Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. [Katarina Lore] Złapałam butelkę już w locie, by zaraz po tym ją odkręcić i przyssać się chciwie do orzeźwiającej zwartości. Piłam szybko, mocząc swoje suche gardło, ale jak szybko zaczęłam, tak samo skończyłam. Nie było to moje, a później rozliczać się nie zamarzałam że muszę komuś coś tam oddać, bo i tak nie mogłabym tego zrobić... Nie tutaj, a Ronon chyba nie należał do tych typów ludzi, co się upominają. Co korzystają z kontekstów dla ratowania skóry. No chyba... O tym miałam się przekonać w niedługim czasie. Spłacić długi lub też je porzucić pozostawiając krew za sobą u wszystkich pozostałych wierzycieli. - Ja wszystko mam w nożu... - Zamyśliłam się ciesząc że skończyli wrzeszczeć i przerwałam ten wątek, którego nie warto było tak naprawdę dłużej rozdmuchiwać. - Jeszcze przynajmniej wiem, gdzie może można byłoby zdobyć coś jeszcze, jak chcecie bawić się w saperów... Tylko zgaduje że z waszej dwójki tylko ja potrafię pływać... - Spojrzałam na nich podejrzliwie ale z żalem że nikt nie będzie mógł mnie zastąpić przy robocie, gdzie jeszcze na brzuchu coś mnie mrowiło... Nie wiedziałam od czego, więc to zignorowałam. - No właśnie. Wziął ktoś mój nóż, czy został przy zwłokach? - spytałam się z lekką niecierpliwością i wyrzutem że o tym nikt nie pomyślał o moich rzeczach.
  2. [Katarina Lore] Deszcz dzwonił o coś dość intensywnie dobijając moje wyczulone uszy po błogiej ciszy bliskiej otchłani, a na dodatek było mi naprawdę zimno, więc zwinęłam się do pozycji embrionalnej. Wróciłam z pogranicza śmierci, będąc cała przemoczona, odrobinę zmęczona, a także obolała, ale chyba najważniejsze że cała po tym całym kocie i jego pazurach. Nie byłam przygnieciona przez niego wciąż, lecz moje rozmyślania zostały brutalnie przerwane, gdy ktoś krzyknął dobitnie z bólu jakieś przekleństwo... Był to na pewno Ronon, co darł japę... Poznałam go po tym, tylko nie wiedziałam o co ją tak otwiera. Nie musiałam. Nie obchodziło mnie to wcale. Miał się po prostu zamknąć dla swojego dobra. Wyciągnął mnie, ale przeszkadzać sobie nigdy nie pozwalałam. - Cicho chłopy. Drżycie się jak jakieś baby... - powiedziałam zniecierpliwiona i dość dobitnie próbując zwrócić na siebie uwagę. Mój głos stał się suchy i zachrypnięty przez to wszystko słyszany był głos jakiegoś demona.
  3. Hoffner

    Miasto Luster ~ Ohmowe Ciastko

    //Sorry że tak póżno. Ponad miesiąc... Ech. Wakacje to nie jest dobry czas na systematyczność, a ja mam jeszcze przeprowadzkę. //Wracaj do domu... Jęśli chcesz, a jak nie to coś wymyślę. Kierowca spoważniał, po prostu przywracając się do złudnego porządku w swoim duchu, mimo tego że jego twarz przybrała kolor czerwonego raka, a z czoła zaczęły spływać pojedyncze i bardzo nieprzyjemne krople potu... Obserwował wszystko we swych bocznych lusterkach i zza swojej szyby... Jak niektórzy ludzie z aut, zwłaszcza mężczyźni jakby ściskający w swych dłoniach potężne gromy zbliżają się właśnie do niego, by wymierzyć domniemaną sprawiedliwość. Zamknął wszystkie drzwi modląc się po cichu o nadejście policji. *** Agi mógł poczuć że do jego dłoni jest przyklejona karta do jakiejś gry... Z jednej strony miała tylko srebrną powierzchnie, w której odbijało się wszystko jak lustro. Z drugiej raziła czarną matową powierzchnią z widocznie zaznaczonymi błyszczącymi na ciemno fioletowo literami "Vide cui fide" w okręgu na jej środku... Wyglądało to bardzo porządnie, a papier z którego została wykonana mógł być lepszy od wizytówkowego. Była naprawdę sztywna. Wytrawny nos za to mógł jeszcze zwietrzyć zapach fiołków z żeńskich perfum... Bardzo delikatnych.
  4. siedziała w szafie dłuższą chwile nasłuchując otoczenia... Jej puls spadał powoli, a z czoła zaczęły spadać zimne krople potu... Głos animatrona sprawił że drgnęła ale zdusiła w sobie wszystko. Nie tego się spodziewała przychodząc tutaj na roboty. Na dodatek skończyła zamknięta w jeszcze mniejszej przestrzeni niż wcześniej. Nie żeby bała się, ale niemożliwość ruchu zaczęła doskwierać jej mięśniom, po których zaczęły maszerować całe oddziały mrówek. Zamek lokalu został otoczony szczerozłotą poświatą, a po tym słychać było wciskanie kolejnych pinów. Otworzyły się z łatwością przed czarną klaczą, co ze spokojem weszła do środka nic nie robiąc sobie z tego że po prostu wcześniej stały zamknięte i miała ich pilnować tamta klacz. Domyślała się co się stało ale gdy drzwi stróżówki stały otwarte wpadła tam jeszcze szybciej. Nie podobał się jej widok pozostawiony po walce, ale nie widziała śladów krwi, przez to jej zimny osąd zwyciężył. Ona musiała gdzieś tkwić... Oczy spojrzały na całe pomieszczenie aż zatrzymały się na szafie... Wiedziała że wiecznie stała otwarta, bo ten zamek bardzo lubił się zacinać, tak że sporo trudności przynosiła jego ponowne otwarcie... - Jesteś tam? - spytała pukając parokrotnie w metalowe drzwi... Odpowiedziało jej poruszenie i już wiedziała co się stało. Przynajmniej tak w teorii. Otoczyła zamek magią i zaczęła przy nim kombinować. Szło jej o wiele trudniej ale po paru minutach stały otworem. Tego jednak co się stało później się nie spodziewała. RD wyskoczyła na nią nieco pokracznie ale dość skutecznie by ją przewrócić. - Co to miało być? - spytała z złością w głosie... Tam tkwił strach, co się zamienił w gniew ukierunkowany w jedną stronę. Starsza klacz tylko na nią spojrzała i milczała. Nie śpieszyło jej się z odpowiedzią.
  5. [895] [Lust Tale [Forest Song]] - Bezpiecznej drogi i do zobaczenia - powiedziałam odwzajemniając uścisk Snow... Nie przeszły na mnie jej emocje, choć czułam że są dość silne. Były chyba za ogólne... Nieukierunkowane... Tkwiły w niej tak po prostu i były dość skrzętnie chowane że ciężko było mi określić co w niej się działo bez tej wiedzy co się stało chwilę wcześniej... - Spójrz na mnie i stwierdź czy jestem w humorze... - Spojrzałam mrużąc oczy do Goldinga. Byłam ciekawa jego odpowiedzi. Mogłam sobie nagrabić u niego tym wszystkim ale mam nadzieję że wyszło dość prawdziwie... Wyglądała na przekonaną do tego wszystkiego. Zaprosiła mnie przecież na następne spotkanie. Musiało być co najmniej dobrze, jak nie doskonale...
  6. [895] [Lust Tale [Forest Song]] Skutek nastąpił taki jak zwykle przy rodowitych kucach... Nieustanne współczucie względem drugiego kucyka jakby moje rany były ich bliznami... Mogłam to próbować później wykorzystać, tylko pytanie brzmiało: po co? Nie musiałam. Miałam ją w pełnym szachu. Zrobiłaby wszystko to co bym chciała, prawie bez żadnego ale o ile zgadzałoby się z moralnością. Dla Goldinga wszystko. - Postaram się, by nie robił głupot przy mnie i wybijać mu je wszystkie jak się o jakichś dowiem... Jednak pewne głupoty mogą być poza moim zasięgiem... Chociaż wierzę że nie będzie robił ich celowo, by to one pośrednio uderzyły we mnie... - powiedziałam szczerze patrząc na Goldinga... - Miałaś to co ja odzyskałam w ostatnich trzech latach tworząc własne postrzeganie świata... Poznałam wiele kucyków kształtując swoją osobowość, co potrafi być dosłownie jak morze... - powiedziałam patrząc się w stronę Snow. - Mi też się naprawdę dobrze rozmawiało z tobą i przez to naprawdę będę musiała jeszcze do ciebie wpaść. Nie będę mogła przegapić takiej okazji... - westchnęłam wypijając całą kawę, która stała przede mną... Wolałabym herbatę ale no cóż...
  7. [895] [Lust Tale [Forest Song]] - Za co przepraszasz? - spytałam się. - Za moją prawdę, którą chciałaś usłyszeć. Nie mam zamiaru nic ukrywać przed nikim... Nie chce przywdziewać masek. - Spojrzałam na nią. - To już nie boli. - Przyłożyłam sobie kopyto do serca. - Wypaliło się już dawno, a dowiedziałabyś się wcześniej czy później. Nie lepiej zawczasu by później zostało tylko miejsce na szczęście? Nie ma co się smucić. Nie pasuje to twojego pyszczka, a od łez powstają naprawdę nieładne zmarszczki... Po prostu... nie wracajmy do tego. Nie ma potrzeby. Jest teraz i to co będzie. Spójrz przed siebie i tylko tam. Miło się nam rozmawiało. Nie? Powiedź mi coś jeszcze o swojej młodości w Canterlot. To lepszy temat...
  8. [895] [Lust Tale [Forest Song]] - Golding jest monogamistą i raczej nie chciałabym się nim z kimś dzielić... Ty chyba też szukasz tego jednego, a nie stada, chodź tego nie mogę założyć ze stuprocentową pewnością. - Pokiwałam głową w rytm wypowiedzi. - Sama wychowałam się do 15 roku życia w stadzie z 16 siostrami, 5 braćmi, 6 przyszywanymi matkami i jednym ojcem, do którego się nie odzywam i nie zamierzam go nawet szukać... - Westchnęłam dłużej. - Po tym piętnastym roku życia wszystko się posypało jak domek z kart... Zostałam sama z matką na ulicy... Przy 16 roku życia rzuciłam szkołę, więc nie mam nawet średniego wykształcenia i raczej mieć go nie będę ale na co to komu, jak można żyć bez niego... Wszystko zaczynałam wcześniej i prowadziłam życie samouka. Sama stwierdź czy warto dorastać wcześniej, by pomóc osamotniałej rodzicielce na zmywaku, by przynieść mieszek bitów do domu po całym dniu. - Nie jestem z kryształu by się potłuc... Cenię to czego nie miałam. Odzyskuje to czego nie doznałam... Stąd moje decyzje i akceptacja czyichś wyborów dążących do szczęścia... Nie mogę mu zabraniać, tak jak zabroniono mojej matce... Czy się mylę w takiej filozofii? Raczej nie, bo Golding mnie nie oszuka i nie zdradzi. Jest za krystaliczny. Zepsuć wszystko mogę tylko ja... Nie zamierzam tego zniweczyć. Nie teraz... Jak już się mi udało do tego dojść - powiedziałam z całkowitą pewnością ukradkiem spoglądając na Goldinga z nutą zrozumienia i pełnego zaufania.
  9. [895] [Lust Tale [Forest Song]] - No chyba już tu sobie za długo nie posiedzimy. Szkoda - westchnęłam z zawodem, który w głębi mnie nie istniał. Po prostu nadałam swojemu głosowi taki wydźwięk... Nic mi nie stało na przeszkodzie, by kontynuować mimo wszystko tą rozmowę. Najwyżej nas mogli wygonić tak jak ostatnie niezdecydowane klientki sklepu... - To nie mam innego wyjścia niż tylko wpaść do ciebie jak znajdzie się czas. W przejściu zobaczyłam Fire Wing... Rzuciła mi krótkie nic nieznaczące spojrzenie pełne wątpliwości... Już nic nie mogłam dla niej zrobić. Odmówiła i tylko to zostaje w niej... Poczucie że można było jednak to zrobić i mieć spokój na sumieniu. W tamtej chwili było już za późno. - Mówić, mówił ale przez zaakceptowanie tego faktu nic się między nami nie zmienia... Poświęca mi swój czas. Nie odczuwam tego. - Zaczęłam dość ostrożnie. - Można zaakceptować wszystko w ramach pewnej wolności wyboru... Nie mogę mu zabronić jego szczęścia, gdy wybrał je dawno temu... Mogę się o niego martwić, ale wybierając go wiedziałam na co się decyduję. Bierze się wszystko... - powiedziałam przymykając oczy i kiwając delikatnie. - Nawet ryzyko... - Mówił sporo o sobie, ale kontekstu co do innych raczej niewiele dał... A że mogłabyś być jego siostrom po prostu mi się skojarzyło... Jesteś bardziej wygadana niż on... Kontrast zachodzi między waszymi sierściami, a grzywa to Yin i Yang... Kolejne kontrasty. Dlaczego starsza? Tak mi się skojarzyło... Nie znałam twojego wieku... Do teraz... Sama jestem od niego młodsza o całe 5 lat... Nie przeszkadza mi to w żadnym razie.
  10. [Katarina Lore] Niewiele mogłam już zrobić, gdy to zwierze wyszło mi na spotkanie delikatnym kołem zza skarpy, bo nie bardzo miał się gdzie ukryć na tej piaskowej wyspie, a uciekałby tylko ten kto zwałby się po prostu samobójcą. Prawdą jest to że drapieżnik chce by jego ofiara uciekała. Sama to czułam we krwi, bo gnająca przed siebie zdobycz, nie ma jak się bronić inaczej niż zwiększając nieustannie odległość... Zresztą sama nie miałam jak tego zrobić. W pełni bezpieczna droga została odcięta, pozostała tylko walka, a by jeszcze było troszeczkę milej zaczął lać deszcz, rozbijając się o ziarna piasku wchodzące dosłownie wszędzie i przemaczając zupełnie ubranie dość szybko. To się nie liczyło, a walka nigdy nie przychodziła gdy stał ktoś gotowy ~ taka niepisana zasada, którą bez trudu można przeskoczyć zakładając najgorsze, ale tego akurat się nie spodziewałam, ani trochę. Moją, niby prostą trasę po łup z tej małej, przeciął nie wiadomo skąd czarny kot... Duży kot, więc już na wstępie mogłam założyć że miał coś nie tak z genami dość mocno, a wiedziałam także że cokolwiek ze zwierząt nam rzucą, to nie będzie to te wytworzone podczas procesu swobodnego wybijania i przedłużania gatunku dla jego większego dobra. Zwyciężą najsilniejsi ~ mówili, ale genetyków to nie dotyczyło. Oni od zawsze wdawali się w bogów nie wiadomo jakiego tworzenia... Co mu zrobili? Jak go ulepszyli według swojego widzimisię? Nie interesowało mnie... To on chciał mnie zabić i tylko to leżało w moim interesie, by tego nie zrobił. Przynajmniej za łatwo. Gdzie był schowany podczas masakry, nie miałam czasu nawet dobrze pomyśleć, gdy nóż znalazł się w mojej ręce całkiem odruchowo... Bardzo powoli spojrzałam w ślepia bestii, tak jak on w moje, gdzie to ja byłam dla niego jakąś sarenką, która w normalnych okolicznościach już dawno czmychnęłaby gdziekolwiek byle przed siebie. Ja stałam i patrzyłam jak ten słup soli na niego... Miałam błahą nadzieje że odpuści ale tylko pokazał białe kły z typowym pomrukiem i zaczął podchodzić coraz bliżej i bliżej przechodząc w trucht, by się gwałtownie przy skręcie zatrzymać. Tylko prowokował, by dać mu więcej zabawy z samej pogoni. Gdybym odwróciła się do niego tyłem, już dawno by zaatakował. Bawił się mną jak kociaki swą pierwszą ofiarą, bo wiedział że jestem praktycznie martwa. Co mogłam mu zrobić? Walka z każdą następną sekundą stawała się coraz bardziej nie do uniknięcia, bo mogłam się tylko cofać, utrzymując kontakt wzrokowy, a deszcz w międzyczasie wygrywał swe niezrozumiane symfonie w rytm porywów wiatru z nad szerokiej wody targającego moimi spiętymi włosami. Lewa ręka próbująca go poskromić... Że się go nie bałam, ani trochę... W prawej nóż... Kolejny jego doskok mógł być moim ostatnim. Wszystko zależało od refleksu i decydującego ciosu. Jego pazury bez trudu przecięłyby moje mięśnie, a szczęki zmiażdżyły kości jak liche wykałaczki, z których językiem niczym jakąś tarką zdarłby każdy kawałek mięsa, po czy wylizałby ze smakiem szpik. Metalowe ostrze za to miało możliwość przebicia jego tętnic... Interesowały mnie tak naprawdę dwie. Szyjna i podobojczykowa... Jedna z tych dwóch sprawnie przebita dawała mi szansę na wygraną, przygnieciona jego cielskiem ale przynajmniej żywa. Ten los wydawał się ciekawszy z jednego powodu. Dłużej bym po prostu pożyła, a nie skończyła jako pierwsza w kolejce po najsłabszych ogniwach wybitych przez tą przeklętą Emeraldę, której po prostu udało się uciec z swym łukiem... I miałam racje nie podchodząc nawet do niej. Zostawiłaby mnie przy okazji, możliwości mojego zgonu, a reszcie powiedziałby że niestety mi się nie udało. Uwierzyliby... Nigdy nie zamierzałam zginąć za łatwo! Palce zaczęły mi się delikatnie ślizgać na gumowej nakładce noża, a same opuszki zdążyły zdrętwieć dość nieznośnie, gdy ciągle zaciskałam zęby będąc gotowa na ten ostatni skok, który nie chciał nadejść. Ciągle był odkładany jak ten dzień ostatniej próby, co zawsze następuje... Nie wiem ile to trwało... 20 sekund? 30 sekund? Minutę? Nie miałam pojęcia słysząc w uszach morderczy rytm mojego serca, bijącego po prostu do ucieczki. Nie drgnęłam by to zrobić... Nie mogłam... Nastąpił skok... Dobre dwieście kilo cielska skoczyło na mnie z otwartymi śniącymi jak sztylety białymi pazurami i rykiem paraliżującym mięśnie... Każdy mógł zabić, gdybym nie uskoczyła tocząc się moment tak jak na ćwiczeniach po twardym piachu i tworzących się na nim kałużach wróżących moją ciągle zmieniającą się przyszłość... Wstałam tylko na kucki, gdy tamten już znalazł się przy mnie z tą swoją wielką łapą. Wyglądało to jak zabawa młodego kociaka kłębkiem, którego nie mógł trafić, ale za każdym razem miał tą szanse, coraz większą... Znowu uskoczyłam ale nie w bok, a do tyłu i niestety dużo bliżej niż wcześniej. Wszystko dlatego że nie zdążyłam skumulować odpowiednio siły. Pomijam fakt że się poślizgnęłam na osuwającym piasku... Skończyłam z tyłkiem w wodzie i nożem wbitym w piasek... Mało czasu na zrobienie czegokolwiek, gdy tamten już doskakiwał bezlitośnie do mnie... Nie zdążyłam przełknąć tak jak w książkach to się dzieję nawet głupiej śliny. Mrugnęłam za to raz, by móc zobaczyć jego dzikie, nienaturalnie wielkie oczy. Nie wiedziałam co mu zrobili... Ale nie tak powinien się zachowywać. Nie zdziwiłabym się gdyby po prostu był naćpany chemikaliami i tak jak ja nie wiedział co się dokładnie dzieję... Błysk kłów i ostrza... Przez moment nawet nie czułam uderzenia, tyle adrenaliny krążyło w mojej krwi... Trwała walka... Jedna ręka znalazła się na szyi, blokując tym zębiska, co znalazły się tuż przed moim nosem. Jego rozgrzany oddech omiótł moją twarz... Druga bezlitośnie dźgała go raz za razem w szaleńczym rytmie przebijając skórę... Łapy biły piasek, gdy on próbował zatopić we mnie swe kły... Czułam przenikające zimno samego strachu towarzyszącemu zbliżającej się powoli czyjejś śmierci. Trysnęła gotująca się krew obmywając moje ciało łamiącym się szkarłatem, co ginął w kroplach deszczu po prostu zmytym do jeziora... Wystrzeliły z jego szerokiej rany cztery strugi posoki zanim jego ślepia spowiła mgła, a szczęka się nienaturalnie otwarła z wysuniętym językiem. Był już martwy, gdy spięte mięśnie rozluźniały się, gdy opadał na mnie ciężko... Czułam doskonale w tamtej chwili jego potężny ciężar... Nie bardzo miałam jak się spod niego wyczołgać... Brakowało mi siły, gdy ręka z ostrzem padła na piasek... Miałam cichą nadzieję że nigdzie nie ukryli następnego. To znaczyłoby że po prostu jestem martwa, nie mogąc się nawet bronić... Zresztą powoli i systematycznie się taka stawałam... Powoli bramy wieczności otwierały się dla mnie, jakby ktoś mi nie pomógł to zginęłabym albo po przez utonięcie, lub też niemoc nabrania oddechu, gdyż każdy pojedynczy oddech przy podduszeniu stawał się moim malutkim zwycięstwem, oddalającym odrobinę tą wizję niedotlenienia przez systematyczne zamazywanie wzroku... Mój oddech stawał się coraz cięższy, a wola słabsza... Myślenie skupiało się tylko na braniu w usta jak największej ilości powietrza i wtłoczeniu jej sobie do płuc... Próba podkopaniu piasku dla zrobienia sobie odrobiny większej ilości miejsca skończyła się niepowodzeniem. Zaniechałam więc wszelkie próby wydostania się spot tego... Krzyczeć nawet nie mogła, zresztą po co miałabym to robić? W tamtym miejscu wszyscy chcieli się mniej lub bardziej po prostu zabić. Mogłam liczyć tylko na Ronona i ewentualnie John'a... Ale wydawało mi się że tylko ten pierwszy mógłby mi pomóc własną siłą. Zresztą bardziej mu ufałam i wierzyłam w jego lojalność, gdy tkwiłam tam przyciśnięta do ziemi... Zasypiając...
  11. Edit poprzedniego... Nie jestem wstanie wyprowadzić nowego posta bez tych drobnych zmian... [Katarina Lore]//Nie lubię Cię Eliza... Zablokowałaś najlepszą opcje... Emeralda Stannet jest na razie objęta ochroną, ale wszystko w swoim czasie. Każdy trybut powinien świadom był potęgi łuku do zabijania innych... Nie trzeba było nawet podchodzić, by zadać ten śmiertelny cios... Wystarczyło trafić, a to ze wzrostem odległości i w różnych warunkach coraz ciężej przychodziło... Nieważne z czego się strzelało. Improwizowany, klejony, bloczkowy. Każdy robił to podobnie... Klatka piersiowa i głowa... Dlatego mogłam wypracować sobie znane metody, tylko po to żeby nie stanowił dla mnie wyzwania... Problem stanowiła wiedza... Musiałam wiedzieć coś by zareagować. Świst strzał mógł być już zwodniczy... To tylko setne, gdy potrzebne są całe sekundy. W tamtej chwili wiedziałam wszystko... Złapanie strzały w locie nie stanowiło wyjątkowego zadania, gdy powtarzałam ten manewr tysiące razy w kamizelce i tępych grotach, by móc złapać kiedyś prawdziwą w kluczowym momencie i oddać ją do źródła... Oswoić się z niebezpieczeństwem i zrobić to co trzeba, gdy tylko będzie to potrzebne... Księżniczka Krwawego Początku ~ Emeralda... Zwróciła moją uwagę, ale dwa lisy to za dużo w jednym kurniku zwanym drużyną, więc trzymanie jej na odległość w tym wypadku wchodziło tylko w grę. Mieć ją w drużynie to nie było rzeczywistością w którą chciałabym zainwestować. Za cwana się wydawała... To mi wystarczyło w mojej opinii. W moich oczach doskonale można by zobaczyć, jakby ktoś podszedł na tyle blisko by w nie spojrzeć i dostać śmiertelny cios tym co pod ręką, że chciałabym by ten łuk służył mi... Naciągnęłam procę, mając w granicach wzroku rejony niebezpieczne... Dziewczyna płynęła... Pierwszy kamień poleciał na ukos... Dawno tego nie robiłam. Rzadko kto postrzegał procę za narzędzie mordu, a ta w pewnych wypadkach była nawet lepsza. Drugi poleciał już prosto, po paraboli, na przewidywany tor ruchu tej małej... Celem była głowa żeby tylko ogłuszyć... Sama później się utopiła... Wystarczyłby jeden łyk... Plecak załatwiłby resztę ciągnąć bezlitośnie na dno za chciwe postrzeganie świata, którego nie sposób udźwignąć przy wielce wątłych siłach dziecka. Widziałam przyszłość walki o oddech... To stanowiło tylko kwestię czasu i trafienia...
  12. [795] [Lust Tale [Forest Song]] - O byłych się nie wspomina... - Przyłożyłam kopyto do buzi unikając odpowiedzi. Całkiem zrozumiale. - Jest tu i teraz... To co będzie. Więcej się nic nie liczy oprócz konsekwencji, które nastąpią. Kiedyś możemy porozmawiać przy kawie o tym w cztery oczy... Zgoda? - spytałam się wiedząc że odpowiedź będzie twierdząca. - Mówiłam że nie jesteś damą, a ty że nie ocenia mnie się po tym co widzi... Życie jest tylko jedno. Brać z niego trzeba pełnymi kopytami ale nigdy nie kosztem innych... - Wszelkich? - spytałam zaskoczona... - Nie... Mnie raczej nie unika, a przynajmniej nie odczułam tego, ale dobrze wiedzieć... Nie będzie mógł się wykręcić. - Spojrzałam na nią chytrze. - Brak czasu to jedna z najczęstszych wymówek. Niektórzy wiele zrobią by nie mieć czasu, by unikać problemów... - Przerwałam na moment żeby urwać temat. - Wiesz im dłużej słucham ciebie to tak sobie myślę że mogłabyś być dla niego starszą siostrą, a nie tylko kuzynką... - zaakcentowałam epitet dość wyraźnie. - Spójrz tylko na siebie... Na niego. Swoją troskę o niego... - Mój uśmiech zaczął się robić coraz szerszy gdy zaczęłam wyprowadzać po prostu komizm. - Zobacz wszystkie powiązania ze światem i sprzeczności... Wszystkie warunki spełnione. W domu rodziców nigdy by nie było za cicho. Chyba że... Zresztą sama widzisz... - Rozłożyłam kopyta. - Jest, a go nie ma...
  13. [795] [Lust Tale [Forest Song]] - Jak los da to pewnie się wybierzemy... - Stuknęłam kopytami o siebie myśląc. - Tylko komuś będzie musiało się najpierw chcieć, bo widzę że ktoś tu kogoś unika, a i nie można rzucać wszystkiego od tak. Bardziej myślę o Goldingu i jego służbie niż o sobie, bo tam panują chyba trochę poważniejsze zasady co do urlopu niż umowa słowna... - Spojrzałam na rzeczonego ogiera. Jak ja się z tego bym miała się wykręcić to naprawdę nie wiedziałam... Musiałam zostawić sobie furtkę. - Jak przetrwamy rok to odpowiem ci na to pytanie całkowicie twierdząco. - Pokiwałam głową. - Wcześniej miałam w planach nie siedzenie w jednym miejscu, ale zarzuciłam ciężką kotwicę. Jak się nie zerwie od mojego serca to zostanę przy Goldingu na dużo dłużej... Nie będę go przecież odciągać od jego kochanego miasta i pracy jak mi jest w nim dobrze, a wszędzie można jeszcze pojechać, by zobaczyć. Jeszcze dużo czasu przed nami, przed tobą... Nic jakoś szczególnie złego nie może się wydarzyć. Nasze księżniczki nigdy na to nie pozwolą, jak wielokrotnie to udowadniały. - Widzę że i z ciebie całkiem zaradna klacz nie ta z książkowych nieporadnych dam... Masz kogoś? - Zmrużyłam chytrze oczy rozpoczynając kontratak. - Skoro kryształowe kucyki są takie miłe, to pewnie i ogier się znalazł, bo chyba całkiem długo już tam siedzisz... Co mi powiesz na ten temat... - Celowo uniknęłam rozmowy o walkach... Nie miałam ochoty a i było to jak stąpanie bo naprawdę cienkim lodzie... Niepotrzebne. Te tematy były bezpieczne.
  14. [795] [Lust Tale [Forest Song]] - Nam minął tam bardzo spokojnie dzień, żeby nie powiedzieć że się delikatnie dłużył... - Machnęłam lekceważąco kopytem. - Nie było widać czegoś nadzwyczajnego w nim. Małe miasteczko. Czytałam o tym co się tam stało ale zdążyli je ogarnąć... Nic dziwnego mieli naprawdę dużo czasu, by to zrobić po tym... - Zaczęłam w głowie szukać prawdy.... a ta brzmiała następująco: - Te miejsca to zbieg okoliczności... Ponyville blisko na wypad rano i powrót wieczorem, a do krainy dostaliśmy bilety, które można było po prostu wykorzystać, by uciec od panującej zimy bryy. Wole wiosnę i lato. - Uśmiechnęłam się. - Jak widzę wybrnęłaś z tego niebezpieczeństwa cała... To dobrze. Nie ma po co tego wspominać. Nie warto nawet pamiętać - westchnęłam dłużej. - Będą ciekawsze wspomnienia do zapamiętania. Może ta chwila? - Los Pegazus to naprawdę duże miasto żyjące całymi dniami... Momentami dzieję się tam aż za dużo że nie sposób tego ogarnąć zwłaszcza wieczorami, tylko trzeba uważać na zawiłości kulturowe, bo te różnią się na tamtym wybrzeżu dość mocno od tego co dzieję się na przykład w Canterlot... A tak to tam jest parę wieżowców, galerie handlowe, małe domki na obrzeżach i wzgórzach rozrzucone w mniejsze okręgi. Ogólny nieporządek w każdej postaci więc trzeba umieć się tam odnaleźć, bo niektóre ulice wyglądają wręcz identycznie, a i cwaniaków nie brakuje na każdym rogu zwłaszcza jak pojawili się konwertyci na ulicach. Teraz bym się tam raczej nie wybierała, zwłaszcza sama, bądź kursem samoobrony. - Spojrzałam w jej oczy chcąc sprawdzić jak zareaguje, - Canterlot pod tym względem jest spokojniejszy, ale niestety droższy z całą pewnością. Nie narzekam na swoją kawalerkę w kamienicy, zresztą mam naprawdę miłe współlokatorki, bliźniaczki ~ Solar i Haze Chaser pracujące w pobliskiej restauracji... Nie mam złego słowa do powiedzenia o tym wszystkim, może po za barierą za oknem - wymierzyłam własną opinie na temat w odpowiedzi na pytanie. - A gry na Saxofonie można się nauczyć wiedząc jak zbudowana jest muzyka... Ogólnie niewiele trzeba by przejść z jednego instrumentu dętego na drugi... Nie mówię tu o przejściu na klawiszowe, bo z tego zadania niestety szybko się wycofałam. - Wykluczyłam wiedząc o tym całkiem sporo. - To nie dla mnie. Może kiedyś spróbuje jeszcze raz, a jak tobie się powodzi w Kryształowym? - spytałam ją...
  15. [795] [Lust Tale [Forest Song]] - Czyli jeszcze posiadam ten zmysł co do innych kucyków.... - mruknęłam przykładając sobie kopyto do brody myśląc dłuższy moment... - Zacznijmy od tego że całkiem nieźle gram na saksofonie, chodź nie to jest moim talentem, ale o nim może kiedy indziej, by nie zbaczać z tematu. - Umilkłam znowu na moment porządkując wolne myśli. - To dość normalne że chcesz wiedzieć... - Pauza. - Pochodzę z Los Pegazus, a twojego kuzyna poznałam na Wigilii Ciepłych Serc w Ogrodach Canterlot. Zresztą sama go wyciągnęłam na parkiet, bo sam, jak się zapewne domyślasz, nie kwapił się jakoś wybitnie, bo leniwy do czasu... Potem samo poszło dość szybko i ogniście. Parę spotkań w kawiarniach i powoli wyszedł z niego całkiem inny kucyk... Później weekendowy wypad do Ponyville... Teraz to co widzisz i pewnie w twojej głowie już wszystko wiesz, ale by cię upewnić. Jest pełnoprawnym ogierem o nic nie musisz się martwić. Zna swoje zadanie... - Uśmiechnęłam się odwracając wzrok, gdy pojawił się na moim pyszczku drobny rumieniec. - Wiesz że zwykle się widzi swoje wady, a u innych zalety... Tak niestety działa świat - rzekłam lekko filozoficznie w odpowiedzi na komplement. - Grunt być szczerym, a wszystko będzie dobrze... Przynajmniej ja tak uważam...
  16. [795] [Lust Tale [Forest Song]] Powiedzieć nie oznaczało że brak we mnie kucyka... Pójść tam też nie bardzo mi pasowało, bo za wielkie minusy grały mi w głowie, zanim nie zaczęłam szukać tych pozytywnych stron całej tej sytuacji, a te zaczęły się dość szybko wbrew pozorom się jednak pojawiać. Decyzja zapadła na korzyść Snow. Przy okazji, mogłam się dowiedzieć czegoś nowego o Goldingu. Czemu nie? Do naszego pokoju nie było daleko, więc z pewnością nie mógł jej wiele powiedzieć. O ile nie prowadziła go dopiero na przesłuchanie przy kawie... Prawie na pewno tak miało to wyglądać. Zresztą w tamtej chwili prawie zapomniał o jego obecności. Byłam w centrum uwagi... - Wstyd się przyznać... ale przez moment myślałam że mam konkurencję... Sama wygładzasz jakbyś regularnie występowała w jakimś pisemku może z ubraniami? - spytałam wiedząc co nieco na jej temat. Czemu nie skorzystać z tej wiedzy i pokazać że mogę mieć całkiem niezłą intuicję? - Niewiele klaczy ma aż taką figurę... - powiedziałam z doskonale wyczuwalną zazdrością w głosie po czym umilkłam tylko na moment. - Złapałaś Goldinga... Więc niech teraz Golding podejmuje decyzje; co zrobić. Śmiem jednak wątpić że ma coś do powiedzenia oprócz tak bądź chodźmy - ściszyłam głos - chce mieć to za sobą... - Uśmiechnęłam się lekko złośliwie... Solidarność jajników.
  17. [795][Lust Tale [Forest Song]] Odetchnęłam ze spokojem słysząc że to tylko jego kuzynka, która z łatwością mogłaby wygryźć mnie w ramach konkurencji w tej mojej uległej postaci. Zamknęłam na chwile oczy układając w swojej głowie wszystko co usłyszałam, zanim się po prostu uśmiechnęłam delikatnie bez żadnego urazu na pyszczku... Nawet miałam za chwilę sama zachichotać ale się powstrzymałam zachowując swoją dość dystyngowaną postawę. - Sztywny? - spytałam sama. - Zdaje mi się że mówimy o dwóch zupełnie różnych kucykach.... - Zamyśliłam się mierząc ją jeszcze raz zanim spojrzałam na Goldinga, mając jedno oko cały czas na niej. - Chyba nie bardzo dajesz nam wybór co do tego... Nie odpuścisz mojemu Goldingowi? - spytałam z płonną nadzieją, specjalnie używając tego samego epitetu co Snow.
  18. [795] [Lust Tale [Forest Song]] - Nie mam innego wyjścia, jak nie chcesz dołożyć swojej cegiełki. Los zdecydował. Żegnam, bo raczej już się nie spotkamy. - Zaczęłam wstawać od stołu, ale za nim zdążyłam odejść stojąc do niej już tyłem ale ze wzrokiem na niej rzekłam lekko rozczarowana. - Dziwi mnie tylko że nie chcesz mi pomóc. Jaką tajemnicę masz w głowie że... Zresztą to już nie mój interes... Wyraziłaś się jasno. Miłego pobytu - westchnęłam wychodząc z lokalu. Widać było że mogłam być zła... ale moje zrezygnowanie doskonale pokazywało że nie zamierzałam nic z tym zrobić. Ono zniknęło tuż za rogiem. Żaden kucyk nie powinien być smutny. Nie leży to w ich naturze... Po za tym. Szybciej zmarszczki się robią. Idąc po schodach nie myślałam dużo... Niby powinno się udać, ale nie wyszło. Dawno nie odniosłam porażki, gdy naprawdę coś chciałam i zapomniałam jej smaku. Co się dzieję w głowie po tym. To zwątpienie, które szybko zrzuciłam z najwyższego urwiska własnej podświadomości, tylko po to by się go pozbyć... Dobrze wiedziałam że zdarzało się mi to na początku nawet dość często, ale w tamtej chwili nie powinno nie wyjść. Wszystko powinnam robić i kończyć to z zupełnym sukcesem... Za stara byłam na porażki i w ten sposób prawie bym nie zauważyła tego kto schodzi po schodach z tego wszystkiego... Klacz schodząca z moim Goldingiem była... ładna i dość wysoka, wybijając się tym z tłumu, raczej stawiająca na naturalne piękno i prostotę stąd sposób noszenia długiej, białej grzywy i brak makijażu... Jej granatowa sierść przyjemnie kontrastowała z żółcią mojego towarzysza. Chwile mi zajęło skojarzenie kto przy nim stał... To była jego kuzynka Snow Night. Nie odezwałam się stając na klatce jakbym ich puszczała dalej. Patrzyłam tylko czy się do mnie przyzna, czy jednak pójdzie dalej z nią. Mój wzrok jednak mówił że jest coś nie tak praktycznie od razu, więc czytanie ze mnie nie mogło być jakimś wyzwaniem że gdzieś tam zaczyna brzęczeć osa.
  19. [Katarina Lore] Z plecaka, co chwilę później znalazł się na moich plecach, wyciągnęłam nóż, którego pochwę przerobiłam na procę z pomocą kształtu jego obudowy i wewnętrznego wyposażenia w postaci gumy... Z ziemi podniosłam parę kamieni, które władowałam do kieszeni, a to co zostało przypięłam sobie do pasa... Mogłam ruszać do ataku... Rozejrzałam się dobrze. Ktoś wyłowił miecz tej małej. Trza będzie go wyeliminować, gdy poczuje się że wszystko gra. Zapamiętałam kierunek w którym się udał względem szczytu wulkanu i rogu obfitości. W pamięci wyszukałam to co wiem na jego temat. Nie powinnam mieć z nim większego problemu jeśli jest taki jak wszyscy w jego dystrykcie... Moje oczy nie spoczywały... Wiedziałam, w którym kierunku udał się Ronon, w tym samym co mój mały John. Spokojnie mogła założyć że on w sprawie tych kruchych mostów między nami... Ale nie to miałam w głowie, bo wokół mnie wciąż znajdowały się plecaki. Trwała walka o nie... Wystarczało przeczekać aż się powybijają sami... Nic więcej nie trzeba mi było... Po tym mogłabym je szabrować do woli. Inni już zdążyliby je porzucić salwując się ucieczką lub też martwi... Mogłam na tym skorzystać jak nikt inny.
  20. [695] [Lust Tale [Forest Song]] Wyciągnęłam zdjęcie z pod pachy... Nie takie zwykłe, bo obrazy na nim się zmieniły dość płynnie... Sama podkładałam głos. Bawiłam się w kabaret... - Jeszcze trochę i by cie za ogon złapał. Jeszcze nie widziałam tak szybko biegnącego jednorożca. - Zlimitowałam głos Fire którą najwyraźniej bawiła ta sytuacja, w której znalazł się Shatter na zdjęciu. - No wiesz... strach dodaje skrzydeł. A ty też się ociągałaś z tymi kamieniami. - Mówiłam dalej wcielając się w drugą rolę. - Wiesz jaki ciężki potrafi być taki kamień? Nie narzekaj, gdyby nie ja ten patykowilk rozszarpał by cie dużo wcześniej. - Gdybyś mnie posłuchała że nie pasuje mi ta cisza w tym lesie nie musiałabyś zrzucać tych kamieni. - Nie bądź już taka nerwowa. Wszyscy żyją czyli jest tak jak być powinno. - Ty przed nim nie uciekałaś więc nie wiesz jak to jest. - Nie marudź. Nie było aż tak źle. - Nie było aż tak źle? Chyba pamiętamy dwie różne sytuacje - powiedziałam lekko zirytowanym głosem. - Spokojnie nie dramatyzuj. Pogadamy potem - powiedziała ona sama patrząc na gwardzistów. Pokazałam jej jeszcze Lunę w ludzkiej postaci na ułamek sekundy po czym wszystko wyblakło... Jakby zdjęcie przed wywołaniem zostało potraktowane promieniami słonecznymi. - W takim razie nie mam tu nic do zrobienia... Skoro się nie zgadzasz możemy się pożegnać... - powiedziałam trochę zawiedziona. Obiecałam nie zrobić jej nic... Słowo się rzekło... a jednak przymusiłabym ją chętnie do tego, ale za dużo jest tu wszystkich i wcale nie jestem u siebie.
  21. //Post 8... Byłem świadom tego zbiegu wydarzeń... Dlatego szafa pancerna tam stoi której nie rozbijecie... Wieszak rozbił się na gaśnicy po prostu łamiąc w pół, a sama klacz została odrzucona do tyłu... Jej zmysł równowagi został rozproszony przez masę tego nosorożca... Zakręciła się oszołomiona uderzeniem z animatronem zanim się nie potknęłam na losowej stercie makulatury... Słychać było krótkie "łaaaa" zanim twardo wleciała do szafy której drzwi same się za trzasły, tak samo jak zamek szyfrowy należący do tych starych zrobionych przez naprawdę dobrego ślusarza... Otwarcie go wydawało się niemożliwe, bez znajomości kodu, a ten zmieniany był regularnie przez Iron Hoofa... Klacz znalazła się w nieciekawej sytuacji... Ciemno, mało miejsca i niewygodna pozycja. Coś gniotło jej skrzydła i zadek. W pierwszym momencie uderzyła parokrotnie o drzwi ale nie mogła ich otworzyć. Zostały zamknięte na amen. Musiała tam siedzieć, ale przynajmniej bezpieczna od tych potworów, Złożyła kopyta na klatkę piersiową zła jak osa... Nie robiła już nic zrezygnowana walcząc w swojej głowie.
  22. [Katarina Lore]//Dzieki Eliza za płytką wodę... Za chipowali nas jak zwierzęta... Musieli mieć nad nami pełną kontrole, byśmy przypadkiem nie uciekli z tego co chcieli nam zgotować. Zresztą nawet nie zamierzałam... Westchnęłam jeszcze siedząc odchylając głowę do tyłu gotowa do drzemki w poduszkowcu... Wcale nie miałam ochoty na oglądanie przyszłych ofiar. Nie było mi to w niczym potrzebne. Informacji miałam dość z treningu. Moje oczy pochłonęły więcej niźli powinny... I dobrze się stało... Musiałam się okazać mocno ekspansywna na początku, by wykorzystać zjawisko snowballu własne postaci... Gdybym wykończyła zbędne elementy w tamtej chwili, nie miałabym z nimi problemu później... Nie musiałam nawet myśleć o tym. Mogłam się odprężyć przed wszystkim. Nerwy stały się zupełnie zbędne dla mnie. Nie mogłam dawać działać adrenalinie, tylko uspokoić rytm serca. Adrenalina jeden z najgorszych powolnych zabójców. Daje siłę, by później zawieść w najmniej odpowiednim momencie. Ja ofiara, okrucieństwa, Precz wygnana niczym śmieć, Klucz mi wskażę do zwycięstwa I nauczy śmierć nieść! Muszę silna być i zręczna, Groźna i bezwzględna też! Mówi mi mój ryk wewnętrzny Że ja bestia, a nie zwierz! Nadchodzi kres, niech każdy drży! Na nic błagania, na nic łzy! O słodka krew, w to mi graj! Luli-luli-laj! Zanuciłam pod nosem zanim zdążyłam odpłynąć na ten moment... Czuwając. Później mogłam już nie mieć na to potrzebnego czasu. Każdy sen, nawet ten krótki był cenny... *** Otaczała mnie prawdziwa nijakość, po tym jak znaleźliśmy się w budynku po opuszczeniu poduszkowca... Każde śnieżnobiałe pomieszczenie gotowe było doprowadzić do szaleństwa raniąc oczy... Wreszcie zamknięta w tubie kończyło się wszystko. Wolność do odzyskania, poczucie własnej osoby... Inne dobra zamknięte w głowie... W tamtej chwili zaczął się liczyć dla mnie tylko róg obfitości... Przejąć go i spalić... Jak ja nie mogę mieć... To nikt tego niedostanie... Zanim nie wezmę tego co potrzebne... Zaczynała się pora na wszystko... Na walkę i krew... Krew popłynie strugą wartką, Dla mnie bomba choćby dziś! Strach, ból i zemsta wiodą prym! Symfonia śmierci, gniewu hymn, To dla mych uszu istny raj, Luli-luli-laj! W uszach brzmiały mi dźwięki gitary przy ognisku, a z moich recytowane były pojedyncze słowa zagłuszające chłodne odliczanie... Gdy przez powieki przebił się świat... Już wiedziałam że otacza mnie woda, która dla Ronona stanowiła niestety swego rodzaju problem. Nie wiedziałam co zrobi... Szybko zmierzyłam wzrokiem głębokość wody... Nie musiałam przepłynąć całego dystansu. Płycizna zaczynała się dość szybko, by móc zacząć biec... - 4... 3... 2... 1... - Kończyło się odliczanie... Na koniec, którego ruszyłam nie szczędząc własnych mięśni. Nie miały prawa zawieść, chyba że przez ten zastrzyk, który jeszcze czułam pod skórą. Zacisnęłam usta oddalając od siebie ból. Zapomniałam o nim. Przestał istnieć. - Nosy squirrel! - usłyszałam jeszcze hasło... Czyli miałam jednego pionka w grze więcej. To było już coś... Myślałam siebie płynąc kraulem do połowy zanim zaczęłam sprintować łącząc odbijanie się od dna i ruchy pływackie... Gdy dotarłam do wyspy chwyciłam plecak otwierając go... Moje oczy spojrzały dookoła patrząc kto gdzie jest, zanim spojrzałam do wnętrza. Potrzebowałam czegokolwiek co zwiększyłby moje szanse na powodzenie planu.
  23. Hoffner

    MLK 2015

    Odkucykować zupełnie pierwszy post, by Matce pokazać gdzie się jedzie... Ile zachodu dla jednego wyjazdu... Mam nadzieję że warto będzie.
  24. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - To już moja sprawa, jak się to potoczy. Powinnaś się już dawno zorientować, że my postrzegamy świat z goła inaczej niż wy... Oskarżenie kogoś bez dowodów jest niemożliwe... A wspomnienia są niepodważalnym dowodem. Nie da się ich falsyfikować, to powie Ci praktycznie każdy jednorożec znający się na rzeczy. Można j zamglić... uniemożliwić do nich dostęp. Je sprawdza się pierwsze w sprawie. Tylko ktoś kto ma coś do ukrycie nie zgadza się na sondę przez 12 niezależnych... Nawet jeśli będzie chciała zaprzeczyć temu, wygram to. Będzie o tym za głośno, nie do zatrzymania. Sądy nie podlegają Celestii... Kto to wyda? EqNews... Mam tam znajomych. Pomogą mi, bez żadnego ale. Gdy zniknę, niepełny dokument i tak ujrzy światło dzienne... Wraz z moją pamięcią... Szach Mat dla Celestii. - westchnęłam z marzeniem na pysku. - Jak nie teraz to kiedy? Sami swoją historią pokazaliście że przewroty wydarzają się w najgorszym możliwym czasie, bo inaczej się . Później będzie za późno na cokolwiek. Zobacz na historię, która wydarzyła się na ziemi. Ona nie kłamie. To fakty. Teraz albo nigdy... Co to dokładnie sprawa, której raczej nie zrozumiesz... Chodzi głównie o to jak się znalazła EQ na Ziemi... Tego co działo się na wiele lat przed tym zanim to nastąpiło, ostatnie wydarzenia. Wszystko zostało szczegółowo zaplanowane. Bo niby jakim cudem zrobiła te swoje serum... Kontakt wystąpił znacznie wcześniej. Na to też mam dowody też znalazłam... A to tylko jedna z większych mankamentów tego wszystkiego... Tego jest więcej... Jaka decyzja? - spytałam lekko nachalnie... Nakręcona tym wszystkim co powiedziałam.
  25. [695] [Lust Tale [Forest Song]] - Bo kłamie... - rzuciłam nie pewniej zbita z tropu ale zaraz go odzyskałam... - Nikt nie powinien kłamać... Co to za szczęście jeśli za zakrętem może okazać się zwykłym oszustwem, a my byliśmy jej potrzebni tylko po to by... Sama nie wiem, ale nie podoba mi się to czego do końca nie rozumiem... - przerwałam na moment. - Jak mówiłam nie będę cię zmuszać, bo byłabym podobna to tej uzurpatorki... ale gdy to upublicznię w gazecie Equestria Times to nie licz już na moją pomoc... Twoja pamieć przepadnie bezpowrotnie... Nikt ci jej już nie wróci... Minie za duża ilość czasu i to co pamiętasz stanie się po prostu prawdą... - Spuściłam głowę po czym rozjaśniłam swoje myśli. - Myślisz że sami bez niej nie jesteśmy wstanie zbudować własnego szczęścia? Wy nie byliście wstanie trzymać jednego państwa w którym panowała jeden język historia i kultura? Szczęścia możemy sami zaznać... Nawet bez niej. Po co władza która zwodzi? Taka jest niepotrzebna... Wszystko rozpadnie się gdy zabraknie jednej osoby? Nie sądzę. - Podkreśliłam wagę swoich słów.
×
×
  • Utwórz nowe...