Skocz do zawartości

Multisesja: Altar of Sacrifice


Arcybiskup z Canterbury

Recommended Posts

- Bez przesady. Poradzę sobie. Idziemy - rzuciła Victoria i nie odpowiadając Conradowi skierowała się a schody, wypatrując elementw otoczenia które mogłyby chcieć ją zabić.

 

* * *

Jacob dotarł do końca schodów. Tutaj nie było już tak ślicznie jak na górnym pokładzie. Wszędzie był bałagan, wszędzie walały się metalowe części i elementy poodrywane ze ścian. Niedaleko od siebie ujrzał leżącą postać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemność bardzo szybko dopadła Zacharego. Chcąc nie chcąc musiał założyć noktowizor, którego nie darzył wielką sympatią. Będąc na dole rozejrzał się po otoczeniu.

-...Burdel! - Wykrzyczał. Korzystając z chwili samotności zaczął przeszukiwać teren.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro duża liczba osób skierowała się na dół, to korzystając z chwili takowego zamieszania, po prostu ruszyła na górę.

- Jeśli tak dalej pójdzie to w końcu rzucą się do siebie do gardeł - mruknęła cicho trzymając się za rękę, po czym spojrzała na schody prowadzące do góry.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A cóż to się chłopaczkowi stało? - Zapytał Zachary, idąc w stronę Jacoba i patrząc się na półkę, która przygniotła poszkodowanego.

- Hehe, wiesz we dwóch może dałoby radę podnieść to żelastwo, ale... - wyciągnął powoli swój tomahawk, kierując go w stronę nogi rannego

-...ale możemy to też zrobić inaczej

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podszedłem wolnym krokiem do rannego. Sprawdziłem tętno. Przyspieszone. 

- Ma się dobrze. Noga chyba złamana - powiedziałem podnosząc półkę - zdecydowanie nie potrzebuję hospitalizacji. Ktoś z was musi go zanieść - spojrzałem na Zacharego i Jacoba. Złe typy. Boję oddać rannego w ich ręce, ale nie mam innego wyjścia. - Jeśli coś mu się stanie, bekniecie za to - ruszyłem dalej świecąc latarką.

Edytowano przez kameleon317
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Małe wsparcie - odpowiedziała ukazując się oczom mężczyzny - Na wypadek gdyby coś chciało cię zjeść - uśmiechnęła się nie znacznie. Ominęła go, po czym ruszyła dalej."Miejmy to już za sobą"pomyślała patrząc pobierznie dookoła siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyżby? Musnął dłonią skalpele, noże oraz pistolety. Kompania, wśród której się znalazł, była tak doborowa, że wolał się z nimi nie rozstawać.

Ale właśnie dla takich słów zbytnio nie chwalił się ilością potencjalnej broni, jaką zdołał popakować po kieszeniach, mniej lub bardziej ukrytych.

-Dziękuję, że ktoś raczył pójść razem ze mną - powiedział ironicznym tonem.

Modlił się,  żeby na statku nie było żadnego pożaru. Płomienie mają to do siebie, że dymią, a dym, jak to dym, zazwyczaj leci do góry. Więc gdzie indziej mógł go spotkać, niż na wyższych poziomach?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachary został sam z rannym członkiem załogi. Spojrzał na ledwo żyjącego człowieka.

- Hmm, te dwa oszołomy już się oddaliły, a my jesteśmy sobie tak tu sami - Kucnął obok człowieka, kładąc ostrze tomahawka na szyi.

- Obiecuje że szybko się z tym uwinę Misiaku - Trzymając go za usta, aby nie wydał z siebie żadnego dźwięku zaczął odrąbywać mu głowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie taką pomoc miałam na myśli - mruknęła Victoria podchodząc do Zacharego i niedoszłego trupa. Zastanawiała się, jak szybko będzie potrafiła wyciągnąć broń i czy szybciej od niedoszłego zabójcy.

Na górnym pokładzie tymczasem panowała cisza i spokój. Po drodze medyk nie zauważył żadnego ciała. Zauważył tylko plamy ciemnej cieczy na podłodze. Krew?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ależ droga szanowna Pani kapitan. Niech pani spojrzy na tego biedaka....nie na głowę tylko...no resztę - Odparł trochę zmieszany.

- Pani kapitan musi zrozumieć, że czasem śmierć to najlepsze wyjście dla takiego biedaka jak ten tutaj!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A Pan, panie Łowco musi zrozumieć że ludzi da się czasem uratować i przywrócić do normalnej formy. Dekapitacja nie jest jedynym wyjściem. Teraz mógłby mi pan pomóc zanieść go na wyższy pokład - powiedziała.

 

* * *

 

Ciecz miała zapach, choć nie był to zapach krwi. Strukturą przypominała olej. Po kilku sekundach Jon poczuł pieczenie na palcu, który zanurzył w niewielkiej kałuży.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ależ oczywiście szefowo! Jednak ze wszystkim się nie zabiorę. Proszę - Powiedział, po czym dał Victorii głowę przed chwilą zabitego człowieka, którą cały czas trzymał w rękach. Następnie podnosząc truchło kierował się w stronę górnego pokładu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Victoria położyła głowę na ziemi, po czym sięgnęła po broń. Odbezpieczyła i pociągnęła za spust. Dobrze. Działa. Skirowała lufę w stronę Zacharego.

- Twoja śmierć z pewnością ociepli atmosferę tutaj. Nawet na zapach nie będę się uskarżać. Ostatnie słowa? Wysil się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zachary zatrzymał się. Czuł się lekka zaskoczony tą nagłą sytuacją. Kładąc powoli i ostrożnie ciało, odczepił od swojego pasa stalową maskę po czym ją założył. Widać było już na niej ślady niejednokrotnego użycia. Wielokrotnie przyjmowała na siebie pociski osłaniając głowę właściciela. Podnosząc znowu ciało trupa złapał je za klatkę piersiową, wykorzystując jako (nie)żywą tarczę.

- Więc tak chcesz to rozegrać? - Powiedział niższym, zdeformowanym głosem celując swoim rewolwerem w Victorię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pocisk snajperski spokojnie przebiję się przez ciało tego nieszczęśnika, chłopcze - powiedziałem do Zacharego celując w niego ze snajperki z drugiego końca schodów - powinniśmy cię wziąć pod sąd wojenny, ale jako, że nie chcesz się poddać, zginiesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Poddać? - Victoria zaśmiała się. - I co z tego, że się podda? Ten sukinsyn musi zginąć. I zginie. Zaraz, z mojej ręki. Odrzuć tego trupa. W niczym ci on nie pomoże... Chyba że w sposób, w jaki ty pomogłeś jemu - syknęła.

 

* * *

 

Na górnym pokładzie coraz więcej było niewielkich plam substancji. W pewnym momencie Jone ujrzał kątem oka ruch gdzieś z boku...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacob zjawił się koło pani kapitan i spojrzał się na głowę. Powiedział

- Hmm...ten człowiek bez problemu by pożył, a ten idiota go zabił. Eh...co za marnotractwo załogi...

Po czym spojrzał się na panią kapitan

- A pani chce być jak on? Straci wtedy pani zamiast jednego, to dwóch, a następnie po kolei inni będą czuli chęć zabicia siebie i zabiją najpierw tego kto zabił pierwszy, czyli

Jacob zjawił się koło drugiego

- A ty? Chcesz obronić panią kapitan tylko dlatego że ona jest twoim przełożonym czy dlatego że coś do niej czujesz? Czy warto się wtrącać w tą sprawę która nie dotyczy ciebie lecz tylko ich dwoje? Zastanów się nim popełnisz ten błąd i usiądziesz na ławie oskarżonych. Ledwo się ta zabawa zaczęła a ty chcesz już zabijać?

Jacob następnie zjawił się koło trzymającego ciało

- PO co ci to? Chcesz ukazać że jesteś super zabójcą? Czy chcesz zaprzepaścić szanse ucieczki z tej cholernej planety. Zastanów się...warto?

Jacob pojawił się na boku i powiedział głośno

- Warto tu walczyć? Czy lepiej to zakończyć pokojowo i szukać ucieczki stąd?

Edytowano przez Nocturnal Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...