Skocz do zawartości

Marquise Fancypants di Coroni

Brony
  • Zawartość

    224
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Marquise Fancypants di Coroni

  1. Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale wcześniej było to niemożliwe. Rozdział trzeci składa się z dwóch części pod symbolicznymi podtytułami: Minuetto i Carmagnola. Obie stanowią spójną całość, dotyczącą "wydarzeń canterlockich" i w mniejszym stopniu "ponyvillskich". Dopiero po wyjściu "Carmagnoli" ukaże się rozdział IV, który zabierze nas w całkiem nowe miejsca. Dziękuję za wszelkie komentarze!
  2. Na śmierć bym zapomniał - podziękowania dla Gandzi za prereading! Przepraszam, za to niedopatrzenie...
  3. Ukazał się kolejny fragment, a w nim: Odwiedzamy oblężonych w twierdzy o nazwie... "karuzelowy butik" oraz mamy (umiarkowaną) przyjemność spotkać się z canterlocką elitą. https://docs.google....gjUTavLLAI/edit Już wkrótce kolejny rozdział, a w nim: dowiemy się jak łatwo menuet staje się karmaniolą oraz jaki los spotka ponyvillską księżniczkę, to jest, pardon, hrabinę w wieży.
  4. Wreszcie ktoś to przetłumaczył! Apelowałem o to od dawna (nawet w którymś momencie sam chciałem za to się zabrać, ale nie starczyło czasu). Cóż, po prawdzie historię znam, acz postaram się zapoznać z tłumaczeniem. W sumie jestem ciekaw jego klimatu. Nie muszę chyba przypominać, że jest to chyba moje ulubione dzieło (świetna kreacja Blueblooda, ale przede wszystkim jedyna znana mi historia, w której Fancypants odgrywa większa rolę. Chociaż niestety reprezentuje trochę inne poglądy niż u mnie, ale jakoś to przebolałem).
  5. Mam wrażenie, że paradoksalnie ten cały spór tak naprawdę jest sporem z punktu wyjścia: rozsądek vs emocje. Dlaczego tak uważam? Szanowny Panie Zenonie, jeśli dobrze zrozumiałem, uważa Pan, że źródłem rozwoju jest myśl, refleksja. Owszem, mogę się i zgodzić, ale nie odpowiada to na pytanie, dlaczego ta myśl jest w ogóle podejmowana? Moim zdaniem odpowiedź jest prosta: wszelkie działania (zmiany) pozytywne podejmowane są dlatego, że podejmujący je kieruje się... miłością, czyli pragnieniem dobra dla drugiej osoby/osób/społeczności itd.. Oczywiście, są również zmiany negatywne, które są zapewne podejmowane w inny sposób. Jednakże takie zmiany trudno nazwać postępem, raczej regresem. W każdym razie, podsumowując - pańska, słuszna skądinąd teoria, nie uwzględnia dwóch czynników - przyczyny i celowości działań. Chyba, że uważa Pan, że ferment zachodzi (powinien zachodzić?) dla samego fermentu. Pragnę jednak zauważyć, że taki ferment często prowadzi raczej do rzeczywistego regresu niż progresu (vide tylokrotnie w tym i sąsiednim dziale przywoływana przez mnie kwestia oświecenia i jego konsekwencji - rewolucji francuskiej).
  6. Jako rycerz pragmatyzmu składam hołd lenny romantyzmowi. Bo żyć i walczyć można tylko dla wielkich idei, ale żyć i walczyć mądrze...

    1. DiscorsBass

      DiscorsBass

      No proszę... jak ładnie i mądrze powiedziane ^^

    2. Zegarmistrz

      Zegarmistrz

      Romantyzm nie pyta czemu walczysz - pyta o co warto walczyć

  7. Hmmm... Porusza Szlachetna Panna kilka ciekawych wątków. Po kolei: 1. O ile się nie mylę, akcja rozgrywa się w międzywojniu, a wówczas arystokracja już była pozbawiona swych obowiązków i wytworzyła sobie tę zabójczą złotą klatkę(co było związane przede wszystkim ze zmianami społecznymi i politycznymi, na które chyba największy wpływ miała trauma po powstaniu styczniowym, zrywie całkowicie przecież szlacheckim). (Oczywiście były również wyjątki, tak jak na przykład ordynat Maurycy Zamoyski, niedoszły prezydent i król Polski, który wygrał 5 tur głosowania pod rząd, by dopiero w ostatniej zostać niewielką przewaga głosów pokonanym przez tego nieszczęsnego Narutowicza... Ale zostawmy to.) 2. Cóż, jak już mówiłem w tamtych czasach doszło do pewnego wynaturzenia, stąd taka niearystokratyczna argumentacja. Niemniej chyba zrozumiałym jest, że większe prawdopodobieństwo arystokratycznego wychowania dzieci i życia rodzinnego w ogóle daje żona arystokratka. Oczywiście arystokraci to wolni ludzie, oczywiście w granicach moralności (a takie zachowanie trudno uznać za niemoralne), wobec czego mogą podjąć takie ryzyko. Uważam nawet, że arystokrata żeniąc się z "plebejką" odnajduje w niej ukrytą szlachetność i de facto nobilituje ją tym czynem, co w sumie zasługuje raczej na pochwałę niż naganę. Tylko że właśnie... 3. Najmniej od czasów romantyzmu pokutuje, dzisiaj niestety szczególnie, pogląd, jakoby miłość była tylko (głównie?) uczuciem. Jest to podejście szczególnie błędne, które swoją drogą wydaje mnie się być jedną z przyczyn obecnej kruchości małżeństwa czy szerzej "związków". Miłość, czyli "poświęcanie się dla drugiej osoby", jest aktem woli i rozumu, który nie może być powzięty pod wpływem irracjonalnego impulsu, gdyż w takim wypadku będzie ona niestała. Przed podjęciem decyzji o związaniu się z kimś na resztę swego życia należy, jakkolwiek brzydko by to nie brzmiało, dokonać pewnej "chłodnej kalkulacji", czy też, mówiąc ładniej, wykazać się choć odrobiną rozsądku. (moje poglądy na miłość dobrze pokazuje lewa strona tejże grafiki: ) (Podobną wymowę zdaje się również mieć mój ulubiony, ultrarystokratyczny dramat: "Nie-Boska Komedia". Główny bohater w pierwszym akcie porzuca szczerze - świadomie, kochającą go żonę dla widma miłości idealnej, z irracjonalnych - zapewne emocjonalnych - powodów). (Poza tym, przyznaję nie czytałem książki, ale wydaje mnie się, że warto zadać sobie pytanie, czy to uczucie, to rzeczywiście była "miłość", czy tez, choćby zawoalowana w najlepszym, arystokratycznym stylu, żądza?) 4. Co zaś do "maści i rodowodu" to po pierwsze: w wielu relacjach międzyludzkich istotna rolę odgrywa wygląd. Zgodzę się, że nie powinna być to rola pierwszorzędna, acz czasem kwestie drugorzędne bywają decydujące. Jeśli zaś chodzi o "rodowód", to... Nie pisałem tu o mojej teorii "ciągłości człowieka" i roli spuścizny po przodkach? Jeśli nie, to z chęcią przedstawię swój pogląd na te sprawy. Przepraszam bardzo Szlachetną Pannę i wszystkich innych śledzących wątek za zejście z tematu. Jeśli chodzi o fanfikcje, to już wypowiadałem się na ten temat, ale mogę powtórzyć me zdanie. Z tym że istnieje przecież osobny temat poświęcony temu zagadnieniu, może więc warto tam przenieść tę dyskusję? P. S. Ciekawe, że ilekroć wezmę głos w tym wątku, następuje jakaś dziwna cisza na kilka dni i do dopiero po jej przerwaniu przez kogoś innego dyskusja wraca do zwykłego rytmu... P. P. S. Przepraszam że tak późno odpisałem, ale byłem przez kilka dni poza kancelarią...
  8. Oczywiście, że warto się zmieniać. I nie tylko dla "drugiej osoby w związku", lecz również i wielu innych sytuacjach, acz w tej chyba szczególnie. Przecież jednym z istotnych elementów życia jest właśnie rozwój. Ludzie nie rodzą się doskonali, wręcz przeciwnie - jest w nich dużo nikczemności i innych przywar. Na tym polega życie świadome, że zdaje się sobie z tego sprawę i próbuje to zmienić. Szczególnie zaś jest to istotne w relacjach z osobą, z którą ma się zamiar spędzić całe życie. Pytanie raczej jest - w jakim stopniu zmieniać. I tu chyba docieramy do pierwotnego zamysłu Panny, tak mi się przynajmniej zdaje. Zgodzę się, że człowiek nie powinien się zmieniać tak, by przypasować się do gustów tej drugiej osoby, a w każdym razie nie zawsze. Z drugiej strony natomiast musi się zmieniać by być lepszym, w tym kontekście wobec tejże drugiej osoby. Tak poza tym pozwolę sobie zauważyć, że rozsądni ludzie nigdy nie akceptują niczyich wad. Jest to postawa całkowicie sprzeczna z miłością. Rozsądni ludzie najwyżej je tolerują (znoszą) i, wedle możliwości, próbują zmienić.
  9. Końcówkę nowego rozdziału przeczytałem z zapartym tchem. Wreszcie coś, co lubię najbardziej - rozważania historiozoficzne! Tylko właśnie... Z tego, co pisał Pan (przepraszam, nie potrafię inaczej), ma się w trakcie opowieści pojawić również optyka "drugiej strony". Z wielką niecierpliwością czekam na ten fragment. Na razie jednak... Cóż, zgodnie z moimi obawami, będę musiał podjąć w mej twórczości polemikę z Panem, to znaczy, z Currency Ownerem (tak swoją drogą to ciekawe, że u mnie również najbogatszy kuc Manehattanu zwie się Currency, tyle że na nazwisko). Szczęśliwie tematyka najbliższego rozdziału sprzyja temu.
  10. Jest to bardzo hipotetyczna sytuacja. Różnica miedzy "wieśniaczką", a arystokratką jest ogromna, z przyczyn oczywistych. Załóżmy jednak, że nie chodzi o "wieśniaczkę", lecz o plutokratkę.Jest to już jakiś punkt widzenia, z którego można rozpocząć komparatystykę. Jak już wielokrotnie mówiłem różnica między arystokracja a reszta społeczeństwa nie jest kwestią zamożności, gdyż ta jest raczej wyróżnikiem plutokracji. (Choć przyznaję, że do edukacji arystokratycznej potrzeba pewnego minimalnego bogactwa, stąd wykluczenie "wiesniaczek" z tych rozważań). O ile mamy do czynienia z niezdegenerowaną arystokracją (o czym za chwilę), to różnica będzie wyraźna. Jest to związane przede wszystkim z innymi rolami obu tych warstw. Celem plutokracji jest po prostu kumulacja kapitału (czyli pomnażanie swych materialnych zysków), natomiast arystokracja ma duże więcej obowiązków. Jest ona po prostu przewodnia siłą danego społeczeństwa (elitą) i to na jej barkach spoczywa jego szczęście i rozwój na płaszczyznach: kulturowej, moralnej, politycznej, militarnej i również ekonomicznej (acz w przeciwieństwie do plutokracji jest to tylko jeden z niechże nawet i równoważnych czynników, ale z pewnością nie najważniejszy a już na pewno nie jedyny). Dlatego też wychowanie arystokratki będzie zupełnie różne od wychowania plutokratki, chyba że ta druga (jej rodzina) jest gotowa przyjąć na siebie obowiązki arystokratyczne, z tymże to oznacza że de facto oni są już arystokratami a formalna nobilitacja, jak najbardziej im należna jest tylko potwierdzeniem stanu faktycznego. Inaczej oczywiście sprawa ma się w przypadku arystokracji zdegenerowanej, czyli niepoczuwającej się do swoich obowiązków. To zagadnienie poruszałem już apropos księcia Blueblooda i może wkrótce je rozwinę.
  11. Kanclerz już zapowiedział, że spotka się z przedstawicielami obcych mocarstw, więc...
  12. Księstwo gryfów jest kondominium, ergo jest to teren współnależący do Equestrii i Gryfów. Taki stan prawny jest wynikiem wojny o wschodnie Góry Kryształowe. Co zaś do Jej Świetlistej Wysokości - rozumiem, że chodziło Panu nie o pułkownika Nightshade'a, lecz jego najstarszego brata Nighthawka - hrabiego-generała Cloudsdale. Oczywiście, w związku z okolicznościami zaistniałymi pod koniec rozdziału należy uznać, że raczej będą mieli ku temu sposobność...
  13. Już jest nowy rozdział - https://docs.google.com/document/d/14wfUyWVjAVjZExiIjiuEcY8nh1fSZUVL5WfZ54TRdj8/edit ! A w nim: poznajemy włodarzy Manehattanu i Cloudsale, oraz dowiadujemy się jak wysoka rada postanawia ostatecznie rozwiązać problem zbuntowanej ( a właściwie "nych") prowincji! Mała ściąga: Proponowany (obowiązujący w tym ff) podział administracyjny Equestrii: 1 królewskie hrabstwo stołeczne: Canterlot 1 księstwo: Kryształowe Królestwo (Miasto Kryształowe) 3 hrabstwa: Trottingham, Hoofington, Fillydelphia, 1 hrabstwo o uprawnieniach marchii: Andalusa (Equino) 1 hrabstwo powietrzne o uprawnieniach marchii: Cloudsdale, 1 samorządne hrabstwo (województwo) o uprawnieniach marchii: Marchia Wschodnia (Stallionfort), 1 ziemia samorządna o uprawnieniach hrabstwa: Ponyville, 2 ziemie i miasta samorządne: Manehattan, Vanhoofer, 1 wydzielone miasto samorządne: Baltimare, 1 ziemia samorządna o uprawnieniach marchii: Pogranicze (Appleloosa), 1 wydzielona marchia nadmorska: Baltimare (Port Królewski w Zatoce Podków), 1 wydzielona marchia i marchia powietrzna: Las Pegasus, Wspólnoty autonomiczne: Autonomiczna Fedracja Wolnych Istot Lasu Everfree, Kondominialne Autonomiczne Księstwo Gryfów we Wschodnich Górach Kryształowych, Bezterytorialna Autonomiczna Fedracja Mułów i Osłów Equestrii Państwa stowarzyszone: Emirat Siodlanej Arabii Już wkrótce nowy rozdział, a w nim: zajrzymy do pewnej hrabiny, oblężonej w swym własnym domu w Ponyville oraz poznamy bliżej środowisko canterlockiej elity.
  14. To akurat naturalne. Elity Canterlotu są (a przynajmniej sprawiają takie wrażenie) elitami arystokratycznymi (co to oznacza pisałem już wiele razy), a nasi celebryci to, już nawet nie plutokraci ("arystokracja pieniądza", czyli kupcy, fabrykanci itp.) ale właśnie celebryci, czyli ludzie znani z tego, że są znani, a ich zajęcia (aktorstwo, śpiewactwo itp.) w normalnych czasach służyły właśnie zabawianiu ludzi z towarzystwa. Co zaś do mej poprzedniej wypowiedzi przepraszam, może wypowiedziałem się trochę zbyt ostro. Oczywiście zgadzam się (a nawet przyznaję - sam tak robię), że można inspirować się vel szukać cech wspólnych u postaci żeńskiej będąc męską (tak jak np mąż może szukać takich cech u żony, czy może trafniej - narzeczony u narzeczonej). Jednakże uważam, że słowo "utożsamiać" się oznacza coś więcej. To z jednej strony "wcielać się" w daną postać (stawiać się nie w analogicznych czy nawet takich samych sytuacjach, lecz TYCH samych - chodzi mi o pewien konstrukt hipotetyczny), co mimo wszystko jest trochę dziwne, gdy mężczyzna (w tym sensie) wciela się w postać żeńską. Z drugiej zaś strony to coś w rodzaju brania kogoś za wzór do naśladowania. Tu znowu, ze względu na wyraźnie różne obowiązki (uważam, że to słowo, tak dzisiaj niepopularne, jest jak najbardziej na miejscu w arystokratycznym gronie) o ile niewiasta może być dla męża wzorem ogólnym, np wzorem cnót, lub też wzorem w poszczególnych sytuacjach, to wzorem "całościowym" może być tylko inny mężczyzna (naturalnie nie każdy, nic takiego nie sugeruję, a wręcz przeciwnie - tylko taki, który na to zasługuje). Dla przykładu- naturalne jest, że dla młodego arystokraty (czyli rycerza) prawie zawsze pełniejszym wzorem niż, nawet najszlachetniejsza matka, będzie ojciec, gdyż to ich łączą takie i te same obowiązki (chyba że ojciec nie wywiązuje się z nich, ale to osobna kwestia...) Co zaś do kampanii przeciw nienawiści (UWAGA, JEŚLI KTOKOLWIEK UZNA, ŻE W DALSZEJ CZĘŚCI KRYJE SIĘ BEZWSTYDNA REKLAMA, NA PIERWSZE SŁÓWKO GOTÔW JESTEM JĄ PRZEREDAGOWAĆ LUB USUNĄĆ I PRZEPROSIĆ ZA TAKIE ZACHOWANIE) to o ile niestety nie mam zdolności plastycznych, gotów jest ofiarować swe pióro Szlachetnej Pannie Rarity. Zresztą, już to uczyniłem - jednym z wątków mego, proarystokratycznego zresztą, fanfiku pt "Kanclerz" (link w obrazku sygnaturkowym) jest właśnie arystokratyczna kreacja wspomnianej Panny (która okazuje się być hr... Ale to już kto będzie chciał, to przeczyta). Zresztą, każdemu "hejterowi" powinno siè dać do przeczytania "Lot Alicornów". Właśnie - może w ramach czynu, przetłumaczymy to wspaniale dzieło? P. S. - jeszcze jedna refleksja apropos kwestii "płciowej". Bardzo lubię patrzeć na kreacje Panny Rarity, swego czasu nawet żartowałem sobie, że tylko dla nich oglądam 3. sezon. A przecież jako mężczyzna nigdy nic takiego bym nie ubrał...
  15. Pomijając pewien, zawsze obecny, margines, biednych skądinąd ludzi, to nie jest to możliwe. Mężczyzna natomiast może zachowywać się jak kawaler, co oznacza podobną bądź analogiczną postawę w wielu sferach życia. Zresztą damy są przecież naturalnymi obiektami zainteresowania kawalerów. Tu dochodzimy do drugiego paradoksu: Dlaczego mężczyźni oglądając bajkę, której głównymi bohaterami są "osoby" płci żeńskiej mają się z nimi utożsamiać? Czyżby to jakiś znak czasów? Moim zdaniem jest to w dużej mierze chore (analogicznie zresztą zwalczałem wśród znajomych modę na granie niewiastami w różne RPG itp., gdyż "wcielanie" się przez mężczyzn w postacie żeńskie dla mnie dopuszczalne jest tylko w celach "komediowych"). Ja patrząc na postacie żeńskie traktuję je raczej właśnie jako "obiekt zainteresowania" i dlatego też mimo iż najbardziej z całej szóstki przepadam za Rarity, to nazywam się jej adoratorem, zaś do wyrażania siebie używam wyobrażenia ogiera - Fancypantsa. Otóż to! Sam ciągle to powtarzam (vide scena z szansonistką Sapphire Shoes). Ale cóż, jak już wielokrotnie powtarzałem, w Ameryce różnica między arystokracją a plutokracją jest zatarta od co najmniej 1865... Pomijając pewien, zawsze obecny, margines, biednych skądinąd ludzi, to nie jest to możliwe. Mężczyzna natomiast może zachowywać się jak kawaler, co oznacza podobną bądź analogiczną postawę w wielu sferach życia. Zresztą damy są przecież naturalnymi obiektami zainteresowania kawalerów. Tu dochodzimy do drugiego paradoksu: Dlaczego mężczyźni oglądając bajkę, której głównymi bohaterami są "osoby" płci żeńskiej mają się z nimi utożsamiać? Czyżby to jakiś znak czasów? Moim zdaniem jest to w dużej mierze chore (analogicznie zresztą zwalczałem wśród znajomych modę na granie niewiastami w różne RPG itp., gdyż "wcielanie" się przez mężczyzn w postacie żeńskie dla mnie dopuszczalne jest tylko w celach "komediowych"). Ja patrząc na postacie żeńskie traktuję je raczej właśnie jako "obiekt zainteresowania" i dlatego też mimo iż najbardziej z całej szóstki przepadam za Rarity, to nazywam się jej adoratorem, zaś do wyrażania siebie używam wyobrażenia ogiera - Fancypantsa. Otóż to! Sam ciągle to powtarzam (vide scena z szansonistką Sapphire Shoes). Ale cóż, jak już wielokrotnie powtarzałem, w Ameryce różnica między arystokracją a plutokracją jest zatarta od co najmniej 1865...
  16. Przepraszam, że piszę dopiero teraz, ale miałem gotową wypowiedź już wczoraj, lecz niestety całość uległa skasowaniu w niewyjaśnionych okolicznościach. Wracając do tematu: po pierwsze trzeba przede wszystkim dawać innym przykład swoim zachowaniem. Niestety, społeczeństwo zazwyczaj dostrzega tych, którzy są najbardziej hałaśliwi, a gdy obrońca zasad zaczyna krzyczeć, naraża się na podwójną śmieszność - raz, że będzie robił to nieporadnie ze względu na brak doświadczenia, a dwa, że robiąc to łamie swoje własne zasady. (Choć z drugiej strony prawdziwy arystokrata wie, że są takie momenty, kiedy trzeba zdielić w twarz, oczywiście rękawiczką, tego, kto na to zasłużył). Dlatego też uważam, że paradoksalnie to dzisiaj "konserwatyści" (obrońcy dawnych zasad), tak miłujący porządek, muszą stać się partią buntu i odzyskać duchową władzę z rąk "modernistów". Wymaga to ciągłej walki i angażowania się na wielu płaszczyznach. Chociażby w sferze kultury i sztuki, gdzie dziś wartości takie jak dobro i piękno nie liczą się wcale, a jedynym celem jest "wyrażanie siebie" i "szokowanie widza". Przede wszystkim jednak walka o rząd dusz wymaga zaangażowania społecznego i, nie bójmy się tego słowa, politycznego! Tak, to właśnie polityka, w sensie klasycznym, czyli rozumiana jako rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne, była, jest i powinna być naturalną i podstawową sferą działalności arystokratów (używając tego pojęcia mam na myśli stan ducha, a nie prawny osoby).
  17. Blueblood jest ciekawą postacią. Skłania do refleksji nad zagadnieniami arystokracji i arystokratyzmu ogólnie. Nasz jednorożny książę dobrze obrazuje pewną istotna ewolucję warstwy szlacheckiej. Na skutek absolutystycznej polityki najpierw królów Francji, a potem i innych państw, feudałowie, dotychczas dysponujący niemal nieograniczoną władzą w swoich lennach, a więc i wielką odpowiedzialnością, zostali jej niemal całkowicie pozbawieni. Utrata obowiązków zawsze prowadzi do degeneracji. Tak też się stało - niemuszący troszczyć się o dobro wspólne, znudzeni arystokraci oddali się całkowitemu hedonizmowi i libertynizmowi, zaczęli wykorzystywać swoją uprzywilejowana pozycję do łamania kolejnych norm moralnych, ot tak, dla zabawy. W ostatecznym rozrachunku było to też zresztą jednym z ważniejszych, jeśli nie głównym powodem wybuchu rewolucji, ale o tem za chwilę. Wracając do meritum - godność Bleublooda, niezależnie od jego pochodzenia (wydaje się raczej iż jest on potomkiem księżniczki Platinium niż krewnym alicornów, choć z drugiej strony nigdzie nie jest powiedziane, że obie te kwestie wykluczają się), jest czysto tytularna i nie wiążę się z żadnymi realnymi obowiązkami, a więc i uprawnieniami. Dlatego tez stawiam tezę, że to właśnie tęsknotą za utraconą świetnością (władzą) rodu jest głównym czynnikiem motywującym działania tegoż ogiera. Można ten fakt interpretować w dwójnasób. Autor fanfikcji "Lot Alicornów" (the Flight of the Alicorns - świetne opowiadanie swoją drogą, jedno z niewielu które przeczytałem w całości, dziwę się, że jet tak mało znane w polskim fandomie i nikt nie podjął się tłumaczenia go) poszedł drogą, powiedzmy, psychologiczną. Blueblood jest tam nierozumianym wizjonerem (konstruktorem sterowców) który nie radzi sobie z ciężarem utraconej chwały jego rodu i wszystko co robi, czyni po to, by ją odzyskać (a jego chorobliwa determinacja w tem względzie sprawia, że robi to nieudolnie). Natomiast ja pozwolę sobie postawić inną interpretację - interpretacje polityczną (metapolityczną). Widzę Blueblooda jako typowego arystokratę - libertyna, znudzonego "statecznym życiem". W naszym świecie byłby pewnie stałym bywalcem orgii markiza de Sade. Dlatego też jego zachowanie wobec Rarity tłumaczyłbym w tym kontekście nie brakiem wychowania, ale ostentacyjnym odrzuceniem tradycyjnych zasad (dworności wobec dam). Z takiej pozycji już jesteśmy niezwykle blisko do rewolucji. No właśnie -to nie analfabetyczny lud, ni z natury ultra konserwatywne mieszczaństwo doprowadziło do jej wybuchu, lecz właśnie arystokracja znudzona byciem odsuniętym od władzy (w I fazie przeciwko absolutyzmowi ramię w ramię protestowali ultrareakcyjni neofeudaliści, umiarkowani reformatorzy i właśnie libertyni). Widziałbym tedy księcia Blueblooda jako odpowiednik Filipa Burbona ks. Orleanu, który ostentacyjnie popiera rewolucję, zmieniając nazwisko na Egalite (fr. równość). O czym zresztą... Ale nie uprzedzajmy faktów, do końca maja zostało jeszcze kilka dni. Podsumowując - książę Blueblood ma w sobie wszystkie najgorsze cechy arystokracji i jest postacią jednoznacznie negatywną. Czy to jednak oznacza, że nie ma dla niego szansy na poprawę? Otóż nie. W naszej, opartej na moralności chrześcijańskiej cywilizacji każdy ma prawo do naprawy swych błędów. W wypadku Blueblooda moim zdaniem kluczem do stania się postacią pozytywną jest zrozumienie, że bycie arystokratą to nie tylko zabawa i przywileje, lecz przede wszystkim obowiązki...
  18. Moim zdaniem odpowiedź na to pytanie jest prosta i pokrywa się z tym co już mówiłem. Po prostu siły "postępu" rozochocone swymi pierwszymi sukcesami (rewolucja francuska) nabrały takiego rozpędu, że nie były już w stanie wyhamować w odrzucaniu wszelkich reguł i zasad, nie ważne, czy sensownych, czy nie (gdyż reguły są niewygodne, a to, co niewygodne, jest niemodne). (Inna sprawa, że w ich miejsce siły te zaczęły wprowadzać nowe reguły, ale są one tak szkaradne, że nie godzi się o tem pisać w dziale poświęconym Szlachetnej Pannie Rarity). P. S. Nie spodziewałem się, że trafię tu na tak silny bastion reakcji (choć po prawdzie gdzie, jak nie wśród sympatyków szlachetnej białej klaczy?). Dlatego też chciałbym wyrazić me niezmierne uznanie i szacunek Szlachetnej P... to jest Jej Wysokości Księżniczce Magencie Fabulous i wszystkim jej pomocnikom!
  19. Marquise Fancypants di Coroni

    Pytania dotyczące forum

    Witam! Mam pewne pytanie apropos działalności forum, konkretnie reguł zakładania nań wątków. Byłbym zainteresowany założeniem i prowadzeniem wątku "Zapytaj Fancypantsa". Jakie kryteria muszę w tem celu spełnić? Jakimi zasadami się kierować, gdyby przyszło mi prowadzić takie przedsięwzięcie? Z góry dziękuję za odpowiedź. Lojalny poddany. Kanclerz Fancypants Markiz di Coroni, Wicehrabia Canterlotu
  20. Marquise Fancypants di Coroni

    Zapytaj Rarity

    Witam Was, Szlachetna Panno Rarity! Chciałbym Was zapytać, co sądzicie o niejakim Fancypantsie, zwanym "najważniejszym kucykiem w Canterlocie"? Czy łączą Was jakieś relacje, natury, powiedzmy, służbowej, politycznej, a może towarzyskiej? Jednocześnie chciałbym bardzo przeprosić, jeśli moje pytanie jest zbyt niedyskretne lub osobiste. Gotowym je wycofać na pierwszą Panny prośbę. Sługa uniżony Fancypants Markiz di Coronii, Kanclerz Equestrii, Wicehrabia Canterlotu
  21. Chciałbym tylko dodać, że co najmniej od czasów rewolucji francuskiej biel jest "politycznym kolorem" różnej maści konserwatystów czy reakcjonistów (począwszy od antyrewolucyjnych monarchistów, używających białej burbońskiej flagi z liliami). Dlatego tez mówimy o "białych" i "czerwonych" Rosjanach czy Hiszpanach (rewolucja komunistyczna).
  22. Właściwie to będzie to w pewnym sensie ciąg dalszy mej wypowiedzi z wątku przeciwnego, czyli "za co lubicie". Generalnie niechęć do Szlachetnej Panny Rarity w dzisiejszym świecie jest naturalną konsekwencją pewnych obecnie powszechnie przyjętych koncepcji społecznych. Zaczynając od końca: żyjemy w czasach paradygmatu "równości płci". W ramach walki z "dyskryminacją" toleruje się, czy wręcz promuje działania dążące do zniwelowania wszelkich różnic między płciami, czyli utworzenia stanu tzw. (przynajmniej "w miniowym systemie") "urawniłowki". (Oczywiście rzeczywistym celem takiej ideologii nie jest dobro kobiet, lecz zniszczenie tzw. "tradycyjnego porządku", co jest zresztą tematem na większą rozprawę, do czego jednak jeszcze nawiążę). Nic więc dziwnego, że osoba (wiem, że jest to kucyk, czyli zwierzę, niemniej jest to tylko pewna metafora, pod którą kryje się zachowanie typowo ludzkie, wobec czego pozwolę sobie użyć takiego zwrotu), która będąc płci żeńskiej zachowuje się jakby istotnie należała do tej płci (przykłady pierwsze z brzegu: ceni piękno i chce być piękna, marzy o szczęśliwym małżeństwie - tylko proszę nie insynuować, że postuluję ograniczenie roli kobiet, czy może ładniej - niewiast, do tych dwóch zagadnień) ściąga na siebie fale krytyki współczesnych ludzi, gdyż łamie wyznawaną przez nich ideologię (będącą de facto świeckim substytutem religii). (Być może również w tym duchu należy odczytywać popularność Rainbow Dash, choć to osobny temat, którym nie będę się zajmował). Jak jednakże już mówiłem, "kwestia płciowa" jest tylko jednym z frontów walki sił postępu z siłami reakcji. Jedną z pierwszych batalii, wygranych przez siły rewolucyjne, był konflikt demokratyzm vs arystokratyzm. Otóż obecnie panuje przekonanie, że wszelki elitaryzm jest czymś szkodliwym i albo jest ordynarnym snobizmem, albo emanacją skrajnie egoistycznej pychy. Oczywiście moje zdanie na ten temat już wyraziłem w poprzednim temacie. Zrozumiałym jednak dla mnie jest, że ktoś, kto aspiruje do pewnego ekskluzywnego grona i z tego powodu bierze na siebie pewne obowiązki, które mogą wydawać się kuriozalne, niemniej zawsze są jakimś wysiłkiem, będzie krytykowany za rzekome wywyższanie się nad innych, gdyż przecież "wszyscy są równi", bez względu na ich zachowanie/zasługi itp. (tu zresztą objawia się kolejna cecha współczesnego społeczeństwa, jaką jest niechęć do wszelkich obowiązków i zakazów/konwenansu, a zamiast tego pogoń za ułudą wolności i tym co łatwe, lekkie i przyjemne). Podsumowując dlatego Rarity jest tak nielubiana, gdyż w naszym świcie, świecie demokracji i postępu, wywalczonego przez pokolenia libertynów w kolejnych rewolucjach (francuskiej, 68. roku) nie ma miejsca dla arystokratycznego "bycia damą" (gdyż postulowana tolerancja obowiązuje tylko w jedną stronę). A że twórcy mylą arystokratyzm z plutokratyzmem (vide nieszczęsna scena z Sapphire Shoes, przypomną - artystką popularną, czyli PLEBEJSKĄ), cóż, trudno mieć do nich o to pretensje - są przecież Amerykanami, a Ameryka pozbyła się swojej arystokracji w 1865...
  23. Marquise Fancypants di Coroni

    Rarity w czwartym sezonie

    Ja oczywiście liczę, że ponownie spotka pewnego, bardzo ważnego kucyka...
  24. Marquise Fancypants di Coroni

    Za co lubicie Rarity?

    Witam! Miałem tu napisać już dawno, ale post na fge mnie zmotywował. Jeśli ktoś byłby zainteresowany rozwinięciem moich poglądów na temat arystokratyzmu, to proszę o kontakt. Oczywiście, że najbardziej lubię Rarity! Dlaczegóż? Nie dlatego, ze jest najładniejsza i, co ważniejsze, najładniej (najbardziej elegancko) się ubiera. Cóż, w każdym razie, nie tylko dlatego. Dlatego najbardziej lubię Rarity, że jest ona DAMĄ. Tak, jest reprezentantką tego świata, którego u nas dzisiaj już nie ma, zniszczyły go kolejne rewolucje, można by ją nazwać reliktem. tyle tylko, ze w Equestrii nie było żadnych wielkich i strasznych rewolucji, tam nadal trwa Ancien Regime. Jestem reakcjonistą. Uważam, że kultura arystokratyczna jest najwyższym wytworem naszej cywilizacji, a wszystko po 1789 to tylko degres. Nie uważam oczywiście, że świat tamten był bez wad, miał ich sporo, lecz wynikały one ze ZDRADY PIERWOTNYCH ZAŁOŻEŃ, a nie ich błędności. Rarity aspiruje do tamtego świata, biorąc na siebie obowiązki z tym związane. Ktoś powie: jakie obowiązki? Ba - codzienne. To jak się wysławia, jak się ubiera, jej miłość do porządku. Ktoś powie - cóż to za obowiązki? To rzeczy drugoplanowe! Nic bardziej mylnego! Estetyka jest niezwykle ważna! Pomijając to, jak silnie oddziałuje ona na osoby, to jest WYRAZEM MORALNOŚCI, a moralność jest podstawą cywilizacji. Bo przecież treść nie wyraża się inaczej, jak przez formy... (trudno zresztą oczekiwać, żeby w bajce dla dziewczynek bohaterki zajmowały się głównym arystokratycznym obowiązkiem, czyli polityką). To prawda, że Szlachetna Panna Rarity czasem postępuje wbrew tym szlachetnym ideałom. Ale odstępstwo od normy jest dostrzegalne tylko wtedy, gdy się w tę normę szczerze wierzy i jest dowodem chwilowej słabości, a nie perfidnej obłudy. Być może właśnie ta wierność pewnym (w sumie dość konkretnym) zasadom tak podoba mnie się w niej. To zresztą przybliża ją do... Applejack (tak wiernej swej ziemi i rodzinie), które razem uzupełniają pełny obraz idealnego arystokraty (ziemianina-salonowca). P. S. Oczywiście, amerykanie nigdy nie mieli u siebie prawdziwej arystokracji, (to znaczy mieli, ale wymordowali w 1865), więc nader często mylą ją z plutokracją. Bycie damą jest jednak krańcowo różne od bycia "wonder girl" w krótkiej spódniczce i kupionym przez bogatego tatusia samochodzie. Dlatego strasznie razi mnie i nie pasuje mi scena, w której Rarity doznaje "spazmów i serca palpitacji" na wieść o wizycie gwiazdy POPU (czyli muzyki POPULARNEJ, TO JEST PLEBEJSKIEJ!). Gdyby to była jakaś, śpiewaczka operowa... Albo jeszcze lepiej, jakaś hrabina z zacnego rodu. A to nawet nie był jednorożec... Pomysłodawce tej sceny należy rozstrzelać... P. P. S. W związku z tym co napisałem, nigdy, mimo wielu cech wspólnych nie będę identyfikował się z Twillight Sparkle. Dlaczego? Gdyż straszliwie razi mnie jej brak ogłady! A przecież wychowała się w stolicy, w zasłużonym (byle kto nie zostaje księciem) rodzie, w najlepszej szkole królestwa. Jedyne uzasadnienie tego faktu, to takie, że nad naukę dworności uparcie przedkładała magię i fizykę. Co jednak sprawia, ze jej postać cały czas wydaje mnie się strasznie niespójna...
  25. Owszem - inspiracją było pełne imię Mi Amory Cadenzy. Rewolucja jest istotnie skrzyżowaniem "Wielkiej i strasznej", "czerwonej i robotniczej" oraz... haniebnej 68. roku. W rozdziale 3. pojawi się jej nieco inne oblicze oraz bardzo wyraźna aluzja do pewnego wydarzenia historycznego. Tak swoją drogą w opowiadaniu pojawia się zarówno wiele kreacji symbolicznych (charakterystycznych?) oryginalnych postaci oraz interpretacji (pod, wydaje mnie się, dość oryginalnym kątem, związanym z główną tematyką utworu). Co o tem sądzą czytelnicy? P. S. - Przepraszam, że nie przeczytałem jeszcze V rozdziału ADG, ale męczę ostatnio "Lot Alicornów" i jestem na dobrej drodze do skończenia go. Mam jednak je odłożone na boku i jak tylko przeczytam, to skomentuję kolejną porcję Pańskiej twórczości!
×
×
  • Utwórz nowe...