Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Rennard klasnął w dłonie, po czym ukłonił się prawie do samej ziemi.

- Gratuluję, Architekcie Gwiazd. Tą jakże mobilizującą przemową właśnie mnie nająłeś. Co więcej, zrobię wszystko co każesz kompletnie za darmo! - Mówił z zadziwiającą radością i entuzjazmem. W środku natomiast panikował na myśl o końcu świata.

- Gdzie mam ruszać? Co mam zrobić gdy ich znajdę? Przyprowadzić ich tu? Przyprowadzę, choćbym miał ich tu przynieść... z odrąbanymi nogami! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przyprowadź jak najszybciej. Zabij coś, albo... Zainteresuj. Nie radzę zabijać tamtego szaleńca, jest nieprzewidywalny. Idź ratować świat, stań się bohaterem, nie wiem co tacy jak ty lubią. U Noxian chyba nie ma bohaterów, co? Intrygi albo pieniądze. Nieważne, jeśli ci się uda, będziesz miał to i to. Jeśli się postarasz, oczywiście - rzekł. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co? To tyle? - Zapytał, prawie że nie wierząc w to co słyszy. - Po prostu mam coś zabić? Tym czymś oczywiście jest człowiek. W końcu na to polują Kindred. Tylko że wiesz... - rennard zaczął rozglądać się po okolicy. 

- Tylko że jesteśmy w pieprzonych górach. Takich trochę rozwalonych przez ciebie górach. Tutaj nie ma żadnych ludzi. Nie uśmiecha mi się schodzić z nich kilka dni by potem zabić kogoś tak bym sobie nie narobił problemów, potem czekać na te cholerne duchy a potem znowu tu wchodzić kilka dni! - Mówił bez zastanowienia, żadnej pauzy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O, jest jeszcze jeden sposób, mały nerwusie. Zapewniający największe powodzenie. I nie musisz nigdzie chodzić. - Smok ponownie ułożył wielki łeb na ziemi i westchnął. Miniaturowa zawierucha przetoczyła się przez las. 

- Dźgnij się. Znasz dobrze ludzkie ciało, wiesz gdzie zrobić to tak, żeby doprowadzić się na skraj śmierci, ale nie umrzeć zbyt szybko. Mieć chwilę czasu. Nie namawiam cię do samobójstwa, jeśli dobrze to rozwiążesz, pożyjesz jeszcze długo... To znaczy, jak na człowieka, czyli - nie przymierzając - zaledwie krótki moment. A gdyby poszło nie według twojej myśli, rana się wyleczy. Za sprawą tego. - Wielka łapa uniosła się z trudem, podsuwając pod nos Rennarda migoczące światło - małą, jaśniejącą kulę mieszczącą się w dłoni zabójcy. 

- Zrobienie tego kosztuje więcej niż gwiazdy normalnego rozmiaru. Lepiej, żebyś tego nie zmarnował. Dodałbym tu refleksję na temat marnotrastwa i ludzi, ale miałaby wydźwięk negatywny, a od ciebie całkiem sporo zależy - dodał smok i lekko dźgnął Rennarda pazurem w klatkę piersiową, na chwilę wytrącając go z równowagi. 

- Znajdź jakieś ustronne miejsce. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cofnął się na parę kroków, machając rękoma by łapać równowagę. 

- Że ja mam zrobić to co umiem najlepiej na samym sobie? - Zapytał niepewnie. Skupił wzrok na kuli. - No... no dobra. Mogę się "wyłączyć" na dużo sposobów. Mam tylko nadzieje że ta latająca kulka wyciągnie mnie z każdego z nich.

Tak jak stwór kazał, chłopak zostawił go w poszukiwaniu ustronnego miejsca. Postanowił przysiąść przy jednym z zniszczonych drzew. Usiadł, opierając się o nie. Wyciągnął sztylet. 

- Dobra, jeżeli mi się nie uda i zdechnę tak na zawsze, cały świat może iść w cholerę! - Powiedział by dać sobie nieco pewności. Zamknął oczy, wstrzymał oddech i zdecydowanym ruchem lekko dźgnął się w bok szyi. Rana była właściwie niewidoczna, w ogóle nie wydobywała się z niej krew. 

Kilka sekund potem jego źrenice rozszerzyły się do granic możliwości. Całe jego ciało odrętwiało. Sprawił że jego mózg przechodził w stan "wyłączenia". 

Osunął się bezwładnie na ziemie. Nie mógł się ruszyć. Jego oczy były w wytrzeszczu. Zwykle ofiary którym sprawiał taki los, były świadome, widziały i czuły, jednakże nie mogły się ruszyć. Żyły maksymalnie 15 minut, póki ich mózg nie wyłączył się na dobre.

Rennard modlił się, aby te duchy zjawiły się tu bardzo szybko... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę panowała cisza typowa dla lasu - przerywana hukaniem, szelestem liści, drobnymi piskami i stukotami właściwymi dla życia drobnych i mniej drobnych zwierząt. 

A potem cisza zmieniła się w martwą ciszę. Nawet wiatr przestał wiać, las wstrzymał oddech. 

Poczuł lekki nacisk na szyję, w miejscu potencjalnie śmiertelnej rany. Kiedy ów nacisk zelżał, poczuł jak mięśnie wracają do prawidłowego napięcia i całe ciało zaczyna pracować. Rany nie było. 

Na korzeniu drzewa wystającym z ziemi przycupnęła biała postać w ciemnogranatowej masce wilka - Owca. Okrągłe ślepia wpatrywały się w Rennarda, sącząc jasnofioletowe światło. Drobna, nieludzka dłoń trzymała opuszczony łuk. 

- Wzywałeś nas i oto jesteśmy.

- Pod wrażeniem! - warknął niski, męski głos niedaleko ucha mężczyzny. Druga z części stała obok niego na niematerialnych, widmowych łapach, ignorując fakt posiadania przestrzeni osobistej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze co zrobił po odzyskaniu sprawności, było nabranie powietrza do płuc i zakrztuszenie się. To uczucie było koszmarne. Przeklinał swoją morderczą precyzję. 

Odczołgał się od drzewa, rzucając się jakby był złapany w sieć. Z jego ust wyleciało parę brzydkich słów. Kiedyś już w miarę ogarnął, podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał raz to na Owcę a raz na Wilka.

- Też jestem pod wrażeniem. Trwało to kilka sekund a wydawało mi się że była to wieczność! - Krzyknął. Jednak szybko postanowił się uspokoić. W końcu oni tu są a najgorsze minęło. Chyba.

- Wasz koleżka Aurelion potrzebuje waszej pomocy. Zaczyna słabnąć a w raz z tym ta planeta zaczyna iść w diabły. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zabranie Wielkiego Architekta? To prawdziwe wyzwanie! - Zaczął Wilk. 

-...Na które nie jesteśmy jeszcze gotowi. Po śmierci Architekta musielibyśmy zabrać Słońce i wszystko, co żyje. 

- To byłyby największe łowy!

- I ostatnie. Pomyśl, jak wielką musiałaby być strzała która sięgnie jego serca... 

- Albo i wielkie kły! 

- Koniec. To nie czas ani na niego, ani na Runeterrę. Nas także niepokoi jej stan. Rozpada się, a my to czujemy. 

Spojrzeli po sobie. 

- Owieczko? Wyczuwasz to, co ja?

- Ależ tak. To nie korona dławi Architekta. To toksyna krążąca w jego eterycznych żyłach... - Owca spojrzała na Rennarda i podeszła bliżej. 

- Jeden jest lek na całej Runeterrze, który jest w stanie uleczyć każde zatrucie. Wypędzić z ciała każdy jad. 

- I zabić każdego bez wyjątku - wtrącił wilk. 

- Jad Pana Pająków. Ale Wielki Pająk nie dzieli się nim ze śmiertelnikami... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pan Pająków? - Zapytał, wiedząc dokąd to zmierza. - Niech no zgadnę... Vilemaw? - Akurat w tym temacie Rennard wiedział co nieco. Mimo iż z wiadomych przyczyn nigdy osobiście nie spotkał Pana Pająków, doskonale znał jego kapłana.

- Może nie dzieli się nim ze śmiertelnikami... ale dobrze wiem kogo poprosić o pomoc w tej sprawie. - Zaraz optymizm chłopaka znacznie zmalał.

- Jest tylko problem. Taki mały problem. Słyszałem że ten pajęczy bóg urzęduje na Wyspach Cienia. My jesteśmy w Ionii. Domyślacie się o co mi chodzi? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Istotnie. Tam właśnie żyje - zgodziła się Owca. 

- Ale wśród ludzi ma swojego wysłannika! W Noxus! - Warknął Wilk. 

- Wysłanniczkę, drogi Wilku. A ty, Rennardzie, niemal pod nosem masz niezawodne źródło kontaktu. Nieważne jak daleko jest ktoś, z kim musisz porozmawiać. 

- Grota, do której zmierzasz! 

- Jaskinia Snu. Tam cię wysłano i tam musisz dotrzeć. Jaskinia Zbóż.

- Jaskinia Śmierci! 

- Utorujemy ci drogę... - Owca podniosła łuk, napięła cięciwę i wystrzeliła w cień błękitną, estetyczną strzałę. - ... Ale dalej radź sobie sam. Mamy tu wiele do zrobienia. Za tą górą pewien lis żyje już dwie minuty dłużej, niż powinien. 

Wilk zawył i wyszczerzył kły, zapewne na myśl o polowaniu. 

- Ruszajmy! 

- Ruszajmy. 

I odbiegli w mrok. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak nie zdążył nic odpowiedzieć, bądź o coś zapytać. Tylko odprowadził duchy wzrokiem, do momentu w którym zniknęli w mroku.

- Cóż, ciekawa to dwójka. - Powiedział do siebie. Zastanawiał się skąd znali jego cel, skoro go nie zdradził. Skąd znali jego imię, skoro się nie przedstawił. To było jednak nie ważne. Skoro w tej grocie znajdowało się tak zwane "niezawodne źródło kontaktu", młody zabójca był bardziej niż chętny by z niego skorzystać.

Udał się drogą, którą to utorowała strzała. 

Edytowano przez Pawlex
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogę, którą miał podążać znaczyły błękitne, świecące spirale wycięte w drzewach. 

Gdzieś niedaleko znajdował się portal, manifestujący swoją obecność uciążliwym buczeniem przywodzącym na myśl wielkiego owada. Oprócz anomalii Aureliona nie działo się nic nienaturalnego. Naturalny cykl życia się toczył i toczył w otoczeniu Rennarda. 

Nie wiedział nawet, że w pewnym momencie nieuważnie nadepnął muchę - owa mucha była muchą niezwykłą, jedyną w swoim rodzaju. Gdyby dawny, ioniański książę zaklęty w jaszczurkę zjadł ową muchę, wróciłby do ludzkiej postaci. Ale kiedy Rennard przechodził, zaklęty książę się spłoszył i uciekł wprost rozwartej paszczy drzewnego węża. 

Cykl życia w Ionii był w pewien sposób wyjątkowy. 

Spirale doprowadziły go do skalnej ściany, przy której płonęła pochodnia. Owca stała po lewej stronie drzwi, Wilk po prawej. 

- Powinieneś unikać zboża, Rennardzie - ostrzegła Owca. 

- Chyba, że lubisz nasze towarzystwo - dodał Wilk. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zboże? - Zapytał, nie rozumiejąc o co chodzi. Jednakże coś mu się przypominało. Ktoś już go ostrzegał o zbożu.

- No tak! - Krzyknął. - Psi mędrzec! On już ostrzegał mnie o zbożu. 

Chłopak zrobił parę kroków ku drzwiom. Zatrzymał się jednak a na jego twarzy zawitał grymas zastanowienia.

- Więc właściwie o co chodzi z tym zbożem? Zgaduję że nie chodzi o takie zboże co rośnie na polu? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Może i narkotyczne zwidy. Jednak mimo to mówił prawdę! - Odparł, stając w obronie psiego mędrca. Bo w końcu czemu słowo narkotycznej halucynacji miało znaczyć mniej niż jakichś duchów?

Będąc w środku, chłopak rozejrzał się, mimo iż za wiele tutaj nie było.

- To tyle? Jakieś dwie prycze? Gdzie to zboże? - Mówił sam do siebie. Zbliżył się do jednej z tych prycz i klęknął przy niej. Był w nią tak wpatrzony, jakby chciał zobaczyć w niej jakąś wskazówkę.

- To rozumieli przez "zboże"? Jakieś tandetne łóżko? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ścianie ukryte były jeszcze jedne drzwi. Kiedy odsunął się kamień idealnie dopasowany do otworu, zamknęły się drzwi prowadzące na zewnątrz. Z zionącego czernią i chłodem otworu wyszedł człowiek - starzec, niosący w dłoni latarenkę. Kiedy wszedł, do ciasnego pomieszczenia zawitała woń stęchlizny i pleśni.

- Musisz się położyć - oznajmił, chudym i powykrzywianym przez artretyzm. - Tu podróżujesz bez ciała. Połóż się i myśl kogo lub co chcesz zobaczyć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy zjawił się ten niezbyt przyjemny pan, Rennard szybko wstał na nogi i nastroszył się niczym kot. Słysząc co musi zrobić, zerknął to raz na pryczę to na tajemniczego jegomościa. Wyglądał na takiego co raczej nie miał ochoty słuchać żartów o gwałtach bądź spaniu ze sobą przy pierwszym spotkaniu...

- No dobra... ale nie rób mi nic perwersyjnego. - Nakazał, po czym powoli, wciąż nieufnie, położył się. Tak jak mówiła instrukcja, zaczął myśleć o osobie którą chciał zobaczyć.

Elise Kythera Zaavan...

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od skóry twarzy Rennarda odbiły się ziarenka piasku, które rzucił na niego starzec. W momencie w którym ostatnie z nich uderzyło o pryczę, chłopak poczuł uderzenie chłodu na twarzy. Potem miał wrażenie, że spada, a wszystko to w czasie zaledwie mrugnięcia okiem.

Kiedy otworzył oczy, stał w otwartej przestrzeni.

Przestrzeń nie była urokliwa, choć nie można jej było odmówić klimatu. Powykręcane, suche drzewa, wszechobecna mgła, chłód i jedynie światło księżyca słabo oświetlało podgniłe trawy i wąską ścieżkę pomiędzy nimi.

A na końcu ścieżki zalegała płaska skała. Na płaskiej skale zaś zalegała postać - w żadnym wypadku nie była płaska, choć z oddali można było tylko domniemywać, że to znajoma Rennarda.

W niektórych miejscach na ścieżkę wrastały złociste, niepasujące do otoczenia kłosy zboża.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard zaczął szybko ruszać głową, wpatrując się we wszystko co tylko mógł. To było tak bardzo szybkie! Nawet nie trzeba było zgadywać że były to Wyspy Cienia. Tylko jedno miejsce było tak bardzo niegościnne jak to. No, co prawda była też Pustka, jednak do niej chyba nie wchodzi się od tak.

Spojrzał przed siebie, na koniec ścieżki. To musiała być osoba którą szuka, kto inny w takim miejscu może mieć tak fantastyczne kształty? 

Zanim jednak zrobił krok naprzód, zerknął na ziemię. Momentalnie odskoczył w tył, niczym oparzony.

- Zboże! - Krzyknął. Od razu przypomniał sobie słowa Kindred a w szczególności jego życiowego mentora. Psiego mędrca. Teraz zresztą nawet się nie dziwił. Jakim cudem zboże mogło rosnąć na takiej ziemi i wyglądać tak złociście i świetnie? 

Zaczął ostrożnie kroczyć po ścieżce, byle by tylko go nie dotknąć kłosów. Nawet przez myśl mu nie przeszło, by sprawdzić się co może się stać gdy na nie wejdzie... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym czasie noxiańska znajoma zdążyła dostrzec już Rennarda, przeciągnąć się i zeskoczyć ze skały. Podążała wolnym krokiem w jego stronę, ignorując obecność zbóż. 

- Niemożliwe! Czy to mój ulubieniec spośród noxiańskich arystokratów, Rennard DeWett? Wyglądasz dość...blado, mój Rennardzie. Umarłeś? Poczekaj, pozwól mi zgadnąć! Jakaś zadyma. Trafiłeś na przeciwnika z kolegami. Nie, to zbyt banalne. Obstawiałabym raczej jakieś złamane serce, które postanowiło dać ci nauczkę. Ale poczekaj... - zatrzymała się niedaleko niego i uważnie omiotła wzrokiem. - Nie widzę ran. Zostałeś otruty? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DeWett złapał się za serce. 

- Ja? Martwy? - Zapytał z słyszalnie przesadzonym zdziwieniem. - Kochana, dobrze wiesz że nie pozwolę się zabić... nim nie skradnę i twojego serca! - Wskazał na nią, chichocząc.

- Nie, nie jestem martwy. Aktualnie moje ciało jest w Ionii. Wykorzystałem tylko taki cudaczny sposób by na chwilę przenieść tu swojego ducha by z tobą porozmawiać. Wiesz, typowe Iońskie sztuczki.

Chłopak jeszcze bardziej zbliżył się do kobiety, po czym uniósł dłoń na wysokość twarzy.

- Jad... twojego... dużego... pajęczego... boga. Na dzisiaj, teraz, zaraz, już! - Mówił. - Od niego zależy bezpieczeństwo tego świata!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elise podeszła jeszcze bliżej i uśmiechnęła się do Rennarda.

- Wspaniale, twoja śmierć złamałaby mi serce. A jeśli nie, to Noxus w zupełności by mi się znudziło.  Do czego potrzebujesz jadu Wielkiego Pająka? Byle szybko, mój drogi. Bo widzisz, zdobycie takiego jadu nie należy do najłatwiejszych. Muszę wiedzieć, czy warto. A Ty musisz się spieszyć, zanim ktoś z wyspiarzy dostrzeże taki smakowity kąsek. 

Wokół Rennarda pojawiało się coraz więcej złotych kłosów. Wyrastały z ziemi powoli i niespiesznie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard znów spojrzał na kłosy zboża. Może i nieśpiesznie... ale jednak!

- Dobra... - Przez chwilę się zawahał, wybity z tropu. - Aurelion Sol, twój kumpel z ligi. Chyba wiesz jaką rolę odgrywa w tym świecie. No i chodzi o to że jest chory... i umiera. Z nim umrze słońce a umierające słońce rozpieprzy nasz świat. Jad może go uzdrowić. Bo jeśli nie to już nie będzie ani Aureliona, ani nas, ani twojego boga, niczego nie będzie. Zwłaszcza nie będzie okazji w której w końcu trafimy do jednego łoża... - Mówił bardzo szybko. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kobieta przewróciła oczami i westchnęła, jakby była koszmarnie zmęczona

- Ale Ionia jest tak daleko... A przez sen nie mogę ci przekazać jadu. Poza tym, ja zwyczajnie nie lubię wielkiego jaszczura. Chociaż z drugiej strony... Może i jest jeszcze kilka rzeczy, które chciałabym zrobić? - Uśmiechnęła się jadowicie. 

- Wykorzystać kilku młodych, przystojnych mężczyzn... Dobrze, Rennardzie. Zrobimy tak - przybędziesz na Wyspy i pomożesz mi w pewnym przedsięwzięciu. Likwidacja frajerów to coś, czym zajmujesz się na co dzień, a ja potrzebuję pewnej ręki i przystojnej buzi do towarzystwa. - Poklepała go po policzku i zerwała kłos zboża. Wyciągnęła dłoń z kłosem przed siebie. 

- Chwyć. Dzięki temu twoje ciało też się tu znajdzie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jak sama powiedziałaś... Ionia jest bardzo daleko. - Odparł, niepewny co do tego całego układu. - Zanim zdążę tam wrócić, Aurelion może zdechnąć a wraz z nim my. 

DeWett przejechał dłonią po twarzy i głośno jęknął.

- Dobra, trudno. Najwyżej będę mógł zwalić winę na ciebie! - Powiedział zrezygnowany i chwycił kłos. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...