Sabinko, jak sami siebie nie doprowadzimy do zagłady, to już będzie dobrze. Być może za bardzo długi czas, człowiek przestanie być człowiekiem współczesnym i stanie się inną rasą, innym rodzajem człowieka. Więc ta ciągłość być może zostanie zachowana. Ale może być też całkiem inaczej.
Oczywiście, że jesteśmy niezniszczali! Przeżyliśmy tyle "końców świata", nawet ja sam! Jak Putina przeżyjemy to już w ogóle!
Jednak sprawa ma się trochę inaczej jeśli mówimy o drobnoustrojach. Przypomina to trochę odpieranie kolejnych fal ataku wrogów - wirusów, kiedy my stajemy w defensywie. Będzie trwać to tak długo, aż nas złamią. Lub, gdy oprócz wygranej w pyrrusowy sposób bitwy, jak w przypadku pokonania Czarnej Śmierci, wygramy także wojnę z wirusami już ostatecznie. Piękny byłby to triumf, jednak trochę nam do niego daleko, jeśli w ogóle ten triumf istnieje. Musimy sobie radzić i się wspierać nawzajem tym, co mamy i tym co możemy na dzień dzisiejszy. Na pewno nie jesteśmy zupełnie bezbronni w tej kwestii.
Ogólnie istnieją przecież wytyczne podczas takich epidemii i raczej nie miałby wtedy wolnej ręki, żeby zachowywać się jak chcę. Palić zwłoki, czy nie palić, to byłaby decyzja odgórna, tak samo jak z eksperymentami na ludziach.
W takim razie, jeśli o mnie chodzi, to spaliłbym ciała nawet jeśli byli by to moi bliscy, im się już nie przydadzą. Osoby zarażone trzeba odizolować i przetrzymywać je tak długo, aż nie umrą lub nie zostanie wynalezione skuteczne lekarstwo. Eksperymenty na ludziach, jeżeli konieczne (a z reguła są) oczywiście trzeba przeprowadzić, nawet jakby nie będzie chętnych. Gdyby okazało się, że jestem zarażony... postarałby się nie stwarzać zagrożenia dla innym, czekałbym na ratunek, lub na śmierć. Być może łatwiej jest o tym mówić, gdy się jest zdrowym, ale z pewnością nie chciałbym narazić innych ludzi na to paskudztwo i starałbym się ograniczyć ryzyko.