Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 05/23/22 we wszystkich miejscach

  1. W Rozdziale VI nasi bohaterowie zwijają obóz i wyruszają by spotkać się z jakimś oddziałem zaopatrzeniowym, o którym już nawet nie pamiętam skąd wiedzą. I czemu tylko część z nich wie (to ważne). Nie dzieje się tu zbyt wiele. Tzn. dzieje się. Podmieniec próbuje uciec, ale jakiś czarny pegaz odrąbuje mu głowę i wybija resztę jeńców. Słusznie. Po co oni ich w ogóle biorą żywcem, jeśli potem się ich i tak wiesza? To niepraktyczne. Mogą uciec, narobić szkód, trzymanie ich żywcem marnuje środki. Żywych jeńców trzyma się na wymianę lub w celu wydobycia z nich informacji, a oni tu tego najwyraźniej nie robią. Jeden kuc ma pretensje, ale zdradza się, że jest podmieńcem i Wild go zabija. I to mógłby być spoko plot twist, gdyby wszystko nie potoczyło się tak nagle i gdyby miało jakieś znaczenie dla fabuły. Ale nie miało. Poza tym - skąd Wild wiedział, że reszta oddziału nie wie, że ma być jakiś oddział zaopatrzeniowy? To trzydzieści kuców, któryś z nich mógł wiedzieć i powiedzieć kolegom. Bo według Wilda tylko ich trójka wiedziała (ale jaka trójka?!). No nic, ubity, nic z tego nie wynika. A przecież to mógł być poważny wątek, mogli odkryć, że są sabotowani i nie wiedzieć dlaczego, a sam podmieniec mógł się ukrywać, tak jak Wild. Ogółem, brakuje czegoś, co sprawiłoby, że to wszystko byłoby jakkolwiek satysfakcjonujące. Dowiadujemy się też jak dokładnie potoczyła się walka pomiędzy podmieńcami a kartoflami. No i podmieńców było 200. Spice ocenił liczebność ich obozu na 14-16 sztuk, ale patrząc po tym, że jeńców mieli jakoś tak dziwnie dużo, to wychodzi na to, że nasz zebrorożec jest bardzo zły z matematyki. Serio, jak można się tak walnąć? Nie mówiąc o tym, że kiedy atakowały armię ziemniaków, to były kompetentne, dopiero potem imperatyw narracyjny zabrał im mózgi. Dowiadujemy się też jak było w kokonie i nie wiem co o tym myśleć, ale brzmi jak banialuki, bo opis jest naprawdę kiepski. I serio, nie wiem, czy ta scena miała być poważna czy nie. Czy czarny pegaz zmienił się w psychopatę, bo był ofiarą podmieńców, czy zawsze taki był? Odniosłam wrażenie, że próbowałeś poruszyć tam ten problem, ale przez tempo, dobór słów i ogólny nastrój to wszystko zostało zniszczone. Do tego ten żart Pinkadermusa, ten przeklęty żart. Po prostu nie. Podobnie jak cała postać. Jest też wątek Estona, z którego dowiadujemy się, że ten chce umrzeć i widzi jakąś postać. Wiesz, wcześniej interesował mnie wątek jego snów i dalej mnie interesuje, ale mam wrażenie, że coś z nim jest nie tak. Z wątkiem, znaczy . Skoro tak bardzo chce umrzeć, że jest zły, że jest ratowany, to czemu czekał na ratunek, kiedy spotkał się z tymi wilkami? Czemu od razu nie rzucił miecza i nie powiedział "zjedzcie mnie jak jedną z waszych francuskich desek serów"? I czemu w ogóle chce umrzeć? W Rozdziale VII dzieje się zdecydowanie za dużo jak na jego objętość. Mam wrażenie, że mamy tu materiału na dobre 60 stron, a nie 15 i nie mówię wcale o bitwie. Sama bitwa akurat wyszła nieźle (może poza tym, że trwała wiele godzin - serio, bitwa o obóz? Takie walki trwają kilkanaście minut. Góra.) i czytało się ją nawet przyjemnie. Gorzej, że zaczynamy, kiedy jeszcze nasza drużyna (obecnie jest ich 29 + główny kwartet) siedzi w obozie. Engra próbuje podejrzeć zadek Estona, o co ten się wkurza (no nie dziwię mu się, to podpada pod molestowanie). Potem wyruszają i magicznie się rozmnażają. Szóstka poszła w straży przedniej. Dwadzieścia cztery kuce maszerują po sześć czwórek. I tu pytanie - jak to jest policzone? Wild leci dołączyć do tej szóstki, Engra dowodzi, co się dzieje ze Spice'm i Estonem? Swoją drogą, ten ostatni to się zregenerował w tempie błyskawicy. W końcu poznajemy też cel tej wojny - ta armia ma powstrzymać podmieńce, a w tym czasie wszyscy inni uciekną na nowy kontynent. Czy ktoś o tym powiedział gryfom z gryfiego miasta? Nie? No spoko. Czemu się tego w ogóle dowiadujemy teraz i skoro jest to samobójcza wojna, to tym bardziej nie rozumiem tego, że inne państwa wysyłały swoich najlepszych, zamiast swoich najgorszych. Najlepsi się jeszcze przydadzą. Docierają do obozu i odkrywają, że obok jest pięć czy sześć obozów podmieńców (jakim cudem ten kucowy obóz w ogóle jeszcze stoi?! Podmieńce są bardzo honorowe i nie zmiotą go z powierzchni ziemi, bo chcą sprawiedliwej bitwy na terenie, który nie da przewagi żadnej ze stron?!). No i na starcie słyszą, że dezercja to niegłupi pomysł. Potem odkrywają, że obozem rządzi bardzo niekompetentna rada alikornów, panują głód, burdel i napięcia rasowe. I że w tym obozie mają mury. Wszystkie te tematy zostają rzucone i tyle. Słowa na wiatr. Nie zagłębiamy się w to, nie poznajemy nowych postaci, są jakieś dwa alikorny - biały i turkusowy, które chyba powinny być ważne, ale nie dowiadujemy się niczego. Nawet ich imion. A przecież wewnętrzna polityka, zagłębienie się w te problemy, itd. - to mogło być najlepsze. Ale tu po prostu wszyscy są idiotami. Engra zostaje dowódczynią kartofli, które od dawna nie jadły, i ma przy ich pomocy zdobyć obóz podmieńców. Czemu tak? Bo rada chce się jej pozbyć, bo ona ma znaczek. . . . WHAT THE ACTUAL HAY?! Co tu się... Czuję się jakbym czytała scenariusz do jakiegoś dziwnego anime. O co tu chodzi? To wygląda jakby wywalono kilkadziesiąt stron, a Engry starano się pozbyć, bo podważała ich władzę, a dodatkowo mieszała im z racji swojego urodzenia (jako córka samego Hurricane'a mogłaby ich postraszyć tatusiem). Ale tu nic nie ma sensu, bo trzeba być idiotą by w takiej sytuacji skazywać kawał własnej armii na śmierć by się pozbyć jakiejś siksy. Bo hej, ziomeczki, nie wiem czy wiecie, ale jesteście w czarnej esicy. Wszyscy. Nie, serio, po tej akcji, chcę dostać remake tego fanfika. Który ogarnie nie tylko formę, ale i fabułę. Uzupełni ucięte i dziwne wątki. Da te wszystkie brakujące strony i całą brakującą logikę. Dopełni światotworzenie i zaginione opisy. Ale na miłość Bogini, przestrzegam Cię, Diamond. Poćwicz najpierw na oneshotach. Popisz na konkursy literackie. Usiądź na zadzie, zrób sobie herbatę i wyciągnij wnioski. Bo inaczej będziesz w kółko powtarzał te same błędy. Bitwa oczywiście została wygrana, ponieważ Engra pozwoliła chłopakom ogarnąć plan. No i dlatego, że to były bardzo niekompetentne podmieńce. I to akurat spoko, że Engra jest alikornem, księżniczką i ma potężną magię ma swoje słabości. Jak chociażby nie umie w strategię, ale zdaje sobie z tego sprawę. Czy jest beznadziejna w magii pod względem techniki, ale dotarło do niej, że musi nadrobić braki. To spoko droga dla niej jako postaci, ale wciąż, tej drodze brakuje przedstawienia. O naszych bohaterach wiemy na tym etapie za mało. Swoją drogą - nasi Janusze strategii chyba musieli zakulisowo podlevelować, skoro ten plan wypalił Rozdział VIII ma 3 strony i zastanawiam się dlaczego tak mało. Znowu dostajemy Grogara, który wyruszył do Ula podmieńców i... Stop, chwileczkę! Podmieńcowo to martwe pustkowie, a tymczasem w obozach podmieńców można znaleźć mnóstwo żarcia w sam raz dla kucyków. Skoro podmieńce muszą spożywać normalne pokarmy, to skąd je biorą na martwym pustkowiu? I czemu w sumie tak radośnie mordują kuce w otwartej wojnie? Jeśli żrą miłość, to tak się bardzo łatwo zagłodzą. Jeśli potrzebują kuców do uprawy kartofli, to też zdechną z głodu. Domagam się rozwiązania tej zagadki. Te 3 strony zmieściły parę miesięcy błąkania się Grogara po korytarzach Ulu. I jego rozmowę z królową. I bardzo głupie podmieńce, które nie ogarnęły, że nie jest jednym z nich. Aż dziwne, że nikt wcześniej tam nie wlazł i nie zabił królowej, skoro to takie proste. A zapowiadało się nieźle. Pytanie też - do czego Grogarowi ten sojusz i czemu uznał, że jeśli królowa się nie zgodzi, to musi ją zabić. Skoro podmieńce i tak go nie posłuchają. I czemu to, u licha, mieści się na 3 stronach?! Chociaż tu nawet były jakieś opisy i klimat, a w tym fanfiku zazwyczaj tego nie ma. W ogóle opowiadanie zaorało dla mnie kilka rzeczy: 1. Gigantyczny niedobór opisów, powodujący, że ciężko tu uświadczyć jakiegoś klimatu i w ogóle sobie wyobrazić ten świat. A te które są pojawiają się na ogół w postaci brzydkiego monobloku. Jakie mają te zbroje? Jaką architekturę? Jakie lasy, co ich otacza? Jakie kwiaty rosły na polanie? Jak wyglądał brzeg rzeki? Zapachy, dźwięki, smaki... Przefiltrowane lub nie przez uczucia poszczególnych postaci. Daj nam ten świat, namaluj jego makietę. 2. Światotworzenie jest szczątkowe i w tym wypadku to nie zdaje egzaminu. Jest Equestria i jakieś inne państwa, których nazw i kultur nigdy nie poznamy. Po co i o co ta wojna poznajemy po 7 rozdziałach, choć nie jest to żadna tajemnica. Ale czemu to Equestria w niej walczy, nie wiem. Czemu gryfy mają wywalone, że pod ich murami toczy się wojna, a ktoś pali im pola? Światy to zespół naczyń połączonych. Jedna rzecz zależy od drugiej. Bez tej sieci nie ma autentyczności, jest wrażenie oglądania tapety w Windowsie. Mamy wojnę, musimy znać jako tako sytuację geopolityczną. Bez tego się nie da. I o co chodzi z tymi zabitymi księżniczkami? Czemu klacz w wojsku to taki problem, skoro Engra była uczona walki mieczem? I chyba nawet w turniejach startowała. I została alikornem, bo pokonała jakichś zbójców? Czemu to nie jest wyjaśnione, gdzie tło, gdzie kontekst? Jakie to są realia? Jaką te kuce mają kulturę? Gdzie ten świat, do którego ma się odnieść czytelnik? Tu nie ma tła. 3. Wstawki komediowe, które tu zupełnie nie pasują. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Żarty muszą być dostosowane do klimatu i realiów świata przedstawionego, tu nie są. 4. Swego rodzaju infantylizm bohaterów - to kuce z czasów starożytnej Equestrii, a nie XXI wieku. One urodziły i wychowały się w tych realiach, nie mogą myśleć jak współczesne czternastolatki, które przeżywają szok, bo zobaczyły trupy. 5. Wszechobecne błędy, brak riserczu i brak logiki. To wytrąca z czytania, bardzo. 6. Tempo i konstrukcja akcji. Pomijasz ważne rzeczy, ucinasz wątki, nie dajesz podbudowy pod plot twisty. Ani czasu na rozwój postaci. Do tego nasz Pan i Władca - imperatyw narracyjny. Mimo wszystko, jest w tym potencjał. Nasz kwartet ma potencjał na spoko ekipę, która się rozwija, ale musi dostać czas na ten rozwój. A my musimy dowiadywać się o nich więcej. I to powinno się stać na przestrzeni tych 8 rozdziałów. Niekoniecznie wszystkich, ale przynajmniej niektórych. Jeśli chcesz pisać poważnego fika o wojnie, wywal [comedy]. I nie rób z bohaterów aż takich debili. Jeśli chodzi o fabułę, to zapoznałabym czytelnika z powodem tej wojny i o co w niej chodzi już na samym początku. Przedstawiła świat i sytuację polityczną. Może Equestria walczy, a reszta się wypina i wysłała ochłapy? Hurricane nie chce by Engra tam szła, bo wie, że to walka o straconą sprawę. Ale Engra jest idealistką i to do niej nie dociera. Spice'a nie lubił jego dowódca, Eston chciałby zginąć z honorem. Może nawet było ich więcej, ale reszta zdezerterowała? Wylałabym te gryfy, zmniejszyła liczebność uratowanych kuców i oddziału podmieńców. Dodała politykę w armii i zmieniła rozkład sił na nieco bardziej wyrównany... Może z tego wyjść spoko fik wojenny. Kiedyś Ale póki co wiele przed Tobą. Myśl co piszesz, ogarnij chaos i znajdź prereaderów i korektorów. Poćwicz opisy i poszukaj prereaderów oraz korektorów, zastanów się nad tym, co ważne. Liczę, że za dwa lata zobaczę remake i że będzie dobry. Cahan I Jadowita, Prawowita Królowa Fanfików, Inkwizytorka Działu Opowiadań
    3 points
  2. Uwaga, uwaga! Panie i panowie, Kuce i klacze. Z pewnością niektórzy z was zauważyli już zmiany które powoli wkraczają na nasze forum. Tych zmian będzie więcej. Administracja postanowiła, iż nasze forum musi się odrobinkę zmienić. W tym celu stworzymy więcej działów tematycznych. Kuce były i wciąż będą naszym priorytetem, ale przebudowa ma na celu dać innym fandomom miejsce gdzie będą mogli się dzielić między innymi opowiadaniami. To na razie jedna z wielu zaplanowanych zmian. Zawczasu uspokajając - nie, adres forum jak i nazwa się nie zmieni. To wciąż jest MLPPolska. A z ogłoszeń drobnych - byłeś opiekunem i/lub modem? Avatarem albo Regentem? Daj znać mi na PW - tworzymy coś na kształt sali chwał - gdzie upamiętnimy osoby które to miejsce postawiły. Na razie to tyle, ustawcie sobie obserwowanie kanału by nie pominęły was żadne istotne informacje.
    3 points
  3. Nadszedł czas na rozrachunek Koła Historii Władcy Wiatru od pierwszej do ostatniej sceny jest istnym majstersztykiem. Mimo, iż jest integralną częścią serii, z powodzeniem da sobie radę jako tekst samodzielny. Zwycięzca konkursu "Czarna Śmierć 2020" Zaznaczę tylko, że w tym samym konkursie, mój najlepszy tekst "Czerwona Wstęga" wylądował na drugim miejscu z kolosalną 9 punktową różnicą. Standardowo zaczniemy od skróconej fabuły. Drużyna kuców zmierza do ówczesnej stolicy Equestrii, Everfree. W drodze zostaje napadnięta przez zbójców. Na pomoc przychodzi tajemniczy kuc w masce. Po pojedynku, z drużyny ostał się tylko jeden kuc, który postanawia ruszyć dalej wraz z nowym towarzyszem. Reszty nie spoileruje, przeczytajcie sami. Naprawdę warto. A teraz spojlery i przemyślenia. Gdy drużyna Barona Luco została zaatakowana i niemal doszczętnie wybita przez wrogów, pojawiła się scena, gdzie przy dobrym akompaniamencie muzycznym, nie jeden widz narobiłby w nachy. Wrogowie zabiją kuce jeden po drugim podczas mroku nocy, gdy do ich nozdrzy dolatuje zapach zgnilizny, a uszy wypełnia dźwięk dzwoneczka. Wkrótce widzimy jednorożca w masce, odzianego w szmaty z wyciągniętym mieczem, który dokonuje masakry na oprawcach. Serio, ta jedna scena jest zarazem piękna i mroczna. Motyw ten pasowałby do najmroczniejszych horrorów psychologicznych. Film z taką sceną na pewno zyskałby jakąś nagrodę. Okazuje się, że Baron Luco przeżył i został uratowany przez tajemniczego kuca, który później przedstawił się imieniem Lazar (Ciekawe nawiązanie do Biblijnej opowieści o Łazarzu ;)) Luco był pokiereszowany i nie był w stanie stanąć w szranki w Turnieju Rycerskim. Na sekundanta nie miał co liczyć, gdyż ten poległ w walce ze zbójami. Baron miał za to łeb do kombinatorki i zaproponował Lazarowi udział w turnieju. Ten zgodził się, ale jest jeden szczegół, Lazar jest w zaawansowanym stadium choroby jaką jest trąd. Już w początkowych scenach możemy zobaczyć z jakim obrzydzeniem traktują go mieszkańcy wsi i jaki ból sprawia choroba. Razem ruszają do miasta Everfree, gdzie nie było jeszcze zamku dwóch Sióstr. Wszak to czasy zamierzchłe. Gdy docierają do bram miasta Luco udaje się do swojego ziomka (mówimy tu o czasach gdy to słowo jest powszechne i adekwatne) zostawiając Lazara w rynsztoku poza murami miasta. What the hay? Baron odwiedził Amasadora Ligurii imieniem Ugo, ale zamiast niego w drzwiach pojawiła się Pinkie Pie z krwi i kości... A w zasadzie wesoła klaczka, która jest jest kalką 1:1. Mogę tylko wnioskować, że ta klaczka imieniem Rosa Torto jest pra przodkinią Pinkie Pie. Baron i kupiec kombinują jak przemycić trędowatego na turniej (niby mówią franczyzną, ale czuć polskie kombinatorstwo ;)), w tym samym czasie Rosa upewnia się, że Lazar posili się przed turniejem. W końcu nastał dzień Turnieju. Na trybunach pojawiła się arystokracja z różnych części Dominium Nieśmiertelnych (Więcej o tym w rozdziałach l-VIII) w tym sama Księżniczka Celestia. Lazar w przebraniu i po odpowiednich środkach maskujących, wygrywa potyczkę otwierającą turniej. Wraz z kolejnymi wygranymi ( Polecam te opisy. Dosłownie można je zobaczyć przed oczami) powstaje coraz więcej plotek o tajemniczym Lazarze. Przed samym ćwierćfinałem widownia wytypowała już trzech potencjalnych zwycięzców, Japeza Platinium(z tych Platinium od Rarity?), Vanię i Irę Auranti, który każdego ze swoich przeciwników powalał w pierwszej lub drugiej minucie walki. Ten ostatni jest tematem następnego wątku. Zacznijmy od tego, iż społeczność Discorowa robi maślane oczy, gdy tylko temat dotyczy Iry. Ira na wspomnianym komunikatorze jest wspominany tak często gęsto, iż jedyny temat, który występuje częściej to biczowanie Ghatora za Obsydiankę. Ale wracając do fika... Gdy nadszedł czas ćwierćfinału, Lazar stanął w szranki z gigantycznym kucem ziemnym, który dysponuje magią Irą Auranti. Walka była zaciekła i kolejne miecze zamieniały się w drzazgi. Wtedy walka została przerwana. Adiutant zauważył krew wyciekającą z nosa kuca ziemnego. Wszak panowała zasada, iż krew nie może zbrukać areny. Adiutant postanowił sprawdzić też noś Lazara. Po krótkiej rozmowie przerażony Adiutant oznajmia Celestii, że Lazar jest trędowaty. Wśród niebiesko krwistej arystokracja wybuchła panika i oburzenie. Wszak przyprowadzenie Trędowatego na tak szczytną ceremonię, mogło wywołać pandemię na całym Dominium Dwóch Sióstr, a nawet dalej. Baron Luco oznajmił, iż wiedział i chorobie swojego sekundanta i wyjawił też jego prawdziwe imię i pochodzenie. Trędowaty wojownik nazywał się Lazur Platinium i był bliźniaczym bratem zawodnika Japeza Platinium. Podczas gdy na trybunach zgiełk się zagęszczać, Ira, niczym wnerwiona Luna, przywołał wszystkich (z Celestią włącznie) przywołał do porządku, wygłaszając mowę, iż każdy, kto jest w stanie stanąć w szranki z Irą, jest godny Turnieju. Celestia zdecydowała, iż Lazur może kontynuować walkę i bitwa została wznowiona. Lazur wygrał męczący pojedynek tylko dlatego, że Ira popełnił błąd, łamiąc ostatnie ostrze. Bardzo mi się podoba okrzyk wojenny Iry, rodem wyciągnięty z finałowej bitwy pierwszego Kung Fu Pandy Pasuje tu idealnie. Kolejny pojedynek Lazara zapewnił nam rozstrzygnięcie sporu między terytorium Ligurii (pod tym sztandarem walczył Lazur) a terytorium Altiny. Zaś ostatni pojedynek i zarazem walka finałowa to starcie dwóch braci Platinum. Obaj padli, lecz zwycięstwo przypisali Japezowi i tu kolejne zaskoczenie. Japez też cierpi z powodu trądu, ale w znacznie mniejszym stopniu. No właśnie... Turniej to nie wszystko. Podczas walk, doświadczamy też wylewu żółci seniora Platinum i szczegółowo poznajemy historię jego synów. Okazuje się, że Lazur był prawowitym dziedzicem Platinum, lecz z powodu choroby został odesłany do umieralni i stał się martwy dla świata. Okazuje się, że w ucieczce pomógł mu Japez (czy to połączenie słów Jaspis i Topaz?) Lazur powraca do świata żywych za sprawą Barona Lugurii. Tu też konkluzja co do imienia Lazar(Łazarz po naszemu) Verlax doskonale poruszył tu wątek choroby i wpływu zachowań kuców na jej przebieg Lazar odrzucany przez społeczeństwo był chodzącym trupem, podczas gdy Japez ukrywał chorobę i otrzymywał pełną pomoc medyczną od Gryfa. W tym drugim przypadku choroba doskwiera o wiele łagodniej. Niestety w naszym świecie dzieje się tak samo. Ludzie chorzy często są odrzucani przez społeczeństwo i ich stan się pogarsza, a oni marzą o spotkaniu ze śmiercią. A powinniśmy dbać o takich ludzi i dać im szansę na życie na łonie społeczeństwa. Świat będzie wtedy trochę mniej ponury. Kreacja Postaci. Zacznę od Rosy Toret. Fakt, iż wyglądem I zachowaniem przypomina Pinkie Pie nie jest przypadkowy. Pozwala to na dodanie wątku komediowego i daję odrobinę radości na tle szarego społeczeństwa. Baron Luca. Tutaj widać ewolucję postaci. Zaczynamy od gościa, który za wszelką cenę chce pokonać reprezenta Altiny. W miarę upływu czasu coraz bardziej przekonuje się do Lazara i w końcu mimo jego choroby nie wstydzi się go przytulić. Senior Rodu Platinum. Nie mogę o nim powiedzieć dobrego słowa. Kłamliwa gnida i tyle. Wszędzie widzi spiski przeciwko sobie i każe synowi grać nieczysto. Dowiadujemy się, że nakazał Japezowi zabicie Lazara w finałowej walce, ten jednak odmówił. Japez i Lazur. Bliźnięta, którzy zostali rozdzieleni, lecz mimo to nie zapomnieli o sobie nawzajem i mimo rozłąki łączyła ich pewna niewytłumaczalna więź emocjonalna. Celestia. Generalnie nie wtrącała się do walk, gdyż nie chciała bezpośrednio wpływać na ich przebieg. Ale na miłość boską, wykryła, że Japez użył zakazanych technik i mimo to nie zdyskwalifikowała go. Z tego samego powodu nie zdyskwalifikowała Lazara. Cieszy fakt, że odpowiednio ukarała seniora Platinium za nieczystą grę i ukrywanie choroby Japeza. Czyżby Celestia nie zacytowała czasem Aslana z książki Pana Lewisa? Ira Auranti. Wszystko, co o nim słyszałem przed lekturą okazało się prawdą. Chad nad chady z honorową postawą. Błędy, jeśli nawet jakieś były, człowiek tak skupia się na historii, że nawet nie jest w stanie ich dostrzec. Ogólnie opowiadanie czyta się z zapartym tchem. Można wręcz zobaczyć sceny przed własnymi oczyma i można usłyszeć treści wypowiadane przez bohaterów. Można zatopić się w licznych intrygach i sporach. Jest to jednoczesne odwzorowanie zachowań ludzkich, jakie możemy spotkać w naszym świecie Można też odnaleźć morał w tej historii. Nie należy odrzucać nikogo, gdyż każdy z nas jest częścią Wielkiego Planu. Dla mnie jest to najlepsze polskie opowiadanie fandomowe jakie tylko miałem okazję przeczytać. Emocje jakie wywołała lektura, towarzyszą mi po dziś dzień. Fakt, iż mogę napisać Spin off do tego dzieła, jest dla mnie zaszczytem. Ogólna ocena Zacne/10
    2 points
  4. Okej, jedziemy z maratonem KPE. Ponownie przeczytałam Prolog by zobaczyć, czy coś się zmieniło, czy nie. Nie zmieniło się, więc podtrzymuję moją opinię. Rozdział II ma zaledwie 3 strony (i nie jest tym Rozdziałem 1, którym był kiedyś, czyż nie?), podczas których nasi bohaterowie się lepiej poznają, rozmawiają, piją piwo i zjedli swoje niekończące się zapasy. Opisów tu za bardzo brak, po prostu zjedli te zapasy, czymkolwiek były. Serio, brakuje dokładniejszych opisów niektórych prozaicznych czynności czy otoczenia, przez większość czasu bohaterowie zawieszeni są w próżni i ciężko mi stwierdzić, co właściwie ich otacza. Nie, źle dobrałam słowa - w ogóle nie jestem w stanie stwierdzić, co ich otacza, a to by się bardzo przydało. Rzeźba terenu, roślinność, zapachy i odgłosy przyrody czy nawet ich brak. Już przez to te 3 strony ciągnęły się jakby było ich trzydzieści, bo po prostu nie ma klimatu. Żadnego. Ale dobrze, nasi bohaterowie gadają i dostajemy retrospekcję naszego ziggarożca. Cóż mogę powiedzieć? Dialogi są dość infantylne, a do tego wynikają z nich ciekawe rzeczy. Jak chociażby wiek kuców, które normalnie walczą w armii. Zdziwiło mnie, że Engra jest młoda jak na front w wieku dwudziestu jeden lat. Nie wiem kiedy oni tam osiągają pełnoletność, ale dwadzieścia jeden lat brzmi jak dobry wiek na walkę na froncie w zasadzie każdej armii świata. Nawet współcześnie, kiedy dzieciństwo mocno się wydłużyło w stosunku do tego jak to wyglądało wieki temu. Mówiąc dosadnie - w średniowieczu nawet dwunastolatek mógł być uznany za dorosłego. Nie zawsze i nie wszędzie, i raczej patrzono na niego jak na młokosa, ale nie jak na dziecko. Ogółem, to co dzisiaj postrzegamy jako "dzieciństwo" jest nowym wynalazkiem, więc nawet jakby Engra miała te dwanaście lat... To nikt by tego nie rzucił w ten sposób. Chyba że jakiś stary i doświadczony żołnierz. Swoją drogą - jak do tego doszło, że zasugerował jej, że ma dwanaście lat? Podczas gdy w prologu się ślinili do jej nagiego ciała? Ironia ironią, ale... to "prawdopodobnie jesteśmy starsi od ciebie"? Skąd? W ogóle przydałoby się robić jakiś mały risercz historyczny. Nie zrozum mnie źle, fantasy to nie rekonstrukcja, ale jednak takie rzeczy się przydają do budowy świata i klimatu. Szczególnie jeśli chce się temu nadać pewną głębię, a nie spłycać skomplikowane kwestie społeczne do poziomu Hollywood. Poza tym dobra stylizacja mocno wzbogaca powieści stylizowane na jakieś pseudośredniowiecze czy inne pseudohistoryczne realia. Dodaje im wiarygodności, zwiększa immersję czytelnika. Poza tym zastanawia mnie skąd oni jeszcze mają piwo. Znaczy - jeśli je zabrali, to powinni wypić je wcześniej. Szczególnie, że targanie ze sobą piwa i kufli na długą, pieszą wędrówkę nie jest zbyt praktyczne. Chyba że piją historyczny sikacz zamiast wody - kiedyś często pijano rozwodnione alkohole zamiast wody w obawie przed zatruciami. Wędrują wiele dni, Engra do tego nosi zbroję i tonę różnych gratów. Minimalizacja ilości sprzętu wydaje się tu bardziej praktyczna, szczególnie, że piwo można pić bezpośrednio z bukłaka. Ale znowu - ile oni wzięli tych płynów, że jeszcze mają piwo, a nie muszą szukać wody? Also: Creepy. No i retrospekcja ziggarożca, która mówi sporo. Wygląda na to, że państwo, w którego armii służy i ćwiczy sprzymierzyło się z Equestrią i wysyła im żołnierzy do garnizonów. Okej, nie brzmi to zbyt przekonująco, ale jego dowódca nie musi im mówić wszystkiego, szczególnie, że sam też jest pewnie nieświadomym pionkiem. Tylko dlaczego wysyłają im pojedynczych żołnierzy? Nie ma to znaczenia w kwestii faktycznej pomocy, zatem pozostaje wysłanie ich "by było, że wysłaliśmy i niech spadają na drzewo", ale w takim razie, po co wysyłać własne elity? Takich rzeczy się nie robi! Wtedy wysyła się odpady, których chce się samemu pozbyć. Znaczy, elity, najlepszych rekrutów. Czy oni się w tym garnizonie jeszcze łapią na bycie rekrutami, bo raczej nie powinni już nimi być. Nie mówiąc o tym, że wysyłają swoich elitarnych rekrutów, by ci zostali rekrutami innej armii. Poza tym, dziwny ten trening - ciągle bieganie i bieganie, brzmi jak parodia współczesnego traktowania rekrutów w armii. I tak bardzo nie pasuje do realiów KPE i tego, że on w tym garnizonie siedzi od dawna. Nauczyli go wszystkiego od magii, o szermierce nie ma pojęcia. Czemu? Nie wiem, bo napisano to tak jakby powinien mieć pojęcie, więc powinni go nauczyć, ale on nie chciał czy coś. Do tego dochodzi bardzo współczesny język, procenty i wyrażenia, które mogłaby powiedzieć Rainbow Dash na treningu Wonderbolts, ale raczej nie starożytny kucyk. A i jeszcze jedna uwaga do tego rozdziału kucÓW. Rozdział II jest pod pewnymi względami lepszy, a pod innymi gorszy od poprzedników. Jest o tyle lepszy, że w końcu pojawiły się opisy i bohaterowie nie lewitują już w pustce. I okej, te opisy nie są piękne, są pełne powtórzeń, źle dobranych słów, zbędnych słów, niezręczności i błędów, ale hej... Uważam, że to niezły start. To już coś, co można szlifować i nad czym pracować. Ale na miłość Bogini, znajdź sobie korektę. A jak napiszesz cokolwiek, to daj temu odpocząć przez jakieś 2 miesiące, a potem to przeczytaj i sprawdź, czy zdania mają sens. Bo nierzadko nie mają. Interakcje między postaciami również wypadają już lepiej, bardziej swobodnie i naturalnie, a choć bohaterowie nie zyskali mojej sympatii, to przynajmniej widzę więcej sensu w ich zachowaniu, zwłaszcza w przypadku Engry, którą widzę jako istotę zacietrzewioną, niezbyt mądrą i przekonaną o pegaziej wielkości. Ale jej spojrzenie na rogi i magię jest dość interesujące, do tego wychodzi to, że jest rozpieszczoną lalunią, której wiele rzeczy w życiu się wydawało. Nie traktuj tego jako wady, uważam, że niesympatyczne (celowo) postaci nie są złe. A taka postawa poniekąd pasuje do córki pegaziego dowódcy. Ale dobra, dostaliśmy kilka różnych wątków. To pan kartofel pisze poezję prosto z XXI wieku (serio ten wiersz pasuje do realiów jak kwiatek do kożucha) i ma notes w taniej, oprawionej w len okładce. Ciekawe jest to, że on w ogóle umie czytać i pisać. Mają tam szkoły dla wszystkich czy pochodzi z dość bogatej rodziny? To Engra uczy pana kartofla walki mieczem. Swoją drogą, nie podoba mi się ten system i nie ma on w ogóle sensu, ale kuce z mieczami generalnie nie mają sensu. Zabawne, że trzymają RĘKOjeści w pyskach. I w ogóle tak to nazywają. Ogółem, widać, że o szermierce nie masz pojęcia, ale sama interakcja bohaterów na plus. Mamy też pegaza, który jest podmieńcem, który w Prologu zdał test na nie-bycie podmieńcem. I jest zdrajcą podmieńcowej rasy, więc chyba jednak Wild był nim od początku, a Ty albo o tym zapomniałeś, albo masz na to jakieś plot twistowe rozwiązanie. Ale tego, kupuje żarcie, którym na pewno się nie najedzą, chyba że te kucyki są wielkości przeciętnego psa. I szkoli przyszłego gryfiego króla, najwyraźniej. No i morduje innego podmieńca. Tymczasem nasz jednorożec bawi się w małego alchemika, bo chemią tego nie nazwę. I zmusza Engrę do używania magii - to na plus, swoją drogą, czemu ona po prostu go nie olała i sama nie poleciała do tego obozu? Rozumiem, że nie chce się zwierzać kolesiowi, którego ledwie zna, ale ona zachowuje się jak edgy nastolatka. Swoją drogą - coraz bardziej zastanawia mnie lore tego świata. Jedyną nazwą państwa jaka pada jest Equestria. A poza tym są jakieś inne kraje, z których pochodzi nasza drużyna. I są gryfy, które mają na pewno to miasto. Na tym etapie naprawdę przydałby się już lepszy zarys świata, więcej nazw i wyjaśnień. Bo ja nie wiem czemu wszystkich nie-Equestrian tak obchodzi dobro Equestrii. Serio, z jakiej racji? Do tego dochodzi kwestia tego, że podłoże parzy im kopyta. Nie ma to za wiele sensu, skoro w tym świecie dość często nosi się podkowy. Przypominam, że proces zakładania podków przebiega na gorąco i zakłada wbijanie w kopyto gwoździ. Konia to nie boli, bo kopyto to paznokieć, keratyna. Tak jak włosy nie mogą piec, bo nie żyją. Jeśli Twoje kuce nie mają twardych, prawdziwych kopyt, to nie mogą nosić podków. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Ale dobra, lecimy dalej. Rozdział III przyniósł nam zmianę miejsca i bohaterów. Na Grogara i tajemniczego jednorożca, co było niespodziewane, ale za to czytało się te 3 strony o wiele lepiej niż całą resztę fanfika (dotychczas). Opisy są lepsze, dialogi są lepsze... Bardziej dojrzałe i głębokie. Ba, jest nawet ciekawy kontrast pomiędzy zachowaniem tajemniczego jednorożca a powagą sytuacji. Są rzeczy, które mnie zastanawiają - jak choćby to zdjęcie. Kiedy to się wydarzyło? I w jaki sposób jest powiązane z całą resztą opowiadania? Póki co szykuję się do przeczytania rozdziału VI i jeszcze nie znalazłam odpowiedzi na to pytanie. W każdym razie - lubię ten rozdział, przede wszystkim za dialogi. Nie musiałeś tu dopisywać zbędnych rzeczy czy wyjaśniać banałów, bo wszystko z nich wybrzmiało. Po prostu. Do tego jest dobrze zachowany balans pomiędzy tajemnicą, a oczywistością. To było naprawdę dobre. No i sama kwestia kreacji postaci. Grograr jest oczywiście zły, jednorożec też, a jednak ten pierwszy się tego wypiera. I to jest świetne. Większość zbrodniarzy zrobi wszystko by usprawiedliwić swe czyny i wmówić samym sobie, że postąpili słusznie i "tak trzeba". Czy doskonałe? Nie, oj nie. Opisy nieco cierpią doborem niektórych słów, sądzę też, że odrobina rozwinięcia by im nie zaszkodziła. Do tego dochodzą rzeczy, które nazywam mikrogłupotkami. Czyli pojedyncze zdania, które nie mają sensu. Jak chociażby fragment o wspaniałości tej herbaty i porównanie, że jakby była zrobiona z chmur i magii, a nie jakiegoś naparu. Jestem niemal pewna, że z chmur i magii to powstałby najwyżej wrzątek. Albo fragment o kościach przysadkowych pegaza wyrwanych wraz z kręgosłupem - Nie wiem czym są kości przysadkowe pegaza (choć ta nazwa mnie drażni ze względu na istnienie czegoś takiego jak przysadka mózgowa), ale jak wygląda proces wyrywania ich z kręgosłupem, no po prostu jak :D? Do tego nieco bardziej zwróciłam uwagę na formę, która z jednej strony nie jest najlepsza, ale nie jest też najgorsza. Jest w normie jak na debiut i brak ostrej korekty. Ale z rzeczy, nad którymi nieco bardziej się poznęcam - widać pewne błędy w zapisie dialogowym, poprawiłam je w docsie. Zobaczymy co przyniesie najnowszy rozdział, ale obawiam się, że przydałoby się powtórzyć zasady zapisu dialogowego. Dodałabym też numerację stron w każdym rozdziale, to się przydaje. No i nie robiłabym odstępów pomiędzy akapitami przy pomocy entera. Zamiast tego obok "wyrównaj" jest "odstępy między wierszami i akapitami", tam znajdziesz "dodaj odstęp po akapicie". W tym rozdziale wcięło też justowanie, nie wiem czemu, w poprzednim jest, podobnie jak w kolejnym. Rozdział IV jest już dłuższy i, niestety, gorszy. Mikrogłupotek i bezsensownych zdań znalazło się tu sporo. Na początku mamy walkę kartofla o obóz z patykowilkami. Została opisana w taki sposób, że ciężko tu określić, co się właściwie stało. Ale bardziej zastanawia mnie... Po co ona tu w ogóle jest? Bo serio, nic nie wnosi, atak nie ma żadnych poważnych konsekwencji, ani nie rozwija postaci. Do tego w tym samym (krótkim) rozdziale mamy inną walkę. Ważniejszą. Ta po prostu sobie jest i jest, nie będę tego ukrywać, dość nudna i irytująca. Zacznijmy od tego, że Eston jest przyszłym żołnierzem i idzie na wojnę. Jeśli mówił prawdę, to nawet był w jakimś garnizonie kucyków ziemskich i powinien przejść jakieś minimalne szkolenie. Ma broń, ma zbroję. Umiejętności bojowych nie za bardzo. Wciąż, trudno go nazwać bezbronnym. A on nadstawia szyję na atak, by zabito go szybko i przypadkowo nadziewa wilka. Nie ucieka (nie byłoby to zbyt mądre, ale bardziej sensowne), nie krzyczy po pomoc, nie walczy. Kupiłabym jakby spanikował, zamarł w bezruchu czy zaczął machać na oślep, ale takie coś? Niekoniecznie. Ale cóż, Eston uratowany przez Wilda, jedziemy dalej. Nasi bohaterowie odkrywają inny obóz i zastanawiają się, czy swój czy wróg. Żeby to sprawdzić wymyślają plan, którego nie powstydziłby się największy Janusz strategii. Jeden z nich się podkradnie przez wrzosowisko, a reszta poczeka w lesie na rozwój wydarzeń. Jeśli to będzie wróg, to ten pierwszy zaatakuje, a reszta dołączy i dojedzie wroga od tyłu. Ja rozumiem, że bohaterowie nie muszą być najmądrzejsi, ale ich jest czwórka, a obóz okazał się naprawdę duży. Co za tym idzie - jeśli to był wróg, to jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby wycofanie się, a nie atak. Ochotnikiem przymusowym został Spice, bo reszta się wymigała. W sumie ich rozumiem, ten plan był głupi. Ale lepiej by było posłać kogoś ze skrzydłami, by mógł łatwiej uciec. Szczególnie, że po ciemku ciężko byłoby go ścigać. Tak, to był wróg. Dłubiące w nosach i drapiące się po tyłkach podmieńce . Ja chcę wiedzieć jak one dokonały tych czynności, to zagadka na miarę złotego pociągu, Atlantydy i położenia El Dorado. Co prawda Spice po szybkich obliczeniach doszedł do wniosku, że atakowanie wroga to jednak idiotyzm, to został wykryty. I się potoczyło. Podmieńców było... Nie wiem ile, szacował na jakieś 14-16, ale sądząc po rozdziale V, to chyba jednak więcej, skoro tyle z nich przeżyło, że powiązali całe grupki. W każdym razie - przeżyli, wygrali. Ale Eston został ranny, ranił go bardzo zręczny miecznik podmieńców, który zrobił mu sztych między żebra, choć Eston nosił zbroję, a miecznik był jeden i to miał zdobyczną broń, bo podmieńce korzystają z broni obuchowej, bo są tak okropne. I mają morgenszterny na łańcuchach (KIŚCIENIE!!!!). Dobra, zacznijmy od tego, że broń obuchowa nie służy do zadawania więcej bólu, tylko jest kontrą na zbroje przeciwko którym miecze sprawdzają się dość kiepsko. Poza tym jest prosta w użytku, a to kolejna zaleta. No, ale Eston umiera, nasz podmieniec go ratuje, bo na szczęście podmieńce trzymają apteczki, które oznaczają zielonym krzyżem, a Engra przeżywa kolejny kryzys - mogli zginąć i na wojnie się umiera. Broń służy do zabijania. Trochę mi się to gryzie, patrząc na całą jej historię - uczono ją walki, chowano ją do walki, rozgromiła jakiś napad zbójców, czyli widziała wcześniej prawdziwą walkę i z czym ona się wiąże. Wreszcie, Engra jest dorosła. Problem z jej refleksjami jest taki, że nie do końca odpowiadają temu jak ją wcześniej kreowałeś. Zrozumiałabym jakby przeżywała wstrząs, że było blisko, że nie było tak łatwo jak wtedy z tamtymi bandziorami i że na wojnie prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej. Że same umiejętności jej mogą nie uratować i że granica między życiem a śmiercią często zależy od przypadku. Za to niezbyt rozumiem nagłą niechęć do broni i zabijania jako takiego. Tam nie wydarzyło się nic niezwykłego jak na te realia. Rozumiem jakby tak zareagowała edgy młoda kobieta z XXI wieku, która nagle odkryła, że na wojnie się walczy, umiera i są ranni, ale Engra nie urwała się spod takiego klosza. Wygląda na to, że była szkolona również do tego i jej to odpowiadało. Dobra, ale co mi się podobało w tym rozdziale: wyjaśniło się czemu pan podmieniec nie został wykryty w Prologu. Zwracam honor, fajnie, że jest na to wyjaśnienie i fajnie, że zostało wprowadzone właśnie teraz. Nie za późno, nie za wcześnie. Właśnie wtedy, kiedy pojawiły się pytania. Dobry czas, dobre wyjaśnienie. Rozdział V kontynuuje wątek obozu podmieńców. Okazuje się, że w środku było 200 kokonów, z czego 30 zawierało żywe kuce, a reszta zwłoki. Po rozmowie z tymi, którzy przeżyli okazało się, że podmieńce zaatakowały 500 kucyków ziemskich. Jeden zmiennokształtny przybrał postać smoka i siał pogrom. I mam taką rozkminę - te podmieńce, które to zrobiły, to te same miernoty, które zebrały oklep od naszego kwartetu? Czemu tu nagle nie mogły sobie poradzić z czwórką kucysiów, z których żaden nie miał prawdziwego doświadczenia bojowego? I ile ich w końcu było? Na domiar złego wychodzi coś, nad czym zastanawiałam się już przy okazji rozdziału czwartego - czemu oni tak po prostu wiążą tyle tych podmieńców? Przecież to zaraz ucieknie, niech chociaż je poważnie poranią, zostawią ich max 3 sztuki i oka z nich nie spuszczają. No i czy one nie mogą się przemienić i uciec? Wychodzi na to, że... mogą. Ale tego nie zrobią, bo się kłócą i są głupie. I tu chyba najbardziej wychodzi to, że ten fanfik ma tag [comedy], który nijak nie pasuje do treści. Ujawnia się czasem w najmniej pasującym ku temu momencie. A samo opowiadanie siedzi okrakiem na płocie, nie mogąc się zdecydować, czy ma być poważnym fanfikiem, w którym wojna jest poważna i się na niej umiera, cierpi, nie ma w tym nic fajnego, czy czymś, co wygląda jak heheszki. Powiem szczerze - pierwszy kierunek przemawia do mnie bardziej w kontekście tego o czym piszesz. Opowiadanie nie musi być komedią i nie musi być lekkie, by było czasami zabawne. Ale niektóre żarty nie pasują i dobrze jest znaleźć pewien balans. Dowiadujemy się też dlaczego nasi bohaterowie walczą, bo Engra wygłasza o tym mowę. I dlaczego na wojnę wysłano tylko jakichś pojedynczych randomów. Wygląda mi to trochę tak jakbyś sam sobie uświadomił, że to fabularnie nie ma za wiele sensu i próbował to uzasadnić. Uzasadnienia nie kupuję, ale rozumiem. Za to sama Engra brzmi jakby mentalnie miała te 12 lat.
    2 points
  5. Zacznijmy od podziękowań za komentarze. A teraz odpowiadając: To jest dokładnie ten sam rozdział. Tylko z wyciętymi niepotrzebnymi scenami i próbą przyśpieszenia nadawania postacią charakteru (nie mam pojęcia czy wyszło, czy nie za bardzo) Um.... Masz tutaj rację i wypada mi się przyznać: Wtedy nawet nie pomyślałem o opisaniu tego. Oczywiście staram się reflektować i chyba mi idzie coraz lepiej. Więc im dalej w las powinno to lepiej wyglądać (chyba). Alikorny są uznawane za pełnoletnie w wieku stu lat (ponieważ to wtedy rozwija się u nich pełen potencjał magiczny. Teoretycznie zgodnie z moimi zasadami świata Luna i Celestia nie mogłyby wznosić słońca i księżyca bez osiągnięcia tego wieku. Zwyczajnie byłyby za słabe), kuce ziemskie w wieku dwunastu , jednorożce siedemnastu, a pegazy po pokonaniu silnego przeciwnika typu niedźwiedź w przypadku ogierów, a po osiągnięciu czternastu lat u klaczy. Wszystko z powodu różnic kulturowych (kuce nadal nie żyją w zintegrowanym społeczeństwie). Huh... W sumie racja... Moe to zwlaić na "długowieczność alikornów", ale to chyba cos co zwyczajnie uwaliłem. In progress od dłuższego czasu (książki historyczne wcale nie są takie złe, polecam). Tutaj istnieje problem którego wyjaśnienie jest trudne... Kultura jednorożców. Na razie tyle powiem (bo nadal to ogarniam... I mi nie idzie). Uwaga spoilery! A wiem, że Cahan miała by ochotę wiedzieć. To... Kości którymi przytwierdzone są skrzydła do ciała pegaza. Połączone z kręgosłupem, bo nie widzę innego miejsca, aby je umiejscowić. Wyrwanie ich z kręgosłupem jest problemem . Są połączone chrząstkami i trudno je utrzymać razem bez mięśni (i magii, ale to w sequelu) więc trzeba na żywca rozciąć grzbiet jednorożca i chwycić dokładnie tam gdzie się łączą... Podchodzi to pod gore, lub jak kto woli operację chirurgiczną (to też w planowanym sequelu). Ogólnie to będzie robione później, więc wtedy zobaczysz. Co do komentarza kolejnego rozdziału... Tak. Mogę się tylko kłaniać na klęczkach i błagać o przebaczenie. Postaram się go naprawić... Kiedyś. Problem jest w tym, że... Sam sie pogubiłem... Myślałem że ludzie to kupią, ale chyba się przeliczyłem. Teraz wiem, że powinienem wtedy usunąć ten i poprzedni rozdział i napisać je od początku. (Ale można uznać, że część oddziału podmieńców ruszyła wgłąb terenu wroga czy coś. Tak naciągane, ale zanim nie zacznę poprawiać tego po zkaończeniu nei ma sensu się nad tym rozwodzić. Jednak mam plan jak to naprawić i tak naprawię to). Trafiłaś w sedno (prawie, bo wcześniejszy spoiler nieco wyjaśnia, ale nawet z tym trochę mało tu sensu...) Aktualnie nieco to poprawiłem i sądzę, że nie wyczaruje tu magicznie spójnej w 100% fabuły, ale zamierzam to dopiąć jako tako. Bo projektu za nic nie porzucę! Tu był timelapse (może źle to zaznaczyłem?) Wracając i pomijając moje zmęczenie. Cahan ma rację. TO tu to tam. I powiem tak: nie podoba mi się, że ma rację, ale ma rację. Zresztą dziękuje za komentarze. Na koniec ogłoszenie: Fanfik nie nadaje się do czytania (znaczy nadaje, ale nie nadaje). Zawieszam wypuszczanie rozdziałów do sierpnia, póki nie zaszedłem za daleko wyłączam z użytku rozdziały od 4 do 7. Reszte zostawiam jak jest. Postaram się jak najszybciej odblokować rozdziały. Nie tak, że robię remake, tylko naprawiam dziury fabularne. Myślałem nad tym wcześniej, więc się za bardzo nie przejmujcie, ale komentarze Cahan przeważyły szalę. Widzimy się w czerwcu kiedy wznowie wypuszczanie serii. W końcu fabuła nie może umrzeć przed postaciami.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...