Skocz do zawartości

[ZAPISY][GRA] Igrzyska Śmierci IV Edycja


Elizabeth Eden

Recommended Posts

Trochę mnie rozbawił widok Katariny którą przytulał wielki kociak, to było nawet w pewien sposób romantyczne. Zawsze lubiła koty ale raczej nie spodziewała się że one tak bardzo to uczucie odwzajemnią. Szczególnie koty takich rozmiarów.

 

- Nie, będę stał i się patrzył jak sam się męczysz - Uśmiechnąłem się złośliwe ale po chwili zacząłem mu pomagać, raczej miałem więcej siły od niego jednak do prawdziwego siłacza było mi daleko. Wspólnym wysiłkiem udało nam się zdjąć już całkiem martwego jaguara na sterydach i zobaczyliśmy jeszcze dostatecznie żywą Katarinę by ją uratować mimo paru głębszych ran, najpewniej po pazurach. Była nieprzytomna, gdyby nie lało oblałbym ją wodą i może by odzyskała przytomność ale teraz nie miało to nawet odrobiny sensu. Nie miałem lepszego pomysłu niż to chociaż sam w sobie był raczej marny. Miałem nadzieje że nie zemdlała z powodu utraty krwi.

 

- Masz coś na rany? Ja dostałem tylko nędzne tabletki przeciwbólowe a to krwawienia nie zatrzyma, przynajmniej w żaden znany mi sposób - W tym czasie za pomocą noża Lost Stara którego jeszcze nie zwróciłem obciąłem rękaw swojego stroju do łokcia by tym kawałkiem materiału spróbować zatamować jedną z ran. 

Edytowano przez Shatter
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym momencie żart Javelina raczej nie był na miejscu, ale to nie było ważne, bo mi zaraz pomógł i wspólnie udało nam się zdjąć tego mutanta. Katarina nie wyglądała najlepiej. Javelin próbował zatamować krwotok, ale to raczej niewiele pomoże. Trzeba było to prędko zmienić. Wysypałem wszystko, co miałem w plecaku na ziemie a pusty plecak położyłem pod głową Katariny.

 

- Tak mam coś, co jej pomoże.  - powiedziałem spokojnie i znów spojrzałem na Katarinę by zająć się ranami musiałem się im dokładniej przyjrzeć a ubranie przeszkadzało. Podniosłem lekko górną część jej stroju odsłaniając tym samym jej brzuch i plecy. Powoli podniosłem maść, którą miałem wcześniej w plecaku i zacząłem nią smarować rany Katariny. Nie byłem lekarzem, ale jak nałożyć maść wiedziałem. Choć trochę się wstydziłem  nakładając to płci przeciwnej. Myślałem, że użyje jej raczej inaczej, ale chwilowo to nie było ważne. Gdy skończyłem odłożyłem maść i opuściłem jej bluzę z powrotem.

 

- To chyba wystarczy nic innego raczej nie zdołamy zrobić. Niech chwilę odpocznie. Miejmy nadzieje, że jej się polepszy - zacząłem rozglądać się wokół - Musimy uważać. Lepiej bądźmy czujni nie chciałbym teraz zostać zaatakowany. Wciąż mamy kilka ograniczeń plus ranna Katarina daje nam nieciekawy wynik - powiedziałem chwytając 1 z naostrzonych kijów będąc gotowym do walki na wszelki wypadek gdyby ktoś nas napadł. Gorzej jednak jak organizatorzy znów coś wymyślą.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ta maść którą Lost Star nałożył na rany Katariny prawdopodobnie uratowała jej życie, nie byłem pewny czy inaczej udałoby się nam powstrzymać krwawienie a tym samym uratować jej życie. To było dosyć dziwne że walczę o to by przeżyła, wiedziałem że jeśli ona teraz przeżyje to niedalekiej przyszłości będę musiał z nią zmierzyć co z całą pewnością nie będzie prostym starciem. Zakładając że los obdaruje mnie odrobiną szczęścia i nie zginę zbyt szybko. Gdybym ją zostawił byłoby dużo prościej, przynajmniej teoretycznie ale nie mogłem tego zrobić. Za długo ją znałem by teraz tak po prostu się od niej odwrócić, jeśli mam zginąć chce by to ona mnie zabiła. Umarłbym ze świadomością że nie pokonał mnie byle kto. Tak naprawdę czuje że to ona ma największe szansę wygrać te igrzyska, jeśli faktycznie tak się stanie nie będę z tego powodu rozpaczał, martwi nie czują bólu ani rozczarowania. Wracając do tej maści... Trochę żałowałem że ja jej nie dostałem, nie dlatego że jest znacznie lepsza niż tabletki przeciwbólowe a dlatego że okazja by pogłaskać ją bo brzuchu. Z całą pewnością brzydka nie jest a ja... No cóż, jestem facetem.

 

- Zaraz powinna się obudzić, nie należy raczej do tych kobiet które każą na siebie czekać - powiedziałem i poszedłem umyć ręce z lepkiej krwi , nie chciałem być w niej cały umazany już pierwszego dnia. - Wydaje mi się że wypadałoby ją gdzieś przenieść by deszcz na nią nie padał, na przykład do tego namiotu. Tutaj w każdym miejscu jesteśmy odsłonięci i nie ma różnicy w którym miejscu na tej przeklętej wyspie jesteśmy. W las i tak jej nie wyniesiemy, niezbyt dobrze umiem pływać i pewnie się to skończy tak że ją utopie a siebie przy okazji więc nie będę nawet próbował - po tych słowa delikatnie podniosłem ją i przetransportowałem pod namiot by nie mokła. Nie powinno jej to przeszkadzać a raczej na pewno gdy weźmie się pod uwagę fakt że jest nieprzytomna jednak jak dla mnie, chociaż lubię ochładzający deszcz po upale to było już przesadą. Padał zdecydowanie za gęsto a krople były zbyt duże, jeszcze ten pojawiający się z zaskoczenia porywisty wiatr... 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic nie odpowiedziałem na słowa Javelina. Tylko lekko zmrużyłem oczy, gdy zabierał Katarinę. Gdy byłem pewny, że już mnie nie widzi moja mina się nagle zmieniła. Nie było w niej strachu czy radości a czysta powaga. To była moja prawdziwa twarz a nie to, co odgrywałem w czasie igrzysk. Podniosłem twarz ku niebu i zamknąłem oczy czując jak krople wody zalewają moją twarz. Zbyt długo to trwa. Zbyt długo żyje wśród ludzi. Chciałem przed chwilą zabić Katarinę i Javelina wykorzystując okazje i zachowując się jak tchórz. Logika kazała mi walczyć o przetrwanie. Dlatego chciałem wykorzystać okazje a jednak nie powinienem tak myśleć. Przebywanie wśród ludzi zaczęło zmieniać mnie na gorsze. Zaczynam myśleć, że igrzyska też zaczynają mnie zmieniać.

 

Powoli się schyliłem i wsadziłem dłonie do wody zmywając resztki kremu, który wykorzystałem by pomóc Katarinie. Nie zużyłem jednak całego kremu na nią byłbym głupi tak robiąc. Wciąż trochę mi zostało. Lepiej zachować go trochę. Nie wiadomo, kiedy znów będzie potrzebny. Zacząłem pakować wszystkie rzeczy do torby kątem oka patrząc w ich stronę. Katarina była teraz moją dłużniczką. Jednak nie sądzę by miała zamiar spłacić dług. Być może, chociaż zada mi szybką śmierć, gdy dojdzie do naszej walki. Jednak nie mam zamiaru łatwo ginąć.

 

Podniosłem torbę i spakowałem swoje rzeczy i ruszyłem do Javelina i Katariny. Moja mina zmieniła się na tą, co zwykle na igrzyskach. Stanąłem pod dachem i obserwowałem spadające krople deszczu.

- Obyś miał racje, bo nie możemy pozwolić sobie na zbyt długi odpoczynek - powiedziałem spokojnie dalej patrząc na deszcz i czekając na dalszy rozwój sytuacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z powodów własnych Padocholik oddaje walkę walkowerem. Walka miała odbyć się między nim a Magusem. Z tego powodu nie mogę zrealizować swojego planu, ale, żeby Magus nie czuł się całkiem pewny siebie rzucę mu czymś nieprzyjemnym. Shatterowi się też dostanie, bo szli razem : D Poza tym apeluję o aktywność do tych, którzy nie piszą.
 
____
 
Przeprawiając się przez gęsty deszczowy las John i Ronon jak najbardziej mogli nie zauważyć, że wdepnęli w mrowisko. Zresztą, kto by na to zwrócił uwagę w takim gorącu i do tego, kiedy tak leje? O tym, że był to błąd dowiedzieli się dopiero przy Rogu, kiedy te mrówki, które zostały na ich nodze dostały się do gołej skóry nad skarpetką. Było ich ze dwadzieścia na każdym z nich, a kiedy ukąsiły ból był niewyobrażalny. Były to mrówki postrzałowe. Lepiej, żeby John i Ronon jak najszybciej się ich pozbyli, ale czy będą jeszcze mieli na to siłę?
 
Alicia zrobiła sobie przerwę na kawę, ale nadal nie przestawała obserwować Igrzysk przez rozłożone na całej arenie kamery. Nie chciała ominąć ani chwili ze swojego show.
 
Idąc przez gęsty las Blanche musiała się już nieźle zmęczyć. Było w końcu duszno i gorąco, a do tego się rozpadało. Dziewczyna musiała jednak zauważyć, że w jej stronę zbliża się paczka ze spadochronem. Od sponsora! W środku znajdowała się na całe szczęście butelka z wodą.
 
Dante będąc głęboko w lesie mógł usłyszeć cichy syk i to dość blisko siebie. Czyżby wąż? Chyba lepiej, żeby chłopak się stąd oddalił.
 
Adam powoli zbliżał się w stronę rzeki, jak można wywnioskować po rosnącym szumie. Ale przy tym deszczu nie jest to chyba nic rewelacyjnego...
 
Rozległ się kolejny wystrzał symbolizujący śmierć kolejnej osoby. Tym razem padło na Martina. Chłopak wpadł w jedną z pułapek kłusowniczych niedaleko któregoś miejsca orientacyjnego*. Nie mógł się już uwolnić, chyba, że chciał stracić kończynę i szybko się wykrwawił. Może ktoś na niego wpadnie i zdobędzie jego rzeczy?...
 
*Chodzi o miejsca typu wulkan, wycięta część lasu itd. Po prostu miejsca zaznaczone na arenie.
 
___
Zeedytowałam listę graczy.
Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Dzięki Eliza xD )

 

Gdy rozglądałem się po rogu obfitości za czymś co mogło być przydatne w pewnej chwili poczułem dotkliwy ból w prawej nodze na wysokości kostki co spowodowało że znalazłem się na ziemi. W pierwszej chwili myślałem że ktoś mnie trafił strzałą która trochę zeszła z zamierzonego przez strzelca toru lotu, w końcu w ten sposób mnie nie zabije i dużo łatwiej byłoby mu trafić na przykład w brzuch jednak po pierwszym rzuceniu okiem na nogę była w jak największym porządku. Po chwili poczułem jeszcze raz ten sam ból, tym razem to było dla mnie zbyt wiele i rzuciłem dość nieprzyzwoitym słowem na k które raczej na pewno zna każda osoba. W tym momencie nie próbowałem się dowiedzieć co jest nie tak z moją nogą ponieważ najpierw wolałem zlikwidować ból sięgając po medykamenty znajdujące się w plecaku. Gdy udało mi się wyjąć jedną z tabletek przeciwbólowych poczułem trzeci "postrzał" na swojej skórze jednak udało mi się połknąć lekarstwo którego nawet nie popiłem wodą. Krótko po zażyciu leku zacząłem przestawać odczuwać ból który stawał się coraz słabszy by w końcu zaniknąć, teraz mogłem w spokoju obejrzeć nogę. Ukląkłem na lewym kolanie i podwinąłem nogawkę spodni, to co zobaczyłem zdziwiło mnie... Mrówki, pogryzły mnie mrówki. Nie spodziewałem się że takie małe coś może spowodować aż taki ból swoim ugryzieniem, bez zbędnego myślenia strzepnąłem je na ziemie by następnie każdą zdeptać. Nie chciałem dać im możliwości dalszego gryzienia mnie czy Katariny.

- Powyrywam nogi z tyłka temu kto wpadł na pomysł by sprowadzić te mrówki na tą wyspę.

Edytowano przez Shatter
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem czujnie rozglądając się. Jak na razie nie działo się nic, czym można by się martwić. Jedyne, co widziałem przed sobą to kolejne spadające krople deszczu. Ciszę spadających kropli przerwał wrzask Javelina. Obróciłem się nagle w jego stronę myśląc, że zostaliśmy zaatakowani szybko przygotowując kij do ataku. Jednak przeciwnika nie było. Javelin nagle podniósł nogawkę. Zobaczyłem mrówki i zauważyłem jak po nich depcze.

- Uspokój się to tylko mrówki - powiedziałem starając się go uspokoić. - Zwracasz tylko... - jednak nie dokończyłem. Moje oczy szeroko się otworzyły i zacząłem wrzeszczeć jak opętany. W końcu zacisnąłem zęby przewracając się na ziemie i tarzając się po niej niczym jakiś robal.

- Jasna cholera! Co to jest?! Jak boli! - Wrzeszczałem wściekle przez zaciśnięte zęby. W końcu jednak zdołałem usiąść i podnieść nogawki. Byłem kompletnie wściekły widząc te same mrówki, które nie dawno pogryzły Javelina. Skąd one się tu do cholery wzięły? Zacząłem je natychmiast strzepywać z nóg. Ten ból był okropny. Gdy już ani jedna nie została na mojej nodze. Szybko sięgnąłem po maść i zacząłem wcierać ją w miejsca gdzie mrówki mnie pokąsały. Działała wręcz jak balsam. Zrobiło się od razu lepiej. Moja mina nagle się zmieniła na wściekłą wstałem i zacząłem rozdeptywać mrówkę za mrówką idąc w ślad za Javelinem

- Ja wam cholera pokaże. Gryźć tak boleśnie? Teraz to ja wam zapewnię wręcz zabójczy ból - mówiłem wściekle przez zęby zabijając kolejne insekty by mieć pewność, że już tego nie powtórzą.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Katarina Lore]

Deszcz dzwonił o coś dość intensywnie dobijając moje wyczulone uszy po błogiej ciszy bliskiej otchłani, a na dodatek było mi naprawdę zimno, więc zwinęłam się do pozycji embrionalnej. Wróciłam z pogranicza śmierci, będąc cała przemoczona, odrobinę zmęczona, a także obolała, ale chyba najważniejsze że cała po tym całym kocie i jego pazurach. Nie byłam przygnieciona przez niego wciąż, lecz moje rozmyślania zostały brutalnie przerwane, gdy ktoś krzyknął dobitnie z bólu jakieś przekleństwo... Był to na pewno Ronon, co darł japę... Poznałam go po tym, tylko nie wiedziałam o co ją tak otwiera. Nie musiałam. Nie obchodziło mnie to wcale. Miał się po prostu zamknąć dla swojego dobra. Wyciągnął mnie, ale przeszkadzać sobie nigdy nie pozwalałam.

- Cicho chłopy. Drżycie się jak jakieś baby... - powiedziałam zniecierpliwiona i dość dobitnie próbując zwrócić na siebie uwagę. Mój głos stał się suchy i zachrypnięty przez to wszystko słyszany był głos jakiegoś demona.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wypraszam sobie. - W moim głosie było słychać oburzenie. - Ja tylko raz, kulturalnie i po męsku zakląłem, już prędzej obwiniaj Stara że darł się jak baba - powiedziałem i wyjąłem z plecaka wodę którą rzuciłem w kierunku Katariny. - Kata, napij się czegoś, może to nie twoje ulubione piwo ale woda powinna wystarczyć na twój mały zachrypnięty problem. - W tym miejscu zrobiłem krótką przerwę i po chwili rozpocząłem nowy temat, straciliśmy nieco czasu i wypadałoby zacząć działać by inni nas za bardzo nie wyprzedzili, wydawało mi się że jesteśmy jedyną większą grupą co raczej wychodziło na plus.

 

- Przy podestach są materiały wybuchowe? Star, dałbyś rade to rozbroić? Oczywiście jeśli tam są, ty chyba się najlepiej do tego nadajesz, oczywiście mogę pomóc jak pokażesz co i jak by poszło szybciej - To mogłoby dać nam odrobinę przewagi nad innymi, w końcu kto się spodziewa czegoś takiego?

Edytowano przez Shatter
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wybacz, ale z nas dwóch to tylko ty wrzeszczałeś tak jak by kogoś kastrowano - powiedziałem kontrując jego słowa i zwracając uwagę, że wrzeszczał tak, że mógłby obudzić umarłego. Moje oczy zwróciły się na Katarinę. - Miło, że się w końcu obudziłaś już myślałem, że uznałaś, że to wakacje i możesz wszystko przespać - znów zamilkłem patrząc po ziemi na wszelki wypadek czy jakaś mrówka nie przeżyła. Nie miałem ochoty być znowu pokąsanym. Nagle moje oczy zwróciły się znów na Javelina i lekko je zmrużyłem na jego słowa. - Całkiem dobry pomysł. Tylko jak? - spytałem ironicznie. - Nie mam żadnych narzędzi. Gołymi rękoma tego nie zrobię a tym bardziej resztką maści leczniczej, puszką zupy czy drutem. A moja broń z czasów kamienia łupanego też na niewiele się tu przyda. Jeśli masz jakieś narzędzia lub coś, co mi je zastąpi mogę spróbować. Jednak bez tych rzeczy nic tu nie zdziałam - powiedziałem z lekką ironią w głosie przyglądając się miejscu gdzie powinny być miny i zastanawiając się czy można to zrobić inaczej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bell widząc drewniany mostek, przyśpieszył kroku. Nikogo nie było w pobliżu. Niewiele myśląć, postanowił iść dalej przed siebie.

Chłopak ciągle szedł w kierunku wulkanu, kiedy nagle zaczął padać deszcz.

- Cholera, nie teraz! - Laily nie miał zamiaru zamoknąć i się przeziebić. Szybko zmienił kierunek, by znaleźć się pod nieprzemakalnym drewianym mostkiem. Uważał, że to był dobry plan.

Kiedy już się usadowił w swojej "kryjówce", zaczął rozmyślać o igrzyskach. 

Chyba nie idzie mi, aż tak źle. Mam zatrute strzały i nieźle wyposarzony plecak. 

Wyjął liście manioku i jedząć je, czekał na koniec burzy.

Edytowano przez Branthos
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Katarina Lore]

Złapałam butelkę już w locie, by zaraz po tym ją odkręcić i przyssać się chciwie do orzeźwiającej zwartości. Piłam szybko, mocząc swoje suche gardło, ale jak szybko zaczęłam, tak samo skończyłam. Nie było to moje, a później rozliczać się nie zamarzałam że muszę komuś coś tam oddać, bo i tak nie mogłabym tego zrobić... Nie tutaj, a Ronon chyba nie należał do tych typów ludzi, co się upominają. Co korzystają z kontekstów dla ratowania skóry. No chyba... O tym miałam się przekonać w niedługim czasie. Spłacić długi lub też je porzucić pozostawiając krew za sobą u wszystkich pozostałych wierzycieli.

 

- Ja wszystko mam w nożu... - Zamyśliłam się ciesząc że skończyli wrzeszczeć i przerwałam ten wątek, którego nie warto było tak naprawdę dłużej rozdmuchiwać. - Jeszcze przynajmniej wiem, gdzie może można byłoby zdobyć coś jeszcze, jak chcecie bawić się w saperów... Tylko zgaduje że z waszej dwójki tylko ja potrafię pływać... - Spojrzałam na nich podejrzliwie ale z żalem że nikt nie będzie mógł mnie zastąpić przy robocie, gdzie jeszcze na brzuchu coś mnie mrowiło... Nie wiedziałam od czego, więc to zignorowałam.

 

- No właśnie. Wziął ktoś mój nóż, czy został przy zwłokach? - spytałam się z lekką niecierpliwością i wyrzutem że o tym nikt nie pomyślał o moich rzeczach.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu, po dłuższym czasie, przestał lać deszcz. Niestety w powietrzu nadał unosiła się wilgoć i było bardzo duszno. Powoli zapadał zmierzch, ale temperatura wcale nie zamierzała spadać. Na niebie pojawiały się gwiazdy, a ogromne drzewa szumiały cicho, mieszając się z odgłosem morskich fal dobiegającym z okolic plaży.

 

W sali technicznej doszło właśnie do zamiany, do pracy nad kontrolowaniem areny przyszli nowi i wypoczęci pracownicy.

 

Julian pokazał palcem w stronę jaskini z której wydobywało się łagodne światło. Aria przy jego boku lekko zadrżała.

- Nie idźmy tam. Nie wiemy kogo zastaniemy - szepnęła.

- Spokojnie. Schowamy się gdzieś tutaj i poczekamy aż ten ktoś wyjdzie. Wtedy pomyślę, czy go zaatakować.

Razem z młodszą koleżanką przygotował po cichu małe schronienie z liści. Potem przyczaili się krzakach kilka metrów od wyjścia z jaskini. Ledwo co dało się ich dojrzeć, ale sami mieli doskonały widok. Aria mimo wszystko nadal była przerażona.

 

Lonnie udało się dojść do wulkanu akurat gdy przestało lać i zaczęło się ściemniać. Dziewczyna była cała przemoczona, ale zadowolona przyczaiła się u podnóża olbrzymiej góry. Pora na mały odpoczynek, musiała się tylko jakoś zakamuflować.

 

Nie wiadomo na razie co dzieje się z innymi trybutami...

 

Zadanie dodatkowe[Rzeka, okolice mostku, miejsce pobytu Laily'ego i Blanche]:

W rzece pływały ryby, to oczywiste. Większość z nich sunęła łagodnie wśród kamieni na dnie, w końcu woda nie była zbyt głęboka - sięgała może ze dwa metry w swojej najgłębszej części. Ale niektóre z ryb(a było ich na oko około 5-6) były bardzo dziwne. Pływały trochę konwulsyjnie, rzucając się gwałtownie. Powód był prosty. W ich ciele nadal znajdowały się, delikatnie połyskujące, haczyki. Różnego kształtu i wielkości, ale łączyło je to, że były bardzo ostre. Gdyby ktoś wyłowił te ryby mógłby wyciągnąć te małe przedmioty, w końcu na arenie przyda się wszystko, czym można zadać jakieś rany. Byle tylko zrobił to szybko, zanim ryby odpłyną gdzieś dalej.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dante gdy usłyszał syk wyszedł z kryjówki i ruszył w stronę wulkanu. Wiedział że to niebezpieczne ale wiedział, że tam znajdzie tam lepszą kryjówkę. Westchnął cicho. Wiedział, że to nie zbyt mądre ale co zrobić... trzeba przeżyć.- Zapaliłbym.- mruknął.- Ej ja bym poprosił o fajki tego kto na mnie stawia.- powiedział i ruszył dalej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CalevaN vs. Seluna

Deszcz odłamków szkła

 

Julian i Aria po dłuższym czasie zaczęli czuć, że zaczyna znów padać. Chłopak westchnął w myślach. Jeszcze nie zdążył doschnąć po ostatniej ulewie. Na razie jednak tylko kropiło. Poczuł jak coś spływa mu z boku po twarzy. To było... ciepłe... i gęste. Krew - prawie krzyknął, kiedy dotykając policzka zobaczył czerwone ślady na palcach. 

- Julian! - krzyknęła Aria, kiedy ona też zaczęła odczuwać nieprzyjemny ból. 

Trybut chciał powiedzieć jej, żeby była cicho, bo ten ktoś z jaskini ją usłyszy, ale wtedy odkrył coś okropnego. To nie woda spadała z nieba. To odłamki szkła. Młodsza dziewczynka zaczęła głośno krzyczeć. Teraz to na pewno już są zdemaskowani. Julian złapał wielkiego liścia z jakiegoś nisko rosnącego krzaka i nakrywając nim siebie i Arię zaczął biegnąć, szukając schronienia przed coraz mocniej spadającym z nieba szkłem. Na pewno jednak nie będzie to jaskinia... . Ale jak długo liść wytrzyma? W końcu kawałki szkła skutecznie go niszczyły.

 

Adam musiał usłyszeć krzyki na zewnątrz, ale bardziej pilnym problemem było to, że właśnie coś odkrył. Rośliny, które porastały wewnętrzne ściany jaskini wydzielały jakiś okropny zapach. Ten odór podrażniał jego nos i sprawiał, że robił się senny. Musiał jak najszybciej opuścić schronienie, jeśli nie chciał zginąć. Ciekawe tylko jak poradzi sobie z ostrym i tnącym deszczem?

 

Blanche oczywiście też poczuła na własnej skórze ten okropny żart twórcy Igrzysk. Las deszczowy - nazwa mówi sama za siebie, ale przecież Alicia nie zamierzała pozwolić by z nieba lała się tylko woda, to byłoby nudne. Z góry zaczęło spadać coraz więcej ostrych odłamków i najwyższa pora by dziewczyna coś z tym zrobiła, bo jej sprytnie przygotowane schronienie zaczynało mieć problem z powstrzymaniem szkła przed dostaniem się do niej.

 

Deszcz odłamków szkła rozprzestrzenił się nad całą areną, poza plażą i morzem. Ci trybuci, którzy tam dotarli - czyli Suzann, Leon i Adrin - zdecydowanie mają szczęście. Emeralda powstrzymując krzyk też zdołała dotrzeć na plażę, ale po przeciwnej stronie wyspy, na prawo od Rogu Obfitości(blisko miejsca, gdzie rzeka wlewała się do oceanu). Miała jednak już kilka ran na twarzy i teraz zajmowała się wyjmowaniem z ciała odłamków szkła. Całe szczęście, że ma ze sobą maść.

 

A kto nie miał szczęścia? Pattie z dystryktu 12... Nima wyszarpnęła jej plecak i uciekła, zakrywając się nim. Biedna, naiwna dziewczyna zginęła, przewracając się i nie mogąc zatamować rozległego krwotoku. Rozległ się symbolizujący śmierć wystrzał.

 

____

Poza Adamem i Blanche nie możecie zginąć od deszczu szkła, co nie znaczy, że nie byłoby rozsądne się przed nim schować, chyba, że zależy wam na ranach.

Zaaktualizowałam listę graczy.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zignorowałem słowa Stara, to był po prostu dzieciak który kłamie by zachować twarz.

- Z resztą to już nie ważne, w deszczu szkła to nie robota tylko samobójstwo - Powiedziałem patrząc na to niecodzienne zjawisko atmosferyczne, stopiony kwarc rzadko padał z nieba - Nie wziąłem, nie chciałem ruszać nie moich rzeczy. Wiesz jak jest, ktoś ci posprząta pokój i potem wszystkiego musisz szukać ale jeśli chcesz pójdę ci po niego - Nałożyłem na głowę plecak by nie poraniły mnie odłamki spadające z góry, uważałem jeszcze na te co pokrywały mokry piasek. Nie chciałem by jakiś przebił podeszwę buta i wbił mi się w stopę. Po paru chwilach schyliłem się po nóż i powoli wróciłem pod bezpieczny namiot - Trzymaj - powiedziałem i podałem jej nóż. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety Javelin miał racje w tej chwili próby grzebania prze bombach byłyby głupotą. Kto w ogóle to wymyślił? Deszcz szkła? Chyba organizatorom się naprawdę nudziło. Strach pomyśleć, co im następnym razem wpadnie do głowy. Jednak ucieszyła mnie możliwość użycia noża Katariny, jako narzędzia. Dzięki tym minom możemy zdobyć sporą przewagę nad innymi trybutami. Widząc, że Javelin jest chętny by pójść po nóż nic nie powiedziałem. Bo, po co? Skoro ma ochotę na spacer w szkle proszę bardzo ja wolę zaczekać aż się to w końcu skończy. Obserwowałem zmrużonymi oczami spadające szkło i czekają aż skończy się te niecodzienne zjawisko jednak wciąż będąc czujnym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niestety, Sel, Eliza jak na razie ma lekkie problemy ze spoilerami. Poza tym edytor tekstu(jeśli chce się zedytować już istniejący post) tnie tak nie miłosiernie, że to aż boli. Do tego wychodzi na to, że prawdopodobnie wszystko musiałabym przepisywać ręcznie. Nie chcę się w to bawić, może w kolejnych sesjach, jak się przyzwyczaję do tego edytora. Na chwilę obecną zaznaczę tylko, że wszystko jest na stronie 12. Mam nadzieję, że sobie mimo wszystko poradzicie ;) PS: Jak na razie z przejrzystością u mnie kiepsko na nowym forum. Potrzeba czasu by się przyzwyczaić. Dobrze, koniec biadolenia, przejdźmy do gry :)

_______

Wyniki:

CalevaN:

Długość: 2/2(powyżej 15 linijek)

Styl: 4/5 (bardzo dobry, wygodny w odbiorze)

Poprawność 2/2 (błędy występują, ale nie ma ich dużo :))

Pomysł: 4/5 (Nie spodziewałam się czegoś innego, niż ucieczki na plażę, ale osoba, która jednak wymyśliłaby inny sposób, dostałaby 5 punktów :))

12/14

Seluna:

Długość: 2/2 (powyżej 15 linijek)

Styl: 5/5 (świetny, przyjemnie się czyta)

Poprawność 2/2 (nie zauważyłam rażących błędów)

Pomysł: 4/5 (z powodów wyżej wymienionych :))

13/14

Niestety Adam nie miał szczęścia, od czasu jego przybycia na plażę do omdlenia z niedokrwienia minęło zaledwie kilka chwil. Chłopak był skazany albo na dobicie przez innego trybuta, albo na wykrwawienie. Zabiło go to drugie. Rozległ się znany już wszystkim wystrzał, a ptak z przytwierdzoną kamerą latał nad nim, by pokazać go z wszystkich stron spragnionym emocji mieszkańcom Kapitolu.

Blanche nie straciła przytomności, miała jeszcze dostatecznie dużo siły, by pozbyć się z ciała kawałków szkła, ale lepiej, żeby zrobiła to jak najszybciej. 

 

Na całej arenie rozległ się komunikat o "uczcie" przy Rogu Obfitości. W trzech miejscach wysepki piasek nagle zaczął zapadać się, tworząc leje i spod ziemi zaczęły wysuwać się trzy postumenty. Na każdym znajdowała się jedna dokładnie zapakowana, duża paczka. 

Deszcz szkła się skończył, ale odłamki nadal znajdowały się na terenie praktycznie całej areny i każdy trybut musiał uważać jak chodzi. Powoli noc chyliła się ku końcowi i niebo zaczęło się rozjaśniać. Pojawiły się też na nim zdjęcia kolejnych martwych osób.

Martwi:

Martin Brave

Pattie Longman

Adam Smith

_______

Przypominam o wciąż aktywnym zadaniu dodatkowym.

Co do uczty: Kto pierwszy ten lepszy, ale jedna osoba może wziąć jedną paczkę.

Przypominam o tym, że jeśli ktoś wygrał z drugim graczem, to jest jedyną osobą na arenie, która ma prawo odnaleźć i zawłaszczyć sobie jego rzeczy.

Seluna ma status rannej. Tak jak każdy, kto nie opisał, że schronił się przed deszczem, czyli Dante i Laily.(Katarinę przyciągnęli tam jej sojusznicy)(przypominam, że rany można leczyć różnymi środkami) 

PS: Im więcej postów piszesz, tym większa szansa na sponsora, muszę mieć jakąkolwiek podstawę, by takowego ci wysłać.

Zeedytowałam listę graczy.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Katarina Lore]

Deszcz szkła... Mówiłam że to wariaci, ale ja musiałam odpocząć moment i nic mnie to nie obchodziło. W tym czasie słychać było kolejny wystrzał... Ronon przyniósł mój nóż... Zaraz był komunikat o uczcie nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne, bo nietypowe opady się skończyły... Dźwignęłam się z cichym jękiem patrząc na rany, po których pozostały białe pręgi pod koszulką.

- Każda blizna swoją ma, i każda opowiada... Jakąś inną historię... Od życia na pamiątkę... - rzuciłam patrząc na nie z dość ciętym wzrokiem, ale no cóż. Nic już nie mogłam zrobić... - Dzięki Ronon za fatygę... - podziękowałam chowając nóż do pochwy. - Teraz jest inna robota... Uczta wzywa... Wypatrzcie czegoś nowego na horyzoncie i lecicie każdy w innym kierunku po prezenty ale uważajcie... Nie będziemy po nie jedyni... - powiedziałam tyle zanim ruszyłam jak ten dziki kot bez pomyślunku, którego chwilę wcześniej ubiłam. Szkło kruszyło się pod moimi butami ale podeszły zapewniały bezpieczeństwo stopą... Rany po walce jeszcze pobolewały... "Ból to tylko wymysł ciała..." To sobie powtarzałam.

Ciężko było nie zauważyć postumentu, na który wdrapałam się jak ryś... Czemu wcześniej tu nie stał? Ułatwiłby mi zabawę z tamtym kotkiem... Chwyciłam to co było, ale dopiero na dole patrzyłam co tam było rozglądając się uprzednio za kimś innym. Zaraz miałam zrealizować drugi punkt planu.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie ma za co - odpowiedziałem Katarinie i również poszedłem po swoją paczkę uważając gdzie stąpam, na ziemi nadal zalegało pełno ostrych odłamków. Ten problem raczej szybko się nie rozwiąże, szkło samo przecież nie zniknie chyba że ktoś je posprząta w co szczerze mówiąc wątpiłem. Dobrze się składało że przysłali trzy prezenty czyli po jednym na osobę, nie musieliśmy się kłócić lub walczyć kto co dostanie a w ten sposób decydowało czyste szczęście... Lub pech. Miałem nadzieje ze dostanę coś fajnego to znaczy rzecz którą można nazwać bronią i będę umiał nią się posługiwać. Gdy dotarłem do swojej paczki zacząłem ją rozpakowywać by zobaczyć co przygotował dla mnie los, jednocześnie obserwowałem co się dzieje wokół mnie ponieważ nie chciałem zostać postrzelony z łuku od jakiegoś innego trybuta który też miałby ochotę na ucztę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwowałem jak ten przeklęty deszcz przestaje padać. Nareszcie ile w końcu można? Ciekawe czy inni trybuci też znaleźli sobie dobre kryjówki. Zresztą im ich mniej tym lepiej. Większe szanse przeżycia. Nagle rozniósł się komunikat o uczcie w okolicach rogu. Całkiem mnie ucieszyło, że byliśmy najbliżej. Wkrótce, więc przybędą tu też pewnie inni. Ciekawe czy Katarina i Javelin będą chcieli urządzić na nich zasadzkę. Teraz jednak ostrożnie szedłem po swój pakunek nie zwracałem uwagi na szkło, po którym deptałem. Buty dobrze mnie chroniły. Jednak obserwowałem dookoła czy ktoś nie chce mnie zaatakować nie miałem ochoty być niespodziewanie zaatakowany. Wciąż trzymałem kij naostrzony w dłoni. Wiele bym dał by była tam kusza. To dopiero jest dobra broń. A jeśli nie to nie pogardzę jakimiś narzędziami. Zacząłem powoli rozpakowywać swój pakunek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Katarina Lore]

Schowałam to co dostałam do plecaka i musiałam zdobyć kolejne fanty... Tym razem po Dayla Yanger... Problem był tam naprawdę jeden ~ woda... Zostawiłam swój plecak na piasku ... Pamiętałam gdzie utonęła i w jakiej odległości... Czekało mnie wyławianie ładunku z 2 metrów i przeniesienie go kolejne 30... Ile mógł ważyć namoczony plecak? Nie wiedziałam. Miałam tylko nadzieję że nie tyle że byłabym wstanie go podnieść... Nie miałam czasu na zabawę w wchodzenie do wody powoli. Wskoczyłam do niej, a jej chłód ukuł dość boleśnie moją skórę. Przepłynęłam żabką, co parę metrów spoglądając na dno... Woda była czysta, a dno niemętne... Czarny plecak i ciało widać można było zobaczyć z daleka i tak też było...

Wzięłam głębszy oddech zanim zanurkowałam... Czułam jak z każdym machnięciem ciśnienie chciało wypchnąć mnie na powierzchnie, a ja uparcie płynęłam w dół... Dorwałam się do ciała, co jeszcze nie całkiem zdążyło wystygnąć... Odpięłam klamry i przerzuciłam go parę metrów po dnie, zanim wybiłam się na powierzchnie po cenne powietrze. Zrobiłam tak parę razy aż była wstanie stać i ciągnąć go aż wytargałam na brzeg, gdzie po rozejrzeniu się dookoła spojrzałam na jego zawartość... Byłam gotowa na przepakowania potrzebnych rzeczy do swojego co stał zaraz obok...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W plecaku dziewczynki Katarina znalazła dwie zupy w puszce i maść na rany. Dobre i to. Teraz pora na przejrzenie rzeczy, które trybuci dostali w uczcie. W końcu zaraz zlecą się inni i może zrobić się nieciekawie...

W paczce, którą złapała Katarina była tylko mała fiolka, co jest dość dziwne, biorąc pod uwagę rozmiar paczki. W środku znajdowała się dziwna, płynna substancja. Wylanie kropelki na tkaninę powodowało, że natychmiast wypalała się w niej dziura, więc jest to płyn żrący.*

Co było w paczce Ronona? No cóż, nie miał już tyle szczęścia, ale zawsze coś. Była tam paczka suchego prowiantu, czyli dwie bułki i jabłko.

Za to w paczce Johna było coś adekwatnie dużego do jej wielkości. Kusza. Bez strzał co prawda, ale jest to zdecydowanie bardzo dobry przedmiot.

Do rogu obfitości zaczęli już schodzić się pierwsi trybuci. Koło ucha Johna świsnęła strzała, ale nie było widać kto ją wystrzelił. Najwyższa pora uciekać, zdecydowanie...

Dean Ambrows vs. Branthos

Zatrucie powietrza

 

Słońce wisiało już na niebie, kiedy Alicia zdecydowała, że trzeba uraczyć czymś trybutów na piękny początek dnia. Na terenach od podnóża wulkanu aż do połowy rzeczki zaczęła unosić się półprzeźroczysta mgła. Podrażniała ona drogi oddechowe i powodowała okropne ataki kaszlu, które prowadziły do duszenia się. Nie było szans, by osoby, które były na terenach występowania mgły były w stanie uciec z dala od niej, nie mogąc złapać oddechu. Trzeba znaleźć sposób na przetrwanie. Ale jaki?

Lonnie poczuła, że ma ogromną ochotę na kaszel. Ale nie mogła sobie na to pozwolić, ktoś może ją usłyszeć... zignorowała mgłę, która unosiła się wokół niej i nadal wspinała się na wulkan, co jakiś czas cicho pokasłując. Podrażnione gardło zaczęło być coraz bardziej uciążliwe i w końcu dziewczyna przestała powstrzymywać kaszel, od którego myślała, że pękną jej płuca. W nagłym ataku olśnienia zdjęła plecak i wyciągnęła z niego maskę ochronną, którą znalazła przy Rogu. Całe szczęście... nałożyła ją i w końcu mogła złapać oddech. Usiadła na zboczu góry i zaczęła wpatrywać się w krajobraz, odpoczywając.

...Grupa składająca się z Suzann, Leona i Adrina siedziała cichutko w krzakach wpatrując się w trzech trybutów przy Rogu Obfitości. Strzała Suzann musnęła lekko głowę jednego z nich, ale chybiła. Teraz zaczną uciekać, bo zdadzą sobie sprawę, że ktoś ich obserwuję. Chłopak z jedenastki zaklął pod nosem, a dziewczyna błyskawicznie wystrzeliła kolejną strzałę, która przebiła jednak tylko plecak dziewczyny z jedynki. 

- Cholera, o wiele lepiej wychodzi mi z włócznią - zamarudziła dziewczyna szeptem, który zmieszał się z szumem lasu.

_____

* W paczkach, które zdobywacie na uczcie są lepsze przedmioty, niż te, które możecie zdobyć na arenie. Fiolka, której właścicielką została Katarina zawiera żrący płyn, który Hoffner sam może wybrać.

Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Dzięki Eliza za lepsze przedmioty.... Tylko czym się różni lepsza bułka od zwykłej, może być chociaż z serem czy coś? :burned: ]

Patrzyłem na swoją paczkę niedowierzającym wzrokiem zmieszanym z zażenowaniem i odrobiną frustracji, najwyraźniej ktoś słowo uczta potraktował zbyt dosłownie i dostałem kolację zamiast normalnej broni. Spotkał mnie pech jednak nic nie mogłem na to poradzić, po prostu życie.

Niestety nie mogłem się pogrążyć dłuższej chwili w swojej melancholii ponieważ ktoś zaczął nas atakować, inni trybuci dosyć szybko tutaj dotarli mimo to że nie znajdowali się na rogu obfitości a my byliśmy tu cały czas. Prawie natychmiast padłem na ziemie chowając się za postumentem nie wychylając się by nie dać strzelcowi szansy na trafienie mnie ale nie mogłem cały czas siedzieć w jednym miejscu. Na szybko przeanalizowałem sytuacje która raczej za wesoło nie wyglądała, nie możemy uciec bo nas wystrzelają jak kaczki a czekanie aż sobie pójdą też jest głupie bo przyjdą inni trybuci chętni na ucztę. Wziąłem do ręki swój prymitywny ale raczej skuteczny oszczep i rzuciłem w krzaki widząc że to z niego wylatują strzały.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Suzann ledwie co udało się odciągnąć Adrina zanim oszczep wbiłby mu się w stopę. 

- Czyli jednak walczą - mruknęła dziewczyna, po czym wyciągnęła oszczep, który wbił się w ziemię. Twarz trybutki rozjaśnił uśmiech. - ta broń o wiele bardziej mi odpowiada. Trzymaj - szepnęła Suzann wpychając Leonowi łuk do ręki. - Może uda nam się któregoś wykończyć. Ja liczę na rudą. 

Młodszy chłopak wyglądał na lekko zestresowanego, ale wpatrywał się dzielnie w trybutów przy Rogu, przesuwając palcami po ostro zakończonym grocie strzały.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...