Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

- O nie... - Powiedział pod nosem, odwracając się w stronę z której słyszał ten niestety znany mu głos. -... mój stary.

Chłopak zaczął się cofać. Jego ojciec był nieprzyjemnym i niebezpiecznym typem. Ale teraz? Kiedy był na zbożowej fazie? Teraz to dopiero mogło się wydarzyć coś ciekawego. 

Szybko wpadł w tłum ludzi w maskach. Chciał się w niego wtopić. Próbował nawet zerwać komuś maskę i ją założyć. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każda maska jaką chwytał nagle zmieniała się w maskę Khady Jhina. Tłum rozstępywał się przed nim, arystokratki chichotały, a arystokraci wytykali go palcami, rzucając niezrozumiałe uwagi. 

- Rennard DeWett! - wrzasnął jeszcze raz ojciec. Stał już niedaleko niego. W lustrze ściennym naprzeciwko ojca Rennard zamiast twarzy miał maskę ioniańskiego zabójcy. 

- Oskarżam cię o zdradę i bycie bezużytecznym patałachem! Zakałą rodziny! Zbratałeś się z Ionianinem! Nie wypełniłeś narzuconej misji! A na taką ewentualność istnieje jedna tylko kara... 

- Sąd! 

- Sąd! 

- Acazienie, przestań natychmiast! To nasz syn! - dobiegł go piskliwy głos z drugiej strony sali. Puszysta kobieta w bordowej sukni w czarnej masce. Matka. Zapadła cisza. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mama... - Wyszeptał, zadowolony. Kochana, przy kości mama. 

Kochana... ale na pewno nie przez Rennarda.

- Widzisz, tatusiu?! - Krzyknął, śmiejąc się głupkowato. Odważył się nawet o pozdrowienie go środkowym palcem.

- Gówno mi zrobisz! Dobrze wiem że to wszystko to tylko moje narkotyczne wizje! Nadal jestem na Wyspach Cienia! Dopiero co ukatrupiłem Vilemawa. O! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Świadek! 

- Nie, nie wydaje mi się. - Na salę balową wkroczył... Vilemaw w swojej odrażającej postaci. Na jednym z oczu mial złotą maskę barana. Z rogami z paper-mache. 

- Oskarżam Rennarda DeWett o podwójne zabójstwo. 

I nagle sala balowa nie była salą balową, a sądową. Za sędziego robił ojciec Rennarda w kiczowatej peruce. Po jego prawej stronie siedział Jerycho Swain, a po lewej Elise. 

Młody DeWett siedział na podwyższeniu. Obok miejsce zajmowała jei matka, trzymająca go za rękę.

- Nic się nie martw, synu. Jesteś niewinny. Nic nie zrobiłeś. Naprawdę uważam, że nie powinieneś się martwić. Sala tortur na ciebie czeka. 

Z jakiegoś powodu Vilemaw mieścił się na sali, mimo iż dalej był ogromny. 

- Podwójne zabójstwo - powtórzyła Elise. - Co na to oskarżony?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak machnął głową. Cała sceneria zmieniła się bardzo szybko. Chwilę musiał ogarnąć, gdzie teraz jest i co się dzieje.

Spojrzał na matkę. Bardziej na ich ręce. Posłał jej ciepły uśmiech, po czym delikatnie zabrał swoją dłoń z uścisku.

Na usłyszane pytanie, Rennard nieco pochylił się na siedzeniu i splótł ręce za głową. Jego postawa była teraz naprawdę luźna. Zwłaszcza jak na taką scenerię.

- Podwójne zabójstwo? - Zapytał, uśmiechając się cwaniacko. - Słabo wam poszło. Mam na swoim koncie o wiele wiele więcej. - Dodał, po czym jego wzrok skupił się na ojcu.

- Ojcze proszę, zdejmij to coś z głowy. Przynosisz nam wstyd...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To, że coś jest snem, nie znaczy, że nie jest prawdziwe - zabrzmiał teatralny szept nad uchem Rennarda. Psi Mędrzec. 

- A więc przyznajesz się do zarzucanych win - orzekł ojciec. - Peruka zostaje. Na salę prosimy kolejnego świadka!

Drzwi rozwarły się z hukiem. Vilemaw odsunął się, a do barierek podeszła osoba niosąca swoją głowę pod pachą. Pracownica Ioniańskiego gościńca. 

- Zezwalam na zabranie głosu.

Nic się nie wydarzyło. Na sali panowała cisza. Ze względu na uszkodzenia, martwa dziewczyna zwyczajnie nie była zbyt gadatliwa. 

- Myślę, że argumentacja tego świadka jest niepodważalna - odpowiedział ojciec. Bezgłowe ciało ukłoniło się i odeszło zająć miejsce obok Wielkiego Pająka. 

- Następny świadek! Khada Jhin! 

- Sprzeciw, wysoki sądzie! - zawołała matka Rennarda, wstając gwałtownie z miejsca. - Widzimy, do czego to dąży. Nie daję zgody na ponowne przyjęcie zboża przez oskarżonego. Nikt nie był wystarczająco przekonujący!

- Czy oskarżony ma coś do powiedzenia? - ojciec wyglądał na znudzonego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Owszem mam! Co więcej, oczekuję wyjaśnień. - Powstał z siedzenia. Jak na wcześniejsze podejście do sprawy, teraz wyglądał podejrzanie poważny.

- Chcę aby w końcu mi wyjaśniono wszystko o tym przeklętym zbożu! Nim się nie dowiem, odmawiam kontynuowania rozprawy!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W takim razie... W takim razie ostatni ze świadków - odparł niepewnie ojciec. Cała jego duma z jakiegoś powodu wyparowała. 

Na sali nie było już Vilemawa, martwej Ionianki, Swaina ani Elise. Były tylko złote łany zboża. Porastały podłogę, gdzieniegdzie i ławy. Drzwi do sali były otwarte, a za nimi rozciągała się równina porośnięta kłosami aż po horyzont. A ponad horyzontem było nocne niebo usiane gwiazdami i galaktykami. Takiego nieba nie można było obserwować z żadnego miejsca na Runeterrze. 

Rennard został sam. No, prawie sam. 

Za drzwiami stała bowiem wysoka postać. Humanoidalna, ale nie ludzka. Na ramiona miała narzucony materiał, który zlewał się z rosnącym wokół zbożem. Ręce miała założone za plecami. Jak się wkrótce okazało, w liczbie czterech. Na białej twarzy znajdowało się sześć ciemnych oczu pozbawionych białek. Czymkolwiek był nieznajomy, był o wiele wyższy niż standardowy człowiek. Uśmiechał się delikatnie do Rennarda, jakby sceneria i sytuacja były całkowicie normalne. Pomachał mu nawet. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard rozglądał się dookoła, z niezbyt zadowolonym grymasem. Chciał tylko się dowiedzieć o co chodzi z tym zbożem a nie zostać przez nie otoczony.

Potem spojrzał na postać. Raczej jej nie znał. Przynajmniej nikogo takiego nie kojarzył. Kiedy ten ktoś do niego pomachał, DeWett wystawił ręke w jego kierunku. 

- Ty! - Krzyknął, wskazując na niego palcem. - Chodź tu! Raz!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stwór pokręcił głową. Wyciągnął dłoń przed siebie, skinął palcem, i...

I Rennard  był tuż przed nim.

- W tym miejscu to ty przychodzisz do mnie - poinformował, a jego głos kojarzył się z szelestem czegoś bardzo lekkiego na wietrze. - Zboże znaczy: odrodzenie. A ja się właśnie odradzam. Wszystko dokona się, kiedy Gwiezdny Architekt zginie. Razem z waszym światem, Słońcem i kilkoma innymi gwiazdami.

Na ułamek sekundy zboże i niebo zniknęły, a przed Rennarda wrócił krajobraz Wysp Cienia, razem ze swoim odorem i zimnem. Na tenże ułamek sekundy zdołał ujrzeć wychudłe, blade postacie które zebrały się wokół niego, węsząc życie. Ale to trwało mrugnięcie okiem - zaraz później wrócił dziwny gość od zboża.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nareszcie! - Odparł. Teraz miał już pewność że mimo tych zwariowanych wcześniejszych scen, nadal jest na Wyspach Cienia... i zbliżały się do niego kłopoty.

- Czyli to ty zatrułeś Aureliona? - Zapytał, jednocześnie wyjmując swój mały sztylet.

- Wszystko już wiem! Muszę po prostu cie zarżnąć i twoim jadem uleczyć zarówno siebie jak i kosmicznego architekta!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czuję się w obowiązku poinformowania cię, że nie wydzielam jadu. Ale jeśli uważasz, że tak będzie słusznie... zapraszam. - Stwór rozpostarł swoje cztery ramiona i otwarł dłonie przed Rennardem. Na jego twarzy błądził uśmiech. Mimo posiadania czterech rąk i sześciu oczu nie przypominał pająka - bliżej mu było do ptaka, zwłaszcza, że ciało miał pokryte piórami. Prawdopodobne serce stwora było jednak zbyt wysoko, żeby Rennard go sięgnął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard przekrzywił głowę.

- Nie. - Odparł szybko, cofając się o dwa kroki. - Ty nie jesteś nowym pająkiem! W ogóle jakoś nie wyglądasz na pająka. Czyli nie ciebie szukam... - Przyznał z zawodem. W takim razie kim był ten ptasi frajer?

- Więc... skoro to ty rządzisz w tym miejscu, to może sprawisz że to magiczne zboże przestanie kręcić mi w głowie, zanim potwory z Wysp Cienia mnie pożrą? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie. - Zamknął oczy i teatralnie klasnął w dłonie.

Kłosy zafalowały, zawirowały... I zaczęły wzrastać. Wokół Rennarda powstała od nowa sala sądowa, której ściany zrobione były z wijących się, mokrych glizd. Przy stole sędziowskim wzniósł się ten sam dziwny stwór, który przed chwilą stał w zbożu. Po jego lewej stronie siedział ojciec Rennarda, po prawej Elise. Oni również powstali z larw i glizd wypełniających całą salę.

- Kontynuujmy rozprawę, którą KTOŚ nam przerwał - rzucił stwór, znacząco patrząc na Rennarda. Elise podała mu papiery, a ten uśmiechnął się z satysfakcją i położył je na wijącym się stole. - Kolejny świadek, Khada Jhin!

Ława oskarżonego nie wyglądała lepiej. Wiło się siedzenie Rennarda i sam stół. Wiło się wszystko - obrzydliwe, tłuste larwy splatały się ze sobą i kręciły, wciąż pozostając w ruchu.

I nagle na organiczny blat wlazł, czy raczej wskoczył kolejny bezkręgowiec - mały, krępy pajączek. Z larw przeskoczył na dłoń zabójcy, podreptał w miejscu i skierował na niego ślepia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard spojrzał na całe organiczne otoczenie. Jego oczy wyglądały tak jakby umarł w środku. Wstał powoli, nie chcąc czuć wijącego się robactwa pod siedzeniem. Wstał i zastygł.

Nie lubił glizd. Naprawdę.

Skierował wzrok na ręke, na pająka. Oddychał ciężko a jego usta drżały. Nie był w stanie nic powiedzieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pająk zeskoczył na ruchliwą podłogę i ruszył w stronę dziury, która ziała w miejscu drzwi. Dziura była idealnie czarna - jakby nic za nią nie było. 

Pająk z trudem uniknął śmierci przez rozdeptanie zamaskowanego mężczyzny z publiczności. 

Wszyscy zwrócili twarze ku Rennardowi - podobnie jak pająk, który co prawda nie miał twarzy, ale czekał na niego na granicy dziury. 

- Nasz oskarżony ucieka! To bezsprzecznie oznacza, że jest winny! - krzyknął samozwańczy sędzia. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DeWett spojrzał na wszystkich po kolei. Ucieka? Przecież nawet się nie ruszył...

- Więc... - Odezwał się, powoli odwracając głowę w stronę tej dziury, która nie wiadomo skąd się zjawiła. - Skoro jestem winny to... nara! - Krzyknął po czym rzucił się do ucieczki. Cokolwiek było za tą dziurą, raczej nie mogło być gorsze niż sala sądowa zrobiona z glizd... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pająk skoczył. Po wejściu do dziury zapanowała... ciemność, według wszelkiego prawdopodobieństwa.

Rennard poczuł ukłucie w szyi. Potem na dłoni. Potem jeszcze mocniejsze ukłucie. A już chwilę później miał nudności, kręciło mu się w głowie i słyszał nierówne kołatanie własnego serca. Nie spadał - wisiał w pustej przestrzeni, pozbawionej czegokolwiek oprócz niego i małego pająka.

Mrugnięcie okiem później nagle zrobiło się zimno i mokro. W zasięgu wzroku miał fioletowoszare, ciężkie niebo i powykręcane gałęzie. Do nozdrzy pchał się odór pleśni i zgniliny - a więc powrót na Shadow Isles.

Jedynym uczuciem które pozostało był promieniujący ból w karku i w lewej dłoni. W polu widzenia pojawiły się cztery, czerwone oczy, czarny głowotułów i długie szczękoczułki. Obraz na chwilę zamazał się.

Oczy pozostały czerwone, ale ograniczyły liczbę do dwóch. Głowotułów został zamieniony na atrakcyjną twarz, a szczękoczułki na usta, w tym momencie wyszczerzone w drapieżnym uśmiechu.

- Młody, mężny DeWett postanowił zrobić sobie drzemkę po pokonaniu potwora?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak podkulił się. To był zdecydowanie najgorszy odjazd w jego życiu.

- Biorę to zboże ze sobą! - Postanowił. Wyciągnął swoją dłoń przed twarz. Chciał sprawdzić co się stało. - Zacznę sprzedawać ten syf wszystkim ćpunkom w Noxusie. Będą mnie błagać o więcej! Droga narkotykowego barona stoi przede mną otworem.

Mimo bólu w ręce i karku próbował wstać. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Hmm... Nie. To nie rośnie w tym wymiarze. A jeśli wrócisz do Noxus, zamiast baronem narkotykowym będziesz kolejnym, martwym DeWettem - odpowiedziała Elise. - Myślę, że z twoim zamiłowaniem do buntu nie przypadnie ci nawet miejsce na najciemniejszej półce grobowca rodzinnego.

Wyprostowała się i podała Rennardowi dłoń. Rytuał widać odniósł sukces, bo jak na kogoś kto chwilę wcześniej miał nóż w klatce piersiowej, Elise wyglądała zaskakująco dobrze. I żywo. Zupełnie inaczej czuł się sam Rennard - kołatanie serca nie ustało, podobnie jak mdłości i zawroty głowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwycił jej dłoń. Czuł się gorzej, mimo iż nie dostał zatrutym ostrzem w serce. Z jej pomocą wstał. Chociaż przez te zawroty o mało co znów nie stracił równowagi. 

- O co tu chodzi? - Zapytał, zbity z tropu. - Przebiłem ci serce, trucizna wypełniła twoje żyły. A ty? A ty wyglądasz jak nowo narodzona. O co tu chodzi? I gdzie ten cholerny jad Vilemawa? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Elise, skarbie. - Odezwał się, krzywo się uśmiechając. - Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo raduję się w środku z twojego powrotu. Tylko wiesz. Jestem zatruty i zdycham. Jak mam się cieszyć z czegokolwiek w takim stanie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O, nie. Ty wracasz do zdrowia. Jad krąży w żyłach, ale nie sieje spustoszenia. Usuwa toksynę ze zboża, którą zostałeś zatruty. - Wzięła go pod ramię, uśmiechnęła się, ale zaraz potem uśmiech znikł z twarzy, a oblicze przybrało chmurny nastrój z sugestią grozy.  - Podziękuj, DeWett - Głos Elise brzmiał, jakby przemawiała kilkoma głosami, a każdy z nich odbijał się echem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennardowi aż zjeżyły się włosy, kiedy to ton Elise zmienił się o 180 stopni.

- Wiesz... zawsze można poprosić trochę delikatniej. - Odpowiedział. - Oczywiście że ci dziękuje kochana. Nie łatwo przeżyć narkotyczny haj na Wyspach Cienia. Czuję że dokonałem czegoś wielkiego! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...