Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5783
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Było całkiem miło, ale co za dużo to nie zdrowo, więc zadecydowała, że starczy. - Chyba trzeba będzie wracać - stwierdziła, kończąc "romantyczny zryw". - Trochę za długo siedzę już w twoim biurze i sprzątam, pierwszy problematyczny punkt z głowy - dodała, kiedy już do głowy doszła logika zamiast hormonów. Odsunęła się od Aleksandra dosyć szybko i z lekkim wzburzeniem ruszyła do drzwi na podobieństwo tarana. - Bez ociągania się! Szybko, bo zyskam paskudną reputację! Pracuję tam niecały tydzień!
  2. Siad się udał, ale wszelkie możliwe tkanki poinformowały Katera o tym, że wcale nie jest zdrowy. Zza brzęczącej niczym rój owadów osłony słychać było zniekształcony, rytmiczny dźwięk. Bariera szybko opadła, a do środka wkroczyło czterech szturmowców w lśniących nowością, białych pancerzach. Na korytarzu został mężczyzna w czarnym mundurze z symbolem Najwyższego Porządku na piersi. Pozostałych dwóch żołnierzy czekało nas korytarzu z blasterami wymierzonymi w Katera i Sehtet. Zabrak został chwycony za ramiona przez jednego ze szturmowców, a wokół jego nadgarstków zacisnęły się kajdany repulsorowe. Następnie kolega szturmowca pomógł mu, chwytając mężczyznę za ramię i bezlitośnie wywlekli go z celi, nie mówiąc przy tym ani słowa. Sehtet, również zakutą, prowadzili zaraz za nim wzdłuż korytarza, w stronę wyjścia z poziomu więziennego.
  3. - Takie tajemnice wychodzą szybko na jaw, wiesz? Może to moja wiejska mentalność, ale źle się to wszystko skończy. Boże, to pasuje tak bardzo do schematu, że... Saskia może i rozwijałaby się dalej, gdyby nie dłoń na twarzy, stopująca narastający monolog. A potem już w ogóle straciła wątek. Odsunęła się od Aleksandra z nieukrywanym wzburzeniem, a nawet złością na twarzy, ale zaraz potem wszystko to sobie przeanalizowała. - Czuję, że to się źle skończy - stwierdziła i na powrót zbliżyła twarz do twarzy Aleksandra, żeby go pocałować.
  4. - Ciebie mogą chcieć do czegoś wykorzystać. Na przykład do przesłuchania. A mnie, jak podejrzewam, wzięto za kogoś, kim nie jestem - odpowiedziała, dla bezpieczeństwa nie wgłębiając się w ten wątek. - Chyba, że uznali, że tak naprawdę nie jesteś na tyle ważny i dlatego wysyłają nas właśnie tam. Nie wiem, ale czuję, że wcale nie będziemy się dobrze bawić. Co się tyczy rzeczy, Izefet usunął współrzędne Korribanu z pamięci komputera pokładowego, a tą waszą ważną piramidkę zabrał. Zabrali twój miecz - poinformowała. - Jesteś w stanie chodzić?
  5. Czuła się coraz bardziej nieswojo. Saskia lubiła kontrolować sytuację, a tej za bardzo nie kontrolowała. Rozpaczliwie szukała jakichś odpowiedzi wymijających, albo takich rozładowujących sytuację i wszystko na marne. - Piękno przemija, zwłaszcza ludzkie. Dzięki, ale wolę być chwalona za inne rzeczy. To nie zależało ode mnie - stwierdziła. A potem zebrała się na chwilę prawdy. - Nie sądzisz, że... Wiesz, jesteś przybranym synem mojego pracodawcy. Nie wydaje ci się to trochę niezręczne? Nawet nie niezręczne, robię nic nie będzie, ja będę mieć kłopoty - stwierdziła.
  6. - Nie, nie. Izefet ma podwójny miecz. Z jednej i drugiej strony, jak długi kij - sprostowała. Pochyliła się nad Katerem i lekko podważyła żelowy opatrunek leżący na jego brzuchu. Syknęła. - Trochę cię poskładali. Jeśli dobrze słyszałam z rozmów, lecimy gdzieś do kopalni - dodała.
  7. Kiedy padło pytanie, Saskia odczuła konsternację. No bo jak to tak... Wprost? I co, miała też tak odpowiedzieć wprost? Byłoby to co prawda w jej stylu, ale chyba nie powinno się tego tak załatwiać. Pośród dzikich kalkulacji jakie zapanowały w jej głowie Felicja odeszła gdzieś między zupełne błahostki. - Eee... Miałam... Obowiązki - odpowiedziała, desperacko starając się brzmieć pewnie.
  8. Już po pierwszym "Sehtet" podniosła głowę i spojrzała na Katera. Twarz miała lekko opuchniętą, na policzku dwa rozcięcia, a pod okiem potężnego sińca. Szybko podniosła się z miejsca i kucnęła obok Zabraka. - Myślałam, że umrzesz - zaczęła, ale wypowiedź była okraszona dawką ulgi, nie wyrzutu. - Zacznijmy od tego, że chciałam zastrzelić któregoś z was, bo znalazłam na statku blaster. A nawet parę blasterów. Ale okazało się, że nie muszę, bo Izefet przyniósł cię, to znaczy myślałam, że twojego trupa i zarządził odwrót do najbliższej planety na której nie zadają pytań. TB wprawił cię w hibernację, lecieliśmy ledwie dwa dni nim na horyzoncie nie pojawił się Niszczyciel. Wyłapał nas, bo musieliśmy zwolnić ze względu na pewnego czerwonego karła, czy tam to była supernowa... Nie wgłębiałam się. Okazało się, że to najprawdopodobniej wasi kumple. Kiedy trafiliśmy do hangaru, na zewnątrz stał typ wyznający wasze poczucie stylu, to znaczy czarne szaty i tak samo czarną, metalową maskę. Izefet się nim zajął, to znaczy nie wiem kto kim bardziej, bo bili się na miecze. Wiedziałeś, że jego miecz jest podwójny? Ja też nie. Miecz tamtego był czerwony. W międzyczasie wpadli do nas szturmowcy i dostałam trochę, bo zanim mnie spacyfikowali zdołałam zastrzelić dwóch. - Tu w głosie zabrzmiała nieukrywana duma. - Wygląda na to, że jesteśmy na Gwiezdnym Niszczycielu. Nie wiem, gdzie lecimy i nie wiem co z Izefetem, ale podejrzewam, że mógł... Przykro mi, Kater, ale tamten naprawdę umiał walczyć. To znaczy... Walczył tak jakby ciężko, jakby jego miecz strasznie dużo ważył, ale umiał się posługiwać Mocą - odpowiedziała.
  9. - Naprawdę? Jestem szczerze zdziwiona. Sądziłam, że mało kto poparłby moje zdanie - odpowiedziała, słysząc o partnerkach Lorena. - Brzmi to dosyć desperacko, taki związek... Ale nie mnie oceniać w ostateczności. A potem spojrzała znacząco na splecione dłonie, żeby równie znacząco spojrzeć na Aleksandra.
  10. - Dlaczego zabronił? Mam na myśli... On jest znacznie inny niż ona. Jak to działa? Dlaczego żyją ze sobą, zwłaszcza jeśli on wie co ona robi? - zapytała. - Może inaczej, nie znam jej od strony prywatnej. Dlaczego on to akceptuje? Tym razem Saskia nie odsunęła ręki, jako że gest raczej nie należał do zbyt "niebezpiecznych".
  11. - Chcę, naprawdę chcę upewnić cię, że postępujesz słusznie, ale moje imię nic ci nie da. Tu nikt cię nie obserwuje. Tam gdzie jesteś naprawdę będzie inaczej. Tam, gdzie twoje ciało. To miejsce nie jest w rzeczywistości miejscem, tylko stanem, dlatego widzimy się właśnie tutaj. Teraz... Chyba czas na ciebie - odparła postać i pstryknęła Katera w czoło. Potem jeszcze raz, za każdym razem przekazując mu coś w rodzaju lekkiego kopnięcia prądem. - Kiedy już się pozbierasz, leć na Nal Hutta. Znowu. A potem, jeśli szczęście dopisze, polecimy razem na Korriban i pokażę ci ile warta jest wiedza widma, które kiedyś było Sith'arim. Trzecie pstryknięcie. Pierwszym bodźcem jaki dotarł do Katera był uporczywy, tępy ból pod klatką piersiową. Drugim było słabe światło panelu świetlnego... W celi. Był w niewielkiej klitce wyłożonej metalem, z półką mająca służyć za łóżko. Była zapewne równie wygodna co podłoga. Kater nie był niczym skrępowany i jedynym co dzieliło go od reszty pomieszczeń, było pole magnetyczne. To zdecydowanie nie był jego frachtowiec. Pod jedną ze ścian, czyli właściwie tuż obok niego, siedziała Sehtet z opuszczoną głową. Spała. Co zaś się tyczy rany, z zaskoczeniem mógł odkryć, że z ubrania zostały mu spodnie i buty, bo ktoś pozbawił go górnych części garderoby, pewnie żeby zabandażować dziurę w brzuchu.
  12. Obserwowała postać mężczyzny z kanapy z podniesioną brwią. Takie rozmowy zazwyczaj odbywały się przy sporej ilości alkoholu i łzach. Ciekawe, czy wampira dałoby się upić, tak swoją drogą... Kiedy tylko powiedział o staniu i patrzeniu, pierwsza, okrutna myśl jaka przyszła Saskii do głowy dotyczyła jedynej odpowiedniej czynności w takim momencie... Czyli samobójstwa. Ale tego na głos nie powiedziała, odganiając od siebie takie paskudne sugestie. - Nigdy nie jest do końca różowo. Albo żyjesz normalnie, chorujesz, cierpisz i umierasz normalnie, albo żyjesz w wiecznym zdrowiu jako obserwator. Saskia wstała i podeszła do okna, żeby położyć rękę na ramieniu Aleksandra. - Tak wybrałeś. Ale nie wszyscy których kochasz i lubisz odejdą. Zostanie pan Loren... Felicja... Dobrze, przepraszam, to był okropny żart.
  13. Na brzuchu nie było ran, ani nawet dziur w ubraniach. Wszystko wyglądało czysto, jakby atak zwierzęcia w ogóle się nie wydarzył. - Nie do końca prawie martwy. Chodzi o to, że znaczna większość istot żyje albo nie żyje, ale zdarzają się tacy, którzy hibernują. Wiele istot hibernuje i ja także hibernuję, bo do tego zbliżony jest mój stan. Moje ciało jest martwe, ale umiem ten proces odwrócić, czy też... Wiem, jak to zrobić. Śmierć mnie nie spotkała, tylko ominęła, rozumiesz? Wyobraź sobie, budzę się i widzę Galaktykę pogrążoną w chaosie Ciemnej Strony... Kto by się oparł wtrąceniu swoich paru kredytów? Domyślasz się pewnie, o co cię poproszę. I od ciebie tylko zależy, czy postanowisz mnie obudzić, czy nie. Bez ciebie nie dam rady. Widzę w tobie potencjał, Kater i całkiem mi się to podoba. Musimy się tylko spotkać, ciekawość mnie zżera jak wygląda ten chłopak, który postanowił zrobić tak wielką dziurę w całym. A teraz parę wskazówek, bo kończy nam się czas. Masz kłopoty. Nie wyrywaj się za bardzo na początku, pozwól dojść ciału do siebie, bo będziesz słaby. Nie pokazuj tego, co umiesz - obserwują cię. I przede wszystkim korzystaj z mózgu. Zanim odejdziesz... Jeśli chcesz mnie spotkać, będziesz musiał mi odrobinę zaufać i tym samym ja muszę zaufać tobie. Więc jak będzie? Zobaczymy się?
  14. - Podziękowałabym - odpowiedziała Saskia bez wahania. - Dobrze jest tak, jak jest i póki co nie zamierzam tego zmieniać. Złapała dłoń, która dotykała jej włosów i nie spuszczając z Aleksandra wzroku odsunęła ją na poduszkę kanapy i poklepała. - Tak lepiej. I nie podejrzewam cię o niecne rzeczy. Wybacz, ale będąc służącą trzeba przewidywać różne scenariusze. Nawet jeśli był niczego sobie, to takie pseudoromantyczne gesty były trochę nie na miejscu według Saskii, jako średnio doświadczonej (choć w istocie dobrze poinformowanej) w sprawach czysto biologicznych. A jeśli nie była w czymś doświadczona, budziło to jej nieufność i ostrożność.
  15. - Ja. Jestem kimś, kto lubi niespodzianki, dlatego dowiesz się jak brzmi moje imię, ale nie teraz. A ty jesteś, jak się zdaje, na wpół trupem - odparła postać. Jedynym co w sylwetce było wyraźne, były niebieskie, najprawdopodobniej ludzkie oczy. - Zupełnie tak, jak ja, ale w nieco innym tego słowa znaczeniu. Możesz umrzeć. Terentatek cię podziurawił i teraz wszystko zależy od tego małego od Nihilusa i waszego droida. Co obstawiasz, uda się? - padło pytanie. Oczy świdrowały Zabraka zupełnie tak, jakby mogły go przejrzeć na wylot.
  16. Brzucha zupełnie nie czuł, co było o tyle dziwne, że miał tam... Dziurę. Paskudną dziurę, bo szpony bestii bez trudu przecięły skórę i tkanki pod nią. Wszystko było tak brudne od krwi, która wsiąkała w piach, że trudno było wywnioskować czy uszkodzeniu uległy ważniejsze narządy. Dźwięki zaczęły się lekko rozmywać, tak samo jak obraz. Kater poczuł jeszcze zimny dotyk palców Izefeta na twarzy. - Kater, Kater, zostań! Musisz mi z tym pomóc! Skup się trochę, dobrze? Masz jeszcze mnóstwo roboty, nie zasypiaj! Słyszysz? Nie zas... A potem było ciemno. Kiedy się obudził, wszędzie była mgła i szarość jak w pochmurny dzień. Nie sposób było rozpoznać, na czym stoi, bo tumany były dosłownie wszędzie. Nie był to jednak piach i wokół panował chłód. Więcej: Zabrak był sam. No, prawie sam, bo we mgle naprzeciwko niego stała rozmazana postać najpewniej odwrócona w jego kierunku. - I co, Kater? To koniec? - zapytał głos śliski jak jedwab i eteryczny jak wiatr. Nie sposób było stwierdzić, jakiej płci był właściciel, ale z pewnością nie był to Bane.
  17. Saskia bez wahania usiadła obok z ręką opartą o podłokietnik i nogą założoną na nogę, ale nie była to pozycja szczególnie odpowiadająca damie czy też dobrze wychowanej osobie. Przyglądała się twarzy Aleksandra. - Było lepiej, kiedy nie byłeś nocną wersją siebie? - zapytała. - To znaczy... Pewnie było inaczej. Bardzo inaczej, ale pytam raczej pod kątem tego, czy jeśli Loren zaproponowałby ci zmianę jeszcze raz, zdecydowałbyś się? - zapytała.
  18. - Ja chyba też jestem człowiekiem. No, po części. Nie urodziłam się w taki biologiczny, rozumiesz, sposób - odpowiedziała, drapiąc się z zakłopotaniem po karku i na chwilę wbijając wzrok w ziemię. - Powstałam jakby z czyjejś głowy, jak się zdaje. Jeśli dobrze pamiętam, miało to jakiś związek z książką i kawą - dodała i podniosła głowę, pozbywając się zakłopotania i prostując palce w dłoniach. Hania wobec tego wszystkiego co się działo najpierw poczuła się zagubiona. Bo co to się stało z tym wszystkim co z niej wypłynęło ledwie chwilę wcześniej? Skąd te drzewa i właściwie dlaczego? Nie to było ważne. Ważne, że skoro przed chwilą oczyściła się ze wszystkich niechcianych elementów, teraz mogła zacząć wszystko od nowa, a jak powszechnie wiadomo, każdy akt stworzenia zaczyna się od przypadku, wybuchu, albo filiżanki kawy. No może nie do końca każdy. Skoro przeciwniczka dążyła do stabilizacji i spokoju, warto było to wszystko wykorzystać. Hania przywołała więc z pamięci scenerię towarzyszącą jej powstaniu. Chłodny pokój, wspomniana wcześniej zimna kawa, opary absurdu i niewyspanie. Nie wolno zapomnieć też o książce o dumnym tytule "Sztuka i czas". Zmaterializowała więc w dłoni księgę, usiadła na ziemi i zaczęła ją przeglądać. Co byłoby dobre na taką okazję? Lepiej nie serwować porządku wobec tak uporządkowanego świata, a więc odpadało średniowiecze. Hania zaczynała już odczuwać pewne skłonności ku kierunkowi, w jaki się uda, coś w rodzaju potrzeby serca. Na porządek trzeba będzie odpowiedzieć chaosem. Na statyczność dynamiką. Kontrast... O to wszystko się tak naprawdę opierało. Odrzuciła książkę. Twarz Hani zaczęła się rozpływać i zmieniać kolory, tak jak cała ona. Jej ciało rozmyło się w plamy, żeby zaraz potem zgeometryzować się i rozbłysnąć różnymi kolorami. Od stóp Hani odeszły różnobarwne refleksy świetlne, trwale zmieniając kolory otoczenia. Rozchodziły się niczym elementy fraktalu, roztaczając wokół dźwięki podobne do przesuwania mokrym palcem po krawędzi kieliszka. Pod warunkiem, że palec należałby do boga, a szkło byłoby czystym kryształem. Całe otoczenie stało się przezroczyste. Światło mieniło się w krzywiznach elementów, wybrzuszając je i nimi falując. Podłoże stało się gąbczaste i z przezroczystego zmieniło barwę na opalizujący brąz przechodzący miejscami w żółć. Podłoże zaczęło z wolna oblepiać Monikę, zachowując się niby falujące prześcieradło. Drzewa natomiast zostały zniekształcone jeszcze bardziej. Liście i drewno zlały się z początku w bezkształtne masy, by zaraz potem stać się żywymi istotami... Względnie żywymi. Miały zbyt długie nogi, choć coś w ich strukturze przypominało znane zwierzęta - żyrafy, słonie, lisy, wilki... Wszystkie one były karykaturalne, jak przepuszczone przez krzywe soczewki. Hania, czy też coś co było nią przed chwilą trzymała w dłoni zegarek kieszonkowy w stanie płynnym. Jak na ciecz przystało, spłynął na ziemię, zlewając się z otoczeniem. - Teraz spróbuj odnaleźć się w moim surrealizmie - powiedziała Hania. - Zaczęłam od nowa, od chaosu. Ale każdy chaos ma jakiś swój porządek. Co jest prawdziwe, Moniko?
  19. Rufus McGrub Smok podniósł głowę usytuowaną na długiej szyi, mając na pysku wypisane bezgraniczne zdziwienie. W tamtym momencie coś w wielkim, czarnym lądzie przywodziło na myśl kurę z jej wiecznie zdumionym spojrzeniem. Zdołał się jednak szybko opanować po wzniosłej i łzawej przemowie młodego krasnoluda i z pogardą splunął miniaturową kulą ognia... Na szczęście nie na krasnoluda, ale pod swoje łapy, dając upust złości - trzeba przyznać, dość łagodnie jak na to, co mógł zrobić. - Podłe pomówienia i kłamstwa. Ostatni tekst jaki czytałem o smokach brzmiał "1001 przepisów na każdą okazję" i tyczył nie smoków, tylko dużych gadów nizinnych. Nie masz żadnych dowodów. Nic o mnie nie wiesz. A prawnie ta grota należy się mnie ze względu na... Dziedziczenie. Odziedziczyłem to wraz ze złożeniem uroczystego podpisu, to znaczy dokładnie... W tym momencie smok usiadł na tylnych łapach i sięgnął szponiastą, czteropalczastą przednią kończyną do ściany, gdzie w towarzystwie upiornych pisków i zgrzytów złożył "podpis". Na podpis składało się parę koślawych linii i dziur po kamieniach, które ukruszyły się od ściany w trakcie zabiegu. Następnie smok z zadowoleniem przyjrzał się dziełu i z powrotem padł na ziemię, żeby raz jeszcze rzucić bezczelne spojrzenie Rufusowi. -... Dokładnie teraz. Prawo jest po mojej stronie. Claudio Helms Pająki rozpierzchły się w różne strony. Opinie dotyczące odbudowy ściany były różne, od wesołych pokrzykiwań przez tradycyjne narzekanie, zwłaszcza u przedstawicieli gatunków, które nie budowały szczególnie pokaźnych sieci. Nieznajomy przyglądał się pająkom niepewnie, ale nawet gdy parę zabłąkanych osobników pojawiło się w kraterze, nie wykonał żadnych gwałtownych aktów przemocy. Chwiejnie wydostał się z dziury, a potem stanął tuż pod zasłoną ścianą, całkowicie zaginiony. - Chętnie dołączę do pana i dziękuję uprzejmie za propozycję, ale... Choć szczerze chciałbym odpowiedzieć na pańskie pytania, obecnie muszę poskarżyć się na pewną niedyspozycję związaną z pamięcią, jak się zdaje... - Z roztargnieniem podrapał się po karku. Popatrzył w górę, na Claudio. - Jestem pewien, że za chwilę sobie przypomnę. Za chwilę. Na pewno tak będzie. Mam mgliste wspomnienie, że byłem na jakiejś górze... Przepraszam najmocniej, którędy do wejścia? - zapytał.
  20. Problem był taki, że miecz świetlny nie od razu zakończył życie bestii. Kiedy ciepłe narządy wypadły na piach, Terentatek rzucił się na ziemię, drąc się w miarę możliwości jeszcze bardziej niż wcześniej i młócąc piasek wokół siebie potężnymi łapami. Wykonał jeszcze coś w rodzaju skoku zakończonego twardym lądowaniem. Nie upadł na Katera, ale Kater nie docenił szybkości olbrzyma, gdy ten posłał go wielką łapą kilka metrów dalej, na piasek. Ruch jaki wykonał przypominał pchnięcie. Odezwały się wszystkie możliwe urazy z ostatnich dni. Mógł poczuć zamroczenie, a umierający Terentatek obwieszczający to całemu Korribanowi nie ułatwiał odzyskania koncentracji. Na rozmazującym się krajobrazie pojawiła się sylwetka Kage, który doskoczył do Zabraka i kucnął przy nim. Kiedy już wzrok się wyostrzył, na jego twarzy widać było zaskoczenie wymieszane z próbą stłumienia strachu. Kage patrzył gdzieś na brzuch Katera. - Dobra, szukanie zwojów zostawimy sobie na jutro, co? Teraz trzeba cię będzie pozbierać. Ej, żyjesz, nie? Słyszysz, co do ciebie mówię? - zapytał, zabierając się do udzielania pomocy.
  21. Rozejrzała się po domu, odnosząc raczej pozytywne wrażenie co do ogólnego wystroju. Jakoś nie do końca to pasowało do Aleksandra, ale tym zabawniej było znać go od innej strony. - To lepiej nic tu nie zrobię, nigdy nie widziałam się w roli liści. Ale już skoro mówisz o tym, że specjalnie się nie różnisz, to... Wiem. No może poza tym, że żyjesz tak długo. I że jesteś drapieżną wersją człowieka, możesz manipulować umysłami i pewnie coś jeszcze, o czym nie wiem. To żart - uprzedziła, żeby przypadkiem nie poczuł się urażony. - Ale całkiem ładnie się tu urządziłeś. Chociaż w takim wypadku nie do końca rozumiem, po co ci dom tutaj? Nie mieszkasz tam, na zamku?
  22. Saskia stanęła obok Aleksandra, no bo gdzie by indziej mogła stanąć i rozejrzała się po polanie. No, nieźle. Nie była znawcą fauny wodnej, toteż nie zdziwiła się, że nie ma pojęcia na co konkretnie patrzy, ale widok był naprawdę co najmniej zadowalający. - Ładnie tu. Nie mam w sobie co prawda romantyka, ale tu mi się naprawdę podoba. Czy to jakiś kolejny poziom znajomości? Pokazujesz mi miejsce, w którym często bywasz, a to znaczy że ufasz mi przynajmniej na tyle, żeby wiedzieć albo wierzyć, że nie przyjdę tu pewnego dnia i nie wyrąbię wszystkich drzew albo nie zatruję wody - zażartowała
  23. Problem z Terentatekiem był taki, że był wielki. I o ile błyskawice łatwo działały na Twi'leka i istoty małe w porównaniu do bestii, o tyle na Terentateka miały wpływ, ale... Mały. Zwierz skulił się w sobie i drżąc na całym ciele zaczął się z wolna przesuwać ku Katerowi z żądzą mordu w małych ślepiach. Między nieproporcjonalnie małymi tylnymi nogami stwora zrobił się ruch, kiedy Izefet postanowił wskoczyć na jego grzbiet, gdy uwaga bestii była zwrócona ku Katerowi, a potem wbił żółte ostrze miecza świetlnego w jego kark. Nie był to cios śmiertelny, ale znów odwrócił uwagę Terentateka, który wygiął się do tyłu, próbując strącić z siebie Kage. Pozostawił odsłonięty brzuch, którego skóra wyglądała na miękką.
  24. Claudio Helms - Drżyjcie, śmierte... Nie, zaraz - Istota człekokształtna pod warstwą brudu poruszyła się i wykonała szereg ruchów, które ostatecznie doprowadziły ją do pozycji siedzącej. Zapewne miał na sobie ubranie, co sugerowały kształty pod błotem. Mężczyzna usłyszawszy głos Claudio najpierw rozejrzał się z dezorientacją, a potem dopiero spojrzał w górę. I chwycił się za głowę. - Na wszystkie możliwe galaktyki i kwazary! Co za bajzel! - jęknął i zerwał się z miejsca, co już chwilę potem zakończyło się efektownym zachwianiem i lądowaniem z powrotem w kraterze. Zanim nieznajomy ponowił akcję wstawania, a tym razem zrobił to znacznie ostrożniej, przysiadł i spędził minutę czy dwie na kontemplacji. Potem sapnął i wstał, póki co nie decydując się na żadne dodatkowe ruchy. - Najmocniej przepraszam! Nie wszystko dzisiaj idzie zgodnie z tym, jak to sobie zaplanowałem. Obiecuję, że wszystko to naprawię! To przypadek, żadne działania dywersyjne! Mógłby mi łaskawy pan wyjaśnić, gdzie właściwie się obecnie znajdujemy? - zapytał. Ptasznik spoczywający na ramieniu Claudio aż się wzdrygnął. - Wariat. Nie podoba mi się to, będą kłopoty. Wspomnisz moje słowa. Na krawędzi desek zaczęła zbierać się cała masa pająków, będących stworzeniami wybitnie ciekawskimi. Rufus McGrub Gad nie poruszył się jeszcze dłuższą chwilę, ale dyskretne drgnięcie mięśni pod czarnymi łuskami zdradziło odległość, na którą Rufus mógł się zbliżyć. Nawet jeśli coś jest dyskretne, na kimś tak wielkim trudno tego nie zauważyć. Tym bardziej, że drgnięciu towarzyszyło efektowne obnażenie kłów, trzeba przyznać, że równie efektownych. Nie był to gest nerwowy, bo smok pokazał zęby bez większego zaangażowania. Ot, jakby było to coś, czego się od niego wymaga. - Nie pukałeś. A chciałbym uprzejmie zauważyć, że od teraz jest to MOJA grota. Witaj w MOJEJ grocie - odparł wielki gad. Głos prawdopodobnie rozległ się zarówno fizycznie jak i w głowie krasnoluda, ponieważ poruszył paszczą, ale rozdwojony język znacznie utrudniałby dykcję, którą smok miał całkiem niezłą. - Jesteś teraz sąsiadem, ale nie będę tolerował najść bez zaproszenia. Cenię sobie prywatność. Wiem, że jest tu srebro i możecie je sobie zabrać. Nie trudnię się zbieractwem. Wyraz pyska smoka, zaskakująco obrazowy jak na kogoś pozbawionego mięśni mimicznych zdradzał, że ów doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo bezczelne jest to co powiedział i teraz testował Rufusa.
  25. - Musisz mi wszystko opowiedzieć. Wszystko - odpowiedziała, nieufnie mierząc go wzrokiem i chowając krzyżyk. - I próbuję, ale obawiam się, że będziemy potrzebować wody święconej. A także hostii, bo inaczej twoja dusza przepadnie! - zagroziła, robiąc wielkie oczy i minę mającą wyglądać strasznie. - Naprawdę mogłem wziąć duszę, a zabrałem tylko parę kropel krwi? - zapytał demon, krzywiąc się. Chwycił Ruby za ramiona i nią potrząsnął. - Mogłem?! A potem zakrył twarz dłońmi i upadł na łóżko Ruby. - I nie przejmuj się, przyjaciółko mojej kontrahentki. Już spaliśmy razem, he, he - wtrącił złośliwie, a tymczasem Judy, zszokowana jak nigdy, aż otwarła usta. - Tak bez ślubu, Ruby?!
×
×
  • Utwórz nowe...