Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

- Jaki wielki! - Powiedział, odsuwając się od niego. Wciąż widok pająków działał na niego osłabiająco. Zwłaszcza takich rozmiarów. Szybko jednak się otrząsnął i zbliżył się do drzwi. Jednak kiedy je otworzył i popchnął, szybko odskoczył. 

- Dobra! Już lepiej być obserwowanym przez te straszne oczy niż błądzić po katakumbach, zdechnąć tam i rozłożyć się. - Gestem nakazał aby wszyscy weszli do środka. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ośmionóg ruszył pierwszy i zniknął w ciemnościach. Na szczęście był na tyle duży, że słychać było jego miarowy chód. Słabo, ale jednak było słychać. 

Droga do Bastionu zajęła czas zbliżony do godziny. Wyszli wejściem, które Rennard pamiętał jeszcze sprzed kilku lat. Tymi samymi drzwiami dostał się do środka po zabójstwie, które zgarnął mu sprzed nosa Jhin. 

Generał Jerycho Swain podczas pobytu w Noxus rzadko przebywał poza swoimi komnatami, toteż niemal pewnym było że będzie przesiadywał w swojej bibliotece, równie zakurzony co przebywające tam książki. Przy jego komnatach nigdy nie było straży, bo wołał z potencjalnymi interesantami rozprawiać się osobiście, w jakiejkolwiek sprawie by nie przychodzili. Czasem służba znajdowała ich pod drzwiami, a czasem na zewnątrz, po upadku z wysokiego balkonu. 

Rodzeństwo DeWett stanęło pod jednoskrzydłowymi drzwiami. Na wysokości ich głów paliły się błękitne lampy. To za tymi drzwiami przebywał dziwaczny staruch z krukiem, głowa całego Noxus.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Więc... - Odezwał się, wpatrzony w światło błękitnych lamp. - Myślisz że powinniśmy zapukać, jak wypadałoby cywilizowanym i kulturalnym ludziom? - Zapytał, przenosząc wzrok na swoją siostrę. Zaraz potem zaśmiał się.

- Cholera... pewnie że nie!

Złapał za klamkę i mocno szarpnął. Nie było czasu na uprzejmości. W zasadzie to dla Swaina nigdy nie był uprzejmy. I nigdy to nie skończyło się niczym więcej, jak tylko niemiłymi słowami.

- Swain! Stary grzybie! Gdzie jesteś? - Wykrzyczał. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oto nadszedł dzień, w którym skończyć się miało pobłażanie Rennardowi. Ponieważ nie zadbał o dyskrecję, mieszkaniec komnaty miał czas aby móc się odpowiednio przygotować na przybycie Rennarda i tak oto wokół jego szyi zacisnęła się szara łapa, podobna do ptasich szponów. Spojrzała na niego para czerwonych oczu, od których wiało chłodem. 

- Witam w moich skromnych progach, DeWett. Długo musiałem na ciebie czekać - poinformował. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedyne do czego teraz był zdolny, to w jakimś stopniu napiąć szyję, byleby tylko stawić opór mocnemu ściskowi. Zacisnął zęby i złapał obiema dłońmi za łapę Swaina.

- Tak... wiem... - Wycedził przez zęby, uporczywie próbując złapać oddech. - Są małe... komplikacje. Moja... matka wróciła! - Próbował się usprawiedliwić. 

- Skrzynia jest... w domu! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie da się nie zauważyć, że wróciła. Ty też wróciłeś, spóźniony. Czas chyba na krótką lekcję grzeczności.  No, Rennard. Co się robi przed wejściem do czyjegoś domu? - zapytał, wzmacniając uścisk. Powietrze co prawda docierało do płuc, ale było to utrudnione. Palce nieco się rozszerzyły, aby umożliwić mu mówienie. 

Drzwi skrzypnęły. 

- Hola, hola! Generale, proszę go odstawić! - powiedziała podniesionym głosem Christine. 

- Czy to zjazd rodzinny? Odstawię młodego DeWetta, jeśli tylko zacznie współpracować. To jak, Rennardzie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard jęknął coś niezrozumiale. Nagle zaczął się śmiać. Był to rechot porównywalny do szaleńca, który absolutnie nic nie miał do stracenia. 

- Nocturne! Utnij mu... tą łapę! - Rozkazał swojemu demonicznemu słudze. Nie miał zamiaru dać sobą targać. Nawet komuś takiemu jak Swain. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nocturne? Och... - Swain uśmiechnął się, a z jego gardła wydobył się ochrypły rechot, jeszcze bardziej szalony niż ten Rennarda. 

Nocturne znieruchomiał tuż przy Swainie, wisząc trochę ponad nim. Christine przyglądała się scenie z wytrzeszczonymi oczami. 

- Nie mogę - oznajmił Nocturne. 

- Nie. Nie możesz - zgodził się Swain. Ale wówczas Nocturne zbliżył twarz do głowy Swaina i nachylił ją do jego ucha. Zafalował lekko. Szeptał. 

Kiedy się odsunął, na twarzy Swaina wykwitł jeszcze szerszy uśmiech. Zmrużył na krótki moment oczy i rozprostował palce. Dla Rennarda oznaczało to ni mniej ni więcej jak twarde lądowanie na posadzce. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy młody DeWett spotkał się z zimną ziemią, zaczął pośpiesznie odczołgiwać się od Swaina.

- Ty cholerna, bezużyteczna chmuro! - Złorzeczył na zjawę! - Co żeś mu powiedział? Co do cholery znaczy nie mogę? Miałeś robić wszystko to o co poproszę i nie obchodzą mnie jakieś twoje trudności! Kurwa! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne wydał z siebie coś podobnego do warknięcia. 

Liga, DeWett! Liga! 

- Zamach na głowę państwa, DeWett? Myślałem, że masz do mnie sprawę. Wolałbym żebyś zmienił ton, bo to od niego zależy teraz czy wyjdziesz stąd sam, czy na rękach siostry. I w kawałkach. To jak?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zamach? Nie. Samoobrona! Tak! - Odparł, powoli wstając na nogi. Tak więc Nocturne nie był w stanie zaatakować innego członka ligi. To była całkiem ciekawa informacja.

Rennard jeszcze chwilę lustrował Swaina niezbyt miłym wzrokiem. Po chwili odetchnął głęboko, zamknął oczy i dotknął palcami swoje skronie. Próbował pozbyć się całej tej negatywnej aury. 

- Dobra. Od początku, na spokojnie. - Powiedział pod nosem. - Sprawa jest prosta... PROSZĘ PANA. - Ostatnie słowa wysyczał przez zęby. - Jeżeli moja matka pozostanie żywa, po raz drugi, nigdy nie zobaczysz swojej skrzyni. Natomiast, jeżeli z powrotem trafi tam gdzie jej miejsce, czyli pod ziemią, przyniosę Panu tę skrzynię choćby w zębach! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Świetnie. W takim razie dowiedz się, jak ją zabić w taki sposób żeby już nie wróciła i kto odpowiada za to cudowne zmartwychwstanie - oświadczył, stając wprost do DeWetta. Swain bardziej niż kruka przypominał drapieżną czaplę i teraz to podobieństwo było bardzo widoczne.

- W tym czasie wprowadzone zostanie wyjaśnienie co i dlaczego wydarzyło się na imprezie w rezydencji letniej DeWettów. Wpłyną oficjalne kondolencje dla rodzin ofiar. Okaże się, że za atak odpowiedzialny był nadgorliwy mag-wariat, a twoje imię i imię panny DeWett zostanie oczyszczone. Myślę, że warto wprowadzić zakaz wkraczania zombie do Noxus - oświadczył, przyglądając się swoim pazurom. - Odpowiada ci to, Rennardzie? - zapytał. Warto zauważyć, że wyraz twarzy Swaina, tak uprzejmy i miły sugerował, że jeśli Rennardowi to nie odpowiada, to jest mu w stanie zapewnić szybką lekcję latania albo wyrzucania z siebie zawartości jamy brzusznej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak. Wspaniale będzie znów swobodnie poruszać się po mieście. No i ludzie znów będą widzieć we mnie bohatera, zamiast zamachowca! Pewnie że odpowiada! - Odpowiedział uradowany. Odetchnął z ulgą na wieść, że jego imię zostanie oczyszczone. 

Ostrożnie wyminął Swaina, po czym złapał siostrę za nadgarstek. Zaczął ją ciągnąć w stronę wyjścia. 

- Idziemy! Mamy osobę do pogrzebania! I nekromantę do wytropienia... a potem też pogrzebania! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Do widzenia - mruknęła Christine i ruszyła tym samym tempem co Rennard w stronę ich własnego domu. Tunelami. Okazało się, że znajdowały się pod lwią częścią zabudowań Noxus. Ośmionogi przewodnik zaprowadził ich do mostu nad rzeką, dwie przecznice od wejścia do rezydencji. Widocznie bliżej się nie dało.

Wyszli z zakratowanych drzwi w jednym z przęseł wielkiego, kamiennego mostu. Z wolna zaczynało się ściemniać, co działało na korzyść Rennarda i Christine. Nocturne lewitował obok, gotów do działania i zdradzający oznaki zniecierpliwienia.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chris - Odezwał się, wyglądając równie zniecierpliwiony co Nocturne. - Pierwsze co powinniśmy zrobić, to udać się do naszych podziemi. - Zaproponował. Jeżeli to tam miał być przetrzymywany Edward, Rennard za priorytet wziął sobie jego wyswobodzenie. 

- Mam takie dziwne przeczucie, że nasz brat może wiedzieć o całym tym powrocie matki o wiele więcej niż my...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeśli nie jest martwy. Chociaż jest duża szansa, że jeszcze żyje. Lucia lubi się pobawić - stwierdziła Christine.

Wejście do podziemi znajdowało się poza głównym budynkiem. Było w parku rezydencji i przypominało trochę zejście do grobowców Du Couteau. Łączyło się ono z lochami pod samym pałacem, które z kolei miały przejście do głównego budynku - na wypadek, gdyby kiedyś rodowi podwinęła się noga i trzeba było się ewakuować przed wściekłym tłumem.

A teraz wejście strzeżone było przez dwóch umarlaków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak na szybko przyjrzał się dwojgu zombie. Tak, wciąż mieli te swoje bajeczne kapelusze. Matkę zdecydowanie w tej kwestii poniosło.

- Dobra Nocturne! - Rzekł ściszonym głosem, nie spuszczając oponentów z oczu. - Masz teraz szansę na zrehabilitowanie się. Zarżnij tych dwóch pustaków! Teraz żadnej wymówki, że liga czy coś innego nie przyjmę! I jeszcze jedno... - Spojrzał na siostrę. Z jego oczu można było wyczytać coś iście szatańskiego.

- Przynieś nam te czapeczki! Jeden dla mnie, jeden dla Chris! - Rozkazał. - Zobaczysz siostrzyczko. Założysz to, choćbym miał ci ten kapelusz wbić na łeb siłą! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Podbijam zakład! Osoba która zabije mniej umarlaków... będzie musiała wielbić swojego oponenta i wykonać każdą jego zachciankę... przez miesiąc! - Dodał, po czym szybko ruszył za duchem.

- Zmiana planów, Nocturne! Ty ich zmiękczasz, ja ich dobijam! Z chęcią przygarnę jeszcze jednego sługusa!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Christine zmrużyła oczy.

- Zgoda.

I szybkim susem znalazła się przy pierwszym z zombie, równolegle z Nocturne'em. Z pewnością wyglądała teraz nieco inaczej, ale nie sposób było zauważyć zmian przez prędkość, z jaką siostra Rennarda się poruszała. Jeden z nich leżał więc na ziemi, rozczłonkowany, a drugiego Nocturne zawlókł do Rennarda, uprzednio pozbawiwszy go kończyn. Christine właśnie zdejmowała kapelusz z resztek głowy ożywieńca, żeby włożyć go na swoją głowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard biegł za Nocturnem, oślepiony rządzą wygranej z siostrą. Kiedy jednak ona wyprzedziła go, wyprzedziła z taką prędkością że ledwo co zdążył mrugnąć, powoli zmniejszał tempo. W końcu przystanął, czekając aż duch zaciągnie oponenta do niego. Patrzył na siostrę z lekko otworzonymi ustami. 

- No tak... wampir. - Wymamrotał. Zaraz jednak szybko zerwał z głowy zombiaka kapelusz, po czym wbił swój sztylet prosto w jego oko, kręcąc nim kiedy dosięgnął mózgu. 

Kiedy go zabił, złapał za kapelusz obiema rękoma.

- Uspokój się Rennard! Ty masz przecież swoją czarną chmurkę, tak? - Mówił sam do siebie. Głośno oddychał przez nos. - Twoja siostra ma prawo do korzystania ze swoich mocy. Tak będzie sprawiedliwie. Będzie! Mimo iż dostała je z dnia na dzień...

Jego dłonie zaczęły się trząść. Ugryzł kawałek kapelusza. Nie trzeba był być specjalistą, by stwierdzić że szlag go trafił.

- To ja do cholery ćwiczę całe życie, by wyciągnąć z tego zwykłego, ludzkiego ciała maksimum, a tu taka moja siostra w ciągu jednej nocy przewyższa mnie kilkunastokrotnie?! - Wykrzyczał, kiedy już puścił kapelusz. Założył go na głowę, tak mocno że zachodził mu na oczy.

- Niech cie szlag! Niech szlag wszystkie mutanty, zombie i klątwy! Wszystkich po kolei! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Sam jesteś mutant, palancie. Ty widzisz tylko te pozytywne rzeczy, nie? Ale super, można szybko biegać i łatwo załatwiać frajerów. Masz swojego cholernego ducha, Rennard! - Wbrew pozorom, Christine też całkiem łatwo było doprowadzić do szału. I teraz ten efekt postępował. Dłonie miała zamknięte w pięści, a szczęki zaciśnięte. Do momentu, w którym nie zaczęła przemawiać.

- A ja mam uczulenie na cholerne światło! I muszę całe moje życie chlać tylko i wyłącznie to samo, do usranej śmierci! Cały czas tylko noc, noc, noc, noc. I wiesz co? Mam to swoje bieganie, te swoje wszystkie umiejętności i powstrzymać mnie może czosnek! Wydaje ci się, że to sprawiedliwe? - wydarła się, chwytając go za ramiona i energicznie potrząsając.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak przez chwilę pozwolił tak dać się trząść. Kiedy uznał że wystarczy, szybko strącił kapelusz dziewczyny. Tylko po to aby oplątać rękę w okół jej szyi i przycisnąć jej głowę do swojej piersi. Drugą dłoń zacisnął i zaczął wiercić nią po głowie Chris. 

- A kto się dał podejść jakiemuś durnemu krwiopijcy co?! - Wydarł się równie głośno. Całość wyglądała jak dawna szamotanina, kiedy obydwoje byli jeszcze smarkaczami. I najważniejsze, kiedy cholernej Lucii nie było na świecie.

- Nikt ci nie kazał być nieostrożnym, głupia siostro! No kto jest głupi?! Christine jest głupia! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Christine sapnęła w szale i najpierw wymierzyła Rennardowi niezbyt dokładnie wyliczony cios ręką w głowę, który ostatecznie trafił w skroń, a zaraz potem szybkim ruchem go podcięła, jednocześnie dalej będąc w braterskim uścisku. Runęła razem z nim.

- Zaraz zobaczymy, kto jest głupi! - warknęła, próbując wyswobodzić się z uścisku i jednocześnie wyprowadzając ciosy w klatkę piersiową i brzuch Rennarda. Stare, dobre czasy siniaków i walk o pierdoły wracały.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard sapnął kiedy dostał w skroń. Znaleźli się razem na ziemi. Mimo to nadal twardo ją trzymał. I nie miał zamiaru puścić. 

Chcąc jakoś ochronić się przed ciosami siostry, chłopak zacisnął nogi o korpus dziewczyny. Jakby tego było mało, ugryzł ją w ucho. 

Własne szczęki. Jedna z najpotężniejszych broni dzieciństwa. Zaraz obok patyka z kupą...

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...