Skocz do zawartości

[Clocky] Niefortunne wypadki [Zakończone]


Recommended Posts

Shiro zachichotała gdy zobaczyła, że przysypia na fotelu.

- Tylko tam nie zaśnij - rzuciła jeszcze po czym głupkowato się wyszczerzyła i ruszyła w stronę pomieszczenia. Zastanawiała się tylko w jaki sposób wrócą do Piltover. No i co robią Heimer i Jayce. Szukają ich? A może raczej wrócili do domu i uznali ich obu za straconych? Nie była pewna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ezreal dołączył kilkanaście minut później. Jinx musiała spać w innym pokoju, bo nie dołączyła do Shiro.

Pokoik był niewielki, o drewnianej podłodze i ścianach pomalowanych na biało. Okienko było niewielkie i przeszklone, zaopatrzone w okiennice. Było tam lustro (zakryte płachtą), bogato zdobiony, wielki fotel, szafa i łóżko jednoosobowe. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W moim mniemaniu mam pokój obok i oddzielne łóżko, ale to mi wygląda na wygodniejsze. - Wyszczerzył się do Shiro. - A dobry sen to podstawa do zachowania urody. Jest o co walczyć. No cóż, będę przykładem upadku obyczajów zdaniem ciotki Morris, ale czego się nie robi... - Tu chwycił Shiro wpół i powalił na łóżko, po czym zaczął łaskotać.

-... żeby podręczyć Shiro Destino!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co? Jeszcze raz, bo chyba się przesłyszałem! Ktoś mnie tu podłe obraża! - Kontynuował łaskotanie Shiro z jeszcze większym zacięciem. nagle zastygł, siedząc ze skrzyżowanymi nogami i z rękami w górze, nad dziewczyną.

- A przecież wiadomo, że agresja powoduje agresję. No nie wiem... - ręce opadły, kontynuując dzieło zniszczenia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przepraszam za co? - zapytał, na chwilę unosząc z powrotem ręce. To co rzuciło się Shiro w oczy, było czarne i znajdowało się na... Dłoni Ezreala.

Pęknięcie, niewielkie pęknięcie wyglądające jak pajęczyna. Ale jego wyraz twarzy nie sugerował, żeby znów coś próbowało nim zawładnąć. 

- Więęęc?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak się okazało, nie były to trupy. 

Przed domem stał spory tłumek z pochodniami. Na samym czele stał drobny pirat w skradzionym, eleganckim mundurze który kompletnie do niego nie pasował. Trzymał przed sobą pergamin.

- Z rozkazu miłościwie nam panującego Lorda Gangplanka, żądam wydania nam przebywających w tym domostwie zbiegów - Sarah Fortune, Shiro Destino i młodego Ezreala - wyrecytował. 

Pani Morris, zaskakująco drobna stała w drzwiach że skrzyżowanymi na piersi rękami. Za nią stal przewyższający ją o głowę Ezreal, ale to ona sprawiała wrażenie bariery nie do przejścia. 

- Po moim trupie. 

- A zatem spalimy ten dom. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed tłum wypadł wielki, widmowy kolos. Hecarim zamachnął się swoją halabardą i sam przejął wszystkie kryształy od Shiro, osłaniając ludzi Gangplanka. Uśmiechnął się zwycięsko.

Przez drzwi Shiro zauważyła, że otaczają ich bagna. W zapadającym zmroku pochodnie wyglądały naprawdę groźnie.

Ale kiedy ostrze miało zetknąć się z kruchą staruszką, jej dłoń rozbłysła nienaturalnym światłem, będącym połączeniem jadowitej zieleni i równie jadowitego fioletu. Zniknęły jej źrenice i tęczówki, a ona sama pogrążyła się w transie.

- Ja również mam przyjaciół w zaświatach, Hecarimie! - zagroziła, wieloma głosami dobywającymi się z jej krtani.
I nagle wokół Shiro, Ezreala i pani Morris zrobiło się tłoczno. Całe mnóstwo cieni w prymitywnych, drewnianych maskach.

-Pani Morris... Rozrzućmy ich kości po całej włości...

- Znam jeszcze jedną, ważną osobę, Hecarimie! - krzyknęła. Widmowy kolos zawahał się, ale uderzył. I wtedy zalśniło światło.

-...Wszak pani ziemia ich nie ugości...

Staruszka dalej stała w tym samym miejscu, cała i zdrowa. Przed nią stało coś wysokiego, co prawdopodobnie spowodowało, że ogromny centaur i ludzie Gangplanka leżeli dwa metry dalej. Nie dało się jednak zapamiętać wyglądu owej istoty. Powietrze zgęstniało i dało się słyszeć powoli i leniwie płynącą melodię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie zaczęli zbierać się z ziemi i uciekać; wówczas z bagien wyłazić zaczęły ożywieńce - na wpół zgniłe zwłoki, powolne, ale silne. Łapały za nogi i wciągały w odmęty błotnistej, gęstej wody. Dzikie wrzaski tonących były równie przerażające, co to co ich porywało. 

Spojrzenie Shiro splotło się ze spojrzeniem Ezreala. Chłopak wyglądał na mocno zdezorientowanego, w przeciwieństwie do machającej rękami Morris, która zapewne właśnie wydawała rozkazy swoim sługom. Hecarim cofnął się o dwa kroki, gotów do szarży przepełnionej czystą, żywą furią. Wówczas nogi Shiro i Ezreala objęła bladoniebieska mgła, w której co i rusz rozbłyskało niepokojące światło. We mgle rozpoznać można było widmowe, niewyraźne postacie, a wszystkie one formowały się w jedną. 

Wkrótce przed domem stał duch, od którego emanował gniew. Była niebieska, półprzezroczysta i odziana była w starożytną zbroję, jedna z tych, które obecnie figurowały w podręcznikach z historii. Przez tułów zjawy przechodziły włócznie. Wyciągnęła przed siebie dłoń i oskarżycielsko wymierzyła palec w mrocznego centaura. 

- Śmierć wszystkim zdrajcom!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kalista rzuciła się na Hecarima i rozgorzała walka. Wokół nich kręciło się całe mnóstwo błękitnych ogników, służek i sług widmowej wojowniczki. Po chwili zniknęli między gałęziami gęsto rosnących, bagiennych drzew, ale długo było jeszcze słychać ich krzyki.

- No. Miejmy nadzieję, że wyjaśnią sobie sprawy między sobą - podsumowała wesoło pani Morris. - To co, pewno byście chcieli wrócić do Piltover? Jasna sprawa, ale najpierw panna Kayle, a ja zajmę się Fortune. Za mną, gołąbeczki! - zarządziła i ruszyła wgłąb mieszkania.

- Mam coś, co może wam pomóc. No, dawać za mną. Przydałoby się sprowadzić waszych kolegów i twój medalion, no nie? Spokojna głowa, spokojna głowa. Gdzie ja to... A, tak.

Zniknęła w małym, zagraconym pomieszczeniu. Wszędzie szwendały się przyzwane przez panią Morris duchy w maskach. Ta ze stoickim spokojem odganiała je z drogi miotłą.

- O, jest! Wspaniale! - Wyszła z pokoiku, niosąc ze sobą zwitek papieru i kompas. Oddała je Ezrealowi. - Na bagnach mieszka mój przyjaciel, może wam pomóc. Ale bądźcie ostrożni, oni wrócą! A teraz chcielibyście kanapeczki na drogę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jak daleko to jest? - zapytał chłopak. 

- Kilka mil. Jeśli nic się nie stanie, nie pożrą was drapieżne rośliny, bagienne monstra, drapieżniki i inne. Powiedzcie mu, że ja was przesyłam. I że chodzi o ciebie, kochanieńki. - Pani Morris chwyciła go za policzek i wytarmosiła. Chłopak skrzywił się i spojrzał na nią nieufnie. 

- Dlaczego o mnie? I co z Jinx? 

- Cioci nie ufasz? 

- Ufam, ale chciałbym wiedzieć - odparł niepewnie. 

- Niespodzianka. Dziewucha mi się przyda, a ty... No, nie masz teraz mocy. A potem będziesz miał - stwierdziła. Miotłą wyrzuciła obu na zewnątrz chaty. 

Wylądowali na miękkim podłożu, nieco grzaskim. Ezreal rozwinął mapkę. 

- Tu jest chata, tu są bagna z trupami... Typowo. No, to idziemy między te dwa namorzyny - rzekł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna ruszyła za nim. Szła takim krokiem jakim on narzucił. Pamiętała by co jakiś czas się rozejrzeć, by sprawidzić czy nikogo wookoło nie ma. Dalej miała pistolet na czarną godzinę. Spojrzała na Ezreala. Zastanawiała się jak dużo będzie jeszcze musiał cierpieć. Biedny...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tu jest zaznaczona grota z czaszką. Grota z czaszką brzmi jak idealne miejsce dla mnie. Oby ten ktoś był gościnny - stwierdził chłopak. - Jak ci się podoba ciotka Morris?

Szli po kamieniach ułożonych w ścieżkę przez bagno. Co jakiś czas powierzchnia była zakłócana bąblem gazów ulatujących z dna, bądź śmiercią drobnego owada. Co do owadów...

Komary gryzły jak szalone. W dodatku panowała duchota i nieznośna wilgoć standardowa dla bagien. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...