Skocz do zawartości

Zew Metra [Gra]


Po prostu Tomek

Recommended Posts

Hiena rozejrzał się w cenach i drezynach. Nie szwendał się po stacji, no bo po co? Znał ją, bywał tu kilka razy na wymianach i jako koleś od sprawdzania sprzętu typu kawałek rurki, czasem dwa, kawałek drewna i dumna nazwa strzelba. Z reguły, to jakość tego wskazywała, że to broń nie pierwszej ręki, a około czternastej, albo chociaż piątej. Zdecydował, że skoro ma jechać na stację czerwoną, to pokaże o sobie na wstępie to i owo. Wybrał więc taką średnią cenowo karawanę. Będzie musiał trochę poczuwać, ale nie pokaże wszystkim, że ma kupę hajsu, ani nie jest na tyle biedny, że nie będą go szukać. Znalazł właśnie taką karawanę, która mu odpowiadała, następnie udał się do sracza, zamknął w kabinie i otworzył plecak. Wyjął odpowiednią sumę i wrócił, by zapłacić za przewóz. Następnie załadował się na drezynę i czekał na odjazd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Ano mam - odparła. Zdrawka wsadziła rękę do torby i zaczęła w niej gorączkowo grzebać. W końcu udało jej się znaleźć paszport. Zaprezentowała go Andriejowi, aby potwierdzić swoje słowa.

Co chwilę jej wzrok wracał do mutanta, który wyglądał w mniemaniu Zdrawki niesamowicie zabawnie, poirytowamy obecnością kagańca na pysku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całe przygotowania do podróży nie zajęły zbyt wiele czasu. Nawet udało się coś zjeść w tym czasie. Karawana nie była za duża, zapewne też i drobnicę przewoziła, bo na dwóch wagonikach nie było żadnych wielkich skrzyń, pak czy beczek. Tylko jakieś kartony, nieduże metalowe i drewniane pudła, nawet kasetki się znalazły, cholera wie na co i dlaczego. Ludzi było sześciu, Hiena siódmy. Wszyscy wyglądali, jakby chcieli a nie mogli: blade cery, tłuste włosy, zmęczone spojrzenia. Z pewnością krzepiący sen jest dla nich towarem deficytowym. Dowódca, lekko grubawy, za to bardzo kudłaty dżentelmen palący skręta najpośledniejszego gatunku podał baumańcowi uwalaną smarem czy czymś podobnym dłoń. Potem przeliczył naboje. Dwa razy. Na samym końcu leniwym ruchem wskazał na karawanę.

- Ładuj się. Jakieś pół godziny i jadziem.

Faktycznie, po umówionym czasie wycieczka ruszyła. Od Feliksa zażądano tego, czego się poniekąd spodziewał, czyli wytężania wzroku i słuchu, by chronić wątpliwej wartości ładunek, a przy okazji życie swoje oraz opcjonalnie reszty pasażerów. Zrazu wszystko, włącznie z ręczną drezyną i dwoma wagonikami, toczyło się wedle planu. Ze stanu zawieszenia pomiędzy sennością a skrajną czujnością wyrwał ich okrzyk przedniego ochroniarza. Światła latarek musnęły szary kształt na sklepieniu tunelu. Kształt, który niepokojąco szybko zniknął w mroku z ochrypłym skrzekiem.

- Nosalis! - dowódca podskoczył w miejscu, gdy pazurzasta. blada łapa zdarła mu spory pas materiału z piersi.

Huknęły pierwsze dwa strzały, ozwało się więcej skrzeków, jedna z latarek zgasła, lecz sądząc po bojowych okrzykach jej właściciel jeszcze żył. Zaczął się taniec.

 

***

 

Iskra po łyku wody i krótkim odpoczynku poczuł się zdecydowanie lepiej, choć palec mu oczywiście nie odrósł. Przez ten czas ranni niemogący chodzić zostali już wyniesieni, względnie sprawni pomaszerowali sami, posterunek doprowadzono do porządku, świeży wartownicy już czuwali. Dymitr powlókł się na stację, a po załatwieniu formalności, bo jeszcze miał do tego głowę, na kwaterę. Nieduży, brezentowy namiot ze śpiworem rozłożonym na starożytnym wręcz materacu zapraszał go perspektywą choć chwili snu.

 

Obudził się już dawno po zapaleniu świateł dziennych. Przypomniał sobie szybko, co go tak ścięło z nóg. Żołądek zaburczał buntowniczo, kikut palca lekko pulsował. Poza tym chyba wszystko było okej. Teraz pozostawało tylko złożyć meldunek, skoro się zobowiązał.

 

***

 

Wit możliwie uprzejmie wywinął się od niesamowitej przyjemności pogadania z jednym z niezwykle miłych tubylców. Odchodził szybko, choć tamten nie zamierzał go gonić. Za to dzielny kurier, przemierzając zakamarki Białoruskiej, wyłowił z tłumu lub ciemniejszych przejść kose spojrzenia ludzi tak podobnych do wcześniej spotkanego, że to po prostu musieli być jego kolesie. Siłą rzeczy. Szukanie zacisznego kąta w tych warunkach było średnio rozsądne, ale Witalij bywał tu nie raz, nie dwa, więc udało mu się. Na razie.

 

Torba po otwarciu ukazała młodemu swoje skarby. Było tam kilka okrągłych kształtów, owiniętych w gazety, zapewne puszek, sucharki, wódka, kilka rodzajów tabletek, wszystkie opisane etykietkami z odręcznym pismem, sądząc po niewyraźności lekarskim, oraz dość gruba koperta.

 

***

 

Zwierz, po początkowych oporach chyba przyzwyczaił się do kagańca, przestał próbować go ściągnąć i szarpać się z nim. Za to pewno ucieszył się ze spaceru, bo hasał sobie na ile smycz pozwalała, obwąchując różne rzeczy i czasem próbując [mało skutecznie] podwędzić komuś właśnie jedzony posiłek. Uwagę Zdrawki przyciągnął jego sposób poruszania się. Miękki, wyważony, a jednocześnie w niewyjaśniony sposób odrobinę wężowaty, może ze względu na kształt ciała. Grupka przyciągała spojrzenia mieszkańców, choć nie byli tak zdziwieni, jak powinni być. Przeprawa przez punkt kontrolny też nie była trudna, choć Andriej był zmuszony do tego, by pozbyć się części kulek. Strażnik zauważył, że byłoby gorzej, gdyby nie obywatelka jako osoba towarzysząca. Teraz zostawało rozejrzeć się za odpowiednim kontrahentem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie widząc nic podejrzanego, jak ulotki czy granaty, Witalij schował wszystko z powrotem do torby, przewiesił ją sobie przez ramię i ruszył najkrótszą drogą w kierunku Białoruskiej okrężnej, obserwując otoczenie. Uprzejmych osobników, podobnych do pierwszego starał się raczej unikać. Torba była zamknięta na zamek. Papiery miał w porządku i nie ma nic na sumieniu, więc o przepustkę na kilka godzin do Hanzy nie powinno być problemu. Bywał tu już parę razy, więc wartownicy Hanzy mogą go znać z widzenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdrawka wysiliła się na niezbyt przekonujący uśmiech po uwadze strażnika, zastanawiając się jednocześnie czy wszystkie baby z okolic Hanzy wyginęły, czy może spotkał je inny kataklizm, skoro zaczęto zwracać uwagę nawet na nią, a była - przynajmniej w swoim mniemaniu - postury zdecydowanie antykobiecej, żeby nie powiedzieć że była płaska jak decha. Cóż, może zmieniły się standardy jeśli chodzi o urodę.

Kontynuując podróż kontynuowała również obserwacje mutanta, który już chwilę wcześniej przestał ją intrygować swoim zachowaniem, za to zaczął wzbudzać coraz więcej sympatii. Ciekawe, do kogo bestia trafi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena usadowił się z przodu wagonu tak, że mógł spokojnie obserwować tył i boki drezyny. Ubojnik był oparty o jego nogę i zawsze trzymał na niej rękę, gdy wjechali do tunelu odbezpieczył go i trzymał w obu ręką, z lufą skierowaną w bok, by nikogo nie zabić na jakimś wyboju. Gdy usłyszał krzyk odruchowo przyłożył broń do ramienia i zapalił latarkę. Gdzieś tam mignął mu jeden, więc strzelił i załadował kolejny pocisk. Był czujny i strzelał bez ostrzeżenia, nie da się zabić, nie tutaj i nie nosalisom.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strzał Hieny w coś trafił, bowiem jeden z ponurych ryków urwał się i przeszedł w warkot od którego aż dało się poczuć ból. Jednak nie powstrzymało to reszty nieokreślonej liczby mutków przed atakowaniem karawany ze wszystkich stron, nawet z góry. Dwa, zlane w jeden, strzały z dwururki dowódcy sprawiły, że głowa najbliższego nosalisa pękła jak makówka, światło latarki uwidoczniło odcinającą się na czerwono-szaro smugę niekształtnych odłamków czaszki i ochłapów mózgu. Koleś, którego latarkę diabli wzięli wzniósł jakiś kazachski czy inny turkmeński okrzyk i zaczął walić ze swojego wielopału. Feliks usłyszał sześć suchych wystrzałów, a potem obrzydliwy, wilgotny chrzęst. Pozostali strzelali za każdym razem, kiedy coś dostrzegli, niezbyt skutecznie.

 

***

 

Witalij tak szybko, jak to tylko było możliwe, starał się dotrzeć do posterunków granicznych między niby-to niezależną Białoruską Promienistą, a jej Okrężnym odpowiednikiem. Starał się wyłuskiwać z tłumu i omijać pewnych osobników. Oczywiście o ile ci w pewien charakterystyczny sposób odcinali się od otoczenia. Niestety kilku takich trudniejszych do wyłapania zastąpiło drogę dzielnemu kurierowi, słownie dwóch. Nie rzucali się w oczy, pospolici aż do przesady, lecz szybko dołączył do nich jeden z byczków.

- No, słodziutki, wyskakuj z plecaka i torby - ozwał się jeden. Do posterunków Hanzy było na tyle blisko, że można było liczyć na zwrócenie ich uwagi, oczywiście o ile raczą wejść na teoretycznie nie swój teren i pomóc.

 

***

 

Zdrawka i jej nowy znajomy, Andriej, spokojnie przechodzili przez kontrolę graniczną, z czego ten ostatni próbował jednocześnie opanować mutanta, chcącego bliżej zapoznać się z zawartością kieszeni hanzowców. Ci tytanicznym wysiłkiem woli powstrzymali się przed zrobieniem ze zwierza siekanych kotletów, widocznie znali Andrieja i jego dziwactwa. Wtedy jednak w oczy dziewczyny rzuciła się pewna akcja. Mianowicie na samym przedpolu posterunku, dosłownie z sześćdziesiąt metrów od żołnierzy Hanzy lokalne odpowiedniki dresików otoczyły jakiegoś młodzieńca, wyraźnie chcącego po prostu przedostać się dalej.

 

[Achtung! Внимане! Pozor! Увага! Uwaga! Serox może pisać POZA kolejnością, podejmuję pewien eksperyment!]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena oświecił latarką partyzanta w ciemności, aby mu trochę pomóc w ocenie stopnia wpierdolenia się w gówno. Cóż albo jemu, albo jego trupowi, który potem będzie kolejnym źródłem dochodu Hieny. Jakie metro, takie życie, no cóż. W razie jeśli zobaczy tylko kupkę wesołych nosalisków, które rozjadają już tego kolesia, to zrobi im z dupy sita.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Światło latarki baumańca wyłuskało z ciemności chuderlawego, ale za to bardzo zwinnego faceta, który właśnie całkiem skutecznie starał się ujebać łeb nosalisa bagnetem od kałasznikowa. Inny mięśniasty mutas leżał malowniczo pod ścianą tunelu, dokładnie u podstawy fantazyjnego rozbryzgu niemal czarnej krwi. Niestety, zostały jeszcze dwa, z których jeden trzymał opętanego żądzą mordu Kazacha za łydkę [od kostki powyżej kolana] a drugi zamierzał skoczyć mu na plecy. Strzelba Hieny plunęła ołowiem, nosalis zwinął się w półskoku i runął w mrok, jęcząc głucho. Nie wiadomo, czy żyje.

 

[To, że Serox ma odpowiedzi pozakolejkowe nie zatrzymuje wam akcji yo.]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena załadował do lufy kolejny pocisk charakterystycznym ruchem i podszedł do partyzanta pochylając się nieco, strzelił chcąc dobić tego mutacha, którego wcześniej trafił i powiedział:

- Nic ci nie jest poważniejszego człowieku?

Cały czas rozglądał się za kolejnymi mutasami i ładował nowe pociski do strzelby.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pocisk wystrzelony z bliskiej odległości nie zdążył się zbyt rozproszyć, więc głowa wcześniej trafionego nosalisa aż odskoczyła z chrzęstem. Zdobiła ją regularna rana wlotowa, jednak Feliks miał niepokojące wrażenie, że nie chciałby zobaczyć wylotowej. Mutant gryzący łydę dzielnego Kazacha uskoczył w tył, odbił się i rzucił na gardło rusznikarza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena odruchowo skoczył w tył od nosalisa, by wyjść z zasięgu i nie wchodzi tam bez pozwolenia przez jeszcze pewien czas. To powinno mu dać czas na to, by strzelić w to brzydnie jak właściciel drezyny bydlę, potem przetoczyć się na bok i dobiec ponownie do drezyny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niski huk strzelby poprzedziły dwa suche pyknięcia automatu. Nosalis był oczywiście martwy, biedaczdek przedawkował ołów, lecz siła z jaką pędził na pewno posłałaby Hienę na grunt, gdyby nie fakt, że ten się przetoczył. Echo przebrzmiało, bystro oddalające się tąpnięcia świadczyły, że mutki, które przeżyły starcie straciły jakoś chętkę na surowiznę. Przynajmniej chwilowo. Partyzant bez żadnych ceregieli wsparł się na ramieniu Feliksa, oboje dotarli spokojnie do drezyny. Tam dowódca i pozostający przy życiu kontemplowali leżącego na wznak kolesia, którego głowę wyraźnie ktoś próbował przeżuć.

- Hm. Niby zostawiać go tu grzech, ale po śmierci stał się jeszcze bardziej paskudny... - zastanawiał się na głos grubas.

 

[Walka dobiegła końca, po poście Seroxa wracamy do normalności]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena pomógł wdrapać się kolesiowi na drezynę i powiedział do ich przenośnej kadzi ze smalcem:

- Jeśli go tu zostawimy nosalisy wrócą, zjedzą go, a potem może powrócą. Lepiej go jakoś nakryć i pochować później - po krótkiej chwili błyskotliwie dodał. - Choć jego sprzęt może się nam przydać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O cholera, pomyślał sobie Witalij, po czym cofnął się o dwa kroki.

Następnie wskazał palcem w jakiś punkt za plecami kolesi, wytrzeszczył oczy i głośno powiedział

- O, Ku*wa - akcentując przy tym R. Tak jakby za nimi stał jakiś spory mutant.

Po czym pobiegł w kierunku posterunku granicznego. Jeżeli mu się uda uciec na odpowiednią odległość, to wyciągnie pistolet maszynowy z torby i wyceluje w bandziorów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdrawka wytężyła wzrok, aby przyjrzeć się scenie odgrywającej się przed nimi. Co jak co, ale takich to ona nie lubiła. Stadka osobników o niskim ilorazie inteligencji, ale wysokim poziomie stężenia mięśni w organizmach. Czy mogło być coś bardziej niebezpiecznego?

Cóż, na szczęście nie tym razem, bo i mutant i uzbrojony towarzysz byli blisko, pytanie, czy chłopaczek otoczony przez grupkę będzie miał tyle szczęścia.

- Jesteś tu na pewno nie po raz pierwszy. Co to za jedni? - spytała szeptem Andrieja.

Edytowano przez Oksymoron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iskra wstał i wyjrzał na stacje.

-Chyba muszę już iść złożyć ten meldunek - Powiedział do siebie po czym wygramolił się na zewnątrz. Na razie zignorował burczenie i lekkie pulsowanie palca. Skierował się prosto do miejsca, gdzie znajdował się zarząd stacji. Szukał wzrokiem strażnika pilnującego wejścia a jeśli go znalazł podszedł

-Przyszedłem złożyć raport o zdarzeniach na pięćdziesiątym metrze - Powiedział krótko. Chciał mieć już to za sobą. Poza tym miał nadzieję, że na posterunki już wszystko jest w porządku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Wiecie, tym razem to ja spieprzyłem sprawę. Po prostu zapomniałem odpisać. Shame be upon me.]

- Nie wiem, czym chcesz go przykryć, jak nosalisy i przez luźnie kamienie się przekopują, jak je przyciśnie głód. Ale fakt, zostawiać Fiodora im na kolację to chujowy pomysł - rzekł spaślak z namysłem, podchodząc do ciała. Pochylił się, złapał pod pachami i, gubiąc po drodze ze dwa czy trzy kawałki głowy, zaciągnął do ostatniego wagonika. Gestem wezwał jednego z przydupasów by pomógł mu wrzucić tam truchło. Zaraz sam wskoczył, zdumiewająco zwinnie, i wyrzucił na tory "brudną" amunicję, pistolet makarowa, oraz jakiś tutejszy wynalazek strzelający gwoździami. Następnie zabrał się za owijanie zwłok w jakieś szmaty. - Podzielcie się rzeczami. Osobiste drobiazgi oddam rodzinie, kulki idą na własność karawany.

Kazachski partyzant podziękował oszczędnie, zaraz zabierając się za odkażanie ran, wewnętrzne oraz zewnętrzne, i opatrywanie ich. Po tym, kiedy każdy wybrał sobie co chciał, drezyna powoli potoczyła się tunelem. Dalej jechało się dość spokojnie, ludziom towarzyszyły z reguły zwykłe dźwięki metra, jak poświstywania, stukot kół, czasem kapanie wody. Nie mogli jednak się całkiem rozleniwić, bo raz czy dwa doszły ich nienawistne ryki nosalisów, zapewne z wcześniej przetrzebionej watahy. Wtedy, wiadomo, wszyscy podrywali się w pełnej gotowości. Zatem nikomu nie udało się odpocząć.

 

Po jakimś dłuższym czasie karawana dotarła do stacji Komsomolskiej okrężnej. Tam Hiena i jego pseudoekipa rozeszli się, każdy miał do zrobienia coś innego. Sam baumaniec nie miał problemów z dotarciem do posterunku granicznego Linii Czerwonej. Żołnierze wyprężeni jak struny, tak bardzo na baczność, że dałoby się od nich odbijać pociski, stali niedaleko przygotowanej na wielką wojnę barykady. Jeden z nich podszedł zamaszystym krokiem do gościa.

- Cel wizyty, upoważnienie.

 

***

 

Byczek odwrócił się, by zobaczyć, czy serio coś tam za nimi było, lecz pozostali nie dali się nabrać. Dalej mierzyli Witalija wrednymi spojrzeniami, a zapewne nie tylko nimi. Jeden na tę marną próbę odwrócenia uwagi napastników zaśmiał się sykliwie, cicho i bez żadnej radości. Następnie od niechcenia przyładował kurierowi w twarz, nie żeby skrzywdzić, ale przypomnieć, kto tu rządzi.

- Będzie szybko. Skarby albo wpierdol.

 

***

 

Andriej oderwał się od prozaicznego podkupywania strażnika, by puścił ich przez granicę razem ze "zwierzątkiem" i popatrzył w stronę wskazywaną przez dziewczynę. Wzrok bez wyrazu prześliznął się po sylwetkach napastników.

- Ekipa Piotra "Gazrurki". I co? - odpowiedział równie cicho, choć dłoń odruchowo powędrowała w stronę paska od AKSU. - Gnoje, ale da się mocno pierdolnąć...

 

***

 

Iskra pozbierał się jakoś, przenośnie otrzepał z syfu dnia poprzedniego i przygotował. Pulsowanie i głód oczywiście nie ustąpiły, bo zostały zignorowane. Chwila chodzenia nie zabrała za dużo energii, jednak Dymitra zaskoczył brak strażnika przy kwaterze naczelnika stacji. Wszedł do środka, by zameldować o całym cyrku z ostrzałem, lecz w gabinecie natknął się na dwa trupy, oba z ranami od broni białej. Odpowiednio sekretarkę naczelnika, starszą panią, która nie przydawała się nigdzie indziej, oraz samego naczelnika z gardłem rozciętym na odlew, ot tak.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iskra zastanawiał się czemu nie było strażników. Rozejrzał się wokół. Nie widząc nic wszedł do środka i zamarł. Widział dwa trupy. Rozejrzał się pośpiesznie czy czasem nikogo nie było w pobliżu po czym powoli podszedł do ciała naczelnika i sprawdził co się dokładnie stało.

- O kurwa co się tutaj stało? - Przestraszył się widząc rany. Rozglądał się po gabinecie. Szukał jakiś śladów, odcisków butów. Chciał się jak najwięcej dowiedzieć zanim pobiegnie do straży aby powiedzieć co znalazł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdrawka postanowiła czekać na ruch Andrieja, jako że nie za bardzo miała środki które mogłyby jakoś pomóc atakowanemu. Cóż, może to najwyższy czas na zdobycie takich środków? Przy najbliższej okazji obiecała sobie, że nabędzie BROŃ. Co innego nabycie umiejętności korzystania z broni, ale o tym się pomyśli już po fakcie.

I tak zapewne musieli przejść obok nich, więc zaczęła kalkulować jakie mają szanse w przypadku ewentualnej konfrontacji. Andriej to pewnie umiał całkiem dużo, a Zdrawka, cóż...

Zdrawka miała ołówek. I nóż. W zestawie ze Zdrawką możliwości obronne tych przedmiotów drastycznie spadały, tak w każdym razie jej się wydawało.  Jeśli ma się odpowiednio dużo wyobraźni, z wszystkiego da się zrobić broń. Gorzej jak się nie do końca umie z niej korzystać, a ona w mordobiciach doświadczenia nie miała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dymitr powoli przeczesywał gabinet, metr po metrze, by znaleźć jakieś poszlaki. Sekretarka umarła dość szybko, ktoś wsadził jej nóż czy coś podobnego pod brodę tak, że ostrze przebiło mózg. Może nie zdążyła nawet wydać głośniejszego dźwięku. Naczelnik natomiast ginął dłużej, cięcie było tak bardzo niewprawne, że to aż podejrzane, zwłaszcza w porównaniu z tym jak morderca sprawił starszą panią. Czyżby ktoś chciał udać, że się na swojej robocie kompletnie nie zna? W gabinecie nie było żadnych odcisków butów ani nic takiego, choć ktoś pozwalał rzeczy z biurka i powyciągał z niego szuflady. Iskra pobiegł najszybciej jak mógł do tutejszych "koszar", a tam czekała na niego kolejna niespodzianka. Dawny dowódca i kilku innych żołnierzy stało pod ścianą, pilnowani przez kilku innych kolesi, których chłopak mgliście kojarzył. Dwóch innych właśnie wynosiło z pokojów trupa adiutanta.

 

***

 

Andriej z wolna odwrócił głowę w stronę posterunku Hanzy. Tamtejsi strażnicy popatrywali sobie na sytuację dziejącą się kilkadziesiąt metrów od nich totalnie nie zamierzając nic z tym robić. Ba, niektórzy uśmiechali się kpiąco, inni bezczelnie robili zakłady w stylu "ile razy Gazrurka jebnie młodego, nim ten się zesra". Potem stalker popatrzył na Zdrawkę oczyma bez wyrazu. Dziewczyna, choć nie miała jak tego stwierdzić, jakoś tak czuła, że ją ocenia. Po kilku chwilach takiego niezręcznego stania pomaszerował w stronę bandziorków miarowym, nawet nieco ślamazarnym krokiem, nakazując młodej iść za sobą. Kilkanaście kroków dał jej do zrozumienia, by stanęła, a sam zbliżył się do grupki.

 

Wtedy wszyscy przypomnieli sobie o mutancie, który radośnie, zapewne w poszukiwaniu dodatkowych pieszczot, wpieprzył się między ludzi, za główny cel obierając sobie byczka. Ten tylko wydał z siebie dziwny piskliwy dźwięk.

- O kurwa co jest? - zdążył zdziwić się szef, zapewne Gazrurka. A potem do akcji wkroczył dotąd powolny jak lądolód Andriej. Z kamienną miną, jednym szybkim, płynnym ruchem pozbawił napakowanego mięśniami [i strachem] kolesia przytomności. Potem w jego rękach nie wiedzieć jak i kiedy znalazł się AKSU, z lufą niepokojąco blisko piersi wciąż zdziwionego bossa.

- Spływaj - powiedział tonem zdolnym kruszyć betonowe bloki. O dziwo, pewnie brzmiało to groźniej niż gdyby przeklnął, gdyż wszyscy poza mięśniakiem, którego obwąchiwał zwierzu... cóż, spłynęli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena zeskoczył z drezyny i obejrzał skarby, naboje i pistolet mało go ciekawiły, ale ten prototyp był bardzo ciekawy, podniósł go i obejrzał w świetle latarki. Wyjątkowy i bardzo interesujący. Przebada go później, kto wie jak można to udoskonalić, a Hiena miał do tego głowę, schował więc zabawkę do plecaka i wdrapał się ponownie na pakę. Przez całą jazdę był skupiony i napięty, w końcu teraz musiał się pilnować jeszcze za jedną osobę, bo to miejsce się zwolniło w ekipie. Ale dojechali spokojnie do stacji.

 

Na tej stacji udał się do barykad i zastał jak zwykle. Dwóch plastikowych żołnierzyków ze zrośniętymi piętami i oczywiście kontrole. Kiedyś nie było tak, że idziesz do innej części miasta i od razu byle menel pyta cię o to po chuj tu jesteś, ale tamte czasy przeminęły z bombami. Wyciągnął swoją legitymacje i podał strażnikom.

- Jestem Hiena, specjalista od broni z Baumańskiej, jeśli dobrze zrozumiałem rozkazy, to mam tutaj przeprowadzić kontrolę uzbrojenia. Nie mam pojęcia, czemu wysłaliście tę prośbę do tak odległych pod tym względem Stacji, a nie do technicznych, ale nie mnie to oceniać, czy nad tym się głowić. To do kogo mam się stawić? - Odpowiedział dwóm przydupasom, którzy z myślenia potrafią tylko wpuszczać gości, zatrzymywać intruzów oraz wskazywać drogę do kogoś, kto myśli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Durny pomysł - pomyślał, przy czym cofnął się o dwa kroki i zrobił zrozpaczoną minę. Wolał nie prosić Hanzeatów czy kogokolwiek o pomoc, miał nadzieję że sobie jakoś samemu poradzi.
- Ale ja tam nie mam nic cennego, same konserwy niosę dla kramarza na okrężnej. Pokażę wam. Może dam wam coś i będzie dobrze? - powiedział głośno, po czym przykucnął na ziemi i otworzył torbę. W środku na samym wierzchu powinien leżeć gotowy do strzału pm. Zamierzał go wyciągnąć, wycelować w opryszków i mieć nadzieję, że ci się wtedy wycofają.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy już Witalij zamierzał wypakować z torby pistolet maszynowy, jakiś głos znikąd szepnął mu do ucha, że jednak nie jest zdany na siebie. Tak więc Witalij wziął torbę do ręki i zaczął krzyczeć, przy czym starał się cofnąć kolejne kilka kroków.

- Pomocy! Napad!

Zamek od torby jednak jest otwarty i zamierzał spróbować wykorzystać ewentualne zaskoczenie bandziorów i wyciągnąć PMa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...