Skocz do zawartości

Pielgrzym i Pani [Oneshot][Slice of Life?][Mythology/Parabola?]


Recommended Posts

Dobrze, rozumiem, iż problemem jest to, że fanfik nie pokazuje jedynej słusznej drogi życia? Cóż... Moim zdaniem dobrze. Tak! Nie znoszę typowej dychotomii. Dobro albo zło i nic więcej. Takie podejście uważam za dziecinne i naiwne. Dlatego fanfik symboliczny, który nie mówi mi jak mam żyć, przyjmuję z wielką radością.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głos na EPIC ode mnie. Za co? Począwszy od niesamowitego klimatu po głębię i mnogość interpretacji jaka przychodzi do głowy. Fanfik wywołał dosyć ciekawą (i całkiem długą) dyskusję na TS-ie. 
 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat się ździebko... rozrósł.

 

No cóż, parę dni temu miałem z Irwinem małą pogawędkę na AmberMeecie, gdzie - jak zresztą można to zauważyć po kolejnych jego wypowiedziach - nie znaleźliśmy konsensusu. I nie sądzę, by kiedykolwiek ta sztuka miała się nam powieść. Mogę tu chyba po prostu powtórzyć słowa SPIDI'ego (tak to się powinno zapisywać...?) - nie nadajemy na tych samych falach.

 

W pierwszej chwili chciałem napisać, że wszystko wskazuje na to, iż na forum powoli umacnia się podział na dwa obozy: moich apologetów i antagonistów, z tego drugiego jednak dobiegają sprzeczne sobie głosy; raz moje opowiadanie jest parabolą dla sześciolatków o nachalnej symbolice i popisem łopatologicznym, innym razem słyszę zarzut, że jest niejasne. Czyżby Obóz Antagonistów dzielił się na dwie, sprzeczne sobie w tym punkcie frakcje?

 


Świat Dysku i tamtejszy Śmierć

 

Nie widzę większego sensu porównywania Śmierci i Białej Pani. Obie postaci pochodzą z prac o zupełnie innym wydźwięku, innej stylistyce, innym sposobie prowadzenia narracji, itd. itd. Pratchett w końcu przede wszystkim satyrycznie komentuje rzeczywistość, Śmierć również pełni u niego tę funkcję. A co do rozważań filozoficznych... cóż, doświadczenie (czytaj: zajęcia na uczelni) każe mi wierzyć, że skłaniać/pobudzać/zachęcać do nich może absolutnie wszystko, w zależności jedynie od osobistych preferencji i spojrzenia. Pani jest owocem moich własnych rozważań, które biegną innym torem niż pratchettowskie. Zgaduję, że po prostu nie trafiłem w Twoje. Przede wszystkim jednak... cóż... to byłoby porównywanie postaci stworzonej przez zawodowego i dojrzałego już pisarza, a która do tego pojawiła się w już co najmniej kilkunastu powieściach, z postacią pochodzącą z pracy debiutanckiej (tak przypominam, gdyby ktoś zapomniał), wciąż jeszcze dość młodego autora. Do tego piszącego hobbystycznie. Miałbym z miejsca dorównać mu poziomem? Nie sądzę, by komukolwiek w fandomie się ta sztuka udała.

 

Korzystając z okazji, chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, iż w mojej opinii "Pielgrzyma i Panią", można nazywać fanfikiem. Zarzut o słaby związek z kucami lub jego brak? Cóż, nie mogło być inaczej, skoro powziąłem sobie na cel wypełnienie straszliwej luki, jaka znajduje się w serialu (o czym zresztą wspominałem Irwinowi na meecie). Gdybym sam nie uważał opowiadania za kucowy fanfik, to nie publikowałbym go w kucowym fandomie, zapewniam was.

 

A na zakończenie chciałbym podziękować za kolejne głosy na EPIC, jakie otrzymałem. I cieszę się, że George R.R. Martin zmienił nick - czułbym się niezręcznie, bo tak zostałem przez niego wyróżniony, a ja wciąż jeszcze nie zabrałem się za czytanie "Pieśni Lodu i Ognia"...

Edytowano przez Malvagio
  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tą śmiercią się minimalnie nie zgodzę. Śmierć ze Świata Dysku to faktycznie dzieło dojrzałego pisarza, ale koncepcja postaci będącej swego rodzaju absolutem, który zajmuje miejsce "o krok" od normalnego świata, to przyszła Pratchettowi do głowy już bardzo wcześnie, i przebija się w wielu, wielu powieściach, od Dywanu (który napisał w wieku 17 lat), przez Dysk i Ciemną Stronę Słońca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Nie mam pomysłu jak rozpocząć posta, więc się przywitam :3 - I to koniec miłych zdań w tym poście.

 

Zazwyczaj trzymam się z daleka od tekstów które nagle są wychwalane w każdym miejscu fanodmu. Nie czytam ich od razu, nie interesuję się nimi i nie rozmawiam o nich. Dla mnie one nie istnieją. Czekam kilka tygodni, czy miesięcy i zaglądam do nich.

 

Tak też było z tym fikiem. Był okres, że słyszałem o nim wszędzie, co przyprawiało mnie o chwilową qrwice. No ale dobra. Czasu trochę upłynęło, tekst został nieco zapomniany, ale, że słyszałem o autorze, że jaki to on nie jest koks w pisaniu, że pr0 i te sprawy, to postanowiłem to sprawdzić.

 

Z tego co słyszałem, to ten tekst miał być najlepszym. Więc zabrałem się za niego. Zaglądam sobie w temat, patrzę 8 głosów na EPIC. Hmm... to może być dobre. Odpalam dokument.

 

Już na wstępie zapaliła mi się żarówa "Uciekaj w podskokach, WOOON". Ale nie, nie posłuchałem siebie. Wgryzłem się w tekst i czytam i czytam i czytam... i czytam. Czekam na zwrot akcji, czekam aż moc teg tekstu spłynie na mój czerep i go oświeci, czekam na duchową ucztę....

 

I prędzej Half Life 3 się doczekam.

 

Tekst się skończył a ja zostałem z dziwnym wyrazem twarzy.

"I co... to koniec? Chyba mi dokument pochlało." Cisnę F5 i odświeżam. Strona się przeładowała, pobieżnie przeleciałem spojrzeniem po tekście. No nie, nic mi nie wcięło, strony są... Zatem co to jest?

 

Rozsiadłem się wygodniej na krzesełku, westchnąłem ciężko i spojrzałem na ekran, myśląc:

"Kolejne dziesięć minut stracone, immunopatologia sama się nie zrobi... ale napisze posta".

 

Komentuję każdy fik który przeczytam, nawet jeśli ten komentarz jest niepochlebny. Nowym staram się dać jakieś rady, wskazać błędy, a z Tobą mam problem :v

 

Tekst jest o niczym. Gdzie jest coś o czym on jest? Dostałem pudełko, którym wszyscy wyżej się jarają i nic w nim nie znalazłem. Co? Mam zachwycać się pudełkiem? Nawet ono mi się nie podoba. Obejrzałem je, ale mnie nie zachwyciło. Kolejny pseudofilozoficzny fik o niczym, cztery strony tekstu w którym nic nie ma. Wiesz co? Przypomina mi się pewien akademicki podręcznik do cytologii dla I roku. Więcej treści było w spisie treści niż w samej książce. Tutaj nawet spisu treści nie ma.

 

CZEMU?! Czemu po raz kolejny widzę w dziale tekst O NICZYM który jest o krok od EPIC? Przecież ten fik nie zaskakuje, nie olśniewa, nie otwiera nikomu oczu, nie robi nic... NIC! Nie wiem, chyba ja jestem jakiś niewrażliwy i nieczuły i nie dociera do mnie rzekome piękno tegoż fika.

 

W dziale zalega tyle fików które jeszcze nie doczekały się tego odznaczenia, ba mają nawet mniej głosów, a zasługują na nie znacznie bardziej niż ten tekst? Bo coś sobą reprezentują, bo autorzy naprawdę włożyli w nie masę serca i swych umiejętności. Ale o tych tekstach się nie wspomina, bo nie mają w sobie filozoficznego bełkotu, który zrozumie się kiedy człowiek wstawi się jak messreshmitt.

 

Owszem, pewnie są w tym dziale fiki filozoficzne, napisane z sensem, ale jeszcze do nich nie dotarłem. Mam tylko nadzieję, że nie zawiodę się na nich, tak jak na tym tekście. Wszyscy wychwalają a przychodzę taki ja i krytykuję.

 

Innymi słowy: meszek. Idę sobie stąd. Nic tu dla mnie, zawiodłem się, jeśli inne teksty też takie są... nie znajdziesz we mnie czytelnika i wielbiciela. Tymczasem, idę wielbić moich idoli i składać im pokłony, trzeba posprzątać ołtarzyk z wizerunkiem Pillstera i Gacinki, truć dupsko Dolarowi, że znów nie ma progressio w Progressio, i podziwiać siebie przed lustrem :3

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Na wstępie wspomnę, że już jakiś czas temu zostałem do lektury zachęcony, lecz nie przez okresowy hype, lecz właśnie przez post mego przedmówcy, który poddał pod wątpliwość potrójne dno oraz smaczek filozoficzny, które miały być jednym z powodów, dla którego niniejsze opowiadanie zdobyło aż 8 głosów na specjalny tag. Szczególnie zaintrygowało mnie stwierdzenie, iż jest to „tekst o niczym”.

 

Dlaczego obieram tę tezę jako punkt wyjścia? Ano dlatego, iż tak to właśnie bywa z dziełami filozoficznymi, mającymi na celu (w założeniach) skłonienie do kilku chwil refleksji, czy też po prostu, nietuzinkowymi. Jedni to widzą, drudzy nie. Jedni wychwalają pod niebiosa, drudzy wzruszają ramionami. Nadeszła pora na przekonanie się, czy w ogóle znajdę się w którejś z tychże grup.

 

Przede wszystkim, chciałbym pochwalić autora za jego styl oraz wyjątkowo solidne wykonanie dziełka. Wygląda na to, że absolutnie każde słowo zostało tu starannie dobrane, zdania przemyślane, zaś akcja prowadzona jest jednostajnym, spokojnym tempem, nie pozwalając na zgubienie się gdziekolwiek. Kwestia ta zasługuje na wyróżnienie tym bardziej, że jest to opowiadanie debiutanckie. Dobrze wiedzieć, że solidność, konsekwencja i wylewający się z ekranu klimat były tu od początku.

 

No właśnie, ale jaki klimat? W moim odczuciu, nagromadzenie szarości, czerni i bieli kreuje w „Pielgrzymie…” raczej posępną atmosferę, być może nawet trochę przytłaczającą. Otoczenie wydaje się monotonne i mimo pojawienia się Pani oraz jej zamczyska, wszystko jest jakieś takie „martwe”, pozbawione emocji, statyczne.

 

Przyglądając się bliżej postaci Pielgrzyma, jak również analizując jego wyprawę, pierwsze skojarzenie jakie nasuwa mi się na myśl, to nieszczęśliwcy, znajdujący się na skraju załamania, opuszczeni i wykluczeni przez wszystkich, rozważający popełnienie samobójstwa. Wszystko za sprawą fragmentu, w którym Pielgrzym od dłuższego czasu kroczy ku nieznanemu, a mimo to wystarczy jeden odwrót, by wrócić do ojczystej krainy i odkryć, że nie minęła nawet minuta. Całe to poszukiwanie odpowiedzi wygląda mi na głęboką zadumę, kiedy to przyszły (?) samobójca zagląda w głąb siebie i stara się podjąć tę ostateczną decyzję. Wystarczy powiedzieć „nie” i już powraca do swojego starego życia. Ale im dalej brnie ku Pani (Śmierci?), tym bardziej porzuca ostatnie nadzieje, zatraca się, choć z boku wydaje się, że swego położenia nie zmienia. W ogóle, cały ten zamek jawi się jako taki azyl dla tych, którzy myślą o odejściu, oderwaniu się. Ta biesiada też pewno ma jakieś szczególne znaczenie, aczkolwiek większej uwagi domaga się zakończenie, które w pewnym sensie burzy moją wizję co też może cała ta wędrówka symbolizować.

 

To było trochę dziwne, niepasujące do reszty, jakby z kapelusza wyciągnięte. Poczułem nawet lekki niesmak. Niby ta wypowiedź Pani, że nie może mu dać wszystkich odpowiedzi znów powraca do tej tematyki (kiedyś czytałem, że samobójcy tak naprawdę wcale nie chcą umierać, tylko wołają w ten sposób o pomoc bo sami nie wiedzą jak sobie poradzić), ale znów, to odbicie, nagłe postarzenie, ta uciekająca od ust bohatera woda (woda daje życie, ale również je odbiera. Niby pasuje), wszystko to przyprawia czytelnika o mętlik w głowie. Po prostu, to nie było coś, czego spodziewałbym się akurat w tym momencie. Ale to światło na końcu bardzo ładnie wieńczy historię.

 

Z jednej strony tak skonstruowane zakończenie współgra z resztą, jednakże ta studnia... Jest jakby wycięta z innej bajki. Być może za bardzo uparłem się na tą psychikę samobójcy, chcącego nie tyle zrobić sobie krzywdę, co uciec od wszystkiego, lecz z drugiej strony nie potrafię tego przyrównać do niczego innego. I tutaj dochodzę do wniosku, że próba uczynienia z „Pielgrzyma…” utworu wieloznacznego, którego każdy mógłby odnieść do niemalże wszystkiego i którego wydźwięk zmieniałby się w zależności od nastroju, czy dnia, okazała się nieudana. Niby można poszczególne fragmenty przypisać do kolejnych aspektów życiowej wędrówki, poszukiwania swego celu, odpowiedzi, lecz po połączeniu tego w całość coś tu nie gra. Bardzo ambitny cel, lecz nie do końca osiągnięty.

 

Dlaczego nie do końca? Dlatego, że mamy przecież odpowiedni klimat niezapisanej karty, nieuporządkowanej masy, sporo okazji do podstawienia pod poszczególne elementy pewnych pojęć, doskonale dobrane tempo akcji, doskonale ułożone zdania, tajemniczość. Niestety, koniec końców okazuje się, że jeżeli trzeba wysnuć jakąś drugą teorię co to wszystko mogłoby oznaczać, okazuje się, że to ta pierwsza myśl jest najlepsza. Piałem wcześniej o zależności od aktualnego nastroju czytelnika i chciałbym podkreślić, iż próbowałem czytać opowiadanie wielokrotnie, o różnych porach dnia, czy roku. Nie tylko nie udało mi się wysnuć drugiej, lepszej interpretacji, ale także zauważyłem coś innego.

 

Wiele jest opowiadań takich, których co niektóre wątki i elementy po jakimś czasie wypadają z głowy. W przypadku tych najkrótszych opowiastek, bywają to kluczowe, pojedyncze słowa, czy zdania. A ponieważ dzieła te cechują się dobrym klimatem, aż chce się do nich powrócić, by poprzypominać sobie to i owo, przeżyć coś jeszcze raz. „Pielgrzym i Pani” bardzo szybko traci świeżość i daje się zapamiętać od początku do końca już po pierwszym przeczytaniu. Oczywiście, tekst jest napisany na tyle dobrze, że można do niego wracać, lecz to nie będzie znowuż aż tak satysfakcjonujące. A nowych teorii co do jego ukrytego przekazu jak nie było, tak nie ma.

 

Kończąc ten przydługi wywód, jestem skłonny zrozumieć, że dla co niektórych jest to opowiadanie o niczym. Jestem w stanie zrozumieć również tych, którzy widzą w nim głębię, lecz jeśli miałbym odpowiadać za samego siebie, nie utożsamiam się z żadną z grup. Po prostu widzę, że jest to projekt zrealizowany solidnie, konsekwentnie, z pomysłem i klimatem, lecz poza podaną przeze mnie interpretacją, nie potrafię wyjść z czymkolwiek innym, w moich oczach równie sensownym (?). Cokolwiek innego po prostu mi nie pasuje, a każde kolejne czytanie jest takie samo. Zresztą, znaki zapytania przy tagach każą mi sądzić, iż sam autor nie do końca wiedział, co stworzył. Pomysł miał, zrealizował go, lecz efekt końcowy okazał się nieporównywalny do niczego, co już znamy. W pewnym sensie, jest to jakiś dodatkowy atut.

 

Tak czy inaczej, nie uważam, by było to najlepsze dzieło autora, choć poświęconego mu czasu nie żałuję. Jest to utwór solidny, klimatyczny, lecz nie potrafiący zatrzymać przy sobie czytelnika na zbyt długo. Uważam, że autor popełnił dużo lepsze tytuły, być może bardziej zasługujących na głosy na tag specjalny.

 

Osoby uwrażliwione, o bogatszej ode mnie wyobraźni z całą pewnością stworzą o wiele więcej możliwych interpretacji i poczują się po tym dobrze. Natomiast ci, którzy niekoniecznie są zwolennikami tworzenia podwójnych den gdzie popadnie, raczej zakończą lekturę z wrażeniem usilnego pogłębiania kałuży, z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 years later...

Witam!

 

Och, powrót do przeszłości! Było to jedne z pierwszych opowiadań jakie przeczytałem, ale które, nie wiem dokładnie. Wtedy zrobiło na mnie wielkie wrażenie, zresztą nawet do niego nawiązywałem w swoich tworach, mniej lub bardziej udanych. Jak jest teraz?

 

Technicznie jedynie mogę się przyczepić do angielskiego zapisu dialogowego. Styl jest bardzo ładny, opisy zakrawają o pewien mistycyzm. Kreuje się tu bardzo przyjemny klimat.

 

Który najlepiej opisać jako: „przypowieść”. Nie każdemu się to spodoba, ale do mnie trafiło.

 

Historyjka tu wpleciona jest bardzo prosta, co akurat nie jest minusem. Pewien, bezimienny zresztą, Pielgrzym, podróżuje w poszukiwaniu odpowiedzi. Z jednej strony, zupełny banał, z drugiej, jest to podane w taki przyjemny sposób, że nie mogę się nad tym nie rozpływać.

 

Same postacie, chociaż niewiele o nich wiemy, ciekawią swą, dobrze podaną (i to klucz!), tajemniczością. Doprawdy, interesująca para. Pielgrzym i Biała Pani.

 

Bardzo przyjemnie wróciło mi się do tego fanfika. Jednakże… no właśnie, wróciło. To już nie jest za drugim razem to samo. Nie potrafię dobrze napisać, co mi towarzyszyło za pierwszym razem, a szkoda, bo fanfik na to, w mojej opinii, zasłużył. No nic, zostaje tylko to. Taki, krótki lichy komentarz. Polecam.

 

Pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...