Skocz do zawartości

Zew Metra [Gra]


Po prostu Tomek

Recommended Posts

Dimitr rozluźnił się lekko. Jednak nadal trzymał w rękach swój karabin. Rozejrzał się po innych i poszedł za ich przykładem. Nadal celował w tunel. Nagłe zniknięcie dźwięków sprawiło, że  ponownie się spiął. Czuł się dziwnie, jakby coś w metrze czekało na niego. 

-Co to do jasnej cholery było? - Zapytał cicho jakby się bał, że coś nagle na niego wyskoczy. Popatrzył na pozostałych czekając na jakieś wyjaśnienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magazynki były pełne, jak być powinny. Żołnierz schował papierośnicę i popatrzył na Witalija z półuśmiechem, jakby trochę podśmiechując się z faktu, że ten nie pali. Bo przecież palą wszyscy, którzy mogą, nawet jeśli "tytoń" w praktyce był jakimiś gównianymi grzybami. Wartownik z całą uprzejmością poinformował, że drezyna powinna nadjechać za dwie minuty, co też się stało. Po dopełnieniu formalności - przewoźnik zażądał, poza pomocą przy pedałach, jednego naboju - Wit ruszył w kierunku Aeroportu. Podróż nie była zbyt ekscytująca, żadne niebezpieczeństwo nie pokazało swej ohydnej mordy. Niestety zdrzemnąć też się nie dało, z powodu zmian przy pedałach. Otóż właśnie, pojazd był ciekawy, bowiem rzadki, rzadszy od spalinowych. Drezyna rowerowa. Wyremontowana, odmalowana, gotowa mierzyć się z szynami. Właściciel musiał mieć stalkera, i to bardzo doświadczonego stalkera, w rodzinie, bo na kasiastego nie wyglądał. Nie był specjalnie rozmowny, na kontroli przy Aeroporcie odpowiadał zdawkowo. Zaraz po dotarciu na miejsce kazał się młodemu wynosić. Teraz Witalij potrzebował albo szukać podwózki dalej, albo iść na piechotę.

 

***

 

Celujący w jegomościa Jurij zauważył pewną ciekawą rzecz. Ów nie miał przy sobie żadnego źródła światła, na pewno nie dało się jakiegokolwiek dostrzec. Człowiek zmarszczył brwi i wpatrzył się przez muszkę w twarz tragarza. Przenikliwe, ciężkie jak płyta sarkofagu spojrzenie dokładnie zczytało każdy detal jego twarzy, a potem przeniosło się powoli na każdego innego członka karawany. Tunelowy muzyk przewiesił instrument przez plecy.

- To nie jest hałas. To jest muzyka - powiedział idealnie tym samym głosem, co wcześniej. Jednak coś mówiło, że chyba był urażony. - Jestem człowiekiem i podróżnikiem. Mam swój cel. Baumańska. Jak wy. I grzeczniej proszę.

 

***

 

- Oczywiście, że mamy warzywa. Nasza stacja ma szczęście leżeć niedaleko żywieniowego serca metra. A ta restauracja ma najbardziej sumiennych dostawców. Myślę, że panienka się już namyśliła?

Pracownik czekał cierpliwie, obdarzając Zdrawkę uprzejmym, nienachalnym spojrzeniem. W międzyczasie starsza kobieta spojrzała na zegarek po raz ostatni, pokręciła głową i ruszyła w swoją stronę. W ogóle zaczęło się robić coraz bardziej pusto, jedyne, co przychodziło dziewczynie do głowy to nadchodzące przygaszenie świateł, czyli umowna noc. Co tak wcześnie?

 

[u Dymitra i Feliksa w sumie nie dzieje się nic poza oczekiwaniem, więc dla nich posta nie ma. Na razie.]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij zauwył półuśmieszek wartownika i domyślił sie o co chodzi - wszyscy palą a on jest dziwakiem, bo nie pali. Ale wydaje mu się to słuszne, nikt do końca nie wie co w tym jest, niezdrowe to jest na pewno i nic pozytywnego w sobie nie ma. Kiedy nadjechała drezyna zapłacił jeden nabój i zabrał się do pedałowania. Z początku myślał że pojedzie tak aż do Białoruskiej, jednak okazało się inaczej. Wysiadł więc z drezyny na Aeroporcie i pomaszerował do tunelu na Białoruską. Zbliżając się do końca peronu przypomniał sobie coś dość nieprzyjemnego - nie ma latarki. (Zapomniałem dać do ekwipunku). Zepsuła się po ostatniej wyprawie i chciał sobie kupić nową przed następną wyprawą. Ale cóż, musiał ruszać nagle i w dziwnych okolicznościach, więc zapomniał. A bez latarki w tunelu nawet w przypadku małego niebezpieczeństwa - koniec gry. W drodze na stację Aeroport nie potrzebował, bo inni mieli, ale teraz może być gorzej. Tak więc cofnął się do stacji, zszedł z torów i zaczął się rozglądać za straganem z tego typu ekwipunkiem. Stację znał dość dobrze, jako że tu bardzo często bywał.

Drezyną zdecydował się jechać jak już to za darmo. Tunel jest normalnie dość bezpieczny a nie spieszy mu się.

Edytowano przez izy97
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-W tunelach każdy dźwięk, choćby najpiękniejszy... Nie jest niczym ponad hałasem...

Odezwał się zimno Jurij, miał nadzieję że mężczyzna jak i i inni zrozumieją stwierdzenie, następnie ponownie obrzucił jegomościa spojrzeniem.

-Człowiek? A podróżuje w ciemnościach bez najmniejszego choćby źródła światła? Nie widziałem cię też nigdy w Hanzie, a przynajmniej nie przypominam sobie ciebie, więc skąd idziesz...

Następnie napiął się jeszcze mocniej słysząc o grzeczności.

-A czymże jest grzeczność dla tuneli? Nie zrozumiesz ich... Ale ja nie powinienem mieć więcej głosu, ja zadałem wystarczająco pytań, a czy ruszysz z nami...

Tu zwrócił się już ku dowódcy karawany jakby pytająco. W końcu on był tylko grabarzem, jednak wystarczająco jasno nakreślić co jest nie tak i że nie podoba mu się ten człowiek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czekanie dłużyło się, napięcie, z początku wywołujące dreszcze i nieznośnie skurcze, poczęło opadać. Ludzie zaczynali wykazywać oznaki zmęczenia, także Hienie i Iskrze broń coraz bardziej ciążyła, wzrok się rozmazywał, i tak dalej. Przewodnik patrolu już podniósł dłoń, by odwołać alarm, kiedy w tunelu pokazało się światło. Wszyscy znowu zmusili się do czujności, zaraz do światła doszedł cichy pomruk. Prędko dało się poznać, że to drezyna. Gdy przybysze znaleźli się w zasięgu ostrzału Pietia krzyknął:

- Stać, kto jedzie?

- Karawana z Komsomolskiej! - dobiegła odpowiedź.

- Czerwoni?

- Hanza!

 

Dalej nastąpiła standardowa procedura wstępnej, pobieżnej kontroli, w której głównie chodziło o to, czy ludzie faktycznie są ludźmi i czy nie zaczną nagle rozwalać wszystkiego i wszystkich dookoła. Chwilową ciekawość wzbudził ewidentnie mający wszystko gdzieś koleś siedzący na miejscu między wagonikami, który miał zamiast broni przewieszony przez plecy dość intrygujący instrument. Na wszystkie pytania odpowiadał spokojnie, rozważnie i bardzo krótko. Pietka, odwrócony do tunelu, popukał się w głowę, a Timur roześmiał, gdy nieznajomy uprzejmie poinformował, że to on grał i przeprosił za niedogodności. W pewnej chwili któryś z patrolu odwrócił się do wszystkich wartowników.

- Ej, jest tu Hiena, czy podobnie? Mam, kurwa, ogromną nadzieję, że jest, bo naczelnik Baumańskiej bardzo, bardzo chce go widzieć. Jak najszybciej.

 

***

 

[izy ma u mnie propsy dobrego gracza. Zapomniałeś dać latarki, więc nie dodałeś jej sobie, i do tego wymyśliłeś czemu jej nie masz. Prawilnie.]

Oblatana stacja nie była w stanie ukryć przed dzielnym Witalijem jakichś większych sekretów, przynajmniej z tych choć odrobinę legalnych. Dlatego po kilku minutach spędzonych na przypominaniu sobie dokładnej drogi dotarł do targu. Jak to na metrowym targu, pachniało tu dość szczególnie, nie wiadomo czym, bo wszystkim po trochu. Tak i stragany były wypełnione najrozmaitszymi rzeczami, choć to było nic w porównaniu z targami większych stacji Hanzy. Niewiele czasu zajęło mu znalezienie odpowiedniego kramu, choć ten zmienił miejsce postojowania o dobre kilkanaście metrów. W końcu, po targowaniu się i uiszczeniu kwoty 20 nabojów, dobrej jakości latarka z bateriami znalazła się w posiadaniu młodego kuriera. Na drezynę bidulka się nie załapał. Za ostatnim posterunkiem Aeroportu rozpościerała się nieprzebita ciemność. Wit ruszył odważnie w mrok. Co go spotka? Poza przeciągiem gdzieś z góry, oczywiście.

 

***

 

Jegomość stał sobie spokojnie między szynami, zwracając chłodny, przenikliwy wzrok to na Jurija, to na kupca - dowódcę karawany, zdając sobie sprawę, że to na tych dwóch mężczyznach, jednym pośrednio, spoczywa ciężar decyzji przyjęcia obcego człowieka. Aktualny szef Jura pocił się, i to tak mocno, że było to widać w świetle latarek. Wyraźnie walczył ze sobą, strzelał wzrokiem pomiędzy twarzami tunelaka i muzyka. Ostatni raz spojrzał na tego ostatniego i odetchnął głęboko, jak przed skokiem z urwiska do wody. Nawiasem, wysokiego urwiska.

- Kurwa... - wyszeptał, a potem powiedział głośno - wsiadaj pan, tylko nie próbuj niczego głupiego. No i jeśli myślisz, że jedziesz za frajer, to się grubo mylisz.

- Dziękuję za dobrą wolę. Nie będę sprawiał żadnego kłopotu. Handlarzu, ze względu na zrozumiałą podejrzliwość spieszę wyjaśnić, że pochodzę z Krasnopresnenskiej, oto paszport. A ty, chłopcze - rzucił ciszej, ale wciąż słyszalnie, przechodząc obok tragarza, by zająć miejsce na styku wagonów - niewiele wiesz.

 

Po chwili karawana z pomrukiem silnika ruszyła w głąb tunelu. Dalsza podróż odbywała się spokojnie, podróżnik, którego zdecydowano się zabrać siedział nieruchomo, po turecku, z rękami na kolanach. Nie grał, zapewne nie chciał nikogo tym deprymować. Teraz, gdy można było mu się bliżej przypatrzeć, dało się dostrzec, że ma nierosyjskie rysy. Wyglądał bardziej na jakiegoś Turkmena, Kazacha czy coś. W końcu w ciemności pojawiło się miękkie, czerwonawe światło, a w jakiś czas potem do karawany doleciało gromkie:

- Stać, kto jedzie?

- Karawana z Komsomolskiej! - odkrzyknął jeden z ochroniarzy.

- Czerwoni?

- Hanza! - tu wtrącił się kupiec, z nutą dumy w głosie.

 

Zaraz po tym nastąpiła krótka kontrola wstępna. Wartownicy nawet nie sprawdzali ładunku, popytali tylko z której stacji i poinformowali, że przy następnym posterunku należy schować broń. Nie umknął im niecodzienny gość, którego trochę pomaglowali, lecz nie udało im się wyciągnąć zbyt wiele. Odpowiadał prosto, krótko i treściwie, nie wzbudził też niczyich podejrzeń, choć po tym, kiedy kupiec powiedział, że zabrali go z tunelu, gdy szedł i sobie grał, a on to potwierdził, ktoś przy barykadzie popukał się w głowę. Jakiś młodzian nawet parsknął śmiechem.

 

***

 

Biedna dziewczyna nie mogła siedzieć w ciepłej restauracji ani chwili dłużej. Kelner, uprzejmy do granic możliwości, po krótkiej pogawędce wywalił ją poza obręb restauracji, w której już rozpoczęło się wieczorne sprzątanie. Zdrawka obawiała się trochę pałętania się samemu po tej stacji, zwłaszcza, że niektórzy maruderzy bardzo się ucieszyli z tego, że ją wyproszono, lecz jakoś zdołała sobie poradzić. Do tego bardzo prosto, otóż zupełnie niechcący trafiła na ową starszą panią, co to wcześniej tak patrzyła na zegarek, czekając nie wiadomo na co. Okazało się, że czekała na swojego krewnego - najpewniej syna- który to wrócił z powierzchni, prowadząc nic innego jak... mutasa, za którym Zdrawka tutaj zasuwała. Babcia zgodziła się, by obca dziewczyna została u nich na krótki czas, w zamian za sprzątanie i pomniejszą pomoc. Nie mając co ze sobą zrobić, a pałając chęcią zapoznania się z mutantem Białorusinka zgodziła się.[Zawieszam akcję dla Nocturnal, gdyż ta ma urlop]

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena uspokoił się na widok drezyny i rozluźnił chwyt jego ubojnika. Wyprostował się nawet, gdy ta była sprawdzana. Przeciągnął się, prostując kości i mięśnie i właśnie szedł do ogniska, drapiąc się po tyłku, by klapnąć i doczekać końca zmiany, gdy ktoś wypowiedział jego imię. Na szczęście to był jego kumpel, z którym często żartował, stąd te szorstkie zawołanie, jak zwykle się koleś nawet nie przywitał. Podszedł do niego i krzyknął mu w twarz:

- To nie ja! Nie macie dowodów! Nic mi nie udowodnicie! - Jako potwierdzenie swoich słów, Hiena pchnął patrolowca w tył i zaczął biec w stronę stacji, lubił biec i często an powierzchni to robił, gdy razem ze stalkerami robił wypady do fabryk i sklepów jako spec od sprzętu, więc każda okazja do jakiegokolwiek treningu była dobra. Zatrzymał się przy wrotach do Baumańskiej i powiedział do pilnujących jej kiepów:

- Siema, nadzorca mnie wzywa, otwórzcie wrota!

Odczekał, aż się uchylą, bo dla jednego kolesia nie otworzą jej całkowicie, strata prądu. Przeszedł i poinformował dodatkowo o drezynie, która tutaj jedzie. Następnie udał się prosto do szefa i zapukał do drzwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij, niestety jest dość ciężko obładowany - pm przewieszony przez jedno ramię, torba przez drugie oraz plecak z tyłu. Normalnie ładunek pakował do plecaka. Może i sensowniej byłoby go zostawić w namiocie, jednak w sumie... zawsze go ma ze sobą, trzyma tam wszytko co ważne. Tak więc mimo to w miarę szybkim krokiem ruszył w głąb tunelu z latarką w ręku , która na razie jest wyłączona. Rzecz jasna przy straganie ją wypróbował i ma nadzieję że trochę wytrzyma. Za tą sumę...
Nie sądził żeby mu z sufitu nagle miał spaść jakiś potwór, jednak pistolet maszynowy był załadowany, a świeżo otrzymane magazynki leżały na wierzchu torby. Przy ostatnim posterunku na chwilę się zatrzymał by być może zaczerpnąć jakichś mniej lub bardziej ważnych informacji.
- Siema, w tunelu cicho jak zawsze? No bo wiecie, w tunelach to nigdy nic nie wiadomo...

Edytowano przez izy97
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Pchnięty mężczyzna poleciał na szyny z mimowolnym półkrzykiem. Wszystko potoczyłoby się tak jak miało, jako zwyczajny żart, gdyby nie fakt, że nieszczęśnik zupełnie przypadkowo pociągnął za spust. Kula urwała ucho kupcowi, który zawył i spadł z drezyny. Timur zestrachany strzelił gdzieś w tunel, echo zwielokrotniło odgłos, naraz trzasnął rewolwer dowódcy patrolu, kula też pomknęła w mrok. Resztki napięcia sprawiły, że nie minęło mgnienie oka, a większość z obecnych waliła po wszystkim dookoła, w tym czasem do siebie nawzajem. Niski huk strzelb mieszał się z palbą karabinów, rewolwerowymi trzaskami i puknięciami erkaemów. Kanonada trwała dobre pięć minut. Efektem było oderwane ucho kupca, lekkie poranienie wszystkich ochroniarzy gdzie bądź, Jurija - w ramię, Timurowi kula przeorała bok głowy, Iskrze rozpieprzyła mały palec lewej ręki. Pietka w zdumieniu popatrywał na krew powoli sączącą się ze strzaskanego kolana. Znajomy Hieny, który to wszystko zaczął, leżał sobie na torach, nie ucierpiał. Grajkowi też jakoś nic się nie stało.

 

Gdy tylko hałas z tunelu przybrał na sile, odźwierny siłą wciągnął Felixa do środka, po czym popchnął w stronę głębin stacji.

- Skoro i tak tam idziesz, poinformuj o rozwałce - powiedział rozkazująco, po czym natychmiast zaczął wydawać polecenia do reszty baumańczyków pilnujących wrót. Ci sprawnie zajęli stanowiska bojowe w niby-bunkrach wzniesionych po bokach wrót, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. W tym czasie Hiena dotarł już do naczelnika. Wąsaty jak pewien znany hydraulik, postawny mężczyzna gestem wskazał mu szkolne krzesło naprzeciw biurka.

- Herbaty, wody, może czegoś na rozgrzewkę? - zapytał włodarz uprzejmie. W zależności od odpowiedzi polał sobie i gościowi lub poprosił sekretarza o zabranie szklanek i dzbanków. - Dostałem pewną propozycję od czerwonych. W szczegóły wnikał za bardzo nie będę, ale powiem ci, że dla naszego sojuszu to dość opłacalne. Rozchodzi się o sprawdzenie komuchom ich broni stacjonarnej na stacji Komsomolskiej i może, choć to miało być do ustalenia na miejscu, jednej lub dwóch kolejnych stacjach. Niby kuźnieccy technicy mogliby im to zrobić, ale ze względu na naszą reputację, podnoszenie relacji i inne pierdoły chcą kogoś od nas. Ty się na broni dobrze znasz, w fabryce pracowałeś niemalże odkąd powstała. Przy okazji potrzebuję kogoś zaufanego, o dobrej pamięci i sprawnym umyśle, by uzyskać trochę informacji o ich broni, druga taka okazja może się nie nadarzyć. Tak na wszelki wypadek. Oczywiście za darmo robić nie będziesz. Czy wchodzisz i co, oprócz, powiedzmy, ćwierci skrzynki nabojów chcesz w zamian?

 

***

 

Ostatni posterunek Aeroportu nie wyróżniał się jakoś specjalnie na tle innych posterunków, poza tym, że jego dowódca był upartym sukinsynem. Po całej Federacji Dynamo krążyła pewna historyjka. Podobno zawsze, kiedy to jego ekipa trzymała wartę na barykadzie z worków z piachem, cegieł i desek dumnie powiewała wypłowiała flaga Związku Radzieckiego. Co ciekawe, facet nie był komunistą, bo się nie przeniósł na Linię Czerwoną. Historyjka mogła być zmyślona, bowiem Witalij żadnej flagi nie widział. Zamiast tego wartownicy ochoczo objaśnili, ze śmiertelną powagą, że powinien się strzec, gdyż w tunelu zagościła jakaś nieznana groza i wcięło całą karawanę. Naczelnik już wie, mówią, i młody na pewno zauważył podwojone warty. Faktycznie kolesi na poście było jakby więcej niż powinno być. Choć uzbrojeni byli jak zwykle.

 

***

 

Zdrawka obudziła się nagle, czując, że coś jest nie do końca w porządku, rozejrzała się. Ach tak, oczywiście. Niezbyt duża kwatera, choć jak na stacyjne warunki, gdzie sporo luda mieszka w namiotach albo wręcz na ziemi, to prawdziwa willa. Od razu po przebudzeniu przypomniała sobie wycieczkę i jej cel, nieco później babinę i jej syna stalkera. Wstała pomału, przecierając oczęta, po czym przeszła z części sypialnej do części dziennej. Tam zastała panią domu, modlącą się z czotkami w rękach. Na stole, na dwóch talerzach, stała parująca wieprzowina, ozdobiona karłowatym i jakby pomiętolonym ogórkiem. Z talerza numer jeden zajadał średniej postury mężczyzna, którego jedyną rzucająca się w oczy cechą była blizna ciągnąca się od czoła po potylicę. Tajemnicze stworzenie siedziało sobie zupełnie spokojnie dokładnie na środku pokoiku i patrzyło na Zdrawkę ciekawie.

- Zjedz coś, dziecino - odezwała się naraz babcia. - Potem pomożesz przy... tym czymś, Andriej chce go sprzedać Hanzie, więc będzie dużo chodził, skoro to-to takie potulne. Ale trzeba to karmić i sprzątać... i pilnować.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena usłyszał strzał, potem kolejne i cała nawałnicę wystrzałów i zastanawiał się co tam się stało. Może mutki zaatakowały, albo zasadzka drezyny, jednak wiedział jedno. Lepiej zwiewać póki można. Przecisnął się przez wąsko otwarte wrota i kiwnął głową na znak, że rozumie. Biegł jak najszybciej i zdyszany dotarł do naczelnika. Usiadł na wskazanym miejscu i poprosił o zwykłą wodę. Słuchał tej oferty, co by nie rzec bardzo opłacalnej i nie do odmówienia, zważywszy na okoliczności polityczne. Poskrobał się po głowie i upił większy łyk wody, myśląc co by zabrać ze sobą. Po chwili namysłu odpowiedział:

- Najbardziej klucz płaski i śrubokręt, ale to raczej będą mieli. Hmmm... Może się przydać maska przeciwgazowa i dwa, lub trzy filtry do niej. Klip, kartka i ołówki dwa, na wypadek, gdybym miał problem z wydostaniem się na Baumańską, to mógłbym komuś notkę wysłać z tym ich stanem uzbrojenia. I w sumie to tylko wizy, ale to już chyba na ich stacjach dostanę. Plus znam te takie jednorazowe wyjazdy. Jedziesz jako spec na jedną stację i nagle zainteresowanie wielkie, bo spec i każda stacja naokoło chce pomocy, porady, ulepszeń, bla, bla, bla, ale wchodzę w to. Może czerwoni mają jakieś sztuki, o których nie wiedzieliśmy - Wstał i otrzepał spodnie, tak z przyzwyczajenia, ale wtedy lekko klepnął się w czoło i dopowiedział - Aha i jeszcze jedna sprawa. W tunelu między nami, a Kurską doszło do strzelaniny przy naszej bramie. Tak na pięćdziesiątym metrze. Nie wiem o co chodzi. Najpierw był dziwne dźwięki jakby gitary, a potem nadjechała drezyna z Hanzy, jeden z naszych mnie zawołał do ciebie i gdy byłem już trochę od tego wszystkiego, to zaczęli strzelać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czuła się dziwnie wyspana. Może dlatego, że nie była zbyt przyzwyczajona do uczucia, kiedy trudno jest się zwlec z łóżka rano.

Zdrawka przywitawszy się usiadła przy stole i zaczęła jeść swój posiłek. Aż ją nosiło na widok mutanta i czuła, że długo w miejscu nie usiedzi. Talerz został opróżniony w zawrotnym tempie.

- To co mam robić? - zapytała dziewczyna. - Słyszałam, że bestia jest jadowita. Udziabał kiedy kogoś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij nieźle się zdziwił słysząc o jakiejś grozie akurat w tym tunelu
- Coś takiego, i to tu? Na pewno? Może ich coś tylko zatrzymało. A komuś już się udało przebyć bezpiecznie tunel, po zaginięciu karawany? Czy może sobie jaja robicie...
Witalij nie zamierzał wchodzić w niepotrzebne ryzyko dla jakichś leków... Nie spieszyło mu się zbytnio. Jeżeli sobie z niego nie żartują to wolałby nie iść sam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iskra siedział spokojnie z karabinem w dłoniach do czasu, kiedy usłyszał pierwszy wystrzał. Podniósł trochę broń rozejrzał się co się dzieje. Widział, że inni strzelają w stronę tunelu i mimowolnie też zaczął tam strzelać. Zaczął powoli głuchnąć od huków wystrzałów. Po chwili poczuł ból w lewej ręce i upuścił karabin na ziemię.

- A cholera! - Zaklną i popatrzył na swoją dłoń. Zobaczył rozwalony mały palec. - Cholerne strzelanie - Przyłożył dłoń do rękawa bluzy i mocno przycisnął chcąc chodź trochę zatamować krwawienie. Rozejrzał się wokół co się stało z innymi. Szukał wzrokiem dowódcy aby zgłosić mu, że musi się udać do punktu medycznego lub chociaż po jakiś opatrunek na dłoń. Karabin podciągnął do siebie aby nie stracić go w całym tym zamieszaniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wszystko czego potrzebujesz, dostaniesz od kwatermistrza, o ile pokażesz mu - tu wręczył ci niewielki świstek papieru pakowego - to. Nazwijmy to twoją legitymacją służbową.

Naczelnik sam napił się trochę wody, widocznie nie chcąc specjalnie odstawać od gościa. Dostojny wąs zafalował w ukontentowaniu. Zaraz jednak lekki uśmiech zastąpiło nie mocniejsze zaskoczenie, szybko zamaskowane.

- Strzelanina na posterunku, drezyna z Hanzy? I nic nie wpadło ci w...

W tym dokładnie momencie do środka biura wpadł Timur, zdyszany i z kawałkiem rękawa przyłożonym do skroni.

- Komendancie, na posterunku była strzelanina - i wtedy zauważył Feliksa, który właśnie zamierzał wyjść - ale to chyba już wiecie. Czejś Hiena. Nie wiemy, czego nagle wszystkim odjebało, ale mamy sporo rannych. Pietka, ja, Iskra, i prawie wszyscy z karawany. Łapiduchy będą miały pełne ręce roboty.

- Czyli to nie był żaden wraży atak? Żadna zasadzka?

- Nie, panie-towarzyszu komendancie, to po prostu wypadek.

- No, to powinniśmy wyjaśnić, co za kretyn zaczął tę zabawę... na razie idź odkazić to gówno. Posłać kogoś po rannych?

- Unkh - zaklął Timur. - Piotr Kortasow raczej już nie pochodzi, dziura w kolanie. A i hanzowcom by się nosze przydały.

- Przekaż to łapiduchom, jeśli łaska. Wracając... Z Bogiem, Hiena.

 

***

 

Dymitr z pewnym trudem przycisnął dłoń do rękawa bluzy. Ręka jakby nie chciała go słuchać. Szok pourazowy, czy jakie znowu cholerstwo? Po dłuższej chwili starań w końcu udało mu się przycisnąć resztki palca do ściągacza na rękawie. Ten powoli zabarwił się na piękny, królewski wręcz karmazyn. Mężczyźnie nieco szumiało w głowie, czuł się dziwnie, jakby ospały. Na pewno nie od upływu krwi, bo mało wyciekło. W końcu nawet najbardziej paranoidalny obłąkaniec opuścił broń, zdając sobie sprawę, że zagrożenia, póki co, nie ma. Baumańcy ocenili straty, pomogli mniej doświadczonym hanzowcom. Nieźle się pokiereszowali. Część, w tym dowódca posterunku, nie mogła chodzić. Dymitr był jednym z nielicznych, którzy jako tako potrafili utrzymać broń, choć krwawienie nie ustało, a tylko się zmniejszyło. Może iść na stację o własnych siłach. Lub zostać z poszkodowanymi.

 

***

 

Wartownicy zastygli na moment w milczeniu, z twarzy jednego z nich można było wyczytać niepewność. W końcu, po dłuższej chwili kontemplowania ścian i sklepienia tunelu dowódca przewrócił oczami.

- Przejrzałeś nas, cwaniaczku. Nowych nabieramy, że niby się tu jakieś gówno zalęgło. Daję ci dwa naboje i morda w kubeł, jasne? - wysunął na dłoni dwa prawdziwe, wojskowe naboje. Z drugiej strony, wyglądał na tyle groźnie, że kazało to myśleć o odmowie jako jednej z gorszych alternatyw.

 

***

 

Zdrawka nie dała sobie dwa razy powtarzać. Ledwo siadła do stołu, śniadania, a może obiadu, już nie było. Matka stalkera tylko się uśmiechnęła na ten widok. Sam mężczyzna zjadł swój posiłek powoli, spokojnie. Jego ruchy przywodziły na myśl człowieka nawykłego do zużywania każdej chwili wolnego czasu. W końcu i on wstał od stołu, po czym podszedł pewnie do leżącego na "dywanie" [kartonie] mutanta. Delikatnie przeciągnął ręką po jego grzbiecie, uważając, by nie dotknąć ogona. Babcia milczała, pogrążając się w liczeniu węzłów na czotkach.

- Podejdź - powiedział nagle stalker głosem przywodzącym na myśl zdartą płytę. - Pogłaskaj. Omijaj ogon, bo wtedy gryzie. Jest jadowity, masz rację, zabrał Iwana Złe Oko. Poza tym to prawie zwierzak domowy. Nie krzywdzi, da się głaskać, bawi się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena wziął papierek i podziękował. Już wstawał do wyjścia, gdy do biura wszedł Timur. Przywitał się z nim i powiedział:

- No właśnie, kto zaczął strzelać. Ja byłem już odwrócony i biegłem w stronę bram, gdy padły pierwsze strzały. Może któryś z Hanzy źle to odebrał. Wiadomo po której stronie padł ten pierwszy strzał? Ale ja już pójdę po ten sprzęt. Trzymaj się Timur, dzięki Naczelniku, ale znasz moje relacje z bogiem.

Hiena wyszedł z gabinetu i w duchu czuł, że to w jakiś sposób on wywołał tę rozwałkę, więc wolał, żeby go nie było w pobliżu jak się wkurzą wszyscy. Poszedł od razu do kwatermistrza pokazując "legitymację".

- Naczelnik kazał mi wziąć ćwierć skrzynki naboi wojskowych, maskę, trzy filtry, dwie kartki, klip, czy tam deskę jak to tam nazywasz oraz dwa ołówki. Mam jechać na sprawdzenie stanu broni po stacjach, więc przyda mi się to i owo.

Wziął i schował te przedmioty do swojego plecaka i udał się do wrót na Kurską.

- Witam znowu. Podobno nieźle się postrzelali w tym tunelu. Możecie mi trochę uchylić, muszę iść z rozkazu naczelnika do Kurskiej, a nie chce mi się czekać na tę drezynę, aż wyjdzie ze szpitala i mnie podwiezie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dimitri podniósł się z lekkimi oporami. Wiedział, że będzie żałował swojej decyzji ale postanowił zostać na miejscu. Podniósł broń i podszedł do zasłony aby zająć lepszą pozycję w razie jakiegoś zagrożenia. Rozejrzał się jeszcze szybko.

- Jest tu ktoś, kto może chodzić? - Zapytał po wszystkich. - To niech się ruszy i poinformuje, że potrzebni są tutaj inni ludzie. Bo cholera sam nie mogę bronić tego wejścia - Dodał po czym skupił swój wzrok na tunelu. Oddychał trochę szybciej. Było to spowodowane ostatnią strzelaniną. Adrenalina jeszcze całkowicie go nie opuściła.

Cholera znam się na elektryce a nie na strzelaniu. Powinienem pracować przy jakiś urządzeniach a nie bronić tunelu Rozmyślał lekko zrezygnowany Iskra jednak nadal stał z karabinem w rękach i celował w tunel.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz Witalij (i ja też) był już kompletnie zbity z tropu. Żart żartem... ale że płacą za milczenie? Wziął naboje i ruszył kilka metrów w kierunku tunelu, po chwili jednak stanął, odwrócił się i zapytał
- No dobra... Ale czemu was w takim razie jest aż tylu na posterunku?
Jeżeli jednak wartownicy nie zdecydują się zatrzymać młodzieńca zamierzał wyruszyć. Po pierwsze to normalnie jest bezpieczny tunel, po drugie, ci wartownicy to idioci i po trzecie, gdyby rzeczywiście coś takiego się tutaj stało, to by tu się już pół "armii" konfederacji farm plus jakiś pułk szturmowy hanzy zebrało. Mięso dla i luksus dla hanzeatów ponad wszystko.

Mimo to pistolet maszynowy trzymał w ręku, a latarka była zapalona.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdrawka z miną fachowego badacza podeszła do zwierza i zaczęła go głaskać. Miły kontrast po tych mutantach, którym czoła musiała stawiać jej rodzima stacja... i pewnie całe metro.

- I on się sam tak tu zaciągnąć dał? - zapytała. - Nie protestował?

Wyjęła z torby notatnik i ołówek i zaczęła pisać swoje spostrzeżenia i szczegółowy opis bestii.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kwatermistrz rzucił okiem na papierek, potem dla pewności rzucił i drugim. Kiedy upewnił się, że wszystko jest w porządku, wydał cały sprzęt, jakiego Hiena zażądał. Mężczyzna nie był zbyt rozmowny, spakował wszystko czego potrzebował i ruszył w kierunku wyjścia, zatem i kwatermistrzowi jakoś nie chciało się zagadywać. Po krótkiej wędrówce korytarzami i peronami znalazł się przed bramą, gdzie strażnicy nie omieszkali nieco go powypytywać. Następnie uchylili mu wrota. Zresztą, nim Hiena przeszedł dziesięć metrów otworzyli je na oścież, bo oto wreszcie nadchodziła kawaleria, to jest lekarze i zmiennicy postrzelanych strażników. Przez jakiś czas szli sobie razem, przy feralnym posterunku oczywiście się rozdzielili. Feliks wyłowił wzrokiem Dymitra, który sterczał jak kretyn przy barykadzie i wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć. Potem ruszył w głębiny tunelu.

 

***

 

Jak na zawołanie, na posterunek wpadło kilku uzbrojonych ludzi, którzy sprawnie zabezpieczyli miejsce zdarzenia oraz medycy, rozpoznawalni po rzeźnickich fartuchach. Zaraz też rannych niezdolnych do chodzenia zapakowano na wolne miejsca w konwoju. Wcześniej ich oczywiście wstępnie opatrzono. Wkrótce kawalkada była gotowa, by ruszyć na stację. O Iskrze też nie zapomniano. Jeden z lekarzy zajął się jego palcem, po czym podał mu bidonek z wodą.

- Łyknij, dobrze ci zrobi. Powinieneś iść na stację, przebrać się czy coś, i odpocząć. A potem ktoś z was powinien zameldować, co zaszło.

 

***

 

- Dla lepszego efektu. A teraz zawijaj i pamiętaj, że jak coś komuś piśniesz, to przemeblujemy cię trochę.

Po tym szczerym, niezwykle przyjacielskim wyjaśnieniu Witalij udał się podziemnym szlakiem ku Dynamo i dalej, prosto do swojego celu. Z początku towarzyszyło mu palące światło reflektora, z czasem zanikło i młodzieniec był zdany tylko na swoją latarkę. Z początku tunel był jeszcze w miarę zadbany, niemal jak przed wojną, później teren zrobił się nieco trudniejszy. Choć na więcej przeszkód, niż powyginane korzenie czy kupki gruzu lub innego śmiecia Wit się nie natknął. W końcu z drugiej strony pojawiły się światła pierwszego bastionu Dynamo, nie minęło wiele czasu nim rozpoczęła się rutynowa kontrola w stylu "skąd, dokąd, po co". Faktycznie, droga okazała się całkowicie bezpieczna, a historia z nieznaną grozą zmyślona. Po kontroli stacja stanęła przed kurierem otworem. Nie różniła się za bardzo od Aeroportu, poza tym, że tutaj kręciło się nieco więcej uzbrojonego luda. Wiadomo, granica. Całe miejsce przesycał wszechobecny zapach gnoju i skór.

 

***

 

Mutant dał się spokojnie pogłaskać, ba, nawet czasami poruszał się tak, by ręka dziewczyny trafiała w inne miejsce, zatem sprawiało mu to przyjemność. Gulgotał przy tym gardłowo, co zapewne było czymś na kształt kociego mruczenia. Nie był jakiś specjalnie duży, na oko wysokości tucznika, lecz oczywiście dużo zwinniejszy i jakby dłuższy. Skórę pokrywała gęsta, krótka sierść, szaroczarna, z wyjątkiem ogona, który pozostawał łysy. Trójkątna głowa podłożyła się pod dłoń Zdrawki, szpiczaste uszy przylgnęły do czaszki. Ogólnie zwierzątko sprawiało raczej pozytywne wrażenie. Sądząc po zachowaniu i ogólnej charakterystyce, choć drapieżnik, to do szczytu łańcucha pokarmowego sporo mu brakowało.

- Użarł Iwana, mówiłem. Choć to Iwan zaczął, popełnił głupi błąd. Wytargał go z dziury za ogon. Potem wywabiłem go ochłapem. Dziwny mutant. Lubi pieszczoty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wartownicy idioci, jaja sobie robią... z tunelami nie ma żartów! - pomyślał sobie Witalij dochodząc do Aeroportu. Tyle nerwów na nic. Chociaż... zarobił te dwa naboje.
Po kontroli zamierzał ruszyć dalej. Nie miał po co się zatrzymywać. Był wypoczęty i spokojny. Dojść na Białoruską - Promienistą to raczej nie problem. Chwila. Okrężna, Promienista... Na okrężną miał iść. To może być trudniejsze... Ma nadzieję że Hanza wyda krótką przepustkę, jako że już zdarzało się mu tu bywać, szczególnie skoro był i jest czysty... na ciele i sumieniu... Zobaczy się. Tak więc wkroczył do tunelu w kierunku Białoruskiej. Pewno odbyła się kolejna kontrola na "przejściu granicznym". Wartowników na posterunku zignorował. Nie zamierzał się wdawać w kolejne głupie gadki, a tunele w tej okolicy są w sumie bezpieczne. Pistolet maszynowy leżał na wierzchu torby. Latarkę trzymał w ręku.

Edytowano przez izy97
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena minął barykady bez słowa i udał się w ciemny tunel, zostawiając posterunek z rannymi, którzy nie wiadomo dlaczego zrobili z siebie cele do trenowania. Jeszcze przed skrajem światła reflektorów zapalił swoją latarkę na czoło. Dobrze, że naładował ją do pełna przed pójściem na zmianę. Zawsze to robił, bo w przypadku jakiś dziwnych zdarzeń warto nie martwić się o to, czy nie zostaniesz w ciemności, z czymś co może cię zabić w chwilę. Wtedy warto skupić się całkowicie na przeżywaniu.

 

Tak więc odpalił swoje światło i ruszył w głąb metra. Był czujny jak każdy na jego miejscu, jak wszyscy w tym metrze. Mimo, że drezyna przejechała tędy dosłownie chwilę temu, to dalej z różnych dziur może coś wyjść w najmniej chcianym momencie. Strzelbę trzymał przy sobie odbezpieczoną i lufa zawsze była skierowana tam gdzie patrzył. To też pewien sposób na przeżycie. Strzał do wszystkiego co wydaje się nie być przyjacielskie na pierwszy rzut oka. Do tych przyjacielskich też w sumie można strzelać, bo to trochę dziwne jak pluszowy miś macha ci swoją pluszową łapką w ciemnym kurwa tunelu. Bo to po prostu podejrzane. Choć i tak to nic w porównaniu z powierzchnią, która jest nieoznaczona i nie wiadomo które uliczki są niebezpieczne i co gdzie siedzi. Zwłaszcza, że to "coś" może się przemieszczać. Tak, tunele to pewne niebezpieczeństwo, swojskie niebezpieczeństwo i bardzo dobrze znane. To dawało pewne bezpieczeństwo poruszania się.

 

Tak jak teraz. Dziwnę odgłosy, stukania w rury, których nie wolno słuchać, bo jak przyłożysz ucho do rur, to usłyszysz jęki zmarłych i oszalejesz, malutkie odgłosiki kroków szczurów i jakieś nowe gówno dobiegające z jednego z odpływów. To akurat wolał nie sprawdzać i ominął je szerokim łukiem, waląc w to miejsce światłem latarki. Po dłuższym czasie podróży dotarł do ściany światła. Pierwszy posterunek Kurskiej. Podszedł do strażników i przedstawił się i tak dalej te cholerne procedury. Następnie puścili go dalej, do bram, gdzie kolejni zasrani strażnicy znów wypytywali go do cholery o jego zakichany cel, dokumenty, tożsamość i inne mało ważne śmieci. Wreszcie wrota się otworzyły i mógł wejść na jedną z wielu stacji, służącą do zagarniania naboi z kupców. Hanza, jak to dumnie brzmi, właściwie, to ani trochę, ale musi teraz znaleźć jakiegoś idiotę, który zajmuję się karawanami i wypytać go o drezyny do Komsomolskiej.

Edytowano przez Serox Vonxatian
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Szukanie "idioty od drezyn" nie było bardzo wymagającym zadaniem, zważywszy na to, że Hanza miała to do siebie, iż zawsze ktoś tamtędy przejeżdżał, w końcu Linia Okrężna. Gorzej było z ceną. Kupcy z Hanzy brali mało za przewóz, za to żądali pomocy przy załadunku, rozładunku i ochronie karawany. Kupcy niezależni bardzo różnie, ale zawsze drożej od Hanzy. Najwięcej brali kolesie zajmujący się transportowaniem tylko i wyłącznie ludzi, za to miało się zapewniony wygodny [hy hy] przejazd, ochronę, a czasem nawet namiastkę zupy, czyli wodę z tajemniczym mięsem. Nic tylko brać, wybierać. Och, jeszcze jedno. Zwykle wyjawienie celu podróży zwykło podnosić cenę standardową o kilka kulek. Ostatecznie po zorientowaniu się Hiena skonstatował, że najtańszy przejazd to jedenaście nabojów, najdroższy 36.

 

***

 

Białoruska Promienista powitała Witalija oczywiście... kontrolą. No kto by zgadł. Tym razem jednak strażnikom wyraźnie się nie chciało, dowódca warty musnął wzrokiem paszport nawet nie każąc go otwierać i przepuścił chłopaka. Na stacji panował rozgardiasz, znacznie większy niż w jako tako zorganizowanej Federacji. Zasłyszane ploteczki oraz zwyczajny zdrowy rozsądek kazały zwracać szczególną uwagę na pilnowanie plecaka i kieszeni. Wszak nigdy nie wiadomo, kiedy jakiemuś lokalnemu łachmycie przyjdzie ochota wzbogacić się cudzym kosztem. Jakby na potwierdzenie Wit został potrącony przez tutejszego byczka.

- Co kurwiu, łazić się nie potrafi? - zagadnął niezwykle uprzejmie winowajca.

 

***

 

Andriej widocznie nie podzielał podekscytowania Białorusinki, lub też zupełnie nie dawał tego po sobie poznać. W spokoju rozprawił się z resztą posiłku, wstał, poszwendał się po domu zbierając różne rzeczy, zapewne niezwykle mu potrzebne. Potem podszedł do mutka, pogłaskał go z pewnym oporem, jakby pod przymusem, i założył mu obrożę i smycz z jakiegoś tworzywa. Znalazł się też improwizowany kaganiec z posczepianych ze sobą pasków tego samego tworzywa. Zwierzowi się to nie podobało, bo warknął i kłapnął zębatą paszczęką, lecz i z tym sobie poradzono.

- Mamo. Idziemy sprzedać stworzenie kupczykom z sąsiedniej stacji. Nie wiem, kiedy wrócimy.

 

Starsza pani kiwnęła znad czotek głową, nie odrywając się od monotonnej czynności. Wkrótce mężczyzna wyprowadził dziewczynę poza kwaterę i udał się z nią w kierunku przejścia na stację należącą do Hanzy.

- Masz paszport z wizą?

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tylko tego brakowało, - pomyślał Witalij. - Należy jak najszybciej opuścić stację bo pożegnam się z torbą, kasą, i może jeszcze życiem. -
- Ep, Przepraszam. - Powiedział możliwie uprzejmie, po czym natychmiast starał się dążyć do zwiększenia dystansu do owego osobnika, w razie konieczności biegiem. Najlepiej będzie opuścić promienistą czym prędzej i ruszyć na okrężną. Jako że to w sumie ta sama stacja, jest to dość blisko. Wtedy zastanowił się jednak, czy może lepiej nie zajrzeć do torby. Jak się okaże że tam jest... nie to co by tam powinno być, to Hanzeaci rozstrzelają go na miejscu. Zanim się uda na okrężną poszuka jakiś cichy kąt i zaświeci do torby latarką i pogrzebie głębiej. Ale najpierw musi się odczepić od tego idioty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Iskra łyknął wody po czym oddał bidonek lekarzowi i wstał.

- Dobra tak chyba zrobię. I raczej ja pójdę zameldować jak chwilę odpocznę - Odparł po czym wziął karabin ze sobą i udał się w kierunku stacji. Na szczęście ból w palcu już trochę się zmniejszył. Wchodząc na stację zdał broń i udał się do swojego wydzielonego miejsca odpoczynku. Tam znalazł jakąś zapasową koszulę, przebrał się i walnął na swoje łóżko. Miał nadzieje, że będzie mu dane chwilę odpocząć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...