Ogier mimo drgawek, uniknął uderzenia i powoli wstał z wyraźnym wysiłkiem. Uniósł kopyto z zamiarem uderzenia cię po raz ostatni. Chwilę potem w jego klatce piersiowej pojawiło się ostrze noża i ogier padł bez życia obok ciebie. Nikogo za nim nie zauważyłaś. Jednak usłyszałaś znajomy głos klaczy, u tych za rogiem. Aż ci się zdawało, czy ci się nie wydaje z bólu.
- Co wy tu robicie?
- Ojej... Prze-Przepraszamy, ze podeptaliśmy pani kwiatki...
- To nie mój ogródek, ale mniejsza. Wynoście się stąd. Wciąż jestem przeciwna tej waszej "tresurze" Radskorpionów.
- Oczywiście, ale szukamy tu takiego jednego malucha... Mniej więcej... Tej wysokości?
- Myślisz, że jestem ślepa? Przecież zauważyłabym Radskorpiona biegającego po ulicy!
- Prze-Przepraszam, proszę pani. Już idziemy... Tylko znajdziemy tego...
- Macie może ochotę, bym zrobiła z tym użytek? Jeśli nie chcecie, bym was rozerwała na strzępy, to znikajcie stąd... NATYCHMIAST!
I po gadce. Usłyszałaś dwa odgłosy. Jeden oddalających się kopyt i drugi, zbliżających się kopyt. Nie miałaś siły wstać, ale rozpoznałaś czarną klacz z turkusowymi oczami i skrzydłami nietoperza.