Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. - Jestem zdania, że zmienić na dobre da się wszystko. Albo wyeliminować - odpowiedziała, kierując się za nim. - Realistycznie? "To mój teren". Byłoby zabawnie, gdyby się połapali w tym wszystkim. Zabawnie jest też teraz, że dali się nabrać. Gdzie idziemy, Aleksandrze? - zapytała Saskia, przyjmując swój standardowy wygląd i uprzednio zabierając z ziemi pantofle służbowe.
  2. Terentatek osłonił się instynktownie łapą, na której... Na której ktoś zamocował metalowe obręcze. Owszem, stwór został popieszczony prądem, co na chwilę go ogłuszyło, ale ładunek nie dostał się do oczu, tylko skupił na obręczach i wielkich łapach. Na chwilę więc stwór skulił się, walcząc z gwałtownymi skurczami mięśni, żeby zaraz potem zaszarżować na Katera wychodzącego z budynku. - ...dę - rozległ się głos z komunikatora, stłumiony przez huk, kiedy cielsko i łeb potwora zderzyły się z kamienno-metalową fasadą dawnej Akademii. Tym samym pojawiły się nowe pokłady pyłu i kurzu, które jeszcze bardziej stwora rozwścieczyły. Tym razem jednak palące światło gwiazdy Korribanu okazało się być sprzymierzeńcem. Terentatek zawył tak, że niemal zatrzęsła się ziemia i osłonił pysk łapami, na chwilę tracąc orientację.
  3. Wampir postanowił obserwować rozwój sytuacji, gotów bardzo szybko zareagować. Najpierw chciał zobaczyć, czy w ogóle niedoszły trup zareaguje na Heralda, a dopiero potem podjąć odpowiednie kroki. Szkoda, że krasnolud tak szybko rzucił się na zwłoki, bo jeśli zrobi się chaos, to może dojść do ran, a potem całkiem łatwo do zakażenia trupim jadem. To byłoby wysoce niefortunne. Dobrze, że przynajmniej nie wszyscy rzucili się na truposza, bo dzięki temu był mniejszy bałagan. Torin był przygotowany do przyjęcia swojej pierzastej postaci i podjęcia szybkich ataków z powietrza, zakładając, że ożywieńcy są wrażliwi na urazy głowy.
  4. - Skąd ty go wzięłaś? - zapytała. - I czemu tu jest? Będzie z nami mieszkał? Mamy dwa łóżka, mało powiedziane, że to nieobyczajne! - zaprotestowała, raz wskazując na Isleena, a raz na wspomniane łóżka. - Co powie pani McKoy jak się dowie? I czego chciał w zamian, twojej duszy? Ruby, jak mogłaś! Ale czekaj, zaraz na to może zaradzimy... Judy wyjęła zza dekoltu srebrny krzyżyk wiszący jej na szyi i uniosła go nad głowę, idąc w stronę pierzastego. - Zaprawdę powiadam, odejdź precz, siło nieczysta! - rzuciła podniośle, zbliżając krzyżyk do twarzy Isleena. Demon w odpowiedzi popukał w niego szponem. - Ładny. Ale nie celtycki.
  5. Demon rzucił dziewczynie nieprzychylne spojrzenie i puścił ją, odsuwając się z nieukrywanym obrzydzeniem. Judy przez chwilę nie wstawała, do momentu w którym uznała, że najwyraźniej jest bezpiecznie. Nie spuszczała z pierzastego wzroku, nawet kiedy już stanął daleko. Na tyle, na ile pozwalał niewielki pokoik z dwoma łóżkami, szafą i dwoma krzesłami. - Ruby, kim on jest? I czy twoi rodzice o tym wiedzą?
  6. Najpierw została trochę zbyt mocno uściśnięta, bo Judy wbrew swojej aparycji miała parę w rękach. Nawet więcej niż matka Ruby. To zaś skłoniło Isleena do wydostania się z torby i ekspresowej zmiany formy. Szybciej niż mgnienie oka stał między nimi, a Judy odskoczyła i stanęła tak niefortunnie, że runęła na ziemię i odczołgała się w stronę łóżka, piszcząc. Na to demon również zareagował szybko, doskakując i zatykając jej usta dłonią. - Mam ją ogłuszyć? - zapytał.
  7. Wbrew temu, co wcześniej się wydawało, pierzasty wcale nie był zimniejszy od ludzi. Przeciwnie, zdawało się, że jest cieplejszy, choć nie pozwoliło to całkowicie zwalczyć chłodu. Półtorej godziny później powóz się zatrzymał przed bramą szkoły dla dziewcząt. Budynek mieścił się w starej, acz całkiem ładnej kamienicy. Zajęcia miały się zacząć dopiero za godzinę, a więc Ruby miała jeszcze czas na wejście do pokoju i ogarnięcie ważnych spraw. Demon schował się w jej torbie (w poataci znacznie mniejszej od kruka wrony) i tak Ruby przetransportowała go do pokoju. Jej współlokatorka i przyjaciółka była już w środku - ruda, średniego wzrostu dziewczyna o nietypowej, acz urokliwej urodzie. Jane poderwała się do pionu, kiedy Ruby weszła do środka. - Rubyyyyy - pisnęła radośnie, biegnąc jej na spotkanie.
  8. Demon zamrugał parę razy, patrząc na Ruby jakby postradała zmysły. Nawet się skrzywił. - Niby jak? Nie jestem czarownicą ani druidem, żeby leczyć ludzi. Powinnaś po prostu wypijać napary z pokrzyw i szałwii. Na gardło dobrze robi woda z solą, ciepła. I w ogóle... Ciepło. Jakim cudem wszyscy żyjecie, nie mając jakiejś ochrony przed zimnem? Ten płaszcz nie wygląda na szczególnie ciepły - skomentował, mierząc Ruby spojrzeniem od stóp do głów. Przewrócił oczami i podniósł skrzydło, poklepując miejsce obok siebie. - Przynajmniej tyle, że jesteś niebrzydka - skomentował.
  9. Po śniadaniu czekał na nią powóz na dziedzińcu. Pogoda była pod psem - padało i to wcale nie ułatwiało życia, zwłaszcza jeśli było się chorym. Demon siedział już w środku, jak się wkrótce okazało. Ukrył się pod jedną z obitych czerwonym materiałem ław. Niestety, w środku też było dosyć zimno. Kiedy Matylda pożegnała się z Ruby i zamknęła drzwi, Isleen wrócił do swojej normalnej postaci i rozparł się na ławie, patrząc na krajobraz za oknem. - Chłodno coś - stwierdził, strosząc pióra. Spojrzał na Ruby i zmarszczył brwi. - Wyglądasz jak trup. Jesteś blada i masz podkrążone oczy. I rzeczywiście, tego dnia też nie czuła się najlepiej.
  10. -Ach. Oczywiście. Wybacz - powiedziała, wytarła nos w haftowaną chustkę i wróciła do stołu. Zapanowała dziwna atmosfera. A w otwartych drzwiach Ruby kątem oka zauważyła, jak przemyka się przez korytarz cień, to znaczy czyjaś sylwetka w czerni.
  11. - Nie mam nic przeciwko nim. Trochę nieokiełznani, ale jeśli ktoś jest traktowany jak bestia, to bestią się staje. Ani jedni, ani drudzy nie zaprezentowali dzisiaj swoich dobrych stron. Przydałoby się trochę kultury. Może jakieś spotkanie integracyjne? - zapytała Saskia, zrzucając z siebie iluzję, po wcześniejszym przekonaniu się, że wilkołaki zwiały na dobre. - Bardzo realistyczna gra aktorska, mości Aleksandrze. - Ukłoniła się teatralnie.
  12. Pierwszym co zobaczył były malutkie, pomarańczowe oczka na samym przodzie wielkiego łba pokrytego twardą skórą. Terentatek może i przypominałby żabę ze swoją szeroką paszczą, gdyby nie dwa rzędy ostrych zębów należących z pewnością do mięsożercy. Nozdrza na wysokości oczu rozszerzyły się, a z jamy gębowej buchnęła fala odoru - potwierdzenie, gdyby ktoś wątpił w wysokobiałkową dietę zwierza. Trudno powiedzieć jak wcisnął się do korytarza, ale teraz dziarsko ruszył do przodu, przepychając się olbrzymimi, pazurzastymi łapami i Kater mógł być pewien, że terentatek nie ma dobrych zamiarów. Wyglądało na to, że kontakt z Mocą go rozsierdził, co z kolei prowadziło do wniosku, że z tymi bestiami negocjacje okazują się być stratą czasu. Potwór sapał i warczał, wprawiając w wibracje ściany. Z hukiem odrzucił szczątki metalowych drzwi i sekundy dzieliły go od wydostania się do holu, a małe, agresywne oczy wbite były w Katera. Terentatek nie tylko był poirytowany, był też głodny.
  13. Moc przepełniająca dawny budynek Akademii Sithów utrudniała rozeznanie. Była wszędzie - przepływała i falowała, dezorientując. Ale Kater widział. Widział za drzwiami połyskujący lekką czerwienią, ruchomy kształt. Wielki kształt, który był żywy i wypełniał sobą wolną przestrzeń. Zabrak słyszał głębokie, gardłowe pomrukiwanie czegoś nie do końca rozbudzonego, co przesuwało się wolno w stronę drzwi od strony przeciwnej. I to coś emanowało lekko Ciemną Stroną, a jego tupanie brzmiało niemal jak uderzenia skał. Bardzo możliwe, że przez tyle wieków jakieś stworzenie znalazło w opuszczonej piramidzie dom, nawet jeśli musiało się do niego przekopywać. A teraz zmierzało w stronę Katera, najwyraźniej go wyczuwając. Póki co nie czuł jednak od niego strachu.
  14. Saskia wyprostowała się wyniośle. Spojrzała na Aleksandra, starając się w spojrzeniu zawrzeć możliwie jak najwięcej pogardy, a potem znów na wilkołaki. Westchnęła głośno, a potem raz jeszcze nastroszyła pióra. Stanąwszy w cieniu, chciała, żeby intruzi odczuli promieniującą od niej grozę. - Odejdźcie. I nie chcę, żebyście tu wracali, bo to mój teren, od... TERAZ. Mam do dokończenia sprawę, więc idźcie i rozstańmy się w pokoju - odpowiedziała. Odwróciła się od wilkołaków i z wolna ruszyła w stronę Aleksandra. Przystanęła jeszcze ledwie na chwilę, by rzucić im znaczące spojrzenie. -...Chyba, że nie chcecie mieć ze mną pokoju.
  15. - Idę po schodach w górę - stwierdził Izefet, zdejmując maskę ochronną. W przypadku Katera wybór był dość trudny. Z niewiadomych przyczyn framuga bramy po lewej stronie połyskiwała zachęcająco czerwienią, jakby ktoś pomalował ją opalizującą farbą. Tu również były drzwi niestanowiące przeszkody.
  16. Zostały już tylko wilkołaki, czyli walka była właściwie wygrana. Po co mieliby przyjść wampirowi na pomoc? Saskia ruszyła powoli w stronę Aleksandra, strosząc się zwycięsko. Zupełnie jakby miała go zaraz zamordować. I wtedy zatrzymała się, żeby spojrzeć raz jeszcze na wilkołaki. Odwróciła szyję powoli i skrzywiła się na ich widok, jakby ją mocno zdenerwowali. Wyszczerzyła więc zęby i wydarła się, tym razem prezentując pełne możliwości głosowe.
  17. - Byłbym rozczarowany, gdyby nic na nas nie czekało - odparł. W chłodnych murach Akademii wciąż było sporo piachu. Metalowe panele i panele świetlne ułożone wzdłuż ścian pokryły się korozją, popękały, albo poodpadały. W tamtej chwili budynek nie był gotowy do mieszkania, a najlepsze było jeszcze przed nimi. Korytarz przechodził w ogromny hol. Pośrodku stał ogromny obelisk w kształcie wysokiej, wąskiej piramidy. Były też cztery odnogi w kształcie trapezów (zamknięte korodującymi drzwiami przesuwnymi) i schody prowadzące na wyższe piętra. Gdzieniegdzie z sufitu zwisało coś, co mogło być w dawnych czasach arrasami, a obecnie było ledwie strzępkami pamięci po arrasach. Ogrom tego wszystkiego, mimo nadgryzienia zębem czasu, wciąż zapierał dech w piersiach. Póki co w środku panowała cisza. - Gdzie ukryłbyś bibliotekę, będąc starożytnym Sithem?
  18. - Zgoda - odpowiedziała i zabrała się do pracy. Poszukała odpowiedniego miejsca, żeby efektownie wejść na scenę i wyśledziła najciemniejsze, a jednocześnie dosyć spore miejsce na polanie, na którym mogłaby zostać odegrana akcja właściwa. Jeszcze w miejscu zadbała o przyspieszony oddech, a zaraz potem zaczęła biec, żeby wpaść na polanę zdyszana. Krzyknęła jeszcze w stronę Aleksandra, ale nie był to wrzask destrukcyjny, a ledwie trochę wzmocniony i bardziej ochrypły. Starając się przybrać panikę na twarz Saskia potknęła się o niewidzialny kamień i zaraz po wylądowaniu na ziemi chwyciła się za głowę, najpierw niezrozumiale mamrocząc, a potem wrzeszcząc jak opętana. To był moment, w którym wyrosły jej szpony. Wbiła je w ziemię z głową zwróconą w dół, jakby z całych sił walczyła z jakimś demonem próbującym opanować jej umysł. Zaraz potem z rąk zaczęły wyrastać pióra, ale tym razem na piórach się nie skończyło. Saskia wytworzyła iluzję skrzydeł, a pióra pojawiły się też wzdłuż karku i wyrosły z głowy. Rzucając się w drgawkach (będących również iluzją) starała się roztoczyć wokół atmosferę strachu i czekała na wkroczenie drugiego aktora.
  19. - Wolałbym, żeby mimo wszystko byli ludźmi - odpowiedział. Spojrzał nerwowo za siebie, a potem z powrotem na światła od ludzi pustyni. Wsunęły się za krawędź skały, więc zapewne się oddalili... ... Albo postanowili zejść na dół, skąd do groty było ledwie paręset metrów. Chłodny powiew wiatru zakłócił napiętą atmosferę. - Sugeruję obudzić śpiącego i gdzieś iść. Jedyny szkopuł tkwi w tym, że nie mam pojęcia, gdzie. A nie, wiem. Jak najdalej stąd - szepnął Seth do Yuri. On rzeczywiście nie wiedział, ale ona dostała pewną znaczącą wskazówkę.
  20. - Zaczynam się drzeć. Upadam na ziemię i dalej się drę, mamroczę i udaję niemalże opętaną. Albo nie! Wbiegam na polanę, wpadam na jakieś drzewo i wbijam ręce w ziemię, ty udajesz, że biegniesz za mną. Musisz też udawać, że się boisz, jesteś zaniepokojony i różne takie. Strach pomieszany ze zmartwieniem, o. Raz czy dwa krzyknę tak mocniej, żeby ich może zabolało i żeby przedstawienie było bardziej wiarygodne. Rzucam się po ziemi, przyjmuję odpowiedni wygląd, a ty krzyczysz coś jak "Saskia, uspokój się, pokonasz to!", a do nich żeby natychmiast wiali, bo zdenerwuję się jeszcze bardziej. W tym momencie ja rzucam się na ciebie z pazurami i czy tam jeszcze, ty z łaski swojej się przewrócisz, ale tak z impetem i krzyczysz, że sobie poradzisz, ale żeby ratowali życie, ja robię dużo hałasu i dużo zamieszania, ty wtedy próbujesz mnie powstrzymać, wszyscy żyją, profit - streściła plan i zachichotała.
  21. - Tu nie chodzi o zabawę, tylko o odkopanie tego skansenu - odpowiedział. Piach wzlatywał więc, odsłaniając coraz to więcej szczegółów i tajemnic budynku i przy okazji wzbijając drażniące drogi oddechowe tumany starożytnego pyłu i kurzu. Każda z czterech ścian rozdzielona była na połowy przecięte wnęką, a przy każdej z krawędzi skośnych stały ozdobne przypory w kształcie czworościanów. W pewnym momencie odsłaniania budowli Kater i Izefet musieli się cofnąć, bo budynek był nawet większy niż się wydawało, a piach do usunięcia zajmował ogromną powierzchnię. Praca szła gładko, ale kosztowała ogrom wysiłku. Kiedy już odsłonili ukryty pod ryzalitem portal, zarówno Zabrak jak i Kage byli wycieńczeni. Nawet stanie wydawało się być ogromnym wysiłkiem, a upał w odpoczynku nie pomagał. - Sugeruję skryć się w środku - zaproponował towarzysz.
  22. - No - rzucił Izefet, kiedy już dotarli do piramidy. Stał tam z rękami opartymi o boki, jakby właśnie z Katerem zakończyli jakieś wysoce satysfakcjonujące działanie. - I fajnie. To teraz, mój drogi towarzyszu boleści i wszystkiego co ma z tym związek, się zabawimy. W sprzątaczki. Będzie wspaniała zabawa. Po lewej będzie moja wydma, a po prawej twoja. Większa wygrywa. Gotowy? Trzy... Dwa... Jeden. I wyciągnął przed siebie ręce. Kater wyczuł, że zaczyna oddziaływać Moc. Ziarna piasku poruszyły się, z początku ledwie osypując się z kopca. Ale nabierały prędkości i z czasem zamieniały się w małą, kontrolowaną burzę piaskową, która wirując, odsłaniała kolejne części piramidy.
  23. - Ale bo patrz, ja myślę, że da się to rozwiązać w sposób niekonwencjonalny, na przykład przez odwrócenie uwagi. No, chodź. Coś, czego się nie spodziewają! Coś, co ich zszokuje i wybije z rytmu, wprawi w osłupienie - szepnęła. - Najlepiej z udawaną przemocą. Oni nie wiedzą, co umiem, więc mogę udawać na przykład, że mnie się zaczyna przemiana i potem się na ciebie rzucę. Co na to powiesz? - zapytała, obserwując uważnie nieludzi na polance.
  24. - Nie każdego można zabić ot tak - odparła. - Nie, klątwy to nie moja broszka. Są dobre, kiedy chcesz postraszyć. To się przydaje. Ale bycie czarownicą nie skupia się na czarach. Czarów używa się bardzo rzadko i na dłuższą metę to nieopłacalne. Poza tym... Nie szkodzimy. Pomagamy, bo ktoś musi. To wszystko po prawdzie skupia się na głowologii i machaniu rękami - odparła i zatrzymała się, widząc niecodzienne widowisko. No tak, tak sobie wyobrażała te stworzenia. Chwyciła Aleksandra za ramię, lekko go za nie ciągnąć. - Spotkanie! Jak miło. Teraz będą rozmawiać, a potem rozejdą się w pokoju, prawda? - zapytała ironicznie, jednocześnie szczerząc się niewinnie. - Mogę się wtrącić?
  25. Problem z ową wiedzą był taki, że piramida - bo taki kształt przyjęła wydma, która budowlę zagrzebała - była całkowicie zasypana, co widać było im bliżej podchodzili. Budynek wyglądał na mały, przez otaczający go zewsząd piach uniemożliwiający wejście do środka. - To będzie... Wyczerpujące - stwierdził Izefet. - Mówię to ja, Kater. Nihilus nie siedzi mi w głowie przez cały czas. On chciałby wielki zakon, ale to jest plan, który nie pasuje do czasów. Nie powinno być nas więcej niż ośmiu, tym bardziej, że nie wiemy ilu jest Jedi. O ile są, ale znając życie są na pewno. A to, że uczniowie są niebezpieczni... O to przecież chodzi. Mają być niebezpieczni - odpowiedział. Od piramidy dzieliło ich teraz kilkaset metrów.
×
×
  • Utwórz nowe...