Nie ma innego. Poza tym można go wprowadzić "od ręki", nie gryzie się z innymi. Ale jest OK. Trudno być optymistą gdy na każdym kroku choroba daje się we znaki. I tak od 14 lat. Pół życia... Wiem co czujesz. Ja też jestem samotny. Idąc na studia liczyłem, że znajdę bratnią duszę. I się przeliczyłem. Nie, żebym się nie starał, ale w pewnym momencie wyciągnąłem odpowiednie wnioski. Powiem wprost - przyjaźń na studiach nie istnieje. Prosty test. Weź dwóch "przyjaciół". Siedzą w jednej ławce. W trakcie testu na ziemię spada ściąga. Profesor pyta jednego z nich czy to twoja? Myślisz, że "przyjaciel" poświęci się i powie "nie, nasza wspólna" / "nie, moja". Wątpię. Przykład z życia. "Przyjaciółka" poprosiła o wpisanie jej na listę obecności. Problem w tym, że takich przyjaciół znalazło się z 10 i na oko było widać, że coś tu jest nie tak. Profesor sprawdził obecność tak jak w podstawówce. Następnie powiedział: "kto wpisał na listę nieobecnych? Kto przyzna się teraz to otrzyma jedynie minusa, jeśli nie to widzimy się na egzaminie pisemnym" (a ten jest BARDZO trudny) - Cisza. A tacy przyjaciele! Inny przykład? Najczęściej trzymałem się z dwiema dziewczynami (pedagogika wczesnoszkolna, byłem jedynym facetem). Nie uważałem ich za przyjaciółki, ale kogoś więcej niż znajome. Pewnego dnia potrzebowałem pomocy. A była to poważna sprawa. Nie chcę się rozpisywać. Najważniejszy jest fakt,że nie wymagało to wielkich nakładów z ich strony. Czekałem dwa tygodnie, ale nie otrzymałem jej. A wystarczyło odpisać na SMSa jednym słowem: "tak" lub "nie". Ale gdy trzeba było notatki - telefon nie przestawał dzwonić. Studia to: "Masz, pożycz, zrobisz ksero, wydrukujesz..."? Normalka. Jako student pedagogiki wczesnoszkolnej nauczyłem się jednego. Lepiej być samotnym chamem niż mieć nastu fałszywych "przyjaciół". Nie wykluczam pojedynczych przypadków, ale ogólnie nie liczyłbym na znalezienie przyjaciela. Oczywiście pomiędzy wykładami można pogadać na każdy temat, ale to wszystko. Jeśli nie załapiesz się do "kącika wzajemnej adoracji" będziesz sama. Chociaż prawdę mówiąc osobiście wolę podpierać ściany, niż mieć grono "znajomych", którzy przy tobie są mili, a za plecami radośnie cię obgadują. Także główka do góry. Po pierwsze - bądź sobą. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś dla innych. Po drugie - pamiętaj, że na tym świecie są tacy jak Ty i czasami na siebie wpadają PS. Tak patrząc po Twoim profilu i tym co piszesz, szkoda że nie mieszkasz bliżej. Do reszty - NIE to nie jest żaden podryw. :yHRvV: Po prostu miło by było pogadać w cztery czy ile tam chcesz oczu