-
Zawartość
534 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
11
Wszystko napisane przez Socks Chaser
-
Po kilku minutach leżenia moje oczy zaczęły się lekko przymykać. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zasnęłam. Śniła mi się Navis. Oczywiście, sen był z krwią. Na końcu zakrwawiona klacz skoczyła na mnie, a ja obudziłam się zlana potem. Leżałam chyba w jakimś pomieszczeniu. Nie mogłam sobie przypomnieć co ostatnio robiłam, więc uznałam, że, po prostu zasnęłam w budynku obok obozu. Gdy już miałam ponownie zasnąć usłyszałam jakieś warczenie. "Pewnie Batty" pomyślałam sobie, ale on musiał mieć powód do wkurzenia się. Wyciągnęłam z torby pistolet i wyszłam przez drzwi uważając, by nie narobić zbyt dużo hałasu.
-
- Namiot dla dwóch kucyków... - Pomyślałam sobie. Szybko potrząsnęłam głową, by odgonić te "zbereźne" myśli. Do tego pewnie w tym namiocie będzie spała Navis. Zostawiłam swoje rzeczy obok namiotu i oparłam głowę o swoją torbę. Przez małą poduszeczkę którą w niej trzymałam było mi nawet miękko. Nie chciałam na razie zasypiać tylko trochę poleżeć.
-
Zamierzałam się zgłosić do pilnowania, ale Navis mnie "prześcignęła". No nic, skoro chce, to niech pilnuje.
-
(Nie lubię majonezu ;_ Po krótkiej wędrówce zaczęło się ściemniać. Pokemona i Navis mnie dogoniły i rozbiły obóz obok jakiegoś starego budynku. Niedaleko znajdowało się jakieś stare pole. Do domu nie weszłam, podobnie jak Navis i Pokemona. Pewnie wciąż leżał tam szkielet jakiegoś kuca. W oddali czasami dało się słyszeć jakieś strzały. E, .F.S nie wskazywał, jednak wrogów w pobliżu. Znacznik wskazywał na Wieżę Tenpony. Nie znalazłyśmy się, jednak tak blisko, by zobaczyć Manehattan. Nawet, jeśli byśmy się tam znalazły trzeba było przejść przez ruiny. Tam już było 100% szans na spotkanie bandytów. Od Pokemony dostałam kanapkę z marchewką i puree z ziemniaka... zmutowanego... zmutowanego ziemniaka, który dziwnie wyglądał. - A będą jakieś warty? Wiecie..., żeby nas ktoś w nocy nie zaatakował. Może będziemy się zmieniać co jakiś czas? - Zapytałam jedząc kanapkę.
-
Gdy Pokemona odleciała westchnęłam. Skoro zamierzała kupić w Wieży nowe części oznaczało to, że, jeśli będę chciała iść dalej to bez niej. No nic... coś się wykombinuje. Ruszyłam przed siebie. Pokemona i Navis były daleko za mną. Pewnie aż się prosiłam o atak bandytów.
-
To o czym powiedziała Pokemona nie zdziwiło mnie za bardzo. Po tych skrzydłach można się było domyślić. - Ja, to już jako tako wiedziałam. Zastanawiały mnie te skrzydła. Myślę, że lepiej byłoby żebyśmy o tym nie rozmawiały, bo jeszcze wyjdzie z tego niezła kłótnia - Powiedziałam z uśmiechem. - Co robimy jak dotrzemy do wieży?
-
Przystanęłam na chwilę. Strażnicy Tajemnicy... od razu mi się ta nazwa spodobała. - Mów. Ja tajemnicy dochowam słowo ochroniarza.
-
Ja i Pokemona szłyśmy przodem, a Navis gdzieś zniknęła. Widocznie nie chciała być blisko mnie. Po prostu się głupia poddała nie chcąc walczyć. Jak ma się jakieś problemy trzeba coś z nimi zrobić. - Po prostu jej nie lubię. Z problemami i lękami się walczy, a ona poddała się, jak tchórz. To jest moja opinia na jej temat. - Powiedziałam robiąc lekko znudzoną minę. - Weź daj jakiś temat na rozmowę. Ty wydajesz mi się sympatyczniejsza od Navis.
-
Uśmiechnęłam się. Może Pokemona też się obraziła, ale dla niej bym wszystko wybaczyła. Wciąż, jednak było mi smutno. - Nic nie mówiłyście, więc chciałam o czymś pogadać. Nie wiedziałam, że nie macie znaczków. Dla mnie brak znaczka nie jest czymś dziwnym, a Navis od razu się wkurzyła - Powiedziałam pretensjonalnie. - Dla mnie ona może zdychać, a ja nawet nie mrugnę okiem. Do tego je żywe zwierzęta, a to jest, po prostu obrzydliwe.
-
Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Gdy zobaczyłam, że Pokemona też czuje się obrażona uznałam, że z Navis nie ma co się przyjaźnić. O wszystko się wpieniała, zawsze łaziła smutna lub wkurzona, jadła mięso, jej nietoperz był głupi, a ona sama czuła do mnie niechęć bez widocznego powodu. Uznałam też, że to przez nią Pokemona się wkurza. Ja się dziwię czemu ta Navis mnie jeszcze w grupie trzymała. Ruszyłam przed siebie wyprzedzając klacze. Łzy cisnęły mi się do oczu, a ja co chwilę mówiłam w myślach, że "Navis w tej wieży gówno znajdzie". Po kilku minutach minęłam jakieś wzgórze zostawiając Pokemonę i "Nieznajomą" w tyle.
-
Spojrzałam na Navis pytająco. Po chwili zobaczyłam, że ona i Pokemona nie mają znaczków. - To, że nie masz znaczka nie oznacza, że jesteś gorsza - Powiedziałam z szelmowskim uśmiechem, po czym dodałam. - I nie trzeba od razu się denerwować.
-
Przez jakiś czas nasza grupka szła przez te cholerne drogi. Nic ciekawego się nie działo. Żadnych domów, kucyków, zwierząt... Navis nawet nie próbowała jakoś umilić wędrówki. Manehattan był bardzo daleko, a ja nie znałam do niego drogi. Podczas tych kilku dni spędzonych na pustkowiach nie zrobiłam nic ciekawego. Pokemonie też dokuczało ciągłe milczenie. - Może o czymś porozmawiamy? Nie wiem... o znaczkach?
-
Powstrzymałam się od zwymiotowania. Szybko wypiłam trochę wody i ruszyłam za Pokemoną. Wkurzało mnie zachowanie Navis. Kucyki powinny jeść mięso jedynie w ostateczności. Skoro ona zjada myszy i jaszczurki, to niech wpieprzy tego swojego nietoperka. Gdyby kucyk jadł mięso oznaczałoby to ,że "kucem nie jest", ponieważ one mięsa nie jedzą. Do tego jest to obrzydliwe.
-
W pewnym momencie Navis podniosła kopytko na znak byśmy się zatrzymały. Ja patrzyłam się gdzieś w dal, przez co przypadkiem wpadłam na Pokemonę. Na szczęście było, to tylko lekkie uderzenie w bok. Na drodze stała brązowa jaszczurka. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Gdy chciałam podejść bliżej i się jej przyjrzeć Navis już ją zjadła. Może i bym wytrzymała, ale głos łamanego kręgosłupa przyprawił mnie o mdłości.
-
Po kilku minutach Nowa Appleloosa została daleko w tyle. Navis szła z przodu. Po jej zachowaniu mogłam wywnioskować, że nie spodziewa się ataku bandytów. Pokemona była trochę z tyłu. Rozglądała się na boki. Widocznie była przezorniejsza. Ja byłam na końcu i, podobnie jak Pokemona rozglądałam się dookoła. Słyszałam, że bandyci czasami stawali na drogach i czekali na podróżujących. Były, wtedy tylko 2 wyjścia - Zapłacić lub stać. Jeśli nie miało się kapsli, to były inne rodzaje zapłaty np. "oddanie" się, im na jakiś czas. Wątpię, jednak, by taką klacz wypuszczali. Pewnie zabijali, czy coś. Batty schował się w torbie Navis. PipBuck klaczy trochę się różnił od mojego. Pewnie jakieś poprawki wprowadzone przez poke lub nowszy model. W Stajni 32 wciąż używano tych starszych, bo były lepsze i rzadziej się psuły.
-
(2 Razy napisałaś, to samo ;_ Nietoperek powoli wysunął język. Przez chwilę się pogapił, a potem jak nie zacznie piszczeć. W Stajni mieliśmy świnki. Nie wiem, po co one dokładnie były, bo kucyki mięsa nie jedzą. Nawet nie wiem jak się w Stajni znalazły. Po prostu mieliśmy coś w stylu obory ze świniami, a każda miała jakieś imię. Podczas pilnowania ich trzeba było zachować spokój. Żadnej muzyki, niepotrzebnego łażenia. Mój kolega raz powiedział mi "Żebym nie oddychała, bo świnie słyszą i czują". Ja niestety kiedyś miałam wątpliwą przyjemność pilnowania obory no i muszę się przyznać, że przysnęłam. Miałam jakiś dziwny sen obudziłam się z krzykiem, a świnie się przestraszyły i zaczęły głośno kwiczeć. Ten "Batty" wydawał, moim zdaniem podobne odgłosy, tyle że był ciszej. Potem już nie dawali mi zadania pilnowania świnek. Tata uznał, że może to szkodzić mojemu zdrowiu. W Stajni byłam dość lubiana pewnie ze względu na moje optymistyczne podejście do życia. Do tego zawsze byłam wesoła. Niestety, jak byłam na służbie koledzy robili mi dziwne żarty. W schronie można było trzymać zwierzęta. Jeden z ochroniarzy miał 2 psy - jeden miły, a drugiego się trochę bałam. Niestety, były niemalże identyczne, więc trudno było je odróżnić. Ten pierwszy był bardzo fajny, a gdy mnie widział od razu do mnie biegł i prosił na dwóch łapach bym go pogłaskała. Raz koledzy wzięli tego miłego i mnie nie poinformowali, który to. Na szczęście przeprosili, wino skądś wzięli. Ja, jednak nie odpuściłam i w nocy zamknęłam ich w stołówce. Siedzieli tam kilka godzin i jedli zimną zupę. Ja o nich zapomniałam i poszłam spać. Potem ich znaleźli i przestali takie żarty robić. Gdy Pokemona i Navis opuściły dom Batty od razu schował język, ale wciąż się na mnie gapił. Ja ruszyłam za przyjaciółkami.
-
Gdy czekałam na Pokemonę i Navis zza mnie wyleciał ten gnojek. Na grzbiecie miał nawet własny plecaczek, który wyglądał bardziej jak kieszeń na moim ubraniu. Zawisł do góry nogami na jednej z doczepionych do wagonów rynien i zaczął się na mnie gapić. Czułam się jakby zaglądał w głąb mojej duszy i znał wszystkie moje sekrety. Na szczęście gadać jak kucyki nie potrafił, więc dla Pokemony nic, by nie powiedział. Z jego ryjka wystawały małe ząbki. Nawet same gapienie się na jego łapki było wkurzające. Ja również zaczęłam patrzeć się w jego oczy, a gdy wydawało mi się, że zaczyna spuszczać ze mnie wzrok pokazałam mu język.
-
- A-Ale ja myślałam, że... dobra nieważne poczekam na was przed domem - Powiedziałam wycofując się. Zdziwiło mnie to, że Pokemona od razu powiedziała, że mogę iść z nią i Navis. Wczoraj mówiła coś o Ditzy i zachowała się tak jakby straciła do mnie zaufanie, a teraz "Tak możesz z nami iść". Chciałam zadać pytanie na ten temat, ale uznałam, że jeszcze będą mi, to wypominały. Czekając przed domem zaczęłam szukać wzrokiem tego latającego szczura. Nie tęskniłam za Battym, ale ciekawiło mnie, to, gdzie on siedzi. Dla mnie, jednak lepiej byłoby, gdyby został w Nowej Appleloosie do końca swojego życia.
-
(Ja też jakiegoś pomysłu na posty nie mam ;_; ) Pokemona i Navis pakowały się. Navis widocznie nie miała zbyt dużo rzeczy, ponieważ jej juki nie były jakieś grube. Pokemona, za to pakowała narzędzia do naprawy urządzeń. - Wybaczcie, że zapytam, ale... idziecie do Wieży Tenpony tak? - Zapytałam nieśmiało. - Bo... ja też chcę tam iść, ale pewnie nie chcecie żebym z wami poszła... ze względu na ostatnie wydarzenia. - Dodałam ze smutkiem. W duchu prosiłam Celestię o t,o by przynajmniej Pokemona się zgodziła. Była ona jedynym kucykiem, na którym mogłam polegać i któremu w pełni ufałam... no i do tego coś do niej poczułam.
-
(Pewnie już dzisiaj mnie nie będzie. Mogę prosić o troszeczkę dłuższy post? ;D) W domu było cicho. Wcześniej też tak było, ale przynajmniej ktoś coś składał, naprawiał i można było o czymś pogadać. ktoś wyjmował rzeczy z szafek i pakował w sypialni. Coś mi mówiło, że Pokemona i Navis się... nie wiem. Może wyprowadzają? Wzięłam swoje pozostałe rzeczy i otworzyłam drzwi do sypialni.
-
Po krótkiej przechadzce postanowiłam wrócić do domu. W końcu moje rzeczy się tam znajdowały, więc i tak musiałam tam wrócić.
-
Im dłużej rozglądałam się za jakimś towarzyszem do rozmowy tym smutniejsza się stawałam. Co prawda rozmowa z pijakiem może i byłaby dość ciekawa w końcu zawsze coś nowego, ale rozmowa nie kleiłaby się zbytnio. Ulice puste, bar pełen pijaków, a przyjaciółka smutna i może jeszcze o coś mnie obwinia. W mieście nie było też zbyt wielu rozrywek. No mogłabym ze źrebakami o czymś pogadać w końcu z nimi rozmowa się zawsze klei. No, ale o czym miałam gadać? O tym, ile kuców ostatnio zginęło? Wolałam już siedzieć w tym miejscu do końca życia. W końcu wypiłam zawartość kufla. Zrobiło mi się trochę zimno pewnie dlatego, że cydr był nieźle schłodzony. No i drogi widocznie gdzieś trzymali butelki jeszcze sprzed wojny może jakoś konserwowali... Wyszłam na zewnątrz. Skoro nie było nic do roboty, to najlepiej byłoby, gdybym wróciła do Pokemony. Wydawało mi się jednak, że mnie tu nie chcą i powinnam stąd iść.
-
Po jakimś czasie znalazłam Pokemonę. Była z nią Navis, a klacze nie wyglądały na zbyt wesołe. Miałam nadzieję, że pomyślą o wyruszeniu do Wieży Tenpony, a pod opuszczeniu murów Nowej Appleloosy będą jakieś weselsze. Było mi smutno z powodu Ditzy, ale dla mnie trzeba było żyć dalej bez względu na, to jakie nieprzyjemności mnie spotkają. Na razie nie chciałam iść do Pokemony. Po jakimś czasie jej humor będzie lepszy. Ruszyłam w kierunku baru. Tam, gdzie bar tam i kucyki. Po zamówieniu sobie dużego kufla cydru zaczęłam wypatrywać jakiegoś kuca, który akurat będzie miał ochotę na jakąkolwiek rozmowę. Wiele kucyków zachowywało się tak jakby nawet nie wiedziały o śmierci Ditzy, więc szanse na znalezienie kogoś, z kim mogłabym porozmawiać były nawet spore.
-
Po chwili znalazłam grób. Pogrzeb już się skończył. Za murami znajdowała się mogiła z kamieniem, na którym był wyryty napis "Ditzy Doo. Ghul, który nigdy nie umarł w naszych sercach." Chwilę postałam przy grobie. Po pożegnaniu się z przyjaciółką wróciłam do miasta. Widocznie wszyscy się w domach pochowali. Skoro Pokemony nie było przy grobie musiała być gdzieś w Nowej Appleloosie. Wróciłam do miasta i rozpoczęłam poszukiwania pegaza.
-
Powoli otworzyłam oczy. Snów na szczęście nie miałam. Leniwie zwlokłam się z łóżka i zjadłam kanapki znajdujące się na talerzu. Pokemona mi kanapek nie musiała robić wystarczyło mnie obudzić, a ja bym sobie coś do jedzenia przygotowała. Po zjedzeniu śniadania ubrałam się i wyszłam z domu. Na zewnątrz oprócz mnie nikogo nie było. Od czasu do czasu ktoś przeszedł koło mnie. Na karteczce którą zostawiła Pokemona było napisane, że idzie na pogrzeb Ditzy. Rozpostarłam skrzydła i wzniosłam się nad wagonami szukając miejsca, gdzie mieli chować ghula.