Avengers: Infinity War
Zawsze trochę pogardzałem tymi filmami o super-bohaterach. Uważałem je za sztampowe i nudne, gdzie ci dobrzy są super dobrzy a Ci źli są super źli, a i tak zawsze przegrają. Poza tym, panujący na te filmy olbrzymi bum i wylew nowych fanów, którzy dopiero teraz od zawsze interesowali się komiksami Marvela itd. dosyć mocno mnie irytował. Jednak jakoś skusiłem się na ten film, aby jako osoba z zewnątrz, mieć jakaś rzetelną opinie na ten temat.
I w sumie nadal główni bohaterowie są dosyć nudni (nie wszyscy, ale niektórzy jednak do bólu tak), jednak arcy zły jest... nieco inny. Choć nie jest aż tak super oryginalny, jak go lubią nazywać fani, to wciąż ma on więcej oleju w głowie niż reszta złodupców z tych filmów. Owszem, swoje poglądy oparł na balansowaniu gównianego nożyka na palcu, a jego tezy dałoby się całkowicie obalić krótką, merytoryczną dyskusja, no ale dobra, uznam że jest on dosyć ok badassem.
Film w sumie mógłbym podzielić na 3 sekwencje. Sceny walki i sceny gadania, które przeplatają się miedzy sobą, oraz scena finałowa. Sceny walki są w miarę spoko, mnie nie kupują (bo oczywiście jakaś zła postać jest w stanie przerzucić jakiegoś heralda przez kilka budynków, a temu jedynie co najwyżej koszula ze spodni wyszła. Innym razem ktoś oberwie tak solidnie w ryj, że sam cios chyba zakrzywił tor ruchu ziemi, a temu i tak nic w zasadzie nie jest. Trochę mnie to kuje w oczy i tak w zasadzie to ja w ogóle fanem scen walk nie jestem, ale jak ktoś właśnie ich głównie oczekiwał, to tutaj nie powinien się zawieść. Za tą sekwencje daję 7/10. Sceny gadane natomiast są mega nudne i nie interesujące. Humor jakoś mnie nie śmieszył prawie w ogóle, a samo biadolenie bohaterów sprawiało, że ziewałem jak głupi. 3/10, nie wyżej.
Natomiast sam finał... o boy...
Ocena: 7/10
Wciąż, film ten ma elementy których nie lubię, elementy które zawsze sprawiały, że podchodziłem do tych filmów z przymrużeniem oka i nie miałem ochoty ich oglądać. I pomimo, iż wszystkie te elementy pozostają bez zmian, to być może, prędzej czy później, skuszę się na o nadrobienie tych już powstałych, jak i przechadzki do kina w celu ocenienia dopiero nadchodzących. Jednak wciąż będę podchodzić do nich sceptycznie, bo to nadal nie jest mój gatunek (szczególnie komedie pokroju Deadpoola, bo to kompletnie marnowanie mojego czasu). Choć jedynie finał uczynił ten film wartym uwagi, to na prawdę nie żałuję tego, że na ten film poszedłem. I mam nadzieje, że takich fabularnych kulminacji będzie dużo więcej.