Skocz do zawartości

Mephisto The Undying

Brony
  • Zawartość

    10766
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Mephisto The Undying

  1. Mephisto The Undying

    MyAnimeList!

    Arghh kuroshitsuji! Herezja! Arghh. Nie szanuje pół plusa za Ao No Exorcist
  2. - Proszę ze mnie zejść. - mówił wygrzebując się spod nauczycielki. - Pani lepiej uważa. - oznajmił gniewnie podnosząc kobietę i stawiając ją na ziemi. - A ty, krzywa mordo. - miał na myśli Joachima. - Zejdź z tego chłopca bo zobaczysz wnętrze mojej piwnicy. - pogroził mu. Poszedł w kierunku szkoły.
  3. Gdy tylko mężczyzna kopnął jego koguta Medard postrzelił go w bark. - Jak śmiałeś zranić mojego drogiego Edwarda? - zapytał i zaczął zbliżać się do niego z wyrazem twarzy sugerującym że jest w stanie i najpewniej go zabije. Strzelił ponownie, tym razem w goleń. - Jak śmiałeś gnoju?! - wycedził. Kogut w tym razie przeturlał się po ziemi, wstał i zagdakał gniewnie. Twoje kopnięcie niewiele mu zrobiło. Mężczyzna strzelił po raz trzeci. W udo. - Jeśli chcesz zobaczyć sprawiedliwość to taką wam sprawiedliwość zrobię że wasze bebechy posłużą za pastę do podłóg. - chyba zadarł z niewłaściwym szaleńcem. W końcu nikt nie jest groźniejszy od uzbrojonego szaleńca.
  4. - Powiedziałem ci już gnoju. Wypad z mojego trawnika. - wycedził. Naciągnął kurek, czyli był gotowy do wystrzału. - Dam ci trzy sekundy, jak w tym czasie nie będziesz stąd spieprzać w podskokach wpakuje ci porcje ołowiu w łeb. - w tym czasie kogut zagdakał gniewnie i zaczął dziobać mężczyznę po nodze. A dziób ta bestia miała ostry. - Raz. - powiedział Woźny, kurczak się odsunął. - Dwa. - był gotowy żeby nacisnąć spust.
  5. - Powiedz mi, widziałeś kiedyś własną dupę od środka? Bo jeśli będziesz się tak zachowywać to mogę ci to zapewnić całkowicie gratisowo. - w tym momencie napastnik mógł poczuć jak coś boleśnie wbija kilka ostrych szponów w jego kark, był to Edward, czarny kogut należący do Medarda. To dało woźnemu czas na uderzenie mężczyzny miotłą, w brzuch. Zaraz potem poprawił kopnięciem w kroczę i kolejnym ciosem miotłą, w rękę z nożem. Kogut zeskoczył, w jego małych czerwonych ślepiach było widać szaleństwo. Podobnie zresztą jak u swojego pana. - Wynocha z mojego trawnika. - powiedział wyjmując spod swetra rewolwer, staromodny, ale zapewne działający.
  6. - Ja ci karyplu dam nazywać mnie Sławomirem! Jak ci zaraz pieprzne to policzysz każdą gwiazdę w andromedzie! - wycedził wściekle podnosząc kij do góry z zamiarem uderzenia chłopaka. Na całe szczęście usłyszał dzień dobry, na co prawie natychmiast zaniechał ataku i uśmiechnął się serdecznie do osoby która go przywitała. - A dzień dobry. Dzień dobry. - powiedział przyjaźnie. Potem spojrzał na Aureliusza. - A ty wypad mi stąd. - pogroził jeszcze kijem i odszedł.
  7. Można było pomyśleć że tutejszy woźny jest wariatem. Była to w stu procentach prawda. Był walnięty. W pełni niepoczytalny. No ale po kolei. Poranek mężczyzny zaczął się o 5:30 kiedy to przed szybkim prysznicem nasypał do miski podpisanej Edward, ziarna słonecznika, pestki dyni i kilka innych. Czarny kogut zajął się jedzeniem a mężczyzna zaczął przygotowania. Po kąpieli ubrał się w swoje standardowe ubrania czyli materiałowe spodnie, skórzane buty pod kostkę, pasiaste skarpetki i czarny sweter i rękawiczki bez palców. Zjadł wczoraj przygotowane kanapki wziął swój kij (a raczej laskę, mającą jakieś dwa metry) i wyszedł z domu. Dochodziła 7:30 kiedy docierał do szkoły. Zobaczył tam że jakieś chłopaki się biją. Co zrobił Medard? Podszedł do nich po czym temu który się śmiał przywalił w tył głowy kijem który ze sobą nosił. Ale żeby nikt nie pomyślał że jest obrońcą uciśnionych, temu leżącemu na ziemi walnął dołem kija w udo. - Te, gównażeria. Co mi to za burdy robicie? Wypad mi stąd bo jak wam kopa w rzyć zasadzę to się nakryjecie girami. - powiedział ostro. Nikt nie wiedział czemu on zawsze był w takich miejscach, skąd wszystko wiedział i skąd umiał to wszystko co umiał. Jedni uważali że szpieguje ludzi, inni że to konszachty z diabłem. Prawda była taka że macie się tym nie interesować wypierdki.
  8. Imię: Medard Nazwisko: To jakoś leciało Rowicki, albo Rowocki. Nie ważne. Wiek: ciężko powiedzieć. On sam nie pamięta. Raczej dorosły Płeć: Facet Historia: Każde miejsce ma swojego dziwaka. Oto tutejszy. Mieszkający na obrzeżu. A nawet poza nim. Co robi w mieście? W sumie szwenda się. Rozmawia z miejscowymi przyjaciółmi i kompanami. Czasem jak który zechce to mu wróży albo pokazuje sztuczki, rzekomo magiczne. Opis Charakteru: Dziwak, gada z kurczakiem (tak on ma kurczaka, nazywa się Edek, to jego zwierzątko domowe), często się śmieje, no i ogólnie jest dziwny. Opis Wyglądu: Wysoki, tak z 1,90. Albo i wincej. Brązowo-rude włosy, lekki zarost, ciemne oczy. Zmarszczki pod oczami. Jasna cera, zaczerwieniony nos.
  9. - Odpowiedzialność zbiorowa nie jest dobra. Ale cóż, twoja wola. - wzruszył ramionami po czym położył dłoń na kordelasie i ruszył w stronę miasta. Co jakiś czas sprawdzając czy idziesz. Znaleźliście się w okolicy portu. Jak zwykle było dość tłoczno, ale trzymając się wampira ciężko było się zgubić, głównie dlatego że był dość postawny i łatwo zauważalny, zwłaszcza w tłumie. Co jakiś czas się zatrzymywał i rozglądał, widziałaś też nieznaczne ruchy nozdrzami. Po kilkunastu minutach takiego tropienia znaleźliście małą, drewnianą ruderę. Gnijące deski, popękane stropy, do tego była bardzo niska. Wampir nie patyczkował się w jakieś pukanie. Pchnął drzwi a te otwarły się. W pomieszczeniu siedział ten sam staruszek, gdy was zobaczył prawie natychmiast się poderwał i uciekł do kąta. - Błagam nie krzywdźcie mnie panie! - zawołał zrozpaczony. - Błagam nie chciałe... - cios w twarz powstrzymał dalsze mówienie. Wampir spojrzał na niego z góry. - Odpowiesz nam na kilka pytań, jeśli będziesz grzeczny i odpowiedź nas zadowoli pozwolimy ci żyć. Jeśli nie... wolisz nie wiedzieć. - Wyszczerzył się paskudnie i zamknął drzwi. - Helike, masz jakieś pytania do pana? - zapytał. Oddał ci tym samym głos.
  10. Spojrzenie wampira zrobiło się nieco nieobecne. Jakby coś planował. Chwilę później jego wzrok zrobił się bystry. - Pamiętasz tego dziadygę który namówił nas na przyjście tutaj? Znajdziemy jego. A potem odbierzemy nasz skarb. Siłą. Jestem pewien że ten który nas zaatakował mu zapłacił żeby nas tu zwabił. Jak się uda, dowiemy się gdzie ten człowiek uciekł. A potem ja wypije jego krew, a twoje węże mięso, co ty na to? - zaproponował.
  11. - Teraz już wiesz czemu zdarza mi się atakować gdy czuję krew. Po prostu potrzeba. - powiedział wampir. - Chcesz iść coś zjeść? - zapytał po chwili. Uznał to za dość sensowny pomysł, w końcu murzynka od teraz musiała jeść.
  12. Wampir przyglądał się całej sytuacji przez chwilę. Zaraz potem dostrzegł ruch w wodzie. Czyli jednak część mocy jej zostało. Przez pewien czas nic się nie działo aż wreszcie z wody wyłonił się rzeczony podwładny murzynki. Chociaż zdawał się być mniejszy. A na pewno nie tak wielki jak był kiedyś. Z niewiadomych powodów.
  13. - Uspokój się. Znajdziemy sposób żeby załatwić tego gnoja co cię przeklął i zdejmiemy z ciebie tę klątwę. - powiedział i podał rękę murzynce żeby pomóc jej wstać. - Chodź. Poszukamy śladów tego kolesia. - oznajmił po chwili.
  14. Wampir zaklął pod nosem po czym skoczył do wody. Ignorując fakt że miał w kieszeniach proch który najpewniej by się zniszczył. No ale trudno. Zaczął płynąć w dół w poszukiwaniu murzynki. Gdy wreszcie ją dostrzegł przyśpieszył i prawie natychmiast złapał ją i zaczął ciągnąć w kierunku powierzchni. Ty zaś czułaś że wcale nie wracałaś do oryginalnego stanu, zamiast tego traciłaś dusiłaś się, nie był to raczej dobry znak. Dopiero po chwili poczułaś szarpnięcie gdy Dorian wyciągał cię na brzeg. Gdy to zrobił poczułaś że uciska twoją klatkę piersiową, po pewnym czasie wyplułaś wodę. - Uspokój się! Nie zdejmiemy klątwy w ten sposób. - powiedział oddychając ciężko.
  15. Po wyrwaniu kołka z klatki piersiowej wampir prawie natychmiast się poderwał. Dotknął kilka razy swojego ciała, potem sprawdził czy ma miecz i pistolet. Wszystko było, więc nie był to napad rabunkowy. - Co do cholery? Nawet kołka porządnie wbić nie potrafią. Nie wspominając już o dekapitacji i spaleniu. - powiedział podnosząc się i łapiąc za głowę. Spostrzegł to co robiła jego towarzyszka, przez chwilę moczyła ręce a potem zaczęła krzyczeć, po chwili zobaczył że ruszyła ku wodzie. Nie czuł już tego samego zapachu co wcześniej, teraz jakby była zwyczajna. Przez chwilę przetwarzał informacje. - Ej czekaj! - zawołał i podbiegł do niej, złapał za bark. - Co jest? Czemu zdajesz się być zwyczajna? Co się stało i co ty robisz? - zapytał.
  16. Mężczyzna kiwnął głową. Po chwili wyszliście z tawerny, Kapitan spojrzał na mapę. - Na wschód stąd, niedaleko klifów jest jaskinia, podobno tam będzie skrzynka. - powiedział cicho, tak żeby ludzie w okolicy go nie usłyszeli. Jak się okazało droga nie była taka znowu długa, wyspa nie należała do największych toteż szybko dotarliście do wskazanego miejsca. Znaleźliście rzeczoną jaskinie, było ciemno ale dla was to nie był chyba problem. Wnętrze zdawało się być puste, ale nigdy nie było tak że na samym początku coś było. Idąc głębiej znaleźliście nieco ciaśniejszy tunel, Dorian przeszedł pierwszy... i to było dla niego zgubne. Jakiś człowiek znienacka wbił w jego klatkę piersiową kołek, ciebie zaś ktoś złapał od tyłu i przyłożył ci coś do pleców. Poczułaś że tracisz siły. Po chwili usłyszałaś męski głos. - To za wszystkie sztormy które odebrały życia. - uderzył cię. - A to... za sztorm które odebrał życie Marii. - w tym momencie coś dotknęło twojego czoła i prawie natychmiast uderzyła cię fala gorąca. Poczułaś się jakby słabsza, zwyklejsza, przez chwilę towarzyszyło ci to uczucie aż wreszcie padłaś na ziemię. Obudziłaś się... nie wiedziałaś ile minęło czasu, ale nadal byliście w jaskini. Widziałaś jakby gorzej. Po chwili jednak poczułaś że dotykasz jakiegoś płaszcza, jak się okazało był to płaszcz Doriana który leżał z kołkiem w klatce piersiowej, nie ruszał się.
  17. Dorian wypił zawartość swojej szklanki duszkiem. - Świetnie. - uśmiechnął się, jednak nie otworzył ust, nie zamierzał pokazywać zębów. Zaciągnął się jednak dymem z fajki i wypuścił kilka kółeczek. - Zatem idziemy? Nie ma co zwlekać. - zapytał wyraźnie bardziej zadowolonym tonem. Od dawna wiedziałaś że uwielbiał pakować się w takie rzeczy. Położył prawą dłoń na swoim kordelasie. Lewą trzymał fajkę.
  18. Starszy mężczyzna pokazał mapę, jak się okazało przedstawiała ona tę wyspę na której się znajdowali.. - Raczej nie będziesz musiała daleko iść. - stwierdził wampir. - To ta wyspa. - dodał zaraz potem. Spojrzał na dziadka i podsunął mu swoją szklankę grogu. Ten szybko wręczył mu mapę, wypił zawartość szklanki, wstał, skłonił się i wyszedł uradowany. - Nawet jeśli tobie się nie chce, ja się przejdę. I tak chciałem pochodzić po suchym lądzie. - oznajmił.
  19. - Ale słuchajta! Mam tu mapę. Na mapie jest zaznaczona lokacja gdzie jakiś pirat zostawił swój skarb. Ja już stary jestem to mi się nie przyda. Ale mogę oddać ją wam. W zamian za jedną kolejkę. Co wy na to? - zapytał dziadek. Dorian spojrzał na swoją towarzyszkę. - Mamy coś ciekawszego do roboty? - zapytał jej po chwili wciąż się jej przyglądając.
  20. Dorian wyjął zza pazuchy płaszcza fajkę, wyrzucił z niej resztki spalonego tytoniu i zaczął szukać innego, w kieszeniach. Wreszcie znalazł niewielką ilość. Wymieszaną z paprochami ale zawsze. Napchał go do fajki i zaczął szukać jakiegoś krzesiwa. W tym czasie kelnerka przyniosła grog. Uśmiechnęła się serdecznie pokazując brak jednego zęba i odeszła. Kapitanowi udało rozpalić się fajkę, zaciągnął się i wypuścił dym. Wziął łyk grogu, w tym momencie do tawerny wszedł jakiś człowiek, wyglądał jak weteran piractwa, brak ręki, brak oka, brak nogi. Drewniane lub metalowe zamienniki. Stara koszula, zdezelowane spodnie i dziurawe buty. Do tego siwe wypadające włosy, długa broda, kolczyki i brak uzębienia. Rozejrzał się i prawie natychmiast podszedł do was. - Witajcie psubraty. Mogę się dosiąść? - zapytał siadając przy jednym z krzeseł. - Szukacie może bogactwa? - zapytał.
  21. - Czasami zapach krwi działa na mnie jak płachta na byka. Nie jestem z tego dumny ale taka moja natura. - oznajmił mężczyzna. Zaczęliście kierować się w kierunku najbliższej tawerny. Tonący Norweg. Speluna, ale grog był niezły a ceny niskie. A brakowało wam trochę gotówki więc trzeba było oszczędzać. Gdy przekroczyliście próg, prawie natychmiast skierował się na was wzrok siedzących tam osób. Szybko jednak prychnęli i spojrzeli gdzie indziej. Znaleźliście jakiś wolny stolik. Usiedliście przy nim a Dorian przywołał ruchem ręki kelnerkę.
  22. - Czemu nie. To w sumie ciekawa alternatywa dla skakania w dół klifu. - stwierdził mężczyzna chwytając rękę kobiety i podnosząc się. Prawie cały wiek później na tej samej wyspie było nieduże miasto z portem. Portem do którego przybił statek. Przez chwile nie było widać żeby ktoś tam był, jednak po chwili na pokładzie pojawiły się dwie osoby, kobieta o ciemnej skórze i mężczyzna o skórze niemalże białej. Ubrany w długi ciemny płaszcz, z kapeluszem na głowie. Zawołał coś do osoby stojącej obok kajuty kapitańskiej a potem ruszył na ląd. Chciał iść do baru, napić się grogu. I może załatwić jakąś załogę. - Nie było nas tu ze sto lat. - odezwał się do swojej towarzyszki.
  23. Mężczyzna pokręcił głową przecząco. - Nie jestem, nigdy nie miałem do tego drygu. W sumie nie wiem czy pojawili się jacyś nowi malarze. Dawno mnie tam nie było. Niby trochę tęsknie, ale w sumie i tak pewnie chcieli by mnie tam zabić. - wzruszył ramionami. - Wampiry są w stanie przeżyć na takich samych pokarmach co ludzie, jednak krew daje nam siłę, dzięki niej jesteśmy znacznie silniejsi. I bardziej pewni siebie. - wyjaśnił. Po chwili westchnął. - Napiłbym się rumu... - burknął.
  24. - To prawda, tutejsze słońce jest nieprzyjemne. - oznajmił. - Jestem wampirem, w europie, na kontynencie, byliśmy czymś w rodzaju... zmor, ludzie się nas bali, tworzyli o nas historie i wiele innych. Jednak, nie każda jest prawdą. Na przykład, słońce wcale nas nie zabija. Fakt, nie jesteśmy przystosowani do życia w takim klimacie, ale nie giniemy od niego. Tracimy tylko siły, wielu też mdleje. A co do bycia drapieżnym człowiekiem... cóż nie do końca. Nie jesteśmy ludźmi. Jesteśmy doń podobni, ale jednak nie jesteśmy. - wyjaśnił. - Ale jesteśmy poniekąd drapieżni. - dodał.
×
×
  • Utwórz nowe...