Skocz do zawartości

[Gra] [Zapisy] Szkoła jak najbardziej specjalna


Lucjan

Recommended Posts

- Na, masz to, śmieciu - powiedział cicho sam do siebie Józek. Widząc, że Gaillard chce przeszukać kolesia, dopiero teraz przestał napierdalać butelkami, by pozwolić kumplowi zająć się ograbianiem zwłok. Albo nieprzytomnego, cholera go wie.

- Uważajcie na niego - ostrzegł, gotów w każdej chwili wznowić ostrzał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gillard nic nie znalazł przy kowboju. Teraz zostało wejście do miasta. Dante podszedł do bramy i otworzył małe drzwi wbudowane w nią. Gdy wszyscy weszli zobaczyli... miasto ale typu średniowiecznego. Tutaj szli jacyś rycerze, tutaj bazar, dalej jakiś targ. I wszystko żyło w spokoju. Dante patrzył przed siebie niewidomym wzrokiem. - Opiszcie mi jak tu wszystko wygląda. - poprosił. Jedynymi ciekawymi rzeczami były trzy drogi które nikły w mroku. Dość ciekawe nieprawdaż?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cofamy się? Może trafię na kogoś z moich?

Spoglądał spokojnie na otoczenie, przy okazji zastanawiając w jakim celu to przenoszenie.

- A więc - rzekł - Tak mocno średniowiecznie około...wiek XIII, sądząc po zbrojach oraz budynkach. Przed nami trzy drogi...dziwnie skąpane w ciemności. Jeśli chcesz wiedzieć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dante zasępił się. Chcesz nas rozdzielić? Dobrze. Przyjmuję wyzwanie. Tylko ty i ja Hektorze. pomyślał. - Ok moi drodzy. Rozdzielamy się. Gillard idzie z Bufetem w prawą drogę. Karol wraz z Martą w lewo. Ja pójdę środkiem. Macie po komunikatorze. Jak znajdziecie coś ciekawego to dajcie znać. - powiedział i dał po jednym każdemu a następnie ruszył w mrok.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okej, spoko. Coś mu tu nie grało ale w sumie to na razie podobała mu się ta wycieczka. Czuł się jak w skansenie i we Władcy Pierścieni jednocześnie. O, skoro o pierścieniach mowa, przywołał sobie cebulowe krążki. Schrupał dwa na raz i podsunął miskę Francuzowi.

- Masz, dobre jest. Czas ruszać, choć rozdzielanie się jest takie meh. Dawaj.

 

Po czym powoli zaczął iść naprzód prawą uliczką, gotów do walki tak jakby co, ale wciąż pochrupywal sobie cebulowe krążki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rozdzielamy się! Jej! Co może pójść nie tak? Znaczy się, robimy dokładnie to, czego nasz przeciwnik chce, tak? To nie jest wcale tak, że przecież TUŻ PRZED CHWILĄ NIE ROZDZIELANIE SIĘ POMOGŁO NAM ZWYCIĘŻYĆ. Wcale - powiedział sarkastycznie, ale odebrał komunikator.

Jedno dobre, co jest w tym planie.

Bufet wyczarował krążki cebulowe.

Okej, dwie dobre rzeczy.

- Ok, nieważne, dostałem krążki cebulowe, zamykam się już, to świetny plan, 10/10, nie mam uwag.

Gaillard na chwilę zamknął się, przeżuwając.

- Bufet, naprawdę cieszę się, że to z tobą idę. Jesteś najlepszy.

W jego oczach pojawiły się łzy wzruszenia, a sam przybrał wyraz twarzy wesołego szczeniaczka. Lubił krążki cebulowe, zwłaszcza, jeśli nie musiał za nie płacić.

- Nie powiem, że zaraz wracam, bo to się nigdy dobrze nie kończy, ale do zobaczenia! Pa! Życzę szczęścia! - uśmiechnął się, trudno było określić, czy szczerze.

 Chłopak nie martwił się już tak o siebie, ale nie mógł zaprzeczyć, że niepokoił się o Dantego. Nie mógł myśleć racjonalnie, w końcu właśnie miał ratować swą dziewczynę. Brak jasnego myślenia i skupianie się na zemście mogły go zgubić. Przez chwilę pomyślał, że ślepota także, ale patrząc przed siebie widział taką ciemność, że w sumie to może widzący powinni się bardziej martwić. Przecież nie byli przyzwyczajeni do używania innych niż wzrok zmysłów.

 Francuz wyciągnął z kieszeni komórkę. Nie zdziwił się, gdy nie złapał Wifi. W końcu był w innym wymiarze, czy coś. Nie to było jego celem. Gaillard włączył latarkę i włożył telefon do niedużej kieszeni na piersi tak, by latarka z niej wystawała, nie wypadając. Niby mógł rozjaśnić drogę magią, ale nie miał ochoty zużywać swojej energii nadaremno. Przez cały czas podjadał krążki.

 Kiedy doszli już do miejsca, gdzie zaczynała się ciemność, zwolnił i podał miskę z powrotem Bufetowi.

- Będzie tu prawdopodobnie jakąś pułapka, i, jak znam życie, to my pierwsi natkniemy się na coś strasznego. Chyba że zrobi to gościu z psem. Duchy lubią gości z psami. Hehehe. He. He. He. He. Hehehe... - zaśmiał się nieco histerycznie.

 Gaillard stanął w miejscu i nabrał powietrza.

- Dobra, teraz czujność. Pełna czujność - mówił do siebie, nie do Józka.

Dalej szedł już bardziej poddenerwowany. Jakim cudem na to poszedł? A, tak, przekąski. Co ja jestem, Scooby Doo? Aż tak się odczłowieczyłem? Miałem być bogiem, nie tchórzliwym pieskiem! Gupia Sarna.

 W ogóle, dlaczego jej że sobą nie wzięliśmy? Może jest irytująca, ale też świetna na ataku. Widocznie jej nie ufają. Cóż, nie dziwię się, ja też jej bym nie ufał. Ale przydałby się nam ktoś z jej mocami, damn. Nie tęsknię za nią, po prostu jestem pragmatykiem. Tak...

 Francuz zjadł jednego z ostatnich krążków, odganiając od siebie myśli. Pełne skupienie. Pełne skupienie. Pełne skupienie...

Edytowano przez Matil
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...