Rainbow wciąż czuła falę zimna, która przeszyła ją po wrzasku Lyry.
Wszyscy czekali, aż zacznie opowiadać. Wertepy wybijały równe tempo, a wokół słychać było tylko szumienie wiatru, przez co chwila oczekiwania na odpowiedź wydłużała się jak karmelki zrobione przez Pinkie.
- Cała moja rodzina była pełna marzycieli. - zaczęła - lubili opowiadać fantazyjne historie i baśnie, uwielbiali rozwiązywać tajemnice i szli tam, gdzie coś ich intrygowało. Mój tata często powtarzał... - spróbowała znaleźć w głowie właściwe słowa - "Lepsze jutro warte jest zachodu", czy coś w ten deseń. Był chyba najbardziej śmiały z nas wszystkich, we wszystkim widział przepustkę do "lepszego jutra". Wchodził w opuszczone kopalnie grożące zawaleniem, chodził czasem do Lasu Everfree, brał udział w ryzykownych pojedynkach. Byłam jeszcze taka - uniosła kopytko na wysokość metra od podłogi pociągu - kiedy... mama powiedziała że taty już nie zobaczę. - w jej oczach zebrało się kilka łez, gotowych aby zapoczątkować płacz.
Rainbow mimo ogarniającej ją senności cała skupiła się na opowieści Lyry. Nigdy nie spodziewałaby się, że miętowa jednorożka mogła stacić ojca tak wcześnie. A ton klaczy nie wskazywał na to, że to był koniec opowiadania.
- Wujek, brat taty... - Lyra zmusiła się do smutnego uśmiechu, bo jego żarty czasami przyprawiały ją o napad śmiechu - mocno przeżył jego śmierć. Nie był jednak taki śmiały jak on i nie podejmował się takiego ryzyka. Ba, nawet popadł w paranoję. Dotychczas żartobliwy kucyk stał się milczącym, trzęsącym się wariatem z czymś odwrotnym do klaustrofobii. Krył się przed światem w naszej piwnicy, nie chcąc wyjść. Mama przynosiła mu jedzenie, co było jedynym sposobem utrzymania go przy życiu. Raz próbowałyśmy wyciągnąć go na zewnątrz nie przynosząc mu jedzenia, ale prawie umarł tam z głodu. Strach przed wszystkim wokół był od niego silniejszy.
Pewnego dnia został sam. Miał jedzenie, które zostawiłam mu z mamą i babcią przed wyjazdem na wakacje. Nie spodziewałyśmy się, że od kilku lat po raz pierwszy wyjdzie wtedy z piwnicy.
Nie wiem, czemu postanowił wyjść. Może stwierdził, że nic się nie stanie, może przestał się bać, może chciał sprawdzić, czy jesteśmy w domu, a może... planował to wszystko skończyć?
Z wypowiedzi świadków szaro-niebieski ogier skoczył z urwiska w samo południe. Miałam wtedy jedenaście lat. - Na podłogę przed Lyrą spadło kilka kropelek słonej wody.
- A... mama? I babcia? Żyją? - Rainbow wczuła się w tą historię jak w niewiele, które słyszała. Szczerze współczuła jednorożce i miała nadzieję, że nikt z jej rodziny już nie zginął.
Smutek w spojrzeniu Lyry mówił sam za siebie.
- Mama umarła trzy lata później z powodu nieuleczajnej choroby. Najgorsze było to, że zapadła w sen, a życie powoli z niej uciekało. Lekarze bali się oowiedzieć mi, że laurka powitalna dla mamy była niepotrzebna. W końcu odłączyli od niej sprzęt. Nalegałam, żeby był podłączony jeszcze przez kilka dni i dotrzymali słowa, ale sama widziałam że moja mama nie była już wśród nas. Potem zostałam sama z babcią, która opiekowała się mną przez większość mojego życia.
Ten czas przeszły nie podobał się pegazicy.
- Kiedy znalazłam sobie pracę i zamieszkałam sama, odwiedzałam ją często. Wyglądała na tą szczęśliwą z rodziny, która umrze spokojnie i w swoim czasie.
Wtedy dopadły ją zaniki pamięci. Na początku nie pamiętała tylko prostych rzeczy jak gdzie położyła kubek, ale z każdym dniem to się pogarszało. Nadszedł dzień, kiedy przestała opowiadać mi historie, bo wszystkie zapomniała, a następnie przestała mnie rozpoznawać. Nawet nie wiecie jak to jest, rozmawiać z własną babcią, która nie wie kim jesteś... - po jej pyszczku spływały powoli łzy. - Musiałam ją wysłać do ośrodka dla starszych kucyków. Było tam dla niej bezpiecznie, a mnie i tak już nie pamiętała.
- Ale żyje... prawda? - Rainbow miała nadzieję, że tak.
- Ośrodek spłonął trzy tygodnie później. - skończyła Lyra i nastała cisza. Widać było po wszystkich, że współczuli jednorożce, ale ta już ocierała łzy.
- Mówiłam, że nie lubię o tym mówić.