Skocz do zawartości

[Mature] Żywot Rogera Paulusa (Geralt of Poland)


Zodiak

Recommended Posts

Czyli jednak to prawda z tym czarownikiem. Więc nie przybyłem tu całkowicie nadaremno. Wyglądało więc na to, że musiałem go znaleźć. Spojrzałem na czerniejący w oddali mroczny las. Nie miałem najmniejszej ochoty tam wracać, ale wyglądało na to, że nie mam innego wyboru. Możliwe, że przynajmniej w dzień będzie tam bezpieczniej.

- Słuchajcie- powiedziałem do wieśniaka.- Po to właśnie przybyłem, by dopaść tego charakternika. Ponoć jest czarownikiem i kryje się w grocie gdzieś w okolicznych lasach. Nie słyszeliście może o jakichś jaskiniach w pobliżu?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 188
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

- Na wschód jedźcie... Ale baczcie, bo stamtąd nikt nie wraca... Bo tam śmierć czyha. W Czarnej Kniei szukajcie pieczary w najczarniejszych odmętach lasu. 

Starzec nagle zaniósł się srogim kaszlem, charczał miotał się i zaczął pluć. Krwią. Powoli zaczął słabnąć, rzęzić i nieruchomieć. W końcu położył się i zasnął snem wiecznym. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez chwilę stałem, patrząc na zmarłego. W końcu wiedziałem, gdzie powinienem wyruszyć. Wróciłem do czekającej kawałek dalej Sophii.

- Wiem już, co się tu stało- powiedziałem.- Wygląda na to, że całe nieszczęście tej wioski to wina jakiegoś czarownika, czy kimkolwiek sukinsyn jest. To do niego należy ta armia umarlaków. Ukrywa się głęboko w lasach na wschodzie. Chcę go tam dopaść, po to tu właśnie przybyłem. Cholera, to całe zadanie robi się coraz trudniejsze... Wyruszamy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wielkiego wyboru chyba nie mamy - odparła, drapiąc się w ramię. - Nie liczyłabym na żadną strawę... Z resztą, nie tknęłabym jedzenia stąd dwumetrową piką. 

Okolice na wschód od wioski były równi zniszczone i martwe. Drzewa, zwierzęta, rośliny. Wszystko było sczerniałe i zgniłe. Smród rozkładu wypalał nozdrza. Koszmar. Krajobraz był szary i zniszczony jak w najgorszej marze sennej. A kniej na wschodzie... Wyglądała jak las szubienic.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Więc jedźmy- powiedziałem, wskakując wraz z Sophią na konia.- Nie podoba mi się to wszystko, a im szybciej się tym zajmiemy, tym lepiej.- Spojrzałem na krajobraz rozciągający się w kierunku, w którym mieliśmy ruszyć.- Ech, urocza okolica, nie ma co... Nie próżnuje ten drań, kimkolwiek jest.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy wjechaliście do kniei dostałeś deja vu. Las tak ciemny jak ten, przez który jechaliście nad ranem. Obumarłe pnie drzew i czarne liście, cienie przemykające w oddali. Martwa cisza, przerywana jedynie waszymi oddechami i parskaniem Luny.

Zagłębiając się wgłąb kniei zaczynało was przeszywać przerażenie is trach. Sophia, kurczowo się ciebie złapała i trzymała. Chyba nieświadomie. Przed wami coś mignęło, coś ulotnego i niematerialnego i czarnego cień. Luna spłoszyła się i z trudem nad nią zapanowaliście. 

Niedługo potem znaleźliście pieczarę. Było to ogromna skalna dziura w ziemi z czymś, co przypominało naturalne schody. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zeskoczyłem z konia i podszedłem bliżej, zaglądając wgłąb jaskini. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach.

- Dobra, wygląda na to, że trzeba tam zejść. Słuchaj- zwróciłem się do Sophii.- Najpierw wejdę sam, ktoś musi zostać i pilnować Luny. W razie czego bez niej stąd nie uciekniemy. Zejdę, sprawdzę, co tam w ogóle jest, a potem wrócę i ustalimy, co dalej.

Dobyłem miecza i podszedłem do wejścia do jaskini, wpatrując się w gęstą ciemność.

- Cholera, ciemno tam... Masz jakieś światło?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez ciemne, wąski i wilgotne korytarze pieczary szedłeś.Miejscami musiałeś się przeciskać, miejscami wręcz czołgać. Było zbyt ciemno, byś coś zobaczył. Krople wody kapały ci na kark przyprawiając o dreszcze na całym ciele.  Było ci duszno, nawet bardzo. Robiło się gorąco,a  ty nie miałeś pewności, czy dasz rade wrócić. Nie widziałeś nic. 

Do czasu aż wypełznąłeś z jednej ze szczelin na dość szeroki, niemal wyciosany korytarz. Korytarz, który był już nieco jaśniejszy. 

Bo gdzieś dalej, na jego końcu jarzyło się światło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacisnąłem dłoń na rękojeści miecza. Przez chwilę myślałem, czy nie wrócić po Sophię, ale nie chciałem ponownie przeciskać się przez mroczne jaskinię. Przed wejściem tu nie spodziewałem się, że droga będzie tak trudna. Ruszyłem naprzód, ku palącemu się naprzeciwko światłu, z nadzieją, że będę gotów na to, co tam spotkam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A zastałeś niewielkie pomieszczenie, na środku którego paliło się niewielkie palenisko, na którym z kolei piekł się... zając? Oprócz tego było tu posłanie ze skór oraz niewielki kuferek podróżny. Oprócz tego inne bibeloty, jak bandaże, nóż  kilka kości. Zdaje się, że zajęczych. To była kryjówka.

Ale czy czarownika?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż... Można powiedzieć, że byłem nieco zawiedziony. Spodziewałem się jakiegoś podziemnego lochu, magicznego laboratorium... Postanowiłem przeszukać kuferek, może dowiem się, czyja to kryjówka. Jednocześnie nasłuchiwałem, czy ktoś nie nadchodzi. Skoro na palenisku płonął ogień, ten ktoś raczej nie odszedł daleko. Wtedy ponownie odezwał się we mnie głód. Przecież ostatni posiłek jadłem jeszcze zeszłego wieczora, przed wyruszeniem w drogę. Cóż, grzech nie skorzystać z okazji... Zdjąłem z paleniska pieczonego zająca, usiadłem na skórach i zacząłem jeść.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I poczułeś dotyk zimnej stali, zanim jeszcze zdążyłeś dobrze wejść do pomieszczenia. Ostrze miecza,a może sztyletu lekko ocierało się o twoją grdykę. 

- Jeden ruch, a rozpruję cię jak wieprza - ozwał się gruby, niski i nieprzyjemnie brzmiący, szorstki głos. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Ech, to uczucie, kiedy człowiek chce się rozpisać i za bardzo się zagalopuje.]

Można się było tego spodziewać... Raczej nie byłem zbyt dobry w rozwiązywaniu sytuacji, gdy ktoś zaskakiwał mnie i przystawiał ostrze do szyi. Choćby dlatego, że starałem się ich unikać. No ale musiałem to jakoś rozegrać.

- Spokojnie, możemy się dogadać bez rozpruwania...- powiedziałem najspokojniej, jak mogłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Wybacz, tu potrzebny mi był akurat taki zwrot akcji. Ale bardzo podoba mi się inwencja i wykorzystywanie przez graczy ich własnych pomysłów.]

- Rzuć broń, ręce w górę i pod ścianę. Rusz się i nie waż drgnąć, bo twoja krew zachlapie moje ubranie, czego bym nie chciał. 

Spod ściany mogłeś stwierdzić, że nieznajomy nie wyglądał na czarownika. Wyglądał na najemnika, takiego jak ty. Miał wysokie, jeździeckie buty, brudne skórzane spodnie. Skórzana kurtka z ćwiekami tez nie wyglądała na nową. Jednak miecz, talizman i oczy... Nie były zwyczajne. 

Czarnowłosy mężczyzna z kilkudniowym zarostem, o zielonych oczach był wiedźminem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedźmin... Wtedy przypomniałem sobie słowa mojego zleceniodawcy: "Włada mieczem niczym artysta", "zabił moich najemników","rozpoznasz go od razu". No tak, mogłem się od razu domyślić. Gdzieś w głębi mnie tliły się pewne podejrzenia, ale nie myślałem, że to jednak może być prawda.

- Nie mam złych zamiarów. Skoro już jestem bezbronny, wyjaśnię wszystko. To trochę skomplikowana sprawa... Przysłano mnie tu, bym zabił czarownika, który szkodzi okolicznym ziemiom, ale nie spodziewałem się wiedźmina...

 

- A kogo się zatem spodziewałeś?

- Maga jakiegoś, czarnoksiężnika. Wiedźmin nie rzucałby raczej klątwy na wioskę i lasy.

- Co ty nie powiesz? Hm, no, nie wyglądasz na typowego wsióra, dla którego wiedźmin to zwiastun klęsk wszelakich. Dobrze... Ktoś wynajął cię, żebyś zabił czarownika... Mogę spytać, kto?

- Zaraza jedna wie, kto to był. Spotkałem go w karczmie w Tretogorze. Łysy, czarno odziany, w złotym łańcuchu i z sygnetami. Mówił, że mieszka w miasteczku Estat. Więcej nie wiem.

- Nic mi to nie mówi. - Pokręcił głową. - Ale wychędożył cię bez łoju. Jestem pewien, ze chciał zabić mnie... A może jednak wiem, kim on był? Ale najpierw powiedz, kim ty jesteś?

- Jestem Roger Paulus, wędrowny najemnik.

- Nie znam - rzekł i wzruszył ramionami. - No i jak ci się podoba okolica, Rogerze Paulus?

- Przyznam, że gdyby nie mroczne, przeklęte lasy, wymierające wioski i żywe trupy byłoby tu całkiem przyjemnie.

- Taak, przyznam rację. Nie jest to miejsce, gdzie chłop chciałby się przenieść z rodziną. I jak ci się wydaje, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy?

- Słyszałem od jednego z chłopów, że jakiś charakternik na czele armii umarlaków sprowadził klątwę na tę okolicę, ale teraz, kiedy zamiast czarnoksiężnika spotkałem wiedźmina, niczego nie jestem tu pewien.

- Że mieszkańcy jeszcze żyją to prawdziwy cud. A charakternik, o którym mowa... Uciekaj stąd, chłopcze. Uciekaj póki możesz.

- A co ty tutaj robisz, wiedźminie? Co wiesz o całej tej sprawie?Jeśli da się jakoś powstrzymać tego sukinsyna... Nie po to tutaj jechałem, straciłem konia i omal nie zginąłem, żeby tak po prostu uciec i niczego się choćby nie dowiedzieć.

- Uciekaj - odparł krótko. - Niczego nie wskórasz, a możesz stracić coś więcej niż życie.

- Więcej niż życie? Co masz na myśli?

- Masz na myśli, że mógłbym dołączyć do tej armii chodzących truposzy?

- Brawo, młodzianie. Każdy trup w promieniu kilku mil chodzi sobie, jak gdyby nigdy nic, zabija wszystko, co żywe i śmierdzi jak cholera.

- Wciąż mi nie powiedziałeś, co tu właściwie robisz i dlaczego ukrywasz się w tej jaskini.- Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl.- Cholera, kto wie, czy ten cudak który zlecił mi cię zabić nie jest jakoś zamieszany w to wszystko...

- A jak ci się, kurwa, wydaje? Co ja tu robię? Oczywiście, że mam wakacje. Zbyt bystry, to ty nie jesteś. Oczywiście, że próbuję odczynić klątwę i dorwać... jego. Słuchaj, chcesz mi pomóc? To odjedź stąd. Nie potrzebuję... pomocy.

- Spokojnie, tak też myślałem chciałem się tylko upewnić. Tak się składa, że jestem tu dokładnie w tym samym celu, a uwierz mi, że mieczem machać potrafię. Co dwa miecze to nie jeden, a raczej trzy, bo jestem tu z moją towarzyszką. Lepiej chyba, byśmy połączyli siły zamiast wchodzić sobie w drogę, bo za dużo już przeszedłem i widziałem, by się po prostu wycofać.

- Otóż sam powiedziałeś: nie wchodźmy sobie w drogę. Tu nie potrzeba mi kolejnego miecza. Potrzeba mi kolejnego wiedźmina. W niczym mi nie pomożesz, potrafisz zdejmować klątwy?

- Niestety nie. Wygląda na to, że masz rację.

- Uciekajcie stąd. Nic dobrego was tu nie spotka. Dobrze radzę.

- W porządku. Powodzenia życzę, wiedźminie. Ja wiem już chyba, gdzie powinienem się udać.

- Unikajcie nietoperzy. Zwłaszcza teraz. I nie ufajcie nikomu, kto dobrze wygląda.

- Żegnaj, wiedźminie. Dziękuję za radę.

- Ktoś cię woła - powiedział wiedźmin.

- Co? Nic nie słysz... Ach tak, słynne wiedźmińskie zmysły... Więc idę już. A, jeszcze jedno. Nie wiesz może, gdzie znajduje się miasto Estat?

- Nie ma takiego miasta. Chodź ze mną.

Edytowano przez Geralt of Poland
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedźmin poprowadził cię ukrytym przejściem, które prowadziło długim korytarzem do wyjścia, nieco dalej dziury, którą się przeciskałeś. Wyszliście na zewnątrz, do zniszczonej, martwej krainy. Pomknęliście pomiędzy drzewami jak cienie. Nagle wiedźmin zatrzymał się i tobie kazał zrobić to samo. Przed wami kilkanaście, może nawet ponad dwadzieścia żywych trupów otaczało Sophię ze wszystkich stron. Czarnowłosa trzymała miecz wysoko i była gotowa do walki. 

Zanim się obejrzałeś, wiedźmin też był.

- No chodź, pokaż, co potrafisz, wojowniku - powiedział do ciebie z lekkim uśmiechem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podążając za wiedźminem przez podziemne przejście i przemykając przez las cały czas próbowałem ułożyć sobie w głowie ostatnie wydarzenia i to, czego się dowiedziałem. Zwłaszcza ostatnie zdanie wiedźmina. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego kazał mi iść ze sobą? W co ja się właściwie wpakowałem?

 

"Wygląda na to, że zdążyliśmy w samą porę"- pomyślałem, widząc okrążoną przez umarlaki Sophię.

- Też chętnie popatrzę, jak machasz mieczem- odpowiedziałem wiedźminowi, po czym dobyłem broni i ruszyłem na najbliższego nieumarłego. Wiedźminowi w walce nie dorównam, ale nie będę przecież siedział i się gapił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkielety uzbrojone wszelakie narzędzie do robienia krzywdy ruszały się niezwykle... żywo, jak na swój stan. Na ciebie rzuciły się trze. Jeden z mieczem i tarczą, drugi z... kosą, a trzeci z czymś, co przypominało włócznie. Ten z kosą nadbiegł i ciął poziomo, na wysokości głowy. Uchyliłeś się przed ciosem, ale nie zdążyłeś skontrować, gdyż szkielet schował się za kolegą z tarczą.  

Ten z włócznią obchodził cię bokiem, jakby chciał okrążyć. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strategia o tyle nieskuteczna, gdyż próbowałeś okrążyć trzech przeciwników. Sam. 

Szkielet z kosą znowu zaatakował, tnąc na odlew. Jeszcze raz udało ci się uniknąć cięcia,a le teraz szkielet z włócznią zaatakował w tym samym momencie, kiedy ten z kosą schował się za tarczownikiem. Udało ci się odbić uderzenie, jednak grot zranił cię ramię. Nie była to zbyt głęboka rana, jednak była bardzo bolesna. 

Edytowano przez Zodiak
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakląłem pod nosem. Walczyli lepiej, niż się spodziewałem. Zeszłej nocy pochlastałem bandę oprychów, a teraz nie mogłem sobie poradzić z trzema truposzami. Szczęśliwie rana, choć bolesna, nie wykluczyła mnie z walki. Zdałem sobie sprawę, że moja taktyka nie wypaliła. Cofnąłem się poza zasięg broni, czekając na ich kolejny ruch.

Edytowano przez Geralt of Poland
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten z mieczem i tarczą zaatakował, a jego dwaj kamraci obchodzili cię z boków, osłaniając kolegę. Ten z tarczą wyprowadzał szybkie, zwinne, lecz niezbyt mocne cięcia, łatwe do sparowania. Jednak szybkość z jaką wyprowadzał kolejne ataki uniemożliwiała sprawną kontrę, a wycofanie się było ryzykowne, ze względu na duży zasięg broni innych szkieletów. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wyglądała to zbyt ciekawie, zawsze jednak twierdziłem, że jeśli nie można się wycofać, pozostaje atakować. Szkielet był szybki, ale wpadłem na pewien pomysł. Gdy zadał kolejny cios, zamiast go odbić spróbowałem zewrzeć się z nim ostrzami i natrzeć na niego ciężarem ciała i powalić lub odepchnąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...