-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- Właściwie to myślałam teraz nad tym, że zostawiłam w zamku wszystkie rzeczy i że powinnam podziękować. Przemyślenie kwestii moralnych zostawię sobie na kiedy indziej, ale domyślam się, że to nie tylko dla zabawy - odpowiedziała, usilnie zastanawiając się, co powinna teraz zrobić. Sprawa wyglądała kiepsko. Saskia nie mogła przecież wrócić do domu, bo to po pierwsze byłaby ucieczka, po drugie zostawienie bałaganu za sobą. A trzeba było jakoś pomóc ludziom i przy okazji nie napsuć krwi Aleksandrowi, bo to mimo wszystko byłoby niewdzięczne. - Nie da się tak... bez zabijania? To znaczy zabrać tyle krwi, żeby ten ktoś mógł przeżyć? - zapytała, nie podnosząc wzroku sponad ciemnego horyzontu. - Chyba że tu dochodzi kwestia zarażenia wampiryzmem i... Aaaach. Nie wiem, co mam robić. I wtedy zauważyła krzyżyk na szyi mężczyzny. Drewniany co prawda, ale to wciąż krzyżyk. Czyżby chodziło tylko o srebro, a sam znak im nie grozi? - Aleksandrze? Dlaczego nosisz krzyżyk na szyi?
-
W lodówce w kuchni znalazł zupę z poprzedniego dnia, surowe steki z nieokreślonego zwierzęcia, zielone jajka i jakieś niezidentyfikowane, zafoliowane jedzenie. W jednej z szafek Zabrak znalazł ciastka przypominające Igatli z Kuat. Jeśli zaś chodziło o poszukanie ubrania, Corusant był planetą multikulturową, co znacznie ułatwiało poszukiwania odzieży, ale i potrafiło je mocno przedłużyć. Ledwie dwa sektory dalej znajdował się potężny kompleks handlowy zbudowany z kilku szklano-metalowych segmentów, tyle tylko, że Zabrak musiał wiedzieć, co konkretnie chciałby sobie kupić.
-
- I ma mnie cieszyć, że nic jej nie będzie? Z całym szacunkiem, mówiłam o trupie leżącym na stole. O martwej dziewczynie, służącej, Klarze, którą twoja macocha skonsumowała. To trochę... trochę... - Saskia jęknęła, łapiąc się za głowę i próbując zebrać myśli. - Szokujące! Dzisiaj ledwie z nią rozmawiałam, a potem wieczorem widzę jej ciało pozbawione krwi i Felicję z jej nadmiarem! Klapnęła na trawę, gapiąc się w morze rozbieganym wzrokiem. Trzeba było coś zrobić. Trzeba było powiadomić ludzi. Trzeba było... podziękować za pomoc i uratowanie tyłka. Saskia podniosła głowę i spojrzała na Aleksandra. - Dziękuję za... pomoc. - Specjalnie nie użyła słowa "ratunek". To byłoby przyznanie się do porażki. - Tak, wiem. Trudno żebym nie wiedziała, zazwyczaj ludzie nie piją krwi innych ludzi, nie mają czerwonych tęczówek i... A właściwie dlaczego mi pomogłeś, co? Też jesteś wampirem. Poczekaj... żeby zrobić jej na złość? - zapytała, kładąc rękę na biodrze i znów marszcząc brwi. - Słusznie, też bym tak zrobiła.
-
Datapad nie podpowiedział niczego nowego, podobnie było z pamięcią. Niemniej nadchodził nowy dzień i nadzieja na odnalezienie Korribanu - zmora senna musiała poczekać, przynajmniej do następnej nocy. Stegh spał, o czym świadczyło dzikie chrapanie, które roznosiło się po całym mieszkaniu. Cóż, barman raczej nie wstawał wcześnie, szczególnie, że miał kawałek nieprzespanej nocy. Jeśli zaś chodzi o impulsy na rękach, teraz zupełnie znikły. Nie czuł już takiej dawki energii jak poprzednio.
-
Już w trakcie brania prysznica przysypiał, więc zapadnięcie w sen nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Właściwie ledwo co dotknął głową poduszki, a już spał. Śnił o martwych kurtyzanach z nieszczęśliwymi, opuchniętymi twarzami i rozprutymi brzuchami. Śnił o Twi'leku i o rzeczach nieważnych, niespójnych bądź po prostu chaotycznych. Ale pojawiła się i obrazowa wizja. Realistyczna w niejasny sposób, widziana z trzeciej osoby. Kater zobaczył siedzącą, wyprostowaną sylwetkę mężczyzny w oddali. Całe ciało ukryte było w szatach, a wokół mężczyzny kręciła się dziwna zmora. Zmora wyglądała, jakby składała się z samych szmat i łachmanów, obowiązkowo czarnych. Łopotała na nieistniejącym wietrze, oplatała mężczyznę i wirowała wokół niego. Raz czy dwa Katerowi mignęła twarz, czy może raczej biała maska imitująca humanoidalną czaszkę. A potem wizja nagle skończyła się, zaraz po tym gdy czarne, puste oczodoły spojrzały w stronę Zabraka. Kiedy się obudził, ledwie zaczynało świtać. Spośród wszystkich wizji, ta odcisnęła się najwyraźniej.
-
- A ona? Nie, dobrze, dobrze, wiem, głupie. Jej nie pomogę - stwierdziła, nerwowo zerkając na drzwi. A potem nerwowo zerknęła na niego i skrzywiła się lekko. - Nie chcę być niewdzięczna, ale krzyżyk będę mieć w dłoni. Tak na wszelki wypadek, rozumiesz. - Saskia czuła się trochę osaczona. Z jednej strony Aleksander był opcją na przeżycie, z drugiej był też opcją na szybką śmierć i mógł współpracować z Felicją. I kłamać. Ale mimo to podeszła do niego, bo mimo wszystko Felicja wzbudzała gorsze odczucia. Schowała krzyżyk do kieszeni, ale go nie puściła, przy okazji rzucając mu Znaczące Spojrzenie. - Bardzo się zawiodłam, że nie możecie się zmieniać w nietoperze. I to nie jest tak, że ci ufam - zaznaczyła.
-
- A Maada mówiła, że dostałeś łącznie trzy tysiące razem z zaliczką i że nie dała ci ich żebyś zabił typa, tylko dlatego, że tych dwudziestu pięciu tysięcy się nie spodziewała i jesteś zabawny, ale, cytuję: "gdybyś chciał rozdeptać tego gnoja, złociutki, byłoby niesamowicie miło" i że liczy na ciebie, bo tak uroczego najemnika dawno nie spotkała - dodał, podnosząc lekko łuk brwiowy. Z oczywistych względów ciała Trandoshan nie miały włosów, a ze względu na ograniczoną ilość mięśni twarzy trudno im było wyrażać emocje. - Co do gościa, umówiłem się że przyjdzie jutro do baru, na zaplecze i chętnie z tobą poplotkuje. Tak powiedział. Zasugerował, że dwieście pięćdziesiąt byłoby bardzo w porządku za informacje. A więc teraz możesz już iść i spać, bo widzę, że oczy ci się zamykają.
-
- To wspaniale. Pozazdro... - Nie dokończyła, bo wtedy rozległ się łoskot. Spojrzała w stronę drzwi, a potem z powrotem na wampirzycę. Szybka kalkulacja... Spojrzała przez okno, jak daleko od ziemi się znajduje, bo wyskoczenia przez okno nie wykluczała. Potem rzuciła okiem na Felicję, potem znów na drzwi, desperacko starając się znaleźć rozwiązanie z sytuacji i ściskając krzyżyk tak, żeby przypadkiem nie wyleciał jej z rąk. Albo nie został wypchnięty. Mimo wszystko była ciekawa, co się stało za drzwiami. - Jako starszej i uprzywilejowanej odstępuję pani pierwszeństwo - odezwała się, gotowa na potencjalny atak. W końcu Felicja też była teraz zaskoczona.
-
- Masz szczęście, że otwieram jutro dopiero o osiemnastej, bo inaczej byłbym wkurzony za nieprzespaną noc, ty świrze - odezwał się na powitanie Stegh i faktycznie był nie w sosie. Zamknął za Katerem drzwi (na kilka klamer i zasuw) i ruszył w stronę pokoju dziennego. Klapnął ciężko na fotel, a Trandoshanie mieli chyba predyspozycje do ciężkiego siadania, bo fotel aż się odsunął. - Dobra. Znalazłem gościa, który handluje papierowymi zapiskami. Nieźle chłopina zarabia, zwłaszcza na takich co lubią starocie. On w większości uważa to za śmieci i powiedział mi, że generalnie się nie zagłębia w to co sprzedaje, bo chodzi mu tylko o kasę. Ale znalazł nabywcę na kawałek mapy, na której były jakieś śmieszne mróweczki jak to określił i napis w normalnym języku "Korriban/Pesegam". No ale ktoś tę mapę kupił i to dzisiaj, a facet chętnie za parę kredytów zdradzi jak wyglądał klient - odparł. - Zawsze to coś, a lepszego śladu nie znajdziesz. Nikogo dzisiaj starożytne cywilizacje nie interesują, zwłaszcza w momencie kiedy sytuacja polityczna jest tak napięta.
-
- Moja ciotka wiedziałaby, że wilki nie były w stanie mnie zabić. Przed śmiercią zdołam ją powiadomić co się stało, a potrafi być naprawdę podła. Zwłaszcza jeśli chodzi o pijawki, pijawek nie znosi - odparła, wciąż bawiąc się krzyżykiem i pozornie nie zwracając uwagi na Felicję. Pozornie. - Nie. Nie oddam krzyżyka, bo to by było nierozsądne, a ja lubię rozsądek. Zanim przystąpi pani do zabicia mnie, chcę zapytać... Wampiry mają słuch bardziej wrażliwy, niż ludzie? - zapytała. Na jej twarz wpełzł podły uśmiech, a krzyżyk plątał się manifestacyjnie między palcami. Wbijała wzrok w Felicję, choć jej oczy do oczu wampirzycy się nie umywały.
-
- Tysiąc kredytów brzmi dobrze, ale moje znajomki to nie lekarze. A już na pewno żaden ci nie pozwoli wesoło wbić do szpitala i kogoś zamordować. Słuchaj, Kater. Ja wiem, że ty jesteś chłopak dobry i sprawiedliwy, ale sugeruję, żebyś póki co zostawił tego typka. Przynajmniej na kilka dni, no bo ile można go trzymać w szpitalu? Rusz dupsko i wracaj, zabijesz go później. Wiem, że zapłacili ci za stłuczenie mu mordy, a nie za zabicie. Mam informacje o twoim Korribanie, więc chodź tutaj - odpowiedział.
-
Nie odmówiła sobie lekkiego uśmiechu. Tylko takiego, żeby Felicja zauważyła, że ona wie. - Pani odkryła to dopiero teraz? Bo ja przed chwilą nie wierzyłam w wampiry, więc skąd miałabym mieć na ich temat jakiekolwiek informacje? - zapytała. - Ale mam chyba jedną, która mi się przyda. Niemniej, czy jest z pani strony jakaś propozycja?
-
Zbyt wiele metalu otaczało Twi'leka, aby Moc mogła zadziałać. Kolejnym problemem był dystans i ruch panujący wokół, co też za chwilę dało o sobie znać. Ścigacz wymagał kontroli, dlatego też przy próbie skupienia pojazd powietrzny zjechał nieznacznie na sąsiedni pas i zahaczył o ścigacz lecący z naprzeciwka. O ile temu z naprzeciwka niewiele się stało poza lekkim zarysowaniem, o tyle ścigacz Katera zarzuciło i wypadł z trasy. Ambulans oddalił się, a za nim pas innych pojazdów.
-
- No pewnie. Na pewno któreś z was potrafi tańczyć, albo śpiewać, albo malować. Może walczyć, może pływać - odpowiedziała na pytanie o umiejętności. Postanowiła przeprowadzić eksperyment. Wyjęła z kieszeni srebrny krzyżyk i zaczęła się mu uważnie przyglądać, niby dla zajęcia rąk. Zamierzała sprawdzić, jak na jego obecność zareaguje Felicja. Była gotowa przyjrzeć się nawet jej oczom, aby tylko dostrzec niepokój. Nawet subtelny. Zwłaszcza na oczy zwróciła uwagę, a światło świecy tylko jej w tym pomagało. - A jak chciałabym umrzeć? Wcale. Opcjonalnie ze starości - stwierdziła, cały czas utrzymując pokerową twarz.
-
- Nie mam radaru w dupie - odparł Stegh, zaspany i niezadowolony. - Nie wiem gdzie może być. Tutaj musisz sobie poradzić sam - uciął i się wyłączył. Po dotarciu na miejsce okazało się, że wokół domu Frei zgromadził się już całkiem spory tłum. Ktoś coś krzyczał. Były nawet służby porządkowe, a jeśli chodzi o sam dom... Cóż, płonął. Resztki ścian były osmalone i wszystko wyglądało jak po wybuchu bomby. Ale Frea był w pobliżu, wyczuwalny jako rozedrgane źródło chaotycznej energii dochodzące z małego, ambulatoryjnego statku atmosferycznego. A zatem zmywał się do sektora szpitalnego. Rozbłysła zielona bariera, która kurcząc się pochłaniała płomienie w zniszczonym domu. Przy nim były trzy ścigacze policyjne i przypadkowi przychodnie.
-
- No tak. Spodziewałabym się tego po Heronie, rzeczywiście. Po Patricku nie - odparła. - No i chyba im więcej w jednym miejscu, tym mniej jedzenia, prawda? Czy cała szlachta to wampiry? Czy możecie się rozmnażać inaczej, niż przez zarażenie? Mam tu na myśli normalne rozmnażanie, pytanie może bezwstydne, ale ja najbardziej mnie nurtuje - odpowiedziała. Wciąż się nie poruszyła, stała twardo na ziemi, a postawę miała równie pewną co Felicja. - Chce mnie pani zabić? Dwie służące jednego dnia to trochę za dużo. Nie liczę oczywiście na służbę, oni mi nie pomogą. Jeśli mnie pani zabije, nic mi nie pomoże. Ale jeśli pani to zrobi, daję pani dwa do trzech tygodni. Jutro miałam wysłać list do mojej ciotki. Jeśli list nie przyjdzie w ciągu tygodnia, zacznie się niepokoić. A jest naprawdę wredną babą, nie wspominając o tym, że nie jest zwykłym człowiekiem. Ja też nie - stwierdziła. Odwróciła się, żeby dojrzeć najbliższe krzesło, a potem spokojnie na nim usiąść. Założyła nogę na nogę. - Wie pani, nie jestem przestraszoną Klarą i nie spanikuję. Zaprezentowałabym pani co potrafię, ale tego z kolei pani mogłaby nie przeżyć. To co zrobimy?
-
- "Te wszystkie trupy"? Co? Jakie znowu trupy? Frea trzyma farmę zwłok u siebie w domu? Morduje prostytutki? Dlaczego go, kurwa, nie zabiłeś? - zapytała ze szczerym zdziwieniem, odsuwając się jeszcze na krok do tyłu. Maada była zbulwersowana. - W zasadzie racja, nie kazałam ci go zabijać... Ale ktoś będzie musiał, przecież to kanalia. A bez ręki będzie jeszcze bardziej zgorzkniały i upierdliwy. Nie mogłeś zrobić zdjęć i zabrać mu datapada? Przecież można by było mieć na tego gnoja haka, a teraz pewnie zdążył już wszystko posprzątać... Ech - Kobieta ciężko opadła na fotel z miną myśliciela. Jeśli zaś tyczy się walizki, zamiast pozostałych siedmiuset kredytów, w środku znajdowało się... Dwa i pół tysiąca.
-
- Wiedziałam, że są rzeczy których nie da się wyjaśnić. Po prostu nie wierzyłam w wasze istnienie i dalej trudno mi jest w nie uwierzyć. To znaczy... Widzę kły, czerwone oczy i inne takie. Pewno jest pani szybsza i silniejsza ode mnie. Zastanawiam się nad zmianą w stado nietoperzy, chociaż to wymagałoby niesamowitej samokontroli no i przypuszczając, że waży pani najwyżej sześćdziesiąt kilogramów, musiałaby pani... - Zwróciła oczy ku sufitowi, bezgłośnie poruszając wargami. - ...Nietoperz wampir waży coś koło pięćdziesięciu gramów, razy sześćdziesiąt... Tysiąc dwieście nietoperzy? Chyba pomyliłam się w rachunkach. Niemniej to, plus - jeśli umiecie zmieniać ludzi w wampiry - to w krótkim czasie nie byłoby na świecie ludzi, tylko miliony głodujących wampirów. Mylę się? Jak ta sprawa wygląda? - zapytała. To było chyba coś, co najbardziej ją nurtowało. - A co pani ze mną zrobi, nie wiem. Sama zastanawiam się, co powinnam zrobić z panią i z pewnością ją powiadomię, kiedy tylko zadecyduję - rzuciła. A póki co zastanawiała się nad opcją doskoczenia do wejścia, poczekania aż Felicja do nich dobiegnie i przywalenia jej z całej siły drzwiami. Tylko co potem? Potem mogła jeszcze zacząć się drzeć. - Czyli właściwie... Cała szlachta z okolicy to wampiry? I czy służba w zamku wie?
-
Pokiwała głową, krzyżując ręce na piersi. Nie cofnęła się do tyłu - O, tak. Z pewnością będę uciekać, zaraz po tym jak weszłam tutaj, trzaskając drzwiami. Żartuje pani? Czy wyglądam na kogoś, kto chce uciekać? Nie, chcę zadać pytania, bo właśnie zburzyła mi pani światopogląd, bardzo dziękuję - fuknęła z wyrzutem. Nie to, żeby ją podejrzewała o bycie złem wcielonym, ale żeby aż tak? Saskia nie czuła jeszcze strachu, bo póki co wypełniała ją złość i na złości się skupiła. Nie miała pomysłu jak mogłaby powstrzymać wampirzycę i to było coś, co rzeczywiście ją martwiło. Bardziej niż brak pretekstu do nocnych wędrówek. - Dlaczego Klara? Przecież była ze służby. Czy to nie jest, nie wiem, na przykład nielogiczne? Ludzie opowiadają, że w waszym zamku znikają służące, a pani zamiast wyjść na nocną przechadzkę zaprasza jedzenie do środka? Choćbym chciała to nie jestem w stanie tego zrozumieć - stwierdziła. W kieszeni sukienki znalazła zgięty krzyżyk i zacisnęła na nim palce - ot, żeby dodać sobie pewności. - Poza tym, to kosztowne. Czy rodziny tych dziewcząt nigdy nie pytały, co się z nimi stało? No i zostawia pani ślady!
-
- AAAAAAAAA! - Twi'lek nie przyjął ze spokojem odciętej dłoni. Zaczął się drzeć jak opętany, a jego wrzask drażnił uszy. Zwinął się na podłodze w kłębek i panicznie się rzucał jak ryba wyjęta z wody. A Zabrak mógł w spokoju opuścić przedstawienie. I znów wszystko byłoby w porządku prócz uporczywego uczucia bycia obserwowanym. Trochę zajęło mu wykonanie zlecenia, dlatego też kiedy już wracał po resztę pieniędzy, zaczynał się szary świt. Strażnicy przy wejściu go zapamiętali, więc automatycznie przepuścili. Impreza u Maady już się skończyła, o czym świadczył brak muzyki i czyjeś zwłoki bełkoczące przez sen, rozwalone pod drzwiami do apartamentu i wciąż z butelką w dłoni. Maada była w środku, zajęta siedzeniem na fotelu i grzebaniem w datapadzie. Podniosła wzrok, gdy Kater wszedł do pokoju i jej twarz rozpromienił autentyczny uśmiech. Odrzuciła datapada na fotel i przeskoczyła przez oparcie. Chwyciła walizkę leżącą na stoliku, zapewne z kredytami. - No, nasz mały żartowniś! Muszę przyznać, że dawno się tak nie bawiłam kiedy dostałam tę wiadomość z przelewem. Ha, mój drogi! Jeśli to nie naturalny talent, to nie wiem co innego - rzekła, idąc w jego stronę i rozkładając ręce. Kiedy już była całkiem blisko, mocno go uścisnęła, a potem się cofnęła gwałtownie. - Powitania powitaniami, ale śmierdzisz trupem - poinformowała, krzywiąc się. - Co do cholery, złapałeś go w prosektorium?
-
Powtórzył operację. Wiadomość zwrotna nie nadeszła, ale z pewnością dwadzieścia pięć tysięcy trafiło na konto Maady Khan. Po tym Twi'lek opuścił głowę, czekając na to co postanowi Kater i starając się na niego nie patrzeć. Gdyby mógł, zapewne w tamtej chwili najchętniej by zniknął. Wciąż jednak została sprawa zamordowanych i ich ciał zalegających w pokoju. Ubranie Zabraka najpewniej przeniknęło już smrodem panującym w środku.
-
Poczuła jak mocniej zabiło jej serce. Ale nie zamierzała uciekać, bo pewnie przy próbie ucieczki kobieta... Potwór, zorientowałby się, że nie jest sam. Dlatego też Saskia postanowiła zareagować przeciwstawnie. Jeśli się ucieka, nie można przewidzieć ataku od tyłu. Weszła do środka, głośno tupiąc i trzasnęła drzwiami najmocniej jak tylko mogła. Czuła mieszaninę strachu, odrazy i wściekłości. Na refleksję nad martwą dziewczyną przyjdzie jeszcze pora. - "Podkrada się jak upiór, coraz bliżej swego celu". Pani lubi SMAKOWAĆ nocne życie prawie tak samo mocno, jak ja - syknęła, gotowa wydrzeć się w swój szczególny sposób. - Jest dzień incydentu z wieśniakami i akurat ta dziewczyna? Tak prędko?
-
- T-t-tak - wyjąkał. Położył urządzenie na płasko na podłodze i odblokował ekran datapada. Numer konta Maady miał już zapisany, więc niewiele czasu zajęło mu wpisanie odpowiedniej kwoty i wiadomości w tytuł przelewu. Pisał w sposób bardzo uprzejmy, choć drżące palce nie współpracowały z Freą i czasem zdarzały mu się literówki. "Witaj, Maado Khan. Wysyłam ci należne 50.000 kredytów i informuję, że najemnik wykonał zadanie. Pozdrawiam, Frea. PS. Ile wynosi zapłata najemnika?". Nacisnął klawisz akceptacji pierwszy raz i potwierdzenie drugi, a transakcja została wykonana. Kilka minut później otrzymał wiadomość zwrotną. "Drogi Freo! Jestem niesamowicie wdzięczna za wysłane, należne mi kredyty ty skretyniały durniu. Opłata dla najemnika wynosiła 1200 k i w związku z tym wyślij mi kolejne 25.000k jako rekompensatę za stres i nerwy, w ciągu najbliższych pięciu minut. Twoje życie jest dla mnie nic nie warte i wystarczy jedno moje słowo, żebyś zdechł. Pozdrawiam i przesyłam całuski, Maada"
-
- I jak mam, kurwa, ściągnąć kredyty bez kumpli? Mają przylecieć?! Mogę zrobić przelew, skąd niby będziesz wiedział, że wzywając pieniądze nie wezwę kogoś innego? Jak mam to niby zrobić? No jak?! - wydarł się w desperacji. Cwaniacki błysk zniknął. Frea się bał i było to niemal podniecające, zwłaszcza że "ofiara" Katera była kanalią z najgorszego marginesu społecznego. Wokół wciąż panowała cisza, poza pojedynczymi, cichymi strzyknięciami z błyskawic wokół palców Katera. Wydawało się, że zabawa z Freą wzmaga działanie Mocy - emocje których ów dostarczał powodowały, że Zabrak czuł zastrzyk energii.
-
Na co innego można było zwalić winę, jak nie na lunatykowanie? Ruszyła dalej, oczywiście idąc za śladem. Pierwszym co ją do tego popchnęło była ciekawość, drugim troska. Bo ktoś mógł być z jakiegoś powodu ranny i potrzebować pomocy. Ale właśnie, z jakiego? Saskia rozczochrała włosy i zaklęła, przypominając sobie, że nie ma na sobie sukienki nocnej. Trudno, wymyśli jakieś parszywe kłamstwo na poczekaniu. Nie była może i najlepsza w improwizacji, ale może akurat nikt nie będzie się czepiał? Postanowiła delikatnie i cicho otworzyć drzwi, pamiętając, że mogą skrzypnąć przy próbie sforsowania ich.