Skocz do zawartości

Sun

Brony
  • Zawartość

    1572
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    55

Wszystko napisane przez Sun

  1. Nareszcie nadeszła pora, że zabrałem się za lekturę Kresów. Nie będę ukrywał, długo się przed tym wzbraniałem. Niesłusznie, jak widzę, bo Kresy to naprawdę dobry fik. Swój komentarz ograniczę do pierwszych czterech opowiadań, które dotychczas przeczytałem. Na pozostałe przyjdzie pora później. Pierwsze co mnie urzekło w tym fiku i urzeka dalej, to wspaniale wykreowany świat, który żyje i ma swoje własne problemy, a które oczywiście bezpośrednio lub pośrednio dotykają bohaterów. Weźmy chociażby biedę i niestabilność Neighfordu. Dlatego Albert musi trzymać wszystkich twardo, by mieszkańcy mogli powoli poprawiać swój byt i budować lepsze państwo. Wpływa to też na to, jak traktuje własną rodzinę i jak wiele od niej wymaga. Z tego samego powodu Equestria jawi się bohaterom jako wspaniała kraina mlekiem i miodem płynąca. Ale z biegiem czasu i wydarzeń nasi bohaterowie odkrywają jak złożony i nie aż tak spokojny jest to świat. Już na początku widać też, że kucyki mają uprzedzenia do innych ras, czy swoje własne poglądy na daną sytuację. Albert ma na przykład dość niskie mniemanie o pegazach (których tam nie ma zbyt wielu), podszyte może stereotypami, a może własnymi doświadczeniami. I to wpływa na to, jak traktuje Fenrira. Zaś w rozdziale poświęconym szkole Glejpnira czuć niechęć do niego, ze strony innych uczniów. To wszystko sprawia, że ten świat wydaje się być realistyczny i ma głębię, co tylko przydaje bohaterom. A skoro o bohaterach mowa, to w zasadzie pierwsze cztery rozdziały, to przedstawienie bohaterów, oraz ich umieszczenie na początku ich drogi. Pierwsze skrzypce gra tu raczej Fenrir. Na początku widzimy jak mu ciężko od samego początku, jak musi pracować od młodych lat i jak jego wujek go nie lubi. Nic dziwnego, że chłop zwiewa i postanawia szukać szczęścia w ,,mlekiem i miodem płynącej" Equestrii. I oczywiście trafia w tylko teoretycznie lepsze miejsce, czyli do najemników. Przyznaję, ma chłop kiepski start, ale to fajnie buduje tą postać, a poza tym, naprawdę wpływa na jeog decyzje i w sumie będzie się za nim ciągnąć. Jego kuzynostwo, czyli Gelgia i Gleipnir są w trochę lepszej sytuacji. Startują z wyższego miejsca i mają łatwiej. Choć też nie łatwo. Młody Glejpnir uzyskuje nawet szansę edukacji w dziedzinie magii, za granicą. Swoją drogą, całkiem fajny, klimatyczny rozdział o tym, jak ktoś z innego kraju może się czuć przyjeżdżając za granicę na studia. No i Silkflake. Początkowo zdaje się ona niezbyt pasować do historii o mieszkańcach Neighfordu, ale po jej relacjach z rodziną, marzeniach i zakończeniu jej historii można się domyślić jaka odegra rolę. Przyjemna postać marzycielki (zaradnej), którą od razu da się lubić. I jeszcze na koniec, poboczna postać, której też chcę poświecić kilka słów. Mianowicie Albert. To dobrze wykreowany wódz miejsca, którym przyszło mu zarządzać. Jest twardy i trochę despotyczny, ale jestem skłonny zrozumieć jego motywację, bazujacą na jego wiedzy i pragnieniach. Nawet jego stosunek do dzieci wynika z troski (źle wyrażonej) i własnej wiedzy o świecie. Można owszem się przyczepić, ze z pragmatycznego punktu widzenia źle rozegrał relacje z Fenrirem (niekoniecznie źle z własnym bratem), ale fakt, że uprzedzenia i poglądy Alberta biorą górę nad zimnymi kalkulacjami tym lepiej kształtują tą postać. Przyznam nawet, że ten despota ujął mnie na tyle, że chciałbym zobaczyć jego własny fik. Może taki, w którym widzimy jak zdobył władzę w Neighfordzie i jak założył rodzinę. Co do opisów, to są one moim zdaniem akuratne. Wystarczająco rozbudowane by zbudować klimat, oraz pozwolić by czytelnik sobie wyobraził co się dzieje wokół. Doskonale też współgrają z rytmem opowieści, zajmując jak dla mnie tyle miejsca ile powinny. Dało się poczuć zarówno klimat raczej surowego i niebogatego Neighfordu, jak i szkoły magii w Equestrii, czy rodzinnego domu Silkflake. Świetnie też oddawały emocje i atmosferę otoczenia. Podczas rozmowy Glejpnira z tym jego kolegą ze szkoły dało się wyczuć niechęć do przyjezdnego jednorożca, wynikającą z jego pochodzenia i rodziców. Kolejny plus jak dla mnie. I na koniec dwa słowa o formie, bo to też wypadałoby skomentować. Tu również jest bardzo dobrze. Tekst czyta się przyjemnie, bez żadnych zgrzytów, błędów, czy literówek. Powiedziałbym wręcz, że się przez niego płynie. Gorąco polecam i czytam dalej. Bo to naprawdę dobry fik, który ma to, co trzeba. Świetny świat, i wspaniałych bohaterów.
  2. Gdybym miał podsumować tego fika jednym zdaniem, powiedziałbym: za krótki. Stanowczo za krótki. Jest tu kilka ciekawych pomysłów i rozwiązań, ale niestety nie są one rozwijane. Są po prostu wrzucone, jakby w nadziei, że samo coś z nich wyjdzie. Weźmy chociażby ten gigantyczny statek. On sobie jest i tyle. Owszem, jego komputer gada, ale jakoś nikt nie pyta, jak to lata, nikt nie marudzi, że zasłania słońce, nikt nie panikuje jak takie wielkie coś zawiśnie nad miastem i żaden pegaz nie robi sobie z tego legowiska. Nie ma nawet przypadków, że komputer zidentyfikuje pegaza (albo smoka) jako zagrożenie i ostrzela. Przecież tu jest olbrzymi potencjał dla budowania statku, czy relacji. Kolejne zastrzeżenie mam do wszystkich problemów jakie napotyka główny bohater (poza głównym). Otóż rozwiązuje je w trymiga. Zostaje kucem i od razu zaczyna chodzić. Latać się uczy w trymiga (po znalezieniu nauczycielki) i nie popełnia potem problemów. Co więcej, ma kondycję by przelecieć spory kawał Equestrii kiedy mu się zachce. Kryształ też zdobywa dość łatwo. Relacje miedzy postaciami też niestety są bardzo spłycone. Sunset bardzo szybko ufa przybyszowi (jak z resztą wszyscy) i bardzo szybko się w nim zakochuje. A jeszcze szybciej mu wybacza, że ściągnął ją z innego świata i naraził na prawne nieprzyjemności. Celestia też za łatwo mu powierza los Sunset. Nie ma też nikogo, kto byłby źle nastawiony. Poza Celestią, która się wnerwia, gdy ta istota atakuje, bo twierdzi, że to ten człowiek ją sprowadził. Wracając jeszcze do Sunset, przez cały fik nie jest poruszana kwestia świata, z którego została sprowadzona. Przez cały fik bohater nawet nie myśli o tym, ze może łatwiej jemu przenieść się do jej świata, niż ściągnąć ją do siebie. W ogóle kwestia tego, że przybyła z jeszcze innego świata nie była poruszona. Żadnych pytań, co tam robiła, jak się tam znalazła, czy coś. Niepowalające są też opisy. Owszem, na początku sporo technikalii, ale potem robi się opisów coraz mniej i mniej. Zwłaszcza w miejscach gdzie jest czas i okazja by się rozwinąć w tej materii. Ale żeby nie było, że tylko narzekam, są fajne rzeczy. Sam koncept jest spoko (szkoda, że niewykorzystany). Początkowe opisy technologii nawet dają radę. No i jest jeszcze Norman (statek), którego nawet da się lubić . Wprawdzie jego zyskiwaniu świadomości też brakuje opisów i czasu antenowego, ale mimo to, jako komputer pokładowy jest spoko. Nie wiem nawet, czy nie jest najciekawszą postacią w fiku. I jeszcze zdanie o stronie technicznej. Źle nie jest, ale mogłoby być trochę lepiej. Są błędy i niekiedy słownictwo mogłoby być trochę bogatsze. Czy polecam? Jako źródło kilku ciekawych pomysłów na HiE, to może trochę, ale jako fanfik sam w sobie, to nieszczególnie. To, maksymalnie, średnie dzieło. Wprawdzie z potencjałem, ale zabitym przez wspomniane braki.
  3. Odkopuję po raz kolejny, bo też uważam, że warto. To prosta, krótka, randomowa komedia. Żarty nie są wysokich lotów, a do tego opisy istnieją najwyżej szczątkowe i tylko do tego by bawić. Ale przecież tego tu nie trzeba. Mamy trochę poryty, ale cudowny humor, żarty wynikają jeden z drugiego, a do tego, dzięki pędzącej akcji wszystko jest jeszcze bardziej szalone. Polecam, to naprawde modelowy kawał randomu i do tego świetny HiE
  4. Musze przyznać, że to nawet całkiem ciekawy kawałek fika. Wprawdzie jeszcze niewiele się dzieje ( po tej objętości nie wymagałbym cudów), ale można tu wyczuć jakieś podwaliny klimatu i wielkich wydarzeń, w które wpleceni są początkowo niepozorni bohaterowie. Jest jakiś konflikt, jakaś wojna, o której niespecjalnie coś wiadomo i jest grupka kucy, które spotykaja się po drodze, zmierzając na front. Przyznam, że początkowo zaśmierdziało mi to Achają, zwłaszcza, że od pierwszej strony widzimy czarnego alikorna płci żeńskiej, ale na całe szczęście dalszy ciąg nie zapowiada jakiejś przeróbki tegoż dzieła. Swoją drogą, podoba mi się, że ta alikorn nie przepada za magią. Fajna, negatywna cecha bohaterki, nad którą może pracować i z którą może walczyć. Z pozostałych bohaterów rzuca się w oczy jeszcze podmieniec, ale to dlatego, że miał swoją dłuższą sekwencję, podróżował ze swoimi oficjalnymi wrogami i nazywał inne podmieńce zdrajcami. Pozostali nie zapadają w pamięć, ale może z czasem się to zmieni. Wracając do świata i fabuły, to niewiele tu mogę powiedzieć ponad to, że jest tu wizja czegoś epickiego z kilkoma wątkami. Ambitnie. I bardzo ryzykownie. Łatwo jest się zaplątać, albo stworzyć za dużo wątków. Ale jestem dobrej myśli. Są też wady niestety Forma nie jest najlepsza. Owszem, błędów nie zauważyłem zbyt wielu (aczkolwiek w tym jestem kiepski), ale odniosłem wrażenie, że jest sporo powtórzeń. Język też nie jest zbyt bogaty. Miejscami nawet za prosty, co burzy klimat. Czasami brakowało mi również szerszych opisów. Na przykład scena walki mogłaby być bardziej rozbudowana z szerszymi opisami i większą ilością rozważań bohaterki. Akcja podmieńca też się prosiła o większe rozbudowanie i może rozwinięcie jego interakcji z tym drugim. Ogólnie, debiut spoko, chętnie będę czytał dalej, bo jest tu potencjał na coś przyjemnego.
  5. I kolejny rozdział wpada Rozdział XL⠭ : Immortalizacja Tym razem akcja dzieje się już po zakończeniu Crisisa. Jednak, moim zdaniem, nie spoileruje nic z fabuły oryginalnego Crisisa. A jeśli ktoś się zastanawia, co to za dziwne oznaczenia numerów rozdziałów, to spieszę z wyjaśnieniem. Są to rzymskie ułamki (o podstawie 12). Przynajmniej jedna z wersji zapisu, jeśli dobrze mi się udało wyszukać w internecie. Chciałem zachować system numeracji zgodny z oryginałem Crisisa.
  6. Kolejna aktualizacja fika. Wiem, ze trwało to długo, ale w połowie pisania wywaliłem koncepcję do kosza, bo stwierdziłem, że motywacja antagonistów mi się nie spina. Dlatego zmieniłem koncept i przeciwników. Dalej nie jestem do końca zadowolony, ale po ponad roku pisania i narzekania nie jestem w stanie nic lepszego wymyślić. Appleloosa[Anthro][Steampunk][Western]
  7. Sun

    Cześć jestem nowy

    Był to fik konkursowy, więc nie ma własnego wątku. ale jest tu: https://mlppolska.pl/topic/13424-sunowe-fanfiki-konkursowe-gradobicie-iiseria
  8. Ech ta skleroza. Chyba już dobrze. Tak, rozdziały bonusowe wyszły względnie niedawno (styczeń 2020) i są osobnym fikiem na fimfiction. Swoją drogą, Ganon mocno rozbudował swoje uniwersum od swojego powrotu
  9. To są bonusowe rozdziały do fanfika Crisis Equestria. Sam fanfik można znaleźć w dziale MLN (stąd brak linku do forum), czy na FGE. Zawierają pewne spoilery z fików: Crisis: Equestria, oraz Crisis: a Royal Affair. Jednak niewielkie. Fanfik skupia się na losach Królowej Blackburn oraz Lockwooda i trochę je rozbudowuje. Nie zabraknie też kilku innych, znanych z Crisisa postaci. Rozdział XXVIIIS: Interludium Rozdział XL⠭ : Immortalizacja Rozdział XLS⠂: Inamoracja Rozdział XLS:·: : Idol Oryginał
  10. Ach, pingwiny... Trzeba przyznać, że Dream Works stworzył naprawdę fajne i klimatyczne postacie, które nasz dubbing świetnie udźwiękowił. Nic dziwnego więc, że powstał crosover kuców z pingwinami. I to całkiem dobry (szkoda, że niedokończony). Jeśli chodzi o fabułę to jest klasycznie. Wynalazek Kowalskiego zawodzi i szóstka pingwinów (tak, mamy dwóch dodatkowych, do których wrócę) trafia do Equestrii, gdzie panuje miłość, pokój i nie ma komu przyłożyć. Słowem, mimo braku lemurów, nuda. Oczywiście są powitani przyjęciem id alej mamy klasyczną akcję, jakiej można się spodziewać. Pingwiny chcą wrócić, Mane6 chce im pomóc, a w międzyczasie pojawia się problem (w postaci Discorda), który wspólnie rozwiązują i lepiej się poznają.Choć niezbyt podobał mi się ostatni rozdział. Znaczy, napisany był poprawnie, przyjemnie, z odpowiednią dawką pingwiniej przemocy, ale sam koncept mi osobiście nie leży. Jedyny problem polega na tym, że całość rozgrywa się za szybko. Sama walka z Discordem, któa jest materiałem na dobrych kilkadziesiąt stron, zamyka się chyba w piętnastu. Nie mówiąc o tym, że ekipie kuczo pingwiniej idzie stanowczo za łatwo. Tak samo próby odesłania pingwinów idą za szybko. Tak czy inaczej, jest spoko, ale zdecydowanie prosiło się by to rozbudować. Co do postaci, to mane 6 było ok, tak jak w serialu. Ale są one tam tylko po to, byśmy mogli oglądać pingwiny w ilości sztuk sześciu. Bo oprócz klasycznej, dobrze znanej (i dobrze opisanej) czwórki, autor dodał dwóch nowych: Szkota i Polaka, którzy są agresywni, skorzy do bicia i picia i nierzadko się kłócą. Ekipa Skippera opisana jest bardzo dobrze i realistycznie. Dobrze oddano ich cechy charakteru, znane z serialu i filmów. Zaś dwóch dodatkowych ładnie wpasowuje się w klimat i nie odstaje od pozostałych. Ich relacje z innymi postaciami też nie wypadają sztucznie. Zastrzeżenie miałbym do opisów. Myślę, ze można by je jeszcze bardziej rozbudować i fik by zyskał. Poza tym, z powodu dość skąpych opisów, fabuła rozgrywa się trochę za szybko. Strona techniczna wymagałaby trochę poprawek, ale naprawdę, tragedii nie ma . Jak najbardziej da się to czytać i czerpać z tego radochę. Ogólnie, polecam. Nie jest to fik idealny, ale przyjemny. Ma prostą fabułę i prosty humor, ale to wszystko dobrze ze sobą współgra.
  11. Ciekawa scenka, nie powiem. Przyjemnie napisana, z całkiem realistycznymi, moim zdaniem relacjami miedzy kucami i dobrym budowaniem postaci kanonicznych. Zreformowana Tempest zostaje zaproszona na herbatkę i poznaje tam innych, zreformowanych przeciwników Twilight, którzy opowiadają jej pokrótce, czemu byli źli, jak byli źli i co ich zmieniło. Całość zgrabnie i uroczo opisano (oraz przetłumaczono), tak, zę aż czuć klimat serialu. Niestety tylko scenka. A szkoda, bo temat aż się prosi o rozbudowę i okraszenie kilkoma żartami i niedopowiedzeniami. Takie coś jak spotkanie AA, gdzie byli przeciwnicy mogą sie lepiej poznać, podogryzać sobie i może podrażnić Twilight. Mogliby się też zaprzyjaźnić i na przykład zostawić Twilight, przenosząc się z imprezą w ciekawsze miejsce. Było wiele opcji jak to naprawdę szeroko rozbudować. Ogólnie, to całkiem uroczy i nawet przyjemny fik, ale zdecydowanie widać, że autor nie wykorzystał w pełni tematu. Szkoda.
  12. Tajemnicza istota w Equestrii, Mane 6, tag Human i fandom łupany to często przepis na niesmaczny, nieestetyczny i mdły, odgrzewany kotlet. Choć nie przeczę, zdarzają się takie perełki jak Equetrip, ale to trochę inna sprawa. A jak wyszło tutaj? No właśnie, tak średnio. Nasz bohater oczywiście zostaje zamieniony w kuca (o dziwo to nie jest stały punkt takich fików) i przy tym zyskuje specjalne zdolności, i jest wręcz unikatem na skalę obu światów. Może ,,zmieniać" swoją rasę jak mu się podoba. Dobrze chociaż, że jeszcze nad tym nie panuje, ale i tak klasycznie zdradza, że jest niezwykle zdolny, opanowuje lekcje szybciej niż robiła to Twiight, zachwyca wszystkich i w ogóle. Pewnie gdyby fik się rozwinął, to sam pokonałby Discorda, dzięki mocy kamienia... Poza tym, klasycznie nasz bohater stracił pamięć, ale tak nie do końca, bo wie co nieco o swoim świecie i przypomina mu się to i owo. Na przykład pamięta, że był serial o kucykach i oglądał go w piwnicy. Klasycznie też nasz bohater trafia najpierw do Canterlotu, a potem do Ponyville, zaprzyjaźnia się z mane 6 tak od razu i świetnie się z nimi dogaduje. Choć jego relacje są jak dla mnie płytkie strasznie. Brakuje mi tu roztrząsania bardziej różnic między światami, reakcji na fakt, że oglądał Twilight i resztę w serialu, klasycznej dyskusji o mięsie I jakoś nie czuć by to się miało z czasem zmienić. Nawet kwestię grzybowego stolika podsumować można poprzez aha. Nie ma dyskusji o blacie, ani nawet myślenia bohatera czy nie skubnąć. Skoro kwiatki takie smaczne, to może grzybki też. Albo chociaż smoki by po nich było widać... Same bohaterki są w sumie napisane poprawnie, ale nieciekawie. Wybija się tu tylko Applejack, której tłumacz dał język Śląski. Szanuję za tę decyzję bardzo. Mógłbym ją nawet pochwalić, ale nie zrobię tego z dwóch powodów. Dość błachych w sumie. Po pierwsze, nie ma żadnej reakcji bohatera, przyjaciółek, czy świata na ten fakt. Wiem, ze to bardziej w gestii autora niż tłumacza, ale aż się prosi by ktoś co jakiś czas tłumaczył z Applejackowego na normalny, albo zwracał uwagę, że ona dziwnie mówi. A po drugie, moim zdaniem, do kogoś zajmujacego sie sadownictwem bardziej pasowałby Kaszubski, albo, jak ktoś jest hipsterem, to Kociewski. Tym niemniej, szanuję za tą decyzję, bo wprowadza pewien powiew świeżości do postaci. W kwestii treści, Hoffman chyba wyczerpał temat. Mi pozostaje się z tym tylko zgodzić, że jest kiepsko i brakuje ataku korektakomando. Aczkolwiek, z czasem Arjen się wyrobił i w innych fikach jego tłumaczenia wygląda to dużo lepiej. Podsumowując, to nawet dobrze, że ten fik się kończy na trzech rozdziałach, bo nic nie wskazuje by mógł być jakiś specjalnie wybitny. Obecnie fabuła jest najwyżej średnia, światotworzenie nie powala, a forma sprawia, że ciężko się to czyta. Śmiało można go sobie darować i sięgnąć po inne, lepsze, tłumaczenia Arjena. Na zakończenie, zastanawiam się, czy aby na pewno ten fik powinien mieć tag Z. Bo owszem, przetłumaczono wszystkie istniejące rozdziały i jest 99,9% pewność, że więcej nie będzie, ale jakby nie patrzeć, na fimfiction jest status incomplete, a sam fanfik ewidentnie nie jest ukończony. Moim zdaniem, mimo wszystko powinno pozostać NZ, bowiem historia jest nieukończona.
  13. Mam za sobą cztery Shadenowe Oneshooty i muszę przyznać, że autor jest naprawdę genialnym człowiekiem. On nie tylko stworzył wrednego, złośliwego dupka, on doprowadził tą postać do poziomu absolutnie przecudownego. Ba, zakrawającego nawet na sztukę. Nigdy bym nie pomyślał, że stworzyć tak wspaniałego i tak naturalnego ,,potwora". Do tego całość okraszona jest naprawdę dobrymi i komicznymi opisami reakcji na Shadena, oraz cudownymi pomysłami i gagami. Dzięki temu całosć jest naprawdę cudowną komedią, przy której serdecznie się śmiałem. Zwłaszcza podobał mi się ten o graniu w RPGa. Marszczone Majtasy były wspaniałe. No i oczywiście gratulacje dla Dolara za ten świetny przekład, który cudownie się czyta. Mam nadzieję, że szybko skończy tego wielorozdziałowca.
  14. Ale fajną rzecz wykopałem Muszę przyznać, że to bardzo przyjemna, krótka i lekka komedia, oparta na dość klasycznym motywie w postaci opornego słoika. Bo kto z nas nie mocował się z oporną zakrętką, używając ręcznika, kulania, łomu, czy innych, tajemnych technik prababci? Całość ubrana w dość serialową otoczkę i bardzo zmyślne i zabawne, choć krótkie opisy. Śmiałem się serdecznie, widząc oczami wyobraźni jak AJ okłada słoik szpadlem, czy rzuca nim o ziemię. Bohaterki są oddane serialowo prawie przez cały czas bardzo dobrze. Jedynie miałem zgrzyt, gdy Rarity mówi o Rainbow: Dash. Moim zdaniem, to akurat nie pasuje do tej postaci Ale to tylko malutki zgrzyt w bardzo klimatycznym przedstawieniu bohaterek. Więc i tu zdecydowanie na plus. Co zaś do zakończenia... spodziewałem się czegoś innego. Na przykład tego, że słoik ma lewy gwint, albo że Fluttershy polała wieczko wrzątkiem, a potem wzięła przez ręcznik, albo skrytego za drzewem Discorda, z klejem kropelka w łapie. Nie mogę jednak powiedzieć, że mi się nie podobało, by było na swój sposób fajne. Ładnie buduje tu pozycje Fluttershy, pasuje do serialu i jest urocze. Jednocześnie nie rzuca na sam koniec jakąś bombą w stylu: słoik wydmuchany w czeluściach smoczego wulkanu, a pokrywka wykuta przez jaki w podziemnych kuźniach. Po prostu jest takie akurat. Gorąco polecam to odprężające dzieło i cieszę się, że je znalazłem. To przyjemna, lekka komedia na raz.
  15. Witajcie moi drodzy. Dawno niczego nie organizowałem (od czasu 3 tomu KO) i pora to zmienić. Dlatego dziś mam dla was coś specjalnego: Wielkiego i potężnego Fallouta. Oczywiście po angielsku. Tym razem nastąpiła jednak pewna drobna zmiana. Otóż, tym razem książki są dostępne już. Leżą tylko i czekają aż je kupicie. Ma to jednak pewną, drobną wadę. Mianowicie ograniczoną ilość egzemplarzy. Z drugiej strony, dzięki temu wysyłka będzie następować dużo szybciej, bo może nawet w tym samym tygodniu, w którym pojawi się płatność. A i może pamiętacie (albo słyszeliście), że poprzednie wydanie miało okładki ze skrzydełkami. To nie ma. Poza tym, okładki i zawartość są identyczne z poprzednim wydaniem. A teraz pytanie najważniejsze, jak zakupić tą słynną na cały fandom sagę (złożoną z 4 fizycznych ksiąg i zawierającą też rozdział specjalny)? Już mówię. W formularzu zamieszczonym poniżej: Formularz Powinien działać poprawnie. Zapisy zbieram do wyczerpania zapasów. Numer konta podany jest w regulaminie. Wysyłka nastąpi jak tylko otrzymam książki. Czyli najpewniej na początku grudnia. Cena Fallouta to tym razem niestety 200zl za komplet. Dlaczego aż tyle? Zmartwię was, ale to i tak dobra cena. Z powodu Covida ceny zwykłego papieru poszły kosmicznie w górę, nie mówiąc o innych kosztach (jak paliwo chociażby). Ceny wysyłki też poszły w górę. Tym razem to 16zł za paczkomat i 15 za pocztę. Regulamin Zachęcam do zamawiania i zadawania pytań. Jakbym zapomniał czegoś powiedzieć, jakaś, dobra dusza zaraz mi przypomni.
  16. I kolejny rozdział za mną. Przyznam, ze oczekiwanie trwało długo, ale w zamian dostałem sporych rozmiarów rozdział. Rozdział z jednej strony wypełniony treścią, a z drugiej taki trochę pusty. Ale po kolei. Zacznę od scen i elementów, które mi się w tym rozdziale podobały. Zdecydowanie szermierka z kucharzem. To chyba jedna z najlepszych jakie się tu pojawiły. Oglądanie Obsidian próbującej pokonać kucharza w szermierce było cudowne. Aż trochę czułem tą jej narastającą frustrację. Podobało mi się również to jak Obsidian zaczęla rozbierać magię przyjaźni na składowe. To jej analityczne podejscie jest urocze i mam wielką nadzieję, że będzie dalej rozwijane i zostanie jednym z głównych wątków (bo to niestety nie jest pewne, biorąc pod uwagę kilka innych wątków obecnych w fiku). No i Obsidian plus Joy. Ciekawy wybór na pierwszą przyjaciółkę, ale podoba mi się. Ale mam też kilka uwag. A w zasadzie jedną, tyczącą się kilku scen. Mianowicie jest tu kilka fragmentów kompletnie do niczego niepotrzebnych. Chociażby ta akcja z biletami, czy rozmowa Prosceniona i tego drugiego o obsidian. Owszem, są całkiem spoko, ale mam wrażenie, ze nic w sumie nie wnoszą i tak trochę zapychają fabułę. No chyba, że Ghator jakoś je wykorzysta (na przykład Ambrosia zapraszająca jednak obsidian). Chwilowo jednak, trochę to meh. Ogólnie, przyjemny rozdział, choć nie pchnął fabuły aż tak bardzo do przodu. Czekam na więcej
  17. Dawno nie miałem tak mieszanych odczuć odnośnie fika. Bo są w nim zarówno momenty godne pochwały jak i chwile, gdzie człowiek miał ochotę zjeść klawiaturę. Ale po kolei. Zacznę od chwalenia. W tym fiku jest trochę ciekawych pomysłów światotwórczych. Scena w kuźni bardzo spoko, pojawienie się Twilight, niezgorsze, przemyślenia na temat działania magii w equestrii też całkiem fajnie opisane. Nawet wielofunkcyjny ogon mi się podoba. do tego w kilku moemtnach pojawiają się ładne, duże opisy z akurat odpowiednią ilością technikaliów. Słowem, są momenty, w których chłonąłem tekst. Podoba mi się też sama idea, że Twalot wyrusza do innego świata po pomocnika, bo sobie nie radzi. To rodzi wiele możliwości światotwórczych, a także pozwala rozbudować ideę wieloświatów. Pochwalę też za zawiązującą się historię. Nie jest może wybitna, ale wydaje się solidnym początkiem i ma w sobie trochę klimatu. Jest jednak wiele rzeczy, które mi się nie podobają. Na sam początek główny bohater. Istota, która może prawie wszystko, wszystko wie, ogarnia co trzeba, zmienia kształt, ma jakieś magiczne wymiary z przydasiami i w ogóle robi wszystko. Nie lubię tego konceptu, choć nie przeczę, że można go fajnie napisać. Dlatego liczę trochę, że noga mu się powinie i dojdzie do sytuacji, w której jego moce nie zdadzą się na nic. Jak na razie jedyny moment, w którym mnie nie drażnił, to ten, kiedy zmienił się w wilka, zamiast w kuca. To wydaje mi się bardziej rozsądne i przy tym ogranicza go w sferze samego kontaktu. Druga sprawa, mi się nie podobała, to niestety forma. I widać to, porównując rozdziały z prologiem, który Grento korektował. O ile ortografia i interpunkcja wyglądają spoko, o tyle konstrukcja zdań i podział na akapity wypadają słabo. Apropo, wielokrotnie brakowało wcięcia pierwszego wiersza, albo było ono zbyt małe. Przez to wszystko czytało się ciężko i trudno mi było wczuć się w klimat. A szkoda. Podsumowując, ten fik nie jest zły. Ba, widzę w nim nawet dość spory potencjał na całkiem pcozytne dzieło. Niestety wymaga olbrzymiej ilości korekty i w sumie głównie tego.
  18. Przeczytałem i nie powiem żebym był zachwycony. Powiem szczerze, że mam nawet pewne wątpliwości, czy można to nazwać fanfikiem. Wygląda to raczej jak ogólny szkic dzieła, a nie samo dzieło. Niewiele tu emocji, zawiązania akcji, rozwoju bohaterów i opisów. Choć dobra, mając narrację pierwszoosobową, teoretycznie można sobie darować opisy, tworząc bohatera mało spostrzegawczego i nierozmyślającego o wszystkim, ale to z kolei, moim zdaniem, warto ratować innymi postaciami Tu niewiele wiemy o bohaterze, poza tym, że chce do Equestrii za wszelką cenę. Sporo się za to dowiadujemy o naszym świecie, innych światach, oraz portalach miedzy nimi. Szkoda, że wszystko w postaci skondensowanej pigułki, którą obrywamy już na samym początku. Nie mówiąc o tym, że to chyba 1/4 fika (licząc z obrazkiem zajmującym 1 stronę). Gdyby to był wstęp do fika mającego dwadzieścia, trzydzieści, albo i czterdzieści stron, to bym jeszcze zrozumiał, ale przy trzech stronach tekstu... Później mamy scenę budowy portalu, a raczej informacje, że został zbudowany. Bohater się zadłużył, zdobył części, poskładał i skok do środka. Nic specjalnego. Za to za scenę z klaczami będę chwalił. Fajnie napisana, z humorem. Postacie oddane całkiem spoko. Zwłaszcza Rarity, która z troską interesuje się pożyciem przyjaciółki i ploteczkami. Sensownie też reaguje na przybysza w stanie surowym. Applejack też daje radę, traktując wścibstwo Rarity bardzo osobiście. Poza tym, scena napisana jest z humorem. Kilka razy nawet się zaśmiałem. Szkoda tylko, że jest jej tak mało. Gdyby zachować taki prosty i lekki humor, oraz opisać całe długie i mozolne budowanie relacji, oraz odnajdywanie się bohatera w nowym świecie... to by było fajne. Chętnie bym poczytał. Zaś ostatnia scena wygląda raczej jak koniec rozdziału a nie całego fika. Razem z całym dziełem pozostawia wielki niedosyt, a jednocześnie sprawia, ze całość można podsumować jako: aha i pójść dalej. Co do strony technicznej, to też nie jest najlepiej, choć źle też nie. Głównym problemem jest tu podział na akapity. Początkowo wydawało mi się, że w ogóle go nie ma, bo zostałem zaatakowany ścianą tekstu. Później jednak wyszło, że jednak jest, ale jakiś taki nieśmiały i niepewny. A akapity nie służą tylko temu by oddzielać narrację od dialogów. Służą też, zwiększeniu czytelności tekstu. Poza tym, pojawiło się kilka źle użytych, dużych liter i parę drobiazgów, które pewnie bym zaznaczył, gdyby były włączone komentarze. Podsumowując, to wygląda raczej jak szkic fika, a nie całe dzieło, ale sam pomysł, choć nie odkrywczy, ma potencjał na coś dużo, dużo dłuższego. Zaś w obecnej formie, cóż, nie urywa.
  19. Łoł, bardzo dziękuję za komentarz do tego dzieła. Naprawdę nie spodziewałem się, że ktoś to odkopie. Na wstępie powiem, że wybrałeś bardzo zły fanfik na początek swojej przygody z TCB. Pisząc dawniej to dzieło (które zaczynało jako fik na konkurs), zakładałem, że potencjalny czytelnik będzie się jednak orientował choć odrobinę o co w tym świecie chodzi. Z resztą, ja sam się niespecjalnie orientuję, więc bazując na ogólnych założeniach, dopisałem sobie resztę. Postanowiłem stworzyć grupę terrorystów, ale takich trochę bardziej na wesoło. Przy okazji nawiązując tu i ówdzie do stawki większej niż życie, asterixa czy kilku żartów politycznych, które z pewnością się już zdezaktualizowały. Dlatego jeśli chcesz poznać lepiej TCB, to niestety musisz poszukać innych fanfików. Niestety niespecjalnie umiem jakiś polecić, bo czytałem tylko kucyk orła nie pokona, które było fajne, pomijając formę. A wracając jeszcze do braku pewnych informacji fabularnych, to poczatkowo nie planowałem wyjaśniać wszystkiego, a później, z biegiem opowiadań zaczęło mi brakować weny i chęci i zostało to jak zostało. Tak czy inaczej, cieszę się niezmiernie na komentarz i cieszę się również, że choć cześć opowiadań z tej serii ci się podobała.
  20. Przyciągnęło mnie do tego dwie rzeczy. Mianowicie szanta i podmieńce. I w sumie nie żałuję, że do tego doszło, bo to bardzo przyjemny kawałek tekstu. Tekst składa się tu z trzechh scen. W pierwszej mamy opis zwykłego, nudnego miasteczka gdzieś w Equestrii, w którym dzieje się raczej niewiele. Jednym z elementów krajobrazu jest pomylony żebrak, który czasem dostaje jabłko, a czasem doniczką. To właśnie z nim ucina sobie pogawędkę przyjezdny i od niego słyszy tytułową szantę o podmieńcach. Przyznam, że podoba mi się to wprowadzenie. Spokojne, klimatyczne, typowo slice of lifowe, z nutką niepewności. Oczywiście bohater mu nie dowierza i na tym scena się kończy. I trochę szkoda, bo można by zrobić troszkę więcej rozmowy z żebrakiem. Druga scena to noc i wynoszenie worka Bardzo fajnie i klimatycznie opisana. Dobrze współgra też z poprzednią, pokazując, ze nasz żebrak miał oczywiście rację i w mieście dzieje się coś niedobrego. Same podmińce, choć ukazane głównie pośrednio, jawią się jako potężne i niebezpieczne istoty, które powoli zajmują miasto. Zaś ich królowa sprawia wrażenie wyrachowanej złośliwej i przebiegłej. Również pochwalę za tą kreację. Podoba mi się też wizja Mistreli. A w zasadzie tego jednego, konkretnego. Wygląda jakby został złamany i skłoniony do służby w zamian za własne, marne życie. Przy okazji jego pozycja sprawia, ze wszyscy biorą go za wariata, gdy próbuje innych ostrzegać. A kto wie, może jest trochę wariatem, który oszalał ze strachu i ze swej biedy. Tak czy siak, jest spoko. I scena ostatnia, z perspektywy dziecka. Świetne, bardzo klimatyczne domkniecie całości. Od strony technicznej było chyba całkiem nieźle. Owszem, natknąłem się na kilka błędów, ale nic specjalnie irytującego. W zasadzie, ponarzekać mogę tylko na jedną rzecz. Mianowicie, nna szantę. Kompletnie nie czułem w niej rytmu. Owszem, miała sens, ale nikaj nie mogłem jej zaśpiewać. Nawet mając wspomniany utwór jako pomoc, nie potrafiłem tego wyczuć. Oczywiście samego tekstu mogłoby być zdecydowanie więcej. Ba, nawet można by na tym motywie stworzyć przyjemnego wielorozdziałowca, ale w postaci oneshotu to dzieło też się całkiem fajnie sprawdza. Czy polecam? Tak, to bardzo przyjemne dzieło z dobrą końcówką.
  21. Przeczytałem i muszę powiedzieć, że to było... średnie. A może nawet nie tyle średnie dzieło, co raczej nierówne. Mamy całkiem dobry pomysł z naprawdę poważnym dylematem moralnym. Mamy bohatera, który ewidentnie jest przytłoczony tym wszystkim i próbuje uciec myślami, korzystając z pomocy alkoholu. Mamy też całkiem dobrze opisany bar (przynajmniej jak na tak małą objętość tekstu), oraz narrację pierwszoosobową, która moim zdaniem, jest idealna do takiego tekstu. Swoją drogą, za narrację szanuje podwójnie, bo uważam, że jest trudniejsza niż klasyczna, trzecioosobowa i z pewnością rzadziej spotykana. Słowem, ten fik miał wszystko by być naprawdę dobrym, ciężkim fikiem, który pozostawia w człowieku ślad. Niestety mam wrażenie, że drzemiącego tu potencjału nie wykorzystano do końca. Bohater sprawia niestety wrażenie przeciętnego, smęcącego nad swym losem, ogiera. Nawet gdy poznałem jego problem, to jakoś nie zyskał mojej sympatii czy współczucia. Pity przez niego alkohol tez zdaje się nie wpływać na jego myśli. Owszem, skarżył się na to sam sobie, że wódka go nie zamracza, ale myślę, że mimo wszystko można było to lepiej opisać. Rozszerzyć temat i sprawić, ze jego myśli stają się troszkę mniej składne a on sam częściej skacze między tematami. Właśnie, sam fik wydaje mi się być też za krótki i zbyt ubogi w opisy i wspomnienia jak na taki temat. Aż się prosiło o rozbudowanie zarówno przemyśleń jak i wspominków. Nie mówiąc nawet o rozważaniu większej ilości opcji niż dwie. Ale w tej formie bohater mnie nie przekonuje i nie tworzy dla mnie potężnie przytłaczającego klimatu. Szkoda trochę Ogólnie, to nie jest zły fik. Jest raczej OK i tyle. Czy polecam? Mi się niespecjalnie podobało, ale widzę, że fik miał swoich fanów. Tak więc można dać mu szansę.
  22. Jest, wreszcie jest kolejny rozdział jednego z najlepszych fików jakie czytałem. Co więcej, jest to jeden z chyba moich ulubionych fragmentów. B o ile nie lubię Pinkie to tu jest najlepsza kreacja Pinkie jaką w życiu widziałem. Jej potencjalne szaleństwo zostało tak zmodyfikowane i ukierunkowane, że aż wspaniale się to czyta. Ponadto, autor odrobił zadanie z historii techniki i historii elektrycznosci na szóstkę z plusem, tworząc soczysty klimat steampunku i wspaniałe widowisko dla czytelnika. Sama Twilight też jest tu świetnie opisana. Razem ze swoimi przemyśleniami, wątpliwościami i zaskoczeniem związanym z dziełami Pinkie. Bo nawet tak tęgi i wszechstronny umysł, jak ten, należący do nadwornego filozofa księżniczki Celestii i amatora wszelkiego rodzaju nauki, potrzebuje chwili by uświadomić sobie to z czym obcuje w warsztacie Pinkie Pie. Do tego całość spotkania okraszona jest naprawdę dobrymi opisami. Zarówno otoczenia, jak i przeżyć i przemyśleń Twilight. Świetnie współgrają z treścią i tworzą wspomniany już przeze mnie klimat. Ciężko mi tu powiedzieć coś, by nie zaspoilerować nawet odrobiny i nie zepsuć zabawy czytelnikom. A nie chciałbym tego robić, bo ten rozdział jest naprawdę sążnisty. Pamiętam nawet, że gdy pierwszy raz czytałem ten rozdział (jeszcze w oryginale), czułem prawdziwe ciarki na plecach i pełne podekscytowanie. Czekam na więcej tego cuda.
  23. Przeczytane. Przyjemna, lekka, lecz nie wybitna komedyjka na raz. Ot taki tekst dobry by się odstresować. Oparty na dość klasycznym, lecz nie aż tak wyeksploatowanym motywie jakim jest nauka małej Twilight. W tym odcinku ta klaczka chce spędzić więcej czasu z Celestią. Postanawia więc zorganizować zamach stanu i przejąć władzę. Co może pójść nie tak. Oczywiście prowadza swój plan w życie, poprzedzając go odpowiednimi studiami, udaje jej się, następnie wszystko idzie nie tak i na końcu mamy lekcję przyjaźni i szczęśliwe zakończenie. Może i to schematyczne, ale poprowadzone całkiem przyjemnie i poczytnie. Sam humor też daje radę. Może nie będzie człowiek tarzał się ze śmiechu, ale z pewnością nastrój mu się poprawi. Mnie na ten przykład najbardziej rozbawiła scena powrotu Celestii, a raczej jej słowa Całkiem dobrze są też zrealizowane rządy nowej władczyni. Ta prostota w rozwiazywaniu problemów, pomijanie obaw i konsekwencji, oraz skłonność do wykorzystywania innych... (Twilight chyba była skłonna zrobić z Rarity niewolniczkę), przyznaję, bardzo przyjemnie zrobione i bawi. I w zasadzie, w swej zabawności nie odbiega chyba od sposobu myślenia dzieci. A przynajmniej, czytelnik cały czas ma wrażenie, ze obcuje z dzieckiem na tronie. Co do postaci, to wydają mi się być jak najbardziej poprawne i typowe. Nie robią absolutnie nic, czego bym się nie spodziewał i w tym tekście to się chwali. Twilight jest typowym, oczytanym dzieckiem, które chce spędzać więcej czasu z Ceśką a Ceśka jest typową, wyrozumiałą nauczycielką jaką znamy z serialu. Nic zaskakującego, ale przecież nic tu zaskakiwać nie musi No i kwestia tłumaczenia, o której wspomnieli moi poprzednicy. O ile mi osobiście nie przeszkadza użycie wstrząsu, zamiast wstrząśnienia, bo Twilight mogła nie znać różnicy, o tyle zgodzę się, że w kilku miejscach można było troszkę lepiej zbudować zdania. Aczkolwiek nie ma tego zbyt wiele i nie przeszkadza to szczególnie w lekturze. Osobiście, jestem skłonny polecić, ale nie jakoś szczególnie mocno. Ot dobry tekst na chwilę odprężenia między jednym zajęciem a drugim.
  24. Tyle rozdziałów, a jeszcze żadnego komentarza. Cóż, sam też powinienem był to dawno skomentować, ale na swoją obronę powiem, że zostawiałem pewne sugestie i opinie w dokumencie. Tak czy inaczej, pora by zostawić duży komentarz tu. Opiumowe dziewczyny to ciekawy fik. Jego akcja rozgrywa się po wydarzeniach, które Grento zaprezentował w swoim Stalkerze. Wydaje mi się, że nie trzeba znać tamtego fika by czerpać przyjemność z tego, ale moim zdaniem warto. Zwłaszcza, że Stalker to dobry fik. Tak czy inaczej, dziewczyny rozgrywają się po wydarzeniach ze stalkera, a ich akcja obraca się wokół wątku kultu Zargo, który, jeśli dobrze pamiętam, usiłuje przywrócić Sombrę do życia. W związku z tym, ze kult stanowi zagrożenie miedzy innymi dla Luster Dawn i Starlight, zostają one wysłane do ziemskiej Fluttershy, by tam się ukryć u niej w domu. Z tym, ze Fluttershy jest byłym stalkerem i pracownikiem instytutu naukowego, oraz ma córkę, która pakuje się w kłopoty. I pewnie byłby to komediowy Slice of life o dwóch nastolatkach (z których jedna jest koniem) ale zło przenika i do tego świata, pod postacią zarówno kultystów, jak i samego Sombry Dalej, fabuła toczy się klasycznie, odfajkowujac kolejne punkty z listy. takie jak konflikt z rodziną, zakulisowe działania kilku stronnictw w equestrii, nieoczekiwani sojusznicy i walki ze złem i tak dalej. Ale muszę przyznać, że robi to naprawdę dobrze. W zasadzie, ani przez moment się nie nudziłem. Nawet w spokojniejszych momentach było ciekawie. Całość jest opisana lekkim i przyjemnym językiem, oraz okazjonalnymi żartami. Głównie chyba wynikającymi z relacji między postaciami. Nie każdemu się mogą spodobać, ale moim zdaniem są całkiem zabawne. Nawet (a może i zwłaszcza) te, dotyczące białego podmieńca i jego pociągu do damskiej bielizny. A skoro o białym podmieńcu mowa, to przejdę do postaci i od niego zacznę. Sama jego idea, tajemnicza rasa, dziwny język, specjalna moc zmiany w wodę i zdolności, czynią z niego bardzo sympatyczną postać. Zwłaszcza, ze mimo swych mocy, nie jest on niepokonany. Nawet wprost przeciwnie, ma ograniczone możliwości. Z drugiej strony, jego zdolności sprawiają, że Flowercoy (córka Fluttershy), musi podejsć do problemów od zupełnie innej, kreatywnej strony. Dalej, z ciekawych postaci niekanonicznych jest jeszcze oczywiscie główna bohaterka. Wysportowana, buntownicza i pyskata nastolatka, która nieszczególnie chce sie uczyć, a do tego popada w konflikt z matką. Naprawdę nie wygląda na nic specjalnego i wyróżniającego się, ale nie musi. Moim zdaniem, dobrze się sprawdza taka jaka jest. Poza tym, ona popełnia kilka błędów i działa w kilku miejscach dostatecznie nielogicznie i impulsywnie, by być bardziej ,,prawdziwa". Pozostałe postacie niekanoniczne (razem z Luster), tez dają radę. Może nie są wybitne, ale nie są kulą u nogi i zapychaczem. Co więcej, nie pojawiają się też bez przyczyny. Jak już są, to po coś. Postacie kanoniczne są opisane, moim zdaniem, konsekwentnie. Ich decyzje, działania i wypowiedzi nie odbiegają, moim zdaniem, od tego, jak powinny sie zachowywać w obliczu nieco mniej cukierkowego problemu niż Tirek, ssący magię niczym odkurzacz z teletubisiów. Do tego napisane są tak, ze nie odbiegają jakością od postaci niekanonicznych. A czy fanfik ma jakieś wady? W zasadzie, nie ma dużych wad. To po prostu dobry (choć nie wybitny fanfik), który przyjemnie się czyta. W sam raz na odstresowanie się i spokój. Można by się poczepiać, że w kilku miejscach jest za mało rozbudowany (jeszcze) i nieco sztampowy, ale jakoś mi to nie przeszkadzało podczas lektury. Ogólnie, polecam tym, którym spodobał się stalker, oraz tym, którzy mają ochotę na lekki, miejscami zabawny fik, majacy jednocześnie ciekawą intrygę i sporo dobrych pomysłów. Może to nie jest top of the top, ale czyta się bardzo przyjemnie. Czekam na więcej, bo coś mi mówi, że historia może jeszcze nie być w połowie.
  25. Łoł. Nie wiedziałem, że tłumacz wielu dobrych fików popełnił też własne dzieło. Bardzo miłe zaskoczenie. Zwłaszcza, że Grota nie jest fikiem przeciętnym, a naprawdę dobrym. Jest też bardzo dobrym crosoverem z SW, a tych u nas na forum praktycznie nie ma (a przynajmniej ja nie widziałem). Mamy tu do czynienia ze scenką opartą na rozwiązaniu zasady dwóch. Czyli zawsze jest dwóch i tylko dwóch sithów. Uczeń i mistrz. Uczeń zabija w pewnym momencie mistrza (o ile sam nie zginie w tej walce, albo podczas treningu) i sam staje się mistrzem. Mistrz, czyli Eclipse (w tej roli Celestia), przylatuje na odległą planetę by dokończyć swój niecny plan i posiąść życie wieczne. Tam też spotyka swoją uczennicę, Nightfall (nie uwierzycie, ale to Twilight) i mamy pierwszą w sumie część tego dzieła, czyli dialogi. Jest ich dość sporo, ale ani na moment nie można się zgubić. Za to jest okazja bliżej poznać obie postacie i ich możliwości. Oczywiście nie wszystkie, by zostawić sobie coś na później. Od rozmowy przechodzą oczywiście do ostatniej walki ucznia z mistrzem. Ostatecznego rozwiązania problemu, kto jest potężniejszy, sprytniejszy, szybszy... i kto ma więcej szczęścia. Tu dominują opisy ataków, uników i zwodów, przeplatane z pewnymi, krótkimi przemyśleniami bohaterów. Całość ładnie skomponowana i wyważona, wiec nie ma ani natłoku, ani nudy. Co więcej, całość jest wykonana bardzo klimatycznie i czuć w tym ducha prawdziwych mrocznych lordów, oraz pojedynków na świetlówki. Z tym, że aTOM inteligentnie wykorzystał fakt, że walczą alikorny, które potrafią latać i walczą, dzierżąc miecze magią. W sumie już sam fakt, że sithami są alikorny jest dobrym wyjściem do kilku teorii? Czy alikorny istnieją ot tak, czy może to moc Sithów daje zwykłym kucom skrzydła i rogi? Tak czy inaczej, to kawał kliamtycznego tekstu, któy mógłby być fajnym otwarciem jakiejś sagi. Z drugiej strony, jako samodzielne dzieło też się sprawdza Mam tylko jeden problem z tym fikiem. Mianowicie jest on za krótki. To tylko jedna scena spotkania ucznia i mistrza, oraz walki o władzę. Owszem, mamy odrobinę informacji na temat historii świata i tego co się dzieje, ale są to skąpe informacje, ograniczone do minimum niezbędnego do zrozumienia bohaterek. Chciałoby się więcej. Zwłaszcza, że crosoverów z gwiezdnymi wojnami nie ma tak wiele. Niby wiem, że to był konkurs i limit, ale mimo to chciałoby się może jeszcze kilka oneshotów w tym uniwersum. O stronie technicznej w sumie nie wiele można powiedzieć. Jest dobrze, choć mam wrażenie, że kilka razy zdarzyły się powtórzenia. To jednak drobiazgi, które nie odrywają człowieka od lektury. Podsumowując, polecam, bo jest klimat, fajna akcja i niezgorsze opisy. No i mamy wojny gwiezdne.
×
×
  • Utwórz nowe...