-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Posty napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-
Zmora usłyszała Delois. Podpłynęła do niej.
- usłyszałam słowo "koszmary"? Dobrze trafiłaś. Akurat jestem głodna. Na tą jedną noc mogę cię od nich uwolnić... Czy chcesz?
-
Do każdego z kucy podeszła dwójka kozłów, które w pierwszej kolejności spętała im skrzydła, uniemożliwiając ucieczkę.
- Wstawać - rzekł ten sam kozioł. Wydawało się, że jest zdenerwowany. Midnight spojrzał na Twilight. Wyglądała na bardzo zażenowaną. Następnie rogaci zawiązali im oczy i poprowadzili wzdłuż ulicy. Po kilku minutach chodu otworzyły się przed nimi drzwi. Musieli zejść powoli po stromych schodach. Tam dopiero, w chłodzie, kozły zdjęły im z oczu opaski i zakuli w łańcuchy do ścian. Bez słowa oponenci wyszli, zostawiając kuce w ciemnościach.
-
- Nie możemy pójść tak od razu, musimy jeszcze spotkać się ze wszystkimi i porozmawiać, nie sądzisz? - zapytała różowa klacz z kuchni. Po chwili weszła do salonu, trzymając tackę z dwiema filiżankami herbaty, porcelanową cukiernicą i łyżeczkami. Co myślisz?
-
Arrow położył głowę na grzbiecie Somady. Mimo pola, czerwone, świecące, szczurze oczka wciąż budziły niepokój. W końcu jednak i Somadzie udało się usnąć. W śnie widziała twarze. Nie czuła że jest w swoim ciele. Po prostu oglądała obliza różnych kucy napotkanych w życiu - Veritasa, Twirael, a nawet lorda przez którego trafili do więzienia.
-
Komnata była zrobiona w starym stylu. Sciany i podłogi były kamienne, ale wygładzone. Pomieszczenie było dość ciemne mimo trzech ogromnych okien odgrodzonych kamiennymi kolumnami - schody w dół musiały nie być tak długie, jak się Ruffian wydawało. Pod jedną ze ścian stało wielkie łóżko z baldachimem. W komnacie było też parę starych, zdobionych mebli z ciężkiego, ciemnego drewna. Na śrdku zaś, w samym centrum stała kula na kamiennym statywie. Lśniła.
-
Twilight wybiegła za Midnightem, trzymając się blisko niego. Gdy tylko stanęli na ulicy, usłyszeli krzyk. Zostali zauważeni.
- Midnight... Myślę że nie musimy walczyć... I tak nas aresztują i bez tego, a lepiej nie narażać się aż za bardzo, nie sądzisz? - szepnęła fioletowa klacz. Po kilku sekundach otoczyły ich kozły. Próbowały trzymać odstęp, nie strzelały z łuków. Mierzyły tylko.
- Kładźcie się na ziemię - syknął jeden z nich.
-
Zmora. Kolejna zmora, ale różna od niej. Nocturne miała nadzieję, że nie będzie to konkurencja, jeśli chodziło o sny... Były tylko jej. Żeby móc wykorzystywać umiejętności, musiała mieć energię... A tej nigdy za wiele.
-
Pierwszy odezwał się Violet.
- Zablokowaliśmy nie to przejście, którym wchodzą one. Tam - wskazał na miejsce pod skałą. - Jest ich kilka. Nie pytajcie, dlaczego je widzę. Nie wiem. W każdym razie włażą tamtędy. Jakoś znalazły drogę, nie wiedząc że tu jesteśmy... One nic nie wiedzą. Mniejsza. Florence? Czy na skałach jest jakieś w miarę bezpieczne miejsce gdzie możemy do rana przeczekać?
- Tak. I ciekawe tylko, jak ja tam wejdę. Wy macie skrzydła! - poskarżyła się.
-
- Do szefa... - Nightmare Moon prychnęła. - Do żadnego szefa. Istnieje możliwość, że uwiężą was tam, gdzie resztę. Przynajmniej blisko. Ja odwrócę uwagę ważniejszych, a wy spróbujecie uratować te sieroty... mieszkańców Ponyville. Rzućcie się na jakąś mniejszą grupkę - rozkazała i zniknęła między gałęziami.
-
Kobieta w pewnym momencie mignęła kilkanaście metrów przed Krusskiem i ruszyła w jedną z bardziej zadbanych ulic. Widocznie miała zamiar wtopić się w tłum w jasnej części Coruscantu. Uciekając zastanawiała się, jak jaszczur mógł ją znaleźć. Co dwa dni zmieniała miejsce pobytu, poruszając się bez żadnego planu. Od czasu feralnego spotkania z Kel Dorem starała się ukrywać. Analizowała każdą chwilę spotkania, próbując rozwiązać problem.
-
- Spodziewam się tego, Midnighcie - powiedziała klacz cicho. Po kilku minutach marszu dało się słyszeć hałasy z Ponyville. Wszystkie kozły były już na nogach, o czym świadczyły też światła na ulicach. Nightmare Moon przystanęła i przez krzewy obserwowała krzątających się rogatych.
- Teraz przetestuję ich inteligencję. Macie atakować. Ty, Twilight Sparkle masz osłaniać Midnighta. Macie sprawić, żeby was pojmali - powiedziała Czarownica.
-
Gdy tylko Fiury podszedł do domu różowej klaczy, otworzyły się drzwi. Pinkie. Skąd ona wiedziała, że kuc ma zamiar do niej iść?
- Hej, Fiury! Poczęstujesz się może ciastem? Akurat zrobiłam herbatę, możesz wejść na chwilę! - Krzyknęła entuzjastycznie.
-
Arrow położył się, i skuliwszy się w kłębek zamknął oczy. Szczurzy strażnicy przystanęli pod ścianami, zachowując bezpieczny dystans od kucy i nie przestając obserwować.
-
- Coraz więcej ludzi, coraz mniej akcji... Coraz nudniej. Nie na to liczyłam... - poskarżyła się cicho Zmora.
-
- Jestem Moth. - klacz podała Cloudsowi kopyto -Zapewne to wiesz, bo Applejack już oficjalnie mnie przedstawiła. Miło mi cię poznać. A moje notatki proszę pozostawić mnie. - Moth uśmiechnęła się i przerzuciła notatnik na pustą stronę.
- Nie jest to żadna tajemnica, ale też nie mam ochoty pokazywać tego całemu światu. Na tą wyprawę udałam się dlatego, że chciałam się w pewien sposób dokształcić. Tutaj są opisy. To wszystko, co musisz na ten temat wiedzieć. Ach. Właśnie. Wiedz, że pozory mylą. Nie twierdzę że zacznę w nocy przegryzać wam wszystkim aorty, ale krzyczeć na siebie nie pozwolę.
-
Moth wzruszyła ramionami. Po co ich przekrzykiwać, skoro i tak zrobią swoje? Zresztą... To tylko życie kuca, który nie chce już żyć. Dlaczego nie mogliby pozwolić jej na śmierć? Przecież nie mają z tego żadnego pożytku... Chyba, że jeśli chodzi o pracę fizyczną.Wtedy życie miałoby sens, ale... Dlaczego chcąc ją uratować osaczając ją? Moth widziała, jak klacz odrzuca kawałek metalu. Podeszła pod drzewo, usiadła i wyciągnęła notatnik z ołówkiem. Taką scenę należy opisać, a potem wyciągnąć odpowiednie wnioski. Pierwsze godziny w podróży, a tu już tyle zdarzeń...
-
- Gdzieś na pewno. Niestety, pod koniec przesłuchania - cóż za szkoda - nasz przyjaciel nie był w stanie nic z siebie wydusić.Cóż. Ważne że moje metody działają. A teraz ruszajmy do Ponyville. Po drodze znajdziemy jakieś ofiary. - Nightmare Moon odwróciła się i poszła przed siebie.
-
Ofiara jednak jakby pzewidziała ruch Krusska. Po wystrzale okazało się, że podwinęła nogi. Trandoshanin po ćpunce spodziewałby się otępienia i wolnego tempa. Ofiara natomiast w mgnieniu oka doskoczyła do okna, kopnęła deski iwywarzyła je. Rękami chwyciła ramy i wyślizgnęła się na zewnątrz.Nawet nie spojrzała na niedoszłego łowcę nagród.
-
- Najbliżej są Pinkie i Rarity... Idziemy - rzuciła Flutterhy spokojnym kłusem ruszyła do centrum Ponyville.
- Fiury... Idź do Pinkie Pie, proszę - powiedziała, uśmiechając się.
-
- Proszę bardzo. To ty. Już cię widziałam... Na pewno cię widziałam. Chcę wiedzieć, dlaczego jesteś tak daleko od watahy. - Mruknęła Nocturne.
-
- Zamknijcie się i zostawcie ją. Nie odbierajcie jej skalpela. Jeśli teraz weźmiecie jej ostrze, zdoła wymyślić coś, przed czym jej nie uratujecie. Zostawcie tą klacz. - Powiedziała Moth. Nie podeszła zbyt blisko zbiorowiska. Chciała, by ją słyszeli. Jeśli odbiorą jej skalpel, odbiorą jej własną wolę, a ona i tak znajdzie sposób żeby się zabić. Z drugiej strony mogła być to tylko pokazówka... Próba zwrócenia na siebie uwagi.
- Rzuciliście się na nią. Ona tego nie chce. Nie chce sztucznego tłumu. Nie chce zbiorowiska. Wasze daremne pocieszenia i prośby w niczym nie pomogą. Tym bardziej zamieszanie.
-
- Sami wariaci innymi słowy... Albo zakochani... Na jedno wychodzi - powiedziała. Mobilny psychiatryk, ale bez leków przytłumiających działanie chorób. Wspaniale. Czysta postać szaleństwa. Jego objawy i jego skutki. Coś, czego nigdy nie zaznałaby w Ponyville. Bo w Ponyville nie ma wielu psychicznie chorych, a wyjątki w niewielkiej ilości są na wymarciu i są tłumione przez normalną większość.
Klacz uśmiechnęła się ciepło do przechodzącej obok Travel. Ciekawe czy i ona nie do końca jest normalna. Teraz jednak miała przed sobą Darknessa. Obiekt badawczy numer jeden... Do głowy Moth wpadła sugestia myśli, że traktuje inne kuce przedmiotowo. Została zignorowana.
-
Wyglądało na to że wyprawa Applejack, klaczy przedstawiającej element uczciwości i wyznającej przyjaźń ponad wszelkie inne wartości zgromadziła - o, ironio - największych brutali i kuce które od dawna powinny być pozbawione wolności. Walka o przetrwanie - tak to mogło wyglądać. Teraz trzeba więc było znaleźć kogoś, kto byłby dla niej tarczą. Kogoś bez charakteru najemnika. Kogoś, komu Moth mogłaby zaufać... Marne szanse. W takim razie powinna po prostu nie rzucać się w oczy, czyli robić to co zawsze.
- A więc wszyscy którzy tutaj trafiają są, albo z czasem stają się chorzy? Oprócz Applejack i jej brata... - Którzy też są szaleni, organizując tę wyprawę - Ciekawe, ciekawe...
-
Trandoshanin zastał otwarte drzwi do jednego z pokoi. Odór stęchlizny i kurzu wciskał się do nozdrzy Krusska. Pomieszczenie za drzwiami było pokryte kurzem, a zniszczone meble zagracały je, powodując że trudno było przejść i nie potknąć się o nic. Na jednym z zdezelowanych foteli ktoś siedział. Cel. Kobieta w wytartym, szarym kombinezonie o potarganych włosach nieokreślonego koloru. Podkrążone oczy wybijały się na tle szarej, niezdrowej cery. Poruszyła się, kiedy Krussk wszedł do środka. Ciekawe dlaczego Kel Dor mówił o niej jak o mężczyźnie...
- Czego tu szukasz, kretynie? - padło pytanie.
Zapisy do Nocturnal
w Zapisy
Napisano · Edytowano przez Nocturnal Light
A i owszem, można dodawać tagi. Zezwalam bez wbijania szpil w ciało... Tym razem.
Piekielny, złóż proszę podanie.