-
Zawartość
1771 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Hoffner
-
[Aenyeweddien] Miała niezwykłego pecha, gdyż ten wilk w którego celowała okazał się fałszywy ale nie ten stojący tuż obok, który doskoczył do niej w jednej chwili chwytając ją za tylną nogę, gdy galopowała odwrócona do niego tyłem... Nie powinna tego robić w żadnym wypadku. Nie działać wystarczająco ostrożnie, Odwracać się do przeciwnika tyłem i zlekceważyć go w przypływie zbytniej odwagi podpartej prostym pomysłem jak poradzić sobie z zagrożeniem. Mogło to zadziałać na jedną maszkarę ale nie na to że one mogły być dosłownie wszędzie wokół niej, a ona postanowiła zaufać samemu wzrokowi, gdzie słuch i intuicja mogły zdziałać o wiele więcej. To było niedopuszczalne, więc ostre kamienie przebiły skórę, a jej pęd poszarpał ranę na lewej nodze, gdy ją wyrwała z jego paszczy. Na jej szczęście naprawdę płytko ale powstała w ten sposób dość uciążliwa rana nie pozwalająca pewnie stanąć na tej jednej kończynie przez jakiś czas. Krople krwi skapywały na ziemie znacząc bruk, a na pomiędzy nią i fontanną już czekał następny o wiele większy niż poprzedni. Czy mógł być prawdziwy? Nie mogła zapominać że nadal gonił ją jeden z zakrwawionym paskiem, a za nim całe stado. I na co jej to było? Czuła że oddycha się jej wyjątkowo lekko... ale czy mogła wiedzieć z jakiego to powodu... Na użycie magii wciąż dla niej było za daleko.
-
[Aenyeweddien] Piaskowilki należały do dziwnego rządu drapieżników stworzonych z różnych parażywiołów i należały do tej samej rodziny co patykowilki. Nikt jednak nie mógł dociec czy powstały naturalnie czy pomogło im jakieś duże magiczne wydarzenie o chaotycznej naturze... Pod każdym względem były wyjątkowe tworzące iluzje optyczne dookoła ofiar, gdy atakowały grupą czy stadem. I nie inaczej postąpiły w tym wypadku. Chcąc zmusić ją do ucieczki... Skoczył na nią jeden bez zastanowienia, jak tylko on i ona mogli się zobaczyć. Błyskawicznie. Cały wykonany z czarnozłotej mieszanki piasku i ziemi a jego zęby stanowiły ostre krzemienie. Patrzył na nią tymi swoimi białymi oczami stanowiącymi dwa skupiska magii, gdy skoczył na nią. Jej miecz mógł przeciąć go... Tylko czy miało to sens skoro były wykonane z piasku i kawał stali przeleciałby przez niego, a jego cios i tak by do niej dotarł. Ten atak pozostał jednak ułudą, tamtego stworzenia nigdy tam nie było, gdy wokół niej pojawiały się kolejne pary ogników... Jak mogło być ich tylko troje, skoro otoczyło ją najprawdopodobniej całe stado? Klacz mogła poczuć że zapach ozonu powstałego podczas używania magii jest aż za dobrze wyczuwalny. Czy mogła wiedzieć z czym walczy... Skoro ten gatunek przybył aż z dalekiej Zebriki. Jej miecz pozostawał średnio skuteczny przy walce z nimi... Gdyby znalazła prawdziwego ile razy musiałaby go trafić by w końcu uniemożliwić mu ruch tylko tym że zmieniłaby jego kawałki w szkło. Kto by szybciej padł... Ona opadła z sił czy wilkom zabrakłoby materiału na ciało. Odcięły ją w kręgu... Co mogła zrobić?
-
[Aenyeweddien] Klacz mogła poczuć, że mimo iż powierzchnia portalu przypominała bardzo gęstą ciecz, to w dotyku zachowywała się raczej jak gaz, który po dotknięciu ją zwyczajnie wciągnął w całości, po tym jak jej ciało zostało całe pokryte błyskawicznie cienistym nalotem odbierającym jej kolory, by oblizać się gdy całość chlupnęła do góry, a ona zaczęła spadać w dół wśród braku wszelkiej grawitacji coraz szybciej wirując. Wśród licznych cieni jej oczy mogły chłonąć liczne czarno białe krajobrazy niezliczonych krain. Jedne były pełne lasów, gór i innych żyjących majestatów natury, a gdzie indziej rządziła pustka pustyni. Właśnie tam wiatr rzeźbił w surowych skałach całymi wiekami by na koniec nie zostało nic prócz morza piasku... Albo ta sama siła przesypywała płatki śniegu tworząc nowy biały ląd. Po chwili wszystko to się skończyło, a ona wypadła na zarośnięty kamienny plac z fontanną w pośrodku, w którą o mało nie wpadła. Woda w niej była lodowata jakby dopiero wydostała się ze źródła z góry która zaciemniała krajobraz i mogła poczuć to na swoim pysku dość wyraźnie, by obudzić się z tego wszystkiego co mogła zobaczyć, uspakajając zawroty głowy... Rozglądając się dalej mogła dostrzec w blasku południowego słońca białą zabudowę miasta i wieże liczne pojedyncze wieże o złotych dachach tak bardzo typowych dla Canterlotu, tak jak szum wielu strumyków i fontann... Tylko czy nie pozostawało to za proste? Żadnego ducha w koło, a do każdego mieszkania rośliny próbowały się wedrzeć mimo że wszystkie wyglądały na zamknięcie, a nigdzie nie istniały żadne ślady walk... To las przejmował kontrolę nad miastem... Puszcza Everfree przejmowało władzę nad nim... Ile lat to już musiało trwać że czubki drzew widoczna były zza murów. Wieki. Nie dane było jednak klaczy odpoczywać w spokoju... Gdy usłyszała dźwięk przesypującego się piasku wśród niewielkich drzew wokół niej niczym jakaś burza piaskowa czym faktycznie było właśnie to zwierze. Tylko jak mogła istnieć taka zawierucha w zielonym lesie? Ewolucja nigdy nie zatrzymywała się w miejscu... i nie inaczej było w tym wypadku, gdy wszystko ucichło jak się zaczęło. Cisza przed burzą. Uszy jednak łowczyni nie mogły się mylić... Trójka napastników... Czym jednak byli i co ich zwabiło? Łatwy posiłek, a może portal który emanował swego rodzaju magią, odczuwalną z daleka i nagłe jej wzmocnienie gdy z niego wypadła... Właśnie portalu nie mógł jej wzrok uchwycić... Prowadził on tylko w jedną stronę. Nie mogła wrócić. Fate nigdy nie przewidywała drogi powrotnej.
-
- Nie? - Przekręciła głową i zaczęła chwilę myśleć... Patrząc na niego co moment, analizując wszystkie dostępne informacje z jego spektrum. - Pochodzisz z Królestwa Wschodzącej Nadziei jeszcze na długo przed zawiązaniem Equestrii - westchnęła, a w jej głosie była nutka rozbawienia? - Mam udowadniać dalej? - Wzruszyła ramionami. - Studiowałam wasze nauki wyjątkowo krótko. Nie było w nich kompletnie nic odkrywczego, co zdążyłoby zostać zapomniane albo nie miałoby swojego odpowiednika, gdzie indziej. Tak jak wasza upadła gwiazda. - Pokręciła głową zamykając oczy by pozwolić im wrócić do ich oryginalnej barwy. Stanęła po tym na kopytach i podeszła do niego na wyciągnięcie kopyta. Jej wzrok był zdystansowany od wszystkiego, a głos pewny i miał w sobie coś z nauczyciela. Wyciągnęła ku niemu kopyto. Tak właśnie nauczono ją rozwiązywać problemy... W imię harmonii. - Masz racje w wielu miejscach mnie jeszcze nie było - stwierdziła z uśmiechem, jakby były to tylko kolejne nie odkryte przygody. - To dopiero mój czwarty żywot, a cała pamięć nie zdążyła jeszcze do mnie wrócić i wątpię by wróciła. Nie miej mnie jednak za zwierze - zastrzegła, a w jej głosie czuć było niezadowolenie. - Hańbisz w ten sposób wszystkie jednorożce i ich sztukę, którą niezmiernie szanuję jako były cichy strażnik i ich uczeń. Pycha i ignorancja to złe cechy, prowadzące do upadku, który zaliczyłeś. Taka jest prawda, a ja jestem... - przerwała na moment. - Grimalkinem. Nie kotem jak za pewne myślisz. - Pokręciła głową.
-
Pokręciła tylko przecząco głową w odpowiedzi, a jej kopyto walnęło o podłogę, by za nią pojawiła się czarna studnia zamiast światła nie odbijająca kompletnie nic. To linie mocy się zmieniły w kręgu otwierając gwałtownie przejście, a ona sama skrzywiła się jakby coś ukuło ją, gdy zrobiła coś czego nie powinna. Dlaczego musiała użyć cienia zamiast spokojniejszego jej zdaniem eteru? Czemu ta rzeczywistość była z nim tak silnie związana że nawet te zaklęcia zyskiwały na sile, gdy całe otoczenie przeczyło temu ... Nie znała odpowiedzi, gdy widziała wszystko ale nie to co właśnie potrzebowała. To była chyba największa wada jej wzroku. Widziała wiele ale istotne szczegóły jej umykały, by pokazać się w najmniej spodziewanym momencie. - Przejście otwarte... - powiedziała odchodząc od niego, by usiąść na poduszce i odetchnąć. Może nie było po niej tego widać. Nie pokazała przecież żadnych nadzwyczajnych świateł czy innego spektaklu. A jednak wiedziała że oni pozostają na swój sposób ślepi. Czy to jednak nie pozostawało wygodne? - Nie wiem jednak dokładnie gdzie w Equestrii. - Okiem spojrzała na ogiera, który sam próbował majstrować przy magii. Krew? Co to za barbarzyńskie metody. Przecież to powinno być swego rodzaju sztuką, a nie rytuałem. Przynajmniej ją tak uczyli. Jej ojciec. - Jeśli chcesz iść w swoją stronę... pokażę ci drogę... - westchnęła, otwierając swoją torbę i wyjmując z niej pojedynczego cukierka... - Bo ta magia nie pomoże ci w tym miejscu, ani w żadnym innym - stwierdziła zanim zaczęła przeżuwać swoją krówkę. Miała cały zapas na właśnie takie sytuacje. Ona znała wagę wolnej woli. Czemu ona nie miała mu udzielić jej daru?
-
Czy ona... Nawet nie mogło to przejść przez jej myśl, gdy jej przestrzeń została zreinterpretacja na swój własny, wyjątkowy wręcz sposób, przez niemal pominięcie wszystkich ich zasad. Dopiero wtedy przejrzała na oczy... Czy ona mogła być bardziej podobna do niej niż ktokolwiek inny wcześnie? Czy to mogło być chodź trochę możliwe... że nie była jedyna w swoim rodzaju? W swym sercu poczuła ogień, a jej wcześniejsze twory zaczęły się rozbijać, gdy traciła nad nimi kontrolę, tak jak nad swą mocą, gdy kuliła się na ziemi... Nie mogąc kompletnie nic. Tego było za wiele. Najpierw strzeliła mandala, pękając na pół i sypiąc piasek w oczy wszystkim wokół. Czas zatrzymał się na krótki moment, by ruszyć z kopyta jeszcze szybciej, gdy piaski temporalne zaczęły go zakrzywiać w dziwny sposób, aż i one utraciły swą moc ~ zamilkły. Z piersi Moniki zaczęły wypadać kolejne klucze o fantastycznych kształtach, które ulatywały w powietrze, by rozdzielić się na podstawowe energie rządzące światem planowym i otulić ją w postaci biało czarnej sfery ~ mgły pożerającej się nawzajem... Oddzieliła ją ona od wszystkiego na zewnątrz osobnym światem, pozwalając wrócić do siebie, gdy ogień zatrzymywał się na barierze w postaci coraz większego pierścienia... Nic nie mogło się zmarnować. Monika siedziała bez życia w środku i zastanawiała się to co zobaczyła przed oczami... Przeciwniczka łącząc się z nią. Przyjęła wszystko inne. Problemy... Uwolniła ją. Hania mogła zobaczyć przy każdym kolejnym mrugnięciu parę czerwonych ślepi. One czekały. Na co? One jedne wiedziały, ale wydawały się uradowane że to już jest bliższe niż wszystko inne. Nie inaczej było z Moniką, gdyby nie zostały one przegonione kocią łapą, której dawno nie widziała. Jak zwykle nie odezwała się ani słowem. Dziewczyna i kotka wymieniły tylko krótkie spojrzenie, gdy po Anastazji zostały tylko plamy atramentu na ziemi, a jej ciało zamieniło się w ciecz, co rozlała się po podłodze... Jedyna pozostałość po niej... Że zaistniała na ten krótki moment. Doszła do światła zamiast Spaẞ. Dziewczyna przetarła oczy, a jej dłoń nie mogła wykrzesać żadnej planowej iskry. Nie czuła planów między palcami. Czyżby wszystko zostało pochłonięte przez przeciwniczkę? Cała księga... To wydawało się niemożliwe, ale na to wzruszyła ramionami, bo został jej jeszcze kufer. Cały kufer właśnie jej książek... Jej opowieści. Uniosła dłoń, a atrament z ziemi znalazł się na wyciągnięcie ręki, gdy tworzyła się coraz to większa jej kropla. Przyłożyła ją do sfery, a ta zanikła, by wniknąć w jej palce, by następnie stworzyć parę eleganckich rękawiczek z białej i czarnej skóry. Tych samych co podczas walki z Zegarmistrzem. Wkroczyła na zupełnie inny poziom. Hania mogła poczuć że coś nie grało z nią. Nie była taka jak wcześniej? Jej dusza, którą obserwowała zmieniła się nie do poznania, tak jak jej wzrok. Był rozmarzony i krystaliczny jak jej duch wokół którego tańczyły płomienie? Tworząc jeszcze cudowniejszy kryształ do którego napływało coraz więcej białego światła. Wyciągnęła swą dłoń, a ogień w pierścieniu zmienił się w jeszcze większą dawkę atramentu, który trysną w oczy posągów... W jednym momencie uśmiechnęła się. Czy ona właśnie tak chciała się bawić? Piec w jej piersi zgasł... - Kim, lub czym jesteś? - zapytała bardzo prosto, gdy przepływ między nią został dosłownie przegryziony przez lisa... Hania mogła poczuć jego zęby na moście łączącym Hanie, a Monikę. Był wściekły. Czy mogła się dziwić, gdy podniosła rękę na jej panią? Jak to dzikie zwierze ~ nieufne nikomu nieznanemu, uciekło gdzieś w pamięć dziewczyny, pokazując tylko swą srebrną kitę. Przez co została z problemem sama. Białe ściany katedry poszarzały samoistnie. Monika jednak nie wiedziała dlaczego. Nie ona to zrobiła, bo nie mogła pamiętać niczego.
-
Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]
temat napisał nowy post w Galeria Chwały
[Natalia Romanova] Jechała spokojnie, aż jej kompas coraz gwałtowniej zaczął zmieniać kierunki... Wtedy przyśpieszyła, a w okolicy słychać było grom silnika motocyklu, który za szybko wskoczył na wyższe obroty. W pewnym momencie czuła wszystko aż za dobrze, gdy zrównała się na światłach z czarnym samochodem... Mimo przyciemnianych szyb wiedziała kto tam siedzi... Jej palec bezbłędnie wskazał na nieprzytomną Crystal, by później pokazać znak przegranych ~ kciuk zwrócony ku ziemi. Następnie w jej ręce nie wiadomo skąd pojawiła się pusta karta z księżycem i słońcem. W tym samym stylu jak to robili iluzjoniści. Tylko czerwone światło przeszkodziło jej w dalszych groźbach i to że wiedziała że ktoś tam jeszcze jest. Wystartowała zawracając na skrzyżowaniu poza centrum. Czy to był koniec jej problemów? Nie... Widziałaby wtedy przyszłość. Karta wypadła z jej ręki i zaczepiła się gdzieś za wycieraczki na przedniej szybie... Było też coś jeszcze. Napis; "Pozdrowiona bądź pochwycona Crystal Szczęście niech wam dopisuje dwie siostry ~ Lüge" całość zapisana drobnymi i kształtnymi literami za pomocą zwykłego długopisu. [Anna Kowalska] Na słowa księżniczki tylko pochyliłam służalczo głowę, że niechaj dzieje się jej wola, a ona zawsze pomoże. Wiedziała że więcej nie musi mówić. Tak, nie to przestawało mieć znaczenie dla niej i chyba dla całej sytuacji. To należało do jej obowiązków, tak przynajmniej myślała... że wzięła to w momencie gdy zawierała z nią układ. Domyślała się co prawda wszystkiego; o co właściwie chodzi. Wolała jednak nie pytać. Nie było potrzeby, gdy wystarczało chwile poczekać, a reakcja Snow na słowa jej kuzyna była dla niej ciekawa. Bardzo ciekawa. To były właśnie jej pazury. Cieszyła się je widząc je, jak atakuje. - Karolu... Ta decyzja do mnie nie należy... - zachichotała, kręcąc głową i stając po stronie Natalii. W jej głosie słychać jednak pozostawało że ta decyzja jej się podoba. - Wybacz Snow... - Zwróciła się do niej. - Nie mogę dotrzymać słowa w tym momencie... - dodała po chwili już swobodniej. - Przypomnij się jak będzie dobry czas i będziesz sama. -
Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]
temat napisał nowy post w Galeria Chwały
[Anna Kowalska] Jej świadomość pozostawała daleko poza samochodem, gdy jechali... Tej ciszy nikt nie miał odwagi złamać, aż do czasu, gdy dojechali... Wtedy zaczęły się pożegnania? Tak... tak chciała to nazwać. Widziała jednak że będzie musiała wpaść do Goldinga zupełnie niespodziewanie, co można było zobaczyć w jej spojrzeniu, gdy spoglądała na niego przelotnie. Niby nie mogąc uchwycić kontaktu wzrokowego. Prawdę on jednak musiał znać. - Damie się nie odmawia... - Puściła oczko Goldingowi, by zaraz sama wysiąść z samochodu muskając swoją ręką ramie Snow. -Szkoda marnować czas... bo nigdy go nie przybywa - westchnęła. -
- Mówiłam że nie mam czasu na to wszystko, a może wy nie macie? Nieistotne... I tak powiedziałam za wiele... - Monika przymknęła oczy, które zmatowiały. Coś nieznanego pożarło ich błękit. - A niektórych rzeczy po prostu się nie mówi, chodź są wiadome od samego początku by dać nadzieję - westchnęła i wskazała na kocicę. - Resztę dopytajcie Fate... - Na co czarodziejka skuliła się. - Jak opuścić to miejsce... Ona będzie wiedziała. Robiła już to wiele razy. Po za tym co to za radocha wiedzieć wszystko od razu? - Wzruszyła ramionami. - Żadna... - rzuciła tak bardzo nijako do wszystkich wcześniejszych słów... A ona sama zaczęła zanikać niczym duch tak że nic z niej nie zostało, prócz pustego miejsca, a po pomieszczeniu nadal się odbijały jej ostatnie słowa. Czarodziejka stała w miejscu, a jej uczy prawie położyły się na głowie... Widać że się bała... i nie mogła poczuć spokoju, gdy patrzyła na wszystkich z szeroko otwartymi oczami. Szukała czegoś, ale nie mogła z siebie wydusić właściwie niczego nic dopóki nie zdołała wziąć jednego uspokajającego oddechu. - Nie czuliście tego? Tej ciemności... - spytała się, gdy jej głos drżał, a jej oczy błyskały się, jakby ktoś jej latarką świecił po oczach. - Która właśnie zniknęła... - Potrząsnęła głową próbując wybić sobie z głowy niepotrzebne myśli. W jej głowie pojawiła się krótka iskra. Jak ona mogła o tym wiedzieć? Ze swojego juków wyjęła diamentowy pył. Tylko czy to nie było za proste? Za nią pojawiły się ścieżki magii wychodzące od jej tylnego kopyta, na które później dmuchnęła zawartością swojego worka, Portal się nie otworzył... pojawiły się za to na nim kolejne znaki - Za słabe? - zdziwiła się... Jak bardzo musiała przeciąć rzeczywistość...
-
Wróciłem do starego prezentu jeszcze na kasecie... Meh. Reszta piosenek łamie niestety regulamin, a ta wyjątkowo nie. Pozdrawiam świadomych.
-
Pierwszy raz ktoś podał jej rękę przed pojedynkiem i do tego zachowywał się tak beztrosko. Poczuła się... Miło? Tak to musiało być właśnie to uczucie, ale czy mogło to wpłynąć na jej decyzje? Uśmiechnęła się tylko na początku dość uprzejmie, bo nawet kiwnęła głową na oznakę szacunku... Że cieszy się z tego spotkania. Niestety... Jej mimika mimowolnie przybrała cwańszy wyraz. Zupełnie przeciwny do tego wcześniejszego ~ zupełnie szczerego, bo jej zamiary nie należały do tych przyjemnych. To właśnie pojedynek się oficjalnie zaczął i po raz kolejny musiała posiąść otoczenie we władanie. Tylko od czego miała właściwie zacząć? Gwiazdy jej podpowiedziały migotaniem przez kryształowy klosz... To wszystko zapoczątkowało. Skoro Hania ożywiała sztukę, cokolwiek by to nie znaczyło... musiał być to piękny pokaz dla oka... A każde muzeum, czy galeria sztuki miały w tym wszystkim jedną cechę wspólną, tak jak większość światów materialnych. Posiadały oświetlenie gwiazdy czy innego zamiennika... Czy jednak to nie pozostawało... Proste? Nie zastanawiała się gdy linie na jej mandali się zmieniły na niezwykle agresywne, wypalając pieczęć w planie pośrednim, a cały świat poszarzał błyskawicznie, jak gdyby światło nie miało racji bytu. W istocie tak się stało... Ta rzeczywistość nie znała pojęcia oświetlenia, a zwykły wzrok musiał ulec przed prawdziwym widzeniem, bo właśnie tak postrzegała świat Monika. Z pomocą kolejnych nakładających się na siebie planów. Odkrywając przy tym prawdziwą naturę rzeczy. - Pokaże ci mój świat... - zawołała radośnie, a z wnętrza kręgu ~ dziury w przestrzeni ~ wydostał się czarny dym pokrywający płachtą całą rzeczywistość swego rodzaju nalotem, jak gdyby nic już nie pozostawało stałe i na swoim miejscu. To zasady świata właśnie zmieniały się według jej myśli ~ zasad z księgi... Na razie naprawdę delikatnie, a w jej oku można było dostrzec swego rodzaju przebłyski pamięci, gdy źrenice zmętniały nie mogąc wrócić jednego zakazanego wspomnienia. Nie pamiętała dlaczego, ale kochała ciemność. Czuła się w niej niezwykle swobodnie i paradoksalnie mówiąc... Właśnie ten plan po walce z Zegarmistrzem stał się jej ulubionym, a nie pozytywna energia jak wcześniej. Przebywanie w nim jednak wymagało wyrzeczenie się typowego strachu, którym to przestrzeń karmiła się i potrafiła takiego delikwenta zapędzić w kozi róg, jego własnymi myślami zmieniając otoczenie, które od tej pory miało własny rozum. - Moją ulubioną przestrzeń - podkreśliła, zakładając ręce na piersi... Czekała na odpowiedź i reakcję. Zastanawiając się gdzie uciekł od niej Spaß... Czyżby? Nie to nie mogło być to. Zawsze przy niej był. Dlaczego więc zniknął? W jej wolnej ręce znowu zebrał się piasek, gdy po raz kolejny poruszyła czas ją otaczający. Wykradła jego esencję, a całość wylądowała w jej ręce w postaci dla niej mętnego szarego pyłu... Znała już swój kolejny krok. Czy Hania mogła się odnaleźć w świecie który właśnie stworzyła? Chodź prawdziwszym stwierdzeniem że połączyła dwa światy.
-
Wstęp; Post: Wkraczając na arenę, już czuła całą dostępną przestrzeń w swoich palcach... Każdy zaczepiony plan, odpowiadał jej prostym tikiem, a świat zakrzywiał się wokół jej dłoni w kolejnych coraz to ciemniejszych kolorach tęczy aż do kompletnej czerni, a wszystko zniknęło tak gwałtownie jak się pojawiło... Sprawdzała zasady rządzące tą przestrzenią. Parokrotnie już się przekonała że nie muszą być takie oczywiste. Tu jednak nie znalazła specjalnych niespodzianek. Przynajmniej takich które utrudniałby... Jej własny sposób walki. Tylko na co miała się zdecydować? Nie mogła przecież pokazać wszystkiego... Nie tak jak to zrobiła z Zegarmistrzem. Zaśmiała się cicho z powodu swojego myślenia. Jak miała być zwyczajnie słabsza? Musiała ograniczyć swoje możliwości. Najlepiej do potrzebnego minimum. Wtedy właśnie powstawały jej najpiękniejsze zaklęcia. Kroczyła powoli ku centrum areny i nie wiedziała gdzie podział się jej wierny towarzysz... Nie widziała go od momentu jak wylądowała w Equestrii daleko od miejsca tej bitwy. Wiedziała że się nie zawiedzie. Architekt przeszedł sam siebie... Jak zawsze każda kolejna arena pozostawiała daleko w tyle poprzedniczkę. Może dlatego że minęło aż tyle czasu? Ta wydawała się nawet piękniejsza od turniejowej. Może dlatego że pozostawała prostsza? Jej oczy pochłaniały ją, nie zwracając początkowej uwagi na przeciwnika... Pozostawała zachwycona ogromem tego co ją otaczało, a złoty piasek który znalazł się w jej dłoni przesypywał się pomiędzy palcami sypiąc się powoli na arenę... Układał się w kolejne niewielkie kręgi niesiony niewidzialnym wiatrem według skomplikowanego wzoru wyrysowanego również na kole pokrywającym całą powierzchnie pola w swoistej mandali. To czary się właśnie zaczynały. - Heja! Monika jestem - zawołała widząc postać z daleka, unosząc swą dłoń wysoko w swego rodzaju pozdrowieniu, gdzie zaciśnięta pięść pozostawała symbolem woli walki i podjęcia wyzwania. Wtedy dopiero zaczęła się zastanawiać co się może stać. Rozpięła swą białą bluzę i podciągnęła rękawy... Jej przedramiona pozostawały nietknięte mimo tego że poprzednim razem znajdowały się na nich rękawice stworzone na potrzeby ujarzmienia energii. Nie potrzebowała już ich. Jej blizny zniknęły, a ona zyskała pełnie władzy. Im bliżej podchodziła, tym bardziej miała wrażenie że jej poprzednicy byli normalniejsi... A może dlatego że widziała ją pierwszy raz? Postanowiła jednak dać jej szansę. Nie można przecież oceniać książki po okładce. Ona też była dziwakiem dla kucyków. Dlaczego więc człowiek miał ją zdziwić? Przecież znała ich od zawsze. Jednak najbardziej była ciekawa magii. Ożywianie rzeczy martwych? Czy ona też tego nie robiła. W jej głowie pojawiła się iskra... ale zgasła równie szybko jak się pojawiła, gdy zatrzymała się parę metrów od centrum. //Kocham emulatorowany dźwięk klawiatury w słuchawkach, ale tak czy siak zardzewiałem... Meh. Mam nadzieję że podołam.
-
Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]
temat napisał nowy post w Galeria Chwały
[Anna Kowalska] Golding u Lust mógł zobaczyć tylko pojedynczy błysk w oku, gdy spojrzał w jej kierunku... Błysk który niósł za sobą swego rodzaju ostrzeżenie i zaciekłość że niech tylko spróbuje. Ona mu tego pomysłu nie daruje za nic w świecie... Oj nie. Wybije mu go, jak tylko spróbuje znowu chodź pomyśleć o tym, by ją zostawić samą. Dla kogo niby poświęciła tyle lat swego życia w napięciu. Dla kogo chciała stać się jedynym wyjątkiem?. Dla siebie, by jej było dobrze? Nie. Zabezpieczała swój powrót do Equestrii z nim, bo wierzyła że znajdzie go. Po tej albo tamtej stronie, już jako ktoś zupełnie inny... Zdolna prawdziwie kochać. - Snow... Zastanów się jak będziesz chciała to rozegrać - zwróciła się bezpośrednio do niej. - Jak zadać pytania. Zbliża się godzina mojej prawdy dla ciebie... - powiedziała wstając i poprawiając swoje ubranie. Do Goldinga czy Księżniczki Celestii nawet się nie odezwała. Nie musiała. Pokazała że jest gotowa do wymarszu. -
- Imię: Monika Lis - Opis wyglądu: Nie wyróżniała się nigdy z tłumu. Przynajmniej nie miała tego na celu, by zostać tą przebojową w centrum uwagi w zupełnie nie swoim towarzystwie... Wciąż pozostawała wysoką blondynka o buntowniczym wyglądzie, a zwłaszcza oczach, co nie zmieniły się z biegiem historii ~ ich magiczny błękit i swoista niewytłumaczalna zadziorność... Ubrana zwykle w swoją ulubioną białą bluzę i dżinsy, pod koszulką na szyi nie wisiały już nieśmiertelniki, tylko srebrny lis, a raczej jego głowa na srebrnym łańcuszku wykonana w celtyckim stylu... Ten sam który zastąpił wymazaną Lüge, a na imię mu nadane brzmiało Spaß, krył się na planie rodzimym jej właścicielki w skraju jej widzenia. Wiecznie obecny strażnik, a może raczej towarzysz i przyjaciel? - Magiczne umiejętności/Doświadczenie: Wygrała Drugi Turniej Magiczny, jako totalny żółtodziób odkrywając dopiero swoje możliwości... Pokonując Zegarmistrza barierą areny, jako że nie miała już wtedy kompletnie nic do stracenia... Specjalizowała się w magii planowej prowadzącej głównie przez astralny, a także wizualizacji po przez serce snów. Zmieniła jednak styl... Sny pozostawiła za sobą... rzeczywistość wydawała się... bardziej pociągająca? -Krótka historia postaci: Minęło półtora roku od pokonania Zegarmistrza, odkąd jej historia została przepisana na nowo za sprawą jednego, niezwykle potężnego zaklęcia... Dosłownie połowa jej natury została wymazana. Z marzycielki która tylko chciała i pisała, stała się osobą która zaczęła się bawić wszystkim wokół, by skorzystać z życia ile może, poznać ile zapragnie. Z poważnej osiemnastki przeistoczyła się niezauważalnie w dwudziestoletnią dzierlatką, do tego rozgadaną w sobie dobrze znanym towarzystwie, której zaczęło się udawać więcej niż powinno, bo los jej pozostawał dość łaskawy... a może to ona właśnie go tak zapisywała w książkach w swoim wielkim kufrze, co od dawna stał zakurzony? Dzięki któremu otwierała kolejne bramy na plany, odkrywając że nie pozostawała jedyna, która przez nie podróżowała... - Początkowa moc: Nadrywanie planów i kontrola ich. Mag kontrolny z zasadą: "To nie ze mną będziesz walczyć..."
-
[Fate] - Wysłowić się nie umie... - stwierdziła, przy czym ziewnęła sobie po skończonym posiłku, pokazując niespecjalnie swój garnitur zębów. Potem tylko skoczyła do tyłu w swego rodzaju salcie, by stanąć na podłodze już jako najzwyklejszy kucyk... Tuż po tym jak wciągnęła ją czarna dziura znajdująca się gdzieś gdzie znajdowałoby się w tamtym czasie jej serce, by zaraz po tym ją wypluć już jako zwykłą klacz ziemską... Z dziwnym niebieskim kapeluszem o różowych paskach tworzącym kolejne jego człony i dzwoneczkiem przywiązanym do jego szczytu że dzwoniła nim cicho przy każdym kroku. Na grzbiecie za to miała tylko proste juki w tych samych kolorach co jej nakrycie głowy. Patrzyła ona na całe zgromadzenie ze swego rodzaju dystansem tymi swoimi niebieskimi oczami pełnymi ciekawości, gdzie ich chłód kontrastował ze złotą grzywą i zlewał się z mleczną sierścią. Od tak trzasnęła o podłogę prawym kopytkiem, przy czym rozniosła się srebrzysta fala energii pokazując na moment złote łańcuchy oplatające wszystko wokoło, a zwłaszcza Monikę. - Powiem to po naszemu... - westchnęła lekko, wahając się nad wagą swych słów. - Jeśli interesuje was wieczne życie... możecie tu zostać, tylko tutaj. Tyle z możliwych wyborów. - Trzasnęła po raz kolejny o podłogę znowu pokazując łańcuch zbliżające się do każdego z kolei. - Nie wyjście stąd w ciągu godziny to wyrok wydany na zawsze - wskazała na Monikę - a wyjście stąd dla niej jest relatywnie łatwe ale niemożliwe... Prawda? - Zamknęła oczy, gdy na jej policzkach pojawiły się drobne rumieńce doskonale widzialne na jej sierści... Czy ona właśnie wstydziła się tego co pozwiedzała, czy może wynikało to z czego innego? - Dokładnie - przyklasnęła jej. - Ja mam wam tylko pomóc wyjść. Resztę sami odkryjecie... Zresztą... Sami będziecie musieli to zobaczyć. Na więcej czasu nie starczy. Bym się rozgadywała nie wiadomo na ile.. - Ręka jej liczyła kolejne rzeczy zanim znowu się odezwała, jakby przerywając Fate... która nie miała już na tyle odwagi by odezwać się znowu. - Zyskacie życie... i możliwości zmian. Jakich? - Przekrzywiła głowę opierając ją na ręce. - Sami odkryjecie, bo tego jeszcze nie widziałam i raczej nie będzie mi dane. Za dużo bym chciała... - mruknęła bardziej pod nosem. - Drzewa harmonii jednak wskażą wam drogę. Znajdźcie ich jak najwięcej, a poznacie historię początku. Kawałek po kawałku... Dzięki niej będziecie wiedzieć co zrobić, a co ważniejsze jak. - Uderzyła dłonią o stół na co Fate uszy same poszły do tyłu... W zwykłym odruchu... Czy ona się bała? Odpowiedzi czy osoby która to mówiła...
-
Ma ochotę ktoś na magiczny pojedynek w dziale Mane6? Moje dwa stoją od dawna i wydaje się to nie zmienić...
Meh... a może wreszcie nastanie ten dzień i tawerna się otworzy, a przy dźwiękach trąb zostanie ogłoszony trzeci już Turniej Magiczny? Od dawna czekam na niego. Ktoś jeszcze jest ze mną?
-
Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]
temat napisał nowy post w Galeria Chwały
[Natalia Romanova] - Jeśli ma się coś wydarzyć... - Złożyła głowę na rękach patrząc na wachlarz kart przed nią. - Uczestnicz w tym, by mieć wpływ na końcowy wynik... - Zakręciła palcem nad swoją kartą... Pojedynczym okiem ze łzą. - Ale po co ja tam? - Trzasnęła dłonią o stół w swym rozbiciu pomiędzy dokonaniem czegoś, a odpuszczeniem sobie, by znów spłynąć rzeką losu, która na nią spadnie. - Czy to jest moment prawdy... Nie, a może jednak tak? - Sprzeczała się ze sobą... nie mogąc się jednoznacznie zdecydować. Tylko w jednym momencie wszystkie karty znalazły się w jej ręce. Nie mogła podjąć decyzji, więc zrobiła coś czego nie praktykowała od dawna, a ostatnio robiła to aż za często... Pójść za pragnieniami... Czy źle na tym wyszła do tej pory? *** Na drodze słychać było silnik bardzo nie typowy, gdy w skrzyni biegów zmieniały się kolejne biegi, podczas wyprzedzania zaskoczonych samochodów że tak można o tej porze roku. To właśnie kobieta w skórzanym płaszczu mknęła ulicami Warszawy, a twarz jej zakrywał przyciemniany kask, a ciało przed wiatrem osłaniał cały równie czarny kombinezon. Co parę minut spoglądała na swój zwichrowany kompas, co nie potrafił ciągle wskazywać północy... Wskazywał osobę, którą aż za dobrze wiedziała gdzie się znajduje. -
Ostatnie Starcie [Human&Pony] [Trzecia część trylogii Wojny]
temat napisał nowy post w Galeria Chwały
[Anna Kowalska] - Kiepski to żart Golding. Bardzo kiepski... - Otworzyła swe oczy z dziwnym błyskiem, gdy jej soczewki się wyłączyły, a na jej twarzy pojawił się najdziwniejszy uśmiech jakikolwiek mogła zobaczyć Snow u niej... Nie dało się go porównać z niczym, bo był to uśmiech drapieżcy który dopadł swoją ofiarę i zamierzał ją za chwilę rozszarpać. - Nie jesteś kłamcą, nigdy nim nie byłeś i nie zostaniesz... a ja też ci coś obiecałam. - Zmrużyła oczy i przeciągała kolejne głoski. - Bardzo, bardzo dawno temu, ale obiecałam, więc zrób rachunek sumienia. Dokładnie... - Uniosła palec do góry i wskazała na niego, by tknąć jego dumę. - Szybko zrób, a przekonasz się że powinieneś ugryźć się w język zanim wypowiedziałeś te słowa. Ja słowa dotrzymam... - Tu gromiło aż nienawiścią... Jak on mógł to zrobić właśnie jej? - Jak nie będzie nikt patrzył... - wyszeptała, po czym zamknęła oczy i znów zniknęła z rozmowy... Zachowała się tak jakby sprawa już się zakończyła... Może faktycznie tak myślała? -
- Dążysz Kati do poznania przyczyny jego postępowania, kiedy sama widzę wyłącznie skutki... Nic więcej -westchnęła po czym jej ręce spoczęły lekko na kolanach. - Chwali ci się to i umówmy się... - zaakcentowała ostatnie słowo. - Ja mówię czas, to mam na myśli osobę odpowiedzialną za przebieg zdarzeń w waszej krainie. Mającą niewyobrażający wpływ na wszystko. Nie wiem jak się nazywa ona w waszym języku... - Podniosła wzrok na smoka. - Jak to postrzegacie. Ja to nazywam czasem i... - Urwała nie wiedząc co powinna zrobić dalej, gdy jej dłonie zacisnęły się w pięści. Może z bezsilności? - Jestem tylko przypadkowym pośrednikiem, szukającym czegoś na tym właśnie końcu... Nie powinno mnie tu być. - Przełamała się mówiąc coraz szybciej, kręcąc głową, gdy w jej dłoniach zaczęło coś się zbierać. Złotawe światło. - Trzecią stroną w jego grze, która chce się wydostać z klatki i wrócić do swojej krainy, by wynieść wiedzę z tej przeklętej wieży... która została tu spisana. - Ostatnie słowa prawie wykrzyczała, po czym znowu zamilkła, nie wiedząc dlaczego oni zaczynali ją drażnić... Może za długo pałętała się sama? - Na niczym więcej mi nie zależy, przez co nie doszukuje się logiki. Mówię co widziałam w lustrach, co wyczytałam... Zresztą sami zadecydujecie co z tym zrobić, gdy już stąd odejdę. - Rzuciła złoty klucz do naprawdę niewielkiego zamka na stół, który zatrzymał się na samym środku. - Sami podejmiecie decyzję... Wasze ścieżki nie należą do mnie. Do waż też nie. - Do klucza dołączyła podobna do niego moneta... z kwadratowym otworem w środku. - Wszystko jest w księgach. - Klasnęła w dłonie, a jej głowie odhaczały się kolejne punkty.
-
- Witam was jeszcze raz" Na krańcu" rzeczywistości jak i czasu... - Rozłożyła wielce teatralnie dłonie pokazując wszystko w koło. - Tak zwie się to miejsce i wieża czy sam czas w którym się znaleźliście. Sama jestem Monika Lis i pozostaje tylko biernym obserwatorem. Tylko nim mogę być i nikim więcej. Nie ja was tu sprowadziłam. - Spojrzała wyraziście na Goldinga. - Nie musisz jeść... To twój wybór, ja i tak nie mam nic do stracenia... a uśmiercić was mogłam nawet z wami nie rozmawiając... Byłoby mi o niebo prościej... Nie sądzisz? Wracając do głównego wątku... Nie mam nawet takiej mocy, by kogoś przyzwać na odległość. Może jeszcze nie teraz... - Wzruszyła ramionami. - Jestem tu tylko, by odpowiedzieć na wasze najważniejsze pytanie dlaczego. - Zaczęła wymachiwać swoim palcem w rytm wypowiedzi. - Dlaczego przywiało właśnie was z różnych rzeczywistości tej samej krainy ~ Equestrii. Nie odpowiem wam na nie indywidualnie, bo to pozostaje nieważne i za dużo czasu zajęłoby mi ustalenie tego ~ nie mamy go... - urwała biorąc głębszy oddech. - Nie będę mówić że tak miało się stać. Uspokajać was. Mówić że wrócicie do waszych poprzednich żyć. Nie wiem jak to się potoczy. - Ucichła na moment. - Że los was wybrał. Ominę te wszystkie brednie zarezerwowane dla wyroczni, którą nie zamierzam nigdy zostać. Dam wam tylko możliwości i nadzieję powrotu. Resztę naprawicie sami, jeśli zechcecie... - Wyrwała sobie blond włos z głowy i lewitacją pokazała go wszystkim w koło, a zwłaszcza smoczycy. - A zechcecie wyruszyć w dalszą drogę... - powiedziała złowieszczo po czym wy lewitowała go na zewnątrz, niezbyt daleko by nadal pozostał na widoku... i wróciła, by ponownie go wszystkim pokazać, a on już był siwy... - Bo zorientujecie się że wyboru nie otrzymaliście, a to miejsce to w gruncie rzeczy jedna wielka klatka na zewnątrz której czeka śmierć... jeśli w porę z niej nie uciekniecie. - Uśmiechnęła się do nich. - Wiedza ma cenę... Wszystko ją ma, jak goni się na ślepo i nie patrzy na konsekwencje. Ja zawędrowałam tutaj za nią... Ale dość o mnie... - Klasnęła w dłonie zmieniając temat. - Nie będę owijać w bawełnę... - Założyła nogę na nogę niczym wielka dama zanim dalej zaczęła swój wielki monolog. - Chodzi tu o integralność waszej krainy... każdej z osobna i jednocześnie wszystkich razem. Załamują się i są pożerane po kolei od samego początku... Wszystko sypie się jak domek z kart od jednego wydarzenia. Zatrzymać to możecie wy... - Spojrzała na nich z pod swoich rzęs. - Dlatego was tu przywiało. Wasza rzeczywistość jeszcze się broni, a czas was wyrzucił tu do mnie, bo wiedział że ja już to widziałam wcześniej z jego perspektywy... Spytacie się najpierw jak to osiągnąć, czy raczej jak stąd uciec, by nie zginąć? - Jej uśmiech przybrał najbardziej bezczelny wyraz jaki u niej widzieli. Może za bardzo do przodu względem nich? Tylko czemu spoglądała na Fate... która zastygła w próbie wzięcia pierwszego kęsa z widelca, co wisiał przed nią... - Nie tylko ja wiem jak zbiec... Pytanie do czego... Do tonącego okrętu?
-
Monika odkłoniła się najpierw gryfowi, a potem klaczy... Zanim nie spoważniała na moment. Jak gdyby coś niepokojącego zobaczyła w oddali... - Kolejna burza idzie... Wybaczcie brak... - szepnęła, a jej palce zdążyły tylko pstryknąć, zanim do ich uszu dobiegł nieubłagany szum dobiegający dosłownie z zewsząd. Wszystko odbyło się w jednym ostrym błysku, że znaleźli się w okrągłej jadalni połączonej z ogromną biblioteką nie mającej widzialnego końca i kolejnymi takimi samymi schodami na następne piętro... Drewniany stół wielki jak dla całej biesiady pozostawał zastawiony dość skromnie dla sześciu osób, a tylko jedno miejsce na środku pozostawało naruszone... Właśnie na nim znalazła się dziewczyna po teleportacji, gdy reszta znajdowała się tuż przed przygotowanymi dla nich białymi poduszkami i poczęstunkiem... Dla kucy czekał sycący groch z kapustą, dwóch mięsożerców musiało się zadowolić smażonymi dzwonami z łososia w sosie grzybowym, a dla smoka przewidziana została tylko miska z kolorowymi górskimi kryształami... Na środku stały trzy porcelanowe imbryki z herbatą... - Na sucho strzępić języka nie będę. - Pokręciła głową. - A nie wierzę że nie chcecie zjeść przed wyruszeniem w dalszą drogę... Częstujcie się jeśli zechcecie - powiedziała spoglądając na nich zanim nie zajęła się już wcześniej zaczętą bułką z serem. Fate pierwsza wyrwała się z szeregu. - Czym ty władasz... - Nie skończyła własnego pytania, gdy Monika się tylko uśmiechnęła. - To wyobraźnia... Nic więcej mi nie trzeba. - Kotka przestąpiła z nogi na nogę ugniatając swoją poduszkę w analizie jej słów... Dziewczyna jednak nie czekała. - Ktoś jeszcze ma mi coś do zarzucenia?
-
- Mówisz wspólnym... - Wzruszyła ramionami jak gdyby umiejętność ta nie miała znaczenia dla niej. Nie trudno było mu spojrzeć w oczy, by zdobyć jego imię... Sam to wydawał się zrobić... - Czego się spodziewałeś Golding Shield? Że nie zrozumiemy? - Podniosła się ze swojego za żenowania że musiał się trafić buntownik w przed ostatniej to osobie. Liczyła już że wszystko przebiegnie gładko i bez zbędnych spięć zaprosi wszystkich na górę do okrągłego stołu.... - Nikt nie próbuje cię tu zabić. Masz moje słowo. Uspokój się i odłóż tą broń. - Wyciągnęła ku niemu dłoń jakby łapiąc przez powietrze włócznie i opuszczając ją. - Bo na razie czekamy... - Te słowa skierowała do jednorożca, a pozostałą część do podmiotu jej dalszej wypowiedzi. - [...] na ciebie gryfie... - Jej głos zabrzmiał jakby donośniej w jego kierunku. - Nie każ na siebie czekać...
-
- Dlaczego tak... Mogę - sama spojrzała w jej oczy, odpowiadając na jej zaczepkę... - ale wiesz teraz nie mam ochoty Aenyeweddien, bo nie nadszedł jeszcze czas - powiedziała swą dzisiejszą mantrę dla nich, znów akcentując ostatnie słowo... - Jak... Nie do końca wiem dokładnie na który, ale w gruncie rzeczy i tak kończy się tak samo... Najlepszym przypadku tutaj, ale wypadałoby się przedstawić... - Jej spojrzenie się wycwaniło. - Bo już wszyscy wydają się słuchać... - Nie zapominała o uśmiechu... Aż za dobrze zapamiętała go z equestriańskiej rzeczywistości,
-
- Witaj Kati... - Uśmiechnęła się Monika pokrzepiająco, ruszając dłonią by nastał półmrok... To wieża się cała obróciła wręcz niezauważalnie zasłaniając dopływ światła. - Najpierw może nabiorę pewności że nikt nikogo nie pozabija w mojej wieży i wszyscy się już obudzą... - W jej ostatnim słowie znowu można poczuć swego rodzaju niecierpliwość. Ona chciała już natychmiast mieć to za sobą, a może już miała ochotę to z siebie tylko wyrzucić i nie umiała utrzymać języka za zębami? Twarz jej tego jednak nie zdradzała. Dłoń uniosła powietrze... i tak samo uniosła się woda która następnie wystrzeliła z jedynego jej źródła na lokacji po kolei z każdego z trzech śpiochów... a ona strzelała ze swojej dłoni dobrze się przy tym bawiąc. - Pozwolisz mi? - zwróciła się jeszcze raz smoka raczej dla formalnej uprzejmości.