Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Rennard wstrzymał powietrze, kiedy do Cassiopeia znalazła się przy nim tak szybko. Nawet nie zdążył mrugnąć. Kiedy poczuł ukłucie, lekko zmarszczył czoło. Odwrócił twarz w bok i lekko uniósł ręce w górę. 

- Proszę cię abyś zdjęła ten pazur z mojej piersi. - Rozkazał. Brzmiał jak typowy, nastroszony szlachetka. - Oczywiście chcę abyśmy wszyscy byli dobrymi przyjaciółmi, jednak próba zranienia mnie oraz nazwanie mnie ĆWOKIEM zraniła moje czułe i wrażliwe serce. Ten twój cały żrący kwas, żółte mordercze ślepia, te metalowe pazury oraz ogon może i skutecznie obniżają moje szansę obrony przed tobą... ale wiesz, Nocturne większych problemów z tobą mieć nie będzie. No i jak zdążyłaś zauważyć, zrobi wszystko co mu rozkażę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cassiopeia uśmiechnęła się.

- Czy zdąży zrobić to zanim splunę ci w twarz, albo machnę ręką? Mnie nie zależy, Rennard. Nawet jeśli to będzie ostatnia w moim życiu satysfakcja, to jestem skłonna pokazać ci, kto powinien odpowiadać uprzejmością na uprzejmość. A nie zdąży zabić mnie i mojej siostry jednocześnie - syknęła. Wyprostowała się i zmierzyła go wzrokiem. Zarówno Cassiopeia jak i Rennard mieli w zanadrzu całe pokolenia aroganckich przodków, więc potencjalnemu obserwatorowi trudno byłoby określić wynik nieoficjalnego pojedynku.

Nocturne pojawił się za Cassiopeią, czekając na sygnał Rennarda.

- Tik-tak - odezwała się Katarina. - Pozwolę sobie zauważyć, że ani on nie zabije mnie, ani ja jego. Z tej wymiany zdań mogą paść dwa trupy i są tylko dwie możliwości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobra, dobra! - Krzyknął nagle, odpychają dłoń Cassiopei i cofając się o dwa kroki. Nabrał tyle powietrza ile tylko zdołał, powoli je wypuścił i przejechał dłoniami po twarzy.

- Możliwość jest... jedna! Taka że w tej chwili skorzystamy z tych pieprzonych tuneli, byleby stąd wyjść. - Widać było że Rennard szybko znudził się małym irytowaniem wężowej znajomej. 

- Cass, słuchaj. Człowiek ma chyba prawo być nieco rozdrażniony i na kimś odreagować słowami, kiedy jest poszukiwany we własnym mieście przez armię pieprzonych zombie... w czapeczkach! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedziało mu już tylko pogardliwe spojrzenie i Cassiopeia przesunęła się wgłąb tunelu, po drodze na krótką chwilę rozwiewając Nocturne'a. Katarina poczekała, aż Rennard przejdzie i ruszając za nim czekała aż wszyscy przejdą przez ukryte przejście w ścianie. Zamknęła je za nimi.

Tunele stanowiły gęstą sieć jeszcze sprzed czasów Wielkiej Zarazy, która rozszalała się w Noxus paręset lat wcześniej. Dopiero wówczas znalazły zastosowanie jako składowisko trupów i w postaci potężnej nekropolii pozostały do tego czasu. Cassiopeia doprowadziła ich do czegoś w rodzaju holu, będącego rozgałęzieniem na cztery inne korytarze. W tle kapała woda.

- Rozumiem, że zmierzamy teraz do Zaavan. Do grobowca? - odezwała się Katarina do Rennarda. Nawet szept rozchodził się echem po ponurych, wilgotnych i śmierdzących stęchlizną korytarzach. Niezliczone czaszki ułożone w równe sterty spoglądały niewidzącymi oczami na jedne z niewielu żywych istot w kompleksie tuneli. W takiej scenerii obecność Nocturne'a nie wydawała się być taka zła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dokładnie. Zmierzamy z jednego grobowca do drugiego. O niczym innym nie marzę! - Odpowiedział, niezadowolony. Łażenie po grobowcach raczej nie należało do jego codziennych zajęć. Wolał miejsca gdzie jest zdecydowana większa ilość muzyki, alkoholu i kobiet. Nieszczególnie w takiej kolejności.

- Spójrz, upiorze! To miejsce w prost idealnie pasuje do ciebie. Dlaczego po wszystkim nie zaszyjesz się w takiej dziurze, tak przynajmniej na zawsze? Dzięki temu ludzie będą spać bez obaw o koszmary. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak właśnie myślałam. 

 

Sunący obok Rennarda łeb odwrócił się w jego stronę, a oczy błysnęły jak dwie miniaturowe supernowe.

Ponieważ ja uwielbiam ludzi, Rennardzie. Ale żywych. Tutaj... Tutaj zostało bardzo niewiele tego, czego potrzebuję. Ledwie szczątki wspomnień, strach przed śmiercią z powodu choroby. Kości się nie boją. Kości nie mają czego się już bać. Czułbym się tu zaniedbywany. Nikt nie oddawałby mi czci -  odparł Nocturne, brzmiący standardowo jak nienaoliwiony mechanizm pomiędzy którego zębatki dostał się piasek. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czci? Ludzie którzy walą w gacie ze strachu, tracą rozum bądź odbierają sobie życie, przez twoje mieszanie im w głowach... nazywasz czcią? - Rennard był doprawdy zdziwiony, że Nocturne tak to odbiera. - Nie mogą cię czcić! Czcić można bogów, bożki, może jakieś szamańskie totemy... ale nie takich duchów gnojków jak ty! Jakbyś uwielbiał ludzi to chciałbyś dla nich jak najlepiej. Jednak ty jesteś uosobieniem wszystkiego co najgorsze! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dźwięk podobny skrobaniu kamienia o kamień uświadomił wszystkich obecnych, że Nocturne rechocze. 

Ależ tak, czczą mnie. Czczą mnie, choć nie jestem bogiem. Za każdym razem kiedy dziecko zostawia zapaloną świecę przy łóżku, czci mnie. Kiedy sprawdza czy nikogo nie ma w szafie. Kiedy ludzie budzą się z krzykiem, kiedy płaczą przez sen. Bo wówczas wiedzą, że ja istnieję. Boją się, że tak jest i to mnie wzmacnia. Wiesz ilu jest bogów w Noxus, Rennardzie? Albo w Piltover. Tam, gdzie sądzicie, że nie wierzycie w nic. Jest bóg szubienicy i bóg stali, któremu regularnie oddaje cześć twój przyjaciel. Najlepiej karmicie boga wojny i to nie ludźmi których atakujecie, a swoimi ludźmi. Żołnierzami. Bogowie potrzebują ofiar i potrzebują wiary i gdzie tylko są ludzie, tam są też bogowie. Powiedziałbym że to symbioza, ale to raczej pasożytnictwo, które mnie wybitnie bawi. Ja oczywiście nie jestem bogiem, bo jestem w stanie sam sobie zapewniać ofiary. I nie przeminę, kiedy zmienią się czasy. Nie stracę na sile jak bóg wojny w czasie pokoju. Jak długo istnieć będą ludzie, tak długo istnieć będę ja. I będę się karmić waszymi grzechami, waszym poczuciem winy, waszym strachem. Jestem uosobieniem was, Rennardzie. Waszej mrocznej strony. Mordów, wynaturzeń, dewiacji. Bo kiedy śpicie, nie macie jak ukryć tego wszystkiego i wtedy przychodzę ja, ożywiając wasze najgłębsze lęki. Więc tak, uwielbiam ludzi. Tak jak pająk uwielbia muchy - odpowiedział. 

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mimo iż ta cała gadka wydawała się nieco szalona i obłąkana, to jednak nawet szło się z nim zgodzić. 

- Według mnie trochę to naciągane... ale jednak ma sens. - Odpowiedział, nieco zwalniając kroku. Nieświadomie zaczął zastanawiać się nad słowami ducha.

- No dobra, ludzie są źli, fakt. Jednak na tym świecie nie ma tylko ludzi. Więc co z resztą? Dlaczego nie karmisz się innymi istotami? Co z na przykład yordlami? Te małe demony w cale nie są lepsze od przeciętnego, złego człowieka. Albo inne duchy z Shadow Isles? Może i nie muszą spać, ale to nie jedyny sposób z którego korzystasz. Jeszcze lepiej. Pustka. Dałbyś rade tym wszystkim cosiom co tam żyją? To coś jest w ogóle zdolne do odczuwania strachu? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Yordlami też się żywię. Na Shadow Isles jestem rzadko i wówczas żywię się cierpiącymi duszami. Nie śpią, to prawda. Ale czym byłyby wszystkie te okropieństwa Shadow Isles, całe okrucieństwo widmowych katów, gdyby nie sny o wolności? Niektórzy tam mają nadzieję. Nie myślą jak żywi. Nie kierują się rozsądkiem, nie myślą racjonalnie i przez to jest mi łatwiej. Są łatwiejsi do odczytania, ale mniej ekscytujący. Czy dałbym radę pożywić się czymś z Pustki? Nie wiem. Widziałem sny wielkiej Xer'Sai, ich królowej. Xer'Sai stanowią jedną, wielką istotę. Jak rój owadów. To o tyle skomplikowane, że musiałbym wpleść się w tysiące prymitywnych umysłów z nią na czele. Tak, z pewnością zna strach. Jest mała jak na istoty żyjące w Pustce. Kiedyś spróbuję. Kiedy już Liga upadnie - postanowił.

Wędrówka ciągnęła się i ciągnęła niemal bez końca, a wszystkie korytarze wyglądały prawie tak samo. Ale i dystans od cmentarza wewnętrznego Noxus do wielkiej nekropolii na jego obrzeżach był całkiem spory.

Przechodząc obok jednego z ciasnych korytarzy, Cassiopeia zatrzymała się nagle.

- Czuję... coś tu jest. Ktoś. Jest zimny jak trup.

- Skąd wiesz?

- Witajcie kochani! - Głos który nie był szeptem wyrwał ich z ciszy katakumb, rozchodząc się echem po korytarzach. Elise nie było widać, ale z pewnością stała w owym ciemnym zaułku.  - Nie nie, naszym celem nie jest mój rodzinny grobowiec. Tam już na was czekają i nie zaprzeczę, wcale mi się to nie podoba. Ugoszczę was gdzie indziej - zapowiedziała. - Cassiopeio, wyglądasz olśniewająco i mówię to bez fałszu. W końcu jakaś ciekawa zmiana w nudnym środowisku noxiańskiej szlachty. Mam nadzieję, że czujesz się wyjątkowo.

Odpowiedziała jej krótkotrwała cisza.

- Nie powiedziałabym.

- Pogawędki zostawmy sobie na później. W tę stronę. Rennardzie! - Wokół jego ramienia owinęło się ramię Elise, która pociągnęła go za sobą. - Gratuluję sukcesu. Mam nadzieję, że czujesz dumę. Czy tak jest?

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mam cichą nadzieję że ta Pustka cie wessie i już nigdy nie wypuści... - Powiedział sobie pod nosem.

Cała ta podróż trwała zdecydowanie za długo. Sam Rennard nie miał ochoty odzywać się do nikogo ni słowem. Szedł z rękoma w kieszeniach, wpatrzony jedynie w falujący ogon Cassiopei. Chociaż to pozwalało mu nie myśleć o nudzie, jaką odczuwał. 

Kiedy w końcu do jego uszu doszedł znajomy głos, energia do niego wróciła. Odwrócił się do zaułka, z którego owy głos dochodził. 

Podczas gdy dwie, nieludzkie kobiety rozmawiały, Rennard spojrzał na Katarinę.

- Szczerze powiedziawszy to my powinniśmy czuć się wyjątkowi. No bo zobacz. Pajęczyca, wąż, duch, zombie w cholernych czapeczkach. Bycie normalnym człowiekiem zaczyna być unikatowe! - Powiedział, uśmiechając się. Jednak kiedy poczuł pociągnięcie, uśmiech szybko zszedł. 

- Dumę? Bo przyprowadziłem tutaj Cass? - Zapytał. - Wiesz... jakoś tak nie specjalnie. Jakiś specjalny wyczyn to nie był. Może gdybym się z nią nie znał, wtedy na pewno byłoby ciężej, no i wtedy można byłoby to uznać za wyczyn. A tak to nic specjalnego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A wyobraź sobie Noxus za te kilkanaście lat. Patrząc na charakterologię narodu, niedługo wszyscy będą pod działaniem starożytnych klątw. Albo zacznie się moda na Zaun, mutacje i wszczepy. Czuję, że zdążę dożyć takich wesołych czasów - odpowiedziała zabójczyni i dołączyła do siostry z przodu.

- Gdybyś jej nie znał, to byłbyś już najprawdopodobniej martwy - skwitowała. - Ale nie bądź taki skromny, to jest sukces. Malusieńki sukces zbliżający nas do rozwiązania zagadki twojej matki... Słuchaj, czy twoja młodsza siostra zdradza może objawy bycia ponadprzeciętnie inteligentną? - zapytała Elise.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Lucia? - Zapytał, nie wiedząc co w tym małym chochliku mogło zainteresować Elise. - Owszem. Zdradza objawy bycia ponadprzeciętnie irytującą! - Dodał, mówiąc to ze złośliwością.

- Nigdy nie interesował mnie ten mały smark. Christine powinna coś o niej wiedzieć. Mnie bardziej interesuje Edward! Gdzie, do jasnej cholery jest mój brat! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No właśnie, właśnie, Edward. Zastanawiam się, jak duże jest prawdopodobieństwo, żeby to on przywrócił panią DeWett. Jeśli nie on, pozostaje Lucia albo Christine. Nie ma co zaprzeczać, że więzi rodzinne w naszym środowisku niewiele znaczą. W każdym razie w niektórych rodach. Potencjalnie w większości. Niemniej najbardziej podejrzany jest właśnie Edward, ponieważ zniknął. A twoja matka założyła sobie sieć informatorów, jak zauważyłam. Ale ty wiesz, żeby nie ufać nikomu. Prawda, Rennardzie? - zapytała. Mówiła o wszystkich tych sprawach tak beztrosko, jakby szła na najzwyklejszy spacer po parku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak uważnie wsłuchiwał się w słowa kobiety. 

- Nie, to bez sensu. Podobno to Edward otruł ją siedem lat temu. Po co miałby znów przywracać ją do życia? Christine odpada na pewno. Matka traktuje ją chyba nawet gorzej ode mnie. Po co miałaby sobie robić takie problemy? No i Lucia... - Tu zapałzował. Każde wspomnienie o młodszej siostrze sprawiało, że krew zaczynała mu wrzeć. - To tylko mały, dziewięcioletni bachor. Myślisz że byłaby w stanie bawić się nekromancją? Albo znaleźć kogoś takiego? Nikt z mojego rodzeństwa jakoś nie pasuje mi do tego. Chociaż faktycznie, nie ma opcji żeby wstała sama. W kogo interesie leżało wskrzeszenie tego demona?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Za życia była upierdliwa i jestem niemal pewna, że działała na nerwy wszystkim. Poza twoją młodszą siostrą, która jest traktowana jak mała, rozpuszczona księżniczka. Musielibyśmy zrobić coś, żeby móc ją obserwować. W rezydencji kazała zasłonić wszystkie okna i z jakichś przyczyn moje pająki nie chcą się tam zbliżać. Z pewnością chodzi o jej dziwaczną magię. Teraz w lewo, moje drogie! O tak, jesteśmy już niedaleko - oznajmiła. I rzeczywiście, po dziesięciu kolejnych minutach błądzenia po tunelach natrafili na wąskie, spiralne schody prowadzące do drewnianych drzwi. Te z kolei prowadziły na korytarz oświetlony pochodniami, z którego widać było niewielki dziedziniec obsadzony roślinami. Z początku światło oślepiło Rennarda, ale wnet zorientował się, że dotarli do niewielkiego dworu.

Zaledwie kilka sekund po zamknięciu drewnianych drzwi do grupki podszedł elegancko ubrany mężczyzna, starzec. Ukłonił się nisko.

- Cassiopeio, pan doprowadzi cię do twojej komnaty. Jesteś moim gościem. Za godzinę odbędzie się kolacja. Katarino, zapraszam cię serdecznie na kolację, ale nie proponuję noclegu. Sądzę, że wiesz doskonale dlaczego.

- Dziękuję za zaproszenie, ale obowiązki wzywają. Którędy do wyjścia?

- Alfred wskaże drogę. Kontynuując, Rennardzie... - Elise ruszyła w przeciwnym kierunku, wciąż trzymając Rennarda pod rękę. - Warto byłoby dowiedzieć się jutro, gdzie trzymany jest Edward. Bądź jego zwłoki, może być różnie. Masz swojego koszmarka, a koszmarek ma różne zdolności. Sprawdzaliście podziemia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Twoje małe robactwo się jej boi? Tego się nie spodziewałem. Zwykle to małe dziewczynki boją się pająków. Duże zresztą też. No... mężczyźni też. Cholerne pająki. 

Kiedy w końcu wyszli z podziemi, Rennard odetchnął z ulgą. Dwór był o wiele lepszy miejscem. Zwłaszcza że byli tu ludzie. Żywi. 

Pomachał na pożegnanie Katarinie, która zmierzała do wyjścia. Kiedy już był sam na sam z Elise, pozwolił sobie objąć ją w boku. 

- Podziemia? Nie, nie sprawdzaliśmy. Nie było na to czasu. Zresztą podejrzewam że nawet nie zdołalibyśmy tam wejść. Naprawdę, miałem swobodny dostęp tylko do swojego pokoju. Ja! Dorosły chłop! - Mówił, przyglądając się otoczeniu. 

- Więc... to twój dwór? Nigdy bym nie pomyślał że kiedyś się tu znajdę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No to trzeba będzie to zrobić jutro. Skoro Celia nie ma już lalek, to jedyne co może wam zrobić, to... Zabić. Ale to się przecież nie stanie z Nocturne'em u boku. Weź też Christine i tego kamerdynera... Lubię go. Nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia. Związana z tobą, Rennardzie. - Elise odsunęła się i przyjrzała uważnie Rennardowi, mrużąc oczy, jakby próbowała znaleźć jakiś szczegół w jego wyglądzie.

A chwilę później bez ostrzeżenia objęła jego twarz dłońmi i pociągnęła niżej, żeby wpić się ustami w jego usta i pocałować. Z dużą dawką pożądania. Jak na kogoś kto potrafił zmienić się w jadowitą, ośmionogą bestię doświadczenie było aż nadto przyjemne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ze mną? Znowu zrobiłem coś nie tak? - Zapytał. Kiedy tak lustrowała go wzrokiem, czuł się lekko nieswojo. 

- Co? Mam coś na twarzy? - Dodał, nie wiedząc o co może jej chodzić. Cóż, szybko się przekonał. I nie miał zamiaru narzekać.

Rennard czuł się, jakby wszystkie jego aktualne problemy odeszły w zapomniane. Jego źrenice rozszerzyły się. Ręce zaczęły lekko drżeć. Szybko jednak zaczął odwzajemniać pocałunek. Jeżeli miała to być tylko jedyna taka okazja, miał zamiar wykorzystać ją najmocniej jak się dało. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pocałunek trwał dłuższą chwilę i przerwała go Elise, odsuwając twarz od twarzy Rennarda. Lekko poklepała go po policzku. 

- Nieźle. Może jeszcze nie na złoty medal, ale całkiem dobrze. 

Z drapieżnym uśmiechem nacisnęła na klamkę ze spiżu i otwarła przed Rennardem drzwi do komnaty gościnnej. 

- Wyśpij się lepiej. Dobrej nocy - powiedziała i cmoknęła go jeszcze w policzek. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Następnym razem będzie lepiej niż sto złotych medali. - Odparł, mówiąc dość nieprzytomnie. Czuł się jak po najmocniejszym narkotyku. 

Kiedy już Elise go zostawiła, on był w komnacie. Opierał się czołem o drzwi. Czuł się fenomenalnie, lecz również trochę dziwnie. Czuł się taki... zdominowany. Nigdy jeszcze nie zdarzyła mu się taka sytuacja. To on sobie owijał kobiety w okół palca, nie na odwrót. Jednak nie mógł powiedzieć że mu się to nie podobało. Zaśmiał się i uderzył pięściami w drzwi, wyładowując podniecenie. 

- Nocturne! Łajzo! Słuchaj uważnie! - Mówił szczęśliwy, podchodząc i wskakując na łóżko. - Dzisiejszej nocy, gdy będę spał, pozwalam ci robić z moimi snami co tylko zechcesz! Zasłużyłeś! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To brzmi jak... masochizm - wysyczał stwór, siadając na krawędzi łóżka. Tak w każdym razie wyglądałby, gdyby usiadł mając nogi. - Wejdę do twoich snów i rozejrzę się. Oczywiście bez robienia ci krzywdy, bo jesteś zabawny. A jutro liczę na jeszcze więcej zabawy - wysyczał.

W pokoju panowały ciemności, bo duże okno było zasłonięte bordowymi zasłonami. Oprócz wielkiego łóżka z obowiązkowym baldachimem była jeszcze szafa, fotel, kominek i dywan na kamiennej podłodze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja również liczę na więcej zabawy. Nawet nie wiesz jak bardzo liczę! - Odpowiedział zjawie, dość sugestywnie. Nawet nie było trzeba się zastanawiać, o jaki rodzaj zabawy mu chodzi.

- Masochizm czy nie, radzę ci wykorzystać okazję pókim dobry. Nie zawsze jestem taki radosny jak dzisiaj, teraz. 

Rennard miał zamiar usnąć jak najszybciej. To jednak było utrudnione przez natłok myśli. Uczucia którego przed chwilą do świadczył nie zapomni już nigdy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaskakująco szybko nadszedł sen. Co prawda od czasu do czasu przewijały się przez niego jarzące się niebezpiecznie dwa punkty świetlne, ale Nocturne nie dał więcej znać o wojej obecności. Rennard obudził się rano wypoczęty i z dużą dozą energii. Półprzezroczysty Nocturne siedział wciąż w nogach łóżka i gapił się na Rennarda. Jego aura emanowała... zmieszaniem.

Kłębiąca się masa dymu i smolistej cieczy była autentycznie zagubiona. Jakby coś go zaskoczyło i jakby nie był pewien, czy to co zobaczył było prawdziwe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sen był naprawdę regenerujący. Jak nigdy dotąd. Mężczyzna przeciągnął się i jęknął na całe pomieszczenie. Z dobrym odpoczynkiem wiązał się dobry humor. Dobry humor prowadził do dobrego dnia. Przynajmniej powinien. 

Rennard splótł dłonie i wsadził je pod głowę. Przechylił się nieco by mieć widok na zjawę. Wyglądał jak nie on. 

- Ty! Nocturne! Co z tobą? - Zapytał, emanując radością. - Od razu powiem że nie spodziewałem się takiego spokoju. Myślałem że znów nawiedzisz moje sny jakimś parszywym robactwem. A tu nic! - Widok ducha w takim stanie był naprawdę zaskakujący. - Stało ci się coś? Przeziębiłeś się? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...