Skocz do zawartości

W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna Wolnej Equestrii)


kapi

Recommended Posts

Atlantis znowu się odezwał do Nicka : -Niestety na razie muszę ci odmówić,gdyż mam tu zadanie do wykonania i nie chodzi tu o ciebie- Atlantis skupił się jeszcze bardziej niż poprzednio,miał nadzieję że wola Nicka jest bardzo słaba,ze względu na jego obrażenia i nie będzie się opierał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Kto chce się ciebie pozbyć?-zapytał skrótem myślowym gdyż nie miał za bardzo chęci do rozmów. Mimo ran i bólu wola changelinga nie zmalała, jednak sił do potwierdzenia tego nie miał, był zdany na wolę innych z czego nie był specjalnie zadowolony i chyba nawet to bolało go najbardziej: bezsilność. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Thermal pomagając w dolnym mieście zbierał także informacje. Patrzył, co się dzieje. Gdzie mógł pomagać, tam pomagał. Ale coraz ciężej szło mu znajdowanie oddziałów, które mogłyby skorzystać z jego pomocy. Zgodnie z jego wiedzą, zostało tylko jedno miejsce, w którym jego pomoc byłaby nieoceniona - brama. Jeśli tylko zdołałby na kilka sekund skupić się na tworzeniu jakiegoś czaru, z pewnością zdołałby ją uszkodzić. Ale nie powinien tego robić. Wiedział, że nadal są w pełni sprawne oddziały wroga. Nie mógł pozwolić sobie na kilka sekund bezczynności.

 Ale mógł sobie pozwolić na kilka sekund żywienia się płomieniami. A wtedy... a wtedy wystarczyłaby chwila, by wykorzystać tą energię do destrukcji. Lecz to później. Teraz musiał oczyścić dworzec z tych robaków.

 A jak dworzec, to i przydałoby się zniszczyć pociągi. Widział, jak z tych podmieńce prowadzą ostrzał do kucyków. I nawet wiedział, co z nimi zrobić. Na szczęście jego magia była idealna do tego.

 Zanurkował. Kończyny smoka były jego kończynami, jednak żałował, że nie mógł czuć wiatru w grzywie. Lecz nie można mieć wszystkiego, pocieszał się. Ponadto, dzięki temu mógł rozgrzać pazury do temperatury godnej magmy. Kierował się na pociąg najbliższy dworcowi. I pędząc w dół niczym pocisk, gdy wszystkie potwory zauważyły jego obecność, kazał im pełnię trwogi, jaką miał czynić konstrukt. Rozłożył szeroko skrzydła, próbując wytracić trochę prędkości. Lecz najwięcej prędkości stracił, rozrywając dach pociągu. Brakowało tylko ryku. Podmieńce zostały liźnięte jęzorami ognia, wydobywającymi się z gardła smoka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick poczuł, jak coś go unieruchamia. Wiedział ,że ma mało siły, ale nie na tyle, aby nie móc się ruszyć. To musiał być czar, czy coś w tym stylu. Atlantis przez chwilę skupiał się, ale później z łatwością przebił się przez zmęczony i szargany niepokojem umysł zdrajcy. Skutecznie unieruchomiło i mógł z nim zrobić wszystko. Tymczasem z korytarza dobiegały co raz silniejsze odgłosy. W pewnym momencie po sali rozległ się dźwięk pulsujący i basowy. Golem Atlantisa zaczął wypuszczać pociski wgłąb korytarza. Roległa się seria mocniejszych pulsów powietrza, a z głębi ciemności odezwały się głosy nawołujące i wydające rozkazy.

- Nie wiem co to jest, ale rozproszyć się, zasłonić się tarczami i do przodu. Zabijemy to raz dwa.

Jeden głos wyrwał się mocniejszy i zaraz wszystko wróciło do porządku. Golem dalej strzelał, jednak teraz bardziej słyszalne było pękanie ścian, niż jęczenie kucy. Atlantis odwrócił głowę i zobaczył ruszający się mur tarcz, które świeciły granatowym blaskiem. Oddział wrogów zbliżał się i brakowało mu już tylko kilkunastu metrów do osiągnięcia końca korytarza.

 

Termal spadał niczym anioł zemsty na perony. W okół waliły się budynki ostrzeliwane ogniem artylerii pociągowej, jednak pojazdy pancerne miały jedną wadę. Zaprojektowano je do oblężeń, dlatego od góry nie posiadały licznych wizjerów, nie mówiąc o otworach strzelniczych. Tylko kilka muszkietów wystrzeliło w stronę Thermala. Yellow z łatwością odbił wszystkie pociski. Bestia nie była zagrożona ostrzałem armat. Potężne pazury uderzyły w pociąg z taką siłą, że zamiast zerwać dach po prostu zmiażdżyły konstrukcję tak, że jej boki uniosły się w powietrze, a środek dotknął ziemi. Smok machnął skrzydłami podrywając się natychmiastowo. Tuż potem wywołany ogniem z paszczy i rozżarzonymi pazurami pożar ogarnął beczki z prochem znajdujące się w wagonie. Eksplozja była potężna i spowodowała piękną iluminację światła na całym peronie. Smok spadł na kolejny wagon, niszcząc go w podobny sposób. Thermal także nie próżnował korzystając z energii eksplozji. Miotał potworne pociski, rozrywające poszycie pociągów, czuł ,że pomaga mu w tym Yellow. W okół zaroiło się od wrzasków ginących changelingów. Rebelianci w większości patrzyli osłupieni na smoka, który ratował ich życia. Niektórzy wrogowie próbowali uciekać z peronów, lecz celny ogień z kusz szybko ich zatrzymywał.   

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atlantis ucieszył się gdy schwytanie szpiega bądź zdrajcy się powiodła lecz wtem do uszu jego dotarły niepokojące odgłosy.Gdy się odwrócił zaniemówił,gdyż nie spodziewał się że wróg tak szybko tu dojdzie.Wtem do serca jednorożca napłynęła dziwna trwoga która nakazywała mu uciekać lecz z innej strony grzmiał głos rozsądku mówiący mu że należy walczyć i pokonać ich mimo wszystko a także to że da się pokonać ich tylko trzeba trochę pokombinować.Walka w głowie Atlantisa trwała na zewnątrz dosłownie chwilę ale w nim trwało to bardzo długo.Raz zwyciężała jedna strona a raz druga,w końcu po długotrwałych walkach stron zwyciężyła wola walki argumentem iż "jeśli ucieknie,będzie uciekał cały czas". I w tym momencie wysłał do Golema taktykę według której będą walczyć.Na wstępie ma przestać strzelać bezpośrednio do przeciwnika tylko zacząć strzelać im przez nogi tal aby powstał rów na przeciw niemu.A jak się odsłonią strzelać w nich oraz plan zapasowy,jeśli plan pierwszy się nie powiedzie niech zacznie rzucać w nich złomem znajdującym się wokół niego.Tymczasem Atlantis zmierzył jeszcze raz wzrokiem wroga.Kuc widział idący mur tarcz i wiedział co zrobić.Jego umysł skupił się aby stworzyć potężny strumień wody który miał uderzyć przeciwników od tyłu i ich przewrócić w kierunku rowu a także zalać cały korytarz.A potem miało przejść kolejne zaklęcie które miało porazić ich prądem.Atlantis skupił się jak mógł na tych zaklęciach.Chciał je wykonać jak najlepiej mógł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick leżał nieruchomo, pomyślał przez chwilę i powiedział-Nie że Cię poganiam, ale powiedz jak długo planujemy tu zostać?-Zaczekał na odpowiedź. Wróciły do niego pewne wspomnienia, jednak tym razem nie było by tak źle, a i może być to okazja do naprawienia błędów z przeszłości. Podmieniec widział ogromne skupienie u wroga i nie miał serca by mu przeszkadzać jednak bezczynne leżenie trochę mu się nudziło, powiedział jeszcze-Ciekawe ile jeszcze to pomieszczenie wytrzyma?

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kapi

Michael-Bay.jpgMichael Bay approved this post.


 Płomienie. Płomienie i śmierć - tylko to widział Thermal. Płonące pociągi, płonący dworzec... i płonące podmieńce. I każdy kolejny pokonany przeciwnik  zwiększał ogień. Jego ciało stawało się pożywką dla pożogi, a jego śmierć rozdmuchiwała płomienie w sercu błękitnego jednorożca. Czuł euforię, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczył. Upajał się strachem, jaki zasiewał w podmieńcach. Każde niepewne spojrzenie za siebie podczas ich ucieczki - wszystko, na co się narażał wchodząc do smoka, te wszystkie możliwe czary, jakie mogłyby go trafić, teraz nie miały znaczenia - warto było zaryzykować tylko dla tej chwili.

 Szum w głowie, miękkie nogi. Podniecenie rosło z każdym pokonanym przeciwnikiem. Ale tutaj już nie mógł liczyć na więcej przeciwników. Musiał szybko udać się gdzieś indziej. Załopotał skrzydłami i w tumanach kurzu, iskrach i dymie, wzbił się w powietrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Oddział gwardii królewskiej co raz bardziej wychodził na światło dzienne. Golem płynne, bez zgrzytów przestawił swoje działa i zaczął niszczyć kamienną podłogę. W tym czasie Atlantis zamknął oczy, a w jego umyśle narodził się istny ocean. Z jego rogu małe, błyszczące ogniki zaczęły wypływać i tworzyć wielkie krople. Po kolei każda z nich materializowała się płynąc w stronę korytarza i skacząc niby dziecko po kamieniach zburzonej sali. Prześlizgiwały się ponad wrogami i tam tworzyły co raz większą kulę. Oddział widząc to przyśpieszył. Atlantis wiedział, że ma co raz mniej czasu, za chwilę kompania przekroczy poziom ostrzału golema. W ostatniej chwili puścił z maksymalną siłą zwały wody. Leciały wydając z siebie niski i złowieszczy szum. Jednak gdy uderzyły w gwardzistów, Atlantis poczuł utratę kontorli, jakby coś silnie rozpraszało w tamtym miejscu magię. Poszczególne cząsteczki wody zanikały, albo zmieniały się w parę. Niebieski ogier skupił się z całych sił i część wody przebiła się pod jego kontrolą. Jednak była ona za mała, zamiast wypełnić korytarz sięgnęła gwardzistom do kolan. Były to na tyle silne kuce, że oparły się działaniu prądu i szły niezmącenie, choć czar spowolnił ich.

 

Glem uznał to za niepowodzenia planu A i pośród przekleństw puszczanych z ust mokrych żołnierzy, podszedł z wolna, choć potężnie do leżących nieopodal gruzów. Chwycił jeden wielki kawał sufitu, do którego przytwierdzony był długi łańcuch żyrandolu. Zaczął kręcić tą bronią, przypominającą prymitywny kiścień nad głową. Potężny kawał kamienia wirował co raz szybciej, aż w końcu konstrukt wypuścił pocisk. Gruz poleciał idealnie w miejsce, gdzie strażnicy właśnie wychodzili z korytarza. Sześciu zdołało uskoczyć w bok i przód dostając się do pomieszczenia, jednak kilku innych zakończyło żywot wśród trzasku połamanych zbroi i oręża. wśród jęków konania nagle zagrzmiał gruby i przeciągły zgrzyt. Słychać było odgłosy pękania i nagle podłoga korytarza, wraz z częścią ścian zapadła się niżej w czarną otchłań. Wielu gwardzistów spadło razem z nowymi gruzami, część została przygnieciona, a część odcięta szeroką przepaścią od pomieszczenia z niebieskim ogierem. Jednak pozostałych sześciu już wstało i już biegiem pędzili w stronę golema. Dwóch z nich zauważyło Atlantisa i zmieniło swój kierunek, szarżując na niego. Ogier miał teraz tylko kilka sekund zanim doskonali fechtmistrze zanurzą swój oręż w jego ciele.

 

Thermal uniósł się pośród szalejącego pożaru i cierpienia niczym złoty anioł śmierci. Skrzydła smoka, w którym siedział błyszczały, prześwitującym przez nie ogniem. Zdawało się, że cała bestia otoczona jest aureolą złoto czerwonych płomieni. Potężny ryk wstrząsnął ziemią, wśród padających niedobitków changelingów. Rebelianci zaczynali wkraczać  zabezpieczać teren. Rebon, Lenitha, Magic i Dakelin wszystko widzieli przez wyrwy w ścianach. Thermal upojony swym zwycięstwem rozejrzał się po okolicy. Jego wzrok najpierw przykula jakaś dziwnie wyglądająca bańka w powietrzu. Przypominała kulę wody i nie pasowała do otoczenia. Początkowo kuc widział w niej jakby swe własne odbicie, a raczej smoka w którym siedział, ale nagle bańka pękła i nie było po niej śladu. W okolicy bańki okolica była pusta. Thermal usłyszał w swojej głowie:

- Też to widziałem, to było jakieś nieudane zaklęcie. Być może już wiedzą, że ten smok nie jest prawdziwy i będą chcieli nas zniszczyć... Nie wiem też ile jeszcze wytrzymam, utrzymanie tego wszystkiego zaczyna być co raz cięższe.

Thermal zdawał sobie sprawę, że Yellow musi być już wykończony. Pracował nawet ponad to co ustalili. Wielokrotnie ogier czuł, że ataki smoka, czy to fizyczne, czy to nawet jego czary z paszczy są potęgowane mocą światła. Jednak kolejny rzut oka na miasto poprawił mu humor. Pod nim rozciągał się ocean ognia. W oddali ujrzał bramę do następnych dzielnic miasta, która została właśnie zaatakowana z dwóch stron. Duża grupa changelingów była w okrążeniu i bez składu broniła się. Padały stamtąd liczne strzały. W głównej dzielnicy w wyniku jednej z jego akcji wybuchł mały pożar, który obecnie absorbował część sił wroga. Jednak w samym zamku i dzielnicy szlacheckiej gromadziła się istna armia wroga. Na głównym placu przy Wielkim Teatrze organizowały się liczne oddziały, prowadzone przez przywódców. Mury były obsadzane, a cały dostępny sprzęt bojowy wyciągany. Thermal pomyślał, że trujące opary były świetnym pomysłem, gdyż cały arsenał koszar był w tej chwili nie do wykorzystania, podobnie jak olbrzymie zapasy tamtejszego prochu. Mimo to sprawa wyglądała dość kiepsko. Wydawało się, że rebelianci opanują łatwo kolejne dwa poziomy murów, ale z najbardziej wewnętrznym - chroniącym dzielnicę szlachecką i samym zamkiem mogą mieć na prawdę duże problemy. Obrońcy bowiem zdawali się porzucać na pastwę rozgniewanego tłumu wszystko inne i nie marnowali wojska na pomniejsze manewry.

 

Tymczasem wewnątrz dworca do Rebona i innych docierali co raz to nowi posłańcy, meldując o rozpoczęciu ataku na bramę i spodziewanym rychłym zwycięstwie w tamtym miejscu. Był też pierwszy raport o stratach. Z wstępnych szacunków lekarzy do szpitali dostało się do tej pory 200 rannych z miasta i 30 z koszar, kolejne 150 kucy nie żyje, a przypuszczalnie jeszcze kolejne tyle lżej rannych dalej uczestniczy w bojach. Za to przyłączyło się do rebelii znaczna część kucy z dolnego miasta, którzy dostali wyposażenie bojowe, ale nie stanowią przeszkolonej siły zbrojnej.

 

Shadow wraz z pozostałymi dotarła do podziemi. Nightmare Moon została umieszczona tymczasowo w gabinecie przywódczyni. Wreszcie cała kompania miała chwilę odpoczynku. Pokemona nie wytrzymała i wskoczyła po prostu do źródełka ochładzając się. Szybko znalazł się medyk, który opatrzył pobieżnie wszystkich i trochę dokładniej zajmował się teraz Shadow. Jej liczne rany były widoczne. Walka z Panią Koszmarów kosztowała ją prawie życie. Większość ciosów przyjęła na siebie i lekarze dziwili się, że doszła tu przytomna. Na jej twardej twarzy rysowało się skrajne wyczerpanie, a kości w wielu miejscach były złamane i tylko magiczne działanie adrenaliny umożliwiło Shadow walkę i dojście do podziemi.

 

Nagle do głównej sali wbiegł pewien młody i dość szczupły kuc. Na głowie miał wielką krwawiącą ranę. Utykał na jedno kopyto i gdy dogalopował do Shadow upadł, po czym zaczął bełkotać:

- Uwaga, grupa podmieńców dostałą się do podziemi i sforsowali już pewnie obronę wejścia, dotrą tu prędzej czy później!

- Doktorze znajdź kogoś, kto wraca na powierzchnię, niech szybko przyśle tutaj 70 kucy.

- Tak jest - wymamrotał niepewnie medyk i odszedł od ledwo mówiącej, choć skupionej Shadow.

- Niech wszyscy, którzy mogą postarają się opóźnić pochód wroga. Nie chcę rzezi na rannych. 

 Kilka ogierów, pilnujących porządku rzuciło się od razu do wyjścia potrącając rękojeści mieczy kopytkami. Było ich może z 6. Pewnie w innych miejscach podziemi znajdowało się jeszcze kilku rebeliantów zdolnych do walki, jednak drużyna, która właśnie odpoczywała po trudach walki z Nightmare Moon doskonale wiedziała, że te kuce poszły na rzeź, gdyż nie powstrzymają oddziału changelingów. Posłaniec zapytany o liczbę wrogów wykrztusił z siebie przez zmęczenie, że około 40.       

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Thermal załopotał skrzydłami smoka i obrócił jego łeb. Ktoś wyczarował bańkę wody, może by zgasić pożar płonący poniżej. Bardziej interesowały go pozycje wojska przeciwnika.

  W środku dzielnicy szlacheckiej oddziały wroga właśnie się przegrupowywały. Wśród nich z pewnością było wielu magów bojowych. A wiedział, że Yellow nie wytrzyma dłużej. Choć zbagatelizował to w swojej wypowiedzi, jego głos powiedział błękitnemu jednorożcowi wiele o zmęczeniu towarzysza. Niestety, zbliżał się kres walki w smoku i doskonale o tym wiedział.

 Załopotał ponownie. Twór  świecił na tle nocnego nieba. Złoto-karmazynowe światło było wiele słabsze od łun pożarów, jednak byli widoczni z każdego punktu miasta. Ciekawe, czy oddziały w centrum z trwogą spoglądały w jego kierunku, czy też z zawiścią? A może z nienawiścią i pewnością siebie? Nie wiedział. Choć na początku czary w ślepiach bestii pozwalały mu dojrzeć takie szczegóły z wielkich dystansów, lecz teraz wszystko było słabsze. Już wcześniej zauważył to, ale nie sądził, że z Yellowem było tak źle. Miał nadzieję, że ten po prostu skupia się na tym, co najważniejsze.

 Ale nie teraz był moment na takie rozmyślania. Teraz musiał zdecydować, czy narazić Yellowa i siebie ponownie na niebezpieczeństwo.

 Rzesza magów wroga w centrum. Część na pewno jest zmęczona walką. Tylko drobna część dotychczas nie uczestniczyła w walce. Ale i tak atmosfera walki w mieście musiała odcisnąć na nich swoje piętno.  Jeśli zaatakuje jak dotychczas, może nie zniszczą ich przy pierwszym nalocie. Nie, na to szansa była zbyt mała. Musiał narazić siebie i Yellowa mniej, niż dotychczas. A to oznaczało atak dystansowy. Mógł tylko zaatakować magicznie. Szansa, że Yellow zdoła utrzymać smoka lecącego z czymś ciężkim, co mogliby zrzucić na przeciwników, była według niego zbyt mała. Ale atak magiczny może zostać zablokowany barierą.

 Ale każda bariera ma limity. Niestety, atak z wysokości na pewno zostałby zablokowany. Nawet, gdyby użył całej magii, jaka pozostała w smoku po walce na dworcu, swoją złączoną siłą źli mogliby zatrzymać pocisk.

 Musiał sprawić, że nawet nie pomyśleliby o postawieniu tarcz. Ale to było nie możliwe. Nie, póki byli w grupie. Dlatego musiał zrobić coś, przez co postawienie tarczy wydałoby się im zbędne. Coś głupiego w ich mniemaniu. A co mogło być głupszego od ataku frontalnego?

 Ale wcześniej musiał się przygotować. Tylko jak? Mógłby wykorzystać dogasające płomienie pożaru dworca. Nie, to zajęłoby zbyt wiele czasu. Co prawda Yellow mógłby wtedy odpocząć, ale oddziały wroga mogłyby rozejść się po murach.  Znowu potrzebował dużej ilości materiałów wybuchowych.

 Bogini, ale bolała go głowa. Ciągle myślał... ale w porównianiu z Yellowem, on był świeży i wypoczęty.  Musiał odetchnąć.  Ale nie było na to czasu. Musiał działać!

 Zatrute koszary! Przecież tam powinny być całe beczki prochu! Gdyby zdołał zebrać całą energię ich wybuchu i później oddać ją w jednym ataku… z pewnością to musiałoby zniszczyć całą nadzieję przeciwników.

 Wiedział już, jaki będzie ostatni atak. Zaszarżuje, prosząc Yellowa o ostatni wysiłek. Idąc tym tropem, najlepiej będzie, jeśli żółty jednorożec skupi się na tworzeniu tylko wycinka tarczy. Atakując centralnie z góry, uniemożliwi atak z innej strony. Zleci w dół i uderzy ostatnim czarem. Dobrze by było, gdyby później nikt ich nie atakował. Chyba jakaś bomba ciśnieniowo-termiczna byłaby najlepsza. Fala uderzeniowa na chwilę uniemożliwi przeciwnikom kontratak, dając im czas na ucieczkę. Jeśli wykona odpowiednią tarczę, to nawet umożliwi im ucieczkę.

 A przedtem wzmocni czar energią wybuchu w zatrutych koszarach. Tylko, że wtedy będzie zmuszony samodzielnie przemienić wybuch w magię. Przemiany energii to jego specjalność.

 Podzielił się planem z Yellowem. Chciał wiedzieć, czy żółty jednorożec pisze się na to niebezpieczeństwo. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podczas gdy Nick ledwo widział na oczy, słyszał walący się korytarz i biegnących gwardzistów. Podmieniec zaczął się zastanawiać, a raczej przypominać niektóre sytuacje, najbardziej zależało mu na przypomnieniu sobie rozmowy z Blue, jako że nie było to specjalnie dawno Nick pamiętał ją dobrze, jednak trzeba było dopasować dziesięć różnych głosów do dziesięciu różnych twarzy, tu jednak wystarczy mu jedynie głosik Blue. Trwało to chwilkę a znacznie dłużej trwały jego ubolewania nad swoją drobną słabością, praktycznie nigdy nie zmieniał się w klacze, tak ciężko jest to opanować zwłaszcza przez rozbieżności w psychice, inna sprawa to związany z tym kac moralny. Jednak głos zmieniał tak samo dobrze jak ciało, efekt byłby lepszy gdyby jednak zmienił się w przyjaciółkę wroga, ale narządy mowy podmieńca wystarczą. Nick nabrał powietrza w płuca, aby wypuścić je jako krzyk, prośba. Changeling zawołał głosem Blue-Atlantisie pomóż!

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masked nie przejął się atakiem. Nie miał humoru żeby walczyć po tak męczącej bitwie i miał na głowie własne sprawy którymi musiał się zająć jak najprędzej. Jak najszybciej wypowiedział inkantację dzięki której miał krótkotrwale stać się niewidzialnym i ruszył w jeden z korytarzy. Teraz miał ochotę na nieco samotności dzięki której będzie mógł teleportować się przed budynek archiwów. Wiedział mniej więcej gdzie to jest po ataku na zamek, jednak do samych archiwów nie był w stanie się przenieść, jednak przed nie... Miał taką nadzieję i tak też uczynił. Wiedział że musi się uwijać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atlantis w duchu zaklną z powodu niepowodzenie pierwszego planu i wpuszczenia tu żołnierzy Gwardii królewskiej,jednak nie był to jego koniec gdyż było ich na szczęści tylko 6 z czego dwóch kierowało się w jego stronę.Atlantis szybką myślą nakazał Golemowi zaszarżować na przeciwników mając nadzieję że się tego nie spodziewają i nie będą mieli możliwości obronienia się przed takim ciężarem.A sam postanowił wykorzystać przewagę jaką sobie wypracował na początku walki.I zaczął skupiać zaklęcie zamrożenia które skierował na dwóch najbliższych i w mniejszym stopni dwóch z czterech którzy szarżowali na Zaawansowany konstrukt Bitewny.Wiedział że dzięki temu iż zmokli w wodzie którą wyczarował na początku będą bardziej podatni na zamrożenie mimo swoich magicznych pancerzy.W tym momencie nic nie słyszał tylko szum energii magicznej wypełniający jego i wszystko wokoło.Każda rzecz związana z Blue coraz bardziej utwierdzała go w przekonaniu że musi ich pokonać żeby móc ją ocalić.

Edytowano przez Wiecznie WnerwionyAtlantis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poison od razu zauważył ,że czarnoksiężnika nawet nie wzroszyła wieść o ataku po prostu poszedł w swoją stronę. Poison był świadom ,że tych kilku rebeliantów nie ma szans z changelingami jest ich po prostu za dużo, dlatego postanowił wspomóc ich ,a to ,że jest magiem powinno pomóc ,a może nawet obróci wynik tej małej potyczki. Spectra wybiegł z pokoju by dogonić rebeliantów i powiedzieć im ,że z nimi idzie i że mam pewien plan.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Smok kołował nad pożarem, a w środku niego toczyła się rozmowa. Yellow przez pewien czas milczał. W końcu odezwał się głosem dość niepewnym z nutką zmęczenia w tle, choć znów usilnie starał się je zataić:

- Pomysł wydaję się trudny do zrealizowania. Po pierwsze nie wiem czy przetrwasz absorpcję tak potężnego wybuchu. Tamte ilości prochu są ogromne i zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby je wykorzystać konwencjonalnie do zniszczenia murów i zaopatrzenia armat, które mam nadzieję, że zdobędziemy z dworca lub z koszar. Poza tym w Twoim planie musielibyśmy przedrzeć się przez potężny ostrzał. Moglibyśmy co prawda połączyć to ze szturmem naszych sił, ale do podprowadzenia ich pod pozycje oblężnicze potrzebny jest czas. Atak w pojedynkę nie da nam efektu przełamania i zaskoczenia, które inni będą mogli skutecznie wykorzystać, a poza tym nie sądzę, żebyśmy w ogóle dolecieli tam gdzie chcemy. Co do uratowania nas z takiej jatki to wątpię by było to realne, byłaby to misja samobójcza, która opłaciłaby się tylko wtedy, gdyby changelingi po niej i przez nią się poddały. Jednak nie sądzę. Podejrzewam, że zabilibyśmy może nawet 200 tych kreatur, ale to i tak za mało. Podejrzewam ,że teraz bardziej napsuliśmy, latając w normalnej postaci. Z tego co widzę teraz przeobrazi się to w prawdziwe oblężenie. Wrogowie się ustabilizowali. Wyrżnęliśmy cała straż miejską na niższych poziomach, ale straty w koszarach są ewidentnie mniejsze niż zakładaliśmy. Nie wiem ilu my straciliśmy i ilu mieszkańców do nas dołączyło, ale dalej mamy raczej mniej ludzi, gorsze wyszkolenie i to my będziemy oblegać. W prawdzie zyskaliśmy dużo sprzętu i dzięki opanowaniu koszar mamy silny punkt obronny na terenach wroga, ale teraz brawura musi się skończyć. Sądzę, że taki nasz atak samobójczy nie byłby najlepszym rozwiązaniem i bez wyraźnego rozkazu Shadow nie poważę się na coś takiego. Tak samo jak nie dotknę do zapasów prochu. Straciliśmy przewagę zaskoczenia, teraz to już normalna bitwa. Bramę jak widzisz zdobędziemy, następne niebronione poziomy także, ale główny poziom z dzielnicą szlachecką i zamkiem może stanowić zaporę nie do przebycia. Cóż tak czy siak ktoś z pewnością rzuca jakieś czary z pobliskich domów. Tym razem coś zostało umieszczone w jednym z ocalałych wagonów. To dość dziwne. Źródło zdaje się to samo co w przypadku tamtej bańki, nie mam pojęcia o co tu morze chodzić.

Yellow zakończył wypowiedź dość tajemniczą nutką.

 

Tymczasem w podziemiach rosło napięcie. Poison udał się za biegnącymi strażnikami i krzyknął do nich. Zauważył, podbiegając, że w większości to młode ogiery, czasami jeszcze nie pełnoletnie. Większość z nich pierwszy raz trzymała ostrą broń. Na ich twarzach malował się strach, ale także głęboka determinacja, tak jakby mówili, że wiedzą, iż zginął, ale chcą to zrobić dla Starej Equestrii i jej ideałów. Na wieść o planie z ich grupy wyszedł jeden pomarańczowy kuc z średniej długości żółtą grzywą i powiedział młodzieńczym głosem:

- Kapral Orange Sun, ja tutaj dowodzę. Chętnie wysłuchamy twojej propozycji, tylko musisz się pośpieszyć, nie wiadomo kiedy changelingi tu dotrą, a musimy ich powstrzymać do czasu przybycia innych z góry. - paradoksalnie do sytuacji, w której się wszyscy znaleźli na twarzy ogiera zwitał miły uśmiech skierowany do Poisona.

 

Masked tymczasem stwierdził ,że nie ma co tutaj dłużej robić i woli zająć się prywatnymi sprawami. Skupił się i wypowiedział inkantację czaru, który miał go uniewidocznić na jakiś czas. Słowa niczym cienie przemknęły przez jaskinię, a sama postać udała się w głąb. Czarnoksiężnik wiedział ,że głębiej nie ma nikogo, bo nikt nie musiał tam być. Wszystkie sale były opustoszałe i tylko dla niego. Nie bał się changelingów, te bowiem raczej najpierw zajęłyby się rannymi, a nie schodziły głębiej. Udało mu się znaleźć przytulny kąt w małej jaskini, która jeszcze wczoraj była odnogą pomieszczenia jadalnego.

 

Pokemona dalej stała w głównej jaskini. Shadow zauważyła to i zwróciła się do niej głosem pełnym szczerości współczucia o miłym brzmieniu, tak, że początkowo klaczka nie wiedziała kto do niej mówi, gdyż ten głos tak był oddalony od standardowego aemocjonalnego stylu czarnej klaczy.

- Wiem, że jest ci ciężko i się boisz, ale teraz potrzeba nam każdej pomocy, jeśli nie chcesz walczyć to sprawdź czy możesz pomóc rannym ,a jeśli nie to poleć dla pewności i dopilnuj, żeby sprowadzono nam z góry posiłki.

 

Nick kilka razy próbował na "rozgrzewkę" wykrztusić z siebie kilka wyrazów, jak Blue. Gdy starał się głośniej jego sponiewierane ciało drżało i w głosie dawało się rozpoznać obce dźwięki, a znów gdy mówił jak należy było to za słabe aby dojść do uszu Atlantisa.

Taka mała uwaga. Atlantis nie możesz stwierdzać, czy akcja Arceusa się powiodła czy nie, bo jest wymierzona w Twoją postać. Tu akurat wniknęło, że rzeczywiście Twoja postać nie usłyszała, ale gdybym był chamski powinienem z automatu narzucić, że zwodzenie się udało. Na przyszłość możesz wskazywać na elementy wspomagające Twoją postać, czy osłabiające przeciwnika, jednak decyzja na ile coś się powiodło zawsze należy do mnie (chyba, że nie ma to większego znaczenia dl akcji, ale Wy już umiecie wyczuwać kiedy można coś zbagatelizować a kiedy nie).

 

Atlantis rozkazał zaszarżować swemu golemowi. Nie miał jednak okazji sprawdzić skuteczności manewru, gdyż musiał skupić się na przeciwnikach, którzy biegli prosto na niego. Skierował swój wzrok prosto na wrogów, a z jego rogu wystrzelił błękitno-biały promień, który zaczął obladzać zbroje i sierść. Mag z każdą chwilą zwiększał moc, a ogiery zwalniały, słychać było trzeszczenie lodu pękającego pod naporem ich mięśni, ale z wolna szybki stukot przerodził się w rzadkie chrzęszczenie. Runy na pancerzach zapłonęły i wtedy jeden z ogierów przełamał barierę mrozu. Rzucił się na Atlantisa celując w niego swym mieczem, a tarcze trzymając w pogotowiu. Mag nie zdążył uniknąć, wciąż liczył na swój czar, gdy miecz przejechał po kółkach jego kolczugi. Wspaniałej roboty miecz, owiany błyskawicami po kolei rozciął część kółek z kolczugi, która jednak przyjęła na siebie cześć uderzenia. Stal zagłębiła się w ciele ogiera, który wydał z siebie głuchy okrzyk. Pioruny strzeliły z broni, jednak rozeszły się po pancerzu Atlantisa. Mag czuł silny ból, miecz wbił się mu do żeber i ponacinał je, jednak nie była to na tyle poważna rana, aby uniemożliwić walkę i nadal niebieski jednorożec stanowił duże grożenie, choć gdyby nie zbroja sytuacja wyglądałaby inaczej. Atlantisowi w głowie zaświtała myśl odwrotu, z tyloma przeciwnikami w pojedynkę może być ciężko, zwłaszcza, że golem sam przyjął na siebie czterech. Ogier szybko spojrzał na swego konstrukta. walczył dzielnie, jednak pomimo tego, że właśnie trzymał jednego gwardzistę i uderzył nim silnie o podłogę, to pozostali trzej wbili wiele razy w niego swą broń i magiczny twór wyglądał jakby zaraz miał się rozpaść.         

 

   

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(jak jestem w złym pomieszczeniu to mi powiedzcie)

 

Wiktor spojrzał do sali i spostrzegł walkę Golema, Atlantisa i kilku strażników. Przykucnął tuż obok drzwi i namierzył pierwszego, kilka lat doświadczenia przyzwyczaiło go do takiej walki. W celowniku widział lekki zarys postaci, poczekał chwile i wystrzelił

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(wydaje mi się że jesteś z powrotem w jaskiniach i zapewne zostałeś wysłany do obrony rannych przed oddziałem changelingów który przedostał się do bazy rebeliantów. Mogę się mylić. Jeśli komuś to przeszkadza idź precz, jeśli chodzi o mnie możesz zostać.)

 

Nick myślał przez chwilę, kolejny dowód na to jak bardzo z nim marnie, cóż może to i lepiej że się nie udało. Tym razem nie powinien znowu od swojego oberwać, swoją drogą Nick nawet uśmiechnął się na jedną myśl, zastanawiał się czy rzeczywiście rebelianci są aż tak zdesperowani czy rzeczywiście inteligencja ich mocną stroną nie jest. Z każdej sytuacji jest wyjście, a obecna nie była jakaś bardzo straszna, wymagała jedynie cierpliwości. Uśmiechnięty podmieniec zamknął oczy i z nadzieją że nikt nie będzie mu przeszkadzać próbował zasnąć, dla odpoczynku i zabicia czasu, którego i tak lepiej  by nie spożytkował. Już miał zasnąć gdy wystrzał z muszkietu zapełnił salę, przy okazji krzyki nocnych gwardzistów, które jednocześnie denerwowały i cieszyły podmieńca mimowolnie mimo nawet ran i wycieńczenia cicho zachichotał, cała ta sytuacja dawała mu pewną radość, nie chodzi o jego marne położenie, chodzi o to co dzieje się nad nim. Jednak coś zmąciło jego nawet niezły nastrój "szkoda tylko że to działa w obie strony, pięciu poległych na rutynowej misji" wspominał swoją największą porażkę, łzy same cisnęły mu się do oczu, jednak to nie czas i miejsce żeby się rozklejać, szepnął sobie na pocieszenie-Teraz przynajmniej nie muszę nikogo niańczyć.-Tak zakończył smutne wspomnienia i skupił się na tym co dawało mu swego rodzaju szczęście.

 

(jeżeli ktoś poczuł się urażony zdaniem "[...] zastanawiał się czy rzeczywiście rebelianci są aż tak zdesperowani czy rzeczywiście inteligencja ich mocną stroną nie jest." ni mniejszym oficjalnie takiego kogoś przepraszam. Nie sądzę aby znalazł się ktoś aż tak delikatny, ale żeby nie było że jestem wredny i nie miły :P)

Edytowano przez Arceus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednorożec po tym jak przeciwnik ranił go cofnął się, pierwszą czynnością jaką wykonał to rzucenie przed siebie bomb dymnych. Atlantis widząc swoje olejne niepowodzenia postanowił teleportować siebie,nick i Golema do bezpiecznego miejsca,do którego gwardziści nie znajdą szybko.

Według jednorożca dwa ostatnie wydarzenia to były ogromne porażki które trzeba będzie przemyśleć później.Więcej nie myślał i nie czuł gdyż sytuacja mu na to nie pozwalała.

Edytowano przez Wiecznie WnerwionyAtlantis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masked gdy tylko znalazł się na uboczu, nałożył na przejście proste klątwy utrudniające changlingom widzenie czy orientację, jak gdyby były ogłuszone, bowiem na więcej nie mógł sobie teraz pozwolić nie mając dość czasu. Teraz co innego miał na głowie. Przygotował się i przygotowując prawą dłoń do natychmiastowego wystrzelenia zaklęć kuli ognia, tarczy, pioruna, samoleczenia oraz lodowego ostrza, po zaklęciu na każdy z jego pierścieni, by zbędnie nie martwić się inkantacjami w trakcie nagłego pojedynku który mógł zaraz nastąpić. Wtedy to skupił się i śpiewnie zaczął wypowiadać słowa inkantacji mającej na celu teleportowanie go przed wrota archiwów, bowiem tylko tam mógł znaleźć ważną wiedzę i gdy tylko zaopatrzy się w niezbędne księgi, natychmiast będzie w stanie powrócić by pomóc bronić podziemi, jednak teraz potrzebował wiedzy, bowiem nie wierzył Atlantisowi iż ten wprowadzi go do archiwów. Wypowiedział ostatnie słowa i nastała cisza, a zaklęcie zaczęło działać, teraz musiał tylko działać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Shadow przez chwilkę zrobiła zdziwioną minę dość dziwnym pytaniem, ale po chwili opanowała się i powiedziała:

- Idź na górę do dolnego miasta, znajdź jakiegoś dowódcę i przekaż mu, że potrzebujemy tutaj wsparcia, nich szybko przyślą posiłki. Na powierzchnię wyjdziesz schodami, kieruj się ku górze i uważaj, żeby cię nie pojmano. Tylko proszę pośpiesz się, nie wiem ile tutaj wytrzymamy.

 

Guardian co do Ciebie to mogłeś albo zostać w tamtym pomieszczeniu, albo uciec z Sahdow. Patrząc na Twój ostatni post chcesz walczyć i ok. Zatem zostałeś, przyjmijmy, że w takim wypadku Atlantis Ciebie także chce teleportować. 

 

Wiktor uniósł w górę swój karabin. Miał piękną przestrzeń do celowania. Wrogowie ewidentnie nie spodziewali się ostrzału, a na dodatek nikt nie zwrócił na niego uwagi. Ogier ukryty za nasypem skał przesuwał powoli lufę dokładnie celując. Gwardziści byli szybcy, a na dodatek ich pancerze wyglądały na tyle porządnie, że mogłyby odbić jego pocisk. Wiktor przesunął muszkę na ogiera najbliżej Atlantisa, aby pomóc swemu kompanowi. W tej chwili przyrządy pokazywały pięknie głowę ofiary, która nawet nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia. Kopyto zaczęło powoli ściągać spust.  W tym momencie niebieski mag zdenerwowany całą sytuacją wyrzucił z rogu trzy niebieskie, świecące kulki, które wyrzuciły natychmiast z siebie kłęby dymu, zasłaniając cel. Było jednak za późno w tym momencie nastąpił wystrzał. Wiktor wiedział, że nie może poruszyć kopytem. Rozległ się dźwięk eksplodującego prochu, a kola pomknęła lufą osiągając dużą prędkość. Muszkiet wuja okazał się być bardzo precyzyjną i dobrą bronią, która dzięki idealnemu wyważeniu była bardzo celna. Ołowiana kula świsnęła w powietrzu i weszła w gęste kłęby dymu, ciągnąc za sobą ich część. W chmurze powstałą dziura. Atlantis poczuł pęd powietrza i usłyszał świst tuż od swojej głowy, nie miał czasu się odwrócić, gdyż wykonywał już kolejne zaklęcie. Nagle zauważył tylko ogromny rozbryzg czerwieni, który rozszedł się po dymie, nadając mu purpurowy odcień. Jego sierść zmoczyła jakaś lepka substancja, a w ustach poczuł metaliczny smak. Wiktor też widział to, czego dokonał jego pocisk. W jego umyśle już kreowała się scena idealnego strzału, gdy kula gruchotała kości szczęki, z miłym trzaskiem. Na ustach ogiera pojawił się uśmiech, gdy bezwładny cień ciała pośród dymu upadł na ziemię, z brzękiem metalu. Za chwilę nastąpiły dwa rozbłyski, pierwszym był róg Atlantisa, a drugim miecz najeżony błyskawicami, który na oślep ciosał dym.

 

Chwile później wszystko zniknęło. Atlantis stał obok Wiktora w ciemnym i ciasnym pomieszczeniu. Mag teleportował ich do korytarza, którym szła Shadow. Panowała nieprzenikniona cisza. Obok stał wielki golem, ledwo mieszczący się pośród ciasnych ścian. Oświetlał błękitnym blaskiem straszliwe ciemności. Po chwili dał się słyszeć odbijający się echem dźwięk wystrzału. Nick otworzył oczy, chciał pospać, lecz najpierw rozbłysk światła, a później nikły huk prochu wyrwały go z letargu. Zobaczył, że leży obok Atlantisa i Wiktora.

 

Masked wykonał pośpiesznie zabezpieczenia w swej głębokiej jaskini, już zabierał się do wymawiania słów inkantacji, już chciał porywać się do szaleńczego czynu, gdy nagle wszystko w oku niego zamarło i sczerniało. Przy nim wybuchły fioletowe płomienie, które wessały jego moc. Mężczyzna poczuł ból, a mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa, upadł na ziemię. Jakiś potężny czar złamał jego bariery. Usłyszał znajomy głos, potężny, mroczny i złowrogi.

- Głupcze! Chcesz zginąć tak łatwo? Wybierasz się na pewną śmierć. Nie przemyślałeś swego działania i gdyby nie ja już byś pewnie cierpiał z kilkunastoma włóczniami, które przeszyłyby twe nędzne ciało. Zawiodłeś mnie bardzo, myślałam, że wyżej cenisz sobie myślenie i sam używasz czasami rozumu. Jednak wypełnisz umowę, a ja wysyłam kogoś, kto ma tego dopilnować.

Wszystko w koło zgasło, a później powróciło do normy. Masked znów znajdował się w tej samej jaskini. Leżał obolały na podłodze. Nagle w odbiciu w kryształach na ścianie zobaczył, że coś się poruszyło, natychmiast odwrócił wzrok i znieruchomiał zadziwiony tym co dostrzegł.

 

U wejścia do jaskini stała dziewczyna, była wysoka i smukła, choć nie przewyższała Maskeda. Jej bladą, prawie białą twarz owiewały kruczoczarne włosy. Zakrywały one lewe oko, opadały nad piersi i tam zawijały się lekko do przodu kierując się ku górze. Na środku tej czarnej falbany ciągnął się wąski pasek śnieżnobiałych włosów. Po drugiej stronie twarzy fryzura była odrzucona za ramiona, gdzie kaskadami opadała do połowy kręgosłupa. Przykrywała jednak subtelnie prawe ucho, jakby cienką linią oprawiając delikatną twarz dziewczyny. Jej nos był dość mały, a rysy twarzy łagodne i delikatne, choć lekko dostojne. Czarne faliście wygięte i ostro zakończone brwi oraz długie, choć naturalne rzęsy ozdabiały piękne oczy. Te wydawały się wręcz zmieniać barwę, gdyż z ich głębokiej czerni raz po raz jakby z wnętrza pojawiały się odblaski krwawej czerwieni. Oczy urzekały patrzącego, utrzymując go w przekonaniu urody dziewczyny, choć w głębi kryła się w nich pewność siebie. Jej usta były krwisto czerwone i ponętnie ukształtowane, jednocześnie zachowując wrażenie delikatności. Broda rysowała się subtelnie i była dość zaokrąglona.

Ubrana była w elegancką, choć praktyczną suknię. Jej smukły brzuch i wydatne piersi  przykrywał gorset z utwardzanej, czarnej skóry z dość widocznym, choć nie nachalnym dekoltem, który przylegał do ciała. Po bokach miał dodatkowe wzmocnienia z czerwonej skóry uformowanej w ciernie z kolcami do dołu. Szczyt gorsetu tworzył delikatny, biały, łukowaty, uwypuklony materiał rozchodząca się najpierw pod kątem prostym, a później w kierunku ramion. Ręce dziewczyny do przedramienia pokrywał cienki, prawie przezroczysty, czerwony jedwab. Od łokcia do nadgarstka znajdowała się czarna skóra, taka sama, z jakiej stworzono gorset. Po wewnętrznej stronie była ozdobiona licznymi jakby srebrnymi kawałkami metalu, w kształcie kropel, układającymi się w kawałek okręgu, węższymi częściami na zewnątrz. Przymocowane były one do zawiniętego kawałka materiału, ciągnącego się od zewnętrznej części ramienia i zabezpieczonego spinką z wielkim rubinem w kształcie kropli. Dłonie okrywały czarne półprzezroczyste rękawiczki. Suknia wychodziła spod gorsetu i na początku ścisło przylegała do ciała, a przy udach zaczynała się powoli rozszerzać. Kończyła się falbanami 20 cm nad ziemią i tam była już lekko rozwiana. Na stopach dziewczyna nosiła ładne buty z czarnej lśniącej skóry, o delikatnie trójkątnych czubach. Cholewki sięgały 3cm nad kostkę, a od przodu były trójkątnie rozcięte począwszy od okolic śródstopia. Wzdłuż rozcięcia ciągnął się biały pas materiału podobny do tego z dekoltu, wywinięty na zewnątrz. Na plecach dziewczyna nosiła długi do ziemi, czarny płaszcz z kapturem, który zakrywał całą tylną część sukni.

 

Poruszyła się lekko w kierunku Maskeda i podeszła do niego. Wyciągnęła swą delikatną rękę w czarnej rękawiczce, aby pomóc wstać obolałemu czarnoksiężnikowi, a robiąc to powiedziała:

- Witaj mam na imię Ané 

Jej delikatny głos rozbrzmiał w jaskini niczym lekki szelest strumyka, który piękny, kryje w sobie zarazem potężną moc.

 

 

Uwaga witamy w sesji nową uczestniczkę, jest nią Seluna i jej postać Midnight Rose "Adler". życzę miłej zabawy :pinkie:

 

 

Na górze trwało oblężenie. Midnight Rose jako dowodząca kompanią "Biel" brała wraz ze swymi ludźmi udział w szturmie na bramę. Była to walka z góry wygrana. Około 100 changelingów, spodziewających się ataku ze strony dolnego miasta, zostało zaskoczonych od tyłu siłami generała Greena, który przekradł się tunelami rebeliantów pod murami. Takie siły wroga nie były w stanie sprostać tylu ochotnikom partyzanckim. Właśnie kończyła się rzeź, zostało koło 30 obrońców, a co chwila padali kolejni pod gradem bełtów i mieczy rebeliantów. Klacz cieszyła się wreszcie służyła w armii na prawdę. Wreszcie jej marzenie się spełniło. Nie była psychologiem wojskowym tylko "Majorem Adler". Nie miała tego w planach, gdy wstrząśnięta wydarzeniami w Equestrii i tym ilu jej dawnych znajomych przeszło na stronę wroga, przystępowała do rebelii. Nie sądziła, że zostaną jej powierzone tak znaczne siły. Miała bowiem obecnie około 200 kucy z części armii generała Grima. Jej kariera była błyskawiczna. Już po kilku dniach okazało się ,że wśród rebelii jest mało wojskowych. Większą część stanowiły młode, niedoświadczone kuce, które chciały coś zmienić. Każdy z nich miał złote serce i prawie zero wyszkolenia. Po tym jak ją zapytali gdzie pracowała i co robiła od razu została wysłana do generała Greena Sparka. Była to znamienita osobowość. Ten ogier pełnił urząd głównodowodzącego sił Canterlotu za czasów panowania księżniczek. Teraz jako jeden z nielicznych przyłączył się do rebelii i zachował swoją funkcję, tylko, że dowodził rebeliantami w tym okręgu. Green porozmawiał z nią i od razu dał stopień porucznika i mały oddział. Byli to niewprawni rekruci, ale przez kilka tygodni Adler ich jakoś rozkręciła. Teraz wśród jej oddziałów stanowili elitę, choć de facto brakowało im dużo do tego określenia, jak na standardy akademii wojskowej. Kilka godzin temu Midnight dowiedziała się o planowanym ataku na Canterlot. Nie brała udziału w naradzie, ale została awansowana do stopnia majora i przydzielono jej 200 kucy. Oszołomiona takim awansem nie wiedziała do końca co robić ale teraz była w swoim żywiole i cieszyła się, że los dał jej taką szansę. W rebelii brakowało dowódców i była na wagę złota. Jej siły do tej pory uporały się z czterema oddziałami straży miejskiej w dolnym mieście, a teraz zostały przekierowane do szturmu na bramę. Midnight jednak dotarła trochę później do przejścia między dolną dzielnicą, a następnymi i przez to jej siły nie brały udziału bezpośrednio w walkach. Cieszyła się, gdyż jak dało się słyszeć całe dolne miasto zostało opanowane przez rebeliantów, a w paru następnych poziomach nie ma żołnierzy. Oznaczałoby to, że mają większość miasta podbitego. Zastanawiało ją gdzie zatem podziała się wielka armia changelingów, która tu stacjonowała. Nagle wśród zgiełku konających wrogów tuż przy niej rozległ się krzyk. Był to jeden z adiutantów, którzy przekazywali meldunki. Przybiegł zdyszany i prawie cały czerwony, mówiąc:

- Pani major, pani major. (chwila na złapanie oddechu) changelingi podobno wdarły się do podziemi. Zagrażają naszym rannym. Shadow rozkazała wezwać parę drużyn z góry, ale nie za dużo, żeby nie osłabić natarcia. Wróg liczy około kilkudziesięciu żołnierzy, proszę się śpieszyć, gdyż nasza obrona długo nie wytrzyma.          

 

        

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dakelin poszła korytarzami jaskiń, stwierdziła że nie będzie tu stać bez celu. Może coś znajdzie ciekawego do roboty? A przy okazji trochę rozerwie? Jakieś zajęcie, strasznie się nudziła. Mam nadzieję że ta bitwa już się będzie kończyć. Nie chce mi się tu chodzić po korytarzach znowu przez dłuższy czas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick powoli otworzył oczy, czół się dziwnie, inaczej niż sekundę temu, nie czół na sobie "kołderki" gruzów, które z jego perspektywy były dość przytulnym schronieniem, za miast tego w ciemności lekko rozświetlanej błękitnym blaskiem. Podmieniec rozejrzał się, zobaczył Atlantisa i Wiktora, golema nie był w stanie zobaczyć. Wiedział że jego los jest już przesądzony, mimo to po pierwszym szoku nikły uśmiech na twarzy changelinga pozostał. Nick pomyślał przez chwilę "koniec komedyjki, koniec relaksu, trzeba się wziąć do roboty", pomyślał jeszcze chwilę po czym powiedział.-Cześć Wiktor, nie spodziewałem się... nie zastrzel mnie tak od razu.-powiedział do dawnego kompana, po czym zwrócił się do jednorożca-Wiesz że zaraz nas znajdą, wiesz że za bardzo nie lubię nocnych gwardzistów, mógłbyś dopilnować aby nie leźli za nami? Nie powinno być z tym problemu zwłaszcza że jest to też w twoim interesie... czy nie?-Nick mówił dość pewnie nie chciał zdradzić że się boi, każdy się czegoś boi, odwaga polega na walczeniu z tym, Nick nie był najodważniejszym changelingiem stąpającym po ziemi, ale nie był też idiotą, więc nie chętnie wracał do miejsca gdzie mordowanie takich jak on to priorytet. Jedyną rzeczą która szczerze go interesowała to odpowiedź na kluczowe pytanie: "co dalej?".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...