielska skoczyło na mnie z otwartymi śniącymi jak sztylety białymi pazurami i rykiem paraliżującym mięśnie... Każdy mógł zabić, gdybym nie uskoczyła tocząc się moment tak jak na ćwiczeniach po twardym piachu i tworzących się na nim kałużach wróżących moją ciągle zmieniającą się przyszłość...
 
Wstałam tylko na kucki, gdy tamten już znalazł się przy mnie z tą swoją wielką łapą. Wyglądało to jak zabawa młodego kociaka kłębkiem, którego nie mógł trafić, ale za każdym razem miał tą szanse, coraz większą... Znowu uskoczyłam ale nie w bok, a do tyłu i niestety dużo bliżej niż wcześniej. Wszystko dlatego że nie zdążyłam skumulować odpowiednio siły. Pomijam fakt że się poślizgnęłam na osuwającym piasku...
 
Skończyłam z tyłkiem w wodzie i nożem wbitym w piasek... Mało czasu na zrobienie czegokolwiek, gdy tamten już doskakiwał bezlitośnie do mnie... Nie zdążyłam przełknąć tak jak w książkach to się dzieję nawet głupiej śliny. Mrugnęłam za to raz, by móc zobaczyć jego dzikie, nienaturalnie wielkie oczy. Nie wiedziałam co mu zrobili... Ale nie tak powinien się zachowywać. Nie zdziwiłabym się gdyby po prostu był naćpany chemikaliami i tak jak ja nie wiedział co się dokładnie dzieję...
 
Błysk kłów i ostrza... Przez moment nawet nie czułam uderzenia, tyle adrenaliny krążyło w mojej krwi... Trwała walka... Jedna ręka znalazła się na szyi, blokując tym zębiska, co znalazły się tuż przed moim nosem. Jego rozgrzany oddech omiótł moją twarz... Druga bezlitośnie dźgała go raz za razem w szaleńczym rytmie przebijając skórę... Łapy biły piasek, gdy on próbował zatopić we mnie swe kły... Czułam przenikające zimno samego strachu towarzyszącemu zbliżającej się powoli czyjejś śmierci. Trysnęła gotująca się krew obmywając moje ciało łamiącym się szkarłatem, co ginął w kroplach deszczu po prostu zmytym do jeziora...
 
Wystrzeliły z jego szerokiej rany cztery strugi posoki zanim jego ślepia spowiła mgła, a szczęka się nienaturalnie otwarła z wysuniętym językiem. Był już martwy, gdy spięte mięśnie rozluźniały się, gdy opadał na mnie ciężko... Czułam doskonale w tamtej chwili jego potężny ciężar... Nie bardzo miałam jak się spod niego wyczołgać... Brakowało mi siły, gdy ręka z ostrzem padła na piasek... Miałam cichą nadzieję że nigdzie nie ukryli następnego. To znaczyłoby że po prostu jestem martwa, nie mogąc się nawet bronić... Zresztą powoli i systematycznie się taka stawałam...
 
Powoli bramy wieczności otwierały się dla mnie, jakby ktoś mi nie pomógł to zginęłabym albo po przez utonięcie, lub też niemoc nabrania oddechu, gdyż każdy pojedynczy oddech przy podduszeniu stawał się moim malutkim zwycięstwem, oddalającym odrobinę tą wizję niedotlenienia przez systematyczne zamazywanie wzroku...
 
Mój oddech stawał się coraz cięższy, a wola słabsza... Myślenie skupiało się tylko na braniu w usta jak największej ilości powietrza i wtłoczeniu jej sobie do płuc... Próba podkopaniu piasku dla zrobienia sobie odrobiny większej ilości miejsca skończyła się niepowodzeniem. Zaniechałam więc wszelkie próby wydostania się spot tego... Krzyczeć nawet nie mogła, zresztą po co miałabym to robić? W tamtym miejscu wszyscy chcieli się mniej lub bardziej po prostu zabić.
 
Mogłam liczyć tylko na Ronona i ewentualnie John'a... Ale wydawało mi się że tylko ten pierwszy mógłby mi pomóc własną siłą. Zresztą bardziej mu ufałam i wierzyłam w jego lojalność, gdy tkwiłam tam przyciśnięta do ziemi...
 

Zasypiając...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

((Nareszcie udało mi się coś napisać! Niby nic wielkiego, ale zawsze lepsze to niż nic..))

 

Haha, wiedziałam że jeszcze dziś się rozpada. Pierwsze krople powitałam z uśmiechem na twarzy. Otworzyłam usta i zaczęłam zbierać w nie deszczówkę. Gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to raczej bezcelowe, podeszłam do najbliższego drzewa i odcięłam liść, który zaczął łapać wodę za mnie. Gdy się napełnił, wylałam jego zawartość do ust. Ponowiłam tę czynność parę razy, dopóki całkowicie nie ugasiłam pragnienia.

 

Nagle rozległ się wystrzał, przypominający piorun. Udało mu się przypomnieć mi, gdzie się znajduję. Upuściłam liść i z przerażeniem rozejrzałam się dookoła. Na szczęście niczego podejrzanego nie zauważyłam. Muszę poszukać schronienia przed deszczem.. Wybrałam drzewo i zaczęłam się na nie wspinać. Przez wodę spływającą po nim  zrezygnowałam ze wspinaczki. (ślisko było)

 

Zaczęłam zbierać gałęzie i większe liście, by zbudować sobie „ponadczasowy-chwilowy schronik’’. Dopiero zaczęłam, a już zdążyłam przemoknąć do suchej nitki.

 

Byłam zmęczona. Chciałam odpocząć, choć okoliczności nie bardzo mi sprzyjały. Miałam wszystkiego dosyć. Najlepiej położyłabym się w błocie i zaczekała na śmierć. W sumie.. Zawsze to jakiś pomysł..

Krzaki przede mną poruszyły równie nagle, jak rozpoczęła się burza. Stanęłam jak słup soli, modląc się w duchu, że tylko mi się przewidziało. Niestety nie- zobaczyłam żółte ślepia wlepione we mnie.

 

W tej chwili pożałowałam, że zostawiłam swój łuk w plecaku. Pożałowałam też, że w ogóle się tu znajduję. Trzeba było zostać u babci.. Przekręciłam nerwowo kolczyk w uchu i uśmiechnęłam się na myśl o przelotnym wspomnieniu z nią związanym.

 

Po chwili, która zdawała się trwać całą wieczność, zwierzę skoczyło. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że to jakiś z rodziny kotowatych. Przeraziła mnie jego wielkość –był dużo większy niż normalne dzikie koty.

 

Odruchowo zasłoniłam się rękami przed jego pazurami. Przypominały małe ostrza, które agresywnie wcięły się w moje przedramiona szarpiąc mięso.. Bolało jak cholera.

 

Bestia powaliła mnie na ziemię i próbowała dobrać się do mojego gardła, przez co musiałam ciągle je zasłaniać (czyli na moich rękach porobiło się więcej ran).

 

Musiałam go jakoś zabić – nic innego nie wchodziło w grę. Najlepiej przy pomocy łuku, którego oczywiście nie wyjęłam. (Bo po co? Przecież ci się nie przyda, a ty nawet nie umiesz strzelać! Lepiej zostaw go w plecaku i pozwól by gdy upadniesz zaczął ci się wbijać w du… dolną część pleców.)

 

Musiałam więc sięgnąć po nóż, który został w kieszeni. Czemu zamiast zasłaniać się rękami gdy kotek się na mnie rzucał, go nie wyjęłam? Nie wiem. Ale to na pewno nie było mądre posunięcie.

 

Po kilku długich sekundach udało mi się go w końcu wyjąć. Gdy go złapałam, od razu zaczęłam dziabać przy szyi tego jaguaro-czegoś, z nadzieją, że trafię w tchawicę.

 

Wreszcie mi się udało, ponieważ po kilkunastu minutach gigant runął na mnie. Jego ciężar był przygniatający (noga mi zdrętwiała!), a na dodatek przez utratę krwi było mi słabo.

 

Miałam cichą nadzieję, że się nie wykrwawię. Że ktoś przyjdzie i mnie uratuje. Choć to było mało prawdopodobne. Prędzej ktoś przyjdzie mnie dobić. Ale trudno.. Takie życie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początek bardzo przepraszam, że wyniki nie były wczoraj, ale jestem chora i nie miałam wczoraj siły.

Musiałam dość długo czekać na wasze posty, ale rozumiem, że nie wybieracie sobie sami ile będziecie mieli wolnego czasu :)

Lecimy.

______

 

Hoffner:

Długość tekstu: 2/2 (powyżej 15 linijek)

Styl: 5/5 (Bardzo interesujący, zawsze lubię czytać twoje posty)

Poprawność: 1/2 (Tekst czasami jest odrobinę niespójny)

Pomysł: 4/5 (Ciekawy)

Dodatkowe punkty: --

12/14

 

Clear:

Długość tekstu: 2/2 (Powyżej 15 linijek)

Styl: 4/5 (Lubię czytać twoje posty, masz oryginalny styl, ale nie chciałabym być nie fair wobec Hoffnera, który jednak był lepszy)

Poprawność: 2/2 (Też są potknięcia, ale nie ma ich zbyt wiele)

Pomysł: 3/5 (Dobry, ale mogło być lepiej)

Dodatkowe punkty: --

11/14

 

Cóż dużo mówić. Czekałam na tę walkę, bo Clear i Hoffner byli najlepsi na sprawdzianach. Można było się spodziewać, że jak ktoś wygra, to jednym punktem.

Dzisiaj zwycięzcą jest Katarina Lore.

 

Emeralda po ucieczce spod Rogu Obfitości wędrowała po lesie. Los chciał, że wpadła na dziewczynę przygniecioną jednym z tych potworów stworzonych przez Kapitol.

- Dzień dobry - powiedziała wesoło. - Karolina, tak? Jak się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej - powiedziała z udawaną troską, przyglądając się wykrwawiającej się trybutce. - Mam pomysł jak ci pomóc, uwierz mi to ci na pewno ulży. 

Wredna dziewczyna z jedynki już w czasie swojej małej przemowy wyciągnęła jedną strzałę z plecaka. Potem bez słowa, ale z okropnym uśmiechem oddaliła się trochę i wycelowała. Karolina i tak nie miała już szans się ruszyć, więc strzała(która trafiła ją idealnie w skroń) była ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła.

(Clear ma prawo do ostatniego posta, jeśli chce opisać odczucia Karoliny w chwili śmierci, bądź jej odpowiedzi na słowa Emeraldy)

 

Kiedy Ronon i John szli do Rogu Obfitości mogli usłyszeć wystrzał symbolizujący śmierć kolejnej osoby. Przez to oczywiście przyspieszyli. Jednak kiedy w końcu dotarli do celu okazało się, że Katarina żyje, choć nie jest w najlepszym stanie. Była przygnieciona ogromnym jaguarem i do tego nieprzytomna. Na jej ciele znajdowało się kilka głębokich zadrapań, których w adrenalinie mogła nie zauważyć. Tym już zajmą się sponsorzy, ale dopiero wtedy, gdy upewnią się, że Katarina naprawdę nie umrze.

 

 

 

 

Na powłoce areny pojawiły się już zdjęcia zmarłych.

 

Zmarli:

Nick Mason

Monica Leave

Beth Serdon

Dayla Yanger

Karolina Duda

 

____

Zeedytowałam pierwszy post.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga do rogu jak na razie przebiegała spokojnie. Nie zostaliśmy przez nikogo zaatakowani. Jednak bałem się tego, co spotkamy, gdy już dojdziemy do rogu. Mogła tam trwać istna rzeź. Jakby tego brakowało zaczęło jeszcze lać. Po prostu piękne. Jak widać organizatorzy już zaczynają zabawę. Nie byłem z cukru. Ale jednak nigdy nie lubiłem łazić przemoczony do suchej nitki. Nie wiem, co o tym wszystkim myślał Javelin. Sądzę, że jemu też się to jednak nie podobało. Nagle pojawiły się zdjęcia uśmierconych. Pamiętałem każdego z nich z treningów i poduszkowca. Nic na to nie poradzimy wkrótce zginie nas więcej. Jednak wśród zdjęć nie było Katariny. Czyli jeszcze żyła najwyraźniej.

 

W końcu dotarliśmy do rogu. Ku mojemu zdziwieniu nikogo już tu nie było. No prawie nikogo. Leżało tu wielkie cielsko jakiegoś stwora najpewniej stworzonego przez naukowców z Kapitolu a pod nim leżała Katarina. Powoli podszedłem w jej kierunku. Jak się okazało wciąż żyła, bo widziałem jak oddychała. Cóż za okazja. Javelin chwilowo może nie być czujny. Mógłbym go szybko zabić nim by się spostrzegł a potem dobić nieprzytomną Katarinę. Obecnie nie stanowiła zagrożenia. Jednak, co potem? Na arenie byli jeszcze inni. Oni wciąż byli mi potrzebni. Lepiej sobie poradzę później z kimś, kogo znam niż z kimś, kto będzie mi zupełnie nieznany.

 

Chwilę nad tym rozmyślałem i nagle złapałem stwora próbując go ściągnąć z Katariny. Był strasznie ciężki miałem jednak nadzieje, że nie zrobił poważniejszych krzywd Katarinie. Wciąż mi była potrzebna. Moje oczy zwróciły się w kierunku, Javelina.

- Możesz mi pomóc? Ten bydlak jest strasznie ciężki. Musimy wyjąć Katarinę. Mam coś, co jej powinno pomóc - byłem ciekawy, co teraz zrobi. Czy mi pomoże? Czy zachowa się jak zawodowiec? Zaatakuje mnie od tyłu a potem dobije Katarinę? Jako zawodowiec mógł to zrobić. W końcu sam umie walczyć. Na wszelki wypadek obserwowałem go kątem oka gotowy do obrony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...