Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 02/14/21 we wszystkich miejscach

  1. Best command doesn't exi...
    1 point
  2. Najlepszego w dniu urodzin
    1 point
  3. Uff... Puff... Czuję się troszkę jak "Lokomotywa" z wiersza Tuwima. Nie jestem przyzwyczajona do tak długiej lektury. Tym bardziej: całość okazała się niesamowicie wciągająca, że przezwyciężyła moje słabości. Niemniej, ciągle mi głupio, że przeczytanie wszystkiego zajęło mi aż tak długo. Nie chciałam, żeby tak wyszło. A to jeszcze nie koniec przygody! Ha! Ale teraz będę już na bieżąco Ujmując całościowo: Przede wszystkim: myślę, że na przestrzeni całej serii KAŻDY znajdzie coś dla siebie. Jest obyczajówka, jest fantastyka, spokojne rozmowy, ale i walki. Trochę romansu, a trochę strategii. I to wszystko współgra ze sobą bardzo dobrze angażuje i nie pozwala ani na chwilę się znudzić. Styl jest świetny, a całość napisana bardzo dobrze, profesjonalnie wręcz. Czyta się gładko, żadnych dłużyzn, opisy są rozbudowane i bardzo dobrze wplecione. Bohaterowie są świetni i dobrze rozbudowani. Swoją drogą, nie wiem, w którym momencie - ale zdecydowanie zbyt późno - zorientowałam się, że każdy z głównych bohaterów jest innej rasy, to znaczy: kucyk ziemski, pegaz i jednorożec. To znaczy, nie to, żebym nie wiedziała, kto z bohaterów jest kim ( ) ale potencjał, jaki dała taka, a nie inna kreacja postaci odkryłam dopiero później. Aha - i bardzo interesuje mnie wątek Alberta. Wciągnęłam się, emocjonalnie również. To znaczy, jest co przeżywać Na pewien sposób, odpręża mnie to opowiadanie. Życzę dużo weny autorowi Polecam i oczekuję na następne części
    1 point
  4. Przeczytane "O szyby deszcz dzwoni". Za "Kresy" miałem zamiar zabrać się już dawno temu, ale zawsze coś stanęło na przeszkodzie. Tym razem dostałem dwa pierwsze opowiadania jako przydział i czas wymówek się skończył. Beware the spoilers! Albo i nie... Jestem pod wielkim wrażeniem. Zacznijmy od tego, iż wyjątkowo spodobało mi się umieszczenie akcji poza Equestrią. Fakt, iż Neighford jest na dodatek totalną dziurą tylko dodaje temu smaku. Sam wstęp, czyli dojście do władzy (części) rodziny Crusto i ogólny przegląd sytuacyjny miejsca akcji wciągnął mnie natychmiast. Poznałem też głównych bohaterów tego opowiadania i muszę powiedzieć, iż kreacje rozciągają się między bardzo dobrymi a mistrzowskimi. Do tych pierwszych zaliczyłbym Waltera, Glegię, Gleipnira, Fenrira i Henriettę. Każda z tych postaci jest interesująca na swój niepowtarzalny sposób. Jednocześnie udało się uniknąć powtarzania charakterów, każdy jest indywidualną jednostką, a wszelkie podobieństwa można z pełną satysfakcją złożyć na karb powiązań rodzinnych. Przy okazji dodam też, iż imiona młodego pokolenia to dla mnie jeden z najjaśniejszych punktów tego fanfika. Przyznaję, iż zastanawiam się czy nawiązanie do mitologii nordyckiej będzie głębsze i czy na przykład Glegia i Gleipnir "zwiążą" Fenrira? Z pewnością będę śledził losy tegoż nawiązania w dalszych opowiadaniach z serii. Przejdźmy teraz do kreacji mistrzowskiej czyli Alberta. Perfekcyjnie wykreowana postać, którą kocha się nienawidzić - pierwszym skojarzeniem z nim jest naturalnie Scrooge z Opowieści Wigilijnej. Może dalekim, ale jednak. Chyba nie było sceny w opowiadaniu, gdzie jego pojawienie się nie wzbudziłoby we mnie natychmiastowej i głębokiej antypatii. Może sobie do woli pierniczyć o ciężkich warunkach, dbaniu o miasto i przyszłość i pełnym stresów życiu. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, iż za jego zachowanie najchętniej widziałbym go powieszonego na rzeźnickim haku. Obawa przed oskarżeniem o nepotyzm, my ass, na to jak traktuje brata, a później także bratanka nie ma najmniejszego wyjaśnienia czy usprawiedliwienia. A że jeszcze rozciąga takie zachowania na żonę i dzieci? Może sobie do woli bulgotać o "ważniejszych powodach", jak dla mnie mimo swoich osiągnięć jest absolutną zakałą rodu Crusto i nie wiem co musiałoby się stać w kolejnych opowiadaniach bym zmienił o nim zdanie i pozbył się jednoznacznie negatywnego nastawienia. Nie mówiłem, że jest mistrzowsko wykreowany? Jeżeli chodzi o samą fabułę, to chociaż nie ma w niej przesadnych fajerwerków, to jest interesująca, przesiana retrospekcjami, zawiera w sobie jedną czy dwie tajemnice i daje mnóstwo nadziei na kontynuację i rozwinięcie masy wątków. Naprawdę solidna robota i to wykonana z pomysłem. Od razu przejdę też do światotworzenia, które również uważam za doskonałe. Opisy Neighford to coś wspaniałego - można bez trudu wyczuć wiszącą tam w powietrzu desperację i poczucie beznadziei. Do absolutnej perfekcji brakowało mi jedynie nieco szerszego wyjaśnienia tego czym na przykład zajmuje się Albert, pewnego uszczegółowienia i opisania jego interesów, może nawet większego zagłębienia się w proces tworzenia i działanie jego manufaktury - ale to już prywatna preferencja, od zawsze uwielbiam tego typu opisy (idealnym przykładem jest obsługa klientów sklepu Wokulskiego w "Lalce"). Podsumowując fanfik jest mniód-malina. Z przyjemnością przeczytam kolejne i dowiem się więcej o sadze rodu Crusto. PS: Materiały dodatkowe, mapa i chronologia są na najwyższym poziomie, coś wspaniałego. PPS: Mam też drugi fanfik z Kresów przydzielony, możliwe więc że będę edytował ten komentarz, by dodać wrażenia po nim, jeżeli nie upłyną 24 godziny Edit: To jeszcze do pierwszego fanfika - sposób w jaki Henrietta toleruje wyskoki męża stoi mi marchwią w gardle i belką w oku. Z jednej strony można zrozumieć mocno niekonfrontacyjne podejście, jednak z drugiej nie wydaje się ono najlepszym wyjściem. Mam nadzieję, iż w końcu, w jakieś sprawie porządnie ustawi go dupą do wiatru. Edit 2: No i nie wyszło przeczekanie 24 godzin, przeczytałem pierwszą część "Poznając nowy świat". Beware the spoilers! Albo i nie... (ponownie) Postanowiłem machnąć komentarz na gorąco, zaraz po skończeniu lektury. Tym razem dostałem sporo informacji o Gleipnirze i muszę powiedzieć, iż nie jest on moim faworytem do zostania ulubionym kucem serii. Oczywiście nie mam zastrzeżeń do samej kreacji postaci, to stoi nadal na bardzo wysokim poziomie, po prostu jakoś mi on nie leży. Nie zmienia to faktu iż z wielkim zaintersowaniem śledziłem najpierw jego próby pracy w kuźni, a następnie przemyślenia przed wyjazdem do Equestri i jestem bardzo ciekaw co z tego wyniknie. Mogę się założyć, iż jego wizja krainy mlekiem i miodem płynącej okaże się mrzonką i roztrzaska w interakcji z rzeczywistością. No, może nie cała, ale spore jej kawały z pewnością zostaną odłupane przez prozę życia. Zobaczmy. Z równie dużym zainteresowaniem śledziłem zmianę zachowania głównego antagonisty (w mojej ocenie) czyli Alberta. Wszystko wskazuje na to, iż nie jest zupełnie pozbawionym uczuć skurwykucem, ale póki co musi się jeszcze napracować by pozbyć się mojej antypatii - ta nadal jest w rozkwicie. Natomiast z wielką radością powitałem opisy prac w jego manufakturze, a także więcej szczegółów dotyczących prowadzonych interesów - to jest to co Dolary lubią najbardziej! Pod tym względem jestem całkowicie kontent. Henrietta tym razem nie wywarła na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia, chociaż trzeba przyznać, iż jej rola miała w fanfiku fundamentalne znaczenia - w końcu przekonała małżonka do wysłania syna do Equestrii. Jestem ciekaw jakich to rad udzieli mu w drugiej części opowiadania. Swoją drogą poruszę jeszcze jedną kwestię, jaką jest młody wiek Gleipnira. W pierwszej chwili uznałem, że są walnięci w czerep, żeby takiego smarkacza puszczać samopas, ale potem przyszło zastanowienie - w końcu na dobrą sprawę czasy wydają się przedindustrialne, o ile nie wręcz średniowieczne - przynajmniej w Cevalonii. Tak więc mamy tu do czynienia z typowym oddaniem dziecka do terminu - ba! W nawet dość zaawansowanym wieku jak na ucznia. Nadal moją ulubioną postacią pozostaje Glegia, mimo iż prawie jej w opowiadaniu nie ma. Nie wiem czemu, ale złotowłosa wydaje się absolutnie najsympatyczniejsza, a poza tym uważam, iż to właśnie ona, z całej swojej rodzinki, najpewniej stąpa po ziemi i ma najmądrzejszy łeb na karku. Z zaintrygowaniem czekam na jej kolejne przygody. To by było na tyle, zabieram się za drugą część i pewnie będzie kolejny edit Edit 3: Przeczytana druga część "Poznając nowy świat" Beware the spoilers!!! Albo i nie... (Papuga, ty już dobrze wiesz co...) Nie było opcji odczekania, fanfik wciągnął mnie tak, że musiałem od razu przeczytać drugą część. I się nie zawiodłem, oj jak ja się bardzo nie zawiodłem. Już sama podróż była ciekawa, ale to absolutnie nic w porównaniu do wrażeń Gleipnira po przybyciu do Fillydelphi. Opisanie tego jak odkrywa kolejne różnice kulturowe było idealne. Bardzo mi się spodobało, iż dotyczyło to absolutnie prozaicznych spraw, jak choćby innego jedzenia, innych zasad, czy wreszcie zupełnie innego poziomu opieki. Trochę zdziwiło mnie iż ot tak mógł otrzymać equestriańskie obywatelstwo, no ale to w końcu przyjazna kraina, więc może ma to głębszy sens. Nieco więcej konsternacji wzbudziła we mnie technologia występująca w Equestrii. O ile Cevalonia jak pisałem wcześniej wydaje mi się państwem/zbiorem państw przedindustrialnym, gdzie nawet zegarek jest sensacją, to Equestrię początkowo zaklasyfikowałem jako epokę quasi-wiktoriańską. Musiałem nieco zrewidować ten pogląd kiedy do akcji wszedł aparat Röntgena i teraz oceniam, jako że urządzenie jest powszechne, na odpowiednik pierwszych dwóch dekad XX wieku. Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, iż przemyślenia Gleipnira z pierwszego rozdziału nie zostały natychmiast brutalnie stłamszone. Equestria naprawdę okazała się krainą cudów. Przynajmniej na początku i w jego oczach. Nic więc dziwnego, iż z całych sił starał się wypaść we wszystkim jak najlepiej. Przyznam, iż obawiałem się, że będzie z niego jakiś geniusz co to testy wyśrubuje na maksymalny poziom i ogólnie uważany będzie za reinkarnację Merlina czy innego Starswirla. Tu na szczęście moje obawy okazały się nieuzasadnione, a egzaminy zdecydowanie młodemu nie poszły. I tu z kolei pięknie wychodzi jego charakter. Jakby na to nie patrzeć, Gleipnir, póki co wydaje się kucykiem słabym. Nic dziwnego patrząc na jego wcześniejsze losy, ciekaw jestem jednak jak sobie z tym w dłuższej perspektywie poradzi, szczególnie iż już natrafił w internacie na niechęć, podbudowaną klasycznym rasizmem. To może być naprawdę ciekawy wątek. No, ale zapewne więcej o tym się dowiem z kolejnych opowiadań. A przy okazji - zaczynam zauważać (dzięki podpowiedzi Verlaxa) nawiązania do Heroes of Might&Magic 3. Za to należy się dodatkowy bonus Podsumowując - póki co jest fenomenalnie i jeżeli seria utrzyma ten poziom, to widzę głos na [EPIC] w niedalekiej przyszłości.
    1 point
  5. Dobry, z tego co patrzę mój ostatni komentarz był w sierpniu. Nieco katastrofa, bo obiecałem sobie przeczytać kolejne opowiadania z Kresów dużo szybciej. Ostatecznie cieszę się, że w końcu nadgoniłem i na zakończenie tego felernego i katastrofalnego 2020 coś w końcu mogę o Kresach napisać. Przeczytałem "Samotny pegaz na rozdrożu" i pokrótce podzielę się doświadczeniami z lektury. (tak, będą tu spoilery) Generalnie, wydaję mi się, że dobrym angle'm do oceny tego opowiadania jest bezpośrednie porównanie go z fanfikiem, który fabularnie spełnia właściwie tę samą rolę: Ołowiany Gleipnir. Obydwa są w końcu z perspektywy narracji o tym samym - męski protagonista ma romans. Pewne rzeczy się nie zmieniają - na przykład to, że forma zdaje się być bezbłędna i nie wychwyciłem żadnych błędów w tekście. Poświęcasz sporo miejsca na dobre, detaliczne opisy, które nadają odpowiedniego klimatu dla reszty tekstu - chciałbym móc być tak samo cierpliwy przy pieczołowitym pisaniu zwykłych prostych opisów obiektów życia codziennego jak i otoczenia. Różnic między dwoma tekstami trochę jest, bardzo dużo zmienia fakt innych bohaterów o zupełnie innych charakterach jako naszym głównym protagoniście. Powiedziałbym, że "Samotny pegaz na rozdrożu" spodobał mi się dużo bardziej. Opowiadania typu "romans", zwłaszcza gdy pozbawione taga [Sad] mają tę nieprzyjemną wadę, że konkretnie ta kombinacja właściwie spoileruje nam od początku, że to opowiadanie będzie o romansie i na bank coś z tego będzie (związek, a nie po prostu, że będzie nieco randek a potem postacie dojdą do wniosku, że pal licho z tym). W tym kontekście, "Ołowiany Gleipnir" frustrował na dwa sposoby. Pierwszy taki, że "nasza para" ciągle się potykała o niezręczności co spowalniało progres romansu - co akurat jest zrozumiałe przy charakterach tej postaci i nawet mogę tego nie uznać za wadę. Natomiast cały fanfik jako taki był prawdopodobnie za długi i przez to męczył - bo wiesz od pierwszych stron, że romans będzie i będzie na bank z happy endem (brak tagu [Sad]), tylko niestety musisz przebić się przez X stron by do tego wreszcie się przebić. No i "Ołowiany Gleipnir" naprawdę się ciągnął. W tym kontekście "Samotny pegaz na rozdrożu" naprawdę był przeciągiem świeżego powietrza. Opowiadanie jest znacząco, znacząco krótsze, nie wprowadza żadnych wątków pobocznych (niespecjalnie są potrzebne) i chociaż w romansie są nadal potknięcia wynikające po prostu, well - z niezręczności, a może wręcz bardziej "jak szybko" ten romans postępuje, to ostatecznie progresja następuje znacząco, znacząco szybciej. Można by wysnuć krytykę, że wręcz za szybko - ale szczerze, romans w "Samotny pegaz..." wypadł moim zdaniem dalej naturalnie - jest normalne, że klacz po prostu się zakocha i że ostatecznie para się z tego zwiąże w mgnieniu oka. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że romans w "Samotny pegaz..." wypada wręcz bardziej naturalnie niż w "Ołowianym Gleipnirze" ponieważ w tym drugim było pełno różnych "warstwiących się przeszkód" do tego romansu i część z nich wypadała nieco sztucznie - zbyt steoretypowo dla innych dzieł kultury. Natomiast te dwie przeszkody dla romansu w "Samotny pegaz..." wypadają bardzo dobrze - są to świetne wybory: problem z pracą po udomowieniu się oraz zwyczajny brak pewności czy ten związek będzie rzeczywiście stały. Jeśli miałbym coś fabularnie do zarzucenia to fakt, że wątek pracy Fenrira po opuszczeniu pracy najemnika mógłby być rozszerzony nawet bardziej. Silkflake mogłaby rzucić propozycje czym właściwie Fenrir mógłby się zająć przykładowo. Są jeszcze dwie małe wady, które nie odebrały mi raczej przyjemności z czytania. Pierwsza z nich jest bardziej charakterystyczna dla całej serii - jestem dosyć skonfudowany jaki właściwie jest poziom technologii w świecie Kresów. Bo owszem, są pociągi, są prysznice (których nowoczesne wydanie to końcówka XIX wieku), ale jednocześnie dalej używane przez najemników są... kusze? Muszę przyznać, że dawało mi to nieco do myślenia. Druga rzecz tyczy się tych ważek. Uwielbienie do serii Heroes of Might and Magic (szczególnie trójki jak przypuszczam?) bije dalej mocno. Ale jednocześnie - i tu mnie znowu naprawdę mi dało do myślenia - w jaki sposób właściwie miałby Fenrir zabić ważkę nie będąc jednorożcem? W logice gry HoMM III to ma sens, ale jak się podejdzie do tego hiperlogicznie, to trafienie ważki z broni białej wydaje się rzeczą niemożebnie trudną, podobnie jak trafienie z kuszy. Zastanawiam się czy to w jaki sposób zacząłeś opowiadanie (ważki już nie żyją, nie opisałeś właściwie "jak" ważki są zabijane) nie jest celowy, bo trochę głupio to zmieścić w opisie i wymyśleć logiczne wyjaśnienie. Ogólnie jednak, zacząłem porównaniem do Ołowianego Gleipnira i też na nim skończę - "Samotny pegaz na rozdrożu" był naprawdę przyjemną lekturą i dużo przyjemniejszą od poprzedniego opowiadania romansowego w Kresach. W ogóle, w serii czuję póki co ewidentną tendencję wzrostową i naprawdę czyta się to bardzo dobrze. W kontekście nowego roku, liczę że w 2021 uda mi się bez problemowo nadgonić pozostałe fanfiki w Kresach i je zrecenzować. Powodzenia w dalszym pisaniu i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...