-
Zawartość
1929 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
13
Wszystko napisane przez Gandzia
-
Po wylądowaniu w Popradzie udałem się wraz z moim ochroniarzem do hotelu, w którym mogli zatrzymać się zamachowcy. Po krótkiej, ale za to popartej odpowiednimi argumentami rozmowie - Boże błogosław korupcję! - dowiedziałem się, w którym pokoju urzęduje nowo przybyła i dość liczna grupka Polaków. Podziękowałem i udałem się do wskazanego pokoju. Na miejscu zapukałem do drzwi. Otworzył jakiś rosły, acz raczej nerwowy dryblas. - Tak? - spytał, spoglądając na goryla. Chyba mnie nie zauważył... Chrząknąłem, by powiadomić go o moim istnieniu. Spojrzał na mnie dziwnym, pełnym szacunku wzrokiem. - Podobno ktoś w Polsce dokonał spektakularnej akcji przemiany kilkuset ludzi w lepsze istoty - zacząłem. - Niestety, ci ktosie są ścigani. Miejmy nadzieję, że inni ktosie będą mogli pomóc im w ucieczce. Facet rozejrzał się po korytarzu, po czym gestem kazał mi i mojemu ochroniarzowi wchodzić. W środku czekało już siedmiu jego kolegów. - Dobra robota - powiedziałem. - Jestem Antonovka z POZ. Mam wam pomóc w ucieczce. - Gdzie mamy uciec? - spytał jeden z nich, najpewniej herszt. - Do Japonii, oczywiście. Przygotowałem trasę waszego przerzutu na Ukrainę, stamtąd statkiem z Odessy do Gruzji, a potem do Iranu. Stamtąd przez Indie polecicie do Japonii. Przez godzinkę omawialiśmy szczegóły. Uzgodniliśmy, że około dwudziestej trzeciej przyjedzie po nich furgonetka, która przewiezie ich przez granicę z Ukrainą. Po dokonaniu formalności wyszedłem, by przygotować jeszcze parę rzeczy...
-
Dojechaliśmy do miejsca, które prawdopodobnie było kryjówką terrorystów z POZ. - Mieszkanie wyglądało, jakby nie było sprzątane od Potopu. Jedynym miejscem, na którym nie było śladu pleśni, był leżący na talerzu kawałek sera pleśniowego. Powietrze było tak stęchłe, że dało się je kroić nożem. W pokoju jedyną rzeczą, która mogła chodzić i się nie pobrudzić, był wiszący na ścianie zegar... - Szefie, przeraża mnie pan. - Zamknij się, szukaj poszlak - rzuciłem. - Takich? Spojrzałem na biurko. Ulotka jakiegoś hotelu na Słowacji, notatka o zarezerwowaniu biletów lotniczych... Tak, nawet data pokrywała się z terminem ataku. - Zarezerwuj bilety, lecimy na wycieczkę - powiedziałem do goryla.
-
(Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że niby wszyscy mamy tego samego questa, a i tak każdy działa jakby miał swojego? Z tego co widzę, to już wykonały go NIEZALEŻNIE OD SIEBIE dwie osoby...)
-
- Szefa nie ma! - rzekła do Iwanowa sekretarka, która urzędowała przed drzwiami do biura szefa FOL. Świeżo przeniesiona, bo niektórzy ledwo zapukali, a już wchodzili, nie czekając, aż szef wyciemni swoją część pokoju. - Wyjechał w ważnej sprawie. Zostawił dla pana wiadomość, ma pan wyśledzić terrorystów odpowiedzialnych za zatrucie wodociągów. Ponoć już są za granicą. *** - Po krótkich poszukiwaniach znalazłem niewielką poszlakę - niewyraźny ślad buta. Ślad nietypowy, bo pachnący charakterystycznym zapachem... - Szefie, gada pan do siebie - zauważył goryl. - Zamknij się, wczuwam się w rolę. Na czym to ja... Ach tak. Pachnący charakterystycznym zapachem... czegoś. To wskazuje na to, że... - Że być może poszukujemy bandy amatorów - stwierdził ochroniarz. - Jeden z nich zgubił portfel. Zerknąłem na znalezisko. W środku była niewielka suma pieniędzy i karteczka z napisem "Punkt ewakuacji" i adresem. - Jedziemy tam! - nakazałem.
-
Jechałem akurat na domniemane miejsce zatrucia wodociągów, gdy zadzwonił telefon. - Szefie, gliniarze twierdzą, że zamachowcy opuścili terytorium Polski. Hm, to pogarsza sprawę. Jakbym był terrorystami, to rozjechałbym się w różnych kierunkach, różnymi środkami transportu... Ciekawe, gdzie uciekli? Do państw Paktu Wrocławskiego raczej nie, to nie są samobójcy. Do Rosji tak samo... Czechy? Słowacja? Byłe republiki radzieckie? Wybrałbym raczej laickie Czechy... Moje rozmyślania przerwało zatrzymanie się samochodu. Znaczy - dotarliśmy na miejsce. Pierwszy wysiadł ochroniarz, rozglądając się po okolicy. Zaraz za nim wysiadłem ja. - Miejsce zbrodni - zacząłem mówić mrocznym tonem. - Kto wie, jakie niecne myśli krążyły w głowach przestępców, gdy przybyli do... - Szefie? - przerwał mi goryl. - To konieczne? - Cicho, wczuj się w rolę. - Poprawiłem mój kapelusz. W nim oraz w założonym specjalnie na tę okazję płaszczu wyglądałem jak typowy bohater typowego filmu noir. - A teraz zobaczmy, czy przestępcy nie zostawili jakiś wskazówek.
-
W końcu stało się nieuniknione - zrobiłem się głodny. Szybko pobiegłem do kuchni. Kanapka, herbata... Można zabrać się za pałaszowanie. Upiłem łyk napoju. - Mmmm, wiśniowa... - mruknąłem i uśmiechnąłem się. Wtedy to mój wzrok spoczął na pudełku z herbatą. Miętową herbatą. Z wrażenia wyplułem napój. Sprawdziłem smak wody w kranie. Piórwa, też zalatuje wiśnią... Szybko zawołałem swojego podwładnego. - Ta herbata i kranówa. Odeślij ją do laboratorium, niech sprawdzą, co to jest i czemu tak jedzie wiśniówką. Pół godziny później moje przypuszczenia potwierdziły się. Jakiś kretyn dolał eliksiru do wodociągów. A to oznacza wojnę! Zwołałem nadzwyczajne zebranie. - Nakazuję ścisłą obserwację biur adaptacyjnych i rozpoznanych członków POZ. Uruchomić nasze kontakty w policji; jak smerfy się czegoś dowiedzą, to ja mam to wiedzieć minutę później. W razie czego powiedzcie Iwanowowi, że może pójść na komendę i popytać, tylko niech się na Boga zamaskuje. Niech ktoś sprawdzi, czy w ostatnim czasie nie było włamań do jakiegoś biura albo ataku na konwój z Equestrii, w którym nie zginął żaden kucyk. I przygotujcie moją limuzynę. Zobaczymy, czy w przepompowni nie zostały jakieś ślady.
-
(Właśnie zorientowałem się, że coś tu jest nie tak. W FOL jest więcej graczy-kucyków niż w POZ.) - Na razie nie mam żadnych zadań. Idź, odpocznij, zjedz coś...
-
- Ale, wiesz, tak jakby znamy ten adres. Ciężko NIE zauważyć strzeżonego przez uzbrojonych po zęby ludzi budynku, z którego do niedawna wyjeżdżały czołgi z oznaczeniami RFL...
-
(Imposssibru, próbowałem) - Zanieś ją do najbliższego biura.
-
- O, już jesteście? - rzuciłem na widok profesora i pegaza. - Szybcy jesteście. Przy okazji, puka się... Rzuciłem okiem na dokumentację. - O ile się nie mylę, są tutaj wyniki badań nad genetyką kucyków. Pan profesor szuka czegoś, co sprawia, że kucyki mogą żyć w Equestrii mimo promieniowania magicznego. Natomiast co do pana, panie Iwanow, to jesteśmy na tropie sam-pan-wiesz-kogo. Musimy tylko namierzyć ich kryjówkę. W międzyczasie mógłby pan wykorzystać swoje kontakty i przesłać małą przesyłkę do jakiegoś biura? Wróciłem do pisania wiadomości. Szanowni Państwo Ja, skromny anonimowy obywatel, z niepokojem obserwuję brak zaufania w relacjach polsko-equestriańskich. Sądzę, że mogłyby zostać poprawione, gdyby udało się zorganizować występ equestriańskiego artysty dla patriotycznie nastawionego społeczeństwa polskiego w jednym z nieokupowanych miast Polski.
-
Nareszcie miałem chwilę wolnego. Wojenna zawierucha zdawała się omijać mój mały FOL, a mój nowy pomagier jeszcze się nie zameldował. Żyć, nie umierać! No dobra, prawie żyć. Musiałem pamiętać, że Wielkim Mistrzem Zakonu Prawie Krzyżackiego został mój drogi pan Thalberg, więc kwestią czasu pozostawało, aż w swej propagandzie zagra kartą antykuczą. Co prawda mało prawdopodobne, by ktoś uwierzył mu po tym, jak przyznał się do niecnych zamiarów względem Polski, ale lepiej dmuchać na zimne i nieco ocieplić wizerunek zwykłych kucyków. Zwłaszcza że jeśli mamy wypełnić naszą powinność, to musimy pokazać ludziom, że kucyki mogą być dobrymi sąsiadami - o ile oczywiście nie niszczą naszego świata Barierą. Tylko jak to zrobić... Hm, może sprowadzić jakiegoś equestriańskiego artystę? Wysłałem w tej sprawie zapytanie do najbliższego biura adaptacyjnego.
-
- Wiosna przyszła... - Kwiatki kwitną, ptaszki śpiewają... - Właśnie. To okropne! Najechałbym jakieś państwo... - I odpowiedział na parę pytań? - Skoro już tu jestem... - Pierwsze jest od Arceusa. - To po &$#%@ (Cenzura, nie chcemy, by nam zapytajkę zamknęli ~ Gandzia. Nah ~ Sombra) mi głowę zawracasz! - I Rita Croft. - Tak, siebie. - Twórczość pana Lovecrafta jest niezła. Ech, podrzucić tak Lunie jakiegoś Cthulhu... - Prawda, prawda. A co, nie podoba się? Mam zarezerwować miejsce w lochu? - Kazałem ożywić Arceusa. - Uwierzysz, że raz do pałacu wpadł jakiś bałwan na motorze? Chciał potem zrobić na mnie wrażenie i wyjechać stąd na swojej maszynie. Zapomniał o schodach... - Stoi w moich komnatach, zaraz obok okna, z którego roztacza się piękny widok na miejsce kaźni.
-
(Czołgi się chowa w magazynach, jak jest pokój, komputerze. Teraz jest wojna. Also - skąd w Przemyślu Rosjanie, skoro mamy zimę, od granicy szmat drogi i stawiających opór wojsk polskich, a od ostatniego raportu sytuacyjnego minęła jedna rozmowa moja i Padocholika?)
-
- Proszę - wyjąłem ze schowka wizytówkę i podałem mu. - Sposób wykonania zadania dowolny, ale musi pan pamiętać, że to będzie mała, możliwie cicha akcja, dlatego siły w nią zaangażowane powinny być jak najmniejsze. Powodzenia.
-
- Oczywiście, proszę tylko podać termin, w którym dokonano ataku, i miejsce ataku - powiedziałem, wyciągając ze schowka plik dokumentów. Podałem go Iwanowowi. Pierwszy dokument dotyczył pewnego mężczyzny. Dołączone było do niego zdjęcie czterdziestolatka w okrągłych okularach. - Facet na zdjęciu to Albin Jędrzejczuk. Profesor. Wybitny biolog i ekspert od genetyki, chyba najlepszy w kraju. Pracuje dla nas. Ostatnio kontaktował się z nami trzy dni temu z Elbląga, gdzie teraz mieszka. Trzeba go stamtąd wydostać. Proszę przejrzeć te dokumenty, jest tam między innymi adres profesorka; nie wiem, czy się przyda, Jędrzejczuk może się teraz ukrywać. Zrobi pan to?
-
(W Polsce nie lubią też Niemców, a zakony rycerskie i Rzesza Niemiecka jakoś się źle kojarzą, a mimo to nie przeszkadza ci to.) Osłupiałem, słysząc słowa Iwanowa. Oj, poruszył bardzo zły temat... Wcisnąłem guzik, opuszczając dzielącą nas barierę w postaci fenickiego lustra, i spojrzałem mu prosto w oczy. - Panie Iwanow, powtarzałem to, powtarzam i wielokrotnie będę powtarzał - mój FOL nie stoi za atakami na konwoje konwertytów! Taka jest wersja oficjalna, nieoficjalna zresztą też. Organizacji nazywających się Frontem Obrony Ludzkości jest wiele, nawet w tym kraju. Przesunąłem kopytko nad guzik, by ponownie oddzielić się od Iwanowa, ale zrezygnowałem. - Tak się składa, że mogę mieć dla pana zadanie, jednak jest ono niebezpieczne. Będzie pan musiał działać na terenie okupowanym przez RFL, czy jak się to teraz zwie. Pisze się pan? *** Na miejscu egzekucji przez chwilę było cicho, jednak po chwili ktoś zaczął śpiewać, zrazu cicho, potem coraz głośniej. Stopniowo kolejne głosy dołączały do chóru, aż w końcu wszyscy zgromadzeni na placu dołączyli do śpiewaka. Pieśń była stara, ale i piękna, a ponadto idealnie pasowała do sytuacji. Śpiewali "Rotę" Konopnickiej...
-
(Po prostu zastanawiam się, jakim cudem po udzieleniu "wywiadu", który posłałem do telewizji, poczynaniu sobie w Polsce jak w kraju podbitym oraz po de facto wypowiedzeniu Polsce wojny wciąż masz rekrutów. Postanowiłem to trochę... urealnić.) - Powoli - powiedziałem do kuca-ochotnika. - Nie wątpię w pańskie kwalifikacje, ale najpierw chciałbym się dowiedzieć czegoś o panu. Pamiętam, że chyba widziałem pana w Japonii... Był pan w POZ, prawda? Co skłoniło pana do skuczenia się i porzucenia Organizacji O Wielu Nazwach pana Thalberga, a potem pozostawienia towarzyszy z POZ?
-
Do biur rekrutacyjnych Zakonu przyszło... w sumie trzech Polaków. Jeden uciekał przed wymiarem sprawiedliwości, drugi zdezerterował po otrzymaniu broni, a trzeci od razu po wejściu do środka rzucił koktajlem mołotowa i uciekł.
-
Patrzyłem przez okno, jak mój ochroniarz podchodzi, trzymając czerwony parasol, do kucyka... - Witam, chciał się pan widzieć z szefem FOL? - spytał goryl. - Proszę za mną, do limuzyny. - Wskazał mu palcem na środkowe drzwi.
-
No, z powrotem w Polszy. Jak miło wreszcie wrócić do domu... Kazałem zatrzymać limuzynę przy miejscu umówionego spotkania. W czasie gdy mój goryl wypatrywał osobnika z czerwonym parasolem, ja czytałem gazetę. Prasa rozpisywała się na temat nowej twarzy RFL. Zakon, tak się teraz nazywali... Ciekawe, czy to świadome nawiązanie pana Thalberga do jego znajomego Henricha i jego okultystycznego hobby, czy też może zwykły przypadek? Dalej dziennikarze rozpisywali się na temat sytuacji na froncie. Ta przedstawiała się w miarę stabilnie; Niemców zdołano miejscami odeprzeć na linię Odry i Nysy Łużyckiej. Najgorzej było na Pomorzu, gdzie wciąż bronił się Hel. Ciekawe, czy Francja i Wielka Brytania znowu będą siedzieć jak w '39... - Hm... A gdyby tak... - rozmarzyłem się. Wehikuł czasu... Nie, to głupie. Pokręciłem głową, by odgonić od siebie bzdurne myśli. - Szefie? - mruknął goryl. Spojrzałem we wskazywanym przezeń kierunku. Zobaczyłem kucyka z czerwonym parasolem, wchodzącego do baru. - Zaproś go tutaj - powiedziałem, po czym odłożyłem gazetę i wcisnąłem przycisk. Lustro fenickie opadło, oddzielając przedział "dla gości" od mojego. Oczywiście nadal dało się prowadzić kulturalną rozmowę...
-
(Gratuluję, Sajback! Komputer, jak widzę, faktycznie przestawił się na pokojowe rozwiązania - kontroluje jedynie cztery duże polskie miasta...) (Zaraz, przeca jeszcze nie wyszedłem? Zresztą, mniejsza.) Jeszcze w czasie trwania rozmów mój telefon zaczął nieznośnie wibrować. Od razu po zakończeniu negocjacji wyszedłem z pomieszczenia i udałem się w stronę parkingu, sprawdzając przy okazji, kogo diabli niosą. 413 nieprzeczytanych wiadomości... Z zainteresowaniem przyjąłem wieści z Polski. Wygląda na to, że po powrocie do kraju pana Thalberga czeka niemiła niespodzianka, stracił tyle ludzi i sprzętu... Za to moja organizacja zyskała trochę funduszy. No i na koniec... Hej, czy to nie prośba o przyjęcie od jakiegoś kolesia z RFL? Hm, jakieś kucykowe imię. To wyjaśnia, dlaczego chce do mnie dołączyć. Szanowny panie Light Arrow Jeśli chce pan dołączyć do FOL, proszę czekać pojutrze przy Wieniawy 18 w Warszawie. Tam się z panem skontaktujemy. Proszę wziąć ze sobą znak rozpoznawczy - czerwony parasol. (BTW, kara się komputerowi skończyła, więc nie mam zamiaru dłużej używać Wojska Polskiego. Niech robią za NPC.)
-
- Jako przywódca FOL mogę zaproponować wsparcie wywiadowcze oraz dostęp do naszych technologii oraz wsparcie militarne w postaci dywersji na tyłach nieprzyjaciela w razie chińskiej agresji na Wyspy Japońskie. Niby niewiele, ale i nasze wymagania nie są wielkie; oczekujemy jedynie wsparcia technologicznego, wywiadowczego i niewielkiego finansowego oraz prawa wstępu na terytorium Japonii dla naszych agentów. Ani jeden żołnierz japoński nie będzie musiał narażać życia w walce o wspólną sprawę.
-
Znane i czytane, czyli spis fanficków z udziałem Diamond Tiary/Silver Spoon
temat napisał nowy post w Domek Diamond Tiary
Fanfik: Nopony Special Autor: Drake Clawfang Tłumacz: ni ma, panie, ni ma! Link: o tutaj Całkiem niezły slice of life; dużą rolę odgrywa tutaj Luna. -
(Nie żeby coś, ale 1. oddziały idące na Elbląg poddałem wczoraj na pięć minut przed końcem twojej służby u mnie, 2. na granicy polsko-niemieckiej masz taki fajny rowek, na mapach geograficznych oznaczony jako Odra. Mosty wysadzone.)