Skocz do zawartości

Trzecia strona [Zapisy][Gra]


Pawlex

Recommended Posts

Saya patrzyła na wszystkich po kolei znowu siedząc cicho. To raczej rzadkie zjawisko aby się odzywała lub mówiła jakieś długie zdania. Kiwnęła tylko głową i cofnęła się trochę do tyłu.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szef nabrał powietrza do ust, chcąc zacząć mówić. Mimo wszystko powstrzymał się. Chwilę poprzyglądał się chłopakowi, po czym zniecierpliwionym wzorkiem spojrzał na Maximiliana. 

- Myślę że to jest dobry moment, aby włączył się Pan do rozmowy. - Powiedział zachęcająco. W końcu to pracownik korporacji jest tutaj dyplomatom. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Woda opadła na ziemię w tej chwili w jakiej Khada wstał. Włożył ręce do kieszeni i zastosował się do polecenia. Skupił się na tym żeby nie dać się zaskoczyć. Miło że wyglądał na wyluzowanego to był nieco spięty. No i miał głupi uśmieszek na twarzy. No ale bywa. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płomyk patrzyła zadowolona na swoją dłoń. Udało jej się. Była tak usatysfakcjonowana swoim wyczynem. Zrobiła to sama, nie prosząc o pomoc. To było coś. Po chwili usłyszała polecenie. Natychmiast wstała i ustała za Wijem. Patrzyła na przybyszy, czego tu chcieli? Byli dobrzy czy źli? Nie była pewna. Spojrzała na swojego mistrza w poszykiwaniu wskazówki jednak takowej nie zauważyła. Jej wzrok znów padł na gości, najwidoczniej nieproszonych ale jednak. Tym razem był inny niż przed chwilą. Nie było w nim nic. Po prostu wzrok pozbawiony emocji. Jakichkolwiek. Choć w środku szalała burza. Domyśliła się kim oni są, te świry od robotyki. Ale co one tu chciały? Co one chciały od nich i mistrza. Racja, zapewne ich zabić. Seintenshi miała ochotę im przyłożyć bądź spalić na popiół swoją nową umiejętnością. Jednak nie było tego widać z zewnątrz. Spojrzała na przywódcę dziwaków próbując odczytać z jego twarzy myśli kłębiące się w jego głowie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

< Spoglądam na prezesa z lekką pogardą w oczach i  robiąc krok w jego stronę. Zwracam się do niego szeptem.>

- Uczestniczyłbym w rozmowie, gdyby Pan nie odgrywał takiej mizernej szopki dyplomatycznej. 

<Obracam się w stronę Wija i jego podopiecznych.>

-Ze względu iż przybyli do nas nowi rozmówcy. Pozwoli Pan, że przedstawię się raz jeszcze.

< Patrząc na nowych przybyszy z lasu, odzywam się ciepłym i miłym dla ucha tonem, a na mojej twarzy widnieje ciepły uśmiech.>

- Witam szanowne Państwo. Nazywam się Maximilian Blend. Zapewne każdy z was zastanawia się dlaczego dziś, mam zaszczyt przemawiać do was. Jak już wcześniej było dane mi powiedzieć przybyliśmy tu, aby porozmawiać o naszej przyszłości. Waszej przyszłości! Za dużo zostało popełnionych błędów zwłaszcza z naszej strony, jeśli nie tylko z naszej. Przez tak wiele lat byliśmy zaślepieni w swój postęp, że nasza wewnętrzna pycha sprawiła niezliczoną ilość cierpień, wszystkiemu co żywe wokół nas samych.  Jednak może w końcu sami dojrzeliśmy do tego, aby to dostrzec?

<Podczas swojej początkowej fazy przemowy, przechadzam się w naturalny sposób, aby wyglądał to tak, jak bym robił to zawsze.Patrzę w stronę prezesa i daję mu ukryty znak, mrugnięciem oka, aby poparł moje słowa. Przybieram taką postawę ciała, aby nikt nie widział tego gestu.>

- Panie Wiju i szlachetni zgromadzeni. Zdaję sobie sprawę, że słowa, które tu wypowiadam mogą wydawać się kuriozalne, ale nie są.

<Spokojnym i delikatnym ruchem dłoni wskazuję na dziewczynę, która jako pierwsza podeszła do Wija.>

- Nie chciałbym, aby przez błędy przodków cierpiały młode pokolenia ludzi, które chciały by żyć w zgodzie.

<Patrzę na Wija, przechadzając się cały czas po tej samej trasie, robiąc kilka kroczków w jedną i drugą stronę.>

- Jak słusznie Pan zauważył. Nasz postęp powoduje wiele nieprzyjemności, chorób, a nawet śmierci. Jednak wierzę, że jest nadzieja i jest nią Pan oraz Pana przyjaciele.

<Wskazuję ręką w stronę miasta, jak i po sobie i prezesie.>

-Wielu z nas zapomniało o tym, jak ważnym aspektem jest żyć w zgodzie z naturą. Jednak dziś chcielibyśmy prosić was o pomoc, w powrocie na właściwą ścieżkę, aby postęp który osiągnęliśmy w swej pysze. Przestał być niszczycielem, a zaczął iść nie nad naturą ale w zgodzie z nią i dla niej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hm... W sumie te kłótnie nie są takie niekorzystne. - pomyślał Eto, analizując każde słowo mężczyzn. W końcu kłótnie świadczyły o niezorganizowaniu, a byłaby to dobra zmyłka dla guru i jego wyznawców. W międzyczasie nie myślał o niczym innym jak o tym co się dzieje i co zaraz może się stać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wij zamrugał. Wyglądało na to, że długo zastanawiał się nad odpowiedzią, albo i działaniami które miał podjąć. Uśmiech zszedł z jego twarzy. Wbił wzrok w ziemię, a potem obserwował uważnie każdy gest szanownego Maxymiliana Blenda. Jeśli na początku jego twarz była spokojna i opanowana, zdradzając lekkie rozbawienie całą sytuacją, teraz straciła jakiekolwiek ciepło. Od Wija niemal ciągnęło chłodem, choć wciąż pełnym opanowania. 

Wydał rozkaz ludziom -nie spuszczać wzroku z nikogo, być cały czas czujnym. 

- Czy mam zrozumieć, że porzuciliście chęć rozwoju za wszelką cenę? - zapytał, a na jego twarz wrócił uśmiech. - A zatem zapraszam. Mój dom jest waszym domem. - Uniósł rękę i gestem zaprosił polityka do wnętrza lasu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zgadza się, drogi Panie.

<Powiedziałem idąc za Wijem.>

- Dziękuję Panie Wiju. Dzięki Pana pomocy będziemy mogli stworzyć lepszy Świat, dla przyszłych pokoleń. 

< Idę pewnym i swobodnym krokiem w las, nie wykonując żadnych podejrzanych ruchów, które mogły by zaprzepaścić świetlaną przyszłość.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oczywiście, że tak. A jednak, ze względu na bezpieczeństwo moich ludzi i państwa proszę o ograniczoną ilość wkraczającą do domu... Trzech, nie więcej - powiedział nagle mężczyzna, odwracając się do polityka i zatrzymując. Wciąż szedł z Sayu, nakazując Seintenshi i Khadzie trzymanie się blisko. Z ciemności obserwowały ich oczy należące nie tylko do ludzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spencer który jak dotąd posłusznie obserwował całe spotkanie nie wiedział zbytnio co robić widząc, że dwójka jego sprzymierzeńców wchodzi w las wraz z dzikimi. Przez chwilę rozważał zastrzelenie wrogów, jednak skończyło się to na tylko na pomyśle. Nic nie robił dalej oprócz obserwacji z ukrycia, jednak był gotowy do podjęcia jakieś akcji gdy dostanie taki rozkaz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Myślę że z tym nie będzie problemu. Jak sam Pan widzi jest nas tu tylko dwóch. - Odparł biznesmen, wskazując na siebie oraz Maximiliana. 

Szedł zaraz za dyplomatom. W czasie, gdy oczy nie były skierowane na niego, ten skrzyżował ręce za plecami oraz spojrzał ku niebu. 

Oczywiście nie zrobił tego bez powodu. Dłońmi wykonał gest, który nakazał Spencerowi aby zmienił pozycję. Miał również kierować się na przód, powoli aby nikt go nie wykrył.

Nie patrzył w niebo od tak sobie. Doskonale wiedział, w którym punkcie znajdowała się satelita, dzięki której cały przebieg wydarzeń obserwował Eto. Jeżeli akurat był ustawiony na Szefa, mógł zauważyć że ten uśmiechał się, jakby chciał w taki sposób dać do zrozumienia że nikt o młodym chłopaku nie zapomniał.

Gdy już dał "sygnał" reszcie grupy, wzrok skierował na bladą dziewczynę o granatowych oczach. Ta próba dominacji wzrokiem byłą...urocza. Prezes akurat patrzył na nią tak jakby chciał jej ciało rozbić na atomy. W dodatku wyglądało to tak, jakby jego gałki o mało co nie wyskoczyły z oczodołów.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwując wszystko coraz bardziej odczuwał spokój i pewność ,że misja się uda. Nie dość ,że dysponowali lepszą technologią to na dodatek mała dziewczynka wydawała się być śmieszna robiąc groźne miny. Gdy szef ukazał swoją obecność, ten tylko uśmiechnął się i był coraz bardziej spokojniejszy. Przynajmniej ustały już przepychanki słowne obu panów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doprowadził ich do kolejnej polany - znacznie mniejszej niż poprzednia. Pośrodku również płonęło ognisko, a gdzieniegdzie, między drzewami, rozstawione były namioty. Kilku ludzi którzy tam przebywali zwróciło swoje oczy na przybyłych - z czystym zainteresowaniem, bez negatywnego zabarwienia. Byli w różnym wieku, zarówno kobiety jak i mężczyźni. 

Wij wskazał przybyłym leżący konar - mogli na nim usiąść. 

- A więc przybyliście, aby wyzbyć się złych nawyków i zwalczyć dominację cywilizacji, która zjada wasze organizmy? W jaki sposób chcecie zmienić sytuację panującą wśród ludzi? - zapytał, wpatrując się z niekrytą podejrzliwością w gości. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saya czując na sobie wzrok mężczyzny zadrżała lekko i odwróciła wzrok. Kiedy byli na kolejnej polanie. Rozejrzała się I odetchnęła cicho. Złączyła ręce z przodu i obserwowała przybyszy. Jej wzrok był... Pełen nieufności i nie zdecydowania. Odwróciła wzrok, kierując go na zieloną trawę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szef nie skorzystał z propozycji, aby spocząć na konarze. Wolał stać, ruszać się. Będąc w ruchu czuł się pewniej.

Z niecierpliwością patrzył raz na Wija a raz na swojego współpracownika. Ten nie mówił, milczał choć to on w tej drużynie miał "złote usta". Widocznie trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Zresztą jak zwykle.

- Cóż, pozwól chłopcze że odpowiem na twoje pytanie. - Odezwał się drżącym z podniecenia głosem. Zanim ktokolwiek zdołał zareagować, prezes wyciągnął sporych rozmiarów rewolwer, który to błyskawicznie przystawił do głowy Wija. Pocisk wystrzelony z broni bez problemu spenetrował czaszkę, posyłając lidera grupki miłośników natury na ziemię.

- Spencer. Czas najwyższy wypróbować twoją nową pukawkę. Proponuję najpierw strzelać w kobiety i dzieci. - Odezwał się do komunikatora. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciało opadło bezwładnie na ziemię, czaszka rozprysła się, a kawałki mózgu ozdobiły niewielki obszar ziemi wokół. Ciało zadrgało kilka razy w pośmiertnych skurczach, a potem zamarło zupełnie. Niegdyś piękna twarz, teraz bezkształtna masa i smród palonych tkanek.

Zapadła cisza. Ludzie wokół polany zaczęli się wycofywać w mrok - szybko, jak podczas zręcznej ewakuacji. W międzyczasie rozległy się krzyki niedowierzania, ktoś się nawet rozpłakał.

Z głowy Wija pozostała dolna część - usta pozostały nietknięte. I te właśnie usta przemówiły, wypluwając wcześniej krew.

- Bardzo nierozsądne posunięcie. Jaki to kaliber? Och, zresztą nieważne. Uważam, że powinien pan zastanawiać się głębiej nad działaniami. Czy maskarada dobiegła końca? Czas zdjąć maski, drogi panie? - zapytało truchło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzył na wciąż mówiące ciało z nieukrywanym zdziwieniem. Coś takiego widział pierwszy raz, pierwszy raz mimo iż świat jest już wystarczająco dziwny. 

- Jasna cholera, Eto! Chłopcze drogi widzisz to? - Zapytał, znów kierując swe słowa do komunikatora. - Szybko, zrób zbliżenie. Nagrywaj to! Jeżeli pokażemy ludziom jak bardzo te dziwadła zmutowały swoje ciała to wszyscy zwariują! Już widzę jak Cysper wyciąga swój ciężki arsenał, którym rozpieprzy ten cały grajdołek. 

Szef wybuchł szaleńczym śmiechem, zakrywając usta lufą swojej broni, właściwie to prawie ją gryząc. 

- W jaki sposób zmienić sytuację wśród ludzi? Zabijając takie abominacje jak wy! Toż to oczywiste!! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Eeee

<Wyjęczałem, a oczy miałem wytrzeszczone do granic możliwości. Wystrzeliłem zatruty pocisk w leżące ciało po czym zwróciłem się do prezesa.>

- Nic tu po nas. Radzę wiać i zbombardować ten las napalmem.

<Obracam się na piecie i opuszczam polanę w taktycznym odwrocie.> 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobry pomysł, ale tu działamy na moich zasadach - odparł.

Sprzęt elektroniczny zaczął wariować. Sygnał z komunikatorów rwał się, przerywany ciągłym pasmem zakłóceń, aż zgasł zupełnie. To samo stało się z wszelkimi rejestratorami dźwięku i obrazu - niektóre wydały z siebie okropny, wysoki pisk, a potem po prostu odmówiły posłuszeństwa.

Trup, czy też niedoszły trup zadrżał. Ręce powędrowały w kierunku głowy i zaczęły zbierać z ziemi to, co wyrwała kula, a potem układać na swoim miejscu. Efekt nie był piorunujący, mimo to maszkara wstała niepewnie z miejsca, zataczając się. Wyrwał strzałkę z ramienia. Ludzie którzy wcześniej uciekali, zaczęli otaczać grupę, nabrawszy pewności siebie. Nie wyglądali na pokojowo nastawionych. Do głowy Khady doszło polecenie, aby się trzymał blisko. Podobnie było z umysłami Sayu i Seintenshi.

- Pan, panie Maxymilianie, zostanie tutaj - wycharczał niedoszły truposz. Jego skóra została rozpruta na plecach, i teraz coś próbowało się z niej wydostać. Stwór był wysoki - dwa razy wyższy od człowieka. Miał dwie pary pierzastych skrzydeł, co powodowało, że był jeszcze większy - przynajmniej wizualnie. Do tego rogi na kształt rogów jelenia, dwie pary oczu i usta pełne ostrych zębów, wykrzywione w uśmiechu. Rozprostował szpony, machnął długim ogonem i rzucił się w stronę polityka.

Mężczyzna został bezceremonialnie powalony na ziemię przez ogromnego stwora, który najwyraźniej w poważaniu miał potencjalne pociski. Maxymillian czuł na ciele nacisk pazurów.

- Jeden zostaje, reszta odchodzi. Oto ofiara i została ona przyjęta, zaakceptowana. Będę czekał na następne - syknął Wij z satysfakcją.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Syknąłem z bólu kiedy monstrum przygniotło mnie do ziemi. Sytuacja nie umożliwiała mi zbyt wielu opcji, a do głowy przychodziła mi tylko jedna myśl "Czekać na rozwój wydarzeń.">

-Ehh ... całe życie z debilami.

<Wyjąkałem patrząc kątem oka w stronę prezesa, a przynajmniej próbując.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szybko zareagował na polecenie szefa, ale to coś było dla Eto nie lada szokiem. Gdy skierował kamerę na potwora, na początek nie umiał odpowiednio złapać ujęcia, ale po chwili wszystko doszło do normy. W końcu trzeba było pokazać ludziom co tu się wyprawia, i jakimi tak naprawdę są ludzie lasu. Potem już sam nie wiedział czy to człowiek czy cokolwiek innego. I tacy narzekali na cyborgi... Miał nadzieję ,że jednak ofiara nie zostanie przyjęta, a wszystko zakończy się z dobrym skutkiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spencer biegł na miejsce strzelaniny, śladem szefa i towarzysza. Chciał jak najszybciej użyć tej swojej nowej pukawki, mimo, że fizycznie biegł to psychicznie zajmował się sprawami związanymi ze sobą. Zabezpieczenia etc, aby nic się nie wyłączyło w czasie strzelaniny. Przy okazji przygotował zasilanie awaryjne do działania, a jego przybliżenie było gotowe do zarejestrowania wskazanego celu: Kobiet i dzieci. Szansa eliminacji: 89%, jako niewiadomą brał ich ilość dlatego takie zaniżone prawdopodobieństwo. Ale jednak za chwile dobiegnie i będzie gotowy do walki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Saya stała spokojnie, ze spokojnym wyrazem twarzy, jednak w jej środku panował zamęt. Nie widziała co robić. Była lekko sparaliżowana. Jednak wiedziała, że musi chronić przyjaciół i wszystko co jest jej cenne. Zrobiła krok do tyłu, lekko niepewnie. Chciała uciec, jednak wiedziała, że musi bronić tego wszystkiego. Rozglądała się wzrokiem, wyłapując coś co mogło bym jakoś powstrzymać przeciwnika, jednak nic nie wpadało jej w oczy. Nie wiedziała co ma robić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...