Nie mam nic przeciwko polskiemu dubbingowi. Jeśli jest lepszy lub równie dobry co angielski, to biorę polski (większość gier Sony, Coco, Ralph Demolka, W Głowie się nie mieści itd.). Niestety, ale ekipa Disney'a od seriali zawsze musi coś konkretnie spier*olić, a w przypadku Sowiego Domu przeszli samych siebie. No to po kolei.
1. Ułańska fantazja przy zbędnych tłumaczeniach:
- Hexide School to u nas Szkoła Czarum. Skąd ten pomysł? Dobrze, że nie tłumaczyli Harry'ego Pottera, bo zamiast Hogwart byłoby Wieprzum (hog = wieprz)
- Jestem przeciwko tłumaczeniu imion. Dlatego nie podoba mi się, że Willow to u nas Witka. Nazwisko Amity to u nas Plaga. Owszem, blight to plaga, ale to tylko jedno ze znaczeń.
2. Polskie głosy. Co prawda ich dobór, to kwestia gustu, ale w przypadku Collectora martwi mnie gra aktorska polskiego odpowiednika.
3. Cenzura - swego czasu ktoś tu stawał w obronie tłumaczy. Ponoć polski oddział dostał odcinki w złej kolejności i bla, bla bla... Sorry, ale nie kupuję tego. Słowo "girlfriend" ma dosłownie JEDNO tłumaczenie, i jest nim "dziewczyna" (a nie "przyjaciółka"). To trochę tak jakby przetłumaczyć "he had an orgasm" na "miał ubaw"
Tak w ogóle, to mam wrażenie, że polski oddział Disney'a traktuje dziecko jak debila, który nie jest w stanie powtórzyć "skomplikowanego" w ich mniemaniu wyrazu. Jak to jest, że w My Little Pony czy Psim Patrolu imiona pozostały bez zmian, a Disney robi z Willow, Witkę?