Skocz do zawartości

Zew Metra [Gra]


Po prostu Tomek

Recommended Posts

Iskra patrzył z niedowierzaniem na to wszystko. Widział jak kolesie, których znał z widzenia pilnowali dowódcy i jego ludzi.

- Co tu się do diabła wyprawia? - Zapytał cicho sam siebie. Ukrył się za ścianą i przyglądał się przez chwilę całej akcji. Kiedy już zobaczył wystarczająco odsunął się i zaczął biec. Szukał jakiś strażników. Musiał im pilnie powiedzieć co się stało. Mimo wszystko nie mógł pozwolić aby zrobiła się na stacji jakaś rewolucja. Wiedział, że może mu się wtedy mocno oberwać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy ze sztywniaków odebrał od Hieny papiery i przejrzał je dokładnie. Każdy jego ruch był tak przesadnie automatyczny, tak bardzo maszynowy, że to aż bolało. Co ciekawsze, jakby się tak naprawdę dobrze przypatrzeć, dałoby się dostrzec na twarzach żołnierzy oznaki zmęczenia, może właśnie całą tą farsą. Gość zwrócił rusznikarzowi paszport i wprowadził przez specjalnie przygotowane przejście w barykadzie. Za przeszkodą podprowadził go do ubranego zwyczajnie, po cywilnemu, oraz znacznie bardziej wyluzowanego przewodnika, którego to nie omieszkał spiorunować wzrokiem. Ten ostentacyjnie wywrócił oczami. Żołnierzyk odwrócił się na pięcie i pomaszerował na stanowisko.

- No cześć, baumańcu! Arkadij Michajłowicz, dla kumpli Arek, a dla ciebie Jaśnie Oświecony Towarzysz Majster - powiedział niby to groźnie, ale żartobliwie, zamykając dłoń Feliksa w mocnym uścisku. - Nasz komisarz nie wiedzieć czemu nie ufa technikom z Kuźnieckiego Mostu, jak pewnie się pokapowałeś. Nie jestem tutaj żadnym decydentem, ale mam cię zaprowadzić do naszej zbrojowni, potem na posterunki, a jakbyś jeszcze czegoś chciał powinienem służyć ci pomocą. Naprawdę bardzo bym chciał dostać pozytywną recenzję.

 

Mówiąc, już pokazywał drogę, idąc przodem i od czasu do czasu zwalniając by upewnić się, że Hiena nie zgubił się po drodze. Stacja wyglądała zupełnie inaczej niż którakolwiek z wcześniej odwiedzonych. Przede wszystkim częściej napotykało się na ludzi w mundurach. Nie zawsze uzbrojonych, ale jakieś uniformy posiadała ponad połowa napotkanych osób, wliczając kobiety i dzieci. Ubiór, czy zwykły czy mundury, był zadbany, ale znoszony. Każdy strój sprawiał wrażenie, jakby jego obecny właściciel nie był jedynym. W oczy rzucały się powpinane w klapy bądź w czapki gwiazdki. Nikt nie snuł się ot tak, bez celu. Każdy zdawał się czymś zajmować, coś robić. Nawet w mijanym barze ludzie stali w kolejce, by umyć po sobie naczynia i kubki. W ogóle było tu bardzo czysto. Naprawdę bardzo czysto. No i nie dało się pozbyć natrętnego wrażenia bycia obserwowanym.

 

***

 

Andriej popatrzył ciężko na uratowanego przed niechybnym wpierdolem chłopaczka, który chyba dopiero teraz zdecydował się poddać grozie całej sytuacji i, zupełnie ogłupiały, wezwał pomocy, cofając się kilka kroków. Mutant, który przestał interesować się sflaczałym i jakoś mało ruchawym mięśniakiem, podszedł do kuriera i zaczął go obwąchiwać, by następnie próbować wsadzić łeb do otwartej torby. Stalker widząc to przywołał Zdrawkę do siebie. Na wszelki wypadek nie odwieszał karabinu na plecy.

- Czy mogłabyś przypilnować milusińskiego? Ja za ten czas podpytam naszego uratowanego kolegę. Chyba, że wolisz odwrotnie.

[tutaj następuje czasowe połączenie losów Iziego i Oksymoron. Post niestety nie jest jakiś rozbudowany, bo teraz to raczej kurier będzie gadał]

 

***

 

Dymitr, ukryty za ścianą obserwował, jak żołnierze formują z aresztantów kolumnę, a potem prowadzą ich ku wyjściu na Elektrozawodską. Więcej i tak by już nie dostrzegł bez śledzenia ich, zatem ruszył biegiem w głąb stacji, szukając kogoś, do kogo mógłby się zwrócić o pomoc. W korytarzach bocznych nie było nikogo, natknął się tylko na jeden krwawy zaciek na kafelkowanej ścianie. Na peronach też było pusto, choć tu dało się usłyszeć przytłumione głosy ludzi z namiotów. Od strony Elektrozawodskiej dobiegło Iskrę kilka strzałów pistoletowych, a potem zaczęła się pełnowymiarowa palba.

- Pssst! - syknął ktoś, a potem bezceremonialnie pociągnął chłopaka w dół, do jednego z namiotów. Był to, jak się okazało, jeden ze starszych mieszkańców. - Nie biegaj tak, biedy sobie napytasz!

 

 

[Tu takie pytanie z mojej strony. Sesja nie ma jakiegoś oszałamiającego tempa, ale powiem wam szczerze, że dalej chcę ją prowadzić. Inna sprawa, czy wy chcecie w nią dalej grać. Discuss, na koniec pousuwamy offtop.]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[bardzo chętnie dalej będę brać udział w sesji. Przepraszam za ostatni brak aktywności, tradycyjnie był spowodowany brakiem czasu]

 

- Popilnuję, a co - odpowiedziała Zdrawka i odebrała od Andrieja smycz mutanta. Postanowiła trzymać go krótko, mimo że zwierz był stworzeniem raczej pokojowo nastawionym do świata. No ale po co stresować ludzi niepotrzebnie? I tak niewielu ich zostało.

Zamierzała podejść razem z Andriejem do delikwenta na ziemi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Przeprszam że to tyle trwało. Będę się o teraz starał odpowiadać kiedy tylko będę mógł. Będę też ee dokładniej czytał losy pozostałych.)

Witalij zdziwił się jak szybko to poszło, nie sądził że ktoś mu przyjdzie z pomocą na tym zadupiu. A na Hanzeatów lepiej nie liczyć, bo sami jeszcze zażądają nagrody za pomoc. Ponadto jest to ratunek dość nietypowy. Olbrzym, jakaś dziewczyna i... jakieś zwierzę? Nigdy nie widział czegoś takiego.

- ech, dzięki za pomoc. Nie sądziłem że można tu na kogoś liczyć. Jestem Witalij i jestem takim jakby listonoszem. Albo raczej kurierem. Mam przesyłkę do kogoś na białoruskiej okrężnej. - przy czym wskazał na torbę - Z kim mam przyjemność?

W trakcie całej gadki co jakiś czas zaciekawiony spoglądał na mutanta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Reanimujemy trupa. Cholera, postaram się odpisywać co najmniej raz na powiedzmy trzy dni, choćbym miał, kurwa, odpowiadać tylko jednej osobie. Dopóki jednak jest was dwoje przypominam, że dialogi pomiędzy moimi odpisami są, jakby co, dozwolone, a nawet zachęcam, by wasze postaci się poznawały, jeśli jest to zgodne z ich charakterem.]

Zdrawka siłą rzeczy musiała odejść nieco na bok, by "trzymać krótko" mutanta, który zdążył w tym czasie skutecznie wyrwać z torby niezainteresowanego tym faktem kuriera puszkę z mięsem. Jak zwierzak doszedł do wniosku, że w środku jest jedzenie pozostanie zapewne tajemnicą, warto było wspomnieć, że metal nie stanowił dla jego zębisk specjalnej przeszkody. Przez to całe grzebanie na ziemię poleciały też dwie koperty i paczka aspiryny. Gdy jednak stworzenie się najadło, stało się mniej ruchliwe, na tyle, że spokojnie dało się je prowadzić na smyczy. Andriej pomógł Witowi pozbierać rzeczy, zanim zebrał się w sobie i odpowiedział.

- Nazywam się Andriej Kolcew, to jest Zdrawka. A tego jeszcze nie nazwaliśmy - rzekł ze swoją zwykłą powolnością, pokazując ręką po kolei na siebie, dziewczynę i mutasa. - Też idziemy na Okrężną, więc możesz się zabrać, bo czemu nie, choć niedługo nie będzie podziału Okrężna-Promienista - to ostatnie wymruczał, jakby do siebie, ale jednak patrząc na pozostałą dwójkę. Odchrząknął i zaraz dodał - Przyjacielska rada? Nie wracaj tędy.

 

Po tym niezwykle długim jak na tego człowieka słowotoku wstał, poprawił karabin, który znalazł się z powrotem na plecach, znowu nie za bardzo dało się stwierdzić kiedy dokładnie. W tym dokładnie momencie ostatni gapie, którzy zebrali się przy tym niecodziennym przedstawieniu i obserwowali w postaci milczącego poczynania trójki ludzi i harce zwierzęcia przypomnieli sobie o wielu ciekawych rzeczach, jakie to mogły dziać się jak najdalej stąd. Zrobiło się bardzo pusto.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij spakował i zamknął torbę na zamek. Wolał żeby ów mutant nie zeżarł resztę zawartości, skoro to nawet nie należy do niego.

- hmm, na razie to mogę pójść dalej z wami, ale potem właściwie zamierzałem wracać do siebie, na stację Sokoł. A którędy mam wracać jak nie przez promienistą? Chyba nie mam wyboru... A dokąd wy zmierzacie?

Witalij nadal nie czuł się do końca pewnie, nie znał obojga nawet z widzenia, a ów Andriej mu mówi że drogę powrotną ma odciętą. A to może okazać się prawdą. Na razie więc był raczej ostrożny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdrawka przyciągnęła mutanta bliżej siebie, chwytając za smycz bliżej obroży i odciągając do tyłu.

Dokąd zmierzają... No właśnie, dokąd? Dokąd, jeśli nie tylko po to żeby zginąć? A po drodze jeszcze się ewentualnie zrobić dzieci. No, chyba że się jest Zdrawką. Wtedy, pomijając te dwa punkty, można było wspomnieć jeszcze o mutantach.

- Ja chodzę tam, gdzie są mutanty. To znaczy, niedawno zaczęłam i jeśli Bóg da, jeszcze trochę pochodzę - odpowiedziała na pytanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czyli tak wędrujesz po metrze? No bo mutanty to chyba są wszędzie, mniejsze czy większe. A to coś to skąd wzięliście? I jak to jest możliwe że ono się tak słucha?

Zwiedzić Metro, zobaczyć wszystkie jego zakątki wędrując po tunelach od stacji do stacji. Byłaby to piękna aczkolwiek zapewne niebezpieczna przygoda. W sumie nic go nie trzyma na stacji Sokol, jednak nie wie, czy rzeczywiście tego chce. No nic, jest czas by to sobie przemyśleć. Jako że grupka zapewne się zbliża do posterunku Hanzy, wyciągnął z plecaka swoje papiery.

(Niestety prawdpodobnie będę nieobecny do poniedziałku.)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cześć Arkadij, jestem Felix, dla przyjaciół "Ty zasrany pijaku znów wróciłeś najebany do domu" - tu zrobił trochę dramatyczną przerwę i podrapał się po głowie i wreszcie powiedział. - A Nie, tak mówi na mnie moja żona. To dziwne. Nie mam żony. Ale walić, wołają na mnie Hiena i napisano mi, że nie obchodzi mnie czemu Nadzorca nie ufa Technikom - odpowiadał luźnie z lekkim tylko uśmieszkiem na mordzie, chciał wiedzieć na jakiego głupa może sobie pozwolić. - A do pracy przy waszym sprzęcie potrzebuję zestawu prostych narzędzi do tego, wódki i jakiś dziewczyn. Choć może wódki, dziewczyn i narzędzi, tak dokładnie w tej kolejności. Na trzeźwo jakoś nigdy nie wychodzi mi kalibracja celowników i ręce mi się trzęsą. Po wódce cały świat się trzęsie, więc ręce nie robią już zbytniej różnicy. Ale na poważnie dajcie mi normalny zestaw narzędzi, którego normalnie używacie do naprawy waszych broni, a ja postaram się doprowadzić wasz sprzęt do najlepszych wyników. Specjalizuję się w strzelbach, jednak udało mi się pracować przy wszystkim i każdą broń w metrze ci złożę z części, niezależnie, czy osobista, czy stacjonarna. Swoją drogą, to pewnie jak jestem tu, to coś spróbuję zarobić i pomogę innym stacjom naokoło. Ale priorytety. Pokaż mi wasz złom, znaczy uzbrojenie - mówił idąc za barszczem i przyglądając się głównie obecnej tu broni i niektórym ciekawszym kształtom.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kontrola nie była jakimś strasznym przeżyciem, wszystko odbyło się sprawnie i bez kłopotów, choć celnicy nie skąpili niewybrednych komentarzy pod adresem Witalija i jego pecha życiowego. Widać, że to dość rozrywkowe chłopaki są, a mało mają do roboty, więc chwytają się każdej możności rozrywki. Kiedy puste miejsca w paszportach wypełniły się pieczątkami, a jeden z takich uprzejmiejszych hanzowców wręczył Zdrawce pęto... nazwijmy to "kiełbasy", trójka wędrowców przeszła dalej, wspinając się po nieczynnych od lat ruchomych schodach i wkrótce zagłębiając się w czeluście Białoruskiej Okrężnej.

 

Stacje należące do Linii Okrężnej, potocznie zwanej Hanzą z powodów nieznanych komukolwiek młodszemu niż lat czterdzieści, można by opisywać długo. Każda z nich wyglądała trochę inaczej, wszystkie jednak łączyła ledwo wyczuwalna atmosfera niespotykana nigdzie indziej. Zdrawka niemal z punktu poczuła się jak u siebie w domu. Identyczne zapachy, tak samo pełzający po każdej dostępnej powierzchni ludzie chcący tanio nabyć, a drogo odstąpić, poszukiwacze przygód i ciekawostek, zwykli mieszkańcy po prostu cieszący się życiem. Wielu urzekła ta atmosfera, podpowiadająca, że Hanza równa się wolność. Co było półprawdą, ale ta połowa prawdy była bardziej widoczna niż w innych częściach moskiewskiego metra. O ile nie łamałeś kilku podstawowych praw, mogłeś robić wszystko.

 

Jednak nikt z trójki wspaniałych raczej nie chciał teraz robić "wszystkiego". Andriej przedzierał się przez kłębowisko ludzi, rozgarniając ich jak lodołamacz, kierując się wyraźnie w stronę mniej zatłoczonych części stacji, jak zaadaptowane pomieszczenia techniczne. W pewnym momencie nagle stanął i odwrócił się do pozostałej dwójki.

- Chcesz zwierza na stałe? - zapytał zdawkowo dziewczyny. Odczekał, aż ta odpowie, i dopiero po następnych kilku chwilach zwrócił się do Witalija. - Miałeś kilka pytań. Pierwsze, ja go znalazłem, ja i mój towarzysz. Drugie, nie wiem jak to możliwe. Może jego rodzaj przed wojną był blisko ludzi.

 

[Nocturnal nie ma przez trzy tygodnie, więc wasz wątek niestety trzeba będzie przystopować. Mogę spróbować coś wymyślić, byś mógł grać dalej, jeśli chcesz/masz czas. Bo też chyba masz jakieś tam kłopoty.]

 

***

 

- Wódka i komitet powitalny... - mruczał Arkadij skrzętnie zapisując słowa Hieny w podręcznym notesie - na-rzę-dzia. Widzę, że zaczynamy się rozumieć - uśmiechnął się trochę obleśnie, chowając notesik w zanadrze. Potem puścił oczko do rusznikarza.

- No dobra, żarty żartami, ale napić się potem możemy. Nie wiem jak to będzie z dziewczynami, Partia nie lubi, khy khy, rozwiązłości. Narzędzia są dostawione, znaczy, będzie za tobą chodził taki cieć i wszędzie je nosił, żebyś się, broń panie boże, nie zmęczył. Zgadnij, co to za cieć. Jeśli chodzi o składanie tak o, by pomagać ludziom, na pewno znajdzie się kilku, którzy chętnie podrasowaliby pukawki. Nie za darmo, oczywiście.

 

W czasie, kiedy Arek gadał, metry stalinowskiego betonu uciekały idącym spod nóg, aż wreszcie dotarli do silnie strzeżonego arsenału stacyjnego. Tak silnie, że jeden człowiek, myślący pewnie że posiada dar niewidzialności, uzbrojony był w miotacz ognia. Miotacz. Kurwa. Ognia. A poza tym to mieli tu prawdziwy, wyglądający na względnie nowy drut kolczasty. Wewnątrz nie było za dużo do oglądania, bo trzeba było iść bardzo szybko i nie wolno było się rozglądać. Dzięki wymuszonej szybkości po ledwie dwóch, trzech minutach przewodnik i baumaniec znaleźli się w sporym pokoju o metalowych drzwiach, wypełnionego stołami i szafami. Nie dało się nie zauważyć ich przeznaczenia, bo na każdym stole leżała broń, niektóre sztuki mniej lub bardziej rozłożone. Wszystko było naszykowane do przeglądu, narzędzia stały w sporej skrzyni przy drzwiach.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij starał się ignorować durne komentarze wartowników, jednak zapewne było po nim widać, że owe go wnerwiają. Kiedy się jednak oddalili od posterunku, humor mu się poprawił.

Kurier już kilkakrotnie odwiedzał ową stację, jednak nigdy nie zapuszczał się dalej w głąb metra, choć czasami bardzo by chciał. Także teraz zastanawiał się, czy nie odwiedzić kolejne stacje, czy to Hanzy, czy też inne, zapewne mniej bezpieczne. Na razie jednak miał zadanie do wypełnienia - dostarczyć torbę do niejakiego Łazarowa, czy jakoś tak, w jakimś kramie z zabawkami w górnej części stacji. Nie wie co prawda, gdzie dokładnie to jest, jednak aż tak wielka owa stacja nie jest, a w najgorszym razie spyta miejscowych. Zanim jednak ruszył w drogę, powiedział

- Hmm, może to przed wielką wojną był jakiś pies? Nieważne. Co teraz zamierzacie zrobić? Ja teraz właściwie powinienem dostarczyć ów pakunek do jakiegoś miejscowego. A potem sam nie wiem, może rzeczywiście nie powinienem się pokazywać na białoruskiej promienistej... I jeszcze raz, dzięki za pomoc.

(Moim głównym problemem był w tym wątku brak motywacji, jednak ta wróciła. W AARu z Czechosłowacją jest gorzej, komputer z screenshotami i zapisem gry nadal nie działa. Tutaj jednak mogę pisać smartphonem.

Cóż, jeżeli nie ma Oksymorona, to myślę, że musimy poczekać. Teoretycznie mógłbym też opuścić Zdrawkę i Andrieja, jeżeli to nie krzyżuje z twoimi planami/pomysłami.)

Edytowano przez izy97
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to co? Pytanie-pułapka? Jasne, że chciała zębatego na stałe. Pytanie, co w zamian chciał jej towarzysz.

- Tak, chciałabym. Ale nie mam przy sobie amunicji, którą mogłabym ci zapłacić - odparła niepewnie. Co teraz? Kula w łeb? Nie, tu byłoby to raczej durne. Pewnie usłyszawszy, że nie ma czym mu zapłacić, po prostu zrezygnuje z oferty i tyle.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No to czas tutaj się pobawić. To w was lubię. Zawsze wszystko jest ładnie przygotowane do wszelkich akcji. Oględziny broni? Rozłożona broń gotowa do konserwacji. Przyjazd delegatów? Wywieszone wszystkie flagi i portrety. Przyjazd teściowej? Mina przeciwpiechotna pod krzesłem. Po prostu kurwa wszytko!

Powiedział, gdy dotarł na miejsce i zasiadł przy stole, wziął szkiełko powiększające i zaczął najpierw od oględzin jakości części, by wywnioskować o jej średnim stanie, gdyż jak w łańcuchu liczy się najgorsza część. Następnie zaczął baraszkować w bebechach tych gówien i je ładnie składać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stalker popatrzył na Witalija, potem na Zdrawkę. Wyglądało na to, że zbiera się w sobie. To przypominało trochę górę zbierającą się w sobie. Choć przecież Andriej nie był specjalnie masywny. Po chwili odchrząknął. Poprawił automat, podrapał się. I uśmiechnął, nawet przyjaźnie.

- Zdrawko. Wiem, że nie jesteś bogata. Wiem też, a przynajmniej tak mi się wydaje, po co chcesz "chodzić tam, gdzie są mutanty". Jesteś młoda. Jesteś też sympatyczna, albo jesteś świetną aktorką, tak czy inaczej to przydatna rzecz. Widzisz, wierzę, że czasem jeszcze można z rzeki gówna, jaka płynie tymi tunelami od ponad dwudziestu lat, wyłowić złote samorodki. Ta wiara mnie zabije. Dziś, jutro, za miesiąc, ale zabije. Zanim to zrobi, chcę z tych samorodków zrobić nić, a z nici sieć. Sieć, która wyłapie więcej samorodków. Reakcja łańcuchowa. W końcu koryto, w którym ślizgał się kał wypełni się złotem. Co chcę w zamian? Osiągnij swój cel, jakikolwiek by nie był, i skrzywdź jak najmniej ludzi po drodze.

 

Po tej swojego rodzaju przemowie przeciągnął się, odetchnął z ulgą. Sądząc po jego zachowaniu nie powiedział tak wiele słów na raz od dłuższego już czasu. Skierował uwagę na Witalija, ale nie wykazywał już oznak szykowania się do jakiejś oracji podobnej do poprzedniej. Poklepał go po plecach.

- Rachunek przyślę pocztą - sam wiedział, że po tym potoku słów żart wypadnie mało śmiesznie - na razie idź załatw, co masz załatwić, omijaj ciemne korytarze i wschodnią stronę targu. Jeśli będziesz chciał mnie widzieć, będę przy straganie z zabawkami, znajdziesz go. Bywajcie.

 

Po czym niespiesznie, swoim zwyczajowym tempem, ruszył w najciemniejszą alejkę w okolicy.

 

***

 

Wstępne, lecz wciąż fachowe oględziny wykazały, że większość części, choć nie pierwszej świeżości, była najpewniej odzyskane na tyle wcześnie, że mieszkańcom spokojnie udało się je odratować i zakonserwować. Poza tym znalazło się też sporo broni niemal fabrycznie nowej, wojskowej. Prawie na pewno dotąd nie była w użytku, co dało się stwierdzić po łagodnym tykaniu osobistego licznika Geigera, jaki, okazało się, nosił przy dupsku Arkadij. W składaniu żadnej filozofii nie było, poza najnowszymi typami broni, gdzie trzeba było chwilkę posiedzieć, by dokładnie ogarnąć co, jak i gdzie. Osobisty przydupas Hieny starał się pomagać, lecz jego rola sprowadzała się do "podaj to, odnieś tamto". Po niewiadomym czasie wszystko było poskładane, błędy usunięte. Stan uzbrojenia dało się określić jako dobry, chociaż pomimo faktu posiadania przez tę stację znacznie większej ilości broni profesjonalnej do poziomu Baumańskiej było jeszcze trochę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Białorusinka spojrzała na Andrieja, potem na mutanta, a zaraz potem znów na Andrieja.

Chwila czasu minęła, zanim informacja ostatecznie dotarła do mózgu i została przetrawiona.

Jak to?

Słuchała wypowiedzi stalkera uważnie, ale wciąż nie była pewna, czy dobrze zrozumiała i dopiero wyraz twarzy mężczyzny spowodował, że się upewniła.

Zdecydowała się pobiec za stalkerem, a kiedy już go dogoniła, uścisnęła serdecznie.

- Takiego aktu hojności to ja się w całym metrze nie doszukam! Dziękuję, Andriej. Szczerze dziękuję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No - rzucił Hiena na koniec roboty - Kupę gówna się doszukałem, ale wszystko powinno być naprawiona. Chwilę tu jeszcze posiedzę, więc jak ktoś chciałby zwiększyć swoją przeżywalność dobrą bronią, to możesz przynieść tę broń. Na razie chcę sobie zbadać pewną broń, którą znalazłem ostatnio - odrzekł do ciecia, którego imienia już nie pamiętał i wyciągnął swoje coś na kołki, czy czym to strzelało. To chciał właśnie zbadać. Zabrał się do rozkręcania i badania tego ustrojstwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij pożegnał się z stalkerem i dziewczyną i, trzymając się wskazówek Andrieja, ruszył do straganu z zabawkami, gdzie miał dostarczyć torbę. Zamierzał ją dostaczyć komu trzeba, odebrać nagrodę, a potem... nie wiadomo. Później się zobaczy... może spróbuje wrócić, może rozejrzy się po stacji albo coś. Nie spieszy mu się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Heh - powiedział krótko Andriej, odwzajemniając [prawie] niespodziewany uścisk. Ostatnią oznaką przyjaźni z jego strony było lekkie poczochranie włosów Zdrawce. Pogłaskał jeszcze zwierza, który jakoś się tak pałętał, może ze względu na to, że wciąż trzymano go na smyczy. Nie zapomniał o skinięciu Witalijowi, który poszedł sobie w swoją stronę. Potem sam pomaszerował raźno w mrok wionącej jakimś mdłym zapachem alejki. Wygłodniała ciemność połknęła go tak szybko, że wyglądało to aż nienaturalnie.

 

Dziewczyna została sama. No, prawie sama, bo podarunek postanowił przypomnieć o sobie silnym pociągnięciem smyczy w stronę targowiska, z którego przeciąg doniósł właśnie natarczywy zapach pieczystego. Co teraz pocznie?

 

***

 

Znalezienie celu z początku nie było zbyt łatwym zadaniem. Stacja była ludna, a Witowi zajęło trochę czasu przypomnienie sobie dokładnie wszelkich wskazówek, jakie otrzymał od Nikołaja jeszcze w domu. Kram z zabawkami. Ciekawe, czy ten sam, o którym mówił Andriej, czy jeszcze inny. Miejsce było spore, więc kto wie, może i są dwa stragany? Jednak po niecałej godzinie poszukiwań, wspomożonych przez popytanie tu i tam, udało mu się znaleźć, co było trzeba. Jedyny stragan z zabawkami na tej stacji. Niezgorsza buda zbita z mocnych, prawie nie ruszonych przez czas dech, część odgrodzona kwiecistą kotarą. Za ladą siedział sobie czerstwy staruszek w kaszkiecie. Wyglądał jak najbardziej typowy dziadek świata, zresztą odchodząca właśnie od "lokalu" kobieta pożegnała się z nim wołając "Miłego dnia Dziadku". To musiał być Łazariewow.

 

***

 

Cieć zniknął jak sen, uprzednio pukając w wierzeje, by go w ogóle wypuszczono. Krótką rozmowę ze strażnikiem później zniknął. Co do zdobycznej broni. Ustrojstwo było w konstrukcji dość proste. Działało pneumatycznie, więc trzeba było się czasem pomęczyć z dołączoną swojego rodzaju pompką, by strzelać. Po teście okazało się, że siła wystrzału jest wystarczająca, by zrobić komuś krzywdę, bo strzałka, czy tam gwóźdź, wbiła się w beton. Wbiła się jednak dość płytko, więc przeciwko bardziej gruboskórnym celom broń może okazać się nieskuteczna. To wszystko dało się stwierdzić bez rozkładania. Można spróbować rozłożyć broń, by dokładniej poznać jej działanie, ale nie wiadomo, jak będzie działać po złożeniu.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena obejrzał broń, sprawdził ciśnienie, była dobrze napompowana, wyciągnął z niej gwoździe i zaczął strzelać bez amunicji, by sprawdzić po ilu strzałach ciśnienie spadnie dość nisko. Potem sprawdzał jakość sprężania pompki i gdy wszystko przeliczył, załadował tę broń i zabezpieczył. Podrapał się po brodzie i poszukał wskaźnika laserowego lub mniejszej lunety.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciśnienie spadało poniżej narysowanej jakimś pisakiem czerwonej kreseczki po sześciu, siedmiu wystrzałach. Hiena nie mógł być dokładnie pewien, co oznaczała kreska, poza tym, że na pewno nic dobrego. Wszakże strzelał na sucho, więc efekty spadku ciśnienia nie były widoczne. Pompka działała naprawdę sprawnie, z boku broni znalazło się też coś w rodzaju regulatora. Nietrudno było domyślić się, że ustawia on siłę wystrzału, bo po pokręceniu w tę i wewte broń dmuchała mocniej lub słabiej. Po niecałej minucie poszukiwań rusznikarz znalazł wskaźnik laserowy używany przez wojsko. Lunety też były, teraz zostawało tylko zdecydować, co wybrać.

 

[Wskazówka do odpisu. Jeśli Feliks weźmie laser/lunetę, po pół minuty do środka wejdzie oficer prosząc, by to odłożył.]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(A raz kozie śmierć zaryzykujmy :3)

Hiena wziął wąskie kombinerki i zaczął grzebać nimi od niechcenia w miejscu gdzie był wskaźnik laserowy, jakby czegoś szukał, użył ich do wgniecenia jednego przed szkiełkiem, co powinno sprawić, że wypadnie i rurka się niegroźnie dla układów w środku zwęży. Potem chwyci go normalnie i obejrzy pod światło. Szkiełko też postara się po kryjomu schować do kieszeni. Następnie siadł przy stole i zaczął "Badać" uszkodzony gadżet. Według założeń, powinien być na tyle uszkodzony, by nie dawać już laserka, tylko słabo świecić, jednocześnie tak słabo zniszczony, by samymi kombinerkami można by było to naprawić. Dla niewprawnego oka taka usterka mogła sprawić, że dodatek jest już do wyrzucenia. I na to Hiena liczył.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij najwyraźniej w końcu dotarł do celu. Tak więc podszedł do owej starszej osoby i przemówił grzecznie
- Dzień dobry, czy nazywa się pan... Łazariewow? Otóż mam dla pana przesyłkę ze stacji Sokoł od niejakiego Nikołaja. Czy trafiłem dobrze?
Po czym pokazał jemu ową torbę z ładunkiem. Zamierzał upewnić się, że to rzeczywiście Łazariwow, dać mu torbę i odebrać nagrodę. Jak na porządnego kuriera przystało.

Edytowano przez izy97
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie trzeba było długo czekać, by do środka sali wszedł oficer. Nie wysilał się na bycie zbyt sztywnym, po prostu podszedł i poprosił bardzo miłym dla ucha, uprzejmym głosem o to, by ten odłożył wzięty nieprawnie dodatek do broni. Doświadczony rusznikarz postanowił zastosować pewną sztuczkę, brzmiącą dość skomplikowanie w warunkach bycia przepytywanym przez nieznanej rangi oficera Armii Czerwonej w najgłebszych czeluściach stacji Linii Czerwonej. Jednak wykonanie nie nastręczało wielkich trudności. Jeszcze tylko "badanie", kontrol ze strony gorliwego krasnoarmiejca, i...

- I co, nie możecie go, towarzyszu, naprawić za dodatkowe kilka kulek? Szkiełek mamy jeszcze trochę, obudowę można chyba wrzucić na maszynę, by naprostować - po głosie było znać, że nie jest tego taki pewien.

 

***

 

Sympatyczny dziadek uśmiechnął się przyjaźnie z daleka, widząc nadchodzącego Witalija. Najprawdopodobniej po prostu uśmiechał się przyjaźnie do wszystkich naokoło, w międzyczasie zdążył jeszcze skinąć z uprzejmością głową kilku przechodniom. Kiedy młody kurier wreszcie podszedł, straganiarz przywitał się z odrobiną tej wylewności, z jaką wita się niewidzianego od jakiegoś czasu znajomego. Kiedy Wit ogłosił co go przyniosło, uśmiech dziadka zdał się przygasnąć, tak na mgnienie oka, choć może to po prostu chwiejne światło dało taki efekt. Pokiwał twierdząco głową.

- Tak, tak, bardzo dobrze trafiłeś. Iłłarion Michajłowicz Łazariewow, zwany też "Dziadkiem" - tu puścił gościowi oczko. Odebrał torbę, sprawdził zawartość, po czym zaczął się kręcić tu i tam, gadając. - Co tam mój kuzyn tam ciekawego może dla mnie mieć, co? Mógłby się, jak raz, stawić osobiście, cholera. Ale jeśli go zobaczysz, pozdrów ode mnie, to dobry chłop, tylko zabiegany. Czekaj czekaj, właśnie, co to ja... Aaaa, no tak, miałem ci zapłacić za fatygę. Oczywiście nie tylko dobrym słowem. Herbatki, wody? Co w szerokim świecie?

 

Kiedy oba pytania przebrzmiały, na wolnym kawałku lady pojawiła się paczuszka, dwa filtry i jeden z przedwojennych środków przeciwbólowych w stylu ibupromu. Paczuszka była dość ciężka.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko pięknie, ładnie, ale zwierz musiał coś jeść. Zdrawka miała nadzieję, że jest zdolny polować, na przykład na szczury, jako że nie dysponowała teraz zbyt wielkimi funduszami. Mówiąc konkretniej - nie miała żadnych. Zwierz jednak mógł w tym nieco pomóc.

Dziewczyna doszła do wniosku, że najlepszym pomysłem byłoby dołączenie do karawany, może nawet jako ochrona. Postanowiła rozejrzeć się za taką okazją.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Obudowę tak, ale zobaczę jak wygląda środek tego wskaźnika. Jak będzie uszkodzone, to będzie się nadawał na Elektrozawodzką, do naprawy, do techników do wymiany, albo do wywalenia - powiedział rozkręcając gadżet. Spojrzał na oficera i spytał. - Macie tu może... a srał to pies, nie chcę mi się czekać na mierniki. Zrobię to po staremu bez narzędzi. Jakby co to mnie nie posrało, tylko sprawdzam przewodnictwo poszczególnych nóżek na płytce drukowanej - powiedział zbliżając płytkę nieco do twarzy. - To jest sprawdzę czy prąd płynie przez te małe nóżki, tak dla jasności - sprostował i przyłożył język między dwie nóżki i nacisnął przycisk światełka i momentalnie, bardzo szybko cofnął język, zupełnie jakby go kopło. I tak kilka razy, aż wreszcie nacisnął i nie cofnął języka. Przycisnął kilka razy, zrobił lekkiego zeza na tym miejscu, spoglądając na to. Sprawdził w innym miejscu, znów nic. Kolejnym, o kopło, dalej też nic. Wreszcie schował język i odłożył płytkę na stół. Sprawdził te "Nie przepuszczające miejsca" z elementami po drugiej stronie. Było ich niewiele, bo to laserek, ale zawsze jakaś elektronika tam siedzi. Zrobił badawczą minę i spojrzał na krasnoludaka. - Cóż powiem tak. To na Razie działa, ale ten element - pokazał śrubokrętem tranzystorek. - To odpowiada za przepływ prądu do diody, która przez to świeci. Jest problem z bazą. Na razie przepuszcza prąd z anody do katody, ale jej regulacja w pewnym punkcie jest uszkodzona. Krótko mówiąc, gdy wciskasz przycisk, to tuż przed włączeniem robisz mały przeskok iskry, który coraz bardziej niszczy laserek. Poświeci co najwyżej parę włączeń, a potem będzie migać i się spali całkowicie. Wątpię, że macie tu regulator do bazy tranzystora, więc proponuję panu pewną rzecz. Dam za to połowę ceny, zaniosę to do Elektrozawodzkiej gdzie to naprawię. Oraz, bo na pewno ktoś się spyta skąd mam tak dobry wskaźnik, to powiem, że u was na linii czerwonej, to taki sprzęt to normalka i wiele osób ma porządny sprzęt. A jak Baumańska będzie się Hanzę wypytywać o wasz sprzęt, to znaczy że wasz sprzęt musi być dobry. A jak Hanza się tym zainteresuje, to większość metra, będzie gadało o tym, że wasza broń, to cud, miód, malina. Ja będę miał wskaźnik i co do roboty, jak wrócę, a wy będziecie mieli znakomitą propag.. znaczy reklamę. To jak towarzyszu, wspomożecie Baumańca i tym samym swoje stacje? - Tak. Strzelić im w dumę i w patriotyzm. To jedzą z poranną kaszą. Niektórzy nawet srają ku chwale krasnej armii. Hiena liczył, że trafił na takiego oficerka, który dla chwały stacji z miejsca stanie na baczność, zasalutuje i zacznie marzyć o tych wszystkich medalach i orderach, które dostanie.

(BTW takie sprawdzanie językiem jest bezpieczne jak sprawdzanie baterii. )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...